The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 22:23:49   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
To ja, elf 5


Wkurzony maksymalnie poszedł nad jezioro, mając nadzieję, że panująca tam atmosfera uspokoi go. Niestety okazało się iż już ktoś tam jest. Sapnął gniewnie, wyraźnie zawiedziony i wrócił do lasu. Nie miał ochoty wracać do wioski, szedł więc przed siebie, nie zastanawiając się gdzie, dopóki prowadziła go jego wściekłość. A kiedy dopadło go zmęczenie, usiadł pod pierwszym z brzegi drzewem.
- Co oni sobie myślą – mamrotał gniewnie. – Że niby ja wziąłem ślub z tym cholernym dupkiem? Jeszcze czego. Chociaż… czego ja właściwie tak się wkurzam, przecież u nas takie śluby nie są w ogóle respektowane. W dodatku z elfem…
Ta myśl wprawiła go w dobry humor, jednak dość szybko sposępniał, kiedy przypomniał sobie swój dom, robotę i to wszystko inne. Wtedy po raz pierwszy zatęsknił za tym. Nawet wiecznie wkurwiającego wszystkich i chamskiego kierownika wspomniał z rozrzewnieniem. W tym momencie po raz pierwszy od długiego czasu pomyślał o powrocie. Podniósł się z trudem obolałych mięśni i ruszył przed siebie. Jednak szybko usiadł z powrotem. Adrenalina kompletnie już z niego wyparowała i zmęczenie wzięło górę, a poza tym dotarło do niego, że nawet nie wie jak ma wrócić do domu. Jęknął zrozpaczony.
- Kurwa mać! – zaklął zirytowany. Będzie musiał wrócić doTahnira i spytać go o to. Tylko, ze teraz nie miał ochoty go widzieć. Zdenerwował go tą swoją gadką. Może jak mu przejdzie złość, wtedy z nim pogada, a teraz… Teraz stanowczo musi odpocząć i wszystko przemyśleć.
Od siedzenia na ziemi zaczął go boleć tyłek, więc poszukał porośniętego mchem miejsca i ułożył się na nim. Nawet nie zauważył kiedy zasnął.
Obudziło go zimno nocy.
- Kurwa mać! – zaklął, kiedy zdał sobie sprawę, że nic nie widzi i nawet nie wie w którą stronę musi iść, by dotrzeć do swojej chaty. – Ja pierdole, tak skrewić… Nie dość, ze żreć mi się chce, to będę musiał siedzieć to i czekać aż słońce wzejdzie. Marek, ty kretynie…
W tym momencie księżyc zaświecił mocniej między drzewami. Marek w zdumieniu aż otworzył usta. To, co teraz widział, zdarzało się tylko na filmach fantasty. Promień księżycowego światła powoli przesuwał się w jego kierunku, a gdy dotarł do jego stóp, zatrzymał się i przybrał postać zająca. Przetarł oczy, nawet uszczypnął się sądząc, ze wciąż śpi, jednak księżycowy zając nie znikał. Wyciągnął rękę próbując go dotknąć. Ręka przechodziła przez zająca jak przez promienie świetlne.
- Co jest grane?
Przesuwał ręką przez zająca, patrząc jak promienie księżyca, z którego był stworzony, rozświetlają jego skórkę.
- Fajny jesteś – powiedział, zupełnie zapominając o swoich obawach i podejrzeniach. Niech to nawet będzie i sen. Miłe sny zawsze są pożądane, a to, że jest taki nierealny… no cóż, nie zawsze można mieć wszystko co by się chciało.
Nagle zając stanął na dwóch łapkach, poruszył pyszczkiem i zastrzygł uszami, potem nagle puścił się biegiem przed siebie. Marek nie zastanawiając się, ruszył za nim. Zając co chwilę przystawał i oglądał się za siebie, jakby sprawdzał czy człowiek się nie zgubił. W pewnym momencie Marek przystanął i zaśmiał się rozbawiony. Cała ta sytuacja przypomniała mu piosenkę Skaldów. Zaczął nawet ją nucić.

Czy kto widział, jak biegnie króliczek ulicą?
Czy to widział kto,
czy to widział kto?
W naszym mieści szukali
króliczka ze świcą,
aż dopadli go,
aż znaleźli go...
Ho, ho! Ho, ho! Ho, ho!

Zniknął za rogiem
i przepadł jak szyszka.
Ale nie płaczmy, bo
ale nie płaczmy, bo
nie o to chodzi by złowić króliczka,
ale by gonić go,
ale by gonić go,
ale by gonić go!

A gdy skończył, rozbawiony roześmiał się jeszcze raz.
- hej, zaczekaj! – krzyknął do zająca, chociaż dobrze widział, ze tamtego go nie słucha, ale też, że nie dopuści, by Marek zgobił go z oczu. I kiedy zaczęło mu się to podobać, kiedy poczuł się jak małe dziecko, zając nagle zniknął.
- Hej, gdzie jesteś?! – krzyknął rozglądając się w koło. – No weź, nie chowaj się!
Jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi, ani nie zobaczył księżycowego zająca. Za to zobaczył, że znajduje się nad Jeziorem Marzeń. Odetchnął z ulgą. Nie zastanawiając się, ściągnął ciuchy i wbiegł do wody. Z ulgą zanurzył się całkowicie. Pływał chwilę pod wodą, a gdy mu zabrakło powietrza, na powierzchni. Podpłynął do wodospadu i usiadł tak, że woda smagała go po głowie i barkach. Próbował siedzieć tak, jak to czasami widział w różnych filmach, kiedy to główny bohater ćwiczył swoją siłę i charakter medytując właśnie pod wodospadem. Niestety nie dał rady wytrzymać zbyt długo, woda dostająca się do oczu i nosa, była cholernie denerwująca. Otworzył oczy i drgnął przestraszony. Przed nim ktoś stał. Niestety promienie księżyca świeciły zza pleców tamtego, więc nie rozpoznał kto.
- Tahnir? – zapytał z nadzieją w głosie. Złość, która czuł do elfa, już dawno mu przeszła i powróciło pożądanie. Nie otrzymał odpowiedzi. Intruz milcząco wyciągnął rękę i pogłaskał Marka po policzku. Chłopaka przeszły ciarki, dotyk był taki delikatny i czuły… Zamknął oczy, poddając się pieszczocie i zupełnie zapominając o denerwującej wodzie. Dłoń przesunęła się z policzka na szczękę, potem bark i pierś, przez cały czas delikatnie muskając skórę i dostarczając coraz więcej przyjemności. Marek wyciągnął rękę i dotknął piersi tamtego. Wyraźnie wyczuł dobrze rozwinięte mięśnie. Przyszło mu do głowy, ze to nie może być Tahnir, przecież on jest szczupły i na pewno nie tak umięśniony. Kim więc jest ten intruz? Otworzyl usta by zaprotestować, lecz zanim wydobył się z nich jakikolwiek dźwięk, zalała je woda, a potem zostały zamknięte ustami tamtego. Objęły go silne ramiona tamtego. W pierwszej chwili Marek spiął się i pomyślał o ucieczce, jednak szybko o niej zapomniał. Ramiona, choć silne, to jednak obejmowały go delikatnie, a dłonie tamtego pieściły każdy kawałek markowego ciała usta tamtego były równie delikatne, a długi brak kochanka i konieczność samodzielnego rozładowywania napięcia seksualnego, sprawiły, że zupełnie zapomniał o wcześniejszym strachu i oddał pocałunek. Chwile potem zupełnie zatracił się w pieszczotach i zupełnie nie obchodziło go, kim jest intruz.

***

Obudził się nagle. Podniósł się do pozycji siedzącej i przez chwilę siedział nieruchomo, jakby czegoś nasłuchiwał.
- A więc zaczęło się. Wkrótce przepowiednia się wypełni. O, bogini, daj mu siłę, by podołał temu, co mu przeznaczyłaś. Proszę, nie opuszczaj go, bądź mu podporą w chwilach zwątpienia. Prowadź go. Miej go w swojej opiece.
Kiedy skończył modlitwę, westchnęła ciężko i ubrał się. Wizje, które go nawiedziły, odebrały całkowicie sen i wsączyły w serce niepokój. Od dawna wiedział, ze ta chwila nadejdzie, wszakże starożytne księgi to przepowiedziały, jednak nie sądził, że tak ciężko to zniesie. Świadomość, że musi zatrzymać w sekrecie coś, co na zawsze odmieni losy wszystkich elfów, ciążyła mu jak nic dotąd. I nawet ziołowe napary, które przyrządzał według własnej receptury, nie pomagały. Jęknął i ukrył twarz w dłoniach.
- O bogini – wyszeptał – proszę, pomóż mu…

***

Resztki rozsądku mówiły mu, że powinien przestać, wyrwać się z ramion tamtego i uciekać, jednak przyjemność jaką odczuwał, ciepło bijące od tamtego i wciąż rosnące pożądanie zagłuszały wszystko. Oddech przyspieszał coraz bardziej, pocałunki stawały się coraz bardziej chaotyczne, dłonie coraz bardziej zachłanne i zaborcze. I nawet woda wciąż smagająca jego ciało, przestała istnieć. Teraz całym jego światem był tajemniczy kochanek, który rozpalał jego żar. Zarzucił nogę na biodro kochanka, a gdy ręka tamtego przesunęła się po markowym udzie i przycisnęła do ciała, Marek całkowicie zaufał tym silnym obejmującym go rękom i zarzucił drugą nogę na biodro kochanka. Objął go i zwiększył intensywność pocałunków. Nagle poczuł jak coś wdziera się w niego. Krzyknął z bólu, lecz szybko został uciszony ustani tamtego i uspokajającym szeptem:
- Wszystko będzie dobrze, nie bój się. Kocham cię.
Po chwili jego ciało przyzwyczaiło się. Rozluźnił się. Kochanek wyczuł to i powoli zaczął poruszać biodrami. Marek bez zastanowienia wychodził mu naprzeciw, zatracając się w ogarniającej go przyjemności i tym hipnotycznym szepcie.
- Kocham cię. Jesteś piękny, jesteś cudowny, kocham cię.
W końcu nadszedł orgazm. Marek znieruchomiał i naprężył się niczym struna, przez chwilę nie oddychając nawet. Resztkami świadomości czuł, ze kochanek też szczytuje.
W końcu zmysły wróciły.
- Kim jesteś? – zapytał, lecz zamiast odpowiedzi otrzymał tylko delikatny i pełen namiętności pocałunek. Po chwili trzymające go ręce zniknęły. – Zaczekaj! – krzyknął. Chciał się rzucić na znikającym kochankiem, lecz pośliznął się na mokrym kamieniu i zanurkował, łykając przy tym sporo wody. Zanim wychynął z wody i przestał kaszleć po tym, jak pozbył się wody z płuc, jego tajemniczego kochanka już nie było nigdzie widać.
- Cholera! – warknął i uderzył pięścią o wodę.
Wyszedł na brzeg i szybko ubrał się. Wrócił do swojej chaty i położył się spać. Zanim zasnął, marzył o swoim tajemniczym kochanku.
Obudził się dość wcześnie. Przez chwilę błądził wzrokiem bez celu po ścianach przypominał sobie ten dziwny, ale bardzo przyjemny sen. Bo to z pewnością był sen. Bo jak inaczej nazwać pojawienie się księżycowego zająca i tajemniczego kochanka, który dał mu nieziemski orgazm? Nad paleniskiem zagrzał wodę i napełnił nią drewnianą balię, która służyła mu za wannę. Namydlał się powoli i bez pośpiechu, jak co dzień. Potem powoli spłucze mydliny i powyleguje się zanim woda zupełnie ostygnie. Wtedy bez pośpiechu wytrze się i zrobi śniadanie, które będzie jadł powoli. O tak, będzie czerpał przyjemność z każdej czynności i kompletnie zapomni o tych głupotach, które powiedział mu Tahnir.
