ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
To ja, elf 7 |
Serce zaczęło mu walić jak oszalałe. Czy tak właśnie odchodzą elfy? Po prostu znikają? Nie to, niemożliwe, przecież musi coś po nich zostać… Bez większej nadziei, z rozpaczą w głosie wykrzyknął:
- Malnih! – Niestety odpowiedziała mu cisza. Bezsilny opadł na kolana i ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego? Dlaczego teraz, gdy już się z tym pogodził, wszystko się sprzysiega przeciwko niemu?
- Co robisz? – usłyszał nagle za plecami. Odwrócił się i zdumiony zobaczył elfa stojącego na własnych nogach. I chociaż wciąż wyglądał blado, a worki pod oczami postarzały go, to jednak było w nim coś takiego…
- Jak się czujesz? – podszedł do Malniha, z niepokojem obserwując jego reakcje. I wyraźnie widział, że elf oddycha bez problemów, a jego ciało nie trzęsie się z wysiłku, jak poprzedniego dnia. – Tak w ogóle to gdzieś ty zniknął. W każdej chwili możesz… - to słowo nie chciało mu przejść przez gardło - … a mimo to gdzieś znikasz?
- Głodny się zrobiłem, to poszedłem do lasu. Niestety jestem zbyt słaby, nawet zające mi uciekały, mogłem tylko nazbierać owoców. – Pokazał prowizoryczny tobołek, który zrobił z kawałka własnej koszuli. Przez to, że przyciskał ją do brzucha, niektóre owoce rozgniotły się barwiąc materiał, lecz elf w ogóle się tym nie przejmował, bardziej dumny z tego, ile owoców udało mu się nazbierać. – Pewnie też jesteś głodny, co?
- Nie zmieniaj tematu. Ja się tu o ciebie martwię, a ty łazisz po lesie…
- Nie rozumiem tego, ale czuję się dobrze. Po tym jak powiedziałeś, ze mnie akceptujesz, obudziłem się nagle zdrowy. Wciąż jestem słaby, ale to inna słabość.
- A jeśli to takie polepszenie tuż przed… - zapytał Marek zduszonym głosem. Brwi Malniha zbiegły się w jednym punkcie. Popatrzył uważnie na Marka, po czym powiedział:
- Nie znam się na tym. Trzeba by spytać Tahnira. – Ruszył w stronę wioski, lecz Marek zatrzymał go łapiąc za rękę.
- Czekaj – A gdy elf spojrzał na niego zdziwiony, dodał; - Może najpierw zjedzmy te owoce, co? Namęczyłeś się, by je zerwać, szkoda by było je teraz wyrzucać.
- A, racja. Zapomniałem.
Usiedli i śmiejąc się wyjedli te z owoców, które jeszcze nadawały się do jedzenia. I chociaż nie najedli się nimi, ubrudzili twarze i musieli się nieźle namęczyć, by doprać koszulę Malniha, a Marek wciąż uważnie obserwował elfa, wypatrując oznak nadchodzącej śmierci, to jednak dobrze się bawili i kiedy już w końcu zmusili się by ruszyć w stronę wioski, byli w doskonałych humorach, chociaż Malnih był wyjątkowo powściągliwy w okazywaniu tego.
Kiedy szli przez wioskę, ścigały ich zdumione spojrzenia wszystkich elfów. Malnih jak zwykle miał nieprzeniknioną twarz, za to Marek miał wrażenie, że całe jego zdenerwowanie wyłazi z niego o drze się w niebogłosy: „Ej, ludzie, patrzcie tutaj!”
W końcu doszli do chaty Tahnira. Po raz pierwszy, odkąd go znał, Marek po raz pierwszy zobaczył elfa nie ślęczącego nad księgami, czy przygotowującego lecznicze mikstury, tylko siedzącego na ławce przed chatą i pykającego fajkę.
- A więc jednak? – zapytał medyk wesołym głosem. Marek mógłby przysiąc, że słyszał w nim też zadowolenie.
- Niby co? – burknął chłopak, udając, że nie wie o co chodzi.
- Już ty dobrze wiesz, co – Tahnir nie przestawał się uśmiechać. – W końcu go zaakceptowałeś.
- Skąd wiesz? – zdziwił się Malnih.
- Jakoś tak wyszło – mruknął Marek – nawet nie wiem kiedy.
- Nie zapominaj, że ja dużo wiem.
- Nie wiesz wszystkiego – próbował protestować Marek. – Nie wiesz co robiliśmy wczoraj…
- Mówisz o waszym połączeniu w jeziorze?
- Podglądałeś nam?! – zawołał zirytowany Marek.
- No skąd, nie jestem taki. Jeśli idę nad to jezioro to by się wykapać, albo nazbierać ziół.
- Więc skąd wiesz?
- Domyśliłem się po waszych minach i zachowaniu. – Tahnir roześmiał się. – Idziecie spokojnie obok siebie, nie patrzycie na siebie wilkiem. To oczywiste, że musiało coś zajść między wami. Zwykła rozmowa to za mało, zakładam więc, że doszło do czegoś więcej.
- Phi – mruknął Marek, na co medyk roześmiał się rozbawiony.
- To co, dokończycie teraz rytuał?
- Myślałem, że już go mam za sobą – jęknął Marek.
- Jeszcze tylko jedno.
- Co takiego?
- Odosobnienie – powiedzieli jednocześnie Malnih i Tahnir.
- A na czym to polega? – Nie wiadomo czemu, ale nagle Marek zaniepokoił się.
- Para, która pragnie się połączyć, udaje się w odosobnione miejsce i pozostaje tam tak długo aż doczeka się potomka. Dopiero wtedy mogą wróci do wioski. – odparł Tahnir.
- Że co?! Dziecko?! Tyś chyba na głowę upadł! – Marek zirytował się. – Przecież to fizycznie niemożliwe by dwóch facetów miało dziecko.
- Dlaczego? – zdziwił się medyk. – Bogini Luna wam pobłogosławiła. Odkąd żyję, nie pamiętam, by którakolwiek para zyskała tyle przychylności bogini.
- A ty znowu o tej jakiejś bogini… - warknął Marek. – Dobrze wiesz, że ja nie wierzę w takie bzdury. Jakaś wyimaginowana bogini…
- To nie są bzdury! – odezwał się milczący dotąd Malnih. – Może w twoim świecie ludzie nie okazują bogom należytej czci, lecz my elfy poważnie do tego podchodzimy. Poza tym bogini Luna nie jest wyimaginowana, ukazywała nam się podczas niejednego święta.
- No dobra, niech wam będzie – mruknął Marek ugodowo, widząc z jaką żarliwością Tahnir broni tego, w co wierzy. – Jednak wciąż uważam, że nawet ta wasza bogini nie sprawi by dwóch facetów miało dziecko.
- Nigdy nic nie wiadomo – odparł filozoficznie medyk – moc bogini jest nieograniczona.
- A co, jeśli takiej parze się nie uda zmajstrować dziecka? – zapytał Marek zdając sobie sprawę, że nie ma argumentów w tej dyskusji.
- Wtedy nigdy nie wracają do wioski – odparł stanowczo Tahnir.
- Czysty idiotyzm – mruknął Marek. – Czyli mamy żyć na wygnaniu z powodu jakiegoś głupiego przesądu?
- A ty znowu zaczynasz? – westchnął Tahnir. – Pogódź się wreszcie z tym, że jeśli chcesz żyć między nami, to musisz respektować nasze prawa i obyczaje, nawet jeśli się z nimi nie zgadasz.
- Dobra już, dobra – powiedział ugodowo Marek. Nie chciał się kłócić, bo dobrze wiedział, że to do niczego nie doprowadzi. A im bardziej będzie się upierał przy swoim, to tym bardziej się będzie denerwował. Zdążył się już przekonać, że jeśli chodzi o ich wierzenia, to elfy są nieprzejednane, chociaż w innych sprawach często się zdarzało, że ustępowali. – Więc co powinniśmy teraz zrobić?
- Ponieważ w miejscu odosobnienia będziecie zdani tylko na siebie, najpierw musimy sprawić by Malnih wrócił do dawnej formy. Zajmie to kilka dni. Prze ten czas będziecie żyć jak do tej pory, osobno. Uprzedzając wszelkie pytania i sprzeciwy, takie są reguły – dodał szybko widząc, że Marek otwiera usta by coś powiedzieć. – Jakoś wytrzymasz te parę dni bez seksu – dodał rozbawiony.
- Nie o to mi chodziło – mruknął Marek, na co medyk tylko roześmiał się.
- Idźcie do swoich chat i czekajcie aż wam powiem.
Marek i Malnih kiwnęli twierdząco głowami i bez słowa odeszli.
Jeszcze Marek nie zdążył wejść do chaty, gdy usłyszał pukanie. Za drzwiami stała Manali z wiklinowym koszykiem przykrytym lnianą ścierką.
- Witaj. – uśmiechnęła się. – Pewnie jesteś głodny, co?
Marek zdziwił się nieźle tą jej uprzejmością. Dobrze pamiętał jak udawała, że go nie zna, po tym jak się w wiosce rozeszło, że nie akceptuje ani rytuału ani Malniha.
- Szczerze mówiąc jestem – bąknął niepewnie, uważnie obserwując elfkę. Ta uśmiechnęła się od ucha do ucha i weszla do środka, od razu kierując się do kuchni.
- To dobrze, bo właśnie przyniosłam ci coś pysznego. Sama gotowałam.
- Nie trzeba było – wybąkał niepewnie Marek, siadając przy stole, podczas gdy Manali krzątała się po kuchni.
- Ty nie myśl, że to specjalnie dla ciebie robiłam. – Wzruszyła ramionami.
- Więc dlaczego mi przyniosłaś?
- A bo trochę mi zostało i już. – Wzruszyła ramionami.
- A oś ty dla mnie taka dobra, co? – postanowił jednak podrążyć temat. – Jeszcze niedawno udawałaś, ze mnie nie znasz.
- Dziwisz się? Nie chciałeś uszanować naszego zwyczaju.
- Aha. Więc teraz już jestem w porządku, tak? W ogóle skąd o tym wiesz?
- Tahnir mi powiedział – mruknęła sprawdzając gotującą się w kociołku potrawę.
- Papla jedna – mruknął Marek.
Kiedy jedzenie już było podgrzane Manali jeszcze chwilę posiedziała, uśmiechając się, zdaniem Marka wybitnie podejrzanie i w końcu poszła. Okazało się, że jedzenia starczy mu jeszcze na następny dzień.
Przez następne dni Marek doświadczył życzliwości jeszcze większej niż dotychczas. Nawet ci młodzieńcy, którzy chcieli go zlinczować nad jeziorem, teraz często oferowali pomoc gdy czegoś nie był w stanie zrobi. Był zdziwiony tym jak szybko elfom potrafią się zmieniać nastroje i jak łatwo potrafią zapominać.
Chociaż wszyscy w wiosce wiedzieli, że on i Malnih są parą, to jednak Marek przez te kilka dni w ogóle nie okazywał mu uczuć. Raz spróbował i strasznie głupio się czuł jak wszyscy z zaciekawieniem się na nich patrzyli. Nie był przyzwyczajony do takiego zainteresowania. Ograniczał się więc do obserwowania elfa podczas jego codziennych treningów z młodzikami. Bo mimo iż był osłabiony, to jednak od razu, jak tylko jasne się stało, że nie umrze, wrócił do codziennej rutyny. Chociaż teraz wyglądała ona nieco inaczej. Kiedy tylko był pewien, że żaden z jego uczniów nie widzi, odwracał się do Marka i uśmiechał, na co chłopak odwzajemniał się tak samo szerokim uśmiechem. A ponieważ ostatnio nikt w wiosce nie potrzebował jego pomocy, Marek mógł całe dnie siedzieć i obserwować ukochanego. I widział, jak powoli wraca mu jego dawna sylwetka.
Aż nadszedł dzień, gdy Tahnir kazał im obu spakować rzeczy i udać się w miejsce odosobnienia. Tego dnia medyk poprowadził ich głęboko w las. Marek z zainteresowaniem rozglądał się w koło przez całą drogę, gdyż nigdy jeszcze nie zapuścił się tak daleko. W pewnym momencie weszli do jakiegoś wąwozu. Szli przez dłuższy czas, aż w końcu zaczęło się już robić ciemno. W końcu doszli do gładkiej stromej skały, która zamykała ten koniec wąwozu.
- To tutaj? – zapytał Marek.
- Prawie – odparł Tahnir. Z przewieszonej przez ramię torby wyciągnął woreczek z tajemnicza zawartością. Wysypał z niego na rękę jakiś proszek, po czym dmuchnął nim w stronę skały i wypowiedział zaklęcie. Chwilę potem skała zaczęła się trząść i powoli rozsunęła się, tworząc przejście na tyle szerokie, by jedna osoba mogła przejść swobodnie. Medyk bez słowa ruszył przed siebie, a pozostali za nim. Kiedy przechodzili przez skałę, marek zadarł głowę do góry chcąc zobaczyć jak wysoka ona jest, ale zobaczył po obu stronach tylko gładką skałę ginącą tam, gdzie jego wzrok już nie sięgał.
Po kilku minutach wyszli z tego skalnego wąwozu. Marek nie przyznał się, ale był nieco rozczarowany tym, co zobaczył. Spodziewał się jakiegoś bajkowego krajobrazu, który by zapierał dech w piersiach, a tu, jego oczom ukazał się zwykły las, a właściwie niewielka polanka z trzema chatami podobnymi do tych w wiosce.
- A więc tu przyjdzie mi spędzić resztę życia – mruknął, na szczęście tak cicho, ze żaden z elfów go nie usłyszał.
- Możecie wziąć chatę, którą chcecie – odezwał się Tahnir. – Za jakiś czas odwiedzę was, by zobaczyć czy wam się udało zakończyć Rytuał Połączenia.
- Dobrze wiesz, że się nie uda tak, jak byś chciał – mruknął Marek.
- Nigdy nic nie wiadomo – odparł filozoficznie medyk. – Bogini Luna na pewno wam pomoże. Przecież nie zostawi w potrzebie swojej ulubionej pary.
- Taaa, już to widzę… A tak w ogóle, myślałem, że nas gdzieś zamkniesz, albo co, a ty ans przyprowadzasz w inne miejsce w lesie. Jak niby mamy żyć w odosobnieniu jeśli w każdej chwili możemy wrócić do wioski, nawet przez zwykły przypadek, na przykąłd podczas polowania?
Tahnir roześmiał się rozbawiony.
- To, że jesteś w lesie, nie oznacza, że wrócisz do wioski. To miejsce stworzyła bogini Luna i nałożyła na nie silne czary. I chociaż to jest część tego samego lasu, w którym położona jest nasza wioska, to jednak droga do niej jest ukryta. Jeszcze nikomu nie udało się stąd wrócić bez mojej pomocy. Tak więc możesz próbować ile chcesz, a i tak nie wrócisz do wioski. Na pocieszenie powiem, że jest szansa, że zanim zakończycie rytuał, pojawi się tu jeszcze jedna para, chociaż nic nie obiecuję. Dwoje młodych coraz częściej zerka ku sobie i tylko czekać aż zapragną się połączyć. Ziemia tutaj jest żyzna, więc możecie założyć ogródek. Tu macie nasiona – podał Markowi niewielki koszyk. – Ze zwierzyną tez nie powinno być problemu. Po tym jak Malnih wrócił do formy, nie będziecie mieli problemu z upolowaniem czegokolwiek. Będę do was zaglądał raz w miesiącu. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Nie, dzięki – odparł Marek.
Tahnir pożegnał się i otworzył skalne przejście. Chwilę potem skały zamknęły się.
- No i zostaliśmy sami – mruknął Marek. – Jakoś dziwnie się z tym czuję.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze – powiedział Malnih obejmując chłopaka od tyłu. Marek odruchowo złapał obejmujące go ręce i odchylił głowę do tyłu, kładąc ją w zagłębieniu szyi elfa.
- Dobrze, że jesteś tu ze mną – powiedział miękko zamykając oczy i delektując się bliskością ukochanego.
- Jestem – potwierdził elf. – I będę zawsze.
- To dobrze – odparł Marek po czym odwrócił się, by pocałować Malniha. Kiedy ich usta w końcu się rozdzieliły, Marek prychnął rozbawiony.
- Co cię tak śmieszy? – zdziwił się elf. – Aż tak kiepsko całuję?
- Skąd, całujesz super. Po prostu przypomniało mi się, jak się poznaliśmy i jak potem na siebie warczeliśmy. Wtedy wydawało mi się to śmiertelnie poważne, a teraz… Stoimy tu zakochani, przed naszą własną chatą, to nic, że z dala od wioski, miłość z nas paruje, jest cicho i spokojnie. Tamto wydaje się teraz takie zabawne. Zwłaszcza moja złość i twoje śmiertelnie poważne miny i mrukliwe odpowiedzi.
Malnih roześmiał się cicho rozbawiony.
- Masz rację, wydaje się takie odległe i nierealne.
- To co teraz robimy?
- Wybierzmy sobie chatę, a potem… może pójdę do lasu cos upolować na kolację, póki jeszcze jest wystarczająco widno.
- Masz rację.
Trzymając się za ręce ruszyli w stronę chat. Marek pomyślał, że może to całe odosobnienie nie będzie takie złe. I tak zwykle był sam, nawet jak chodził do roboty, to nie zadawał się zbytnio ze współpracownikami. Znaczy rozmawiał z nimi, czasami nawet wychodził gdzieś do baru, jednak nie wychylał się, nie opowiadał o sobie więcej niż to konieczne, a gdy kończył pracę, wracał do domu i zapominał o nich wszystkich znajdując sobie coś przyjemnego do roboty, coś, co lubił i co mógł wykonywać sam. Dopiero tutaj, w tej wiosce, pośród elfów, które wprawdzie okazały mu życzliwość i pomagały we wszystkim, jednak nigdy nie były ani natrętne ani wścibskie, jakby wyczuwały, kiedy chce być sam, Marek powoli się zmieniał, odnajdując przyjemność z obcowania z innymi. Wychodzi jednak na to, że jednak pisane jest mu życie w samotności, poza społecznościami ludzkimi. Mówi się trudno. Takie życie nie jest aż tak złe, zwłaszcza jak ma się przy boku kogoś, kogo się kocha.
Popatrzył z czułością na Malniha zaglądającego do szafek stojących w chacie, która odtąd miała być jego domem i poczuł się dziwnie spokojny. Przez myśl mu nawet przeleciala myśl, że w końcu jest spełniony.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|