The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 19 2024 22:35:25   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Stacja kosmiczna Luna 10


***

Spojrzał na lokalizator by zlokalizować swojego partnera. Na szczęście wraz z dokładną pozycją podpowiedział on także jak tam najszybciej dotrzeć. Był w hangarze, jednak zanim Basil tam dotarł, tamten już zdążył się przemieścić. Tym razem jego pozycja nie zmieniała się przez dobre kilka minut i Basil już zaczynał się zastanawiać czy cos się nie stało, albo może lokalizator się zepsuł… Jednak szybko palnął się w czoło, gdy okazało się, ze wskazówki lokalizatora doprowadziły go do modułu mieszkalnego.
- Ale ze mnie głupek – mruknął pod nosem. – To oczywiste, że po powrocie z misji będzie chciał odpocząć.
Ta myśl sprawiła, że Basil zawahał się. Jeśli tamten chciał odpocząć, to nie powinien mu się teraz narzucać, ale z drugiej strony rozkazy kapitana Xenesa brzmiały wyraźnie: odnaleźć partnera i wdrożyć się jak najszybciej w obowiązki. Westchnął ciężko modląc się w duchu by Harlan Menirs, bot AK miał na nazwisko jego partner, nie ochrzanił go, że mu dupę zawraca.
Odnalazł właściwe drzwi i wcisnął komunikator. Nikt się nie odezwał, za to drzwi rozsunęły się bezszelestnie. Wszedł do środka. Przez moment miał wrażenie jakby właśnie wszedł do swojego pokoju. Dopiero po sekundzie dotarło do niego, że najwidoczniej wszystkie pokoje były , dla zaoszczędzenia czasu i pieniędzy, budowane w jednakowy, najbardziej optymalny sposób.
Ledwo przekroczył próg, a omal nie wpadł na wychodzącego z łazienki mężczyznę owiniętego jedynie w ręcznik na biodrach i drugi przewieszony przez kark. Serce Basila przyspieszyło, gdy przyjrzał się dokładniej Harlanowi. Dobrze rozwinięte mięśnie od razu powiedziały Basilowi, że spędza on dużo czasu na siłowni, jednak nie przesadza z nią. Idealnie płaski brzuch z mięśniami układającymi się w całkiem miły dla oka widok, bicepsy, mięśnie pleców… to wszystko naprawdę cieszyło oko Basila.
- Kim jesteś? – zapytał Harlan wycierając włosy ręcznikiem. Głos miał spokojny i mimo iż wyraźnie zmęczony, to jednak było w nim coś stanowczego, coś głębokiego, co było całkiem miłe dla ucha.
Basil bez słowa podał mu holokartę z rozkazami. Harlan aż przestał wycierać głowę zapominając o ręczniku, który spadł na podłogę. Basil odruchowo podniósł go i trzymał dopóki Harlan nie skończył czytać, przy okazji kontemplując fryzurę partnera. Jego czarne włosy były krótko przystrzyżone i nawet poczochrane wyglądały tak jakby ich właściciel dopiero co się uczesał. Basil z trudem oderwał od nich wzrok, skupiając się na twarzy Harlana. Ten zmarszczył brwi w wyraźnym niezadowoleniu.
- Czemu mnie nie uprzedzili? – mruknął patrząc na Basila. Ten tylko wzruszył ramionami.
Harlan westchnął i oddał Baskilowi holokartę, zabierając ręcznik. Jednak już nie wrócił do wycierania głowy tylko rzucił go na łóżko.
- Dzisiaj jestem zbyt wykończony. Nie spałem dwadzieścia cztery godziny uganiając się cały czas za przemytnikami. Przyjdź jutro – powiedział nie patrząc nawet na Basila.
- O której? Może być z samego rana?
- Wystarczy o ósmej rano.
- Dobrze. – Pokiwał twierdząco głową i wyszedł. Był trochę zawiedziony, że nic się dzisiaj nie działo, jednak z drugiej strony ucieszył się, że Harlan to całkiem przystojny facet. Miał nadzieję, że będzie im się dobrze współpracowało.

***

Kiedy wstał rano, czuł się o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Czuł, że sam jeden mógłby pokonać kilkunastu przeciwników na raz. A do tego miał wyjątkowo dobry humor, którego nie był w stanie popsuć nawet fakt, że nie zgłosił się ponownie do kapitana. Zresztą nie spieszyło mu się. Podskórnie czuł, że ten człowiek nie będzie specjalnie wymagający i nieraz przymknie oko na wybryki podwładnych. Jednak nie mógł tego odkładać w nieskończoność. Szybko umył się i poszedł na stołówkę zjeść śniadanie. Po śniadaniu w końcu odebrał swój komunikator i udał się do kapitana.
Kiedy stał przed drzwiami kwatery kapitana Maximina Granis przypomniał sobie wczorajszy dzień i głos w komunikatorze. I westchnął ciężko. Nacisnął przycisk interkomu. Jeszcze nei zdążył zabrac palca gdy usłyszał wyraźnie zalotny głos:
- Taaaak?
- Kalvi Bernis, miałem się dzisiaj zgłosić.
- Ach tak! – kapitan wyraźnie się ucieszył. – Wejdź, proszę.
Drzwi otworzyły się i Kalvi z pewną obawą przekroczył próg. Wyposażenie pomieszczenia nie różniło się zbytnio od jego, z wyjątkiem metrażu i paru dodatkowych mebli, które miały dodać ciepła i przytulności pokojowi, a tylko wprowadzały dysharmonię. Jeśli zaś chodzi o samego kapitana, spodziewał się różnych rzeczy, jednak to, co z obaczył przekroczyło jego najśmielsze wyobrażenia. W głębokim skórzanym fotelu siedział gładko ogolony blondyn we wściekle różowym szlafroku. Kiedy Kalvi podszedł bliżej, zauważył, że mężczyzna ten ma wydepilowane brwi i narysowane nowe czarną kredką. Do tego cienie na powiekach. Kalvi z trudem zachował powagę. Zasalutował jak umiał najlepiej.
- Wczoraj powiedział pan, sir, że mam się zgłosić dzisiaj po śniadaniu, więc jestem.
- A więc obejrzałeś sobie naszą stację? – zapytał zalotnie kapitan podpierając brodę skrzyżowanymi dłońmi. – I jak ci się ona podoba?
- Szczerze mówiąc, sir, nie obejrzałem jeszcze wszystkiego – odparł niepewnie. Nie wiedział co mówić by się nie zdradzić. – Ona jest ogromna.
- Oj tak, ogromna – kapitan uśmiechnął się. – Tez potrzebowałem sporo czasu by ją poznać całą. Ale nie przejmuj się – machnął lekceważąco ręką – mnie też zajęło kilka dni, by dokładnie ją poznać. A wracając do sedna, powinienem cię najpierw przeszkolić, ale jak tak patrzę na ciebie, wydaje mi się, że jesteś rozsądnym mężczyzną i nie potrzebujesz szkolenia, prawda?
Kalvi popatrzył zdezorientowany na kapitana nie bardzo rozumiejąc co tamten ma na myśli. Zalotna poza i miny kapitana sugerowały Kalviemu iż tamten najwyraźniej chce go przelecieć i daj emu do zrozumienia, ze powinien się oddać mu i siedzieć cicho, jednakże rozum podpowiadał, że to idiotyczne myślenie.
- Jak pan uważa, sir – odparł dyplomatycznie.
Kapitan roześmiał się radośnie, po czym wcisnął jakiś przycisk na biurku. Sekundę potem rozległ się wyraźnie kobiecy głos.
- Tak, kapitanie?
- Enera, możesz przyjść do mnie?
- Będę za pięć minut.
- Swietnie – stwierdził kapitan, po czym rozłączył się. – Enera to moja prawa ręka, odpowie na wszystkie twoje pytania i wdroży w obowiązki. Gdybyś miał problemy z czymkolwiek, to zgłaszaj się do niej. Jeśli zaistnieje konieczność wtedy ona przekaże wszystko mi. Rozumiesz?
Kalvi nie zdążył odpowiedzieć, gdy rozległ się dźwięk interkomu i kapitan wcisnął przycisk otwierający drzwi. Kalvi z zainteresowanie odwrócił się i miło się zdziwił. Nastawił się, że to będzie kobieta, jednak tak zjawiskowej istoty spodziewał się raczej w jakimś filmie, a nie w jednostce wojskowej, w dodatku jako pilot.
- Enera, skarbie – odezwał się kapitan – to nasz nowy nabytek, Kalvi… - zająkał się szukając w pamięci nazwiska.
- Bernis – podpowiedział usłużnie chłopak.
- … Bernis. Bądź tak dobra i powiedz mu wszystko, co powinien wiedzieć, daj mu wszystkie potrzebne dostępy, no i załatw wszystko inne. – Machnął niecierpliwie ręką. – Ja jakoś nie mam do tego głowy.
- Oczywiście, sir – odparła kobieta i odwróciła się do Kalviego. – Dzisiaj o trzynastej zebranie wszystkich nowych w zespole. Wpisz w lokalizator PZ13WY56C3. Do tego czasu możesz robić co chcesz. Obecność obowiązkowa. Zrozumiano?
- Tak jest – odparł odruchowo Kalvi. Na mundurze miała naszyte dystynkcje sierżanta, lecz Kalvi czuł przed nią większy respekt niż przed własnym kapitanem.
- To odmaszerować!.
Zasalutował i wyszedł. Zanim zamknęły się za nim drzwi, usłyszał jak kapitan mówi tym swoim zniewieściałym głosem:
- Enera, ty jak zwykle stanowcza, co ja bym bez ciebie zrobił?
Niestety nie usłyszał już odpowiedzi kobiety, drzwi zamknęły się. Do czasu spotkania postanowił zapoznać się z rozkładem pomieszczeń na stacji i poznać te najważniejsze, jak hangar i siłownia. Reszta może poczekać.
Najpierw poszedł do hangaru. Wpuszczono go bez problemu, jednak do samolotu nie pozwolili nawet zajrzeć bez konkretnych rozkazów. Był trochę zawiedziony, ale pocieszył się faktem, że prędzej czy później i tak tu wsiądzie. Pokręcił się chwilę po hangarze patrząc jak inni przylatują, algo odlatują, nawiązał kilka znajomości zarówno z pilotami, jak i z obsługą i wyszedł. Czas pomyśleć o zaopatrzeniu. Nigdy nie wiadomo kiedy będzie miał czas, lepiej więc zrobić to teraz. Założył, że najszybciej znajdzie jakiegoś dostawcę na siłowni. Szybko ją zlokalizował na swoim komunikatorze.
Kiedy tam wszedł, aż przystanął zdumiony. Nie spodziewał się aż takiego ogromu. Siłowni byłą trzypoziomowa, zapełniona wszelkiego rodzaju urządzeniami jakie tylko do tej pory wymyślono i wyprodukowano. I była pełna ludzi. Szedł powoli przez każdy poziom po kolei oglądając jak inni ćwiczą. W pewnym momencie nawet zatrzymał się i z zainteresowaniem patrzył jak jedna, dość mocno umięśniona kobieta podnosi ciężar leżąc na ławeczce. Wprawdzie osobiście gustował w mężczyznach, ale jak każdy facet lubił zawiesić oko na zgrabnym kobiecym tyłku czy biuście. Tutaj niestety nie można było o tym powiedzieć. Tyłka nie widział, bo leżała, a biust może i był niczego sobie, ale ginął gdzieś, przytłoczony przez wielkość bicepsów i pozostałych mięśni klatki piersiowej.
- Ćwiczysz, czy tylko drogę zastawiasz? – usłyszał nagle za plecami. Aż podskoczył. Obejrzał się i zobaczył jakiegoś szatyna, który patrzył na niego wyraźnie zirytowany. Dopiero po minucie zorientował się, że tak się zagapił na tą kobietę, że aż oparł się o stojący obok przyrząd.
- A ni, proszę bardzo. – Odsunął się na bezpieczną odległość. Mężczyzna ustawił wielkość ciężarów i także zaczął podnosić ciężar. Kalvi potrząsnął głową, by wyrzucić z niej widok kobiety z przerośniętymi mięśniami i ruszył dalej. W końcu doszedł do pomieszczenia z szafkami. W sumie nie było tu nic ciekawego. Wprawdzie zauważył kilku facetów na widok których mogłoby zabłysnąć oko, ale jego serce jakoś przy żadnym z nich nie drgnęło. Wszedł do łazienki. Kiedy szukał wolnej kabiny zauważył jak z jednej z nich wychodzi dwóch facetów, z których jeden rozgląda się strasznie nerwowo na boki i coś chowa szybko w kieszeni. Serce mu przyspieszyło. Wprawdzie facet zrobił to dość szybko, jednak wprawne oko Kalviego dostrzegło znajomy niebieski błysk. A więc ten drugi musiał być dostawcą. Zignorował zupełnie pęcherz, który na widok łazienki zaczął się intensywnie domagać o swoje prawa i ruszył za tamtym mężczyzną. Bał się, że go zgubi w tłumie, na szczęście jego brązowy kombinezon był świetnym lokalizatorem.
Wyszli z siłowni. Śledzony mężczyzna szedł dość pewnym krokiem i ani razu nie musiał korzystać z lokalizatora, niestety Kalvi już po paru korytarzach zgubił się kompletnie. I gdy zerknął na swój komunikator by sprawdzić, gdzie są, facet zniknął mu z oczu. Zrozpaczony zaczął rozglądać się w koło. Przebiegł kilka metrów to w jedną stronę korytarza, to w drugą, ale nigdzie nie widział tego faceta.
- Niech to szlag! – wrzasnął i ze złości kopnął ścianę, która odezwała się głuchym metalicznym odgłosem. Już miał ruszyć dalej, gdy nagle ktoś go złapał od tyłu i wciągnął do jakiejś, niewidocznej na pierwszy rzut oka, wnęki w ścianie. Aż jęknął gdy został przyciśnięty do ściany.
- Czego mnie śledzisz? Życie ci niemiłe? – Wysyczał mężczyzna, za którym wcześniej szedł. Ponieważ tamten przeciskał go za gardło do ściany, więc nie bardzo mógł mówić. Pokręcił więc tylko przecząco głową. – Więc czego, do kurwy, leziesz za mną?
Usta Kalviego ułożyły się w jedno słowo: „Viviex”. Ucisk na gardle trochę zelżał, lecz mężczyzna wciąż przyciskał go do ściany.
- Nie sprzedaję tego syfu, to zakazane.
- Nie kłam – wycharczał Kalvi. Ucisk znowu zelżał, na tyle, że po chwili mógł już normalnie mówić. – Widziałem przed chwilą jak wychodziłeś z jednym facetem z kibla i tamten miał Viviex. On miał rozbiegane i nerwowe oczka, więc to oczywiste, że ty rozprowadzasz, a on był kupującym. Ja też chcę kupić.
Mężczyzna przez chwilę patrzył Kalviemu w oczy, po czym odchylił kołnierz jego kombinezonu. Jego wprawne oko dostrzegło na szyi chłopaka ślady po aplikacji narkotyku. Dopiero to go przekonało o intencjach Kalviego. Puścił go.
- Długo już bierzesz? – mruknął.
- A co cię to obchodzi? Sprzedajesz Viviex czy zabawiasz się w pieprzonego psychologa?
Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust.
- Ile potrzebujesz?
- Zależy po ile chodzi.
Mężczyzna wymienił cenę. Na szczęście była zbliżona do tej, która musiał płacić na uczelni.
- Na początek dziesięć – powiedział Kalvi.
- Nie mam tyle przy sobie. Teraz mogę ci dać tylko trzy, po resztę musiałbyś przyjść później.
- Dobra. – Nawet te trzy fiolki mogły być, jeśli tylko dawały poczucie bezpieczeństwa że towar zbyt szybko mu się nie skończy. - Gdzie i o której?
- Któryś z hangarów serwisowych, nie wiem dokładnie który. Zapamiętaj mój kod identyfikacyjny i znajdź mnie. Gdzieś koło północy jest tam mniejszy ruch, więc będę mógł się wyrwać.
- Dobra. – Kalvi pokiwał głową.
- Tylko pamiętaj – wysyczał mężczyzna znowu przygważdżając Kalviego do ściany. – Jeśli komuś o mnie wygadasz, już jesteś martwy.
Kolejne kiwniecie głową Kalviego na potwierdzenie, ze zrozumiał i mężczyzna bez słowa odszedł. Kalvi odetchnął z wyraźną ulgą. Kierując się wskazówkami lokalizatora dotarł na miejsce zbiórki. Czekało już tam kilkunastu pilotów. Niektórych znał z widzenia z uczelni, inni byli dla niego zupełnie obcy. Niestety nie było czasu na nawiązanie bliższych znajomości, bo właśnie weszła sierżant Enera i zaczęło się zebranie.

***

Siedział na stołówce ze znudzeniem obserwując przewijających się przez nią ludzi. Nawet ulubione jedzenie nie sprawiało mu przyjemności, grzebał w nim widelcem już tak długo, że powstała breja bardziej podobna do gówna niż czegoś jadalnego. On najzwyczajniej z świecie był znudzony. On potrzebował adrenaliny, ale nie byle jakiej, ale tej z najwyższej półki: powstałej ze strachu zaszczutej ofiary. Potrzebował kogoś z kim mógłby się pobawić niczym kot z myszą. Tylko kto miałby być tą ofiarą? Wszyscy w koło wydawali się tacy nudni i nijacy. Nagle oko błysnęło, a na twarzy pojawił się uśmiech. Na stołówkę wszedł ten świeżak, dzieciak, którego upatrzył za pierwszym razem. Rzucił widelec na stół, ze aż zabrzęczał zwracając uwagę siedzących w pobliżu i ruszył za dzieciakiem, chcąc się dowiedzieć jaki jest numer jego kwatery. Niestety zgubił go gdzieś na jednym z korytarzy.
- Cholera! – syknął wściekle i walnął pięścią w ścianę. Nie zastanawiając się, wybrał na komunikatorze numer. – Sermes, do mnie! Musisz mi coś znaleźć – warknął głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Wal się, Erlic – usłyszał szybką odpowiedź. – Nie jestem twoim niewolnikiem. Przez czterdzieści osiem godzin nie wyłaziłem z samolotu, nie czuję w ogóle ciała, nie mówiąc o tym, że kurewsko mi się spać chce. Więc znajdź sobie innego chłopca na posyłki. – I zanim Erlic zdążył zareagować, połączenie zostało przerwane. Ponowna próba nawiązania kontaktu zaowocowała jedynie komunikatem „obiekt poza zasięgiem”. Maksymalnie zirytowany ponownie walnął pięścią w ścianę. Czuł, że musi jakoś rozładować narastającą w nim wściekłość. Najlepiej będzie na siłowni. Ruszył we właściwym kierunku po drodze zastanawiając się jakby tu dopaść tego dzieciaka.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum