ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Rock penetrowany pędzlem 7 |
O tym, jak zacieśniać więzi „rodzinne”
KAIEN
– Kaien, spinaj poślady.
– Mamuś... – jęknąłem, ale spojrzała mi twardo w oczy.
– Dzisiaj musisz.
– Tylko dzisiaj?
– Nie tylko. Co z tobą? Czyżby starość? – rzuciła złośliwie, a ja westchnąłem i zerknąłem na Tulku.
Ten zawsze był w dobrym nastroju. Chyba miał lepsze podejście do tego wszystkiego niż ja. Lepsze niż Dan. Niż Kot. Bo K-Ki chyba nie miał żadnego. Ostatnio miewał chwile jakiejś derealizacji, co trochę mnie przerażało. To pewnie skutki uboczne terapii, nie wiem.
– Bardzo śmieszne – powiedziałem, gdy uszczypnęła mnie w ramię.
– Dobra, skarbie, daj z siebie wszystko. Bierz przykład z Tulku.
Ale że co? Przecież dawałem z siebie wszystko. Saki była w bojowym nastroju, ja – wręcz przeciwnie. Dzisiaj miałem ochotę wracać do domu i kochać się z tobą pod kołderką, w ciemności, po bożemu. Wiem, przynudzam, ale naprawdę miałem ciężki dzień. Po koncercie byłem już zmęczony i nieco rozdrażniony. Nie chciałem wysłuchiwać wkurzających pytań fanów i tego natrętnego babiszona. Tak, tej dziennikarki, która na mnie leciała. Mogłaby lecieć na Dana, to on był frontmanem.
Ale dobra, jak mus, to mus. Szkoda, że dzisiaj to było tylko uciążliwym obowiązkiem. Skupiłem się na pozowaniu do zdjęć. Conn zajął się upierdliwą reporterką (chyba była rozczarowana, biedactwo, och), a Ki-Ki zniknął prawie od razu. Saki mówiła, że niby zaczął się leczyć, ale nie będzie miał lekko. Częste koncerty, wywiady i imprezy temu nie sprzyjały. Ja bym tak nie mógł. Gdyby nie masa, pewnie znowu upijałbym się do porzygania. Wiem, bardzo dojrzałe podejście, ale... oż kurde, no, lubiłem to. Tak po prostu. Imprezy, chlanie, nowi ludzie – kochałem. Serio, gdyby nie siłownia, znowu bym popłynął. Nie żebym był alkoholikiem czy coś, ale kochałem rockandrollowy styl życia. Szkoda tylko, że budowanie masy szło mi trochę opornie. Myślałem, że będzie łatwiej. Kiedyś przecież było. Chyba nawet zazdrościłem Tulku, bo miał zajebiste bicki. Nawet Abel miał lepsze niż moje. I Chris, który podobno był hetero, ale był jego facetem.
Kurwa, to niesprawiedliwe. Jake mówił, że mam ograniczyć fajki i piwo, ale jak niby miałem to zrobić? Co prawda ładnie się wyrzeźbiłem, ale to dalej nie było to, co chciałbym osiągnąć. Może byłem zbyt naiwny, przecież nie ma nic za darmo. Czytałem trochę o sterydach, ale wolałem nie ryzykować. Łykałem witaminki, piłem koktajle białkowe i cierpliwie czekałem na efekty. Co tam czekałem – one już były. Stałem się silniejszy, byłem bardziej wytrzymały, no i miałem ładne bicepsy. Żarłem na potęgę. Jeszcze trochę pracy nad brzuchem i będzie dobrze. Nie idealnie, ale nikt nie jest idealny, nie? Poza tym, Samuel zauważył, że mam ładne poślady, a on się chyba znał na pięknie ciała? Saki też zauważyła, ale udawała, że wcale się na nie nie gapi. To wszystko strasznie łechtało moją próżność. Lubiłem, jak się mną zachwycali, nie tylko fani. Czułem się silny, zmotywowany i zajebiście pewny siebie. Mówcie co chcecie, ale wygląd się liczy, zwłaszcza w show-biznesie.
No to wyglądałem. Oprócz Sandry, naszej stylistki, mieliśmy teraz kilka nowych lasek, które zajmowały się tym, o czym ja nie miałem zielonego pojęcia. Dan narzekał, że odkąd rzucił palenie (serio, rzucił?), ma pryszcze jak nastoletni prawiczek. Podobno wklepywał jakieś kremy, zapewne jego piękna żona go do tego zmuszała. Ciekawe, czy dalej ruchał fanki? Pewnie tak.
Śliczna dziewczyna o pyzatej buźce malowała mi oczy, a Kot wiercił się w fotelu, wydymał wargi i jęczał, bo jakaś nowa laska prostowała mu włosy. Tylko Tulku miał wyjebane. Wczoraj wparował z zielonym irokezem. Zielonym, kurwa. Jak wiosenna trawa. Ki-Ki był nieco spięty, to na bank syndrom odstawienia. Palił jak smok. Zapuścił już nieco włosy, ale były rzadziutkie i liche.
Kurde, ale się wszystko popierdoliło. Na dodatek wczoraj dzwonił do mnie Xavier. Mógł napisać, ale nie, on musiał zadzwonić. Pewnie chciał, żebym czuł się winny.
Okazało się, że nie. Nie namawiał, nie próbował mnie nakręcać. Powiedział tylko, że w kwietniu będą mieli koncert w Stanach. Znaleźli gitarzystę sesyjnego, który świetnie sobie radził z ich kawałkami. Nic, tylko pogratulować. Na pewno mieli wielu chętnych, a ja chciałem wierzyć, że podjąłem słuszną decyzję. Powtarzałem to sobie w kółko, choć czasem miałem wątpliwości. Ale teraz już było za późno, nie? Nie ma się co spinać.
Chłopaki też się wyrobili po przerwie. Kilka prób wyszło nam na dobre. Najbardziej jednak zadziwiał mnie Kot. Dan również, ale teraz liczył się tylko Futrzak. Odżył, normalnie tryskał radością (nie tylko radością, heheszki), a na scenie znowu stawał się tym nakręconym, szczęśliwym Kotem, który rozpalał publiczność. Ależ mi się serce radowało, naprawdę.
Gdy w końcu ta upierdliwa suka zniknęła, odetchnąłem z ulgą. Nie lubiłem jej. Poza tym, dziś rano otrzymałem ciekawą wiadomość od jakiejś Agaty. Agata, Agata, Agata... Miałem ją na Fejsie. Jaka Agata? Ach, tak, Agata, siostra Mansa. A tak na marginesie, to ja też dostałem ochroniarza, ale nie był tak fajny jak Mans. Prawdę mówiąc, nie dorastał mu do pięt. Niby wygadany, całkiem fajny i otwarty, ale miałem wrażenie, że coś ukrywał. Paranoja? Może.
Dobra, wróćmy do Agaty. Dziewczyna pytała, czy może wykorzystać nasze zdjęcia do kolaży. Na początku nieco się spiąłem, bo przypomniała mi się sprawa z Agyness, ale szybko wyluzowałem. Ona naprawdę nas uwielbiała. To były głównie śmieszne przeróbki, więc odetchnąłem z ulgą. Agata była w porządku. Napisała, że nas kocha, shipuje i ma nadzieję, że będziemy razem do końca życia. Taka typowa miłość i zauroczenie. Pewnie ją to kręciło. Kurczę, przecież ona miała jakieś piętnaście lat. No ale dzieci szybko dojrzewają, nie? Jako piętnastolatek już bzykałem koleżankę z klasy. Szkoda, że to nie była miłość ani nawet fascynacja, tylko zwykła ciekawość. Miałem dość męczenia pały w samotności.
Ale dobra, te jej przeróbki były urocze. Śmieszne, fajne, rozbrajające. Fani przecież tak robią. Na bank połowa nastolatek masuje swoje brzoskwinki i muszelki, myśląc o członkach zespołu. Też kiedyś waliłem konia, marząc o cycastej wokalistce. Miałem nawet jej plakat. Chwila, jak ona miała na imię? Kurde, nie pamiętam. O, Angela. Urodą może nie grzeszyła, ale cycki miała całkiem ładne, no i uwielbiałem ją za sposób bycia. Taka baba z jajami i boski growl. Risa też ją uwielbiała. Szkoda, że mój związek (z Risą, bo chyba nie z Angelą, nie?) nie wypalił. Z drugiej strony – nie szkoda, bo potem mogłem się wyszumieć. Oj, długo to trwało. Podejrzewałem, że coś było ze mną nie tak, skoro podziwiałem niektórych kolesi, ale nigdy mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Byłem tolerancyjny. Siebie też akceptowałem. Po prostu nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek zwiążę się z facetem na stałe. Nigdy. Ale trafiłeś mi się ty – piękny, uroczy, boski blond Senju z dziewiczą dupą. Co tam dziewiczą – sam miałem tył nietknięty fiutem. Dobrze się dobraliśmy, nie ma co.
Teraz dalej śliniłem się na widok piersi i podziwiałem ładne tyłki, ale tylko tyle. Ewentualnie przygarnąłbym Reirę do trójkąta. Albo Biancę. Szkoda, że była lesbijką. Życie jest niesprawiedliwe, kurde. Chloe pewnie by mnie wykastrowała za taką propozycję, nawet jeśli mnie kochała. No i ja nie byłem takim debilem, żeby proponować lesbijce seks.
Dobra, nieważne.
Szczerzyłem się do wszystkich, aż zaczęła mnie boleć szczęka. Potem głowa. Pewnie przez ten nadmiar piwa.
Futrzak miał się dobrze. Chyba. Trzymał się całkiem nieźle, to pewnie terapia mu pomagała. A może co innego? Ostatnio wyglądał tak jakoś... nie wiem, jakby był natchniony? Biła od niego pewność siebie i erotyzm, ale może to tylko pozory. Skurwiel potrafił nieźle udawać. O właśnie, erotyzm, bo mój kochany Kiciuś kusił i flirtował. Czyżby doszedł już do siebie (no nie mogłem się powstrzymać)? Chciałem myśleć, że właśnie dlatego był taki nakręcony i rozluźniony. Kochany Futrzaczek. Znowu będzie malutką, zboczoną kurwą? Maskotką zespołu? Cholera, jestem okropny. Nie powinienem tak myśleć.
Ale nie mogłem się nie cieszyć. Lubiłem, jak był taką kurewką. Właśnie. Ciekawe, co się zmieniło? Czyżby po ślubie rżnęli się jeszcze więcej? Nie miałem pojęcia, bo mało ostatnio obcowaliśmy, a szkoda. Więc pewnie się rżnęli.
Też bym się rżnął. Z Renem. Trochę. I z Kotem. I z tobą. Z tobą rżnąłem się zawsze. Nie rżnąłem się za to z Emilem ani z Yukim. Te lekcje bondage były cholernie dziwne. Podniecające i wkurwiające jednocześnie. Ja raczej nie byłem zbyt cierpliwy, ale nie chciałem się zbłaźnić. Oczywiście, zawsze miałem erekcję, ale nikt nikogo nie ruchał, tylko spędzaliśmy miło czas. Lubiłem patrzeć na wasze blade, miękkie, rozpalone ciałka. Twoje i Baranka. Wiłeś się, sapałeś i narzekałeś, że ci niewygodnie, ale ja byłem zafascynowany. Szybko się uczyłem, bo naprawdę mi się podobało. Do domu wracaliśmy napaleni i po prostu rzucaliśmy się na siebie jak spragnione, niezaspokojone samce.
Nie wiem, czemu nie chcieli uprawiać seksu. Emil zawsze był podniecony, ale nic nie robił. Był grzeczny i potulny. To pewnie też było częścią ich planu.
Planu? Mieli jakiś?
Ale gdy podczas czwartego spotkania – tak, liczyłem – Yuki kazał wam zdjąć bokserki, wiedziałem, że coś się wydarzy. Znowu skrępowałem ci ręce, a potem kazałem położyć się na łóżku, na plecach. Yuki tylko się przyglądał. Emil siedział na brzegu łóżka i uważnie mnie obserwował. Ty byłeś zażenowany i trochę rozbawiony. Nie wiedziałem, co bardziej. Penis sterczał aż miło. Uśmiechnąłem się i klepnąłem cię w udo, a ty wciągnąłeś brzuch i zamknąłeś oczy.
– Pokażę ci fajny sposób na odprężenie – odezwał się Yuki i też usiadł na łóżku. – Krótki, delikatny masaż. Nie, nie prostaty – dodał i wyszczerzył się, bo otworzyłeś oczy i spojrzałeś na niego pytająco.
– A jaki?
– Bez dotykania fiucika.
– Szkoda. – Sapnąłeś i poruszyłeś biodrami. – Dlaczego tylko ja jestem związany?
– Chcesz Emi?
– To znaczy? – zmieszałeś się.
– Też mam go związać? – Zaśmiał się, a ja pogładziłem twoje udo. – Bo że go chcesz, to wiem. Może jak będziesz grzeczny...
– Bardzo śmieszne – fuknąłeś, a on odgarnął ci pasmo włosów z twarzy.
– Mówię serio.
– Ale to bez sensu, bo jeśli dojdę, to potem nie będę mógł go bzykać. – Wydąłeś wargi jak Kot.
– Jesteś pewien, że to ty będziesz go bzykać? – spytał, patrząc ci prosto w oczy.
Boże, to chyba był flirt. Znowu się zmieszałeś, ale nie odrywałeś od niego wzroku. Skurwiel, potrafił dominować.
– Emi, podaj mi ten olejek. Dziękuję, pączku – powiedział i cmoknął Baranka w usta. – Kaien, najpierw zwiąż mu nogi w kostkach. Potem zajmiemy się udami i resztą. Tylko zwiąż go mocno, bo pewnie będzie się wić jak zawsze. Niecierpliwy, co? – zwrócił się do ciebie z cwanym uśmieszkiem. – Niegrzeczna Kaczuszka.
– Spadaj – szepnąłeś, a ja wziąłem linę.
Jak zwykle, nie było żadnych korków, dilda ani ringów. Tylko dłonie. Kurczę, podobało mi się związywanie uległego, ciepłego, napalonego Kaczusia. Znowu byłeś czerwony jak burak. I uszy. Uwielbiałem twoje zarumienione uszy. Leżałeś z zamkniętymi oczami, a ja związywałem ci uda i brzuch. Kilka wymyślnych węzełków, potem druga lina i kolejne supełki. Może to i była sztuka, ale bardzo podniecająca. Nawet Emil powoli tracił panowanie nad sobą.
– Dobra, cudownie – powiedział Yuki, gdy skończyłem. – Ślicznie wyglądasz, Senjuś.
– Dziękuję – rzuciłeś z sarkazmem, ale widziałem, że byłeś napalony.
I nie tylko dlatego, że penis ci stał na baczność. W sumie mój też stał. Zerknąłem krótko na Yukiego, ale nie zareagował. Czemu nie chciał się bzykać? Moglibyśmy zorganizować sobie czworokąt. Albo i nie. Na pewno marzyło ci się bukkake, na bank. Kot kiedyś już miał. Tak, to byłoby piękne: słodka, niewinna blond buzia Kaczusia w spermie. Dużo spermy. Bardzo.
Kurwa mać, jak mam nie myśleć o tym, że chcę cię wyruchać? To niedorzeczne.
– Dobra, pokażę ci, co potrafią te ręce – powiedział Yuki, rozgrzewając olejek w dłoniach.
Pachniał czymś pieprzno-słodkim, trochę orientalnym. Pewnie jakiś afrodyzjak, bo działał nawet na mnie. Emil bawił się włosami i oblizywał wargi, a ja nie mogłem nie zauważyć, że też był niecierpliwy. Ale to nic dziwnego, nie? Na pewno rozmawiali już o tym z Yukim. Pewnie coś planowali. Będą w ogóle kiedyś te seksy czy nie? Jeśli tak, to kiedy? Na piątym spotkaniu? Na dziesiątym? Sześćdziesiątym dziewiątym?
A potem mnie, kurde, olśniło. Jestem genialny, wiem. Yuki pewnie się droczył, ze mną też. Czekał, aż pęknę. Co prawda, powtarzał, że nie chodzi o seks, ale i tak miałem wrażenie, że próbował mnie sprowokować.
Tylko co ja miałem robić z tą wiedzą?
Nic.
To pewnie ich zboczona, intymna gra. Pieprzeni sadomasochiści.
Znowu zerknąłem na twoje czerwone policzki i westchnąłem. Emil dotknął swojego mokrego penisa i też westchnął. Biedny Baranek, pewnie chętnie by zwalił, ale siedział grzecznie i czekał. Ty leżałeś unieruchomiony, z rękami związanymi nad głową. Oczy miałeś zamknięte, pewnie znów byłeś zażenowany. A ja podniecony jak diabli. Tak, będę musiał pogadać z Yukim. Albo będą seksy, albo mam dość. Dla mnie wiązanie nie było sztuką. To znaczy, mogło być, oczywiście, ale nie tylko. Coś, co rozpalało, musiało się kończyć seksem. Może byłem zbyt prymitywny, ale naprawdę chciałem ci wsadzić. Albo przynajmniej dotknąć. Zwalić.
Cokolwiek.
Ale Yuki pomasował ci ramiona, później pachy i sutki – delikatnymi, kolistymi ruchami. Ugniatał palcami skórę, potem lekko poszczypywał i znów miękko masował. Chyba zadziałało, bo westchnąłeś i poruszyłeś biodrami. Na pewno miał wprawne dłonie. Chyba po raz pierwszy pomyślałem wtedy, że też chciałbym taki masaż. Potrafił lekkim, niewinnym dotykiem rozpalić cię do czerwoności czy tam białości. Dłonie miał ogromne, takie duże i szerokie. Znów odruchowo pomyślałem o dupie Emila i aż zacisnąłem wargi. Nigdy bym nie pozwolił wsadzić sobie pięści w tyłek. W życiu. To musiało okropnie boleć. Mówiłeś, że podwójna też boli. Ciekawe, czy chciałbym sprawdzić. Może by tak...?
Dobra, nie, nie chciałem teraz o tym myśleć. Nam wystarczyły wygłupy, czułe chłosty i bondage.
No, Kaien, skup się.
Skupiłem się. Na ogromnych dłoniach Yukiego. Były wszędzie. Komentował, żartował i tłumaczył, a ja nasycałem się twoim sapaniem. Chyba bardzo ci się chciało. Penis był cały mokry i tak cudownie nabrzmiały, że aż chciało się go dotknąć.
– Dobra, Senjuś, bo widzę, że długo nie wytrzymasz – odezwał się Pan Duże Łapska, tym samym wyrywając mnie z rozmyślań. – Chcesz dojść?
– Co? – zmieszałeś się i oblizałeś nerwowo wargi, a potem je zagryzłeś. – Trochę mi głupio.
– Nie powinno ci być głupio. Masaż się podobał? – spytał, dotykając twojej wewnętrznej strony uda.
Od razu drgnąłeś i jęknąłeś, chyba mimowolnie. Emil poruszył się niecierpliwie i też zagryzł wargę. Atmosfera w pokoju zrobiła się gęsta i taka przepełniona oczekiwaniem. Czułem napięcie nie tylko w kroczu. To chyba miał być ten moment przełomowy.
No dalej, Kaczu.
– Więc jak? – powtórzył, mrużąc oczy i masując twój pępek.
– Tak – szepnąłeś i zacisnąłeś powieki, a potem przechyliłeś głowę, żeby schować twarz.
Kochany, zmieszany Senju.
Kurczę, Yuki, do dzieła. No dalej. Zwal mu. Zrób to wreszcie, do jasnej cholery.
Rozumiałem, że próbował nakręcić ciebie, ale nakręciłem się również ja. Baranek też. Ciekawe, kiedy popłynie? Przysunął się bliżej i pocałował cię leciutko w usta, ale Yuki poczochrał mu włosy i kazał czekać. Potem pogładził cię po policzku, ale nie otworzyłeś oczu.
– Chcesz, żebym ci zwalił? – spytał. – A może chcesz, żeby zrobił to Kaien? Albo Emi? – mówił dalej, masując twoje ramiona.
Zapach olejku rozpalał. Drażnił zmysły, nakręcał, wręcz wkurzał. Miałem ochotę rzucić się na ciebie i zerżnąć mocno i ostro. Chciałem, żeby patrzyli. Cholera, Yuki potrafił prowokować. Tak, przyznaję, byłem niecierpliwy. Kurwa, nawet Baranek był. Kilka razy dotknął swojego fiucika, a potem westchnął i spojrzał błagalnie na Yukiego. O co im chodziło? To jakaś gra?
– No, Senjuś, więc jak? Którego wolisz? A może to bez znaczenia? – spytał Yuki, rozchylając ci palcem wargi. – Bo po prostu chcesz trysnąć? Co, Kaczuszko? Zobacz, jakiego masz twardego kutasa. – Uśmiechnął się, gdy zacząłeś ssać jego palce. – Grzeczny Senjuś. Pewnie wolałbyś teraz fiuta Kaiena, prawda? – Znowu pomasował ci uda, a potem musnął kciukiem jądra.
– Cholera, zwalcie mi w końcu. – Sapnąłeś i posłałeś mi bardzo dwuznacznie spojrzenie.
Och, skąd ja znam to marszczenie brwi i nosa? Normalnie zdesperowana Kaczka w akcji. Pięknie.
– Cholera, no ludzie. – Jęknąłeś i poruszyłeś miękko biodrami, a potem znowu zagryzłeś kusząco wargę.
A ja znów poczułem ogień w kroczu. No serio, chyba nie wytrzymam. Dobra, Yuki, wybacz, chłopie, ale...
– Lubię, jak jest taki napalony, a ty? – spytał, patrząc mi w oczy.
Chyba wiedział, że prawie mnie poniosło. Emil sapnął i znowu pocałował cię w usta, ale Yuki odciągnął go za włosy.
– Zapominasz się, skarbie – powiedział, patrząc mu prosto w oczy.
– Przepraszam, po prostu... – szepnął i spuścił wzrok.
Zagryzł znowu wargę, a Yuki pomasował mu szyję. Całkiem delikatnie i czule. Tą swoją wielgachną, ciepłą dłonią.
– Chłopak jest napalony, musimy mu pomóc – odezwał się po chwili, patrząc na twój członek. – No nie, Kaien? – Spojrzał mi w oczy i zaczął się szczerzyć.
– No. Mogę? – powiedziałem trochę zachrypniętym głosem.
– Ma dojść bez trzepania. – Uśmiechnął się szeroko, a ja głośno westchnąłem.
– Dobra.
A niech to. Kurde, ja tak nie umiem. Nie potrafię. Chcę macać. Dotykać, trzepać i wsadzać. Zaczęło mnie już to drażnić, bo miałem wrażenie, że Yuki droczy się również ze mną. Cholera, to ja miałem dowodzić. Ale skoro nawet Emil tracił kontrolę, to chyba faktycznie wszyscy byli zbyt spięci i napaleni. Myślałem, że ich nie kręciliśmy. To nie tak. Po prostu ten skurwiel chciał nas sprowokować. Ja tam miałem to w dupie, ale teraz byłem zły na siebie, że nie zareagowałem wcześniej. Przecież ty jesteś mój. Jeśli będę chciał, to ci zwalę, prawda? Yuki nie powinien mi rozkazywać.
Ale wpadka. Kurde, miałem wrażenie, że nawet mnie zdominował.
– Już prawie – szepnął, gdy przysunąłem się do ciebie i zacząłem masować twoje sutki.
– Zabiję was, serio. – Westchnąłeś ciężko i znowu schowałeś twarz.
– Nie musisz, pulpeciku. – Zaśmiał się Yuki, dalej masując twoje uda.
– Kaien. – Jęknąłeś błagalnie, a ja zacisnąłeś palce na twoich sutkach.
– Tak, Kaczuś? – Uśmiechnąłem się zadziornie, a potem zerknąłem na Yukiego – tak samo zadziornie, nieco arogancko.
– Proszę. – Sapnąłeś, znów poruszając biodrami.
Dobra, to koniec.
– Prosi cię. – Wyszczerzył się Yuki, a ja znowu poczułem falę gorąca.
Miałem gdzieś jego podniecające gierki. Chciałem macać. Kaczuś jest mój i będę go macać do wo...
Co?
... Emil wessał się w twoje wargi i zaczął namiętnie całować. Znowu. Biedny Baranek, pewnie chciałby być na twoim miejscu. Wiedziałem, że lubił był dręczony. Wręcz uwielbiał, o tak. Masochista.
– Cholera. – Syknąłeś mu w usta, ale nie odsunął się.
– Emi, co robisz? – Głos Yukiego był twardy, ale dość spokojny.
Nie odpowiedział. Podniósł się tylko leciutko i podsunął ci penisa pod nos.
O ja cię! Nareszcie.
Brawo, Baranku, kocham cię.
– Emi – powtórzył Yuki, ale on już wpychał ci penisa w usta.
Nie sprzeciwiałeś się. Otworzyłeś buzię i zacząłeś ssać, pomrukując przy tym jak kot. Pewnie też poczułeś ulgę. O tak, ja również. Poczułem taką ulgę, że aż jęknąłem. Fiuta miałeś twardego jak głaz. Liznąłem cię znowu w sutek, a potem zacząłem go ssać. Yuki chyba wepchnął ci palce w tyłek, bo nagle spiąłeś się i uniosłeś mocno biodra.
– Pączku, wystarczy – zwrócił się do Emila, ale chłopak tylko jęknął i odrzucił głowę, a chwilę później... po prostu trysnął.
Kurde, no.
Doszedł ci w ustach. Tak po prostu.
Yuki cmoknął i pokiwał głową, a Emil osunął się na łóżko i położył obok ciebie.
Nieźle. Czyli Baranek też czasem dawał się ponieść chwili. Pięknie.
– Słoneczko było niegrzeczne, co? – Uśmiechnął się jego pan i władca, gładząc go po włosach, ale ja byłem zajęty tobą.
Zresztą, ten sadysta dalej rozciągał cię palcami. Szkoda, że nie mogłem dziś rozluźnić się do końca. Tak, kutas mi sterczał, prężył się w spodniach i błagał o wolność, ale ciągle myślałem o tym, że to już czwarte spotkanie, a oni nie chcieli się bzykać. Nie mogłem tego ogarnąć. Dobra, Emila poniosło, ale chyba chciałem czegoś więcej. Dzikiego, namiętnego seksu? Potu, śliny i morza spermy? Jak wtedy? Wkurzało mnie to niemiłosiernie. Dłużyło się, irytowało i prowokowało. Chciałem ruchać. Wrr, oż kurwa mać, no!
Chciałem ruchać. Wszystkich.
– Wybacz – szepnął Baranek i podniósł się z łóżka. – Naprawdę, przepraszam – powiedział, patrząc Yukiemu w oczy. – Poniosło mnie trochę.
– Pamiętasz, jak się umawialiśmy? – spytał Pan Penetrujące Palce, a Emil drgnął i szybko zamrugał.
– Ukarzesz mnie? – powiedział szeptem.
– Oczywiście. Miałeś wytrzymać do piątego spotkania. – Uśmiechnął się słodko, ale wiedziałem, że to nie wróżyło nic dobrego. – Takie mieliśmy warunki – zwrócił się do mnie, a ja chyba na chwilę zamarłem. – No, mój pączuś miał wytrzymać do piątego spotkania. Ale nie wytrzymał.
Ja pierdolę.
– Yyyhhh – odezwałem się wielce inteligentnie. – Więc to dlatego wy... no tego, wiesz?
– Co takiego? – Dalej się szczerzył, a ja miałem ochotę go ukatrupić.
– No nie chcieliście się ruchać, kurwa, takiego.
– Cholera, wydało się.
– Kretyn. – Syknąłem ze śmiechem, a potem mocniej zacisnąłem dłoń na twoim członku.
Wyplułeś spermę Baranka i szarpnąłeś się.
– Matko, przestańcie trzepać jęzorami, lepiej trzepcie mi kutasa – powiedziałeś, prowokując mnie wzrokiem.
To już nie był zmieszany, uległy Senjuś, tylko zadziorna Kaczka. Znowu poczułem przyjemne ciepło w dole brzucha, nie zdjąłem jednak spodni. Postanowiłem skupić się na tobie. Yuki chyba namacał prostatę, bo zacząłeś stękać jak kurwa. Jak napalona, skurwiona, nieprzyzwoita sucz. Wystarczyło ci kilka mocniejszych fapcząco-drażniących ruchów i dostałeś drgawek. Krzyknąłeś, ale uciszyłem cię dłonią. Nie wiem, co robił Yuki, nie miałem pojęcia, co myślał Emil. Jak chcą, to niech się karzą nawzajem. Ja byłem skupiony tylko na tobie. Wytrysk miałeś mało obfity, ale orgazm chyba rozłożył cię na łopatki. Nawet gdy Yuki wyjął palce, nie mogłeś przestać się trząść. Sutki miałeś twarde i zaczerwienione, a na całym ciele widniały piękne, różowe przebarwienia. Strzepnąłem ostatnie krople spermy z kochanego fiucika i cmoknąłem cię w czoło.
No.
– Zadowolony? – spytałem, starając się, by mój głos nie brzmiał zbyt ostro.
Dalej byłem podniecony.
– Mmmhh.
– Chyba bardzo – wtrącił Yuki, a Emil podał mu butelkę wody.
Też chciało mi się pić, ale wolałem herbatę. I fajkę. Ty paliłeś tylko tytoń smakowy, ale uważałem, że to gówno nie daje kopa. Cholera, miałem ograniczyć palenie, żeby bicki mi lepiej rosły.
O właśnie, bicki. Yuki miał boskie. Zawsze się nimi zachwycałem, ale tak po cichu.
Czyli co, następnym razem będzie seks? Taki z penetracją i tak dalej?
– Co się tak szczerzysz? – spytałeś zachrypniętym głosem. – To ja miałem orgazm, nie ty. A może też miałeś? – dodałeś złośliwie, a Yuki zaczął cię rozwiązywać.
– Chciałbyś. Kaczuś.
– Kaczuszka jest cholernie urocza. Zawsze mnie to rozwala. – Zaśmiał się Yuki. – Słoneczko, przyniesiesz mi fajki? – zwrócił się do Emila.
– Jasne.
– Dzięki, skarbie.
Kurna, i on będzie karać to niewinne stworzenie?
– Yuki?
– Tak?
– Idziesz? – spytałem, a potem zerknąłem na ciebie.
– Pewnie. – Uśmiechnął się i pogładził cię po głowie. – A ty, Senju?
– Tak.
Emil też poszedł z nami zapalić, choć podobno raczej nie palił albo robił to rzadko. Ale po orgazmie można, nie?
Nie wiem, czy Yuki go ukarał. My wróciliśmy do domu i rżnęliśmy się jak wściekłe króliki.
* * * * *
Samuel zadzwonił już w czwartek. Alleluja, szybko mu poszło. Sam pojechałem się z nim spotkać, bo w tym tygodniu nie mieliśmy koncertów. Zdjęcia były boskie, facet na pewno miał talent. Nic dziwnego, nawet Dan był zachwycony sesją Any. Podobno, bo ja tych zdjęć nie widziałem. Nikt nie widział.
To nawet lepsze niż domowe porno. Nie wiem, może mój zmysł estetyczny nie był aż tak przytępiony? Zdjęcia naprawdę były niesamowite. Wspaniała gra światła i cieni, kontrasty, odpowiednie kąty i zabawa kolorami wydobywały piękno. Samuel był świetny. My też. Niektóre ujęcia były wprost zachwycające, bo nie wiedziałem, że można wyglądać aż tak dobrze. Ładnie. Po prostu... no, ładnie. Zmysłowo, ale subtelnie; erotycznie, lecz nie wulgarnie. Kurde, nie mogłem przestać się zachwycać. Powiedziałeś, że powinniśmy stworzyć własny album, mieliśmy przecież więcej takich zdjęć. Może miałeś rację.
Ale nie miałem teraz na to czasu. Skupiałem się głównie na siłce i spotkaniach z zespołem. Wczoraj wpadłem do biura, bo Saki mówiła, że moje nowe przemówienie było już gotowe. Trochę było mi głupio, bo sam chciałem je napisać, ale nie miałem czasu. A gdy miałem czas, nie miałem weny. Gdy miałem wenę, to miałem też chcicę. Wiem, wiem, pewnie się tylko usprawiedliwiam.
Po prostu nie umiałem pisać przemówień. Tamto pierwsze się nie liczyło, bo wtedy byłem natchniony. Teraz niby wiedziałem, co chcę powiedzieć, układałem to sobie wszystko w głowie, ale gdy zaczynałem stukać w klawiaturę, wychodziło gówno. Chciałbym mieć urządzenie, materializujące myśli. Pewnie ktoś już je wynalazł, na bank, bo nie uwierzę, że w XXI wieku nikt o tym nie pomyślał. Wklepałem w Google'u frazę "urządzenie materializujące myśli" (też to teraz robicie, prawda?), ale nie znalazłem nic ciekawego. Napisałem tylko wstęp i kilka ogólnikowych zdań. Resztą zajął się jakiś pomocnik Saki.
Do biura wpadłem po południu i od razu natknąłem się na Saena. Chyba ucieszył się na mój widok. Ja też. Zacząłem się szczerzyć i myśleć o trójkącie. Ja to jestem prymitywem, nie? No dobra, żartuję. Saen ostatnio miał się całkiem dobrze. Powiedział, że tamten koleś przestał go prześladować, z Darem prawie się nie widuje, a większość czasu i tak spędza w pracy. Próbowałem żartować i pytałem o Daniela, ale milczał jak zaklęty. No to na pewno coś się działo, skoro nie chciał powiedzieć, przecież to oczywiste.
– Jak tam brat-bliźniak? – spytałem, gapiąc się na jego sprany błękit na włosach.
– Shin? Dobrze. – Uśmiechnął się i poprawił długą grzywkę. – Wpadniesz jeszcze kiedyś? Shin na pewno się ucieszy.
– Może. Jak ci idzie?
– Chyba dobrze.
– Daniel nad tobą czuwa? – Wyszczerzyłem się znowu, a Saen chyba się trochę zmieszał.
Słodkie.
– Tak, bardzo mi pomaga – powiedział i nagle zaczął grzebać w szufladzie.
Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej. Kurde, może coś z tego będzie? Daniel i Saen? Czemu nie? Może nie darzyłem Daniela wielką sympatią, ale Saen chyba tak.
– Dobra, to muszę spadać – powiedziałem, bo jakiś koleś pomachał do mnie ręką.
To pewnie ten od przemówienia.
– Rozumiem. Powodzenia. – Saen uśmiechnął się, a ja poklepałem go po ramieniu. – Aha, we wtorek zwrócę ci część kasy.
– Nie musisz się śpieszyć.
– Nie śpieszę się.
– Dobra, to widzimy się we wtorek.
– Jasne.
– Powodzenia.
– Dzięki.
Wiem, wiem, jestem cudowny.
Naprawdę cieszyłem się, że Saen zaczął wygrzebywać się z bagna. Wszyscy zaczęli. Kot od kilku tygodni był w świetnej formie. Nic dziwnego. Ty też radziłeś sobie całkiem dobrze, choć po świętach byłeś nieco rozdrażniony. Pewnie przez te dawki leków czy jakoś tak. Czasem miałem jednak obawy. Bałem się, że znowu przestaniesz je brać. Że coś się zjebie. Zepsuje się. Popłyniesz, wpadniesz w depresję albo będziesz miał hipomanię. To nie były żadne natrętne myśli, ale martwiłem się o ciebie. Zwłaszcza że ostatnio sporo czasu spędzałem poza domem. Gdy wracałem z siłowni, ty zwykle bawiłeś się z Pierdziołkiem albo oglądałeś jakiś film. Zawsze przygotowywałeś dla mnie białkowe kolacje, ale czułem, że czegoś ci brakuje. Mnie też brakowało, ale nie chciałem rezygnować z siłowni. W ciągu dnia miałem spotkania z chłopakami (sprawy organizacyjne, nie żadne chlanie czy coś), czasem jakąś próbę, rozmowę z Saki albo Giną. Gadaliśmy o planach na przyszłość, nowym producencie, płycie i teledyskach. Mieliśmy wywiady, sesje i spotkania z fanami. Wracałem pobudzony i trochę zawiedziony, bo oprócz mnie tylko Kot naprawdę się w to wciągał. No i Dan, ale on raczej skupiał się na sławie. Chciał, żeby o nim gadali. Tulku był zajęty związkiem z Martą i narzekał, że ostatnio prześladuje ich jakiś napalony fan. Ki-Ki niby zaczął się leczyć, ale czarno to widziałem. Dan stał się dużo spokojniejszy, nie czepiał się, nie marudził. Trochę mi nawet brakowało naszych sprzeczek. Zbabiał? Danonek tak na niego działał? A może to ja zbabiałem? Saki mówiła, że po prostu dorośliśmy, ale wolałem myśleć, że to gówniaki łagodzą obyczaje.
Wieczorem, już po moim powrocie z siłowni, leżeliśmy z tobą w łóżku i delikatnie się dotykaliśmy. Nie lubiłem uprawiać seksu w trójkącie z Pierdziu. Siedział i ciągle się gapił, a ja nie mogłem się rozluźnić, a nie chciałem wyrzucać go z łóżka. Więc tylko się macaliśmy. Czasem wywalałem go do drugiego pokoju, ale zawsze miałem potem wyrzuty sumienia. No bo to był taki kochany kotek. Co tam kotek – kot. Kocur. Był już całkiem duży i pucołowaty. Nie żałowałem mu żarcia. Niech tyje. Lubiłem pulpecikowate kotki.
* * * * *
– Kaien, miałeś wymienić mu żwirek.
– Sorki, zapomniałem – skłamałem. – Próbowałem pisać przemówienie.
Ależ się usprawiedliwiam. Niczego nie próbowałem pisać. No i skąd ten agresywny ton? To tylko żwirek i kocie odchody. Czyżby ciężki dzień w pracy? Może Toru się do ciebie dobierał? A może coś z wystawą? Kurwa, a może jakieś schizy z lekami?
– Aha, okej. I masz syf w zlewie, jakby co. Od wczoraj.
– Oj tam, czepiasz się. – Dojadłem kanapkę, a ty wyjąłeś z lodówki piwo i od razu wychyliłeś pół butelki.
– Więc? – spytałeś, zdejmując kurtkę.
– Co "więc"? – Chciałem cię pocałować na powitanie, ale zrobiłeś unik.
– Może wymienisz teraz? I pozmywasz? Cuchnie jak cholera.
– Senju, wyluzuj. Zaraz to ogarnę, co w ciebie wstąpiło?
– Nic, ale jak Pierdzioszek nasra ci na podłogę, nie miej do mnie żalu – burknąłeś i wyszedłeś z kuchni.
Ale o co cho? Chciałem pójść za tobą, ale zadzwoniła komórka.
Ren.
A ten czego?
– Cześć, masz jutro chwilę? – spytał miękkim głosem.
– Może, a co?
Nie miałem teraz ochoty z nim gadać. Cholera, nienawidziłem tych twoich zmian nastroju. Wiem, powtarzam się. Byłem teraz nieco bezsilny, ponieważ Kot mi wczoraj wyjaśnił, że ani Roy, ani Ash niczego mi nie powiedzą. Nie mają prawa mnie w to wtajemniczać.
– Mógłbyś do mnie wpaść po południu? Będę miał wolne. Chciałbym z tobą pogadać – powiedział Ren, a ja nieco się ożywiłem.
– O Kocie?
– Trochę tak.
– Co z nim? – Spiąłem się.
– Nic, spokojnie. Mam propozycję. – Ren chyba się uśmiechał, czułem to.
– Yyyyh – wystękałem. – Orgię?
– Niezupełnie. – Zaśmiał się, a ja otworzyłem lodówkę i wyjąłem piwo. – Ale dobrze kombinujesz. Jakby co, to pomysł Kota. Wiesz, on ostatnio ma same fajne pomysły.
– A to bezczelna dziwka – rzuciłem i zacząłem się szczerzyć.
Otworzyłem piwo, zrobiłem łyka i prawie jęknąłem z rozkoszy. Ale dobre – zimne, ciemne, gorzkawe. Po prostu boskie.
– I kto to mówi. – Mruczącym głosem powiedział Ren, a ja zacisnąłem zęby.
Kurwa, flirtował ze mną? Niech spada na drzewo.
– Coś sugerujesz? – spytałem zadziornym tonem, ale nie mogłem przestać się uśmiechać.
– Nie, no co ty. W życiu.
– Więc po co dzwonisz?
– Bo chcę z tobą pogadać. Myślę, że spodoba ci się nasza propozycja.
– Nie wątpię.
– To jak, wpadniesz jutro? Chętnie wyskoczyłbym na piwo, ale z tobą chyba się nie da.
– I kto to mówi. – Odbiłem piłeczkę i pociągnąłem łyka.
Boskie.
Słyszałem, jak wyszedłeś z łazienki, ale postanowiłem cię ignorować. Nie lubiłem foszków. Do wieczora ci przejdzie, spoko.
Usiadłem na blacie, a Pierdziuś wskoczył mi na kolana i zaczął mruczeć. No, mały, masz kiepskiego tatusia, bo nie wymienił ci żwirku w kuwecie. Ale tragedia, nie?
– Miau!
– Mądry kiciuś – powiedziałem, pieszcząc go za uszkiem.
– Co? – spytał Ren, a ja zacząłem się zastanawiać, o co mogło mu chodzić.
Wiadomo, od razu pomyślałem o tym.
Ale miał rację – piwo w barze nie wchodziło w grę. Kawa w kawiarni tak samo.
– Posłuchaj, mężu Kota. – Nagle mnie olśniło. – Możemy się wybrać do jakiejś drogiej restauracji i porozmawiać sobie przy dobrym winie.
Co ja w ogóle gadam? Nie znam się na dobrym winie.
– Tak? No popatrz, czasem masz całkiem niezłe pomysły. – Wyraźnie próbował mnie sprowokować.
– Aż tak ci się chce? To ma być randka czy jak? – Przyjąłem wyzwanie i też zacząłem się droczyć.
– Chciałbyś.
– Chyba ty.
– Kaien, mówię serio. Rozmawialiśmy o tym z Kotem, ale chciałbym pogadać z tobą w cztery oczy. Wiesz, bez Kota i Senju.
– Dobra, łapię.
– Zarezerwuję stolik na jutro. Może być?
– Jasne.
– Wpadnę po ciebie o czternastej, pasuje?
– To randka, na bank.
– Spieprzaj. – Zaśmiał się, a ja znowu zacząłem się szczerzyć.
– Sam spieprzaj.
Jasne, w chuj. Ciekawe, co wymyślili, bo to mogło być całkiem fajne. Dawno nie byłem w dobrej restauracji, głównie ze względów praktycznych, choć i tak byłem pewien, że o tym napiszą. Chyba. A wtedy dowiesz się zarówno ty, jak i Kot. Ale przecież nie mogłem ciągle unikać ludzi. Poza tym, miałem teraz Naokiego. Starał się z całych sił, chyba chciał, żebym go polubił. Postanowiłem jednak, że dam radę bez niego. To znaczy, jutro. Nie chciałem przesadzać.
Ciekawe, co zaproponuje Ren.
* * * * *
– Przeszło ci? – spytałem, kładąc się do łóżka.
– Mmmhh. Przepraszam.
– Ciężki dzień w pracy? – szepnąłem, obejmując cię ramieniem.
– Trochę. To znaczy, zjebałem co nieco, ale Toru mnie nawet nie opieprzył. Ciągle o tym myślę. – Westchnąłeś i odwróciłeś się do mnie przodem.
– Może to nic wielkiego.
– Trochę.
– Każdy ma czasem gorszy dzień. Kiedy masz spotkanie z Ashem?
– Pojutrze, ale...
– Co? – Pogładziłem cię po włosach i poczułem, że nieco się spiąłeś.
– Nie wiem, chyba już tego nie potrzebuję.
– Że niby czego?
– Kaien, już nie mam z nim o czym gadać. Nic się nie dzieje. Nie mam żadnej traumy. Potrafię żyć normalnie. Nie patrz tak na mnie – szepnąłeś i wtuliłeś twarz w moją klatę. – Będę dalej przyjmować leki. Ale... porozmawiam z Royem i poproszę, żeby zmienił mi lit na Depakine.
– Nie wiem, nie znam się na tym, ale jesteś pewien? Rozmawiałeś z Ashem?
– Nie. Nie naciskaj.
– Nie naciskam.
– Właśnie to robisz.
– Wcale nie, po prostu się boję. Chcesz przerwać terapię?
– Nie przerwać, ale zakończyć. Czuję się dobrze. Każdy ma czasem zmiany nastroju, ale to nie znaczy, że jestem chory. No i biorę leki, więc przestań.
– Dobra, porozmawiamy o tym jutro. Śpij, skarbie. – Pocałowałem cię w skroń i poczułem, że Pierdziuś wskoczył na łóżko.
– Nie ma o czym gadać. Chcę, żebyś mnie wspierał, tylko tyle. Czuję się dobrze.
– W porządku.
– Tak.
– No.
– Naprawdę.
– Wiem.
– Dzięki.
– Dobranoc.
– Dobranoc.
* * * * *
Nie wiem, czy to był dobry pomysł, bo coś mnie ukłuło w środku. Ale w porządku, powinienem ci ufać.
Tak, tak bardzo ci ufałem, że aż sprawdziłem zawartość szuflady z lekami. Tylko skąd miałem wiedzieć, czy je bierzesz, czy nie? Przecież nie będę cię kontrolować ani liczyć tabletek. To nie tak powinno wyglądać. Dobra, chciałem wierzyć, że jednak nie kłamiesz. Zostało ci kilka tabletek litu, więc pewnie niedługo pojedziesz się spotkać z Royem. Jakie, kurna, boczki? No dobra, zauważyłem, że trochę się zaokrągliłeś, ale przecież to było urocze. Nawet jeśli sam pakowałem i podziwiałem bicki Yukiego i Abla. Nawet jeśli lubiłem ćwiczyć. To pomagało mi się rozładować. Dawało kopa.
Zwróciłem uwagę na te wszystkie skutki uboczne, ale wcale mi nie przeszkadzały. Lepsze to niż śmierdzący pot, sperma i zerowe libido. Szkoda, że tak bardzo skupiałeś się na ciele. Wiem, brzmię jak hipokryta, ale ja skupiałem się na swoim z pasją i zaangażowaniem. Lubiłem to robić. Ty widocznie nie, bo zwracałeś uwagę tylko na skutki uboczne. Miałem nadzieję, że Roy zmieni ci ten jebany lit na to jebane depa-coś i będzie dobrze. Nawet mnie trochę wkurwiało to twoje marudzenie. A wczoraj wyskoczyłeś z tekstem o zakończeniu terapii. Super. Nie wiedziałem już, co myśleć. Naprawdę sądziłem, że wszystko się ułożyło. Widocznie nie.
Za oknem było całkiem słonecznie, ale mokro i zimno. Kilka tygodni temu Kot obiecał, że wpadną do nas w walentynki, ale chyba zmienił zdanie. A może to było właśnie to coś, o czym chciał porozmawiać Ren? Zresztą, ja hejtowałem komercyjne święta. My mieliśmy walentynki na okrągło. Chyba. Prawdopodobnie. Coś ostatnio zaczęło się psuć, ale nie wiedziałem, dlaczego. Chyba nie przeze mnie, nie?
Większość z nas miała dziś wolne, tylko Dan i Saki udzielali wywiadu, a potem Dan miał jakąś sesję zdjęciową z Aną. Lubił być w centrum uwagi.
Ren wpadł punktualnie o czternastej. Bez ochroniarza. Nie miałem pojęcia, dlaczego zgodziłem się pojechać z nim do restauracji. To serio musiało wyglądać dziwnie. Kot opowiadał, że rodzinka Rena jest trochę sztywna (zresztą, sam widziałem jego matkę) i lubi takie wypady, więc dla Rena to pewnie normalka. Natomiast ja średnio lubiłem takie miejsca (głównie ze względu na natrętnych obserwatorów), ale dziś postanowiłem zaszaleć. Zostało nam jeszcze sześć koncertów, potem będziemy mieli trochę wolnego. Na pewno to wykorzystam. Obiecałem ci, że polecimy gdzieś, gdzie jest ciepło i słonecznie. Chyba pozazdrościłem trochę Kotu.
Zdałem się na Rena i zamówiłem to, co on, zmieniłem tylko przystawkę. No ludzie, ja jestem prostakiem i nie udaję kogoś, kim nie jestem. To znaczy, nie byłem znawcą win ani nie lubowałem się w takich wykwintnych daniach, ale skoro mogłem sobie na to pozwolić, to czemu nie? Ubrałem się schludnie, ale bez przesady. Poza tym, lubiłem prowokować. Może nie aż tak, jak Kot, ale kochałem te zmieszane spojrzenia biednych, wbitych w garniaki ludzi, którzy zerkali na mnie ze zdziwieniem. Dzisiaj odpicowałem się jak należy: włosy, koszula, spodnie, buty. Wszystko było stonowane i nie rzucało się w oczy, ale oczywiście zostawiłem kolczyk w uchu i użyłem zabójczych (podobno damskich) perfum. No co, lubiłem ten zapach. Nie, nie chciałem być kobietą.
– No więc – zacząłem, patrząc Renowi prosto w oczy.
Włosy miał zebrane w taki śmieszny koczek, zupełnie jak ty, gdy zaczynałeś malować. O właśnie, ostatnio nie malowałeś, co trochę mnie martwiło.
Czy tęskniłem za długimi włosami? Niezbyt. Dobra, trochę mi urosły, ale to było bez znaczenia. To ty byłeś od marudzenia i kompleksów. Ja siebie kochałem. Całego.
Wino naprawdę było dobre. Cudownie rozgrzewało wnętrzności, czułem nawet, że chyba mam już czerwone policzki
– Macie jakieś plany na weekend? – spytał, również nie odrywając ode mnie wzroku.
Ciekawe, co o nas napiszą.
– A co proponujesz?
– Wypad w góry – powiedział krótko i upił nieco wina.
– W góry? Myślałem, że Kot nie lubi zimna. – Zdziwiłem się i oblizałem wargi.
Były słodkie od wina.
– Nie chodzi o sporty zimowe, tylko o wynajęcie domku. Taki relaks z dala od zgiełku miasta.
– Ahaaa – mruknąłem, dalej przewiercając go spojrzeniem. – I to był pomysł Kota?
– Dlaczego cię to dziwi?
– Bo on nie lubi zimna.
– Przecież nie musi być zimno. – Westchnął i przeprowadził palcem po brzegu kieliszka.
Nie wiem, dlaczego ten gest wydał mi się niezwykle zmysłowy. Obiecałem sobie, że nigdy nie będę leciał na Rena.
– No tak. Wybraliście już miejsce? – spytałem, udając, że mało mnie to obchodzi.
– Chcemy, żebyście pojechali z nami. – Ren uniósł brew i spojrzał na mnie bardzo dwuznacznie.
Poczułem uderzenie gorąca i zacisnąłem pięści. Cholera.
– Tak? – mruknąłem znowu i uśmiechnąłem się szeroko.
Nie sprowokuje mnie.
– Czyli jednak chodziło o coś zboczonego – powiedziałem i rozwaliłem się wygodnie w krześle.
– Troszeczkę. – Uśmiechnął się.
– Słucham. Co będziemy tam robić oprócz ruchania?
– Ależ ty jesteś bezpośredni – powiedział i pokręcił głową. – Jedziemy tam, żeby odpocząć. Oderwać się od problemów. Poza tym, chcę spełniać zachcianki swojego męża – dodał z szerokim uśmiechem. – To chyba oczywiste. Znów miał te koszmary, a nie chcę, żeby się stresował. Przecież widzę, jaki jest spięty przed każdym koncertem.
– Kot? Spięty? Chyba żartujesz. Przecież on jest wulkanem energii – oburzyłem się, sącząc wino.
Cholera, ale dobre.
– Tak? To dziwne, bo w domu zwykle jest nerwowy. Zrobił się bardzo samokrytyczny.
– To chyba dobrze? Jest świetnym gitarzystą.
– I świetnie udaje, żebyście dali mu spokój. Ale nie chcę teraz o tym rozmawiać. Sam ci opowie. Jeśli oczywiście zgodzicie się pojechać z nami.
– Muszę spytać Senju.
– Oczywiście. Gdy już się zgodzi, co jest raczej oczywiste, omówimy plan ze wszystkimi szczegółami, dobrze? – Spojrzał na mnie tak, że znowu poczułem ciepło w dole brzucha.
– Jasne.
– Bo przygotowaliśmy z Kotem zabawę. Teraz robimy fiszki z zadaniami.
– Czyli zdecydowaliście za nas.
– Trochę tak. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli nam tego za złe – powiedział i uśmiechnął się do mnie zabójczo.
– Nie.
– Kotek na pewno się ucieszy. – Znów przesunął opuszką palca po brzegu kieliszka, a ja głośno przełknąłem ślinę.
Kotek.
– Ta napalona kurewka zawsze się cieszy. Pamiętasz, jaki był nakręcony u Yukiego? – spytałem zniżając głos, a Ren wyszczerzył się i upił wina.
– Pamiętam. Porozmawiaj z Senju.
– Jasne.
– Jak spotkania u Yukiego? – spytał nagle, a ja omal się nie zakrztusiłem.
– Nieźle, a co?
– To fajnie.
– Przestań się tak szczerzyć, nie jestem żadnym dominem.
– Nie powiedziałem tego.
– Ale pomyślałeś.
– A to już inna sprawa. – Przechylił głowę, a ja skupiłem się na jedzeniu.
Niech spada na drzewo. Jezu, oni to mają fajne pomysły. Cholera, ja tu umierałem z rozpaczy, że Yuki i Emil nie chcieli się bzykać, a Ren proponuje mi coś takiego. Pewnie ma chrapkę na moją dupę. Nic z tego.
Byłem pewien, że się zgodzisz. Nie miałem już żalu do Rena. Poza tym, Kot też chciał, a to już coś. Nie wiedziałem, że wciąż ma koszmary. Nie wiedziałem, że spina się przed koncertami.
Może to wino, może mój urok osobisty, ale gadało mi się z Renem bardzo fajnie. Był taki normalny, swojski i otwarty. Do domu wróciłem dopiero o siedemnastej. Pijany i rozochocony.
I natknąłem się na piękną kupkę Pierdzia. Pośrodku kuchni. Świetnie. Zacząłem rechotać i poszedłem sprawdzić jego kuwetę. Kurwa, jak mogłem o tym zapomnieć? Zajebiesz mnie, prawda? Więc ci nie powiem.
– Ty mały śmierdziuchu, czemu to zrobiłeś? – Skrzywiłem się i zabrałem za sprzątanie.
Gdy wróciłeś z pracy, po kupce i smrodku nie było już śladu. Wymieniłem Pierdziusiowi żwirek, potem go nakarmiłem i wymacałem. Ciągle byłem odurzony, więc pewnie będę musiał przełożyć dzisiejszy trening.
– Jak randka z Renem? – spytałeś, wchodząc do kuchni.
– Już wiesz?
– A ty nie? Widziałem na Fejsie. Mamy coś do jedzenia?
– Pełną lodówkę.
– A coś na ciepło?
– Nie. – Włączyłem Facebooka w komórce i zacząłem przewijać. – Faktycznie, jest. Ludzie nie mają nic innego do roboty. To smutne.
– Chyba tak. – Otworzyłeś lodówkę i westchnąłeś. – Kaien, co tu tak śmierdzi?
– Na pewno nie naczynia w zlewie.
– Coś śmierdzi.
– Nie wiem, to nie ja.
– Dureń. – Uśmiechnąłeś się i wyjąłeś resztki wczorajszej kolacji. – Jak było?
– Fajnie. Spotkaliśmy się tylko dlatego, że miał dla nas propozycję. To znaczy, Kot miał, ale dziś podobno szwendał się z Emilem. Ren tak powiedział.
– Aha.
– Jesteś zazdrosny? – Uśmiechnąłem się szeroko, ale pokręciłeś głową.
– Nie. Tylko... – zawahałeś się, ale po chwili wrzuciłeś pojemnik z powrotem do lodówki.
– Nie będziesz jadł?
– Nie.
– Wszystko gra? Toru cię w końcu opieprzył?
– Nie. Idę pod prysznic.
– Mogę z tobą? – Zerwałem się z krzesła.
– Nie. Idę sam.
– Senjuś, stało się coś? Jesteś zły, bo poszedłem z Renem? – zamruczałem i objąłem cię od tyłu.
– Nie jestem zły.
– Czyli jesteś.
– Nie – burknąłeś, a ja objąłem cię mocniej. – Po prostu... wiesz, trochę mi przykro.
– Nie rozumiem.
– No bo... nigdzie razem nie wychodzimy, a też bym chciał. Niby marudzisz, że nie lubisz natrętnych fanów, ale... rozumiesz. Przykro mi, że z Renem możesz, a ze mną nie. Puszczaj. Kaien.
– Kurczę, to nie tak. Po prostu... nie wiem.
– Jesteś pijany. Siłownia też odpada? – spytałeś nieco uszczypliwym tonem, a ja zacisnąłem zęby.
Cholera, miałeś trochę racji. Tylko dlaczego tak wyszło?
– Sorki, jeśli tak to odebrałeś. Jeśli chcesz, wyskoczymy jutro do restauracji.
– Łaski bez.
– Senju, proszę cię, przestań. Chcesz pogadać? – spytałem, a ty odwróciłeś się przodem.
– Nie. Idę pod prysznic.
– Proszę cię.
– Nie – powiedziałeś twardo, więc dałem za wygraną.
Kolejny foszek, świetnie.
– Na pewno bierzesz lit? – spytałem, ale pokazałeś mi faka i wyszedłeś z kuchni.
– Pięknie, kurwa, to sobie porozmawialiśmy – burknąłem i wziąłem fajki.
Paliłem na balkonie.
Nie chciałem zjebać planów na weekend, więc postanowiłem, że muszę cię jakoś udobruchać. Nie poszedłeś do drugiego pokoju. Wkradłeś się pod kołdrę, a ja objąłem cię ramieniem.
– Dobranoc – mruknąłeś, ale przytuliłem się mocniej.
– Jak mam cię ułagodzić? – szepnąłem i liznąłem cię w szyję. – Nie wiedziałem, że tak to odbierzesz.
– Smutno mi i tyle. Czuję się trochę jak powietrze.
– Wiesz, że bredzisz, kochanie.
– Nie sądzę. – Westchnąłeś i wtuliłeś twarz w poduszkę.
– Wybacz, jeśli schrzaniłem. Serio, wybierzmy się jutro do jakiejś drogiej restauracji. Niech gadają i piszą. Mmmhh?
– O czym rozmawialiście z Renem?
– O czym? – zmieszałem się, a potem pocałowałem cię w ramię.
– O czworokącie?
Parsknąłem śmiechem, ale rąbnąłeś mnie w brzuch.
– Hej, to boli!
– Wiem. Dobrze ci tak.
– Bo wymacam twoje boczki.
– Nie mam boczków.
– Podobno masz.
– Tylko spróbuj.
– Kaczusiu, naprawdę przepraszam. Po prostu Ren i Kot chcą wynająć domek w górach i nas też zapraszają. Co ty na to? – zamruczałem, gdy przestałeś wierzgać nogami.
– Czyli orgia.
– Nie wiem.
– To jesteś głupi.
– To podobno zaraźliwe.
– Ale ty jesteś wyszczekany. Hej, gdzie mnie macasz? – oburzyłeś się, ale znowu parsknąłem śmiechem.
Cholera, nareszcie. Nie znosiłem tego napięcia.
– Tam, gdzie najbardziej lubisz.
– Zabieraj łapy. Matko, nie tak mocno.
– Mogę to robić łagodniej – szepnąłem i zassałem ci płatek uszny.
– Nie myśl, że w ten sposób... Cholera. Nie! Nie wsadzaj na sucho. – Sapnąłeś, a ja potarłem członkiem o twój odbyt.
– Dlaczego nie? Przerżnę cię na wylot.
– Nie. Poczekaj! Wezmę żel. Puść mnie.
– Spoko, przecież nic ci nie zrobię. – Westchnąłem, gdy odsunąłeś się i zacząłeś grzebać w szufladzie. – Senjuś, daj spokój. Chodź do mnie.
– Nie chcesz?
– Nie. Chodź tu.
Leżeliśmy w ciszy, tylko Pierdziuś mruczał. Byłeś ostatnio trochę rozdrażniony, a ja nie wiedziałem, dlaczego. Dobra, może cię nieco zaniedbałem i będę musiał to zmienić. Tylko jak? Jutro po południu próba, potem rozmowa z Giną, później siłownia. We wtorek koncert. W środę znowu Gina i przemówienie. Westchnąłem ciężko i wtuliłem nos w twoje ramię.
Cholera.
– Zgodziłeś się? – szepnąłeś, gdy już myślałem, że śpisz.
– Ale co?
– No na ten wypad.
– A chcesz?
– A ty?
– Jeśli ty chcesz, to ja też.
– Dureń – powiedziałeś, a ja pogładziłem twoje biodro.
– Więc tak?
– Tak.
– Spoko.
– Dobranoc. – Pocałowałeś mnie w skroń, a potem objąłeś udem.
– Dobranoc, słońce.
– Tak, Toru mnie dziś lekko opieprzył. Tak leciutko – odezwałeś się po dłuższej chwili, a ja uśmiechnąłem się i poczochrałem ci włosy.
– I jak?
– Dobranoc.
– Kaczka.
– Zoofil.
– Też cię kocham.
– Śpij już, dobrano... Hej, zabierz tę rękę. Poczekaj, Kaien, nie. Grrrrr! Ty napalony idioto! Aua, nie na sucho!
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|