Jednak w jego przyjemną rutynę wdarł się zgrzyt. Kiedy namydlał się, zerknął na swoją pierś i zobaczył tam coś ciemnego. Spłukał mydliny i wpatrzył się w to. Tak dawno tego nie widział na swoim ciele, że wydawało mu się snem. Potarł palcem, nawet podrapał, ale nie chciało zejść. Malinki nigdy nie schodzą od drapania. Zrobiło mu się gorąco. A więc to nie był sen? On naprawdę uprawiał seks w jeziorze? Tylko z kim?!
Tak się tym odkryciem zdenerwował, ze zrezygnował ze swojego całego porannego rytuału i szybko się ubrawszy pobiegł do Tahnira.
- O, Marek! – Elf, pracujący dla odmiany w swoim zielniku, wyraźnie ucieszył się z wizyty chłopaka. – Przemyślałeś to, co ci wczoraj powiedziałem?
- Znaczy co?
- Rytuał Połączenia.
Marek westchnął.
- A ty znowu o tym.
- Znowu. To jest poważna sprawa. Nie rozumiesz, że musisz to zaakceptować? Bogini Luna połączyła ciebie i Malniha i nie możesz od tego uciec. Poza tym nie wiesz o jednym; elfy kochają raz przez całe życie. Jeśli ich miłość nie zostanie odwzajemniona, umierają.
- Bez przesady, nikt nie umiera do nieodwzajemnionej miłości – mruknął Marek. Zupełnie zapomniał po co przyszedł do Tahnira i wdał się z nim w dyskusję.
- Możę w świecie ludzi tak jest. Elfy inaczej podchodzą do spraw miłości. Dla nas kochać oznacza oddać się w całości tej drugiej osobie. Dosłownie. Jeśli któryś z nas się zakocha, a jego miłość nie zostanie odwzajemniona, umiera.
- A co, gdy miłość zostanie odwzajemniona, ale jeden z kochanków umrze? Co z drugim? Też umiera?
- Wtedy różnie bywa. Albo umiera z tęsknoty, albo godzi się ze śmiercią i żyje dalej, czekając na nową miłość.
- No dobra, a co to ma wspólnego ze mną? Ja nie jestem elfem.
- Ale Malnih jest. I cię kocha.
- A skąd niby to wiesz? – spytał z przekąsem. – Powiedział ci?
- On nic mi nie powiedział. Malnih jest bardzo skryty, nawet jak na elfa. Skryty i małomówny.
- To skąd wiesz, że niby mnie kocha?
- Gdyby tak nie było, nie połączył by się z tobą.
- A ty znowu o tym cholernym rytuale – warknął wyraźnie rozdrażniony Marek.
- Nie mówię o Rytuale Połączenia.
- To niby o czym?
- Wy ludzie mówicie na to „seks”, my „połączenie”.
- No tak, uprawialiśmy seks po tym przyjęciu, gdy się po raz pierwszy w życiu urżnąłem.
- Nie, wtedy nie doszło między wami do połączenia – odparł Tahnir.
- No bez jaj – prychnął Marek – przecież obudziłem się razem z nim w łóżku.
- Wtedy tylko spaliście w jednym łóżku. Wspólne łoże należy do kolejnego etapu Rytuału Połączenia.
- Coś tu kręcisz. – Popatrzył wilkiem na elfa. – Jeszcze niedawno mówiłeś, że nie wiesz czy spaliśsmy razem, że nie zaglądałeś nam do łóżka.
- Kłamałem. Sądziłem, że jeśli pomyślisz, że już doszło między wami do połączenia, przełkniesz ten fakt i pogodzisz się ze wszystkim.
Marek sapną zirytowany.
- To niby kiedy się połączyliśmy? – zapytał kpiąco Marek. - Jakoś nie pamiętam żadnych innych razów, a na pewno nie upiłem się drugi raz, żeby ominęła mnie ta „przyjemność”.
- Wczoraj w nocy.
- Że co? Skąd ty wiesz, co robiłem w nocy?! Podglądałeś nas?
- Nie gadaj bzdur. Spałem. Bogini Luna zesłała mi wizję. Pokazała ciebie i Malniha w jeziorze, pod wodospadem.
- Kurwa, to był Malnih?! Nie wierzę.
- A jednak.
- Ja pierdolę… - jęknął Marek i aż usiadł na ziemi.
- Powiedz, dlaczego nie chcesz zaakceptować Malniha? Jest naszym najlepszym łucznikiem, uczciwym i pracowitym elfem. Przecież już zaakceptowałeś nasz świat i to, że nie możesz wrócić do swojego. Dlaczego nie chcesz zaakceptować jego?
- Bo… - zaczął Marek, ale zamilkł. Przecież nie może mu powiedzieć, ze to właśnie przez niego nie może tego zaakceptować. Tahnir patrzył na niego wyczekująco. Marek sapnął zirytowany i bez słowa podniósł się i odszedł. Czuł jak to wszystko kładzie się ciężarem na jego sercu. Przez tyle lat zdążył się przyzwyczaić do tego, że nie ma nikogo bliskiego, teraz jak nigdy dotąd pragnął mieć kogoś, z kim mógłby porozmawiać, kto mógłby mu dorzuci co ma robić. Niestety, ze wszystkich elfów, najbliższy był mu Tahnir, a on był ostatnią osobą, której mógłby o tym opowiedzieć.
Wrócił do siebie. Postanowił zrobić sobie jakieś śniadanie, ale okazało się, ze nic nie ma, poszedł więc do Smerty. Zdziwił się, gdy elfka nie przywitała go swoim zwyczajowym uśmiechem, tylko burknęła powitanie.
- Co jest grane? – spytał, kiedy już wychodził od niej z koszykiem jedzenia, za które naprawił rozlatujący się fotel bujany.
- Nie respektujesz naszych praw i zwyczajów – burknęła.
- Przecież nie jestem jednym z was.
- Przyjęliśmy cię, a ty to zaakceptowałeś, więc jesteś jednym z nas, nawet jeśli różni San wygląd. Powinieneś więc przestrzegać naszych zasad.
- Ale… - Marek chciał powiedzieć coś na swoją obronę, ale Sterta zamknęła mu drzwi przed nosem, dając do zrozumienia, że rozmowa jest zakończona.
Marek tylko westchnął i wrócił do siebie. Przez resztę dnia pracował w ogrodzie, a gdy się zmęczył, rozłożył koc na trawie i leżał bezmyślnie gapiąc się w niebo.
Wciągu następnych dni Marek wyraźnie zauważył ochłodzenie stosunków między nim, a resztą mieszkańców wioski. Znaczy on starał się zachowywać jak zawsze, to elfy odnosiły się do niego grzecznie, wciąż dawały mu jedzenie w zamian za jego prace i rozmawiały z nim, jednak wszystko to robiły z pewnym dystansem i tylko tyle ile wymagała sytuacja. Starał się więc Marek unikać ich najbardziej jak tylko można było. Głównie siedział w swojej chacie, albo chodził nad jezioro. A gdy tylko był pewny, że nikt nie patrzy, uważnie obserwował Malniha. Elf całe dnie spędzał trenując młodych łuczników. I chociaż był surowy i wymagający, to jednak potrafił też pochwalić. I widział Marek z jakim uwielbieniem wpatrywali się w niego uczniowie. Jednak to jeszcze nie powodowało, że Marek zmieni zdanie i nagle zacznie go kochać. Nawet idealne ciało i mięśnie rysujące się pod ubraniem nie poruszały w nim żadnej struny, zwłaszcza tej odpowiedzialnej za uczucia. Wciąż jako swojego seksualnego partnera widział Tahnira.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum