The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:36:15   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Gemini 5


Zgodnie z zapowiedzią dziesięć minut później w pobliżu statku pojawiły się dwa o wiele mniejsze lecz niezwykle groźnie wyglądające statki.
- Gemini, tu Kantali jeden – usłyszeli w głośniku.
- Tu Gemini. Słucham was – szybko odpowiedział Vartan.
- Mamy was odeskortować na Kartan. Przygotujcie się do przejęcia. Nie róbcie nic póki wam nie zezwolimy.
- Zrozumiałem. I czekamy.
Nikt z członków załogi tego nie widział, z ruf obu statków wystrzeliły dwie wiązki żółtego światła, które otoczyły statek Vartana. Następnie oba skoczki ruszyły w drogę powrotną ciągnąc za sobą większy statek. Kiedy znaleźli się kilka metrów nad najbliższą planetą głośnik znowu ożył.
- Gemini, tu Kantali jeden. Zostaliście przeprowadzeni przez barierę. Kierujcie się na kosmodrom na Kartan. I nie próbujcie zbaczać z drogi, inaczej zostaniecie zestrzeleni.
- Zrozumiałem – odparł kapitan. – Kierujemy się na kosmodrom na Kartan.
Niedługo potem Vartan miękko wylądował na wskazanym lądowisku. Kiedy otworzyli trap zobaczyli czekających już na nich trzech przedstawicieli mieszkańców. Wszyscy mieli na sobie białe zwiewne spodnie oraz koszule tego samego koloru sięgające do kolan. Kiedy się im bliżej przyjrzało widać było ich niemal białą cerę, nienaturalnie smukłe kończyny, spiczaste uszy i oczy w kolorach niespotykanych u ludzi. Kolejną wyróżniającą ich cechą były białe włosy.
- Witajcie – odezwał się jeden z nich, o długich włosach spiętych z tyłu ozdobną klamrą.. – Jestem Szando. Będę waszym przewodnikiem przez cały czas waszego pobytu tutaj.
- Witam. – kapitan uśmiechnął się. – Ja jestem Vartan, a to moi ludzie – przedstawił po kolei członków załogi. – A to nasi pasażerowie, którzy chcieliby prosić o schronienie na jednej z waszych planet.
- Manar – Szando wskazał jednego ze swoich towarzyszy – zaprowadzi was do Rady Starszych. Przedstawicie im swoją prośbę, a was – spojrzał z powrotem na Vartana – zapraszam do Kantonu. Wy nazywacie takich jak oni Gildia Kupiecka.
Szando odwrócił się i poprowadził członków załogi. Idąc za nim rozglądali się ciekawie w koło. Słyszeli wiele o Altavanach, ale słyszeć, a widzieć na własne oczy to dwie różne rzeczy. Ulice były niezwykle czyste, pojazdy podobne do tych, które można było spotkać na planetach zamieszkanych przez ludzi, domy smukłe z mnóstwem zdobień i rzeźb, w pastelowych bądź białych kolorach. Ludzie poubierani byli w różnokolorowe zwiewne szaty, zarówno mężczyźni jak i kobiety.
Zanim się spostrzegli, doszli do ogromnego okrągłego budynku ze strzelistym dachem. Do budynku tego wchodzili i wychodzili przez cały czas mieszkańcy. Przybysze dość szybko zorientowali się, że to musi być lokalne centrum handlu. Kiedy przekroczyli próg, po obu stronach wejścia ukazały się korytarze zastawione różnego rodzaju kramami z towarami. Na wprost nich widać było przejście do następnego takiego korytarza.
- To jest właśnie Kanton – wyjaśnił Szando widząc zaciekawione spojrzenia towarzyszy. – Zbudowany jest na planie koła. Na pięciu zewnętrznych kręgach porozmieszczane są stoiska kupieckie, a w samym centrum siedziba Rady Handlarzy. Tak się akurat składa, że jest ona odpowiedzialna za handel w całej naszej galaktyce. Jeśli więc otrzymacie ich aprobatę, będziecie mogli handlować na wszystkich planetach. Niestety taka zgoda jest okresowa, jeśli więc przylecicie następnym razem znowu będziecie musieli o nią wystąpić. W szczególnych przypadkach Rada może przyznać wam dożywotnią zgodę. Może się też tak zdarzyć, że dostaniecie zgodę na handel tylko na określonej planecie.
- Rozumiem – skwitował Vartan, chociaż już teraz korciło go by zacząć dyskusję na temat tych głupich, jego zdaniem, zasad. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że jedno nierozważne słowo może zniweczyć wszystko.
Szando poprowadził ich do centrum Kantonu.. Przeszli przez ogromne rzeźbione drzwi. Już na progu uderzyła w nich cisza, tak bardzo kontrastująca ze zgiełkiem na zewnątrz. Przez chwilę szli oświetlonym korytarzem. Panująca tu cisza potęgowała każdy odgłos.
W końcu przeszli przez kolejne drzwi i znaleźli się w obszernej sali, gdzie za półokrągłym stołem siedziało pięciu mężczyzn ubranych podobnie do Szando.
- Witajcie, czcigodni. – Szando pokłonił się.
Vartan nie zastanawiając się nad tym, powtórzył ten gest, a za nim jego ludzie.
- Cóż cię do nas sprowadza? – zapytał mężczyzna siedzący w centralnej części stołu.
- Ci przybysze chcą wystąpić o pozwolenie na handel w naszej galaktyce.
- Dlaczego chcecie u nas handlować? – Mężczyzna spojrzał na Vartana.
- Tak po prawdzie to przywieźliśmy tutaj parę młodych ludzi, którzy chcieliby schronić się na jednej z waszych planet, a handel to tak przy okazji. Ostatnio mieliśmy trochę problemów i potrzebujemy pieniędzy. Doszliśmy do wniosku, że skoro i tak musimy tu przylecieć, to równie dobrze możemy spróbować sprzedać u was trochę towarów i kupić wasze ozdoby. Wy potrzebujecie towary wytwarzane przez ludzi, a ludzie interesują się wytwarzanymi przez was ozdobami, więc stwierdziliśmy, że moglibyśmy na tym zarobić. Wszak o to właśnie chodzi w handlu, czyż nie? O zarobek.
Mężczyzna przez chwilę patrzył w milczeniu na Vartana aż w końcu wstał od stołu i podszedł bliżej, stając zaledwie kilka kroków przed kapitanem.
- Jesteś wyjątkowo szczery. A jeśli przez to nie dostaniesz zgody?
- Wtedy odlecę i będę musiał sprzedać te towary gdzie indziej – odparł krótko Vartan.
Mężczyzna stał przez chwilę wpatrując się prosto w oczy kapitana. W pewnym momencie podszedł do stołu i zaczął cicho rozmawiać z pozostałymi mężczyznami.
- Nie podoba mi się to – szepnął Kasjan. – Zobaczcie jakie mają miny niespecjalne.
- Trzeba było coś nakręcić – mruknął Bzyk półgębkiem. – Przez ciebie, szefie, wykopią nas z wilczym biletem.
- Będzie dobrze – pocieszała Laila, chociaż sama nie bardzo wierzyła w te słowa.
W końcu mężczyźni skończyli dyskusję. Ten sam, co poprzednio, podszedł do Vartana.
- Wielu ludzi przybywało do nas skuszonych możliwością sporego zarobku. Jednak ty pierwszy podałeś prawdziwy cel. Chociaż zawarliśmy pakt z waszą federacją galaktyk całkiem niedawno, jednak zdążyliśmy zauważyć, że ludzie by osiągnąć cel gotowi są do kłamstwa i różnych niezgodnych z prawem czynów. Jednak zdarzają się wyjątki. Z twoich słów wnioskuję, iż jesteś jednym z tych ludzi dla których prawda jest najważniejsza. Dlatego też zdecydowaliśmy się wydać wam zgodę na handel w naszej galaktyce. Jednak będzie to zgoda chwilowa, na czas waszego obecnego pobytu u nas. Przy następnej okazji znowu będziecie musieli wystąpić o zgodę.
- Dziękuję. – Vartan skłonił głowę w podziękowaniu.
- Stosowny dokument zostanie zaraz przygotowany. W międzyczasie możecie rozłożyć wasze towary w Kantonie. Przydzielę wam człowieka, który będzie waszym pośrednikiem. Wszelkie potrzeby związane z handlem zgłaszajcie do niego.
Mężczyzna zaklaskał w dłonie. Chwilę potem z jednych z bocznych drzwi wyszedł młodzieniec ubrany w luźną szatę sięgającą ziemi, koloru zielonego. Bez słowa ukłonił się i czekał na polecenia.
- Zergin, zaprowadź tych przybyszów do sektora B15 i udziel wszelkiej pomocy przy wykładaniu ich towaru. – A ty… - spojrzał na Szando.
- Szando, o czcigodny – odparł posłusznie młodzieniec.
- A ty, Szando, zadbaj o kwatery dla nich. Dostają zezwolenie na siedem słońc.
- Zrozumiałem.
Mężczyzna wrócił do stołu uznając rozmowę za zakończoną.
Szando wyprowadził gości z sali, a młodzieniec imieniem Zergin zaprowadził ich na miejsce im przydzielone, zręcznie lawirując między kupującymi i sprzedającymi.
Kiedy dotarli na miejsce, okazało się iż jest to dość spore pomieszczenie z półkami.
- Mam nadzieję, że wystarczy wam tyle miejsca? – zainteresował się Zergin.
- W zupełności – odparł Vartan rozglądając się po pomieszczeniu.
- Cóż więc jeszcze potrzebujecie?
- Jakiś transportowiec żebyśmy mogli przewieźć towar ze statku tutaj.
- Zaraz dostaniecie.
- Przydałby się też jakiś tłumacz na wypadek gdyby trafił się jakiś klient nie znający naszego języka.
- To też dostaniecie. Coś jeszcze?
- To wszystko – odparł Vartan. Gdyby przy okazji nie rozglądał się po pomieszczeniu zobaczyłby zdziwioną minę Zergina.
Kilka minut potem przy ich pomieszczeniu pojawili się dwaj ludzie z transporterem.
- Mamy pomóc wam przewieść wasze towary ze statku do Kantonu – powiedział jeden z nich.
- Świetnie! – Bzyk wyraźnie ucieszył się. Chciał jeszcze coś dodać, ale został przystopowany groźnym spojrzeniem Laili.
Korzystając z pomocy tubylców szybko przewieźli cały towar. Ponieważ Vartan nie wiedział co udało się Małemu i Mimi zdobyć, więc trochę się obawiał czy faktycznie uda im się cokolwiek sprzedać. Pozbył się obaw kiedy zobaczył tłum tubylców kłębiących się przed ich pomieszczeniem. Przez to okazało się iż potrzeba dodatkowych dwóch tłumaczy.
- Kto by pomyślał, że zwykłe garnki będą się cieszyć takim powodzeniem – stwierdziła Laila, kiedy wieczorem, po sprzedaniu całego towaru siedzieli przy stole w pokładowej jadalni.
- Ale nocleg to mogliśmy wziąć – jęknął Bzyk.
- Nie ma takiej potrzeby, łóżka na statku też są wygodne – mruknął kapitan przeliczając zdobytą miejscową walutę. – Mam nadzieję, że nie zedrą przy wymianie waluty na naszą…
- A ja się zastanawiam jak idzie naszym zakochanym – stwierdziła marzycielskim tonem Mimi opierając brodę na splecionych dłoniach opartych o stół i wgapiając się maślanym wzrokiem w ścianę.
- No właśnie – Kasjan dołączył do Mimi. – Nie widzieliśmy ich od momentu jak nas rozdzielono.
- Myślisz, że coś im się mogło stać? – zainteresował się Marco.
- Nie ma takiej możliwości. – stwierdził stanowczo kapitan. – Altavanie są wyjątkowo łagodnie usposobieni i praktycznie całkowicie wyeliminowali w swojej kulturze przemoc. Tu można spokojnie wyjść w nocy z domu i nie bać się, że się zostanie obrabowanym, albo zamordowanym Chociaż jeśli trzeba, potrafią walczyć. Jeśli więc nie dotarły do nas żadne sygnały o tej dwójce, znaczy, że wszystko z nimi w porządku.
- Jakoś mnie nie przekonałeś – mruknął Bzyk wstając. – Pójdę i ich poszukam.
- A coś ty się nagle taki troskliwy zrobił, co? – Vartan spojrzał podejrzliwie na Bzyka. – Czasem nie ty chciałeś ich wykopać ze statku kradnąc całą ich kasę? Nagle żeś się taki troskliwy zrobił?
- Eeee, no, ja… - mężczyzna plątał się nie wiedząc co powiedzieć.
- Chuj go swędzi i zastanawia się jakby go gdzieś umoczyć – stwierdził beznamiętnym głosem Mały.
- Bzyk… - kapitan spojrzał groźnie na podwładnego.
- No co? – odezwał się tamten żałośnie. – Nic na to nie poradzę, że mi się chce.
- Zapomnij – wysyczała Laila. – Jeśli przez twoją niepohamowaną chuć wywalą nas stąd, to cię zajebię. Rozumiesz?
- Eeeee, no co ty? – mężczyzna spojrzał na Lailę, a zobaczywszy mord w jej oczach i spory nóż, który „przypadkiem” znalazł się w jej ręce, nerwowo przełknął ślinę.
- Laila ma rację – odezwał się kapitan. – Nie możemy sobie pozwolić na popsucie stosunków z nimi. Dlatego też do momentu, gdy nie odlecimy stąd, masz zakaz wychodzenia ze statku.
- Nie możesz mi zrobić tego szefie! – pisnął wyjątkowo wysokim głosem Bzyk.
- Mogę i właśnie to robię. Odprowadźcie go do jego kabiny. Bejbi!
- Słucham – odezwał się komputer.
- Do odwołania masz pilnować żeby Bzyk nie opuszczał statku.
- Zrozumiałam.
Bzyk rzucił wszystkim żałosne spojrzenie licząc, że może zmiękczy ono ich serce, ale widząc, że nic nie wskóra, pociągną nosem i powlókł się za Kasjanem do swojej kabiny.
- Swoją drogą ciekawe, co u nich – rzucił Marco.
- No właśnie. Może jednak sprawdzimy? – Mimi spojrzała na Vartana nieszczęśliwym wzrokiem.
Kapitan westchnął ciężko, ale nic nie powiedział tylko wstał od stołu i ruszył do wyjścia.
- Potrzebujesz czegoś? – usłyszał nagle za plecami, kiedy już zszedł po trapie.
- Rany! Ale mnie przestraszyłeś. – Kapitan odetchnął z ulgą widząc ich opiekuna Szando.
- Wybacz, nie było to moją intencją – odparł Szando kłaniając się nisko. – W czym mogę ci pomóc?
- Moi ludzie zastanawiali się co słychać u naszych pasażerów. Nie widzieliśmy ich cały dzień.
Szando uśmiechnął się.
- Nie musicie się martwić o waszych przyjaciół. Czują się dobrze. Jeśli jednak moje zapewnienia nie uspokajają twojej załogi, mogę was do nich zaprowadzić żebyście się sami przekonali.
- Byłbym wdzięczny.
- Zatem chodźmy. – Szando skierował się do niewielkiego lewitującego jakieś pół metra nad ziemią pojazdu. W ciągu kilku minut bezszelestnie dotarli na miejsce. Stanęli przed dość wysokim strzelistym budynkiem. Weszli do środka. Potem była winda i w końcu byli pod drzwiami pokoju zajmowanego przez zakochanych.
Szando przez chwilę rozmawiał z kimś za drzwiami, aż w końcu zostali wpuszczeni.
- Nasz zwyczaj wymaga żeby młodzi przed ceremonią zaślubin mieszkali oddzielnie, dlatego też najpierw zobaczysz się z kobietą, później z jej towarzyszem.
Kiedy weszli do środka Vartan najpierw zobaczył niemłodą już Altavankę a dopiero później Slavi.
- Vartan, jak miło cię widzieć! – dziewczyna wyraźnie ucieszyła się. Podbiegła do niego i uściskała go radośnie.
- Do twarzy ci w tej sukni – stwierdził Vartan. Slavi miała na sobie suknię w błękitnym kolorze. Od pasa w dół spadała luźno aż do ziemi, natomiast góra była udrapowana jakby ubranie miało dwie warsty. „spodnią” warstwę stanowił lewy rękawek, prostego kroju w kolorze granatu, natomiast „wierzchnia warstwa” to był materiał owijający biust i zebrany na prawym ramieniu delikatną złotą spinką. Do tego na głowę narzuconą miała niemal przeźroczysta chustę.
- Podoba ci się? – uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona, na co kapitan skinął twierdząco głową. – Alena pomagała mi wybrać. Alena to moja opiekunka do czasu ceremonii zaślubin. – Wskazała ręką na towarzyszącą jej Altavankę.
- Więc uzyskaliście zgodę na pozostanie tutaj.
- Oczywiście. Rada Starszych była nam bardzo przychylna. Zgodzili się byśmy tu zamieszkali. Musimy tylko przyjąć ich kulturę, stąd mój strój. Ale jestem dobrej myśli, jeśli tylko nam pomogą, to nauczymy się panujących tutaj zwyczajów.
- Na pewno wam pomogą, skoro się zgodzili.
Kobieta uśmiechnęła się.
- Wybacz, że nie przyszliśmy wam o tym powiedzieć, ale tyle się działo, że zupełnie czasu zabrakło. Jest tyle spraw, których trzeba dopilnować przed ceremonią.
- Nie przepraszaj. – Vartan poklepał ją uspokajająco po ręce. – Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
- A to wszystko dzięki wam. Chcielibyśmy wam jakoś podziękować. Nie wiedzieliśmy jak, nie mamy nic, oprócz tych pieniędzy, które wam zapłaciliśmy za przewiezienie nas, dlatego też chcielibyśmy byście byli naszymi świadkami na ceremonii. Jak myślisz, czy Laila i Mały zgodzą się? – zapytała z niepokojem.
- Myślę, że będą zaszczyceni takim wyróżnieniem.
Salvi uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Będę już się zbierał – powiedział Vartan. – Zobaczymy się na ceremonii.
- Do widzenia.
Kiedy wyszli z pokoju, Szando zaprowadził podopiecznego do pokoju zajmowanego przez Areusa. Rozmowa z nim przebiegała w podobnym tonie.
W końcu kapitan wrócił na statek i zreferował wszystko załodze.
- Hura! – wykrzyknęła wyraźnie zadowolona Mimi. – W końcu wezmą ślub. – Chcą nas zaprosić! Wiecie, że to mój pierwszy ślub? O nie! – wykrzyknęła przerażona, aż wszyscy spojrzeli na nią z niepokojem.
- Co się stało? – zapytał kapitan.
- Ja nie mam w co się ubrać! Przecież nie pójdę w tym kombinezonie!
- Spokojnie, na pewno na miejscu będzie można kupić ci jakieś ubranie – stwierdziła Laila.
- Chyba wszyscy powinniśmy sobie kupić – sprecyzował kapitan. – Wątpię byście mieli cokolwiek na taką okazję.
Wszyscy pokręcili przecząco głowami.
- No właśnie. Dlatego też jutro rozejrzymy się, co można kupić. Na szczęście zysk ze sprzedaży przerósł moje oczekiwania, więc będziemy mogli spokojnie wszyscy coś kupić. Myślę, że nasz opiekun powinien nam pomóc w wyborze. A teraz wszyscy spać.
Załoga posłusznie rozeszła się do swoich kabin. Dziesięć minut później Marco wychodził do łazienki i zobaczył kapitana znikającego w kabinie Małego. Poczuł dziwne ukłucie gdzieś w środku. Bolesne ukłucie.

***

- Właściwie to zapomniałem spytać czy się zgadzasz – stwierdził Vardan siadając na łóżku.
- Czemu nie – odparł spokojnie Mały. – Przecież to normalne ludzkie zachowanie.
- Ale tam będzie mnóstwo ludzi, a ty nie za specjalnie przepadasz za tłumami przecież.
- Jakoś to przeżyję. Raz na jakiś czas można.
- To dobrze. – Vartan uśmiechnął się. – Przepraszam, ostatnio nie miałem dla ciebie czasu.
- Jest dobrze – odparł Mały kładąc głowę na kolanach przyjaciela. Kapitan odruchowo pogłaskał go po niej. – Uwielbiam jak to robisz.
Vartan roześmiał się rozbawiony.
- Jesteś jak dziecko, wiesz?
- Przecież muszę nadrobić stracone dzieciństwo, no nie?
- A jak Mimi? Mówiła ci coś? – zaniepokoił się.
- Też dobrze. Praca pozwala jej nie myśleć o tym wszystkim. Energię rozładowuje tymi wszystkimi narzędziami waląc raz po raz w kolejną część statku.
- Mam nadzieję, że nie rozwali mi statku na kawałki? Nie stać nas na nowy.
- No co ty. – Mały spojrzał na Vartana z wyrzutem. – Miałaby rozwalić własny dom? Prędzej by się dała zabić. No chyba, że byśmy zdobyli jakiś inny statek, to z chęcią by go rozłożyła na części.
Vartan roześmiał się rozbawiony.
- Czasami wspomnienia i niespokojne myśli nie dają mi spać – szepnął Vartan. – Nie sądziłem, że moje życie tak się potoczy.
- Ale chyba nie jest źle? – Mały spojrzał na rozmówcę niespokojnym wzrokiem.
- Skąd! – zaprzeczył. – Ale czasami ogarniają mnie wątpliwości. Nigdy nie miałem dzieci, a tu nagle trafiła mi się wasza dwójka. Nie wiem czy postępuję właściwie. A co, jeśli robię coś źle? Chcę żebyście byli normalni, a jeśli coś robię źle? Jeśli to później wyjdzie i obróci się przeciwko mnie? Jeśli to was zniszczy?
- Przesadzasz. – Mały przykrył dłonią zaciśniętą w pieść rękę Vartana. – Przecież widzisz, że wszystko jest dobrze.
Mężczyzna nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się smutno, po czym położył się kładąc głowę na kolanach Małego.
- Jest dobrze – powtórzył chłopak głaszcząc przyjaciela po głowie. – Mamy życie o jakim wcześniej mogliśmy tylko marzyć. Jesteście wy wszyscy.
- A nie musisz się czasem rozładować? – Vartan z niepokojem spojrzał na chłopaka.
- Nie, jeszcze wytrzymam.
- Tylko pamiętaj, nie przesadź.
- Oczywiście, mamusiu – zażartował chłopak.
- Matti… - Vartan spojrzał z wyrzutem na chłopaka, na co ten tylko uśmiechnął się ciepło i pocałował go w policzek.
- Też cię kocham. A teraz idź już spać. Kapitan musi świecić przykładem, nie możesz być jutro niewyspany.
Vartan objął chłopaka i mocno przytulił, potem pocałował troskliwie w czoło.
- Dobranoc – powiedział i wyszedł.
Następnego dnia rano po szybkim śniadaniu wyszli na miasto na zakupy. Jednak nie zdążyli nawet zejść z trapu, gdy pojawił się ich opiekun Szando.
- Witajcie – jak zwykle miły i uśmiechnięty. – Podobno wszystkie towary sprzedaliście wczoraj. Cóż więc chcecie robić do czasu ceremoni?
- No cóż – zaczął Vartan – przydałoby się kupić jakieś ubrania. Niestety te, które mamy nie nadają się na jakąkolwiek uroczystość. Mieliśmy nadzieję, że nam pomożesz i doradzisz.
- Ależ z wielką chęcią. Z tym, że świadkowie nie mogą z nami iść.
- Dlaczego? – Laila zmarszczyła brwi.
- Świadkowie pełnią bardzo ważną funkcję na ceremonii, dlatego też mają specjalnie szyte szaty. Proszę, udajcie się z Barents do kwakrów. – Szando wskazał stojącą za nim w niewielkim oddaleniu kobietę, która widząc, ze wzrok wszystkich jest zwrócony na nią, ukłoniła się i uśmiechnęła.
- Zatem chodźmy, Mały – mruknęła Laila i złapawszy chłopaka za rękę ruszyła w stronę kobiety.
Marco patrzył na nich z zainteresowaniem i zastanawiał się, czemu jego durne serce siedzi teraz cicho, przecież tych dwoje wygląda razem tak… uroczo. Te ich złączone razem ręce… głupie serce, czemu teraz milczy?
Kupno strojów poszło wszystkim zdecydowanie szybko, mimo zwykłego w takich przypadkach marudzenia, wybrzydzania i przebierania. Za pozostałą gotówkę kupili ozdoby i różne drobne bibeloty, które mieli nadzieję sprzedać z zyskiem na którejś z planet należących do federacji. A kiedy mieli już wszystko co chcieli, postanowili obejrzeć miasto. I tak mieli tu zostać jeszcze kilka dni, więc mogli chociaż trochę lepiej poznać kulturę tubylców.
Wieczorem, gdy wrócili zmęczeni na statek, Laila i Mały już na nich czekali, lecz, mimo nalegań, przekupstwa, a nawet fochów pozostałych, nie chcieli nic powiedzieć, z wyjątkiem tego, że ceremonia odbędzie się za trzy dni. Załodze nie bardzo się podobało, że muszą tu siedzieć bezczynnie przez kolejne trzy dni. Jedynie Mimi była wniebowzięta, bo w końcu mogła spokojnie popracować nad swoimi tajnymi projektami.
Aż w końcu nadszedł dzień uroczystości.
- Nareszcie – jęknął Kasjan, kiedy obudził się rano.
Poczłapał do łazienki, gdzie wyjątkowo starannie ogolił się, a potem do jadalni. Zdziwił się widząc wszystkich przy stole.
- Wy też macie dość tej bezczynności? – zainteresował się szykując sobie śniadanie.
- Ja tam nie narzekam – odparła wyraźnie zadowolona Mimi.
- Ty nie jesteś normalna, więc siedź cicho – burknął Kasjan siadając przy stole. – Ochujeć tutaj można. Żadnego pokontnego handlu, żadnego hazardu, nic kompletnie. Bzyk to już pewnie po ścianach łazi.
- A skąd – odezwała się Laila z dziwną satysfakcją w głosie. – Przypomniał sobie jak to jest samemu walić konia. Chociaż osobiście sugerowałam mu by skorzystał z mopa. Jak mu chuja zdezintegruje to może w końcu zmądrzeje.
- Sadystka jesteś, wiesz? – stwierdził kapitan, na co kobieta tylko wzruszyła lekceważąco ramionami.
Marco aż opluł się pitą właśnie herbatą. Sam nie wiedział co go tak zbulwersowało, czy swoboda i sposób w jaki Laila się wypowiadała o męskich genitaliach, czy też jej sadystyczne skłonności.
- Mały, czas już na nas – stwierdziła Laila, na co chłopak tylko kiwnął głową i odstawił kubek. Wstał od stołu i ruszył do wyjścia z jadalni nie czekając nawet na Lailę.
- My też musimy się niedługo zbierać – stwierdził kapitan.
Przebrali się szybko i w towarzystwie Szando ruszyli do budynku w którym miała się odbyć ceremonia zaślubin.
Trochę się rozczarowali widząc podest z przybranym kwiatami łukiem i kilka rzędów krzeseł ustawionych po dwóch stronach czerwono-złotego dywanu, na których już siedziało kilkoro nieznanych im tubylców. Jeden koniec dywanu niknął pod podestem, natomiast drugi prowadził do zamkniętych, bogato rzeźbionych drzwi. Nie bardzo wiedzieli gdzie mogą usiąść, na szczęście Szando rozwiązał za nich ten problem, wskazując im pierwszy rząd.
- Kurde, tak na widoku – szepnął Bzyk rozglądając się niepewnie w koło.
- Przynajmniej będzie pewne, że nie nawywijasz nic głupiego – odpowiedział tak samo kapitan.
Siedzieli już jakiś czas, gdy nagle rozległ się dźwięk trąb, a po nich dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo spojrzeli w ich stronę. I zdębieli, chociaż każde z innego powodu.
W drzwiach stali Mały i Laila. Szli powoli przed siebie, niosąc w rękach delikatne złote diademy. Kilka kroków za nimi szła mała dziewczynka z czerwono-złotą poduszką na której leżały dwa złote pierścienie.
Kapitan w pierwszej chwili zatrzymał wzrok na Małym, jednak szybko przesunął go na Lailę. I nie mógł od niej oderwać wzroku. Nie sądził, że jego zastępca może wyglądać tak zjawiskowo. Ubrana była w błękitną suknię z wysokim stanem. Rozcięcia po bokach ukazywały zgrabne nogi okryte delikatną siateczką pończoch. Gołe plecy ukazywały jej tatuaż mitycznego stwora – smoka. Udrapowany z przodu materiał, którego końce zawiązane były na karku kobiety, zakrywał kształtne piersi odsłaniając spory dekolt. Jej szyję zdobił misternie wykonany naszyjnik, którego wiszący element niknął między piersiami. We włosy miała powpinane białe kwiaty. Do tego delikatnie umalowaną twarz. Serce Vartana zabiło dziwnie podejrzanie. Do końca ceremonii nie mógł od niej oderwać wzroku. Jak przez mgłę pamiętał nowożeńców idących po dywanie i odświętnie ubranego Altavanina który coś mówił. Potem oboje świadkowie przez chwilę trzymali diademy nad głowami nowożeńców podczas gdy oni składali jakaś przysięgę, by na koniec wymienić się pierścieniami. Jeszcze tylko odprawili Rytuał Ofiarowania przed stojącym z podestem wysokim na dwa metry głazem ze świecącym na złoto kamieniem na wysokość około półtora metra od ziemi i Mistrz Ceremonii ogłosił ucztę. Vartan szedł na nią jak nieprzytomny. Cały czas miał przed oczami Lailę, jej zgrabne ciało, jej powabne ruchy. A serce waliło mu coraz bardziej.
Na ucztę przeszli do pomieszczenia obok. Stały już tam stołu zastawione różnego rodzaju jedzeniem. Kasjan zatarł ręce z zadowolenia i z niecierpliwością czekał aż skończą się formalności i będzie można zacząć wyżerkę.
Vartan patrzył na Lailę tak intensywnie, że aż ta spojrzała w jego stronę, jakby ściągnął ją myślami. I zmieszana odwróciła głowę. W tym momencie siedząca obok niego Altavanka poprosiła o podanie jednej z potraw i Vartan z żalem musiał odwrócić wzrok od Laili. Kiedy znowu go skierował w jej stronę, ze zdumieniem stwierdził, że kobieta zniknęła! Wstał od stołu i przeszedł przez jedne z dwojga drzwi, które zauważył, zakładając, że skoro pierwsze z nich prowadziły do sali, gdzie odbyła się ceremonia, to te być może będą prowadzić gdzieś na zewnątrz. I nie pomylił się aż tak bardzo. Po przekroczeniu drzwi znalazł się w ogrodzie. Ruszył jedyną ścieżką jaka była dostępna. Dotarł do ogromnej fontanny na brzegi której siedziała Laila i przelewała wodę między palcami.
- Dlaczego uciekłaś? – zapytał cicho.
Na dźwięk jego głosu kobieta drgnęła nerwowo i wstała jakby chciała odejść.
- Nie uciekaj. – Podszedł bliżej. Laila wyraźnie unikała jego wzroku odwracając głowę. – Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? -zapytał delikatnie łapiąc ją za brodę i odwracając jej głowę ku sobie.
- Dobrze – odparła niepewnie – tylko… dziwnie. – Złapała się za ramiona jakby chciała się ogrzać albo zakryć biust.
- Laila, ty się czerwienisz. Nie poznaję ciebie – zdumiał się.
- To przez tą kieckę – mruknęła zawstydzona odwracając się tyłem do rozmówcy. – Głupio się w niej czuję.
- Ale dlaczego? – zdumiał się. – Wyglądasz w niej zjawiskowo.
- Nie kpij ze mnie. – Popatrzyła gniewnie na Vartana.
- Wcale nie kpię. Uważam, że wyglądasz przepięknie. Nie widziałem tak pięknej kobiety przez całe moje życie, a wiesz, że już trochę żyję.
Nie odpowiedziała nic, tylko spojrzała znowu w stronę fontanny, wciąż otulając się rękami. Vartan złapał ją za ramiona i zdecydowanie obrócił w swoją stronę. I zanim zdążyła zareagować delikatnie pocałował ją.
- Nie zabiłaś mnie – wyszeptał kiedy w końcu ich usta się rozłączyły.
- Ja… - nie wiedziała co powiedzieć.
- Po raz pierwszy brak ci słów – Vartan uśmiechnął się rozbawiony. – Zawsze jesteś taka wygadana i w wojowniczym nastroju.
- Znowu się ze mnie nabijasz - mruknęła odwracając głowę.
- Nie nabijam się z ciebie. Po prostu cieszę się, że widzę taką stronę ciebie. Ona jest naprawdę słodka. Zawsze jesteś taka twarda i harda, a teraz pokazujesz mi swoją łagodniejszą stronę. To mnie cieszy.
Spojrzała na niego niepewnie i zanim się zorientował znowu ją pocałował, delikatnie muskając jej usta swoimi. Niepewnie oddała pocałunek.
- Jeszcze żyję – stwierdził z uśmiechem.
- Ja… nie wiem… - jąkała się – Co mam robić? – Spojrzała na Vartana niepewnie.
- Powinienem chyba powiedzieć byś posłuchała serca, ale to chyba raczej kiepski doradca?
- Posłuchałam gdy Śliski mówił tak samo jak ty – mruknęła. – Dałam się omamić jego słodkim słówkom i co z tego mam? Ból po tym jak nas zdradził.
- Jeszcze nadejdzie czas, gdy się na nim zemścisz. Kosmos nie jest taki wielki, w końcu go znajdziemy i będziesz mu mogła wypruć bebechy.
Laila uśmiechnęła się niepewnie.
- Gdy ty to mówisz, brzmi tak prosto…
- I będzie proste, zobaczysz. Ja ci pomogę zemścić się za to, że śmiał zdradzić tak wspaniałą kobietę.
- Nie mów tak, głupio się czuję – wybąkała znowu otulając się ramionami.
Vartan objął ją od tyłu.
- Będę mówił – wyszeptał jej prosto do ucha. – Będę powtarzał przez cały czas.
Laila aż zadrżała od tego szeptu.
- Vartan… - wyszeptała niepewnie. Jakby ten szept ją zahipnotyzował pozwoliła się odwrócić i znowu pocałować. Jednak tym razem już nie broniła się. Objęła kochanka, jakby bała się, że jej ucieknie.
- Kocham cię – wyszeptał Vartan między jednym a drugim pocałunkiem.
- Kochaj – odpowiedziała niemal niedosłyszalnie – i nie puszczaj.

***

Otworzyły się drzwi i oczom zabranych ukazali się Mały i Laila. Ba-dum! Serce Marco zabiło na widok chłopaka. Ubrany był w błękitną tunikę sięgającą do kolan, z głębokimi rozcięciami po bokach i spodnie tegoż samego koloru. Wprawdzie jego strój miał prosty krój, lecz złote zdobienia sprawiały, że chłopak wyglądał w nim zjawiskowo. Do tego delikatne kwiaty we włosach. Ba-dum! Ba-dum! Serce oszalało. Zrobiło mu się gorąco. Przez całą ceremonię nie mógł się skupić. Z niecierpliwością czekał aż będzie mógł się wymknąć, żeby chociaż trochę móc ochłonąć. Okazja nadarzyła się kiedy wszyscy usiedli przy stole. Chciał wymknąć się na statek i wziąć lodowaty prysznic, lecz przez nieuwagę pomylił drzwi. Znalazł się w jakimś ogrodzie. Chciał wrócić, ale poczuł, że ktoś chwyta za klamkę z drugiej strony. Będąc na granicy wytrzymałości i nie myśląc logicznie, pobiegł przed siebie, szukając jakiejś kryjówki. Na szczęście w pewnym momencie ścieżka rozwidlała się. Skręcił w prawo i jeszcze przez chwilę biegł aż w końcu znalazł się na niewielkim terenie otoczonym zewsząd żywopłotem. I jego serce znowu zaczęło swój szaleńczy taniec. Na samym środku na trawie siedział Mały i podpierając się rękami wpatrywał się w niebo. Nie zastanawiając się nad tym co robi, podszedł i usiadł obok. Nie był pewny czy chłopak zarejestrował jego obecność. Jego pozycja nie zmieniła się ani o milimetr.
Siedział przez chwilę w ciszy patrząc przed siebie aż w końcu nie wytrzymał i odezwał się:
- Nie lubisz mnie.
Mały przez chwilę nie reagował aż w końcu odparł, wciąż nie zmieniając pozycji:
- Nie.
- Dlaczego? Masz coś do mnie? Nic ci przecież nie zrobiłem – zapytał gniewnie.
Chłopak w końcu spojrzał na niego.
- Bo nie muszę – odparł po chwili milczenia. – Lubię cztery osoby i kocham jedną. Tyle mi wystarczy – dodał po czym wrócił do kontemplowania nieba. Marco prychnął zirytowany, a serce zakłuło, nie wiedział czy z bólu czy z irytacji. Jednak Mały kochał kapitana.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum