The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 24 2024 03:21:11   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
To ja, elf 8


- Mówiłem ci, że nic z tego nie będzie – powiedział z rezygnacją w głosie Marek, gdy wypuszczona przez niego strzała nie trafiła w środek tarczy. Opuścił łuk i westchnął zrezygnowany.
- Głupoty gadasz – odparł łagodnie Malnih obejmując go od tyłu i przytulając. – bardzo dobrze ci idzie. Na początku nawet nie potrafiłeś trafić w tarczę, a teraz sam zobacz…
- Miałem farta i tyle – mruknął chłopak wtulając się odruchowo w ukochanego.
- To co powiesz na kolejny strzał? Tylko bez oszukiwania.
- Może starczy już na dzisiaj? – zapytał odwracając głowę i próbując pocałować elfa.
- Czyżby chodziły ci po głowie jakieś bezeceństwa? - zapytał ze śmiechem Malnih odwzajemniając pocałunek.
- Zaraz tam bezeceństwa – mruknął. – Po prostu mam ochotę się poprzytulać.
- A jeszcze niedawno się ode mnie opędzałeś. – Ton głosu elfa i wesołe ogniki w jego oczach mówiły, że nie jest to wyrzut, tylko droczenie się.
- Ciekawe ile jeszcze będziesz mi to wypominał, co?
- Hmmm, pomyślmy… - udał, że się zastanawia. – Jak byś mnie odpowiednio przekonał, to byłbym skłonny o tym zapomnieć.
- Odpowiednio? Czyli jak?
- Zgadnij.
Marek wypuścił z ręki łuk, który z głuchym łoskotem upadł na ziemię, ale żadnego z mężczyzn to nie obeszło. Odwrócił się przodem do ukochanego i pocałował go delikatnie w usta.
- Tylko tyle? – Malnih udał niezadowolenie. – Musisz się bardziej postarać.
Marek pocałował go ponownie, jednak tym razem dłużej i bardziej namiętnie.
- A teraz wystarczy?
- No wiesz, technicznie to może być, ale z ilością gorzej – mruknął Malnih przesuwając ręce z talii kochanka na jego pośladki. Delikatnie lecz stanowczo przyciągnął go do siebie.
- Ktoś tu się chyba rozochocił – mruknął Marek zanim elf zamknął mu usta pocałunkiem.
- To wszystko twoja wina – wyszeptał Malnih z trudem odrywając się od Markowych ust. Jego ręce powędrowały pod koszulę, zamykając Marka w łapczywym objęciu. – Tak bardzo cię pragnę. Tak bardzo chce poczuć twój smak, doprowadzić cię do granic szaleństwa, byś nie myślał o czym innym, tylko o mnie, przez cały czas.
- Więc weź mnie – wyszeptał Marek w usta kochanka, po czym wsadził ręce w jego spodnie i szybkim ruchem zsunął je. Potem błyskawicznym ruchem pozbył się koszuli, która nagle stała się strasznie ciężka i duszna. Wpił się łapczywie w usta elfa. Jego ręce błądziły po ciele kochanka zachłannie, jakby chciały coś zabrać zanim zostaną nakryte. Malnih z trudem oderwał się od ukochanego. Przez chwilę stał nic nie robiąc, a jedynie wpatrując się w jego oczy, jakby szukał w nich potwierdzenia, ze to co robi, jest właściwe. A kiedy zobaczył w nich pożądanie, pchnął Marka w pierś, tak, że ten poleciał do tyłu. Nie próbował się bronić w żaden sposób, jedynie odruchowo wyciągnął ręce, by zamortyzować upadek, chociaż pchnięcie nie było na tyle mocne, by stała mu się jakaś krzywda. Więcej w tym było niecierpliwości i pożądania, niż jakiegokolwiek negatywnego uczucia.
Nie przerywając połączenia wzrokowego, wyprostował nogi i podpierając się na ramionach delikatnie uniósł biodra. Kochanek właściwie zrozumiał ten gest. Ukląkł i pewnym, choć zdaniem Marka zbyt powolnym ruchem, ściągnął mu spodnie. Odkąd zamieszkali razem Marek nie nosił bielizny, uważając, że jedynie przeszkadza, więc gdy elf ściągał z niego spodnie, jego naprężony członek podniósł się błyskawicznie.
