The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 07:35:52   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szkolny prześladowca 2


Poczuł się nieswojo pod tym bacznym wzrokiem. Mimo to przyjrzał się reszcie jego towarzyszy. Oprócz Hayato, Jiro i tej brunetki, którą zawsze widział u boku Oshimy, był jeszcze jeden chłopak. Miał rude włosy, przenikające człowieka na wylot błękitne oczy i wyglądał na starszego. Jego wzrok wyśledził tor w którym patrzył Aizawa i również spojrzał na białowłosego. Zapytał o coś swojego kolegę i po jego odpowiedzi wstał. Meiji przełknął ślinę, kiedy rudzielec podszedł do ich stolika.
- Cześć. Mam na imię Ryutaro.
- Cześć. Meiji.
Kazunari dopiero wtedy podniósł głowę z nad pizzy.
- Ryutaro? Stary co ty tu robisz? - wstał i serdecznie uścisnął rękę młodemu mężczyźnie.
- Przyszedłem coś zjeść. Jestem z przyjaciółmi, może dołączycie do nas? Twój kolega powinien ich znać, chodzą do tej samej szkoły.
- To mój młodszy brat. Chętnie się przyłączymy, prawda Meiji? - wziął cole i swoją pizze.
Chłopak nie miał najmniejszej ochoty siedzieć przy stole z szarookim, ale mimo pytania brata i tak nie miał nic do powiedzenia. Z niechęcią wstał i poszedł za chłopakami. Jakby tego brakowało jedyne miejsce które zostało wolne, było obok Satoru. Usiadł wgapiając się w stolik.
- Dlaczego zmuszają mnie bym z nim siedział? - chciał uciec – On mnie zabije po tym jak uciekłem sprzed szkoły i jeszcze myśli, że ja myślę, że on...
Ktoś postawił przed nim jego napój i pizzę.
- Proszę, zapomniałeś wziąć – uśmiechnął się Ryutaro – rozchmurz się. Nikt cię tu nie zje.
- Dziękuję, ale nie jestem głodny.
- Szybko przechodzi ci apetyt – westchnął brat.
Meiji czuł ciepło pochodzące od ciała Satoru. Stykali się ramionami i próbował odsunąć się od tego dotyku. Bał się, że jutro chłopak wykrzyczy mu to, że musiał przy nim siedzieć i na dodatek go dotykać. Odsunął się od niego prawie na sam kraj ławki.
- Spadniesz jak przesuniesz się jeszcze kawałek – powiedział Aizawa.
- Nie, tak jest dobrze.
- Boisz się mnie?
- Nie – spojrzał na niego butnie.
- To przysuń się.
- Odwal się! - krzyknął, tym samym zwracając na siebie uwagę wszystkich osób przy stoliku.
- No, no Satoru chłopak ma werwę – powiedziała dziewczyna Jiro.
- Cóż tak działam na innych – bezradnie rozłożył ręce.
- Ryutaru skąd się znacie z Kazunarim,tak? - zapytał Hayato. Starszy Matsura przytaknął ruchem głowy.
- Studiowaliśmy razem przez kilka miesięcy. Kazu był o rok starszy, ale razem imprezowaliśmy do białego rana.
- To były czasy. Pamiętasz Aiko?
- Tą brunetkę z lokami?
- No – potwierdził.
- Nie sposób jej zapomnieć. Największa lafirynda na uczelni. Dawała każdemu, kto się nawinął.
- Słyszałem, że wyszła za mąż i ma dwójkę dzieci.
- Ludzie się zmieniają, ale nie ożenił bym się z taką, która nie szanuje siebie.
Meiji przysłuchiwał się całej rozmowie swojego brata i rudzielca. Nie uszło jego uwadze to, że rozluźnił się i czas zaczął mu szybko płynąć. Nie odzywał się tylko słuchał. Aizawa też niewiele mówił. Czasami czuł, że patrzy na niego. Jego ciepło wydało mu się przyjemne.

***

Wszyscy rozstali się po dwóch godzinach i kiedy Meiji już leżał w łóżku zaczął rozmyślać o całej tej sytuacji. Gdzieś w głębi serca poczuł żal, że to ciepło ramienia Aizawy zniknęło i już go nie czuje.
- Dlaczego? Przecież go nienawidzę. Każdy dzień w którym idę do szkoły i wiem, że on tam jest ściska mi żołądek. To czemu chcę, żeby już nastał świt?
Z tymi myślami, zmęczony zasnął.

***

W klasie rozległy się ponure głosy sprzeciwu z racji tego, że nauczyciel biologii rozdał im testy i dał trzydzieści minut na wypełnienie wszystkiego.
-Bez marudzenia mi tu. Z łatwością go rozwiążecie jeżeli chodź raz uważaliście na lekcjach – usiadł za biurkiem i wziął do ręki książkę.
Niezapowiedziane sprawdziany także Matsurze stały ością w gardle. Był dobrym uczniem, ale takich niespodzianek w chwilach rozkojarzenia, nie cierpiał. Zerknął na Aizawę. Chłopak w skupieniu wypełniał test.
- Jest taki spokojny, kiedy mnie nie zaczepia i potrafi być delikatny dla Hayato. Są pewnie bardzo bliskimi przyjaciółmi, jeżeli pocałował go prosto w usta i tak przytulił. Wczoraj nie było źle. Co się ze mną dzieje? Kilka chwil w pizzerii, a zaczynam mieć niepokojące myśli o tym draniu.
Odwrócił szybko głowę gdy wzrok Satoru padł na niego. Pochylił się nad testem i stwierdzając, że pytania są dziecinnie proste, zaczął go wypełniać.
Czas minął szybko i ciche pik pik dochodzące z minutnika, którym posługiwał się biolog, oznajmiło koniec testu. Nauczyciel kazał uczniom z pierwszych ławek je pozbierać i położyć na biurku. Później zadał lekcje do domu, oznajmiając, że za ich nieodrobienie ulg nie będzie jak ostatnio. W ten sposób lekcja dobiegła końca.
Meiji zanim wyszedł zobaczył, że na jego ławce wylądowała zwinięta kartka papieru. Podniósł brwi ze zdziwienia, rozwinął kartkę, była wyrwana z zeszytu i zawierała dwa pytania, napisane ładnym pismem. On pisał jak kura pazurem i zawsze podziwiał staranną pisownię.
Podobam ci się, że tak się na mnie gapiłeś? Jesteś pedziem? S.A.
Nie miał wątpliwości do kogo należą inicjały. Szybko odpisał na wiadomość.
Odpieprz się Aizawa. ODPIEPRZ DEBILU! Nawet jak byś był ostatnim facetem na ziemi nie chciał bym cię.
Nie obchodziło go to, że w ten sposób przyznaje się do swej orientacji.
Rzucił kartkę na jego stolik i wyszedł z klasy. Podszedł do swojej szafki, zdążył tylko ją uchylić, gdy czyjaś ręka dopchnęła drzwiczki na swój poprzedni stan, sprawiając, że głośny łoskot uderzenia odbił się echem po słabo zaludnionym korytarzu, zwracając uwagę ciekawskich gapiów.
- Posłuchaj, nigdy nie odzywaj się tak do mnie! - odwrócił chłopaka przodem do siebie i popchnął go na drzwiczki – Meiji miał dość tego rzucania nim o ścianę, kiedyś jego plecy tego nie wytrzymają – I nie gap się na mnie. Wczoraj mój przyjaciel zaprosił cię i twego brata do naszego stolika i jakoś musiałem cię znosić. I jak jeszcze raz nazwiesz mnie debilem to nawet twój brat ci nie pomoże, a tak cię załatwię. Znam takich jak ty. Biedny mały chłopiec, a ... - zniżył głos do szeptu, ale i tak był słyszany dla tych co stali obok – to, że widziałeś jak pocałowałem Hayato nie oznacza, że jestem pedałem, a nawet jakbym był nie zwrócił bym uwagi na ciebie, jesteś nikim. Małym ścierwem, śmieciem, nie wartym lizać mi butów. Rozumiesz? Irytującym, pieprzonym albinosem. Mógłbyś dla mnie zdechnąć!
- Satoru! - krzyknął Daishi stojący jak zawsze obok.
Meiji gapił się na czubki swoich butów, a w oczach zbierały się łzy. Nie wiedział czemu te słowa, nie raz słyszane, właśnie wychodzące z ust Satoru po raz pierwszy zabolały tak bardzo. Każda cząstka jego ciała rozsypywała się na drobne kawałki, jak rozbite szkło. Serce delikatne niczym płatek kwiatu, zaczęło krwawić przepełnione niezrozumiałym bólem.
Satoru w nerwach uderzył pięścią w szafkę i cofnął się z zamiarem odejścia.
- Masz rację, powinienem zdechnąć. Nawet nie wiesz jak chwilami tego żałuję – wyszeptał Meiji. Upuścił podręcznik. Wtedy poczuł to czego się tak bał. Nie zdołał nic zrobić i przewrócił się w ostatniej chwili złapany przez Hayato, nie uderzył głową w podłogę.
- Tylko nie teraz, nie tutaj, nie tak – myślał rozpaczliwie. Jego organizm zaprotestował na atak tak silnych negatywnych emocji. Poczuł się upokorzony i zdradzony przez własne nogi. Łzy popłynęły z jego oczu jak wielkie grochy, mimo usilnych starań, żeby je powstrzymać.
- Wszystko w porządku? - spytał wystraszony Hayato.
- Nie czuję nóg. Nie mogę wstać.
Hayato popatrzył wściekłym wzrokiem na przyjaciela.
- Może mu pomożesz, co? Coś mu jest, trzeba zanieść go do pielęgniarki, ja go nie uniosę.
- O nie, nie – Meiji za pomocą rąk podniósł się do siadu i otarł łzy – niech się do mnie nie zbliża. To zaraz przejdzie.
- Naprawdę nie czujesz nóg? - zapytał Aizawa, a w głosie dało się wyczuć nutkę zaniepokojenia.
- Gówno cię to obchodzi! Będziesz miał kolejny powód do śmiechu. Co ty robisz?
Satoru podszedł do chłopaka i wsunął mu rękę pod kolana, a drugą objął pod ramionami.
- Zabieram cię do pielęgniarki.
- Nie ma mowy, nie będziesz mnie nosił! - zaczął się szamotać.
- Bo cię upuszczę – Meiji poczuł jak oddala się od ziemi i natychmiast oplótł ramionami jego szyję.
- Ile ty ważysz? Jesteś lekki jak piórko.
- Tyle ile potrzebuję.
Zielone i szare oczy spotkały się na sekundę, później uciekły od siebie patrząc w różne strony.
Satoru zaniósł Matsurę do dyżurki pielęgniarki i położył go na kozetce. Powiedział o co chodzi i stanął obok białowłosego. Pielęgniarka znała historię choroby chłopaka i podała mu lek na uspokojenie się, widząc jaki jest roztrzęsiony.
- Musiałeś się nieźle zdenerwować, że tak to odczułeś.
- Ostatnio często jestem zdenerwowany – popatrzył z wyrzutem na Satoru – On może stąd wyjść.
- Kolega martwi się o ciebie.
- Nie jest moim kolegą. Przyniósł mnie tu, bo musiał – ostatnie słowo wymówił z naciskiem.
- To w takim razie proszę wyjść.
Aizawa w milczeniu opuścił dyżurkę.
Meiji odetchnął. Czucie w nogach wracało.

Spanikowana matka odebrała go ze szkoły i zawiozła do domu. Wezwany lekarz stwierdził, że nic mu nie będzie, ale musi kilka dni odpocząć. Niestety masaż na który tak czekał przepadł. Czuł się beznadziejnie. Do tego wciąż tkwiły mu w głowie bolesne słowa Aizawy.
- Synku – mama wzięła sobie kilka dni wolnego, nie wiedział czemu, przecież dobrze się czuł. Przysiadła się do niego na kanapę – rozmawiałam z twoich rehabilitantem i powiedział, że chłopak, który miał ci zaaplikować serię masaży, kilka dni temu, może to robić również w domu klienta, więc zamówiłam go na dziś.
- Chyba oszalałaś! Czuję się dobrze i mogę sam pojechać do ośrodka. Nie traktuj mnie jak niepełnosprawnego.
- Nie traktuję...
- Nie, wcale tego nie robisz. To czemu się tak czuję?
- To tylko dziś dobrze? Na następne spotkanie pojedziesz do ośrodka.
Kazunari wszedł do salonu i klapną na pobliski fotel.
-Mamo mam prośbę.
- No mów.
- Chcę na jutro zaprosić Mayuko do nas na kolację. Mam nadzieje, że się zgodzisz i coś ugotujesz.
- To coś poważnego, jeżeli zapraszasz dziewczynę do domu. Cieszę się, że chcesz się ustatkować.
- Super – uznał to za zgodę - Idę do niej zadzwonić, albo nie, spotkam się z nią. Dzięki mamo – Kazunari cały w skowronkach wybiegł z pokoju.
- A ty idź weź prysznic, bo za godzinę twój masażysta tu będzie. No, już ruszaj tyłek. Ja muszę tu posprzątać.
- Dobra już dobra. Jeszcze jedno, będę musiał jutro uczestniczyć w tej kolacji?
- Obowiązkowo.

***

Wszedł pod strumień gorącej wody. Przymknął oczy skupiając się na uderzeniu strumienia, na jego skórze. Kochał wodę. Brzoskwiniowy żel rozniósł swój zapach po całej kabinie. Mógłby tak spędzić wieczność. Czuł się wtedy wolny od swoich trosk. Miał nadzieję, że masaż, który go czeka odpręży go. No, może nie tak jak pewnego deszczowego dnia, kiedy zasnął facetce na stole, po czym poczuł się głupio. To były już te chwile, kiedy masaż nóg przestał boleć, a sprawiał przyjemność. Uśmiechnął się po raz pierwszy od kilku dni.
Zszedł na dół w szlafroku. I usłyszał głosy dochodzące z salonu. Przy drzwiach zauważył obce buty i kurtkę. Stwierdził, że chłopak już przyszedł i wszedł do pomieszczenia. Stół do masażu już był ustawiony i wszystkie potrzebne rzeczy.
- A oto mój syn Meiji.
- My się znamy.
Dopiero wtedy białowłosy przeniósł wzrok ze stołu na chłopaka. Pamiętał te rude włosy.
- Ryutaro?
- Znacie się? – matka wyglądała na trochę zdezorientowaną.
- Tak. Poznaliśmy się niedawno w pizzerii.
- To fajnie, że się znacie. Zostawiam was samych.
Meiji stał i wpatrywał się w rudzielca.
- Ty jesteś masażystą?
- Podobno najlepszym, ale przez skromność tego nie powiem – puścił mu oczko – Nie wiedziałem, że to do ciebie jadę.
- A nazwisko nic ci nie mówiło?
- Zbyt wiele razy spotykałem się z taką zbieżnością nazwisk. To co zaczynamy? Proszę owiń ten ręcznik wokół bioder i połóż się na brzuchu.
Matsura owinął się dokładnie ręcznikiem i zrzucił szlafrok. Powoli położył się na stole. Czuł się niezręcznie. Dodatkowo o gęsią skórkę przyprawiał go fakt, że mężczyzna zna Aizawę. To podsunęło mu myśl.
- Znasz dobrze Satoru Aizawę?
- Tak. Jest wielkim przyjacielem mojego brata, właściwie to...
- Brata? - przerwał rudzielcowi w dokończeniu zdania.
- Hayato Daishi jest moim bratem – Ryutaro rozsmarował olejek do masażu na prawej łydce chłopaka i powolnymi ruchami zaczął uciskać odpowiednie miejsca, rozluźniając chłopaka.
- Nie jesteście podobni.
- Hayato został adaptowany przez moich rodziców.
- Nie wiedziałem, że...
- Nie chwali się tym.
- Co się stało, że wylądował w domu dziecka?
- Został podrzucony na próg sierocińca zaraz po urodzeniu.
- Smutne.
Ryutaro masował wpierw łydki chłopaka po czym podsunął delikatnie ręcznik w górę i zajął się jego udami.
- Bardzo, ale teraz ma nas. Długo nie chodziłeś?
- Dwa lata.
- Nie widać. Twoje mięśnie są w dobrym stanie.
- Nawet jak jeździłem na wózku, to ćwiczyłem. Moim celem było wstanie z niego, zwłaszcza jak się dowiedziałem, że mogę to zrobić. Z początku nie wierzyłem w tą całą terapię, ale z czasem efekty się pojawiły i teraz chodzę. Tylko czasem mnie nogi zawodzą.
- Zrobimy wszystko, aby tak nie było.
Mężczyzna dużo czasu poświęcił na każdy mięsień jego nóg. Czuł lekki ból, ale taki przyjemny.
- Teraz zajmę się twoimi plecami.
- Nie musisz mi mówić co robisz. Wiem na czym polega masaż.
- No, ok – roześmiał się cicho – jesteś nadal spięty.
- Trochę. To powiesz mi coś o Aizawie?
- Jest świetnym chłopakiem. Satoru to osoba której jak zdobędzie się zaufanie, przyjaźń, uczucie to cię nigdy nie zawiedzie. Chyba że ty zawiedziesz jego, a wtedy powrotu nie ma. To ktoś w kim nie warto mieć wroga.
- Już uważa mnie za wroga.
- Dlaczego tak mówisz?
- Nie lubi mnie. O jak dobrze – zamruczał, kiedy chłopak masował jego ramiona i mięśnie na karku – powiedz mi jeszcze, dlaczego on wyżywa się na mnie?
- Robi to? – Ryutaro na chwilę zatrzymał się.
- Błagam nie mów mu, że wiesz o tym co ci mówię.
- Słowo.
- Robi to od samego początku. Nic mu nie zrobiłem, a on reaguje na mnie jak płachta na byka.
- Nie czytam w jego myślach, ale sądzę, że mu kogoś przypominasz i pewnie dlatego.
- Kogo? – odwrócił się na plecy. Ryutaro powrócił do jego nóg.
- Chłopaka z dawnych lat, ale tylko tyle mogę ci powiedzieć. Reszta jest tajemnicą, a ja jego zaufania nie zdradzę.
- Dlaczego?
- Bo za bardzo go kocham.
Białowłosy zszokowany podniósł się na rękach i wpatrzył w rudzielca.
- Kochasz?
- Tak.
- Kochasz, czy kochasz? – dopytywał się Meiji i sam nie wiedział dlaczego.
- Nie rozumiem – popatrzył na niego.
- No...wiesz...
- Zaraz ty chyba nie masz na myśli tego, że kocham go jak faceta? - zarumienione policzki dały mu jednoznaczną odpowiedź – Satoru ma boskie ciało, ale ja nie mógł bym go kochać jak faceta, nie jestem gejem. Kocham go jak przyjaciela i przybranego brata.
- Jako brata? - Meiji nie wiedział, że masaż przyniesie mu tyle informacji.
- On też został adoptowany.
- Nie wiedziałem, że Satoru był w domu dziecka – usiadł swobodnie, kiedy Ryutaro zakończył masaż. Rudzielec usiadł obok na stole.
- Myślę, że mogę ci powiedzieć coś nie coś w skrócie. Nie chcę, abyś miał go za potwora. Był tam dwa lata. Rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Trafił do domu dziecka, nie miał nikogo kto by chciał się nim zaopiekować. Tam poznał Hayato. Uratował go przed pobiciem przez starszego chłopaka. Sam miał wtedy osiem lat. Przez dwa lata połączyła ich niezwykła więź. Zawsze i wszędzie byli razem. Wskoczyli by za sobą w ogień, wtedy i dzisiaj. Później moi rodzice adoptowali Hayato i widząc, że chłopcy nie mogą się rozstać postanowili wziąć do siebie Satoru. On nigdy do końca nie zaakceptował, że już nie ma swojej rodziny i że stał również moim bratem. Dlatego zawsze nazywa mnie tylko przyjacielem, a moich rodziców ciocią i wujkiem. Nigdy nie zgodził się na zmianę nazwiska. Mimo, że do końca nie pogodził się ze stratą rodziców, dał się adaptować, bo chciał być z Hayato. Widzisz, więc, że bardzo wiele wycierpiał. Boi się coś zyskać, przywiązać się, żeby później nie cierpieć z powodu straty. Dopuścił do siebie tylko nas. Próbował do kogoś się zbliżyć, lecz zawsze kończyło to się źle. Boi się również odrzucenia przez co bywa agresywny. Zapamiętaj to co ci powiem. Jego serce jest wielkie. Wiesz co?
- Co?
- Lubię cię – dał mu prztyczka w nos i zaczął zbierać swoje rzeczy.
- Szybko zmieniasz temat. Tak w ogóle to dzięki, nie myślałem, że tyle mi powiesz. Dlaczego to zrobiłeś?
- Moja słodka tajemnica – wykonał gest świadczący o zamykaniu ust na kłódkę – Widzimy się w przyszłym tygodniu o piętnastej w ośrodku dobrze?
- Dobrze i jeszcze raz dzięki. A co z pieniędzmi?
- Mam już wszystko opłacone na kilka następnych sesji.
- Powiedz mi jeszcze, czy Jiro jest też twoim bratem?
- Nie, sąsiadem.

***

W następny wieczór ubrał się bardziej elegancko. Na nadgarstek lewej ręki nałożył od dawna nieużywane kolorowe rzemyki, a niesforne kosmyki upiął wsuwkami. Na dole słyszał krzątanie matki po kuchni. Powrócił na chwilę myślami do wczorajszej rozmowy z rudzielcem. Satoru adoptowany, sierota, nieufny, agresywny, kołatało mu się w głowie. W nocy nie spał zastanawiając się nad zachowaniem chłopaka. Dlaczego go wtedy tak zaatakował, a później jednak pomógł. Co z tego, że Hayato mu kazał, skoro widział niepokój w tamtych pięknych oczach. Pięknych jakich pięknych? Raczej zimnych jak sam właściciel. Cholernie zajebisty właściciel. Potrząsnął głową odganiając niepożądane myśli. Zastanawiał się co to wszystko znaczy. Zamiast czuć nienawiść na wspomnienie choćby imienia szarookiego, czuje nieznane ciepło. Jak to możliwe, nie powinien tak czuć po tym co chłopak mu powiedział. Oparł czoło o zimne lustro w pokoju. Jutro już wraca do szkoły i na pewno wtedy na nowo ciepło zniknie zastąpione lodowatym ukłuciem czegoś co zatarło swe ślady przez kilka dni. Wyjrzał przez okno. Mrok zastępował dzień. Paskudny, deszczowy dzień odchodził w zapomnienie. Nie, nie próbuje skierować swych myśli na inny tor, bo nawet to co widzi przywodzi mu na myśl Satoru. Od kiedy on zaczął o nim myśleć jako o Satoru, nie Aizawie? Podobno on lubi deszcz. Tak powiedział przez wyjściem Ryutaro. Powiedział też, że Satoru boi się również odrzucenia przez co bywa agresywny. Ale kiedy miał go odrzucić. Czy to co napisał w liściku tak wpłynęło na szarookiego, że powiedział tak okrutne słowa? Niemożliwe, bo Aizawa nie jest gejem i nic one w takim razie nie znaczyły. Wziął głęboki oddech.
- Tak, na pewno jutro znów zacznę cię nienawidzić.
Znów? Przecież on do niego tego nie czuje. Owszem jest zły, ale nie nienawidzi. Nie umie tego czuć. Nawet w stosunku do ojca i ludzi, którzy go zostawili samemu sobie.
- Meiji twój brat przywiózł Mayuko – dosłyszał głos matki.
Mayuko, dziewczyna jego brata, dziś miała zjeść z nimi kolację i ich poznać. Miał tylko nadzieję, że nie okaże się zarozumiałą gęsią z jakimi wcześniej spotykał się Kazu. Chociaż wtedy żadnej z nich nie zapraszał do domu. Podejrzewał, że były mu one potrzebne tylko do łóżka. Miał nadzieję, że chociaż ta kolacja oddali od niego myśli o... Aizawie.
Zszedł na dół i przywitał się z rudą dziewczyną o zielonych oczach.
- Znów rudy, czerwony, czy ten kolor mnie prześladuje?
- Mayuko Daishi, miło mi cię poznać Meiji – dziewczyna podała mu rękę z promiennym uśmiechem.
- Daishi? Nie tylko kolory mnie prześladują, nazwiska też i niech tylko nie mówi, że ma coś wspólnego z Sat... tfu Aizawą.
- To siostra Ryutaro – odezwał się brat – poznałeś go kilka dni temu. Nawet nie sądziłem, że są rodzeństwem.
- No tak, jakżeby mogło być inaczej.
Mama zaprosiła ich do jadalni.
- Usiądźcie i częstujcie się. Bardzo się ciesze, że mogę cię poznać. Kazunari dużo nam o tobie mówił.
- Mam nadzieję, że nie mówił nic złego.
- Wynosił cię pod niebiosa.
- Mamo!
- Już dobrze synku. Mayuko powinna wiedzieć jak bardzo ją cenisz.
Białowłosy widział nieśmiały uśmiech na ustach dziewczyny. Wydawała się miła i na pewno nie będzie osądzał jej po tym kto jest jej przybranym bratem.
- Chodzisz do szkoły? - zapytała mama
- Studiuję pedagogikę i robię licencjat z języka angielskiego. W przyszłości chciałabym również zrobić go z włoskiego, którego ostatnio namiętnie się uczę.
- Jesteś ambitna.
- Lubię się uczyć języków i sama w przyszłości zamierzam podzielić się tą wiedzą z dziećmi.
- Masz rodzeństwo?
- Mamo nie wypytuj jej tak – wtrącił się Kazu.
- Mnie to nie przeszkadza. Każda matka chce wiedzieć z kim spotyka się jej dziecko. Mam rodzonego brata i dwóch przybranych. Rodzice zawsze chcieli mieć dużą rodzinę, a że mama nie mogła mieć więcej dzieci, adoptowali dwóch chłopaków.
- To dobrze mieć dużą rodzinę. Może jeszcze herbaty? - zaproponowała rodzicielka.
- Poproszę. Miło tutaj, tak spokojnie. U nas w domu to ciągły ruch, a Satoru i Ryutaro robią go najwięcej.
Meiji od razu zareagował na to imię. Czy już zawsze tak będzie? Choćby nie wie gdzie błądził myślami to jedno imię będzie go przywracało do rzeczywistości. Zrobił to w samą porę by usłyszeć jak Mayuko zaprasza ich w sobotę do siebie do domu.
- Mama będzie szczęśliwa z gości. Prowadzi dom otwarty, więc przewija się tam dużo ludzi.
- Ja bardzo bym chciała, ale jutro wieczorem wyjeżdżam w delegację, a wracam dopiero w niedzielę, ale Meiji chętnie pójdzie prawda?
- Co? Ja? Nie mam zamiaru wchodzić do gniazda os. Tak, dziękuję za zaproszenie – podniósł lekko kąciki ust ku górze.
- Cieszę się.
Miał ochotę się utopić. Zgodził się, zgodził. Głupie usta miały powiedzieć coś innego. Może uda mu się z tego wykpić? Powie, że źle się czuje i nie pójdzie. Tak, to będzie dobre rozwiązanie. Nie, tak nie może zrobić. Mama i brat znów będą się martwić. Nic, jak do tej pory świat się nie zawali to pójdzie. Co mu szkodzi zobaczy, czy w swoim domu Satoru jest też taki okrutny.
Mayuko okazała się być miłą i fajną dziewczyną. Ceniącą ponad wszystko ognisko rodzinne. Bardzo spodobała się pani Matsuro. Meiji też ją polubił i nawet sam rozpoczął z nią rozmowę na temat ulubionych komedii.
O dwudziestej pierwszej Kazunari odwiózł dziewczynę do domu, a Meiji pomagał mamie myć naczynia.
- Ładna dziewczyna prawda? - przerwała milczenie pani Matsura. Podała synowi do wytarcia umyty talerz.
- Ładna.
- Ciekawi mnie, kiedy i ty sobie kogoś znajdziesz. Nie możesz być ciągle sam. W tym nowym liceum pewnie jest mnóstwo dziewczyn, które by się tobą zainteresowały.
- Chcę się skupić na nauce. Nie w głowie mi teraz randki – nie patrzył jej w oczy.
- Nauka nie zając nie ucieknie, a młodość nie trwa wiecznie. Uważam, że powinieneś umówić się z jakąś. Moja koleżanka ma córkę...
- Coś się tak uczepiła?! - nieoczekiwanie podniósł głos.
- Nie odzywaj się tak do mnie!
- Przepraszam. Ja na razie wolę być sam.
- Rozumiem, że...
- Nie mamo nie rozumiesz, a ja nie jestem gotów ci tego wyjaśniać. Mogę już iść do siebie?
- Idź. Nie zapominaj się spakować na jutro do szkoły.

Zamknął drzwi i rzucił się na łóżko po drodze zabierając lekturę. Zmusił się do przeczytania rozdziału, ale był tak rozdrażniony, że nie mógł się skupić. Zirytowany odłożył książkę i położył się na brzuchu, ręce podkładając pod brodę.
- Ona myśli, że nie chciał bym się z kimś spotykać. Przeciwnie, źle mi samemu. Zwłaszcza jak widzę, że każdy ma kogoś. Jak mam ci powiedzieć, że wolę chłopaków? Jak komukolwiek mam to powiedzieć. Satoru tylko wie, chyba... może tylko tak gadał. Z tym, że ja sam mu się wygadałem, nie zaprzeczyłem. O jejku – odwrócił się na plecy i ukrył twarz w dłoniach – On jutro nie da mi żyć.

***

Jutro nadeszło szybko, ale to czego obawiał się białowłosy nie nadeszło. Satoru unikał go, lecz czuł na sobie jego wzrok. Meiji nie wiedział co lepsze, być traktowanym jak chłopiec do żartów, czy być ignorowanym. Złapał się na tym, że wolał to pierwsze. Przynajmniej wtedy wiedział na czym stoi i co knuje szarooki. Chciał już być w domu, a niestety lekcje dłużyły mu się w nieskończoność. W końcu po ośmiu godzinach opuścił szkołę. Na dworze świeciło słońce, ale mimo tego było chłodno. Znów czekał go spacer na przystanek. Dopiero po zakończeniu leczenia mógł się zgłosić na kurs prawa jazdy.
Przystanął widząc słynną trójkę. Tym razem nie dał się zbić tropu. Podniósł głowę do góry i przeszedł obok nich.
- Ej Matsura – głos Satoru słyszany po raz pierwszy od kilku dni, sprawił, że przeszły go dreszcze. Nie był tylko pewny czy strachu, czy przyjemności.
- Czego?
Hayato podszedł do niego.
- Jak się czujesz?
- Ee...
- Bardzo inteligentna odpowiedź – Satoru posłał mu wrogie spojrzenie.
- Dobrze, ale nie dzięki tobie.
- Co to było, że padłeś jak długi? - Jiro zaśmiał się.
- Twój przyjaciel do tego doprowadził, nie opowiadał ci? Szkoda, że cię nie było miałbyś świetne przedstawienie – zaatakował Oshimę. Nie wiedział czemu, ale wolał Satoru od tego dupka, który za bardzo lubił się bawić jego kosztem – Lubisz takie scenki prawda Jiro? Uwielbiasz wyśmiewać się z poniżanej osoby. Aizawa daje ci rozrywkę co? No powiedz, masz dobrą zabawę ze mnie?
- Nudzę się. Mogło by być lepiej.
- Pewnie. Jak zdechnę będziesz miał doskonałą zabawę wraz z nim – wskazał głową Satoru – Nie liczcie na to. Zaraz mam autobus, więc muszę iść, ale wpierw powiem wam, że widzimy się jutro wieczorem u was na kolacji, Satoru.
- Na jakiej kolacji?
- Och nic nie wiecie? Twoja siostra chodzi z moim bratem i zostaliśmy zaproszeni do was. Do zobaczenia jutro o osiemnastej.
Satoru chwycił go za nadgarstek, kiedy chłopak chciał odejść.
- Nie pierdol mi tu!
- Zapytaj swoją siostrę Mayuko.
- Chrzanisz! - warknął.
- Przekonasz się w...
Satoru chwycił go za ramiona i zbliżył twarz do jego. Prawie dotykali się nosami. Serce załomotało w piersi białowłosego. Zdziwił się, że nie był to odruch strachu przed szarookim. Ta twarz blisko jego, te oczy patrzące z wściekłością, a jednocześnie zagubieniem. Ciepły oddech o zapachu mięty, sprawiły, że zaczął bać się, ale swoich uczuć. Widział, jak Aizawa popatrzył na jego usta, potem znów wrócił do oczu.
- Spadaj albinosie! – syknął. Odepchnął go i odszedł przeczesując włosy ręką. Jiro pobiegł za nim.
- Dobrze się czujesz? - zapytał Hayato.
- Dlaczego wciąż się o to pytasz?
- Wyglądasz jakbyś miał gorączkę.
- Nic mi nie jest. Miło, że pytasz. Twój przyjaciel jest za bardzo pobudzony. Może powinien brać jakieś lekki na rozładowanie napięcia, a nie robić tego na mnie.
- Jest trochę nerwowy, a ostatnio za bardzo. Gdy się go pytam o co chodzi, milczy.
- Dzięki za zainteresowanie, ale muszę już iść. Przemyśleć parę spraw, bo zwariuję – dodał do siebie w myślach.
- Ty naprawdę przychodzisz do nas na kolację?
- Teraz nie wiem czy przyjdę. Wiesz – popatrzył w końcu na niego. Cały czas gapił się w drzwi za którymi zniknął Satoru – jesteś w porządku.
- Potrafię być wredny.
- Jak każdy, ale z tej trójki dla mnie, mimo początku, ty okazałeś się lepszy.
Poszedł na przystanek targany sprzecznymi emocjami. Przed oczami miał tylko te piękne oczyska. Mógłby w nich utonąć. Kurde nie, nie, nie to nie tak! Te oczy są brzydkie. Ich właściciel jest obleśny... jest cudny, nawet z tym podłym charakterkiem.
- Jasna cholera! - taka była jego reakcja na odjeżdżający mu z przed nosa autobus i na nieznane uczucia. Jakby tego było mało zaczęło padać. Jak los człowiekowi rzuca kłody pod nogi to zawsze wszystkie na raz, ale może trzeba czasami pocierpieć, żeby w końcu zaznać szczęścia.
Otulił się szczelniej kurtką. Czekało go dwadzieścia minut marszu do domu.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum