ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Gówniarz 16 |
Rozdział 16: Kolidując z otoczeniem
Nie miał nikogo. Przez ostatnie lata żył jedynie na trasie praca-dom, nie utrzymywał kontaktów z dawnymi znajomymi, nie poznawał nikogo nowego... Z Darią całkowicie zamknęli się w czterech ścianach, sami postawili siebie w sytuacji, w której byli jedynymi osobami, z jakimi spędzali czas. Już wcześniej wiedział, że to niczego dobrego nie przyniesie, ale czy coś zrobił? Czy zrobił cokolwiek w swoim życiu, prócz spłodzenia dzieci? Pamiętał, jak kiedyś w ramach żartu powiedział, że już dziadzieją; dość nieśmiało zasugerował także spotkanie z dawnymi znajomymi. Darii było dobrze w obecnym układzie, chociaż pewnie gdyby bardziej ją przyciskał, może i wychodziliby do ludzi. Jako rodzice nie musieli przecież rezygnować z życia... Mimo to - zrezygnowali.
Oczywiście, nawet jeśli mieliby przyjaciół poza sobą, Łukasz wątpił, że ich małżeństwo nagle stałoby się udane. Prędzej czy później musiało się zakończyć, rzecz jasna z jego winy - tutaj nie miał żadnych złudzeń. Po prostu teraz, kiedy oboje przechodzili przez trudy rozstania, nie musieliby być całkiem sami. A wątpił, że Daria prócz mamy miała jeszcze kogoś, z kim mogłaby porozmawiać. Zapewne nawet Maciej nie palił się do pomocy siostrze; za wyjątkiem kilku niewybrednych komentarzy nigdy nie mieszał się do ich małżeństwa. Przez ten czas ułożył sobie osobne, odseparowane od rodziny życie. Wiódł je na dwóch skrajnie różnych płaszczyznach, Łukasz nie raz słuchał jego opowieści skierowanych do mamy i zazdrościł mu takiego postawienia na swoim. Bo z jednej strony wciąż był ukochanym synkiem - bezdzietnym bo bezdzietnym, ale przynajmniej bogatym, inteligentnym i, oczywiście, w oczach matki jak najbardziej heteronormatywnym. Z drugiej po prostu cieszył się chwilą, nie zmieniał się w kogoś, kim nie był. Wyprowadzka z rodzinnego miasteczka z pewnością mu to ułatwiła, w końcu czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Także mógł się wtedy wyprowadzić. Spakować ubrania i dać się pociągnąć Maciejowi. Mógł zrobić naprawdę wiele rzeczy; perspektywa czasu zawsze najlepiej wytykała popełnione błędy. Można się nad nimi zastanawiać, można gdybać i zarzucać sobie bierność, tylko po co? Życie to nie film, nie przewiniesz go do wybranego momentu. Albo więc weźmie się w garść, albo resztę swojej marnej egzystencji spędzi na zastanawianiu się, co zrobił źle. A że tych błędów było wiele - to już wiedział.
Trudno jednak cokolwiek zrobić ze swoim życiem w niedzielę o dziesiątej wieczorem. Mógł chyba tylko skoczyć do monopolowego, kupić sobie karton stuprocentowego soku z pomarańczy (miał ochotę na jakąś wodę sodową, ale skoro już chce coś zmienić, warto zacząć od nawyków żywieniowych) i wrócić do wynajmowanej kawalerki, żeby tam zasiąść przed laptopem.
Samotne weekendy były najgorsze. Zawsze spędzał je z dziećmi, brał Hanię i Kubę na rowery, na basen, do kina, a wieczorami budował z nimi przeróżne konstelacje z klocków, które później kończyły swój żywot, rozwalane przez małe rączki. W ich domu nigdy nie panował spokój, nawet jeśli Hania była akurat w szkole, to zawsze rozrywki dostarczał Kuba. Maciej często powtarzał, że jego dzieci cierpiały na choroby pokroju ADHD, ale przecież miały tylko kilka lat. Może i Łukasz w ich wieku zachowywał się znacznie spokojniej, to, odkąd sięgał pamięcią, Daria i Maciej już nie. Zawsze coś robili, czy to obmyślali strategię budowy domku na drzewie (ten jednak pozostał tylko w sferze ich marzeń, nigdy nie udało im się tych planów zrealizować), czy zastanawiali się, jak wykraść jajka z kuchni, żeby później ciskać nimi w mur jednego z opuszczonych budynków. Łukasz, chociaż czasem miał ochotę zamknąć się w cichym pomieszczeniu i odgrodzić od swoich pociech, nigdy ich nie uspokajał. Może to i źle, ale był raczej "tym dobrym" rodzicem, to Daria w ich małżeństwie pełniła rolę złego policjanta, przydzielała kary i ograniczenia. Kiedy skrzyczała Hankę i Kubę, dzieciaki zawsze leciały do Łukasza, a Łukasz zawsze pozwalał im mącić swoją chwilę wytchnienia po pracy.
Teraz jednak naprawdę chciał, żeby ktoś zmącił ciszę panującą w kawalerce. Milczące ściany już go przytłaczały, brakowało mu krzyków, dziecięcych kłótni, odgłosów biegania po schodach i strachu, że przez skoki z tapczanu na podłogę zaraz zarwie się sufit. Jeżeli więc ktokolwiek stwierdziłby, że Łukasz próbował uciec od odpowiedzialności, jaką niesie za sobą wychowywanie dzieci, był w błędzie. Hania, Kuba i miesięczna Amelka szybko stały się jego powodami do dalszego życia... Niestety, jedynymi. Oprócz tych trzech plusów, Łukasz nie widział w swojej wegetacji żadnych innych zalet. Nawet teraz, gdy już rozwiódł się z Darią.
Bardziej dla zabicia czasu, niż przez realną chęć rozmowy z innymi ludźmi, wszedł na gejowski czat. Wiedział, że czaty stały się już przeszłością (chociaż jak jeszcze był kawalerem, to każdy przesiadywał na takiej Czaterii, Wirtualnej Polsce czy innych starych, już niezbyt modnych portalach). Nie potrafił się jednak przekonać do tych wszystkich Tinderów czy Grindrów. To ostatnie w szczególności go przerażało, miał wrażenie, że nie ma tam czego szukać prócz seksu. Ilość nagich klat, przyciasnych bokserek, czy wypiętych tyłków odpychała. Chociaż może Łukasz powinien umówić się na jedną noc? Może powinien znaleźć sobie jakiegoś faceta, z którym spędziłby tylko kilka godzin, a później ich kontakt by się urwał?
Gdy się nad tym zastanowił, szybko stwierdził, że nie. To nie dla niego. Był starym (zabawne, że naprawdę tak się czuł, a miał tylko trzydzieści dwa lata), stetryczałym gejem, który nie pasował do dzisiejszej ery seksu i kultu swojego ciała. Miał wrażenie, jakby tkwił hibernowany przez pół dekady i jakby nagle ktoś zdecydował się go wybudzić.
Zalogował się, przejrzał pierwsze wiadomości wypisywane przez nielicznych (zapewne tak samo zacofanych jak i on) użytkowników, no i szybko zamknął stronę. Nie potrafił nawet rozpocząć znajomości przez Internet, cholera. Naprawdę zdziczał.
Następne godziny spędził na bezproduktywnym przeglądaniu stron dla gejów. Powoli odkrywał na nowo portal Queer.pl, chciał nadrobić stracony czas, dowiedzieć się, czym teraz żyła społeczność polskich homoseksualistów. Zabawne, że przez siedem lat udawał, że takie tematy po prostu nie istnieją. I jakoś tak po prostu, od linku do linku, od jednego przekierowania na stronę do drugiego, znalazł się na blogu. Z początku nie chciał go nawet czytać - bo i po co? Kolejny internetowy pamiętnik pisany przez piętnastolatka, z masą błędów ortograficznych. Nim jednak zamknął kartę, zatrzymał się jeszcze na krótkim, jednozdaniowym opisie autora.
Pięćdziesięcioletni gej próbujący odnaleźć się w dzisiejszym świecie.
Zamienić "pięćdziesięcioletni" na "trzydziestoletni" i wypisz-wymaluj Łukasz. Zsunął suwak strony niżej, na najnowszą publikację.
Jeżeli już masz rodzinę, dbaj o nią - głosił tytuł. Łukasz zagryzł wargi, mając wrażenie, jakby każde kolejne słowo tyczyło się właśnie jego. Pięćdziesięciolatek, bo taki pseudonim przybrał autor, był rozwiedzionym gejem z prawie dorosłą córką, którą, jak pisał, kochał nad życie. Różnica między Pięćdziesięciolatkiem a Łukaszem polegała na tym, że Pięćdziesięciolatek miał bardzo dobre stosunki ze swoją żoną. Spędzali ze sobą każde święta, traktowali się jak przyjaciele i nigdy nie walczyli o córkę, Pięćdziesięciolatek spędzał z nią tyle czasu, ile chciał; pomimo rozwodu, wciąż spełniał się jako ojciec.
Łukasz zatopił się w lekturze na dobrą godzinę. Czytał każdy z wpisów bardzo uważnie, co zresztą wcale nie było trudne, bo autor pisał w ciekawy, momentami humorystyczny, ale całkiem dojrzały sposób. Inne jego publikacje tyczyły się trudności w znalezieniu partnera oraz kulcie ciała i młodości, jaki ogarnął społeczeństwa gejowskie. Poruszał również problemy wykluczania osób starszych, szydzenia ze starzejących się homoseksualistów i ogólnej niechęci, jaką takie osoby budziły. Pomiędzy Łukaszem a autorem było prawie dwadzieścia lat różnicy, ale Łukasz naprawdę poczuł się w pewien sposób bliski nieznajomemu mężczyźnie. Odkąd się "uwolnił" i zaczął poznawać nową rzeczywistość, dopadły go dokładnie te same spostrzeżenia. Ludzie troszczą się o rzeczy, które na dłuższą metę nie mają żadnego znaczenia, bo przecież uroda i młodość zawsze kiedyś przeminą. Taktowanie tych dwóch cech jako karty przetargowej było zwyczajnie szczeniackie i krótkowzroczne.
Otworzył swoją skrzynkę pocztową, a następnie, raczej bez konkretnego przemyślenia, zaczął wypisywać wszystko, co w tamtym momencie siedziało mu w głowie. Z początku wmówił sobie, że chce po prostu wyrzucić gdzieś te myśli, żeby już go nie dręczyły. I rzeczywiście osiągnął zamierzony cel. Uzewnętrznił się tak jak chyba jeszcze nigdy nikomu, ale skoro to tylko blog, a Pięćdziesięciolatka może potraktować jako osobę, która nigdy nie istniała...?
Wysłał.
Momentalnie ogarnęło go głębokie zmęczenie. Nic dziwnego, zbliżała się pierwsza w nocy. A jutro jeszcze będzie musiał wstać rano do pracy.
***
Nim zdążył przejechać, światło zmieniło się na czerwone. Zatrzymał pojazd, dudniąc palcami w kierownicę. Spojrzał w bok - mama właśnie malowała usta krwistoczerwoną pomadą. Spojrzał w lusterko - Filip smętnie zerkał za okno. Opuszki Macieja zaczęły uderzać w kierownicę jakby szybciej i bardziej nerwowo, a on wciąż nie mógł pojąć abstrakcji wczorajszego wieczora i dzisiejszego poranka.
Kiedy mama obudziła ich pięknie pachnącymi pełnoziarnistymi naleśnikami z twarogiem, spojrzał w stronę łóżka z przekonaniem, że Filip i miniona noc pozostanie jedynie w sferze jego sennych fantazji. Niestety, z kanapy spojrzały na niego wciąż zaspane, mocno opuchnięte od snu ciemne oczy, a Maciej zdał sobie sprawę, że to wszystko rzeczywiście miało miejsce. Filip do niego przyszedł, mama zajęła się nim, jak gdyby był jej własnym synem, poszła spać, oni sobie ulżyli, a rano nieświadoma Agata przyniosła im śniadanie do łóżka.
Przez moment nawet zrobiło mu się jej żal; nie chciała niczego zobaczyć, więc nic nie widziała. Maciej był przekonany, że niczego nawet nie podejrzewała. Na początku może trochę się martwił; zachodził w głowę, czy nie zachowywali się zbyt głośno - w końcu mama spała tylko w pokoju obok, a nie na drugim końcu apartamentowca. Gdy jednak podała im talerze i świeżo zaparzoną herbatę z miodem i cynamonem ("Wiecie, ile cynamon ma wspaniałych właściwości?"), i usiadła tuż obok Filipa - dokładnie na tej samej kołdrze, na której wczoraj spędzili kilka przyjemnych minut - uspokoił się. Zaczęła jakby nigdy nic rozmawiać z Wilczyńskim. Zadawała mu całą masę pytań ("Jak się czujesz? Tata nie będzie się martwić, że nie wróciłeś na noc? Wyspałeś się? Maciej dobrze cię ugościł?"), a gdy Filip udzielił jej krótkich, ale chyba według niej niezbyt satysfakcjonujących odpowiedzi, pojawiło się również i kilka stwierdzeń. ("Biedactwo moje, taki chudziutki jesteś. Dołożę ci naleśniczka.")
Nie trudno było zauważyć, że Agata naprawdę polubiła Filipa. Gdy dokładała mu na talerz placka za plackiem, miał ochotę się roześmiać, chociaż wewnętrznie zdusił w sobie lekkie ukłucie zazdrości. No cóż, czasy, kiedy jako nastolatek obrabiał mamie całą lodówkę i nie ponosił żadnych konsekwencji w postaci ponadprogramowych kilogramów, bezpowrotnie już minęły. A Filip jadł jak za dwóch. Możliwe, że zawiniło tutaj wczorajsze popalanie trawki, bądź po prostu był zdrowym małolatem z szybką przemianą materii. Tak czy inaczej, Maciej nie mógł zaprzeczyć - dodatkowe cyfry na wadze z pewnością przydadzą się Filipowi.
- Zawieziesz go do domu, tak? - zapytała Agata, chowając szminkę do kosmetyczki.
- Zawiozę - odparł Maciej lakonicznym tonem.
- Wytłumacz jego tacie, co się stało. Z pewnością biedaczek się martwił - dodała, oglądając się na Filipa i posyłając mu pełen ciepła uśmiech, jak na dobrą babcię przystało. Maciej popatrzył na nią ze skonfundowaniem, nie wiedząc, czy bardziej go to rozbawiło, czy przeraziło. Przecież między nim a Wilczyńskim było trzynaście lat różnicy - owszem, to dużo, ale mimo wszystko nie nadawałby się na jego ojca!
Ale na wujka już tak, podpowiedział mu jakiś niechciany, złośliwy głos w głowie, aż za bardzo przypominając swoim brzmieniem Filipa.
- Wytłumaczę - odmruknął i wrzucił na pierwszy bieg, kiedy światła się zmieniły. - Na pewno dojedziesz sama? - zapytał jeszcze, mimo że przecież nie miał czasu na odwożenie mamy do sąsiedniego miasteczka. Wypadało jednak się upewnić.
- Oczywiście, kochanie - odparła. - Pociągi teraz to takie nowe są. Wygodne bardzo. Siedzenia czyste, wszędzie czysto, a i klimatyzację mają! - pochwaliła, a Maciej jedynie skinął głową na znak, że przyjął to do wiadomości. - Konduktorzy też znacznie milsi. Jak za komuny jeździłam do twojego taty, okropni byli, mówię ci. - Zacmokała z dezaprobatą. - A tyle co ja spędziłam wtedy w tych pociągach, to ty przez całe życie nie spędzisz!
Uśmiechnął się pod nosem, doskonale wyczuwając moment, w którym najlepiej się wyłączyć i jedynie kiwać głową czy pomrukiwać "mhm" pod nosem. Mama, jak chyba większość starszych ludzi, uwielbiała wspominać. Opowiadała o czasach, które Maciej kojarzył jedynie z filmów czy książek. Wciąż i wciąż dręczyła jedną historię, mówiąc o niej tak, jak gdyby robiła to po raz pierwszy, a on nie znał już każdego jej szczegółu. Nigdy tego jednak nie wypominał; skoro chciała się wygadać, to komu miała, jak nie jemu?
- Twój tata był przystojny... - powiedziała do Macieja, żeby zaraz obejrzeć się na Filipa. - Bardzo podobny do Macieja - powiedziała Wilczyńskiemu, który popatrzył na nią i uśmiechnął się lekko. - Też taki wysoki. I tak samo jak Maciej ciągle się marszczył.
- Maciej jest bardzo podobny do pani - wtrącił Filip, zerkając na lusterko, w którym dojrzał jasne spojrzenie Wyszyńskiego.
- Och tak? Wszyscy mówią, że to istny ojciec - powiedziała i wyciągnęła rękę, żeby pogładzić syna po boku głowy. Nic nawet nie wspomniał o porannym kilkunastominutowym układaniu swojej fryzury, bez słowa pozwolił jej ją zniszczyć.
- Nie wiem, jak wyglądał, ale mnie się wydaje, że jesteście bardzo do siebie podobni - odparł Filip tak niepodobnym do siebie tonem grzecznego i dobrze wychowanego chłopaka. Maciej aż uśmiechnął się pod nosem z rozbawieniem, przypominając sobie te wszystkie "kurwy" wraz z innymi niewybrednymi przekleństwami, jakie padły z jego ust.
- Miło usłyszeć - odparła zadowolona Agata, wyraźnie odbierając to jako komplement. Chyba każdy rodzic lubił słuchać o podobieństwie swoich pociech do nich samych... nawet jeśli ta pociecha miała ponad trzydzieści lat. Nie trudno było też dostrzec więź łączącą Macieja i jego mamę. Filip przyglądał im się w milczeniu, wysnuwając po cichu wnioski. Raczej nie odzywał się niepytany, siedział po prostu na tyłach samochodu, przysłuchując się rozmowie i tylko od czasu do czasu uśmiechając się pod nosem. Matka dla Macieja z pewnością była naprawdę bardzo ważna, Filip od razu zauważył szacunek, z jakim się do niej odnosił. Nawet gdy coś mu się nie podobało, wszystkie komentarze dusił w sobie i jedynie poprzez skrzywienie dawał znać, co naprawdę o tym sądzi. A krzywił się w całkiem zabawny sposób, marszcząc mocno brwi, czoło i delikatnie nos. To musi kiedyś zaowocować zmarszczkami, zaśmiał się w duchu Filip, przypominając sobie cały Maciejowy arsenał kremów ujędrniających skórę. Aż odwrócił twarz w kierunku okna, żeby jakoś zakryć wpływający mu na twarz rozbawiony uśmiech.
Kiedy zatrzymali samochód na parkingu przed dworcem, Maciej postanowił odprowadzić mamę na peron. Co najdziwniejsze, zostawił kluczyki w stacyjce. Filip popatrzył na zwisający luźno breloczek z logiem Mercedesa. Gdyby był w nastroju, to może usiadłby za kierownicą i dla zabawy chociażby przestawił pojazd. Nie miał jednak ochoty na żadne takie numery, w głowie wciąż tłukły mu się myśli o Błażeju. Pomimo trzeźwego umysłu, wciąż nie bardzo wiedział, jak powinien rozwiązać tę sprawę, a to powodowało narastającą w nim frustrację. Po raz pierwszy od naprawdę dawna czuł się tak bezsilny. Kiedy poznawał Błażeja i zyskał dzięki temu pozycję w grupie - bądź co bądź - dość silnych ludzi, urósł o kilka centymetrów, żeby teraz zostać brutalnie zgniecionym. Tamten, jak mu się wtedy wydawało, awans społeczny i finansowy dodawał mu skrzydeł. Mógł być sobą, mógł pyskować, rozstawiać ludzi i nie bać się konsekwencji, bo przecież zawsze gdzieś tam był Błażej...
- Kurwa - warknął, uderzając pięścią w skórzaną tapicerkę, żeby zaraz wyskoczyć z samochodu. Trzasnął drzwiami, czego jednak zaraz pożałował. Spojrzał na pojazd, krzywiąc się lekko, bo właśnie pomyślał, że wyżywa się na dość drogiej rzeczy należącej do Macieja. I jakoś nie chciał go narażać na straty (całkiem zabawne, biorąc po uwagę sposób, w jaki się poznali). Bez większych ekscesów obszedł auto, żeby zaraz usadowić się na miejscu pasażera. Wpatrzył się w nowy budynek dworca. Gdzieś czytał, że ostatnio PKP odremontowało większość polskich dworców, co jednak chyba nie zawsze dawało zapierający dech w piersiach efekt. Albo raczej zapierało, ale głównie przez zażenowanie. Zdecydowanie nie potrafili dobrać architektów, czego idealnym przykładem była oszklona budowla wdzięcząca się tuż przed nim. Swoim kształtem przypominała zszywacz i raczej niewiele osób potrafiło znaleźć w niej cokolwiek użytecznego, co pozwoliłoby tej konstrukcji przetrwać kolejne kilkadziesiąt lat. Tylko patrzeć, jak błyszczące teraz w porannym słońcu szkło zachodzi brudem, a budynek o kosmiczno-nowoczesnym charakterze staje się po prostu ohydny i szpecący krajobraz. W szczególności, że znajdujące się nieopodal, odrestaurowane przedwojenne kamieniczki naprawdę nadawały okolicy specyficznego klimatu. Zszywacz pasował tu jak Filipowa pięść do Błażejowego nosa.
Z zamyślenia wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Popatrzył na Macieja wsiadającego za kierownicę.
- Szybko - mruknął, gdy Maciej zapinał pas.
- Pociąg stał już na peronie - wyjaśnił, przekręcając klucz w stacyjce, żeby zaraz popatrzeć na wciąż nieznośnie zasępionego Filipa. Ten stan utrzymywał mu się od samego rana i o ile w towarzystwie mamy Maciej jakoś dawał radę to zdzierżyć, tak teraz naprawdę przychodziło mu to z trudem. - Chcesz gdzieś jeszcze jechać? - zapytał jakby nigdy nic. Jakby za chwilę nie zaczynał pracy i jakby mógł poświęcić Filipowi jeszcze trochę czasu.
- Nie - odpowiedział zdawkowo Wilczyński, myślami dryfując gdzieś daleko od samochodu Macieja.
- To gdzie mieszkasz? - zapytał, wycofując w końcu pojazd.
- Na Sławkowskiej, wiesz, gdzie to?
- Mhm, kojarzę. - Wyszyński kiwnął głową, zdając sobie sprawę, że w końcu zobaczy, gdzie mieszkał Filip.
O ile jeszcze niedawno Filip kłapał dziobem na lewo i prawo, a Maciej nigdy nie pozostawiał tych uszczypliwości bez swoich komentarzy, to teraz połowa drogi minęła im w milczeniu. Wilczyński wpatrywał się w okno, a jego twarz pozostawała ściągnięta przez stres. Trzeba byłoby być ślepym, żeby nie dostrzec jego zdenerwowania.
- Naprawdę jest taki groźny? - zapytał w końcu Maciej, przerywając milczenie. Filip zwrócił na niego zdezorientowany wzrok, nie odpowiadając od razu.
- No, trochę - odpowiedział i chciał na tym poprzestać. Raczej nie lubił zwierzać się ludziom ze swoich problemów, a w szczególności nie miał zamiaru robić tego Maciejowi. Nim się jednak obejrzał, już otwierał usta. - Chodzi o to, że dzięki niemu miałem pracę - mruknął, zaczynając gorączkowo poruszać nogą. - I ma za sobą ludzi. I w ogóle, Jezu... - sapnął i zaczesał nerwowo kosmyk brązowych włosów za ucho. - Przekichane - mruknął bardziej do siebie niż do Macieja, znów odwracając spojrzenie w stronę szyby.
Maciej poczuł mocny uścisk w żołądku na ten widok. Zupełnie jakby ktoś właśnie uderzył go w brzuch, tym samym powodując nieprzyjemne, piekące dreszcze rozprzestrzeniające się w całej jamie brzusznej. O ile jeszcze wczoraj nie czuł tego tak dotkliwie, to dzisiaj naprawdę zaczął się denerwować. Oczywiście nie przyznałby tego na głos, ale martwił się o Filipa. Najchętniej zawróciłby do swojego mieszkania, ulokował tam dzieciaka i zamknął drzwi, żeby później ze spokojną głową pojechać do pracy.
- A może...? - zaczął i zaraz urwał, zdając sobie sprawę, co takiego chciał powiedzieć. Całe szczęście Wilczyński nie zwrócił na niego większej uwagi, zbyt pogrążony we własnych pesymistycznych myślach.
Zatrzymał samochód pod jedną z kamienic. Była szarą, bryłowatą plombą pomiędzy jednym sypiącym się budynkiem - ale wciąż zachowującym swój dawny, przedwojenny urok - a drugim. Plomba zdawała się z nimi gryźć, przypominając tym samym o czarze PRL-u.
- Tutaj? - zapytał jeszcze Maciej, aby się upewnić.
- Mhm, tutaj - odparł Filip, odpinając pas. - No to dzięki - powiedział, uśmiechając się lekko i starając się za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie. Nie był przyzwyczajony do okazywania wdzięczności.
Maciej popatrzył na niego. Na jego zadarty nos, pełne usta, mocne, grube brwi. Filip z pewnością nie pasował do tej okolicy, przynajmniej z wyglądu. Doskonale wiedział, że za nazwanie Wilczyńskiego "uroczym" naraziłby siebie na irytację Wilczyńskiego, więc wypowiedzenie tego na głos nie przebiegło mu nawet przez myśli. I tak jednak musiał przyznać, że słowo "uroczy" trochę gryzło się z wizerunkiem Filipa. Miało zbyt słodki wydźwięk i jeżeli by się uprzeć, to prędzej pasowałoby do Psa niż do Wilczyńskiego. Ale mimo wszystko Filip miał w sobie coś urzekającego, co kłóciło się z otoczeniem, w jakim tkwił. Był trochę jak ta plomba pomiędzy budynkami, tyle tylko, że w plombie Maciej nie potrafiłby znaleźć niczego godnego uwagi. Aż chciało się ją stamtąd wyrwać, tak samo jak Maciej chciał wyrwać stąd Filipa.
- Jak coś... - zaczął, gdy Wilczyński sięgał już do klamki w drzwiach. Rzucił Maciejowi nierozumiejące spojrzenie. - Dzwoń. - Chrząknął nerwowo, dziwnie czując się w nowej, opiekuńczej roli raczej. Mimo wszystkich porównań, Filip nie był mało rozumiejącym psem. Był chłopakiem, z którym początkowo chciał prowadzić dziwną, ale bardzo uwodzicielską grę. Dzieciakiem, który przy pierwszym spotkaniu go okradł, dzikim i nieprzewidywalnym... aż do czasu. Maciej złapał się już na tym, że powoli Filipa rozgryzał, tak samo zresztą, jak Filip rozgryzał jego. Tylko co, jeżeli już przegryzą się całkowicie i na języku zostanie jedynie słaby posmak?
Usta Wilczyńskiego jakby samoistnie ułożyły się w lekki uśmiech, a on kiwnął nieco niepewnie głową. Tak samo jak Maciej nie potrafił odnaleźć się w nowej roli, tak samo on nie wiedział, jak powinien na nią reagować. Bo z jednej strony całkiem przyjemnie jest mieć kogoś, kto naprawdę się o ciebie troszczy... Nie, żeby Filipowi kiedykolwiek brakowało takich osób, miał w końcu mamę, Maję i resztę zgrai w domu, jednak ta troska wynikała głównie z ich silnych więzi rodzinnych. Maciej był przecież całkowicie obcą osobą, nie musiał zaprzątać sobie nim głowy.
Nie myśląc wiele, pochylił się do Macieja. Złapał go za kark i żeby nie odpowiadać mu werbalnie, przyciągnął do pocałunku. Od razu utorował sobie drogę do wnętrza jego ust. Zamruczał, kiedy poczuł na języku miętowy smak po gumie, której chyba nie zdążył wypluć. Nie chcąc więc, żeby Maciej się nią zadławił, no i oczywiście mając gdzieś z tyłu głowy, że każdy mógł ich tu zobaczyć, po kilku chwilach odsunął się. Nim jednak to zrobił, jakby na pożegnanie cmoknął go ostatni raz w usta.
- Pozdrów teściową - rzucił jeszcze na odchodnym i wyskoczył z samochodu. Maciej prychnął z rozbawieniem, kiedy dostrzegł ten jego złośliwy uśmieszek na twarzy. Lepszy on, niż bijąca na kilometry posępność. Odprowadził Filipa wzrokiem do drzwi kamienicy, aż wreszcie odpalił samochód i odjechał. Musiał się pospieszyć, jeżeli nie chciał spóźnić się do pracy.
***
Wszedł do kamienicy i z każdym krokiem zbliżającym go do drzwi mieszkania, czuł się coraz gorzej. Jakby ktoś położył mu głaz na piersi, który z chwili na chwilę zaczynał coraz bardziej ciążyć i utrudniać oddychanie. Wsunął rękę do kieszeni w poszukiwaniu kluczy. Raczej wątpił, żeby ktokolwiek był w mieszkaniu o tej porze. Jego rodzeństwo pewnie biegało teraz gdzieś po dworze, ciesząc się resztką wakacji, ale to może i lepiej. Przynajmniej będzie mieć chwilę dla siebie, ugotuje im obiad (nie przyznawał się do tego, ale gotowanie zawsze go odprężało), posprząta i po prostu pomyśli. Kiedy wyciągnął pęk kluczy, usłyszał trzask drzwi wejściowych. Nawet się nie obejrzał, zbyt pochłonięty przez swoje rozważania, które zdawały się nie mieć końca. Nim zabrał się za otwieranie zamka, poczuł silny uścisk na ramieniu. Nie zdążył chociażby nabrać powietrza, a ktoś już pchnął go na ścianę z zadziwiającą łatwością. Zupełnie, jakby nic nie ważył i nie stanowił żadnej przeszkody dla przeciwnika. Serce na moment zamarło mu w bezruchu, gardło ścisnęło przerażenie, a żołądek zdawał się wywrócić na druga stronę.
- Z kim, kurwa, przyjechałeś?!
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|