- Piękny – wyszeptał Malnih wpatrując się w markowe przyrodzenie. Ten zawstydzony opadł na ziemię i nakrył twarz ramieniem. Nie chciał, by Malnih widział jak się czerwieni. Zawsze wydawało mu się, że czerwienienie się, to takie babskie, a teraz sam tego doświadczał i nie mógł nic na to poradzić. Nagle z gardła wymknął mu się jęk przyjemności, gdy poczuł jak usta elfa zamykają się na jego członku. Odruchowo wypchnął biodra do góry. Wsadził palce we włosy kochanka, ale nie po to by nadawać rytm jego pieszczocie, Malnih doskonale wiedział jakie tempo jest najlepsze, ale by dać też odrobinę przyjemności kochankowi. Tylko na tyle mógł sobie pozwolić, zakleszczony w uścisku ust elfa i jego rąk chaotycznie błądzących po markowym ciele. Przyjemność powoli zbierała się i wędrowała wzdłuż całego ciała do jednego punku i gdy już wydawało się, że zamanifestuje swoje zwycięstwo eksplodując intensywnością odczuć, Malnih uwolnił przyrodzenie kochanka i zanim tamten ochłonął zaatakował jego usta. Marek łapczywie wpił się w jego, jednocześnie obejmując go rękami i nogami, jakby chciał przyciągnąć elfa jeszcze bardziej do siebie, jakby chciał się z nim zespolić w jedno. Nagle Malnih oderwał się od kochanka i podniósł. Przez chwilę patrzył się na niego z uwielbieniem, a gdy w końcu na twarzy Marka zaczęło pojawiać się zniecierpliwienie, zwilżył śliną własnego członka, rozchylił nogi partnera i wszedł w niego.
- Tyle razy już to robiłeś, a ja wciąż mam przy tym dreszcze przyjemności – wysapał Marek zanim jego usta zostały zajęte.
Na początku Malnih nie robił nic, chcąc by jego kochanek jak najdłużej odczuwał przyjemność z połączenia, chociaż po coraz bardziej chaotycznych i niecierpliwych pocałunkach widać było jak bardzo musi się powstrzymywać, jak bardzo pragnie tego, co będzie dalej. W końcu zniecierpliwiony przedłużającą się biernością kochanka Marek zaczyna poruszać biodrami. Po sekundzie dołącza do niego Malnih. Najpierw powoli, sycąc się widokiem przyjemności przejmującej kontrolę nad mimiką twarzy ukochanego, a potem coraz szybciej i szybciej, pozwalając przejąć kontrolę nad własnym ciałem pożądaniu, które już dłużej nie daje się utrzymać w ryzach i zaczyna szaleć doprowadzając obu do orgazmu.
- Chyba powinniśmy się umyć – mruczy Marek, kiedy po wszystkim leży przytulony do elfa.
Malnih bez słowa wstaje, bierze ukochanego na ręce i zanosi go do płynącego w pobliżu strumyka. Nie jest on ani zbyt rwący, ani zbyt głęboki, ale można się w nim spokojnie umyć i poleżeć bez ryzyka utopienia się.
– Zmieniłeś się – mówi po chwili ciszy Marek.
- Wydaje ci się – odpowiada Malnih delikatnie przesuwając dłonią po ciele ukochanego zanurzonym pod wodą. Powinien pójść do chaty po coś do mycia, ale woli zrobić to samą wodą, bo wie, że w ten sposób zejdzie dłużej, a to oznacza więcej czasu na dotykanie tego ukochanego ciała.
- Nie wydaje mi się. Wcześniej byłeś strasznym mrukiem, a jak już się odezwałeś, to warczałeś. Teraz przez cały czas się uśmiechasz i nie warczysz już tak na mnie.
- Więc wolisz dawnego mnie?
- Zdecydowanie nie.
- To dobrze, - powiedział całując Marka w usta – bo trudno by mi było wrócić do tamtego. Przy tobie mam ochotę cały czas się uśmiechać.
- Jeść mi się chce – Marek szybko zmienił temat czując jak słowa ukochanego wywołują w nim zakłopotanie.
- Więc chodźmy coś ugotować. Powinno jeszcze być coś z tej sarny, którą ostatnio upolowałem.
Poszli do chaty. Marek wziął się za robienie posiłku, a Malnih siedział i wodząc za nim zakochanym wzrokiem przepędzał ciszę wynajdując najróżniejsze tematy do rozmowy. Po skończonym posiłku, kiedy Marek nie miał już nic do sprzątania, usiedli przed paleniskiem i czule objęci wpatrywali się w wesoło strzelające płomienie. Milczeli, uważając odzywanie się za profanację tej cudownej chwili.
Kiedy nie uprawiali seksu we wszystkich możliwych miejscach, ani nie ćwiczyli strzelania z łuku, Malnih chodził na polowania, a Marek pracował w ogródku, albo chodził do lasu zbierać grzyby i inne dary leśnego runa. Z okresu gdy pomagał Tahnirowi zbierać zioła zapamiętał dość sporo nazw i zastosowania niektórych ziół, dzięki czemu mógł ich używać do urozmaicenia smaku potraw, albo do komponowania mieszanek, które swoim zapachem wypełniały całą chatę. Na szczęście nie musiał używać tych leczniczych ziół, Malnih zawsze wracał bez jednego zadrapania, a te ranki, których on się nabawił podczas pracy w obejściu nie były na tyle groźne by wymagały leczenia. Zresztą nawet gdy taka się trafiło, wystarczyło poczekać na zielarza, który odwiedzał ich co jakiś czas, pojawiając się nie wiadomo skąd i sprawdzał czy niczego im nie potrzeba.
Na początku Marek był zirytowany faktem, że muszą żyć w odosobnieniu, z dala od innych elfów. Brakowało mu tego wioskowego harmideru, śmiechu dzieciaków, codziennych pozdrowień. Jednak gdy próbował szukać drogi powrotnej, wciąż natrafiał na wysoką pionową ścianę skalną, albo gubił się w lesie paraliżowany niewyobrażalną paniką, która przechodziła momentalnie, gdy tylko wracał w pobliże chaty. W końcu zrozumiał, że z tego miejsca nie ma ucieczki i pogodził się z faktem, że spędzi tu resztę życia. Po jakimś czasie zrozumiał, że takie życie nie jest aż tak złe, przecież miał Malniha, który na każdym kroku okazywał mu swoją miłość, często wprawiając go w zakłopotanie. Marek nie był przyzwyczajony do takiego traktowania. Nigdy od nikogo nie dostał ani bukietu leśnych kwiatów ani króliczej łapki na szczęście, ani naszyjnika z wilczych kłów, ani czegokolwiek wręczonego z miłością i uwielbieniem w oczach. Nigdy tez nikt go tak czule nie obejmował ani nie szeptał czułych słów przy byle okazji. To go z jednej strony zawstydzało, ale z drugiej sprawiało przyjemność. Dzięki temu dość szybko zapomniał, że chciał stąd uciekać, chciał żeby to trwało wiecznie.
Niestety sielanka nagle skończyła się. tego dnia, a właściwie nocy, obudził się nagle z szybko bijącym sercem i urywanym oddechem. Jakiś dziwny niepokój położył mu się cieniem na piersi i nie chciał odpuścić. Nawet ręka ukochanego przerzucona przez biodro wydawała się ogromnym ciężarem, chociaż co noc przed zaśnięciem marudził, że bez niej nie będzie w stanie zasnąć. Ostrożnie uwolnił się z objęć śpiącego Malniha i wstał. Podszedł do beczki z wodą i wypił duszkiem cały kubek, licząc, że to go trochę uspokoi. Niestety tak się nie stało. Otworzył okno licząc, że chłodne nocne powietrze przyniesie ukojenie. Niestety też nie pomogło. Zirytowany poszedł nad strumień z zamiarem pomoczenia się trochę. Niestety nie dotarł tam. Nagle oślepił go blask światła, który pojawił się nie wiadomo skąd. Odruchowo zakrył oczy ramieniem, a gdy je w końcu zabrał, zobaczył, że stoi przed nim, a właściwie lewituje jakieś pół metra nad ziemią, kobieta w długiej do kostek zwiewnej sukni. Elfka o długich blond włosach.
- Witaj Marku – powiedziała łagodnie, z uśmiechem na twarzy. – Jestem bogini Luna.
- Taaa, a ja jestem miś Yogi – mruknął. – Wybacz, kobieto, ale nie wierzę. Bóg nie istnieje. Jesteś tylko moim snem, dość realnym, przyznaję, ale jednak snem.
- Oj, Marku, Marku… - Żyjesz tu już tyle czasu, a wciąż jeszcze myślisz tymi ograniczonymi kategoriami swojego świata. Dlaczego próbujesz wszystko racjonalizować? Dlaczego nie chcesz zrozumieć, że to jest inny świat, rządzący się innymi prawami? Świat pełen magii.
- Jak byś nie była wytworem mojego snu, to byś zaraz narobiła rabanu, że jestem bezwstydny i pokazuję ci się nago. Baby zwykle tak robią.
Bogini roześmiała się rozbawiona.
- Widziałam niejednego elfa nago, wszakże to ja dałam im życie, ja ich stworzyłam, jeśli jednak to ci przeszkadza… - wykonała niewielki ruch ręką i na ciele Marka pojawiło się ubranie.
- Niezła sztuczka – mruknął sprawdzając czy ubranie jest prawdziwe – ale i tak wciąż uważam, że jesteś tylko moim snem.
- Niech więc będzie, że jestem twoim snem. Czy to będzie przeszkodą w naszej rozmowie?
- Nie, skąd. Mogę rozmawiać. Czegóż więc chcesz ode mnie? Dlaczego śnisz mi się akurat ty i akurat teraz?
- Czas byś wypełnił swoje przeznaczenie.
- A jakie niby ono jest?
- Rasa elfów powoli, lecz nieubłaganie dąży do wyginięcia. Na początku, gdy ziemię zamieszkiwały tylko zwierzęta i rośliny, dałam im życie. Nauczyłam jak mają żyć w harmonii z przyrodą, szczęśliwi. I żyli, jedno ogromne plemię, zjednoczone jedną myślą, jednymi dążeniami. Aż pojawili się ludzie i wprowadzili rozłam między moje dzieci. Posiedli magiczną moc, którą wykorzystywali niewłaściwie, niszcząc to, co stworzyłam. Elfy zaczęły przejmować ludzkie zwyczaje, mieszać się z nimi i powoli zapominać o swoim dziedzictwie. Aż w końcu doszły do punktu w którym zaczęła się ich destrukcja. Teraz jeszcze tego nie widzą, a gdy zobaczą będzie za późno na ratunek. Nie mogę na to pozwolić. Nie mogę patrzeć bezczynnie jak giną moje dzieci. Każda zmiana prowadząca do destrukcji wbija się cierniem w moje serce. Ty uwolnisz moje dzieci, zatrzymasz destrukcję.
- Niby jak? Twierdzisz, ze to ludzie są za wszystko odpowiedzialni. Mam z nimi walczyć? Jak byś nie wiedziała, nie jestem wojownikiem. Poza tym dlaczego sama tego nie zakończysz? Jeśli jesteś boginią, jak twierdzisz, to masz moc zdolną zniszczyć ludzi.
- To nie takie proste jak ci się wydaje, Marku – odparła kobieta ze smutkiem. – Ludzie przyszli z zewnątrz, spoza tego świata. Właściwie na początku to była jedynie niepozorna moc, która pojawiła się nagle, nie wiadomo skąd. Nie widziałam w niej zagrożenia sadząc, że da początek nowym radom, które zasymilują się z tutejszą florą i fauną i będą żyć z nim w symbiozie, jak moje dzieci. I dała początek ludziom, którzy zaczęli niszczyć wszystko w koło prowadząc do nieuchronnej zagłady. Niestety, gdy to zrozumiałam było już za późno, nie byłam w stanie uchronić moich dzieci. Moc, która stworzyła ludzi stała się zbyt potężna i odporna na moją magię. Do jej zniszczenia potrzebna była inna moc pochodząca z zewnątrz. Dlatego właśnie sprowadziłam tutaj ciebie. Wraz z Malnihem dacie początek nowemu rodowi, który rozrośnie się niczym zdrowe i silne korzenie drzewa. W tych korzeniach będzie płynąć zarówno stara magia, jak i nowa. Z ich połączenia powstaną owoce, które przywrócą ład i harmonię tego świata.
- Wszystko pięknie cacy, tylko widzisz, bogini, w twoim planie jest jeden poważny błąd.
- Jaki?
- Dwóch facetów nie może mieć dziecka. To jest technicznie niemożliwie.
Bogini roześmiała się rozbawiona.
- A ty wciąż próbujesz wszystko zrozumieć używając tego ograniczonego myślenia.
- Wcale nie jestem ograniczony, mam wysoki iloraz inteligencji, choć przyznaję, nie używam jej w stu procentach – burknął Marek zirytowany z lekka.
- To jest świat pełen magii, dać dziecko dwóm kochającym się mężczyznom to żaden problem. - W tym momencie bogini wykonała niewielki ruch ręką. – Wystarczy coś takiego i już problem rozwiązany.
- Co takiego? –zainteresował się.
- Spójrz na siebie.
Marek spuścił głowę, by obejrzeć własne ciało i zobaczył dość spore wybrzuszenie na klatce piersiowej.
- Niemożliwe, cycki? –zdumiał się i złapał się za biust chcąc sprawdzić czy jest prawdziwy. Był prawdziwy. Przez materiał koszuli wyraźnie czuł własny dotyk. Ściągnął koszulę. W świetle księżyca zobaczył dwie kształtne, dość spore piersi. Złapał je rękami i ścisnął. – JA pierdolę… mam swoje własne cycki. Teraz będę Se je mógł macać i tarmosić do woli i żadna baba nie da mi w pysk – mruczał do siebie ugniatając i pieszcząc piersi. – Teraz już wiem jak się czują baby kiedy się bawić ich cyckami – mruknął skupiając się na tarmoszeniu sutków. – To naprawdę przyjemne.
W pewnym momencie przyszła mu do głowy pewna myśl. Aż znieruchomiał, gdy dotarł do niej jej sens. Aby ją potwierdzić wsadził ręce w spodnie. I nie wymacał tego, co powinien. Chcąc się upewnić, zupełnie nie krępując się obecnością kobiety, spuścił spodnie. I sprawdził się najczarniejszy scenariusz.
- Ej! – krzyknął wzburzony. – Na to się nie zgadzam! Cycki mogą być, ale fiuta to mi oddaj! Jak ja teraz będę szczał?!
Bogini roześmiała się rozbawiona.
- Sam dojdź do tego.
- To nie fair – jęknął.
- Nie przejmuj się, to tylko czasowe. Gdy urodzisz dziecko zwrócę ci twoją dawną postać.
- Ciekawe jak ja je niby mam urodzić. Przecież Malnih się nie zgodzi robić tego z babą.
- Nie będzie nic wiedział. Nałożę na wszystkie jego zmysły czar, dzięki czemu wciąż będzie widział dawnego ciebie. On nie może znać prawdy.
- No dobra, a co potem? Będziesz go zwodzić przez całe dziewięć miesięcy? Nawet jeśli będzie widział mnie jako faceta, to wyda mu się podejrzane, ze nie mogę wszystkiego robić, bo mój niewidzialny babski brzuch mi w tym przeszkadza.
- Dlatego zaraz po tym jak zakiełkuje w tobie nowe życie będziesz musiał stąd odejść.
- myślisz, że nie próbowałem stąd odejść? Nieraz. Niestety nie udawało mi się. Stąd nie ma wyjścia.
- To ja stworzyłam to miejsce, więc mogę znieść nałożone na nie ograniczenia.
- No dobra, odejdę. Jak wtedy wytłumaczysz Malnihowi, że mnie nie ma? Wiesz dobrze, że będzie cierpiał.
- O to już się nie martw – odparła bogini uspokajająco. – Nie pozwolę, by któreś z moich dzieci cierpiało.
- Obiecujesz? – zapytał podejrzliwie, na co bogini uśmiechnęła się jeszcze raz. – Co w takim razie ja mam robić przez ten czas?
- Ponieważ jesteś człowiekiem, będziesz żył między ludźmi. A gdy przyjdzie czas rozwiązania wrócisz tutaj.
- A nie mogę wrócić jakoś wcześniej? – wybąkał niepewnie. – Jeśli Malnih zobaczy mnie jako kobietę i nie będzie wiedział, ze to ja, to wszystko będzie w porządku, nie?
- Dlaczego tak bardzo chcesz to wrócić?
- Bo ci nie wierzę i chcę mieć pewność, że nie będzie cierpiał po moim zniknięciu. On nie jest z tych, co to nienawidzą ludzi, więc ludzka kobieta, w dodatku niegroźna, bo w ciąży, nie powinna stanowić dla niego problemu. A może zdobędzie na tyle jego zaufanie, że uda jej się pocieszyć i dotrzymać towarzystwa…
- Tak bardzo go kochasz? – zapytał ciepło.
- Wcale nie – burknął zawstydzony odwracając głowę.
Bogini roześmiała się.
- Dobrze więc, niech tak będzie. Pójdziesz między ludzi na cztery miesiące, a resztę czasu będziesz mógł spędzić z nim. Ale pamiętaj, nie możesz ani jednym słowem czy gestem zdradzić się kim jesteś. Nawet gdy będziesz widział jego ból i tęsknotę, musisz milczeć, inaczej zaprzepaścisz wszystko, nie tylko przyszłość elfiej rasy, ale także życie swoje i Malniha, a tego byś chyba nie chciał, czyż nie?
- Nie chciałbym – pokręcił przecząco głową tak mocno, ze aż go szyja zabolała.
- Zatem wszystko wyjaśniliśmy. Wracaj więc do niego i wypełnij swoje przeznaczenie – powiedziała bogini i wykonała niewielki ruch ręką. Niewidzialna siła zaczęła ciągnąć Marka w kierunku chaty.
- Zaczekaj! – wyciągnął rękę w stronę oddalającej się kobiety. – Skąd będę wiedział, że muszę odejść? Kiedy będę mógł tu wrócić?
- Wszystko w swoim czasie. Będziesz wiedział – głos bogini cichł coraz bardziej aż w końcu umilkł zupełnie, a Marka ogarnęła ciemność i stracił wszystkie zmysły.












Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum