The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 18:50:00   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Zaklęty przeklęty 1


- Jesteś pewien, że to tu? – zapytała z niepewną miną kobieta zadzierając głowę i wpatrując się w budynek przed którym stali.
- Tak mi powiedziano – stwierdził towarzyszący jej rudy brodacz o dość sporym brzuchu, ubrany w rzeczy sugerujące iż pochodzi z bogatej rodziny. – Dwupiętrowy budynek obok karczmy. Karczma jest – wskazał na znajdującą się po prawej stronie karczmę - dwupiętrowy budynek też, więc to musi być tu.
Kobieta odchyliła się, by spojrzeć na budynek stojący po drugiej stronie karczmy.
- Tam też jest dwupiętrowy. Skąd wiesz, że to nie tamten?
- Bo tamten ma szyld kowala – odparł brodacz cierpliwie. – Powiedziano mi wyraźnie, że to budynek bez żadnego szyldu. To jak wchodzimy? Czy dajemy sobie spokój i spróbujemy sami?
- Nie ma takiej możliwości – odparła stanowczo kobieta. – dobrze wiesz, że nie damy rady przebyć tej trasy bez ochrony. Poza tym ładunek jest zbyt cenny byśmy tak ryzykowali.
- Więc wchodzimy – stwierdził mężczyzna i otworzył drzwi do spornego budynku. Kobieta westchnęła, wygładziła suknię na brzuchu i ruszyła za towarzyszem.
Znaleźli się w niewielkim pomieszczeniu czymś w rodzaju karczmianej lady, za którą siedział jakiś mężczyzna.
- Witaj – brodacz podszedł do lady – Szukamy gildii najemników. Powiedziano nam, ze to tutaj, dobrze trafiliśmy?
- Zależy do czego potrzebujecie najemnika – odparł mężczyzna.
- Udajemy się z karawaną do miasta Ureus i potrzebujemy eskorty.
- Hojnie zapłacimy – dodała kobieta.
- Tylko eskorta? W takim razie dobrze trafiliście. – Mężczyzna uśmiechnął się. – Macie szczęście, akurat mistrz gildii jest na miejscu. – Przejdźcie przez tamte drzwi – wskazał niepozorne drzwi za swoimi plecami – i idźcie jak korytarz prowadzi. Jak już dojdziecie szukajcie jednookiego. To Harvat, mistrz gildii. On zdecyduje czy przyjmiemy wasze zlecenie czy nie.
Kobieta, wyraźnie czymś oburzona, już otwierała usta by coś powiedzieć, lecz brodacz jej w tym przeszkodził ciągnąc w stronę drzwi.
- Znowu nie dałeś mi dojść do słowa – stwierdziła ze złością gdy szli pustym, oświetlonym licznymi pochodniami korytarzem.
- Gdybym ci pozwolił, jeszcze by nas wyrzucili i nie wzięli tej roboty – stwierdził spokojnie brodacz – a dobrze wiesz, że nie mamy wyjścia, musimy ich wziąć. A oni są, podobno, najlepsi. I najpewniejsi.
- To nei znaczy, że mogą być impertynenccy – warknęła. – On zdecyduje czy przyjmiemy wasze zlecenie czy nie – zaczęła parodiować głos mężczyzny przy wejściu. – On myśli, ze kim niby są? Kim my jesteśmy? Wszyscy w mieście wiedzą, że rodzina Ostrovnic to szanowana i bogata rodzina.
- Ale nie wszyscy wiedzą, że ty należysz do tej rodziny – zareplikował brodacz nieco gniewnie – więc uspokój się w końcu i siedź cicho, bo jeszcze twoja niewydarzona gęba zaprzepaści szansę na intratny interes.
Kobieta tylko prychnęła, lecz nic już nie powiedziała.
W końcu doszli do kolejnych drzwi. Otworzyli je, a w twarze uderzył ich niesamowity gwar. Weszli do środka. Byłą to wielka izba wypełniona drewnianymi ławami poustawianymi bez jakiegokolwiek porządku, przy których siedzieli mężczyźni. Tak że kilku kręciło się po sali. Część z nich jadła, część po prostu siedziała i rozmawiała, niektórzy grali w karty czy kości.
Ich różnorodne odzienie wskazywało iż są różnej profesji. Niektóre można było bez trudu rozpoznać po nożach wystających zza paska czy zielonych kolorach mających pomóc właścicielowi wtopić się w leśną roślinność.
- Przepraszam – brodacz zaczepił przechodzącego obok mężczyznę z dwoma kuflami w rękach. – Szukamy Harvata. Podobno z nim mamy rozmawiać o wynajęciu najemników.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Tylko z nim. – Po czym odwrócił się i krzyknął ile miał sił w płucach: - Szefie! Klienci przyszli!
Hałasy momentalnie ucichły, a oczy wszystkich skierowały się w stronę przybyszy.
- To ten, tam, przy trzeciej ławie – mężczyzna wskazał brodą po czym odszedł.
Kobieta, zupełnie ignorując wgapiających się w nią mężczyzn oraz gwizdy jakie temu towarzyszyły, ruszyła we wskazanym kierunku, a brodacz parę kroków za nią.
- Podobno ty tu jesteś szefem – odezwała się do jednookiego mężczyzny o czarnych włosach.
- Podobno – odparł tamten.
- Za dwa dni wyruszamy z karawaną do miasta Ureus i potrzebujemy ochrony w drodze.
- Długa droga – stwierdził Harvat.
- Ano długa – odezwał się rudowłosy brodacz. – I niebezpieczna. Dlatego właśnie przyszliśmy do was. Powiedziano mi, że jesteście najlepsi i uczciwi.
Harvat w końcu oderwał wzrok od kobiety i spojrzał na jej towarzysza.
- Jesteśmy jedyni. Oczywiście możecie wynająć kogoś spoza gildii, ale nie będziecie mieli gwarancji, że cało dotrzecie do celu. My taką gwarancję dajemy. Wszyscy nasi ludzie są na wskroś uczciwi i do końca bronią zleceniodawcy.
- Właśnie o to nam chodzi. Będziemy wieźli niezwykle cenny ładunek i … - zaczął brodacz, lecz kobieta go uciszyła.
- Nie musisz im zdradzać szczegółów – warknęła gniewnie. – Powinno im wystarczyć, że chcemy ich wynająć do eskorty karawany.
- I tu się mylisz, pani – stwierdził spokojnie Harvat. – Muszę wiedzieć co wiedziecie żeby zdecydować ile zażądać za nasze usługi i jakich i ilu ludzi przydzielić. Jeśli to wam nie odpowiada idźcie szukać eskorty gdzie indziej. – I odwrócił się tyłem, wracając do stojącego przed nim jadła i zupełnie ignorując gości.
Piersi kobiety unosiły się przez chwilę gwałtownie, jakby powstrzymywała się przed gwałtowniejszym wybuchem. W końcu głośno wypuściła powietrze i powiedziała:
- Dobrze. Wieziemy drogie materiały i ozdoby ze złota zrobione na konkretne zamówienie. Tyle ci chyba wystarczy.
Harvat odwrócił się.
- Ile wozów? – zapytał.
- Sześć z czego cztery czterokonne maksymalnie obciążone towarem i dwa dwukonne wiozące ludzi - odparł brodacz – Ile nas to będzie kosztowało?
Harvat przez chwilę w milczeniu wpatrywał się najpierw w brodacza, a potem w kobietę. W pewnej chwili wyciągnął rękę i złapawszy kobietę w pasie przyciągnął ją do siebie. Zanim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób została puszczona.
- Jak śmiesz! – wykrzyknęła poprawiając naruszoną fryzurę.
Harvat bez słowa spojrzał gdzieś poza jej plecami. Odruchowo pobiegła wzrokiem w tą samą stronę i zobaczyła mężczyznę w samych spodniach i koszuli, bez żadnej broni czy ozdób sugerujących jego profesję, jak podnosi się ze szczątek czegoś, co jeszcze przed chwilą było ławą. Zbladła, gdy dotarło do niej, że mężczyzna, najprawdopodobniej przez kogoś uderzony, leciał z dalszego końca sali, a ona stała na jego drodze.
Tymczasem do próbującego się podnieść mężczyzny podszedł inny, w stroju sugerującym iż jest łucznikiem i zapytał:
- Ile wypił?
- Trzy – wystękał mężczyzna w koszuli, na co łucznik wsadził dwa palce do ust i gwizdnął.
Rozmowy, które zdążyły wrócić do poprzedniej intensywności, znowu umilkły.
- Chłopaki, robimy zakłady! – wykrzyknął łucznik, po czym z najbliższej ławy zgarnął jednym ruchem wszystkie naczynia i rzucił na nią dość pękaty mieszek. – Ogień!
Inni poszli z jego przykładem i na ławie zaczęły pojawiać się kolejne mieszki, a ich właściciele wykrzykiwali: Ogień! Woda! Powietrze! Ziemia!
- Co oni robią? – zainteresował się brodacz.
- Zaraz zobaczycie – odparł Harvat po czym też dołożył mieszek do dość już sporej kupki.
Tymczasem leżący mężczyzna wstał, otrzepał się i ruszył w stronę przeciwległej ściany, gdzie przy ławie siedział mężczyzna z długimi włosami w zielonym kolorze. Po drodze wziął miecz, który ktoś mu podał.
- On go zabije! – wykrzyknęła pod wpływem impulsu kobieta. – Zrób coś!
- Spokojnie – odparł Harvat. – To tylko takie niewinne zabawy.
- Niewinne? – zdumiałą się kobieta widząc jak mężczyzna podnosi miecz, ewidentnie zamierzając się na tego zielonowłosego.
Zdążył zrobić zaledwie kilka kroków, gdy nagle obok niego pojawił się wysoki na ponad metr ogień, który uformował się w kulę i uderzył mężczyznę z mieczem w pierś. Tym razem kobieta sama uchyliła się przed lecącym żywym pociskiem, który zatrzymał się na ścianie, tuż obok drzwi.
- No dobra, koniec zabawy – zakomenderował Harvat. – Niech ktoś go uspokoi. A wygrani pamiętają: dziesięć procent do wspólnej kasy.
Jeden z mężczyzn stojący najbliżej zielonowłosego wziął ze znajdującego się w pobliżu stojaka z bronią miecz i jego głownią uderzył młodzieńca w głowę. Ten padł na podłogę niczym ścięte drzewo. Kobieta zszokowana patrzyła jak nikt zupełnie nie reaguje na leżącego młodzieńca. Niektórzy sprzątali połamane meble, inni rozdzielali wygrane pieniądze, a pozostali po prostu wracali do tego, co robili wcześniej, czyli do rozmów, albo jedzenia.
- Więc, na czym skończyliśmy? – Harvat uśmiechnął się do kobiety. – Zdaje się byliśmy na etapie negocjowania ceny. Sześć wozów z tak cennym ładunkiem to około dwudziestu ludzi. Razy trzy dni drogi plus wzmożona ochrona w Vermontu, to daje sześćdziesiąt złotych moment. Połowa płatna z góry, reszta na miejscu.
- Ile? – głos kobiety podniósł się o kilka tonów.
Harvat wzruszył ramionami.
- Za jakość się płaci. Za tą cenę dajemy wam gwarancję, ze ładunek dotrze bezpiecznie do celu. Jeśli to dla was za dużo, szukajcie gdzie indziej.
Kobieta ze świstem wypuściła powietrze.
- Nie mam tyle przy sobie.
- W takim razie zapraszam ponownie jak już będziecie mieli kasę – po czym odwrócił się uznając rozmowę za zakończoną.
Para wyszła nie przegnawszy się nawet. Wrócili następnego dnia.
- Trzydzieści złotych monet teraz i trzydzieści jak dotrzemy do celu? – upewnił się brodacz.
- Zgadza się – odparł Harvat.
- A jaką mam gwarancję, ze faktycznie obronicie naszą karawanę i ładunek dotrze bez uszczerbku na miejsce? – Kobieta wciąż była nieufna.
- Tylko moje słowo – odparł jednooki – i słowa tych, którzy już korzystali z naszych usług.
- Dobra, niech będzie. – Rzucił na ławę spory mieszek. – Tu jest trzydzieści złotych monet. Pokwitowanie na to chcę.
Harvatowi nawet brew nie drgnęła na takie dziwne żądanie.
- Belbus, weź pergamin i chodź tu! – krzyknął w powietrze. – Siadaj i pisz pokwitowanie – zwrócił się do niepozornego, przygarbionego mężczyzny, który pojawił się obok nich niczym zjawa.
Belbus posłusznie wykonał polecenie. Kiedy już skończył wodzić piórem po pergaminie, posypał go piaskiem i dał Harvatowi wraz z niewielką okrągłą pieczęcią i kawałkiem laku. Czyjaś ręka podała zapaloną pochodnię. Jednooki sprawnie roztopił lat na pergaminie i odbił w nim pieczęć, po czym podał go kobiecie. Ta prze chwilę wodziła po nim wzrokiem, po czym zwinęła go w rulon i oddała stojącemu kilka kroków za nią rudemu brodaczowi.
- Więc, kto z twoich ludzi będzie nas eskortował? – zainteresowała się.
- Yarvis! – wykrzyknął Harvat.
- Tak? – podszedł do nich ten sam mężczyzna, który dnia poprzedniego został tak brutalnie potraktowany przez zielonowłosego.
- Kto może jechać?
- Ilu?
- Dwudziestu pięciu.
- Kiedy?
Harvat nie odpowiedział, tylko spojrzał wyczekująco na kobietę.
- Jutro – powiedziała.
- Jaki stopień zabezpieczenia?
- Maksymalny – odparł Harvat.
- Bliźniaki wrócili wczoraj po miesięcznej nieobecności, więc nie wiem czy będą chcieli ruszać tak szybko.
- Daj im spokój – stwierdził Harvat – bo jeszcze ich zony mnie zlinczują jak ich będę tak wykorzystywał. Niech popracują trochę nad kolejnym pokoleniem – zarechotał ubawiony z własnego dowcipu.
- No dobra. Więc Sójka dawno nie był w drodze.
- On ma karę. Zapomniałeś? – warknął Harvat.
- No bez przesady, szefie – jęknął Yarvis. – Ile można? Chyba już odpokutowali ten numer? Nie bądź aż takim sadystą, daj mu zarobić. To, ze nie ma rodziny, nie oznacza, że nie potrzebuje pieniędzy.
- No dobra, weź go, ale jak wytnie jakiś numer, poleci twoja głowa, rozumiesz?
- Dobra. Momnek, Gumbis, Zeron i Hander są chorzy, do jutra raczej się nie wykurują.
- Cholera – syknął Harvat.
- Leśnik, Sójka i Niedźwiedź eskortują podróżnych do Komatsu. Wyruszyli trzy dni temu, więc tak prędko nie wrócą.
- Ty mi nie mów, kto nie może, tylko kto może iść - warknął Harvat.
Yarvis wymienił całą litanie imion i ksywek.
- A Anterus? – zainteresował się jednooki. – Wytrzeźwieje do jutra?
- Powinien, pod warunkiem, ze nic dzisiaj nie wypije.
- Ok., więc przypilnuj żeby nic nie wypił i jutro był gotowy do drogi. A co do reszty to mogą być wszyscy których wymieniłeś. Zbierz ich wszystkich w sąsiedniej izbie, żeby poznali zleceniodawców. – Kiedy Yarvis odszedł wypełnić polecenie odwrócił się do kobiety: - zapraszam do izby obok, poznacie waszych strażników.
Przeszli przez jedne ze znajdujących się w izbie drzwi. Znaleźli się w mniejszej wersji tej, w której wcześniej byli, lecz w przeciwieństwie do tamtej, nie było tu beczek z piwem ani żadnych naczyń, tylko dwie równolegle ustawione ławy i szafy z półkami pełnymi różnych ksiąg i zwojów. Przy ławach siedzieli mężczyźni w różnym wieku i różnych strojach. Kiedy tylko wszedł Harvat, wszyscy bez wyjątku zwrócili twarze w jego stronę.
- To nasi zleceniodawcy – zaczął jednooki bez zbędnych wstępów.
- Julne i Hester Ostrovnic – powiedziała kobieta.
- Będziecie eskortować ich karawanę do Ureus.
- A co z Vermontu? – zapytał jeden z mężczyzn. – Ostatnio mieliśmy drobne problemy z tamtejszymi strażnikami.
- Jakie problemy? – Harvat zmarszczył brwi. – Czemu ja nic o tym nie wiem?
- Bo udało się to załatwić zanim wszczęli awanturę – odezwał się Yarvis. – Po skończonej robocie Leśnik spił się trochę za bardzo i zaczął się przystawiać do jednej mieszczki. Okazało się, że jej mąż jest kapitanem miejskiej straży i potraktował to dość poważnie. Zaangażował swoich ludzi w ten spór. Na szczęście odpowiednia ilość kasy wypłaconej przez Leśnika zdołała go przekonać, by odstąpił.
- I na pewno nie będzie robił żadnych problemów? – zapytał nieufnie Harvat.
- Na pewno – potwierdził Yarvis. – Zadbałem o to, a Leśnik boleśnie odczuł skutki nadużywania alkoholu.
- To dobrze. Jednak następnym razem meldujcie mi o takich incydentach.
- A co z tamtejszymi oprychami? – zapytał inny z mężczyzn. Słyszałem, ze ostatnio stali się dość bezczelni.
- Czyżbyś twierdził, że nie poradzisz sobie z jakimś miernotą? – Harvat spojrzał na pytającego drwiąco.
- Nic takiego nie twierdzę – warknął mężczyzna, którego uwaga przełożonego najwyraźniej ubodła – tylko mówię, żeby później znowu nie było, że o czymś nie wiesz.
- Więc uznaję temat za niebyły. Wracając do sedna: cztery wozy czterokonne i dwa dwukonne. Biorąc pod uwagę maksymalne obciążenie czterokonnych podróż zajmie wam jakieś cztery dni w jedną stronę. Ze względu na rodzaj ładunku musimy zapewnić maksymalną ochronę, więc będzie wam towarzyszył Anterus.
- Jesteś pewien? – zdziwił się młody mężczyzna w stroju sugerującym iż najlepiej czuje się w lesie. – Jeszcze nie doszedł do siebie po wczorajszym, śpi jak zabity.
- Spokojnie, będzie gotowy na czas – odezwał się Yarvis.
- A mamy wolnego jakiegoś innego maga? – zapytał Harvet. – Poza tym pamiętaj, że jednak Anterus, mimo młodego wieku, jest z nich wszystkich najlepszy.
- Możecie być spokojni - powiedział Yarvis – dopilnuję żeby był na chodzie. Zresztą będzi potrzebny dopiero podczas postoju więc spokojnie dojdzie do siebie.
- Skoro tak uważacie, nie mam zastrzeżeń – stwierdził mężczyzna w leśnym stroju.
- Jeszcze ktoś? – Harvet rozejrzał się po swoich ludziach, lecz nikt już się nie odezwał. – Jeśli więc nie ma więcej pytań, przejdźmy do szczegółów. Yarvis, podaj mapę.
Mężczyzna sięgnął po odpowiedni pergamin z półki i wszyscy, łącznie z rodzeństwem Ostrovnic, pochylili się nad mapą.









 




Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum