Rozdział 3.
Szczurze porozumienie
Aleks patrzył na przystojną twarz Macieja, który właśnie opowiadał mu jakąś śmieszną historię na temat tajnego klubu. Nie wsłuchiwał się zbytnio w jego słowa, skupiał się bardziej na dużych, kształtnych wargach, które co chwilę układały się w lekki uśmiech. Nigdy by nie pomyślał, że spotka takiego faceta w takim miejscu.
– Naprawdę masz trzydzieści jeden lat? – zapytał ze zdziwieniem Aleks, nie przejmując się, że zabrzmiał niegrzecznie. Pod tym względem różniło ich naprawdę wiele, Maciej starannie dobierał słowa, a on mówił wszystko co mu ślina na język przynosiła. Zawsze tak robił, nigdy nie zastanawiał się nad tym, co ma powiedzieć. Był też bardzo impulsywny i działał pod wpływem chwili, zdawałoby się, że zupełnie inaczej niż Maciej. Aleksander w pewnym momencie miał nawet wrażenie, że mężczyzna odpowiednio do sytuacji dobierał każdy ruch i gest. Może właśnie to Białeckiego tak w nim pociągało? Ta kultura i porządek. Oprócz tego nowopoznany był też bardzo otwartym i przyjaznym człowiekiem, zupełnie innym niż Krzychu. A na dodatek, jakby jeszcze tych wszystkich zalet Aleks naliczył zbyt mało, był naprawdę przystojny, w ten nieprzeciętny sposób.
– Pokazać dowód? – Śmiech też miał ładny, dźwięczny i przyjemny dla ucha. Podsumowując te wszystkie rzeczy, dochodziło się do wniosku, że Maciej był ideałem. I właśnie w tym momencie, gdy Aleks zdał sobie z tego sprawę, trochę się przeraził.
Rozmowa naprawdę im się kleiła, co go zaskoczyło. Oczywiście, nie uważał siebie za kogoś, kto nie potrafił pociągnąć konwersacji dalej, ale patrząc na Białeckiego, a później na Macieja, od razu dochodziło się do wniosku, że nadają na zupełnie różnych falach. Maciej pracował na kierowniczym stanowisku w agencji reklamowej. Powiedział mu to z niejaką dumą, łatwo wyczuwalną w jego spokojnym, ale dźwięcznym głosie. Aleksowi za to nie po drodze było do pracy, wolał gitarę, piwo i kumpli. Ale w końcu musiało paść to pytanie.
– A ty czym się zajmujesz?
Czym? No oczywiście, że całą masą bardzo istotnych rzeczy… Istotnych jedynie dla Białeckiego. Co mógłby powiedzieć o sobie takiemu ideałowi jak jego rozmówca? No wiesz, gram w zespole, który istnieje już kilka lat, ale jeszcze nic nie osiągnął. Słucham muzyki, piję piwo i mam trzy szczury… Wykastrowane! Nie, to z pewnością nie brzmiało zbyt dobrze.
– Niczym. – Ale to było jeszcze gorsze, już mógł, cholera, powiedzieć o szczurach bez jaj! Zmarszczył brwi, myśląc intensywnie nad czymś, co mógłby dodać, żeby uratować swoją pozycję. Zapewne w tej chwili Maciej traktował go jak nieudacznika – i właściwie, to miał rację. – Jestem gitarzystą w zespole.
Mężczyzna uśmiechnął się nagle i wyglądał tak, jakby naprawdę go to zainteresowało. Albo po prostu Aleksander był już za bardzo pijany. Poruszył się na krześle dość nerwowo, złapał w dłoń szklankę z whisky, którą kupił mu Maciej. Uciszył w głowie myśl podpowiadającą, że mieszanie trunków nie jest zbyt dobrą decyzją, ale teraz się to nie liczyło.
– Tak myślałem, wiesz? – zapytał i już po chwili rozwinął się temat zespołu. Aleks opowiedział mu prawie wszystko, czując przyjemne dreszcze, kiedy spoglądał na Macieja, a ten wyglądał na naprawdę zainteresowanego. Wspomniał nawet o Jaśku, ale nie skupiał się na jego temacie, uznał, że ten mały, bieberopodobny cudak nie jest tego godny.
– A co robisz z Krzychem? – To pytanie prędzej czy później musiało zostać zadane i Białecki dobrze o tym wiedział. Mimo to jednak nie miał kompletnie pojęcia, co mu odpowiedzieć, nie chciał zdradzać prawdy, ale coś Aleksowi podpowiadało, że Maciej już tę prawdę znał. W końcu Krzychu nie ukrywał się z dość intymnymi gestami, takimi jak czułe obejmowanie go.
– Jesteśmy kumplami. – Modlił się, by mężczyzna nie drążył tematu. Może jednak Bóg, którego istnienie Aleks zacięcie negował, istniał? Maciej kiwnął głową i zaproponował kolejnego drinka, tym razem już Białecki poszedł jednak po rozum do głowy i odmówił. Chciał następnego dnia żyć.
***
Zaświecił światło w przedpokoju i odetchnął, gdy powitał go ten sam, niezmienny od lat, burdel. Uśmiechnął się pod nosem i rzucił na kupkę ubrań kurtkę, po czym ściągnął trampki i niedbale walnął je gdzieś pod ścianę. Był wykończony, ale za to zadowolony, bo dostał numer Macieja, o czym Krzychu oczywiście nic nie wiedział. Gdy wrócił z sali obok, po skończonym występnie Madame Elizabeth, czy jak jej tam było, wydawał się dość przybity. Aleks jednak nie dopytywał go o przyczynę złego humoru, miał to gdzieś, no i był pijany. Interesowały go wtedy trochę inne rzeczy niż przygnębienie Krzysztofa. Znacznie ważniejsza od tego była wizytówka Macieja w kieszeni i zaproszenie na lody i kawę.
Znów czuł się jak taki zakochany po uszy nastolatek, ale może to wina nadmiaru procentów we krwi. Jutro pewnie mu przejdzie, myślał, nalewając wody z kranu do szklanki, którą chwilę temu musiał opłukać. W małej, niezbyt reprezentacyjnie wyglądającej kuchni wciąż panował bałagan. Aleks nie był mistrzem porządku, nienawidził zmywać naczyń, ścierać kurzy czy zmywać podłogi. Robił to tylko wtedy, gdy jego mały (no, nie do końca taki mały) syf naprawdę dawał mu się we znaki. Wziął kilka dużych łyków i odetchnął, po czym ze szklanką w dłoni ruszył do jedynego w tym mieszkaniu pokoju. Ten, jak nietrudno się domyślić, wcale nie prezentował się lepiej niż reszta domu. Białe ściany były już mocno przybrudzone, nie odświeżał ich od lat. Na zwykłym, plastikowym taborecie stał malutki, kilkunastocalowy telewizor z wielkim kineskopem. Kupił go dosłownie za grosze i to dopiero jakiś rok, może dwa lata, temu. Wcześniej nie korzystał z czegoś tak ogłupiającego jak telewizja, zresztą, prawie jej nie oglądał.
Nie zatrzymując się ani na chwilę, przeszedł przez cały pokój, aż do wielkiej, metalowej klatki ustawionej pod parapetem. Uśmiechnął się, widząc jednego ze swoich szczurów czekającego przy wyjściu. Mądry bydlak, pomyślał i otworzył drzwiczki, a zwierzę od razu wyszło i wdrapało mu na stopę. Był to biały szczur laboratoryjny, jego ulubieniec. Miał krwisto czerwone oczy i to właśnie przez nie został ochrzczony imieniem Demon. Aleks pochylił się i wziął gryzonia na rękę, po czym umieścił go sobie na ramieniu.
– Tylko ty mnie witasz – powiedział i z wyrzutem spojrzał na klatkę. Dwa pozostałe szczury miały go najwyraźniej tam, gdzie słońce nie dochodzi, bo nawet nie wystawiły nosków ze swojej budki. – Poznałem fajnego faceta – powiedział do Demona i przeszedł z nim do kuchni. Tam sięgnął po jabłko, ugryzł i kawałek oddał szczurowi. – Całkiem ciekawy – zwierzał mu się. – I cholernie przystojny – dodał z pełnymi ustami. Jego spojrzenie powędrowało na widok za oknem. Mieszkanie miał na dziesiątym piętrze i jedyne co tu było wspaniałe, to właśnie panorama miasta. Ciężko jednak przychodziło mu przebolenie ciągle rozwalającej się windy – wchodzenie po schodach wcale nie równało się z przyjemnością.
Dojadł jabłko do końca, ale jak na złość, wcale nie czuł się zmęczony, a zegar wskazywał godzinę czwartą trzydzieści. Wiedział, że gdyby się położył, tylko turlałby się z boku na bok, jak zawsze zresztą.
Usiadł na kanapie i wziął laptopa, nie wiedział co innego o tej godzinie mógłby robić niż bezsensowne przeglądanie Internetu. Szczur w międzyczasie ułożył mu się na brzuchu i zaczął przysypiać.
Aleks włączył pierwszy lepszy folder z muzyką. Z głośników poleciało My Chemical Romance. Gromkie „na–na–na” wystraszyło Demona, który aż podskoczył i rozejrzał się z paniką dookoła. Pogłaskał więc zwierzę uspokajająco, a ono, przyzwyczajone już do dźwięku muzyki, z powrotem zasnęło.
Mimo tego, że bezsenność bywała naprawdę męcząca, lubił takie leniwe noce, gdy był tylko on, blask monitora i drzemiący mu na brzuchu Demon. Kochał te zwierzęta, do czego dobrowolnie by się nie przyznał. Jednak i Adam, i Remek doskonale wiedzieli, jak ważne były one dla Aleksa. Nie krytykowali nawet, gdy od czasu do czasu brał Demona do garażu. Naprawdę świetnie wyhodował tego gryzonia, czym oczywiście Białecki chwalił się na każdym kroku, czasem nawet aż z tej dumy pękał. Nie wyobrażał sobie siebie z innym zwierzęciem, lubił psy i koty, ale to szczury skradły mu serce.
Z lekkim uśmiechem na ustach wszedł na facebooka. Jak zwykle powitało go kilka wiadomości, wydarzeń i zaproszeń. Nie logował się na ten portal zbyt często, ciągle o nim zapominał, przez co już nieraz posprzeczał się z Remkiem.
Dopiero po chwili kliknął na ikonkę z prośbami o dodanie do znajomych. Dwa pierwsze zaproszenia odrzucił, nie kojarzył ludzi, więc nie widział sensu w akceptowaniu. Otworzył jednak szerzej oczy, gdy przeczytał: „Jaś Jan wysłał ci zaproszenie”. Od razu wiedział kim jest ten cały Jaś Jan, nawet nie musiał odwiedzać profilu. Chwilę czy dwie zastanawiał się, czy poprockowy Bieber jest godny w znalezieniu się w jego kręgach na facebooku.
– Znaj łaskę pana – powiedział i kliknął „dodaj”.
***
Białecki miał sen… Normalne, każdy w końcu miewa sny, to nieodłączna część natury człowieka. Aleksander jednak nie śnił zbyt często, a jak już mu się to raz na jakiś czas zdarzyło, zazwyczaj pamiętał jedynie o samym fakcie śnienia. Tamtego pochmurnego listopadowego poranka obudził się i z szeroko otwartymi oczami wpatrzył się w sufit.
Widział mamę, była tak przerażająco naturalna, że prawie dał się nabrać i pomyślał, że to rzeczywistość. Tym razem kobieta nie awanturowała się, nie piła, a jedynie spokojnie siedziała i rozmawiała z nim o czymś. To wszystko, cały jego sen składał się właśnie z rozmowy, której nawet nie zapamiętał.
Przełknął ślinę i pomyślał, że naprawdę chciałby ją zobaczyć. Były momenty, w których nie zasługiwała nawet na nazywanie jej
mamą, ale mimo wszystko Białecki wciąż czuł z nią tą specyficzną więź, jaką tylko dziecko może czuć do swojej rodzicielki.
Podniósł się na drżącym ramieniu, już wiedząc, że ten dzień wcale nie będzie dobry. Spojrzał jeszcze na Demona śpiącego na jego poduszce, po czym opadł znowu na kanapę i zakrył się kołdrą aż pod sam nos. Zapragnął nie wychodzić z łóżka. Nigdy.
***
Zapiął futerał gitary i westchnął ciężko, po raz pierwszy ciesząc się, że to koniec próby. Naprawdę miał już dosyć gryzienia się w język, by przypadkiem nie powiedzieć paniczykowi czegoś złośliwego. Takie pilnowanie siebie nie było w naturze Aleksa, zawsze mówił co myślał i wcale się z tym nie krył, teraz jednak, za każdy docinek obrywał groźnym spojrzeniem Remka. A nadmienić trzeba, że Remigiusz rzadko kiedy zerkał na kogoś z chęcią mordu. Zazwyczaj na jego bladej facjacie, z masą piegów na policzkach, widniał szeroki uśmiech. Kiedy więc raz po raz leciały w stronę Białeckiego surowe łypnięcia spod chyżej czupryny Remka, po prostu dał sobie spokój i ignorował marudzenie Jaśka na temat jego fałszowania. Najgorsze jednak, że nie mógł odpłacić się młodemu tym samym, bo dzieciak (a niech go licho weźmie) naprawdę był we wszystkim wyuczony. Białecki nie mógł nawet doczepić się do jego wokalu. Może nie miał perfekcyjnego głosu, z przyjemną chrypą, niskiego i hipnotyzującego. Ale mimo wszystko, było w nim coś, co przyciągało – temu Aleks choćby chciał, nie mógł zaprzeczyć. Oczywiście, słyszał już o wiele lepsze brzmienia, pomyślał z dumą, ciesząc się, że poprockowy Bieber nie był tak idealny, jak młodemu się zdawało.
– Hej – usłyszał nad sobą i gdy podniósł wzrok, myślał, że zaraz z szoku runie na podłogę. – Masz czas? – zapytał Jasiek i odwrócił wzrok, jakby trochę skrępowany faktem, że rozmawiał z Aleksem.
– Co? – Tylko tyle był w stanie wydusić.
– No pytam, czy masz czas? – powtórzył swoim spokojnym, nieco piskliwym głosikiem i ze zniecierpliwieniem przestąpił z nogi na nogę. – Remek powiedział mi, że znasz się na szczurach – wyjaśnił w końcu.
Brwi Białeckiego uniosły się w zdziwieniu. Chwilę patrzył na Jaśka, ale ostatecznie kiwnął głową. Prawie przez całe swoje życie miał w domu te gryzonie, kto więc mógłby znać się na nich lepiej jak nie on?
– No… Coś tam o tym wiem – powiedział dość skromnie jak na siebie. Wytłumaczył sobie po chwili w myślach, że to po prostu przez szok w jaki wprawił go Jasiek.
– Fajnie – mruknął chłopak i wsunął dłonie do swojej czarnej bluzy z kapturem. – To co, zerkniesz na mojego szczura? Ma dopiero osiem miesięcy, byłem z nim już u weterynarza i lekarz mówi, że wszystko jest w normie, ale mimo to szczur nie chce jeść – mówił, jakoś dziwnie skrępowany. Jego wzrok błądził po ścianie za Aleksem, zupełnie jakby chciał patrzeć na wszystko, tylko nie na samego Białeckiego. Widać, dzieciak nie lubił się przed nikim płaszczyć, pomyślał Aleksander z lekkim, dość złośliwym uśmiechem. Pewnie wszystko co chciał miał na wyciągnięcie ręki.
– A co to za rasa? – zapytał. – Chyba nie kupiłeś go w zoologu, co? – Zmarszczył nagle groźnie brwi.
– Nie, no co ty! – prychnął. – To dumbo – powiedział. – Mam z hodowli, z rodowodem – powiedział jakby obrażony. Białecki westchnął ciężko, tacy ludzie nie powinni mieć zwierząt, pomyślał.
– Chodzi mi o to, że w zoologach szczury są źle traktowane, rozmnażane jak popadnie, jedzą nieodpowiednie karmy i tak dalej – mruknął, trochę zmęczony. Nienawidził tego tłumaczyć ludziom. – Ja tam wolę adoptować z fundacji, no ale jak kto chce. – Wzruszył ramionami. – Pojadę i zobaczę, ale tylko dla szczura, okej? – zapytał, żeby mieli jasną sytuację. Nie robił tego przecież z sympatii do Jaśka.
– Jasne – mruknął chłopak i uśmiechnął się, jakby z ulgą. Aleks zapatrzył się chwilę na niego, bo miał naprawdę bardzo ładny uśmiech. Odchrząknął i przerzucił futerał z gitarą na swoje ramię.
– To jedźmy, nie mam zbyt wiele czasu – powiedział wyniosłym tonem.
***
Spojrzał na czystą deskę rozdzielczą samochodu, który w jakiś dziwny sposób go przerażał. Wcześniej, gdy go Jasiek odwoził, też się tak czuł – jak w sterylnej klatce. Na lusterku dyndała niebieska imitacja choinki, rozsiewając dookoła specyficzny, ładny, ale bardzo duszący zapach. Wszędzie było czysto, nie miał się co dopatrywać kurzu, nawet wycieraczki lśniły, oczywiście było tak chwilę przed wejściem Aleksa do pojazdu, do momentu gdy z jego wojskowych butów osypał się piasek, burząc ład panujący w beemce.
Jasiek spojrzał na Aleksandra dziwnie i przekręcił klucz w stacyjce. Momentalnie wraz z silnikiem, załączył się też odtwarzacz. Wyświetlacz zaświecił się na niebiesko, a na nim pojawił się napis: Bullet For My Valentine: Pretty On The Outside. Po chwili z głośników popłynęły pierwsze akordy, jednak samochód dalej nie ruszał. Aleks spojrzał zdziwiony na kierowcę.
– Nie jedziesz?
– Pasy – odparł dość niemiłym tonem, sprawiającym, że coś w Białeckim aż się zagotowało. Nabrał ochoty starcia pięścią tego zarozumiałego uśmieszku z twarzy Jaśka. – Chyba, że chcesz płacić.
Aleks, jakby obrażony, zapiął pas.
Mały gówniarz.
– Jedźmy.
Droga strasznie się dłużyła Aleksowi, chociaż nieraz już ją przemierzał, kiedy jechał zaraz po próbie do Krzycha. Co chwilę zerkał na Jaśka, który, prawie niezauważalnie, wybijał palcem rytm piosenek na kierownicy. Prowadził spokojnie i (niech go weźmie szlag!) naprawdę dobrze. A pewnie nie miał zbyt długo prawa jazdy, co najbardziej irytowało Aleksa, bo zdawał sobie sprawę, że to kolejna rzecz, w której Jasiek był lepszy od niego.
Nie rozmawiali w ogóle, nie mieli o czym, łączył ich tylko zespół, a ile mogli o nim gadać. No i od teraz jeszcze szczury, pomyślał, wpatrując się w wielkie, dość stare, ale za to bogato odrestaurowane domy. Jechali uliczką, gdzie było pełno budynków, zapewne jeszcze przedwojennych, z małymi, strzelistymi wieżyczkami, dużymi oknami i werandami. Nagle samochód wjechał na podjazd jednego. Aleks zmarszczył brwi, wpatrując się w szare mury domu. Trochę się rozczarował, myślał, że tak zarozumiały dzieciak jak Jasiek, mieszkał w willi, a tymczasem budynek, pod którym się zatrzymali, mimo że wielki, wyglądał dość… biednie. Nie był remontowany, tak jak pozostałe gmachy znajdujące się na tej ulicy. Miało się wrażenie, że tak jak ktoś go postawił kilkadziesiąt lat temu, tak stał do dzisiaj. Nawet z boku odpadał tynk ze ścian. Ogród także nie robił wielkiego wrażenia. Ktoś o niego dbał, o czym świadczyła równo przycięta trawa, ale oprócz jednej, bardzo wyrośniętej choinki, której czubek dosięgał prawie do drugiego piętra domu, nie znajdowało się tu nic innego. Tylko trawa, teraz już niestety pożółkła i zmarnowana z racji pory roku.
Wysiedli z samochodu i Aleks bez słowa poczłapał za Jaśkiem do wejścia. Pokonali trzy betonowe stopnie, po czym weszli do dość przestronnego korytarza. Chłopak zaczął ściągać buty, więc Białecki nie chcąc być niekulturalny także ściągnął swoje wysokie, wojskowe buty i momentalnie zrobiło mu się głupio, kiedy zobaczył wielką, malowniczą dziurę w skarpetce, umiejscowioną na dużym palcu – czyli gorzej być nie mogło. Dyskretnie pochylił się i naciągnął materiał, po czym zerknął jeszcze, czy Jasiek nic nie widział.
Gdy wspinali się po schodach, Aleks rozglądał się dookoła. Dreszcz mu przeszedł na widok lalek usadowionych na piętrze schodów, pod oknem. Były ich dziesiątki, setki… Aleksander sam nie wiedział, ale naprawdę – cała masa. A porcelanowe oczka zdawały się jakby śledzić każdy ruch Białeckiego.
– Dość przerażające – powiedział, a Jasiek zerknął na niego przez ramię. I uśmiechnął się, wprawiając Aleksandra w całkowite osłupienie.
– Też to zawsze mówię – westchnął i weszli na piętro. Tu za to znajdowała się cała masa przeróżnych obrazów. Maki, słoneczniki, dzbanki, krajobrazy i, chyba najgorsze, ludzie. Niektórzy wyglądali dość makabrycznie z bladymi twarzami, podkrążonymi oczami i pustym spojrzeniem.
– Jeszcze bardziej przerażająco – zamruczał pod nosem. Dom urządzony był w dość starym stylu, wszędzie roiło się od antyków, nawet telefon (Aleks zastanowił się czy to atrapa) wyglądał jak żywcem wyciągnięty z dwudziestolecia międzywojennego.
W końcu wspięli się po kolejnych schodach prowadzących na poddasze. Doszli do szeroko otwartych drzwi, obok których znajdowały się kolejne, zamknięte. Im jednak Jasiek nawet nie poświęcił uwagi. Weszli do dość dużego pomieszczenia, które zostało jakby wyrwane z innej bajki, w ogóle nie pasowało do reszty domu. Ciemne, fioletowe ściany sprawiały, że było tu dość przytulnie, jednak niesamowity porządek skutecznie psuł to wrażenie. Pomieszczenie wyglądało jak niezamieszkałe, nawet na równo zaścielonym łóżku nie dojrzał żadnych wgnieceń.
Jasiek postawił swoją gitarę i plecak przy jednej ze ścian, po czym ruszył do klatki stojącej na ziemi. Ukucnął i otworzył ją. Już po chwili wrócił do Aleksandra z ospałym, szarym szczurkiem na dłoni. Zwierzę zamrugało i popatrzyło na Białeckiego, który po chwili je odebrał i nawet nie myśląc, że nadużywa gościnności, usiadł na łóżku, burząc idealny stan pościeli. Przyjrzał się bardzo chudemu zwierzątku jak fachowiec, uważnie oglądając stan jego sierści, uszka, łapki, pyszczek…
– Nie je? – mruknął, po raz pierwszy wreszcie czując się autorytetem dla Jaśka. Chociaż w tym był od niego lepszy, pomyślał z dumą, kładąc szczura na kolano.
– Nie, nic – odpowiedział. – Wcześniej jeszcze coś dłubał, ale teraz nic. Weterynarz robił mu prześwietlenie, ale mówił, że wszystko jest w porządku.
Aleks spojrzał na niego, a następnie na małego dumbo. Szybko zrozumiał co się stało. Aż prychnął pod nosem, nie wiedząc, jak można być takim ignorantem jak Jasiek.
– Jest sam? – zapytał jeszcze.
– Sam?
– No, nie masz innych szczurów?
– Nie – odparł i Aleks ciesząc się, że wreszcie jest górą, posłał mu pełne politowania spojrzenie. Jasiek aż zmarszczył brwi.
– Jesteś totalnym debilem – ogłosił. – Jeszcze większym niż myślałem. – Zacmokał z dezaprobatą, aż prostując się trochę. – Szczury nie mogą żyć same, to zwierzęta stadne. Kontakt z człowiekiem im nie wystarczy, więc radzę ci wziąć to kościste dupsko w troki i znaleźć mu partnera.
Jasiek nie odpowiedział. Zgarbił się nawet nieco, zupełnie jakby uwaga o tym, że jest debilem, go dotknęła. Białecki pierwszy raz widział go takiego niepewnego, bez tej swojej obojętności wymalowanej na twarzy i wielkiego ego jak stąd do Ameryki.
– Czyli jakbym nic nie zrobił, to on by zdechł? – zapytał i wyglądał dość żałośnie. Może nawet Aleksowi zrobiło się go żal… Przez chwilę, oczywiście. Ułamek sekundy!
– Dokładnie – odparł, jakoś nie mając ochoty, by dodać jeszcze coś złośliwego. Wstał i podał mu szczurka. – Jak najszybciej. Mój kolega hoduje szczury… – powiedział i odwrócił wzrok, sam nie wiedząc co robi. Tłumaczył sobie w myślach, że to dla dobra zwierzęcia, a nie dlatego, że pełna poczucia winy mina Jaśka zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. – Mogę do niego zadzwonić, wiem, że akurat ma jakieś na sprzedaż. Ale husky tylko, pasuje? Możemy jeszcze dzisiaj po niego jechać i… – Boże drogi, co on, do cholery jasnej, robił? Chciał spędzić kolejne minuty w towarzystwie tego zadufanego bachora?
– Naprawdę? – Jasiek spojrzał na niego, jakby nie dowierzał w dobroć Aleksa. Sam Białecki w końcu w nią nie dowierzał.
– Naprawdę – burknął.
– Jezu, dzięki. – Uśmiechnął się lekko, tylko na chwilę. – Nie zniósłbym, gdyby mu się coś stało – powiedział i pogładził futerko zwierzęcia. Aleks kiwnął głową, rozumiał. Jak nikt inny go w tej kwestii rozumiał.