ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Gemini 15 |
***
- Kapitanie, musimy porozmawiać.
- A co wy wszyscy ostatnio tacy oficjalni? – zdziwił się Vartan widząc poważne miny Bzyka i Dali stojących na progu wejścia na mostek. – I właźcie dalej. To nie jest teren zakazany – zażartował chcąc jakoś rozładować sytuację. – Więc? Co wam potrzeba?
- Bo my… - zaczęła Dalia.
- Chcemy odejść z załogi – wypalił Bzyk. – Więc czy mógłbyś nam wypłacić naszą część kasy?
- A co wy tak nagle? – zdumiał się Vartan.
- A bo to jakoś tak nagle wyszło… - wybąkał Bzyk.
- Chcielibyśmy się pobrać i kupić domek z ogródkiem na jakiejś miłej planecie i mieć gromadkę dzieci – dodała Dalia uśmiechając się.
- Że co? – kapitan wytrzeszczył oczy. – Bzyk, ty chcesz się ustatkować? Ja chyba śnię – dodał i przetarł oczy. – Chyba jednak nie – stwierdził widząc złączone ręce rozmówców. - Koniec świata jest bliski – dodał siadając. – Bzyk, ty tak poważnie? A może Mimi cię przypadkiem walnęła czymś ciężkim w głowę?
- Poważnie – mruknął dziwnie zawstydzony Bzyk. – Sam nie wiem, jakoś tak wyszło, że się zakochałem w Dalii.
Vartan uśmiechnął się ciepło.
- W końcu zaczynasz poważnie podchodzić do życia. Cieszę się.
Bzyk spojrzał zdumiony na kapitana.
- To nie jesteś zły, że chcemy odejść?
- No skąd, przecież nie jesteście moją własnością, nie mam was prawa zatrzymywać. Chociaż przyznam, że będzie mi brakować twoich obiadów, Dalia. Są naprawdę przepyszne.
- A ja? – zapytał Bzyk – Nie będziesz za mną chociaż trochę tęsknił?
- No bez jaj, Bzyk, jeszcze ci się we łbie przewróci, jak ci powiem, że cię lubię.
Dalia prychnęła rozbawiona.
- To kiedy chcecie odejść? – zapytał Vartan wracając do sedna problemu.
- No… - Bzyk zawahał się – Jeśli to możliwe to jak najszybciej.
- Aż tak ci się spieszy do zrobienia tej gromadki dzieciaków?
Bzyk nic nie odpowiedział, tylko zaczerwienił się zmieszany.
- Jak już mówiłem, nie mam was prawa zatrzymywać, ale wolałbym żebyście odeszli dopiero jak znajdziecie kogoś na swoje miejsce. Myślicie, że dacie radę tyle wytrzymać?
- To chyba nie powinno stanowić problemu? – Dalia spojrzała niepewnie na ukochanego. Ten tylko pokiwał przecząco głową.
- No to załatwione. – Vartan uśmiechnął się. – To idźcie teraz powiedzieć innym. Bo to chyba nie jest tajemnica? – spojrzał na parę uważnie.
- Ależ skąd! Tylko chcieliśmy żebyś ty dowiedział się pierwszy – powiedział Bzyk.
- To miło z waszej strony. Idźcie już.
***
Marco poszedł na siłownię. Skrzywił się widząc tam Szczepana, ale udał, ze go to kompletnie nie obchodzi i wybrał przyrząd usytuowany możliwe jak najdalej od niego mając nadzieję, że tamten zrozumie subtelną aluzję i nie będzie próbował go zaczepiać. Niestety przeliczył się. Jakąś chwilę po tym jak zaczął ćwiczyć, usłyszał nagle jego głos:
- Niezły jesteś. Ja bym nie dał rady tyle wycisnąć.
Przerwał ćwiczenie i spojrzał uważnie na Szczepana. Stał oparty o jego urządzenie i patrzył z wyraźnym podziwem. Marco wrócił do przerwanego ćwiczenia.
- To ciekawe co ty robisz te trzy godziny dziennie w siłowni – stwierdził kpiąco.
- No cóż, skupiam się głównie na bicepsach.
- Właśnie widzę. – Marco przeszedł do innego urządzenia, gdzie mógł się skupić na innej partii mięśni nóg. Zlustrował rozmówcę od stóp do głowy. – Rozdęta góra, a na dole cieniutko.
Szczepan zacisnął szczęki na tę wyraźną obelgę i uśmiechając się powiedział:
- No cóż, może i nogi mam słabe, ale to, co między nimi może cię zaskoczyć.
- Wątpię.
- A chcesz się przekonać?
- A ty znowu o jednym. – Marco skrzywił się. – Nie znudziło ci się jeszcze?
- A co tu jest innego do roboty? Przynajmniej miło spędzę czas.
- A Mimi?
- Co Mimi? – zdziwił się Szczepan.
- Jakoś nie wierzę, że nie ma dla ciebie roboty.
- A weź – Szczepan skrzywił się. – Cały czas każe mi coś smarem paćkać. Na cholerę? Tylko łapy później ujebane jak cholera, że doszorować niczym nie można.
- To po cholerę wybierałeś zawód mechanika, skoro ci tak szkoda rączki ubrudzić uczciwą robotą? – zakpił Marco nie przestając ćwiczyć
Szczepan już otwierał usta by coś powiedzieć, ale żadna sensowna odpowiedź nie przyszła mu do głowy. Sapnął więc tylko zirytowany i poszedł ćwiczyć. Marco już do końca ćwiczeń miał spokój.
Po dość intensywnym treningu Marco poszedł pod prysznic. Stał dobrą chwilę delektując się przyjemnością jaką dawała woda spadająca na skórę. Nie wiedzieć czemu był w dobrym nastroju. Czy to przez to, że dogryzł Szczepanowi, aż ten w końcu zamknął mordę? Uśmiechnął się zadowolony. Jeszcze chwile postał pod prysznicem aż w końcu stwierdził, że dość ma moczenia się. Wytarł się bez pośpiechu. Kiedy wychodził z kabiny wpadł na Szczepana. Blondyn wciąż jeszcze był w ubraniu które miał na siłowni i śmierdział potem. Odświeżony Marco czuł go wyraźnie jak nigdy dotąd.
- Capisz – stwierdził z dziwną satysfakcją.
- Jak byś nie zauważył, dopiero co wyszedłem z siłowni po intensywnym treningu. Czemu nie powiedziałeś, że już kończysz?
- Bo co? Nająłeś się na moją niańkę?
- No wiesz… - Szczepan wydął usta niczym rozkapryszone dziecko. – Miałem nadzieję, że pozwolisz żebym umył ci plecy.
- Ochujałeś? Niby dlaczego miałbym ci pozwolić? Nie jestem niedołężnym staruszkiem, sam se sięgnę do pleców.
- Co to za przyjemność samemu? Poza tym, mówiłem, że chciałbym zatrzeć niemiłe pierwsze wrażenie. Nie najlepiej zaczęliśmy.
- To już nie mój problem. – Marco wzruszył ramionami i ruszył w stronę umywalek.
- Jakiś ty nieczuły – stwierdził Szczepan i objął rozmówcę od tyłu. - Ja naprawdę chciałbym się z tobą zakumplować.
- Najpierw się wykąp. Capisz – warknął Marco odtrącając oplatające go ręce.
- Może mi pomożesz? Ja nie mam takich giętkich rączek jak twoje.
- Śnij dalej – prychnął Marco i wyszedł z łazienki rezygnując z golenia. Aż tak bardzo nie zarósł żeby katować się towarzystwem tego irytującego dupka.
Ledwo wyszedł z łazienki, a wpadł na Kasjana.
- Rany, aleś mnie przestraszył – szabrownik aż złapał się za serce.
- A coś ty taki nerwowy?
- Ja? Wydaje ci się – wybąkał niepewnie Kasjan.
- No przecież widzę, że coś cię męczy.
Szabrownik westchnął ciężko.
- Miłość to ciężka sprawa.
Marco wytrzeszczył oczy.
- Bez jaj! – wykrzyknął. – Zakochałeś się?
Kasjan poskoczył jak oparzony, przyparł Marco do ściany i zatkał mu usta ręką.
- Ciii – rzucił spanikowany, jednocześnie rozglądając się na boki. – Nie tak głośno, bo jeszcze usłyszy.
- Ale kto? – zapytał zdziwiony Marco odsłaniając usta.
- Nie może się dowiedzieć – mamrotał Kasjan bardziej do koszuli Marco, niż do niego samego. – No bo jakby to wyglądało? Ktoś tak stary jak ja zakochał się w kimś tak młodym? Przecież to jeszcze prawie dziecko…
- O kim ty mówisz? Jedyne dzieciaki jakie znam to bliźniaki. Ty chyba nie chcesz powiedzieć… - nie skończył. Nie musiał kończyć widząc niewyraźną minę Kasjana. – Ja pierdole…
- No jakoś tak wyszło…Sam nie wiem jak i kiedy… Ale jak patrzę w te piękne oczy, widzę jak się uśmiecha… tak rzadko się tak pięknie uśmiecha… to serce jakoś tak mi zaczyna walić. I chciałbym przytulić i całować i rozpieszczać. To chyba miłość, nie? – Kasjan spojrzał niepewnie na rozmówcę, a Marco poraziła myśl, która w pierwszej chwili wydawał mu się niedorzeczna, ale z każdym słowem wyrzucanym przez szabrownika, utwierdzała go w przekonaniu, że jest słuszna. Kasjan zakochał się w Małym. Jego Małym.
- Ale dlaczego ty mi to właściwie mówisz? – zapytał próbując uspokoić serce, które zaczęło go dziwnie boleć.
- Bo musiałem to w końcu z siebie wyrzucić. Poza tym chciałem cię prosić o przysługę.
- Mnie? Chyba nie chcesz żebym robił za pośrednika?
- Co? – Kasjan w zdumieniu spojrzał na Marco. – W żadnym wypadku!
- Więc czego chcesz?
- Jak byś mógł porozmawiać… spytać, jak to u nich właściwie z tym jest. No bo wiesz, skoro oni je tam hodowali, to cholera wie, co im jeszcze w genach namieszali.
- Zdurniałeś? – Marco popatrzył z niesmakiem na szabrownika.
- No co? Ty się nigdy nad tym nie zastanawiałeś? Wiadomo co im siedziało w łbach? Tym naukowcom? Przecież chcieli z nich zrobić idealnych żołnierzy, to nie wiadomo co jeszcze im podrasowali czy pozmieniali. Przecież kapitan mógł nam wszystkiego nie powiedzieć.
Tu Marco musiał przyznać rację Kasjanowi, chociaż sam się nad tym nigdy nie zastanawiał. Westchnął.
- No dobra, spytam się. Tylko co ty właściwie chcesz wiedzieć?
- No… - nie wiedzieć czemu Kasjan zmieszał się i uciekając wzrokiem w bok odparł: - jak to właściwie jest u nich z tym seksem i kochaniem. Co ja właściwie mam robić żeby to zostało właściwie odebrane. Nie chce zostać ukatrupiony tylko dlatego, że powiedziałem coś nie tak…
- A nie możesz sam po prostu spytać?
- Zdurniałeś? – Kasjan popatrzył na rozmówcę oburzony. – Że niby co, podejdę i powiem wprost: „Słuchaj, mam ochotę cię przelecieć, bo mnie cholernie jarasz. Pozwolisz?” Ja tak nie potrafię. Mnie nogi miękną jak tylko zobaczę ten uśmiech i te oczy, gęby przez to nie mogę otworzyć by powiedzieć głupie „cześć”, a co dopiero coś takiego – bąkał coraz ciszej Kasjan.
Marco przez chwilę patrzył na niego, aż w końcu parsknął śmiechem.
- A ty co? – zdumiał się szabrownik wyraźnie zdenerwowany tą nagłą reakcją rozmówcy. A Marco aż płakał ze śmiechu.
- Kasjan, nie wiedziałem żeś ty taki romantyk – wystękał w końcu ocierając łzy.
- No i co z tego? – wyburczał tamten coraz bardziej zawstydzony. – To jak, pomożesz mi?
W tym momencie z łazienki wyszedł Szczepan. I zobaczył stojących blisko siebie Marco i Kasjana. Jakby… Umysł podsunął mu dość szybko obraz obu mężczyzn całujących się i poczuł dziwną satysfakcję, że właśnie im w tym przeszkodził. Jakby na potwierdzenie jego domysłów Kasjan odskoczył jak oparzony i zmieszany odszedł burcząc coś pod nosem.
- No i co się gapisz? – zapytał Marco, ale nie czekał na odpowiedź tylko odszedł wymijając Szczepana.
Wrócił do swojej kabiny. Usiadł ciężko na łóżku. W sumie to Kasjan ma rację, chociaż nigdy się nad tym właściwie nie zastanawiał, a Vartan nic na ten temat nie powiedział. Trzeba by zapytać, już nawet nie dla Kasjana… tylko kogo? Do kapitana przecież nie pójdzie, bo ten by go zaraz ukatrupił, że w ogóle śmie myśleć o dobieraniu się do jednego z jego dzieci. A potem jeszcze Kasjan by poprawił za to, że go wydał. Oj tak, ukatrupili by go obaj. Zostają więc bliźniaki. Chociaż… Mały szybko by się kapnął o co biega, jest zbyt mądry i zbyt szybko kojarzy fakty. Może Mimi? Wiecznie myśli o tych swoich maszynach, to może nie będzie miała głowy do myślenia o czymś innym? Tak, pogada z Mimi! Z tym postanowieniem Marco wyszedł z kabiny. Miał szczęście, bo dziewczyna akurat coś warzyła w swoim laboratorium.
- O, Marco, fajnie, że jesteś! – wyraźnie ucieszyła się na widok gościa. – Pomożesz mi znowu? Potrzebuję dwie pary oczu.
- Nie ma sprawy.
- To stawaj tutaj – pociągnęła mężczyznę i ustawiła w konkretnym miejscu – i uważnie obserwuj te rurki. Jak zacznie się pienić, to szybko zakręcasz ten zawór, a potem odkręcasz ten. Kapujesz?
- Spoko, poradzę sobie.
- To świetnie. – Dziewczyna uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona.
- Właściwie to przyszedłem pogadać – powiedział Marco. – Możesz?
- Jeśli nie wymaga to myślenia, to owszem. Muszę się na tym skoncentrować.
- Możesz mi powiedzieć jak to właściwie jest u was z seksem?
- Że co? – Mimi aż zdjęła gogle z oczu i popatrzyła zdumiona na Marco.
- Czy to powinno tak gwałtowanie reagować? – zapytał niepewnie mężczyzna wskazując jedno z naczyń z którego z prędkością wulkanu wypływała zielona piana.
- Ajajajajaj! – krzyknęła przerażona dziewczyna i zaczęła gwałtownie przestawiać naczynia i kręcić różne pokrętła przy aparaturze. – Uf. – odetchnęła z ulgą i spojrzała uważnie na feralne naczynie od którego wszystko się zaczęło. – Powinno starczyć. A ty na następny raz mnie tak nie strasz! – spojrzała z wyrzutem na Marco.
- Ale ja cię nie straszę – zaprotestował. – Zadałem tylko pytanie.
- Kretyńskie pytanie.
- Wcale nie kretyńskie. Dobre jak każde inne.
- A po co ci to właściwie wiedzieć? – spojrzała na niego podejrzliwie. – Czyżbyś chciał mnie wykorzystać seksualnie?
- Ja? Ciebie? – Skrzywił się. – Chyba ci te opary mózg wyżarły, bo bredzisz.
- No to całe szczęście – odparła. – Bo nie mam czasu na durnoty.
- Ale odpowiedzieć chyba możesz?
- Po co?
- Jestem ciekaw. – Wzruszył ramionami. - To chyba nie przestępstwo, co? To normalne, skoro kapitan nie wszystko mi powiedział.
Mimi westchnęła. Usiadła na krześle zupełnie ignorując zawartość naczyń.
- Bo sam nie wszystko wie. Już tego, co zobaczył i przeczytał wystarczyło, by miał koszmary jeszcze przez jakiś czas. U mnie i Małego wyeliminowano geny odpowiedzialne za ludzkie słabości, ale on… zawsze stara się udawać twardego, ale mimo wszystko to tylko zwykły człowiek, który ma swoje limity na wszystko. Wtedy gdy nas znalazł, osiągnął wiele ze swoich limitów. – Umilkła na chwilę wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, jakby wróciła wspomnieniami do tamtego okresu, a Marco nie przerywał, czekał oparty o stół aż sama zechce mówić dalej. – Chcąc zrozumieć co nam zrobiono, przeczytaliśmy i obejrzeliśmy wszystko, co było na tym statku. Okazało się, że popęd płciowy i uczucia potraktowano jako słabość. Więc też je wyeliminowano. Dlatego Mały zwykle zachowuje się tak zimno. Po prostu nie potrafi okazywać uczuć.
- Ty jakoś potrafisz – mruknął Marco.
- No dobra, on też potrafi, ale uważa to za stratę czasu. Wszystko co wiemy na temat uczuć to wiedza książkowa i to, co starał się nam przekazać kapitan, a on też nie jest zbyt wylewny w uczuciach. A jeśli chodzi o popęd płciowy… Też go wyeliminowali. Przynajmniej tak sądzili. Niestety nie mieli tego jak sprawdzić póki nie ukształtowaliśmy się odpowiednio. Pewne cechy mogli sprawdzić we wcześniejszych etapach hodowli, tę postanowili wyeliminować dopiero u nas. Gdyby statek się nie rozbił na tej planecie, a u nas by wykryli choćby ślady popędu płciowego, to byśmy skończyli jak tysiące hodowli przed nami. Więc w sumie nie wiem jak to u nas jest. Oczywiście posiadamy wiedzę na ten temat, mogę ci wyrecytować z pamięci każdą definicję, którą znajdziesz w jakiejkolwiek bibliotece w całej federacji galaktyk, ale jakoś nigdy nie mieliśmy okazji sprawdzić tej wiedzy w praktyce. Chociaż właściwie okazji to było mnóstwo, lecz żadne z nas nie czuło potrzeby, ani aż takiej ciekawości. Więc w sumie to sama nie wiem jak to u nas jest. – Na koniec tej przemowy Mimi westchnęła.
Marco nic nie powiedział, tylko bez słowa podszedł do dziewczyny i objąwszy ją mocno przytulił.
- Ej, a ty co? – zapytała niepewnie Mimi.
- Nic – mruknął Marco próbując szybko wytrzeć łzy, które się zebrały pod powiekami. – Dzięki. Nie będę ci już przeszkadzał – mruknął i wyszedł zanim dziewczyna zdążyła się odblokować. Jednak szybko wrócił. – Właściwie to mam jeszcze jedno pytanie. – Mimi patrzyła na niego wyczekująco. – Ile wy właściwie macie lat?
- Zależy od kiedy liczysz. My liczymy od momentu jak kapitan nas uwolnił, więc mamy po dziesięć lat. Ale jeśli liczyć według wieku naszych komórek, to dwadzieścia. Wprawdzie hodowali nas tylko rok, ale w tej komorze, w której pływaliśmy, był płyn ze specjalnymi chemikaliami przyspieszającymi rozwój komórek. Żeby nie musieli zbyt długo czekać na tych swoich idealnych żołnierzy. Na szczęście jak kapitan nas uwolnił, to komórki zaczęły się starzeć w normalnym ludzkim tempie.
Marco zniknął bez słowa, a Mimi wróciła do przerwanego zajęcia. Jeszcze przez chwilę myślała o tej dziwnej rozmowie, jednak probówki tak ją zajęły, że dość szybko zapomniała o niej.
Tymczasem Marco szedł zamyślony, nawet nie patrząc gdzie idzie. I zanim się obejrzał już był w sali widokowej. Już chciał wyjść z niej, gdy zauważył Małego siedzącego na podłodze i wpatrującego się w kosmos widoczny za gigantycznym oknem. Przez chwilę wahał się, ale stwierdził, że nie ma nic do stracenia i Małego też może zapytać. Najwyżej odpowie mu to samo, co siostra.
- Mogę? – zapytał podchodząc bliżej.
- Skoro musisz… - odparł chłopak nie przestając wpatrywać się w gwiazdy.
Marco usiadł obok niego.
- Zawsze mnie zastanawiało, co ty takiego widzisz w tych gwiazdach.
- Wszystko, co tylko chcesz – odparł Mały. – Tutaj masz domek z ogródkiem – wyciągnął rękę i zaczął nią kreślić kształty. – Tu płotek obrośnięty kwiatami, tu Vartan i Laila, a tu kołyska.
Marco patrzył uważnie w czerń kosmosu i im dłużej Mały mówił, tym wyraźniej to wszystko widział. W końcu też się w to wciągnął.
- A tutaj płynie mała rzeczka – wskazał palcem.
- Masz rację – Mały uśmiechnął się. A serce Marco zaczęło walić jak oszalałe.
- A gdzie jesteście ty i Mimi?
- Ja tam, a Mimi tam – chłopak wskazał dwa odległe od siebie miejsca.
- Tak sami, rozdzieleni?
- Kiedyś będziemy musieli się rozdzielić.
- Dlaczego?
- Taka jest kolej rzeczy, czyż nie? – Mały popatrzył na Marco, po czym wrócił do kontemplowania widoku za oknem. – Rodziny prędzej czy później się rozpadają by powstały nowe rodziny.
- Wcale nie muszą się rozpadać. Wszyscy mogą żyć razem i też być szczęśliwi. Myślisz, że jak zostawisz Vartana, Lailę, Mimi, nawet Bzyka i Kasjana, to będziesz szczęśliwy?
- Bzyk będzie. Z Dalią.
- A więc o to chodzi? Jesteś zły, że Bzyk i Dalia chcą odejść?
- Nie. Przecież to naturalna kolej rzeczy. Nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni, więc to normalne, że chce odejść. Ty też kiedyś odejdziesz, gdy znajdziesz właściwą kobietę.
Marco przez chwilę patrzył w milczeniu w kosmos, w końcu odparł:
- Nie. Wy jesteście moją rodziną – odparł z taką stanowczością, że aż Mały popatrzył na niego zdziwiony. – Po tamtym incydencie, ci, których uważałem za rodzinę, odwrócili się ode mnie, mimo iż przez ostatnie dwadzieścia pięć lat powtarzali, że mnie kochają. Za to zupełnie obcy ludzie zaakceptowali mnie takim jakim jestem, ty nawet powiedziałeś, że dobrze zrobiłem. Ty pierwszy i jedyny. Nie ocenialiście mnie, nie potępialiście, mimo, ze ja wciąż czuję się winny. Nigdy nie daliście mi odczuć, że jestem kimś gorszym tylko dlatego, że podjąłem kiedyś błędne decyzje. Nawet koszmary nie śnią mi się codziennie. Rodzinę można sobie wybrać i ja wybrałem.
Mały popatrzył na Marco jakby zastanawiał się co odpowiedzieć, aż w końcu się uśmiechnął. A serce Marco znowu zrobiło ba-dum.
- Pierwszy raz uśmiechasz się do mnie – stwierdził Marco ciepło. – Znaczy, że już nie jestem niechcianym meblem?
- A kiedyś byłeś?
- Na początku Mimi mi powiedziała, że traktujesz mnie jak niechciany mebel, coś co musisz używać, chociaż możesz się obejść bez tego.
Mały prychnął rozbawiony.
- Całkiem nieźle to ujęła.
- Więc wciąż tak uważasz?
- Któż to wie… - powiedział Mały i zapatrzył się z powrotem w kosmos. – Zrobiłeś się miękki.
- Że co? – zdumiał się Marco.
- Zrobiłeś się miękki – powtórzył Mały wstając. – A myślałem, że Igory to twardziele.
- Bo to prawda – burknął Marco.
- Więc czemu ty się tak rozklejasz? – zapytał Mały z zadziornym uśmiechem i wyszedł z sali widokowej.
- Wcale się nie rozklejam – burknął Marco do samego siebie, a potem niespodziewanie wyciągnął ręce i jakby kosmos był zwykłym tabletem, „złapał” Mimi i Małego i przeciągnął ich do domku obok Vartana i Laili. Na koniec dopisał obok nich „Marco, Kasjan”. – I tak powinno być już zawsze – stwierdził z zadowoleniem.
Jednak mina szybko mu zrzedła, gdy przypomniał sobie po co tu przyszedł.
- Cholera! – syknął zirytowany. Dzieciak go zagadał i przez to zapomniał zapytać Małego o to ich podejście do seksu. Musi spróbować jeszcze raz, tylko czy Mały nie zirytuje się tym razem? To, że był w dobrym nastroju przed chwilą, nie oznacza, ze zawsze tak będzie. Jeszcze będzie chciał go ukatrupić za to niewygodne pytanie. Cholera! Czemu dał się wrobić temu głupiemu Kasjanowi w taką samobójczą misję. Chociaż sam tez by chciał wiedzieć, czy ma jakieś szanse u Małego… Ale jak to sprawdzić by ucierpieć jak najmniej?
Bijąc się z myślami wyszedł z sali widokowej nie zastanawiając się dokąd prowadzą go nogi.
***
- Kapitanie…
- Co jest, Maks? – mruknął Vartan niemal odruchowo, wpatrując się w jedną z map w centrum dowodzenia. Na szczęście był sam na mostu, więc mógł się skupić na tym, co akurat robił.
- Na statku pojawiły się dodatkowe urządzenia.
- Co? – zdumiał się podnosząc głowę. – Jakie urządzenia? W jaki sposób się pojawiły? Przecież jesteśmy w kosmosie, a nie w doku.
- Z analizy wysyłanych przez nie fal wynika iż są to urządzenia przez ludzi potocznie nazywane pluskwami.
- Co? Podsłuch? – zdumiał się Vartan. – W jakim celu i przez kogo? Nie mów mi, że to nasi goście…
- Nie. Na polecenie Małego ograniczyłem dostęp dla nich do poziomu drugiego kwater mieszkalnych, sali widokowej, jadalni i mostka. Pozostałe pomieszczenia jedynie w obecności kapitana, Drugiego, Mimi, albo Małego. Nie zanotowałem żadnych prób wtargnięcia na zabronione obszary.
- Znaczy, że to ktoś z załogi?
- Tak by wskazywała analiza danych, kapitanie.
- Kto?
- Nie jestem w stanie tego ustalić z dokładnością do stu procent. Zbyt duża rotacja obiektów na statku zwiększa ilość możliwych kombinacji.
- Cholera – syknął Vartan waląc pięścią w stół. – Ile jest tych urządzeń?
- Siedem. Sześć nadajników i jeden odbiornik.
- Gdzie?
- Podaję współrzędne: pierwsze urządzenie…
- Nie interesują mnie współrzędne – kapitan przerwał wyliczankę komputera pokładowego. – powiedz mi które to są pomieszczenia.
- Nadajniki znajdują się w kabinach kapitana, drugiego, gości: kapitan i jej zastępcy, jadalni i łazience, natomiast odbiornik znajduje się w kabinie Szczepana. Mam je wszystkie zagłuszyć?
Kapitan nie od razu odpowiedział, starając się zapanować nad ogarniającą go złością.
- Gdzie jest Mały?
- W sali treningowej. Jeżeli zamierza pan do niego iść, to odradzam. Moje czujniki już od dziesięciu minut i trzydziestu sześciu sekund wykazują w tamtym pomieszczeniu wzmożoną aktywność energii, która może być zabójcza dla człowieka.
- Znaczy Mały poszedł się rozładować – mruknął kapitan. – Mam nadzieję, ze nie ma żadnego przebicia na resztę statku?
- Nie. Dodatkowe zabezpieczenia to uniemożliwiają.
- To dobrze. Spytaj Małego, czy może przerwać, bo chciałbym z nim porozmawiać pilnie.
Chwila ciszy i Maks odezwał się znowu.
- Mały kazał przekazać, że już idzie na mostek.
- Nie. Niech siedzi w sali treningowej. Tutaj też mogą być pluskwy – stwierdził kapitan idąc w stronę wyjścia.
- Moje czujniki nie zanotowały fal nadajników w rejonie mostka.
- A w sali treningowej?
- Tam też nie. A nawet jak by były, to poziom skumulowanej w tamtym pomieszczeniu energii, zniszczyłby je wszystkie.
- Więc tam porozmawiamy. Tutaj nawet jak nie ma pluskiew, to i tak może ktoś podsłuchać.
- Mały czeka na pana, kapitanie – odparł Maks i umilkł na dobre.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|