The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 12:58:06   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Iluzje 6
Skinąłem głową. Nie przychodziło mi do głowy nic, co mógłbym teraz powiedzieć. Elena nie zważała na to, mówiąc dalej. Opowiedziała mi o rodzicach Liama, zwykłych, prostych ludziach trudniących się wypasem owiec. Nie mieli dzieci. Liam był pierwszy. Gdyby nie akuszerka, jego ojciec zabiłby go zaraz, gdy przyszedł na świat. Staruszka zabrała niemowlę licząc, że gdy szok minie rodzice przyjmą je i pokochają, jednak myliła się. Następnego dnia, gdy poszła zajrzeć do położnicy, znalazła ją uduszoną we własnym łóżku. Mąż krzyczał, że urodziła mu potwora, że to nie jego dziecko. Rzucił się na staruszkę, chciał odebrać jej noworodka, zabić jak jego matkę, jednak na szczęście zwabieni hałasem, zbiegli się mieszkańcy wioski. Obezwładnili rozwścieczonego mężczyznę. Wezwany zaraz z miasteczka urzędnik skazał go na ciężkie roboty. Jeszcze tego samego dnia zamknięty okratowany wóz, pełen drobnych rzezimieszków, odwiózł go do stolicy, na miejsce kary. Akuszerka została z niemowlęciem. To ona nadała mu imię Liam, po ojcu. Staruszka umarła kolejnej zimy, a białowłosego przygarnięto do przyklasztornej ochronki. Czarodziejka nie wiedziała, dlaczego opuścił gościnne mury. Zamieszkał w dość oddalonej wiosce, w domu wiecznie pijanego bednarza, który zapewniał mu dach nad głową w zamian za pomoc w obejściu. Z tego co mówiła, to zapewnianie było raczej ulotne, a zapłata Liama o wiele większa. Właśnie tam go spotkała, przed trzema laty. Widziała jak pracował, jednak kiedy zachodził do miasta, jego włosy nie były białe, ale barwy lnu, zaś tęczówki rudawe. Poznała iluzję. Zagadnęła. Chłopak zgodził się na naukę. Zrobiłby wszystko, żeby wyrwać się stamtąd. Jego "opiekun" nie chciał się zgodzić. Zagroził, że naśle na nią urzędników. Przekupiła go dzbanem wina, zabrała białowłosego daleko. Miał koło dwunastu, trzynastu lat, jednak nie umiał powiedzieć dokładnie. Przyjęła, że dwanaście. Przyjęła jako dzień jego urodzin ten, w którym go spotkała. Nie chciał mówić o sobie. To czego dowiedziała się, wyciągnęła zeń słowo, po słowie, niechętnie, opornie, z trudem. Powiedział to pierwszy i ostatni raz. Potem była już tylko szczelna skorupa, którą w stanie było przebić jedynie zaufanie. I zdobyła zaufanie Liama tą samą metodą, jaką posłużyła się w przypadku Kudłacza. Cierpliwością. Pomału rozbijała ten mór, wsączając w serce chłopaka odrobinę pewności siebie, która pozwalała wjeżdżać mu do kolejnego miasta bez nakładania iluzji, która była niczym tarcza. Niepewność maskował bezczelnością, strach wyniosłością a ból pogardą do innych. Cały czas udoskonalał swoje umiejętności, zadając miliony pytań swojej opiekunce, zmuszając by ćwiczyła z nim tak długo, aż nie miał siły utrzymać się na nogach. W trzy lata osiągnął ten poziom, jaki prezentował obecnie. W marne trzy lata opanował to, co Elenie zajęło dwanaście długich lat nowicjatu magicznego. Jedyne czego nie zdołał osiągnąć to panowanie nad szczegółami. Tak prosta dla innych umiejętność dla Liama była ulotna, niemożliwa do pochwycenia. Elena mówiła jednostajnym tonem, bez uczuć, bez przerwy. Nie patrzyła mi w oczy, błądząc wzrokiem po rozległych pastwiskach za zabudowaniami. Zrzucała z swojej piersi narosły w ciągu tych trzech lat, a ja chłonąłem każde jej słowo, z każdą chwilą lepiej rozumiejąc Liama, z każdą chwilą bardziej mu współczując i co więcej... nie miałem zamiaru przyglądać się wszystkiemu z boku. Chciałem zobaczyć jaki jest pod tą skorupą, którą odgrodził się od świata. Naprawdę chciałem. Czarodziejka zamilkła na chwilę, by podjąć tym samym tonem. To co z chłopakiem działo się ostatnio bardzo ją niepokoiło. Kiedy dopracowywał swoje iluzje oddalał się myślami, co było normalne, jednak on trwał w letargu nieraz i kilkanaście godzin, w zupełnym bezruchu, nie jedząc, nie śpiąc. Takie przestoje były zabójcze dla młodego organizmu, a Liam robił to niezwykle często. Drugim, jeszcze bardziej niepokojącym faktem było to, co zdarzyło się przed kilkoma dniami, dokładnie w czwarty dzień poprzedzający Zgromadzenie. Białowłosy pracował właśnie nad wyglądem swojej maskotki, to jest tego potwora, którego wątpliwą przyjemność miałem oglądać zaraz po naszym spotkaniu, kiedy on nagle się na niego rzucił. Elena nie zareagowała, sądząc, że jej podopieczny daje upust rozsadzającej go energii, dopiero gdy zobaczyła krew, rzuciła się na pomoc. Liam był nieprzytomny, co musiało spowodować rozwianie iluzji, jednak nie spowodowało. Czarodziejka rozpaczliwie narzuciła na potwora własną iluzję, która nie miała prawa podziałać, a jednak podziałała. Zatrzymał się nie widząc swoich ofiar, pod osłoną przezroczystości. Rozwiał się dopiero po kilku godzinach, kiedy chłopak zaczął dochodzić do siebie i był w stanie złamać własną iluzję. To właśnie swojej maskotce zawdzięczał te szramy, które widziałem poprzedniej nocy. Elena skończywszy swoją opowieść zamilkła, wciąż nieruchomo wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Miałem wrażenie, że odetchnęła głęboko dzieląc się z kimś swoją wiedzą i obawami. Nastałą nagle ciszę przerwało gniewne wierzgnięcie Kudłacza. Czarodziejka odwróciła się i bez słowa zbliżyła się do boksu, odsuwając barierkę zamykającą go. Karosz zarżał radośnie, niczym błyskawica wypryskując z zamknięcia. W pełnym galopie puścił się wprost przez obejście, z niesłychaną gracją przeskakując drewniany płot, odgradzający podwórzec od pastwisk. Patrzyłem przez chwilę na smukłą sylwetkę gnającą przez przestrzeń w radosnych podskokach tak długo aż znikła nam z oczu.
- Czy on... - zacząłem
- Wróci - roześmiała się - Jest zbyt leniwy, żeby starać się o jedzenie.
- Tu jesteś - rozległ się nagle ciepły męski głos, należący do Korathana. Skinął głową, gdy mnie zauważył. Uczyniłem to samo.
- Zajrzyj do Liama, dobrze? - poprosiła czarodziejka
Usłuchałem jej bez słowa, oddalając się w kierunku domu, musiałem przemyśleć to wszystko, co mi powiedziała. Kiedy wszedłem do sypialni ca'tra leżał na łóżku z zamkniętymi oczami, chyba spał. Położyłem się również, zaplatając dłonie pod głową, wpatrując się w nierówny, drewniany sufit. W sumie, w porównaniu z białowłosym miałem całkiem lekkie życie. Rodzice mnie kochali, nauczyli mnie wszystkiego, co dziś potrafię, wychowali na, w moim skromnym mniemaniu, porządnego człowieka. Dokuczali mi tylko ci, którzy wiedzieli kim jestem, dla innych byłem po prostu kolejnym młodzikiem kręcącym się wśród starszych, a on... Cichy szmer sprawił, że spojrzałem w jego kierunku, leżał na boku z kolanami przyciśniętymi do piersi, wpatrując się we mnie błękitnymi oczami
- Nie musisz zakładać jej przy mnie - powiedziałem tylko po to, by przerwać milczenie
Wzruszył ramionami w milczeniu, nie odrywając ode mnie wzroku. Ciemne włosy rozsypały się wokół jego twarzy, tworząc zabawny kształt na śnieżnobiałej poduszce. Przeniósł spojrzenie na duże polerowane lustro, wiszące na jednej ze ścian. Poderwał się gwałtownie, krzywiąc się i stanął przed nim opierając dłonie na biodrach. Iluzja znikła, ukazując mleczne kosmyki, czerwone tęczówki, alabastrową skórę. Zmieniał się co chwilę, przywdziewając coraz to nowe wyglądy, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Dotarło do mnie jak wiele czasu i energii musiał zużyć na stworzenie ich wszystkich. Drgnął, gdy dotknąłem jego ramion, stając za nim. Ostatnia nałożona iluzja prysła, ukazując go takim, jakim był naprawdę
- Tak jest dobrze - powiedziałem cicho
Pokręcił głową, wymykając się spod moich rąk, odsunął się trochę i wbił we mnie skupiony wzrok. Poczułem to. Jakby leciuteńkie drgnięcie pod samą powierzchnią, rozchodzące się dziwnym mrowieniem po całym ciele. Patrzyłem na Liama, zastanawiając się co kombinuje, kiedy kątem oka dostrzegłem w lustrze coś jasnego. To nie był mag, bo stał z boku i nie mógł odbijać się w srebrzystej tafli. Spojrzałem w nią i głośno wciągnąłem powietrze, zamierając na chwilę ze zdumienia. Ujrzałem siebie, a jednak nie siebie, siebie zmienionego przez liamową iluzję nie do poznania. Moje włosy były białe niczym śnieg, opadały w lekkim nieładzie na ramiona i plecy, nie odcinając się wcale od bieli koszuli. Moje tęczówki pałały czerwienią, intensywną głębią rubinu, otoczone jasnymi rzęsami. Opalenizna znikła, zostawiając skórę matową, jasną, jakby nigdy nie tknął jej najlżejszy promień słońca. Wpatrywałem się w siebie z otwartymi ustami, niezdolny do uczynienia ruchu. Otrząsnąłem się dopiero, gdy słowa Liama smagnęły mnie niczym bicz przez gołe plecy
- Tak jest dobrze? - zapytał zimno
- Liam...
- Nic nie mów. Nic.
Otulił się swoją kasztanowowłosą iluzją i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Stałem przez długą chwilę, badając fakturę pokrytego ciemnozieloną farbą drewna, zanim zdecydowałem się wreszcie oderwać od nich wzrok. Znów spojrzałem w lustro, ale pokazywało tylko normalnego mnie, gdyż chłopak wychodząc zdjął iluzję. "Bogowie, jaki ja jestem głupi", jęknąłem. Chcę dobrze, ale cokolwiek zrobię, cokolwiek powiem, obraca się przeciw mnie. W ten sposób on nigdy nie zrezygnuje z tej idiotycznej maski. Podszedłem do okna, obserwując, jak ca'tra zbliża się do siedzącej na barierce Eleny i przysiada koło niej. Powiedziała coś, co wywołało jego gwałtowne zaprzeczenie. Wstał, jednak czarodziejka chwyciła go za rękę, zatrzymując przy sobie. Objęła szczupłe plecy ramieniem, opierając głowę Liama o swój obojczyk. Westchnąłem i położyłem się ponownie, zastanawiając się co mogę zrobić, by naprawić to, co zniszczyłem kilkoma głupimi słowami, wypowiedzianymi w gniewie.
Pogoda była piękna, jakby słońce kpiło z burzy, która miałem w sercu. Zapragnąłem nagle uciec od wszystkich tych problemów, poczuć się znów wolny i swobodny, jak za dawnych lat... niby nie tak odległych, a przecież już zacieranych w pamięci przez świeższe wspomnienia. Wyjrzałem przez okno, szukając wzrokiem czarnej sylwetki Kudłacza. Był, daleko, na pastwisku, pasł się spokojnie w promieniach popołudniowego słońca. Właściwie... czemu nie? Kudłacz nie jest jedynym koniem w okolicy...
Zrzuciłem białą cienką koszulę i lekkie buty, zamieniając je na podniszczony kubrak i buty do konnej jazdy. Jazda konna zawsze mnie uspokajała. Wyszedłem z pokoju, czując się lepiej na samą myśl o wietrze we włosach. Podszedłem do pastwiska i przywołałem jednego z koni wuja. Pozwalał mi na nich jeździć, właściwie, to nawet był mi wdzięczny. Ujeździłem niektóre z młodszych koni. Zacmokałem. Na moje wezwanie podbiegł Łata, 3-letni kasztan z jedną białą łatą na boku. Łakomczuch i figlarz, ale łagodny i przyjacielski. Lubiłem tego konia. Łata wetknął miękki nos w moją dłoń i parsknął rozczarowany, zastając ją pustą.
-Ty obżartuchu... - roześmiałem się, gładząc go po jedwabistej szyi - Tylko byś jadł. Tylko patrzeć aż utyjesz tak, że nie da się ci założyć siodła.
Łata łypnął z wyraźną urazą. Czasem miałem wrażenie, że konie rozumieją wszystko lepiej i łatwiej niż ludzie. Złapałem wierzchowca za kantar i wyprowadziłem z zagrody, prowadząc do stajni. Łata kroczył za mną ochoczo, wyraźnie ciesząc się na przejażdżkę. W boksie zdjąłem mu kantar i zastąpiłem go uzdą. Bez wysiłku zarzuciłem siodło na jego grzbiet i schyliłem się, by zacisnąć popręgi. Wtedy usłyszałem kroki.
-No no no... - wycedził jadowity głos nad moim uchem. Bardzo powoli wyprostowałem się.
Jossethon, na jedno szczęście sam.
-Czego chcesz? - zapytałem wrogo.
-Patrzcie państwo, wystarczą dwa dni i szczeniak już ośmiela się szczekać. - warknął Jose, a oczy mu zabłysły. Poczułem chłodny i nader nieprzyjemny dreszcz na plecach.
-Czego chcesz? - powtórzyłem na tyle spokojnie, na ile mogłem.
-Uważaj... - Jose zbliżył się do mnie, zmuszając mnie do wycofania się pod ścianę. -Teraz jesteś być może poza moim zasięgiem, ale w końcu... - zawiesił głos, czekając na moją reakcję.
Niech będzie przeklęty!
-W końcu... co?
-W końcu Zgromadzenie się zakończy, a twoja opiekunka wyjedzie wraz z tym dziwolągiem... i zostaniesz sam. Zdany na moją łaskę i niełaskę.
Krew we mnie zawrzała. Złapałem Jossethona na koszulę na piersi i rzuciłem go na przeciwległą ścianę boksu. Łata, zaniepokojony, zatańczył nerwowo.
-Nie mów o nim dziwoląg! - wysyczałem swemu kuzynowi do ucha.
-Bo co? Bo na mnie naskarżysz? Komu? Memu ojcu? Elenie?
Uśmiechnąłem się, choć przyszło mi to z dużym trudem.
-Gdybyś nie zauważył, ten dziwoląg, jak go nazwałeś, umie znakomicie bronić się sam.
Jossethon zbladł na samo wspomnienie.
-Widzę, że pamiętasz...
Rysy mego rozmówcy ściągnęły się, oczy zabłysły wściekle.
-Tak. Pamiętam. Nigdy nie zapomnę. Ty lepiej też nie zapominaj, że to wychowaniec Eleny umie się sam bronić, ale... nie ty. A Zgromadzenie w końcu dobiegnie kresu. Pamiętaj.
Wyszarpnął koszulę z mojego uścisku, wygładził ją i wyszedł ze stajni.
Ręce drżały mi mocno, gdy poprawiałem uprząż na Łacie. Przejażdżka nagle straciła swój urok, ale nie wiedziałem, co mogłem ze sobą zrobić. Jossethon miał rację. To bolało. To Liam, mimo dziwacznej urody, miał dar. On, nie ja.
Wskoczyłem na siodło i skierowałem Łatę na wzgórze, na przełaj przez łąkę, tam gdzie istniała minimalna szansa napotkania człowieka. Chciałem być sam. Potrzebowałem być sam.
Już w połowie drogi kopnąłem delikatnie Łatę po bokach, zmuszając go do galopu. Koń biegł lekko, bez wysiłku, był wypoczęty i radował go ten bieg. Trawa, gdzieniegdzie bardzo wysoka, łaskotała mnie w łydki, ciepły wiatr igrał mi we włosach. Jednak, nie potrafiłem się rozluźnić. Zostawiłem obozowisko daleko w tyle, przede mną szumiał las. Zadarłem głowę wysoko do góry, zbierając jednocześnie wodze. Łata parsknął. Moją uwagę przyciągnął dość duży czarny kształt, migoczący na zachodnim niebie. Chmura? Nie, zbliżał się zbyt szybko. Ptak? Na Bogów, jaki ptak mógł być tak duży z tej odległości. Żaden... Nagle zmartwiałem. Był taki ptak. Ptak przed którym uczono nas drżeć od najmłodszych lat. Największy drapieżca tych ziem. Największe dla nas zagrożenie. Rok.
Właściwie nie pozostało ich wiele. To szczęście każdego człowieka, który tu osiadł. Roki rozmnażały się niezwykle rzadko i miały zawsze tylko jedne pisklę, a choć niezwykle trudne do zabicia, nie były przecież nieśmiertelne. Jednak rok tutaj... tak blisko ludzkich sadyb? Oszołomienie zabrało mi kilkanaście cennych chwil, kilka następnych zajęło mi skłonienie nagle spłoszonego wierzchowca do posłuchu. Ostry krzyk przeciął powietrze. Zimny pot spłynął mi po plecach. Ptak musiał mnie zauważyć. Co prawda i tak miałem szczęście, roki mają zdecydowanie lepszy wzrok niż ludzie. Mocno uderzyłem Łatę po zadzie. Koń zarżał i zerwał się do galopu. Bałem się obejrzeć, lecz przenikliwy krzyk drapieżcy był mi coraz bliższy. Całe połacie trawy umykały pod rączymi kopytami Łaty, jednak nie mogło się to równać z prędkością, jaką dawały rokowi jego potężne barwne jak tęcza skrzydła. Łata mknął, to nie był galop, to był cwał, który zmusił mnie do przywarcia co końskiego grzbietu i zaciśnięcia rąk z całych sił na wodzach. Już widziałem przed sobą pierwsze namioty, kiedy zdałem sobie sprawę z wielkości mego błędu. Właśnie doprowadziłem roka do domu! Szarpnąłem wodze, lecz wiedziałem że jest za późno. Jak mogłem być tak głupi i nieodpowiedzialny? Łata zmienił kierunek swego pędu posłuszny mym rozkazom, lecz to tylko ułatwiło drapieżcy atak. Ptak sunął teraz ku nam po przekątnej półkola, które zataczaliśmy.
W obozowisku musieli już nas zauważyć, dosłyszałem stamtąd krzyki. Łata zachrapał, jego boki pokryły się pianą. Chyba do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy, że to się dzieje naprawdę. Zacisnąłem powieki, gdy usłyszałem łopot ogromnych skrzydeł tuż na głową. Wrzask roka ogłuszył mnie. Przylgnąłem całym ciałem do karku konia, chcąc stopić się z nim w jedno. Wtedy nagle... potężna siła rzuciła nas w bok. Rok zaatakował. Poczułem jak potężne szpony zaciskają się na bokach i grzbiecie mego wierzchowca, cudem omijając mnie i wyrzucają nas obu w powietrze. Łata zakwiczał, z taką pełnią bólu i przerażenia, że mimo lęku o własne życie, łzy stanęły mi w oczach. "Przepraszam" szepnąłem "przepraszam, przepraszam". Wyleciałem z siodła zanim spadliśmy na trawę. Usłyszałem głuchy jęk z jakim ziemia przyjęła nasz upadek. Przykrył nas duży cień. Z obawą zerknąłem w niebo, prosto w duży zakrzywiony dziób wycelowany we mnie. Cofnąłem się bezwładnie. Wtedy nagle... z boku nadleciał... drugi rok. Bogowie jak to możliwe? Przez całe swoje życie nie widziałem ani jednego ptaka tego gatunku, a teraz od razu dwa! Drugi drapieżnik zdawał się większy i bardziej agresywny. Z przeciągłym krzykiem natarł na atakującego mnie ptaka. Nie wierzyłem własnym oczom. W powietrzu zakotłowało się, na ziemię poleciały fragmenty tęczowych piór. Wszystko trwało zaledwie ułamki chwil, a jednak wydawało mi się że minęła cała wieczność nim jeden z ptaków zrezygnował i z jękiem pełnym pretensji uleciał w kierunku lasu. Moje problemy jednak nie skończyły się. Został jeszcze drugi rok. Odwróciłem głowę szukając go w powietrzu i dostrzegłem, że... rozpływa się bez śladu na błękicie nieba. Roześmiałem się, stwierdzając, że musiała to być iluzja... ze zdumieniem poczułem łzy na policzkach.
Wydawało się zatem, że wyjdę z całej tej przygody bez szwanku. Nie chciałem wierzyć we własne szczęście... Wtedy przypomniałem sobie o Łacie. Pierwsi ludzie z obozu już dobiegali do mnie, kiedy udało mi się doczołgać do wierzchowca, który wciąż leżał na boku, tak jak upadł. Jak przez mgłę słyszałem głos Eleny, Korathana, Der'atherna.
-Przepraszam... przepraszam... przepraszam... - powtarzałem ciągle, patrząc na głębokie, obficie krwawiące rany na grzbiecie i bokach konia. Łata oddychał ciężko, boleśnie, powietrze świszczało mu w płucach. Raz czy drugi wierzgnął kopytem.
-Dobrzy bogowie - usłyszałem głos wuja.
-Co z chłopakiem?- zagadnął ktoś.
-Nic. W porządku. Chyba jest w szoku.
-A z koniem?
-Przecież sam widzisz... Trzeba go...
-Dość tego! - to Elena, poznałem jej głos od razu - Zabierzcie go stąd.
-Konia? - nie zrozumiał ktoś.
-Nie. Oczywiście, że nie konia. Rodona.
Silne ręce ujęły mnie pod ramiona. Łata rozpaczliwiej wierzgnął kopytem.
-Nie! - krzyknąłem płacząc, nie poznając własnego głosu. Szarpnąłem się w uścisku -Nie...
-Spokojnie - Elena wzięła mnie za rękę -Wszystko będzie dobrze...
Nie będzie. Nie z Łatą. Przecież wiedziałem. Znałem się na koniach. To wszystko moja wina...
- Liam... - kontynuowała kobieta, nie pozwalając mi z powrotem upaść na kolana przy koniu - Zabierz go stąd. Natychmiast.
Liam, który pojawił się nagle obok, złapał mnie delikatnie za ramię i pociągnął w swoją stronę. -Idź - rozkazała mi Elena.
-Idź - powtórzył Der'athern.
Ludzkie twarze rozmazywały się w moim polu widzenia. Chciałem zaprotestować, lecz zabrakło mi sił. Liam pociągnął mnie stanowczo w dół, ku posiadłości wuja. Dałem się prowadzić bezwolnie jak cielę. Potykałem się o kępy trawy, o stopnie, w końcu o własne buty. Ciężko oparłem się o ramię białowłosego, niemal go przewracając
- Bogowie... - jęknął -Aleś ty ciężki....
Powoli prowadził mnie po schodach do góry, do naszej sypialni, gdzie ostrożnie usadził mnie na łóżku. Zakryłem twarz dłonią, czując że po policzkach spływają mi łzy. Liam nie ruszał się, po chwili poczułem jak delikatnie obejmuje mnie ramionami. Wtuliłem twarz w koszulę przy jego szyi, dając upust całemu żalowi, jaki nagromadził się we mnie z powodu Łaty. Próbowałem się uspokoić, jednak nie wychodziło mi to. Nieskończone potoki słonych kropel wsiąkały w cienkie białe płótno, nadając mu nieco ciemniejszej barwy. Chłopak nie zrobił więcej nic, nie próbował mnie pocieszać, czy uspokajać, po prostu klęczał przede mną nieruchomo, otaczając mnie ramionami. Nie usłyszałem, gdy do pokoju weszła Elena. Ca'tra poruszył się nieco, jednak nie wypuścił mnie z uścisku. W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza, mimo, że czułem jak pierś Liama drga leciutko, gdy mówił. Czarodziejka odsunęła mnie od niego, zmuszając bym się położył. Po chwili podała mi parujący kubek, którego zawartość wypiłem bez słowa sprzeciwu. Powiedziała coś jeszcze do ucznia i wyszła, za to do pokoju zajrzał Der'athern. Spojrzał na mnie w milczeniu, w jego oczach dostrzegłem tylko współczucie, białowłosy gestem wyprosił go z sypialni, po czym przekręcił klucz w zamku. Zrzucił osłaniającą go iluzję, a wyglądało to tak, jakby nagle pozbył się ogromnego ciężaru. Odetchnął z ulgą.
- Śpij - usłyszałem jedno jedyne słowo, gdy siadał na krześle obok mojego łóżka.
Zasnąłem niespokojnie, co sprawiły zapewne zioła, które podała mi Elena, jednak budziłem się co kilka chwil, zlany potem, uciekając przed koszmarem, w którym słyszałem wrzask roka i przeraźliwe rżenie wierzchowca. Za którymś razem nie dostrzegłem Liama obok siebie, musiał położyć się, gdy spałem, wolałbym, żeby siedział ze mną, ale on również był zmęczony. Zamknąłem oczy znów zapadając w mroczną krainę widziadeł. Przecknąłem się nie bardzo rozumiejąc co się dzieje. Białowłosy wsuwał się właśnie pod przykrycie obok mnie. Z ulgą oparłem głowę na jego ramieniu
- Śpij - powtórzył i nagle...
Ciasna duchota pokoju znikła, zastąpiona orzeźwiającym podmuchem chłodnego wiatru. Poczułem go we włosach, na twarzy wciąż wtulonej w obejmujące mnie ramię. Uchyliłem powieki i dostrzegłem miliony gwiazd na bezchmurnym niebie. Leżeliśmy na łące, na grubym wełnianym kocu rozłożonym na miękkiej, sprężystej, pachnącej trawie. Liam miał zamknięte oczy, głowę opierał o zgięty łokieć, śnieżnobiałe włosy opadały lśniącą w blasku księżyca kaskadą, kładąc się na ziemi.
- Śpij - powtórzył po raz trzeci i posłuchałem go. Powieki zaciążyły mi niemiłosiernie, a gdy je opuściłem sen porwał mnie w swe objęcia i nie wypuścił z nich aż do południa.













Komentarze
mordeczka dnia padziernika 12 2011 22:15:17
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Aleksander (a_berenda@interia.pl) 16:33 18-08-2004
I znowu ja^^. Nie wiem jak mógł do tej pory nie ukazać się tu żaden komentarz?! Opcio jest świetne!!! Już pisałem na forum(albo gdzieś indziej^^), że chcę więcej, ale autorki mnie na ziemię sprowadziły i powiedziały, że więcej nie będzie. Buu!!! No cóż, pozostaje czekać na kolejne wpsaniałe dzieła Kethry i Fu. smiley
grzybek (grzybekmen1@op.pl) 19:23 21-08-2004
To się nazywa \"okrucieństwo autorek\".
stokrotka (stokrotka_997@wp.pl) 11:54 23-08-2004
to jest coś... i nie mam słów... niosmileysmileysmileysmileysmileysmiley
Natiss (natiss@tlen.pl) 15:51 23-08-2004
Co ja tu będe pisać. Wszystko zostało już powiedziane. ¦wietne. Nic dodać, nic ująć. ^___^
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 19:28 27-08-2004
Kehry. Zaczynam się o ciebie poważnie martwić. To już drugi, podkreślam DRUGI, albinos. Mnie to wygląda na fetyszyzm...... Ale co tam, ja też mam fetyszasmiley Wpadającą do oczu grzywkęsmiley
Kethry, Fu-chan - z całej waszej wspólnej działalności to opowiadanie uwielbiam najbardziej, bo chłopcy są po prostu kochani i nie umiem bez nich żyć.smiley Poza tym nie ma to jak dobry wątek hetero w opowiadaniu yaoi, zawsze mi tego brakujesmiley
Avalon Ingray (ava_ingray@o2.pl) 20:23 27-08-2004
To opowiadanie po prostu pokochałam. Jest naprawdę magiczne, non stop do niego wracam :] Takie wspólne pisanie wychodzi wam naprawdę świetnie!!
kethry-fetyszystka (kethry@interia.pl) 03:30 28-08-2004
przepraszam. czy ja kiedys mowilam, ze NIE jestem fetyszystka? :> hm, a prawda wyglada tak, ze poczatek tego opa powstal kilka lat przed Tropem, po czym opo zostalo zupelnie zarzucone. po czym trafilam na uke swoje, ktora na nowo tchnela ducha w te opowiesc smiley
Fu (Fu_chan@interia.pl) 18:51 30-08-2004
smiley
(Fu) Jakby mu dać na imię...
(seme) Hein!
(Fu) Fajne, skąd Ci przyszło?
(seme) Telewizję oglądam, reklamę Heinekena
(Fu) Hje hje
(seme) Następnemu damy na imię Eken
Kocham seme smiley**
(Brak e-maila) 22:49 15-10-2004
*UMIERA*
Te opowiadanie... jest CUDOWNE. Po prostu przeczytalam kawalek na poczatku i nie moglam sie juz oderwac.
Jestem pelna zachwytu naprawde.
Czy Liam widzi? Czy jest slepy? Jezu! *znowu umiera*

Prosze mi wybaczyc, ale jestem w dziwnym stanie. Powtorze:
Te opowiadanie jest Cudowne.
Ide czytac inne Wasze dziela smiley
Ignis (Brak e-maila) 17:32 22-10-2004
Piękne opowiadanie O.O ¦wietne...cudowne...POŻˇDAM WIĘCEJ! XD
lollop (Brak e-maila) 21:05 20-11-2004
brak w słowniku słów na opisanie tego co tu jest. nawet nie próbuje. to jest za dobre ^_____^
Cydienne (Brak e-maila) 01:24 07-12-2004
Słodkie smiley.
An-Nah (Brak e-maila) 11:27 20-12-2004
Nie wiem, jakos mam dziwne uczucie, ze to by bylo o wiele wartosciowsze opowiadanie, gdyby to nie bylo yaoi... moze poprostu przedawkowalam ostatnimi czasy, moze sie zrobilam wybredna, ale bardziej to do mnie przemawia jako historia o narodzinach zrozumienia i przyjazni... Co nie przeszkadza, ze pierwsza scena erotyczna byla jedna z najladniej opisanych, jakie czytalam w zyciu ^^ Ogolnie, mila lektora, inne wasze opowiadania (tak solowe, jak i wspolne) podobaly mi sie bardziej.
(Brak e-maila) 20:36 23-04-2005
blagam piszcie chociaz czy to koniec danwego opo czy nie =P
tak trudno CDN lub THE END? _^_
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 23:44 29-05-2005
Czytając, jakaś struna drgała we mnie. Przyjemna struna. Czytając, relaksowałam się, odpływałam...myślami w świat tu opisany... Kurcze, tak po prostu mówiąc, to było wyśmienite =)
Livcia (Brak e-maila) 22:37 07-06-2005
Heh, mi się podobało, ale mam tylko jedno ale - albinosi nie mogą długo przebywać na słońcu, niektórzy wogóle (np słynna modelka Japonka, która nigdy nie była na zewnątrz). Od słońca skóra albinosów nieładnie czerwienieje, jest mocno i bolesnie popażona, i albinosi wtedy mogą dostać nawet raka skóry - wiem, bo mój młodszy braciszek jest albinosem ^^
A tak poza tym mi sie podobało ^^
Raisa (wega21@op.pl) 15:34 12-05-2006
Jak to, nie bedzie?!
Chociaż... pozostaje iwęcej pola dla wyobraźni...
Pole? Pole?! Ja tu wszędzie mam pole...
Ups, nie ta bajka.
Kakami (Brak e-maila) 21:40 01-06-2006
Świetne opowiadanie w dodatku z tych dłuższych ^^. Mam nadzieję, ze kiedyś doczekamy się jakiegoś bonusa w postaci 12. rozdziału np. w stylu: 10 lat później. Gratuluję umiejętności pisarskich.
Aoi (aoi16@wp.pl) 22:20 21-09-2007
To opowiadanie jest takie śliczne.A kto napisał''ze to by bylo o wiele wartosciowsze opowiadanie''to się myli.Yaoi jest wartością w somą w sobie.Ale to nic opo jest CUDNE!
Dark Angel (Brak e-maila) 23:49 08-12-2007
Słodkie..na prawde wspaniałe.Wszystko rozgrywało sie powoli,bez pospieszania akcji..fantazja zawarta w tym opowiadaniu i świat jest piekny super.I ta milosc,szczescie i troska ktora pozniej trafila do Liama...na prawde nie wszedzie mozna spotkac cos tak pieknie napisanego i skonczonego co najleprze.Ostatnie zdanie jest zabojcze i ukazuje mimowolnie usmiech na ustach..dla mnie świat zaczyna sie i konczy sie na Tobie...
Hong (Brak e-maila) 16:59 18-12-2007
Piękne. Po prostu piękne...
adela (Brak e-maila) 10:16 10-11-2009
ludzie to jest lepsze niż większość książek!!!!!!!
AOI (Brak e-maila) 18:28 07-03-2010
omg to jest jedno z najcudowniejszych opowiadań, jakiekolwiek czytałam !I szczerze mówiąc nie lube par hetero w yaoi.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum