The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 18:42:16   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Czarny anioł 1


A więc tak to ma się skończyć? – pomyślał spadając. – Nie dość, że przegrałem z kimś takim, to jeszcze mam zginąć nie zaznawszy…

Z oczu popłynęły łzy, a ogromny ból wypełnił klatkę piersiową, ściskając ją niczym w imadle. W tym momencie zupełnie zapomniał o tym w jakiej sytuacji się znajduje. Zapomniał o uciekającym z niego w zastraszającym tempie życiu, o tym, że spada z ogromnej wysokości, która wyciska mu powietrze z płuc. Zapomniał nawet o broczących krwią ranach po wyrwanych skrzydłach. To wszystko nie miało teraz znaczenia, jego myśli zajmowało tylko jedno. Jednakże to też uleciało, gdy jego umysł nieubłaganie zaczął podążać za ciałem, które już dawno temu odmówiło współpracy. Czuł, że wraz z wypływającą z niego krwią uciekają też ostatnie resztki świadomości.

Może to i lepiej. Przynajmniej nic nie będę czuł gdy uderzę w ziemię. Umrę w powietrzu, niczym ptak, z tym wspaniałym błękitem przed oczami.

Mózg nie był w stanie sformułować więcej sensownych myśli, powieki stały się tak bardzo ciężkie, że same się zamknęły. Chwilę potem nie czuł już nic, ani bólu z odniesionych ran, ani powietrza na twarzy, zupełnie nic.

Nagle czucie wróciło. Nie było to powietrze na twarzy, czy ból z ran odniesionych w walce, ani nic konkretnego. Po prostu czuł.

A więc tak się czuje życie?

Powoli otworzył oczy. Powieki piekły i wydawały się strasznie ciężkie, ale posłusznie powoli uniosły się. W pierwszej chwili wszystko było rozmazane, lecz cierpliwie czekał aż wzrok się wyostrzy. I zobaczył ciemność. Był zdezorientowany. Nie widział nic, nie czuł nic, co się z nim działo? Przymknął oczy, by dać chociaż na chwilę odpocząć znużonym powiekom. Kiedy je znowu otworzył, serce zaczęło mu bić jak szalone. Zobaczył przed sobą niewielką poświatę i wyłaniające się z niej czyjeś błękitne oczy. Zanim zdążył zareagować, właściciel oczu powiedział:
- Jeszcze nie czas, śpij. – I dotknął jego czoła. Powieki znowu stały się ciężkie.
Próbował z tym walczyć, starając się je otworzyć znowu, lecz tą walkę przegrał. Przegrał też z własnym umysłem, który nie chciał nawet powtarzać czegoś tak prostego jak tabliczka mnożenia, wciągając go znowu w otchłań niebytu.

Znowu czuł. Jednak tym razem było jakoś inaczej. Czuł coś więcej. Otworzył oczy. Zobaczył tę samą ciemność co wcześniej. Spróbował się poruszyć. Nie mógł, coś go więziło. Próbował się rozejrzeć w koło, lecz głowy też nie mógł przekręcić, to coś mu to uniemożliwiało. Niewielka panika wkradła się w serce. Jednak to było zbyt mało by zaczął się bać. O nie! On, który nie bał się poświęcić życia w walce, miałby bać się czegoś takiego? Ostrożnie poruszył rękami. Poczuł, że ma je złożone na piersi. To już coś. Wprawdzie to, co go trzymało, ograniczało ich możliwości, jednakże nie do końca. Mógł nimi ruszać w niewielkim stopniu. A więc wróg popełnił pierwszy błąd! Uśmiechnął się zadowolony. Kręcąc nimi powoli i przesuwając je palec za palcem, w końcu ułożył je tak, że mógł dotknąć tego czegoś. I poczuł pod palcami coś chropowatego, przypominającego drzewo. Zdziwił się. Ostrożnie podrapał to jednym paznokciem, nic się nie stało, nie włączył się żaden alarm, ani nic go nie zaatakowało. Ośmielony tym, podrapał przeszkodę wszystkimi pięcioma paznokciami. W dalszym ciągu nic się nie działo, z jednym wyjątkiem. Poczuł jak to coś mu się poddaje, zostając pod paznokciami. Przesunął palcami w miejscu gdzie wcześniej drapał. Wyraźnie czuł wgłębienia. Zadowolony tym faktem wznowił drapanie, tym razem obiema rękami. W pewnym momencie poczuł jak przeszkoda poddaje mu się i palce przebijają się na zewnątrz. Na chwilę przerwał, czekając czy to coś spowoduje, jednak nic się nie działo. Ośmielony tym faktem wsadził palce w powstałe dziury starając się powiększyć je. Zdumiał się z jaką łatwością mu to przychodziło. To coś, co go więziło, kruszyło się niczym skorupka od jajka, tak że nie minęła długa chwila, a otwór był na tyle duży, że mógłby przez nie przecisnąć całe ciało. Na chwilę przerwał pracę, nasłuchując, czy w pobliży nie ma jakiegoś wroga, ale nie usłyszał nic. Ostrożnie przecisnął się przez powstały otwór. Niestety otaczająca go ciemność nie pozwalała rozpoznać otoczenia, więc starał się zachowywać ostrożnie, wyczulając wszystkie zmysły w maksymalny sposób. Wystawił jedną z nóg przez otwór. Nagle zachwiał się i poleciał w dół.
Znowu? - zdążył pomyśleć, zanim boleśnie zetknął się z jakąś powierzchnią.
Kiedy leżał próbując opanować ten irytujący ból wdzierający się do każdej z komórek ciała, nagle gdzieś rozbłysły światła oświetlając wszystko, a za plecami usłyszał jakiś męski głos.
- A więc w końcu obudziłeś się?
W tym momencie zadziałał jego instynkt. Zapomniał o tym irytującym bólu, spiął się i skoczył. Złapał przeciwnika za szyję i powaliwszy go, usiadł na nim, zaciskając chwyt na tyle by w każdej chwili móc wykończyć przeciwnika. Dopiero wtedy uważnie mu się przyjrzał. Miał pod sobą młodego mężczyznę o błękitnych oczach. Jego długie blond włosy rozrzucone były w nieładzie. Mimo sytuacji w jakiej się znajdował, twarz miał nad wyraz spokojną.
- Kim ty jesteś? – zapytał. Przeciwnik nie odpowiedział. – Gadaj! – warknął zacieśniając nieco uchwyt.
- Puść mnie, czarny aniele – odpowiedział spokojnie blondyn.
- Skąd wiesz kim jestem?! – Po plecach przeszły mu ciarki, jednak nie dał tego po sobie poznać. Walczył już z wieloma groźniejszymi od niego przeciwnikami i doskonale nauczył się ukrywać swoje uczucia.
- Ja wiem wszystko.
Nagle blondyn ruszył się. Próbował go zatrzymać zaciskając jeszcze bardziej uchwyt na jego gardle, lecz z przerażeniem stwierdził, że nie może się ruszyć. Tymczasem blondyn powoli wyciągnął rękę i bez żadnego wysiłku odsunął tą zaciskającą się na jego gardle. Przez chwilę na skórze widać było ślady palców, które szybko znikły, pozostawiając ją w idealnym stanie.
Nie mógł się ruszyć, chociaż próbował. Jedyne co mógł, to patrzeć z przerażeniem w spokojne oczy blondyna, który wciąż leżał pod nim nie ruszając się. Blondyn rozpiął swoją koszulę, ukazując prawą pierś. Oczy chłopaka rozszerzyły się ze zdumienia. To, co zobaczył sprawiło, że zupełnie zapomniał, że nie może się w ogóle ruszyć. Pierś blondyna zdobiła zabarwiona na czerwono blizna w kształcie lilii.
- Szkarłatna lilia. Wiedźma – wyszeptał. – Niemożliwe, przecież wiedźmy nie istnieją, wyginęły przed wiekami.
- Nie wszystkie – odparł blondyn spokojnie.
- Kłamiesz! – zakrzyknął impulsywnie. Chciał uderzyć przeciwnika, ale przypomniał sobie, że nie może się ruszać. – Czytałem o wiedźmach, zostały wybite przed wiekami przez jednego z białych, który chciał objąć panowanie nad światem. Nie mógł podporządkować sobie wiedźm, więc je wszystkie zabił.
- Widzę, że byłeś pilnym uczniem – w oczach blondyna pojawiły się wesołe ogniki. – Jednakże są rzeczy o których nawet wy, anioły, nie wiecie. Tylko wiedźmy wiedzą wszystko.
- Kłamiesz! Próbujesz mnie złamać, wprowadzając zamęt do mej głowy! – wykrzyknął. – Ale ja się nie dam! – Ciężki oddech i zmieniająca się mimika jego twarzy pokazywały, że próbuje się poruszyć. Niestety bezskutecznie, nieznana siła wciąż go trzymała.
Blondyn uśmiechnął się drapieżnie.
- Wciąż próbujesz walczyć, mimo sytuacji w jakiej się znajdujesz. To dobrze, będziesz dobrym kontraktorem.
- Kontraktorem? – zdumiał się.
- Skoro czytałeś o nas, to wiesz, kto to jest kontraktor.
Młodzieniec odruchowo zaczął recytować:
- Kontraktor – anioł, który dostąpił zaszczytu zawiązania kontraktu z wiedźmą. Po zawiązaniu kontraktu anioł otrzymuje w czasie walki wsparcie ze strony swojego opiekuna, wiedźmy.
- Dokładnie.
- Nie potrzebuję żadnego opiekuna, sam daję sobie radę w czasie walki!
- Hardy do końca. Jednak uważaj, ta duma, może stać się twoją zgubą. Mówisz, że nie potrzebujesz opiekuna? Twoja ostatnia walka właśnie to pokazała. - Chłopak tylko zacisnął ze złości zęby, wciąż nie mógł się ruszyć. – Dzięki swoim mocom uratowałem cię od śmierci. Jak sam powiedziałeś, bycie kontraktorem, to dla anioła zaszczyt, więc ciesz się, że to ty go dostąpiłeś. Mogłem wziąć kogoś innego.
- Trzeba było – powiedział dziwnie zrezygnowanym tonem. – Po co ci kontraktor, który już nawet nie ma skrzydeł?
Blondyn tylko uśmiechnął się półgębkiem. Nagle chłopak poczuł jak coś go unosi do pozycji pionowej, a blondyn spokojnie wstaje.
- Chodź za mną – powiedział zapinając koszulę i ruszył przed siebie.
Wprawdzie mógł już się ruszać, ale to i tak nie miało znaczenia, bo jedyne co jego ciało mogło robić, to iść za blondynem. Szedł więc posłusznie. Przeszli przez jakieś drzwi. Znaleźli się w korytarzu, w którym światła zapalały się tuż przed nimi oświetlając drogę i gasły jak tylko je minęli, pogrążając przebyte miejsca w pierwotnej ciemności. Potem były kolejne drzwi i nagle okazało się, że są na zewnątrz. Młodzieniec wyraźnie widział błękitne niebo i leniwie płynące chmury. Rozejrzał się w koło. Zauważył, że stoją na jakimś klifie. Podszedł do krawędzi i spojrzał w dół. Zobaczył tylko czerń przepaści.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? – zapytał się zdziwiony, Już chciał się odwrócić, by spojrzeć na blondyna, gdy nagle poczuł uderzenie w plecy i poleciał w przepaść.
Z jego ust wyrwał się krzyk. Nie! Znowu?! Nie chce tak umrzeć! Nie! Zamknął oczy. Jego serce biło rozpaczliwie, a dusza krzyczała: chcę żyć! Chcę żyć!
- Więc żyj – usłyszał nagle. Otworzył oczy i zobaczył blondyna stojącego na brzegu klifu.
Ale chwilę, skoro tamten stoi tam, to gdzie JA stoję? - zastanawiał się. Spojrzał pod nogi i
zdumiał się. Nie widział ziemi tylko czerń przepaści. Przeraził się i w tym momencie znowu zaczął spadać. Jednak w ostatniej chwili wyciągnął ręce i złapał się jakiegoś korzenia wystającego z klifu. Z niemałym trudem podciągnął się i wdrapał na bezpieczny ląd.
- Co to było? – wycharczał próbując uspokoić rozkołatane serce.
- Od kiedy to boisz się latać? – zdziwił się blondyn.
- Latać?! Jakie latać?! Ja spadałem! – wykrzyknął histerycznie.
- Tak się zwykle dzieje jak się nie używa skrzydeł.
- Skrzydeł?! Jakich skrzydeł?! – Histeria wciąż pobrzmiewała w jego głosie. – Ja już nie mam skrzydeł – wyszeptał próbując zdławić płacz i powstrzymać łzy, które nagle zaczęły mu się zbierać w oczach. - Zostały wyrwane. Wyrwane skrzydła nie odrastają. – Jednak nie powstrzymał ich, kapały niczym wodospad, niosąc ze sobą cały ból i żal.
- Aleś ty głupi – blondyn westchnął. – I ktoś taki został dopuszczony do walki? Przynosisz tylko wstyd swojemu nauczycielowi, hańbisz jego imię.
- Nie waż się tak mówić o moim nauczycielu! – wrzasnął chłopak i rzucił się na blondyna. – On był wspaniałym nauczycielem! Najlepszym ze wszystkich!
- Więc udowodnij to – odparł blondyn zimno, zupełnie ignorując ręce zaciskające się na jego koszuli i wściekłość w oczach chłopaka.
- Niby jak?! – wykrzyknął rozpaczliwie, zaciskając jeszcze bardziej pięści. – Nie mam już skrzydeł, jak mam walczyć?!
Blondyn bez słowa sięgnął za plecy chłopaka. Chwilę potem w zasięgu wzroku ich obu ukazało się białe skrzydło. Zdumiony chłopak puścił koszulę blondyna i złapał za skrzydło. Obmacywał je i obwąchiwał, ciągnął za lotki, aż w końcu dotarło do niego, że to nie żadne przywidzenie, ani magia, tylko jego własne skrzydło.
- Ale jak… - wystękał. – Przecież Panastin wyrwał mi je. Wyrwane skrzydła nie odrastają. I dlaczego one są białe a nie czarne? Jak ja się teraz pokażę innym? Białe skrzydła to symbol wroga! – wykrzyknął. – Jak mają mnie nazywać czarnym aniołem, jeśli moje skrzydła są białe?!
- Skąd się wziął podział na czarne i białe anioły?
- Co? – Spojrzał rozkojarzony na blondyna.
- Skąd się wziął podział na czarne i białe anioły? – ponowił pytanie.
- Podobno przed wiekami część aniołów zbuntowała się przeciwko swojemu stworzycielowi. Zostali przez to ukarani banicją, a ich skrzydła zmieniły kolor na czarne. Co to ma do rzeczy?
- Bardzo skrótowo to powiedziałeś. Dawno temu, gdy świat został dopiero stworzony, ta sama istota, która go stworzyła, powołała też do życia anioły i wiedźmy. Anioły miały stać na straży prawa i pilnować by ludzie go przestrzegali. Wiedźmom natomiast dał moc niemal równą swojej, by mogły one być wsparciem dla aniołów i ludzi. I tak było przez wieki, wszyscy żyli w harmonii. Z czasem ludzie zaczęli traktować stwórcę jako swojego boga, składać mu dary, wielbić. Jednak im więcej ludzi go czciło, tym bardziej zepsute stawało się jego serce, aż w końcu ogarnęła je ciemność. Widząc to część aniołów wystąpiła przeciwko niemu. Niestety było ich zbyt mało, więc ich przewrót skończył się fiaskiem. Zostali prawie wytępieni. Na szczęście garstka z nich ocalała. Korzystając z pomocy jednej z wiedźm przenieśli się do innego świata, gdzie odzyskiwali siły i uczyli się nowych zaklęć i technik, które miały im pomóc w walce ze stworzycielem. A gdy poczuli się dosyć mocni, wrócili na ziemię. Okazało się, że wprawdzie mogli wrócić bez przeszkód i nawet znaleźli miejsce w którym mogli się ukryć i wybudować swoją siedzibę główną, to jednak zostali naznaczeni czarnymi skrzydłami. Odtąd każdy następny zrodzony z nich anioł miał czarne skrzydła. Kiedy wrócili okazało się, że Stworzyciel został pokonany przez wiedźmy i uwięziony na wieczność. Niestety walka z nim poważnie uszczupliła szeregi wiedźm, a walka między zwolennikami stworzyciela a jego przeciwnikami nie skończyła się mimo jego przegranej. Od tej pory jego zwolennicy nazywani są białymi aniołami, a przeciwnicy czarnymi. Jednak to tylko ze względu na kolor skrzydeł, gdyż ich serca są zupełnie inne. Białe anioły niosą zło i zniszczenie, a czarne pokój i szczęście.
- Ładna bajka, ale co ona ma wspólnego z moimi skrzydłami?
- Wyleczyłem cię, gdy byłeś bliski śmierci i dałem nowe skrzydła. Jednak te moje różnią się od tych które miałeś wcześniej.
- Różnią się? Niby jak? – Oglądał skrzydła ze wszystkich możliwych stron. – Jakoś nie widzę różnicy, poza kolorem.
- Tamte skrzydła były częścią ciała, a ponieważ ciało anioła było niedoskonałe, więc i skrzydła łatwo było zanieczyścić klątwą. Moje skrzydła są częścią twoje duszy i przyjmują taki sam kolor jak ona. Jeśli są białe, oznacza to iż twoja dusza jest czysta i jakakolwiek skaza może się na nic pojawić tylko wtedy, gdy splamisz swoją duszę. Jednakże, jeśli bardzo chcesz, to mogę te skrzydła zabarwić na czarno. – Podszedł do młodzieńca i dotknął palcem wskazującym jednego z piór, które momentalnie się zaczerniło. Chwilę potem czerń zaczęła się powoli rozszerzać, pochłaniając kolejne pióra, aż w końcu zabarwiła całe skrzydła.
- Niestety to nie jest na stałe – powiedział blondyn. – Jeśli w jakiś sposób stracisz skrzydła i odrosną ci nowe, to znowu będą białe.
- Dobre i to – mruknął chłopak.
- Skoro już się uspokoiłeś, może przejdziemy dalej?
- Dalej? Co jeszcze chcesz zrobić?
- Przydałoby się ubrać cię, na początek – odparł blondyn i bez słowa wyjaśnienia odwrócił się i ruszył w kierunku budowli z której wyszli wcześniej.
W tym momencie chłopak spojrzał na swoje ciało i zaczerwienił się. Był kompletnie nagi.
- Drań widział mnie nagiego i nawet powieka mu nie drgnęła – mruknął.
I chociaż jeszcze jakiś czas warczał na blondyna, to jednak posłusznie ruszył za nim zakrywając drażliwe miejsca skrzydłami.
Wrócili do pomieszczenia w którym się zobaczyli po raz pierwszy. Dopiero teraz chłopak mógł się rozejrzeć uważnie dookoła. Niestety, jedynym co zobaczył, były drzwi na przeciwległej ścianie. Nagle przystanął. Natrętna myśl zakiełkowała mu w głowie. Pod jej wpływem podniósł głowę do góry. I zobaczył zwykły prosty sufit dobre kilkadziesiąt metrów nad ziemią oraz…
- Kokon? – zdumiał się.
- W ten sposób cię wyleczyłem – odparł blondyn nie zwalniając.
Chłopak tak się zapatrzył w ten rozpruty kokon, że zupełnie zapomniał o otaczającym go świecie. Dopiero zimny głos blondyna przywrócił go do rzeczywistości.
- Długo jeszcze masz zamiar tak się gapić na tą skorupę?
Otrząsnął się i spojrzał w stronę blondyna, który stał w tych drugich drzwiach. Podświadomie poczuł, że lepiej nie drażnić wiedźmy, więc szybko do niego podbiegł. Przeszli przez drzwi. Znaleźli się w pomieszczeniu podobnym do wcześniejszego, z tą tylko różnicą, że sufit był o wiele niżej i było w nim pełno drzwi. Niestety wszystkie były takie same i na żadnym z nich nie było żadnego napisu, czy chociaż znaku sugerującego chociaż odrobinę, co może się za nimi kryć. Przeszli przez pierwsze z nich. Kolejne pomieszczenie było takiej samej wielkości jak poprzednie, lecz różniło się od niego tym, że stało w nim pełno najróżniejszych szaf. Blondyn podszedł do jednej z nich i otworzył drzwi. Z kilku półek wziął jakieś poskładane w kostkę ubrania i podał je chłopakowi. Ten najpierw obejrzał ubrania, dopiero potem założył je, jednocześnie chowając skrzydła pod skórą. Czarne jeansowe spodnie, do tego czarna koszulka i czarna bluza z kapturem i czarne adidasy.
- Nic specjalnego, ale może być – mruknął. – Ok., to co teraz? Uleczyłeś mnie, dałeś ubranie i co dalej? Gdzie ja w ogóle jestem?
- Teraz objaśnię ci parę rzeczy. Chodź.
Wrócili do pomieszczenia z drzwiami i przeszli przez kolejne drzwi. Chłopak doszedł do wniosku, że to musiało być jakieś przechodnie pomieszczenie i nagle strasznie zaciekawiło go, co kryje się za pozostałymi drzwiami.
- Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć – odezwał się blondyn, a chłopakowi aż ciarki przeszły po plecach. Cholera, czyżby on czytał w myślach?! No tak, przecież to wiedźma, a wiedźmy wiedzą wszystko, pomyślał.
- W końcu to zrozumiałeś. – Aż podskoczył słysząc głos blondyna i widząc jego uśmiech. Przerażający uśmiech.
Weszli do kolejnego pomieszczenia. Różniło się ono od poprzednich diametralnie. Jak tamte były surowe i bez kolorów, tak tutaj królował pastelowy i stały meble: jakiś stół, dwie kanapy, szafa z książkami i kilka niewielkich stolików z różnymi akcesoriami lub bibelotami poustawianymi na nich. Blondyn usiadł na jednej z kanap drugą wskazując towarzyszowi, następnie nalał herbaty do dwóch filiżanek stojących na stoliku tuż obok kanapy. Postawił jedną z nich przed sobą, a druga przed chłopakiem, który posłusznie usiadł naprzeciwko blondyna, po drugiej stronie stołu. Jeszcze tylko cukier i chłopak mógł rozmawiać.
- Jak już ci wspominałem, przywróciłem cię do życia i wyleczyłem wszystkie twoje rany, dzięki czemu możesz wracać do walki z białymi natychmiast. Jako mój kontraktor…
- Już mówiłem, że się na to nie zgodziłem jeszcze! - zakrzyknął impulsywnie, lecz szybko pożałował swojego wybuchu, widząc wzrok blondyna. Skulił się spuszczając wzrok i zaciskając ręce na filiżance.
- Jako mój kontraktor – blondyn spokojnie kontynuował – dostajesz pewne profity. Pierwszy z nich to fakt, że twoje rany będą goiły się o wiele szybciej niż do tej pory. Magia wiedźm może przyspieszyć proces gojenia. Niestety są rany, których wyleczenie może potrwać trochę dłużej, jak na przykład utrata skrzydeł, dlatego też ważne jest żebyś nie pozwolił by kolejny raz spotkało cię coś takiego.
- Trochę dłużej, czyli ile dokładnie?
- No cóż, to akurat zajęło rok.
- Rok?! – podskoczył na równe nogi. – A co z moim życiem prywatnym? Co ze szkołą? Ty myślisz, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia na cały rok?! Jak ja to innym wytłumaczę?!
- Siadaj – warknął blondyn. Ton jego głosu i gniew w oczach sprawił, że chłopak szybko wykonał polecenie. – Tym też się zająłem. Potem ci wytłumaczę. Wracając do korzyści z bycia kotraktorem, kolejnym jest fakt, że w przypadku, gdy będzie ci groziła śmierć możesz błyskawicznie przenieść się tutaj, żebym mógł cię wyleczyć. To jest bezpieczne miejsce, w innym wymiarze i żaden z aniołów nigdy się do niego nie dostanie, chyba, że ja mu na to pozwolę.
- Jak mogę się tu przenieść?
- Wystarczy, że dotkniesz jakąkolwiek powierzchnię w której możesz zobaczyć swoje odbicie. Nie musi to być lustro, może być nawet kałuża wody, czy metalowa powierzchnia, abyś tylko mógł zobaczyć swoją twarz.
- W takim razie muszę przestać się myć, bo za każdym razem kiedy wejdę pod prysznic, to się tutaj przeniosę – mruknął chłopak z przekąsem.
- Nie. Musisz dodatkowo pomyśleć o mnie, przywołać w pamięci moją twarz albo wypowiedzieć moje imię.
- Ciekawe jak, skoro nawet go nie znam.
- Aquan.
- Będę pamiętał.
- Lepiej żeby tak było – mruknął blondyn, a chłopakowi znowu przeszły ciarki po plecach. – To był drugi profit. Trzeci jest taki, że swoją magią mogę wzmacniać twoją broń, dzięki czemu będziesz mógł mieć przewagę nad przeciwnikiem.
- To super!
- Na twoim miejscu nie cieszyłbym się tak – mruknął Aquan. – Jeśli będziesz polegał tylko i wyłącznie na moich czarach i wzmocnionej broni, szybko zginiesz, bo w takim przypadku nawet nie kiwnę palcem żeby ci pomóc. Uprzedzając twoją odpowiedź, ja mogę sobie pozwolić na stratę kontraktora, zawsze mogę znaleźć nowego, ty nie możesz utracić opiekuna, bo to będzie oznaczało dla ciebie utratę życia. A tego byś chyba nie chciał, czyż nie?
- Raczej nie – mruknął. – Za młody na to jestem.
- Lepiej więc pamiętaj o swoich ograniczeniach. To w sumie wszystkie profity. Dodatkowo możesz tutaj trenować.
- W głównej siedzibie też mogę – bąknął niepewnie bojąc się reakcji opiekuna.
- Dlatego tez mówię, że możesz, ale nie musisz. Zechcesz, to przyjdziesz tutaj, nie zechcesz, będziesz ćwiczył w głównej siedzibie. Dałem ci jeszcze jeden bonus, ale nie powiem jaki.
- To jak mam z niego korzystać?
- Odkryjesz go i skorzystasz z niego, gdy nadejdzie odpowiedni czas. I żadnych więcej pytań – dodał widząc jak chłopak otwiera usta. Odstawił pustą filiżankę na stół. – No dobra, jeśli nie masz więcej pytań, to wracamy do domu.
Chłopak pomyślał z niechęcią, że pytań to on ma całe multum, ale boi się je zadać, żeby nie zirytować wiedźmy. Więc powiedział jedyne, jego zdaniem, bezpieczne:
- Do domu? Jakiego?
- Nie jakiego, tylko czyjego. Twojego. Myślałeś, że będziesz siedział tu nie wiadomo jak długo? Wyleczyłem twoje rany, więc nie ma powodu cię tu dłużej trzymać.
- Aha – bąknął kompletnie nie wiedząc co ma powiedzieć.
Aquan ruszył do wyjścia. Kiedy chłopak w końcu odstawił swoją filiżankę i podniósł się, ze zdziwieniem stwierdził, że jego opiekun ma na sobie długi do ziemi płaszcz w czarnym kolorze, z naciągniętym na głowę kapturem. Zdziwił się lekko, ale nic nie powiedział. Przeszli do pomieszczenia z drzwiami, a potem znowu prze kolejne drzwi. W pomieszczeniu, w którym się znaleźli stało, a właściwie przymocowane do ściany znajdowało się ogromne lustro. Aquan podszedł do niego i wykonał niewielki ruch ręką, tuż przy jego powierzchni. Zdumiony młodzieniec zobaczył jak obraz w lustrze zmienia się.
- To mój dom! – wykrzyknął, kiedy dotarło do niego co widzi.
W lustrze widać było dość dużą rezydencję otoczoną drzewami. Było ciemno i padało. Jednak mimo tego chłopak bez trudu rozpoznał posiadłość rodziców. Zanim przeszło mu zdumienie, Aquan złapał go za rękę i pociągnął w stronę lustra. Odruchowo zamknął oczy. Poczuł dziwne szarpnięcie, a potem krople deszczu na twarzy. Szybko naciągnął kaptur na głowę i otworzył oczy. Zdumiał się. Stali na podjeździe tuż przed jego domem! Aquan bez słowa ruszył w stronę drzwi. Chłopak szybko ruszył za nim, zdążywszy zarejestrować, że w gabinecie ojca wciąż pali się światło.
Aquan zastukał kołatką do drzwi. Chwilę potem otworzyły się powoli i ukazała się w nich niemłoda kobieta w białym fartuchu. Chłopak uśmiechnął się zadowolony i już chciał się przywitać z gosposią, gdy ta nagle zniknęła z dziwnym wyrazem twarzy. Weszli do środka. Chłopak ściągnął buty, natomiast Aquan ruszył wprost do salonu. Chłopak nie wiedział co ma robić, mimo iż był we własnym domu, więc ruszył za swoim opiekunem. Podświadomie czuł, że powinien czekać aż tamten mu pozwoli odejść. Aquan stanął przy oknie, wpatrując się w ogród, chłopak usiadł w jednym z foteli. Nie minęła długa chwila, gdy usłyszał kroki i w salonie pojawił się jego ojciec, wciąż jeszcze w garniturze i matka w podomce zarzuconej na nocną koszulę. Kiedy go zobaczyła wydała z siebie dziwny pisk i podbiegłszy do niego, objęła z płaczem i zaczęła go obcałowywać.
- Mamo – jęknął – daj spokój.
- Synku… Michaś… ty żyjesz – powtarzała kobieta przez łzy, cały czas głaszcząc syna i całując.
Mężczyzna podszedł do Aquana. Uklęknął pochylając głowę.
- To prawdziwy zaszczyt dla nas, twoja wizyta w naszym domu, wiedźmo.
Aquan odwrócił się.
- Wstań, Adamie. – Ojciec posłusznie podniósł się, lecz głowę wciąż miał pochyloną. – Chociaż twoja rodzina nie należy do głównej gałęzi rodu Walnickich i ostatnimi czasy wasza pozycja nieco osłabła, jednakże to właśnie wy przyczynicie się do zmiany historii. Jednak wszystko w odpowiednim czasie. Teraz przyprowadźcie go.
Mężczyzna spojrzał na gosposię i kiwnął lekko głową. Ta potwierdziła niemym kiwnięciem głowy i zniknęła. Chwilę potem wróciła prowadząc…
- Ja pierdolę… - Michał aż gwizdnął z wrażenia widząc osobę towarzyszącą gosposi. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdy dłoń ojca dosięgła jego głowy.- Ałć – jęknął i już chciał powiedzieć coś więcej, lecz powstrzymał się widząc karcący wzrok ojca. Siedział więc tylko obserwując uważnie drugiego siebie, stojącego bez ruchu.
- To jest golem, stworzony przeze mnie na czas gdy leczyłem twoje rany – powiedział Aquan podchodząc do tego drugiego Michała. – Dałem mu twoje wspomnienia, więc mógł bez problemu udawać cię dopóki nie wrócisz do zdrowia. Teraz czas by on wrócił do domu. Podejdź tu – zwrócił się do prawdziwego Michała, a gdy ten posłusznie zbliżył się, położył ręce na czołach obu chłopaków. W tym momencie przed oczami Michała zaczęły przelatywać różne obrazy.
- To całe twoje wspomnienia z ostatniego roku – powiedział Aquan, kiedy już obrazy przestały się pojawiać, a prawdziwy Michał siedział lekko skołowany. – Dzięki temu będziesz mógł wrócić do swojego życia i nikt nie rozpozna, że to nie byłeś ty.
W międzyczasie Aquan dotknął czoła golem dwoma palcami i ten momentalnie zmienił się w figurę z gliny. Kolejne dotknięcie i rozsypał się pozostawiając po sobie kupę piasku. Aquan rozłożył nad nim rękę i piasek zaczął powoli unosić się do niej, jakby był przez nią wchłaniany. W końcu na dywanie nie został żaden ślad.
- To by było na tyle. – Odwrócił się w stronę Michała. – Jutro możesz wrócić do swojego normalnego życia. Za dnia zwykły siedemnastolatek, w nocy czarny anioł broniący sprawiedliwości i walczący ze złem.
Aquan skierował się w stronę wiszącego nad kominkiem lustra. Już miał go dotknąć, gdy nagle odezwała się matka Michała.
- Wybacz śmiałość, czcigodny wiedźmo – zaczęła drżącym głosem. – Chciałam tylko podziękować za zwrócenie naszego syna.
- Pamiętajcie jaka za to jest cena – odparł Aquan i dotknął tafli lustra. Chwilę potem zniknął.
Wrócił do swojej fortecy. Przeszedł do jednego z wielu pomieszczeń. Pstryknięciem palców zapalił światło oświetlając leżący na ziemi ogromny kokon. Podszedł do niego. Był on tak przeźroczysty, że można było zobaczyć leżącą w nim niemłodą już kobietę o długich siwych włosach, w kremowej sukni, z rękami złożonymi na piersi. Ostrożnie dotknął kokonu, przez chwilę wpatrując się w spokojną twarz kobiety.
- Już niedługo, kochana matko – wyszeptał głaszcząc kokon. – Tak jak przepowiedziałaś, zaczęło się od trzynastego pokolenia. Już niedługo odrodzimy się i znowu będziemy potęgą.











 





Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum