The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:35:10   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
To ja, elf 4


Dni mijały Markowi spokojnie i leniwie. Jedyne co musiał robić to przygotowywać posiłki i gdy ktoś go o cos poprosił, naprawiać coś, albo pomagać przy pracach typowo domowych. Ale on nie miał nic przeciwko. Cieszył się kiedy po skończonej pracy otrzymywał szczery uśmiech. Przez to lubił wszystkich w wiosce. Z wyjątkiem jednego – Malniha. Często, kiedy nie miał nic do roboty, obserwował ćwiczących i widział jak uczniowie odnoszą się do niego z respektem i szacunkiem, czasami wręcz bojaźliwie. Widział też że on nigdy się nie uśmiecha i mówi niewiele i wszystkich traktuje tak samo, nie chłodno, ale z pewnym dystansem. Nawet Manali, która, jak zauważył Marek dość szybko, wyraźnie próbowała go poderwać.
Tym co lubił robić było pomaganie Tahnirowi przy zbieraniu ziół. Niestety nie mógł robić tego tak często jak by chciał, a to z racji tego, że Tahnir prowadził także szkółkę i niestety czasami potrzebował ciszy i spokoju by przeprowadzać sobie tylko znane tajemnicze eksperymenty. Marek nie chciał wnikać w charakter tych eksperymentów dopóki nie wiązały się one bezpośrednio z jego osobą. W takich chwilach, kiedy nie mógł być z Tahnirem, chodził nad jezioro. Nie wiedział czy ma ono jakąś nazwę, wiec postanowił mu nazwać nazwę, taką tylko na własny użytek. Pierwszego dnia, kiedy tam poszedł, siedział tam nieruchomo prawie cały dzień, wpatrując się w wodę i wsłuchując w odgłosy lasu. I w końcu wymyślił nazwę: Jezioro Marzeń.
To jezioro tak bardzo mu się spodobało, że kiedy nie mógł pomagać Tahnirowi, ani nie miał nic do zrobienia w swoim ogródku, przychodził tutaj i siadał nad brzegiem mocząc nogi, albo po prostu pływając. Na początku często myślał o swoim świcie i o tym jak może do niego wrócić. Były to niezbyt wesołe myśli i za każdym razem zostawiały w sercu dziwny niepokój. Kiedy przychodził nad jezioro, zupełnie o nich zapominał, jakby ta woda wysysała je z niego, zabierając ze sobą cały niepokój.
Przychodził tu też gdy jego ciało za bardzo reagowało na widok Tahnira. Woda pozwalała bez stresu rozładować napięcie i zmywała dowody słabości, a panująca tu atmosfera pozwalała się wyciszyć i chociaż na chwilę odegnać niepokój. W takich chwilach zupełnie zapominał o swoim świecie i wyobrażał sobie swoją przyszłość właśnie tutaj, wśród tej wspaniałej przyrody i niezwykle przyjacielskich elfów, do których zdążył się już przyzwyczaić, jakby mieszkał z nimi od urodzenia.
Jednak wszystko co miłe, musi się kiedyś skończyć. To sielankowe życie i marzenia o zdobyciu Tahnira zostały przerwane w dość brutalny sposób, a życie Marka wkroczyło na nowe tory. Tego dnia, gdy po przebudzeniu się wyszedł przed chatę, zobaczył dziwne poruszenie w całej wiosce. Zaintrygowany złapał przechodząca w pobliżu elfkę, której imienia w tej chwili nie mógł sobie przypomnieć.
- Co się stało? Czemu wszyscy są tacy… ożywieni?
- Za trzy dni obchodzimy święto ku czci naszej bogini, Luny. Wszyscy wzięli się za porządki i przygotowania do uczty.
- Mogę w jakiś sposób pomóc? – Marek w końcu przypomniał sobie imię kobiety – Narline.
Elfka zmarszczyła brwi przez chwilę zastanawiając się.
- Myślę, ze najlepiej będzie jak spytasz Smerthę, ona wszystko nadzoruje – odparła Narline po czym odeszła.
Marek posłusznie poszedł do chaty Smerthy. Elfka stała przed drzwiami i coś tłumaczyła innej kobiecie. Marek cierpliwie poczekał aż tamta odejdzie i zaproponował swoją pomoc. Smertha ucieszyła się z tego i zaprowadziła go na ogromny plac na obrzeżu wioski, na którym odbywały się wszystkie wioskowe imprezy. Wskazała mu stertę desek leżącą w centralnym miejscu.
- chcielibyśmy z tego zrobić rusztowanie, które przyozdobimy kwiatami. Pod nim będzie niewielki ołtarz na którym złożymy dary dziękczynne dla bogini. Będziesz w stanie to wszystko zrobić?
- Jeśli ktoś mi powie jak to ma wyglądać i zakładając, że starczy gwoździ i…
- Kaleb powinien się w tej kwestii orientować – elfka przerwała markową wyliczankę, wskazując szczupłego elfa pochylającego się nad jakimś planami.
- Dzięki serdeczne – Marek uśmiechnął się i podszedł do Kaleba. Po wszystkich powitalnych uprzejmościach powiedział: - Smertha powiedziała, że mam zbić z desek rusztowanie, które będzie przystrojone kwiatami i jakiś ołtarz.
- Tylko rusztowanie, ołtarz jest kamienny. Niestety ostatnie burze nadwerężyły rusztowanie, które mieliśmy do tej pory i trzeba postawić nowe.
- Podobno masz jakieś plany.
- Ano mam. - Wskazał ręką. – Według nich robiliśmy to poprzednie rusztowanie.
Marek pochylił się nad planami, modląc się w duchu by był w stanie je odczytać właściwie. Niestety nigdy nic nie budował i nie posiadał w tym kierunku żadnego wykształcenia, a nie chciał zawieść. Po części chciał się odwdzięczyć za to, że pozwolili mu tu zamieszkać i pomagali na każdym kroku, z drugiej strony, obudziła się w nim duma i najzwyczajniej w świecie nie chciał się zbłaźnić. Po chwili odetchnął z ulgą. Plany, chociaż naszpikowane nieznanym Markowi pismem, okazały się wystarczająco czytelne i po niewielkiej pomocy Kaleba powinien bez problemu na ich podstawie zrobić to, co mu powierzono.
- A zastanawialiście się nad skonstruowaniem innego rusztowania? – zapytał w pewnym momencie? Kaleb z zainteresowaniem popatrzył na chłopaka. – Ja bym to zrobił tak. – Odwrócił jeden z arkuszy z planami i zaczął szkicować. Kiedy chodził do liceum okazało się iż posiada talent plastyczny. Niestety nie wiązał z nim swojej przyszłości, więc i nie rozwijał go, jednak te szczątkowe umiejętności, które mu jeszcze zostały, pozwoliły mu nakreślić całkiem nowe rusztowanie. A żeby Kaleb lepiej sobie to wszystko wyobraził, narysował też wersję z kwiatami.
- To jest prześliczne! – wykrzyknął elf i klasnął z zachwytem w ręce, jakby był kobietą, a nie mężczyzną. – Smertha musi to zobaczyć! – I zanim Marek zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, złapał papier i pobiegł.
Marek westchnął i nie chcąc tracić czasu wziął się za przeglądanie narzędzi i materiałów chcąc sprawdzić czy starczy wszystkiego. Na szczęście narzędzia były w dobrym stanie, a gwoździ było całkiem sporo. Trochę go to uspokoiło, chociaż gdzieś tam na dnie wciąż czaił się niepokój, że coś się spieprzy. Kiedy w końcu skończył ocenianie zasobów, zobaczył jak w jego stronę biegnie wyraźnie zadowolony Kaleb i radośnie wymachuje rękami. To mogło oznaczać tylko jedno: Smertha zaakceptowała jego plan. Napełniło go to niemałą dumą, ale żeby elf nie zobaczył jak go to ucieszyło, przybrał możliwie najobojętniejsza minę i ponownie zaczął przeglądać narzędzia. A gdy elf w końcu przybiegł, z uwagą słuchał jego podnieconego głosu, nie chcąc go pozbawiać radości z faktu, ze mógł przekazać tą nowinę. Szybko wzięli się do pracy. Ponieważ Kaleb był wyjątkowo chętny do pomocy i wykazywał nawet smykałkę do prac stolarskich, skończyli jeszcze zanim słońce zaszło. Marek tak się wciągnął w swoją pracę, że gotów był pracować nawet w nocy, zapominając zupełnie o braku światła. Na szczęście elfom, które razem z nim budowały rusztowanie, udało się go przekonać, że m jeszcze całe dwa dni i na pewno znajdzie się dużo pracy przy której przydadzą się jego umiejętności. To mile połechtało jego ego i gdy szedł spać, był zadowolony jak nigdy dotąd. Pracy faktycznie było jeszcze sporo, bo nie tylko przy uczcie, ale też w prawie wszystkich obejściach. I chociaż kładł się spać późno i bardzo zmęczony, to jednak był zadowolony, wręcz szczęśliwy. Całe to podniecenie i radość wiszące w powietrzu udzielały się także jemu, mimo iż nie wierzył w boga, ani tym bardziej w jakaś ich boginię.
W końcu nadszedł dzień święta. Wszyscy zebrali się na placu, gdzie stały stoły zastawione różnorodnym jedzeniem i napojami, a pod ukwieconym rusztowaniem stał kamienny ołtarz. Marek nie chciał urazić uczuć religijnych elfów, ale też nie chciał uczestniczyć w tych wszystkich rytuałach, więc dyskretnie wycofał się tak, by wszystko widzieć, aleby inni go nie zauważyli. I widział jak Tahnir w odświętnej szacie staje przy ołtarzu i coś mówi do zebranych. Niestety do Marka dolatywały tylko strzępki słów, a nawet jakby słyszał wyraźnie, to i tak by nie mógł zrozumieć ich sensu. Za bardzo był skupiony obserwowaniem Tahnira. W tej odświętne szacie wyglądał wręcz zjawiskowo. Długie rękawy szaty odsłaniały szczupłe ramiona za każdym razem gdy wznosił ręce do góry, wznosząc modły do ich bogini.
W końcu wszystkie obowiązkowe rytuały zostały odprawione i wszyscy usiedli do uczty. Marek nie był pewien, gdzie może usiąść, więc stał niepewnie do momentu gdy jakiś elf porwał go i posadził obok siebie. Na szczęście znał tego elfa z widzenia, więc nie czuł się nieswojo, a różnorodność jedzenia i picia zapowiadała całkiem miła zabawę. I. wszystko było by fajnie gdyby naprzeciwko niego nie siedział ten gbur Malnih. Na szczęście tamten zupełnie go ignorował, więc on postanowił robić to samo i zajmować się jedzeniem oraz rozmowami z sąsiadami. A ponieważ jego sąsiedzi z obu stron okazali się bardzo sympatyczni, a jedzenie i napoje bardzo smaczne, szybko zapomniał o tym małym problemie i wciągnął się w zabawę.
W pewnym momencie z przerażeniem stwierdził, że stojący przed nim dzban z sokiem z winogron jest już kompletnie pusty. Rozejrzał się po stole. Zobaczył dwa dzbany, jeden w pewnym oddaleniu, po prawej i drugi, na wyciągniecie ręki po lewej stronie. Zajrzał do tego bliższego. Coś w nim było, sądząc po zapachu musiało to być dobre. Ostrożnie spróbował. Napój miał smak słodko kwaśny i wyraźnie wyczuł w nim jagody i jabłka. Najpierw nalał napoju do kubka, ale gdy musiał to powtórzyć już trzeci raz, doszedł do wniosku, że szybciej będzie jak zignoruje kubek i będzie pił prosto z dzbanka. Kiedy w końcu go opróżnił, świat wydawał mu się jakoś bardziej kolorowy i wesoły. I roztańczony. Stwierdził, ze wszystko to razem jest bardzo miłe i postanowił wypić jeszcze tego napoju, którego nazwy nawet nie znał. Niestety okazało się iż wszystkie dzbanki w pobliżu są puste, a gdy próbował wstać, by przejść do innych stołów, stwierdził, że nogi mu za bardzo zdrętwiały i trochę się plączą. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógł się upić. Przecież on nigdy nie pił. Jednak wypity napój tak bardzo mu posmakował, że postanowił za wszelką cenę go zdobyć. Niestety próby podniesienia się z ławy spełzły na niczym, po dziesiątej próbie był tak podminowany, że gotów był nawet wyrwać komuś kubek z ręki, aby tylko się napić. Korzystają z faktu, że obaj jego sąsiedzi byli zajęci rozmowami, szybko opróżnił ich kubki i zaczął się rozglądać za kolejnymi. I zobaczył jak naprzeciwko niego Malnih powoli podnosi do ust swój kubek. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, podniósł się i na czworakach wszedł na stół. Kubek w rękach elfa tak go hipnotyzował, że kompletnie zapomniał iż nie cierpi Malniha i nawet nie zwrócił uwagi na to, że rękę wsadził w jakiś placek. Kiedy w końcu przesunął się wystarczająco blisko, wyjął zdumionemu elfowi kubek z ręki i jednym haustem wypił jego zawartość.
- Pyszne – wymruczał rozanielony i popatrzył głupawo na Malniha. – A ty coś taki ponury? Uśmiechnij się. – Złapał elfa za policzki i rozciągnął je w uśmiechu. – No, tak już lepiej – powiedział uśmiechając się i poklepał go po policzku. – Straszny ponurak z ciebie, powinieneś częściej się uśmiechać. Ups, chyba cię ubrudziłem – dopiero teraz zauważył, że na policzku elfa zostawił resztki ciasta. – Trzeba by to wytrzeć, tylko nie mam czym. To nic – machnął ręką - poradzimy sobie inaczej. – Poczym zaczął zlizywać ciasto z twarzy Malniha. Nawet nie zauważył kiedy z policzka przeniósł się na jego usta.
- Smakujesz poziomkami – wyszeptał w pewnym momencie, odrywając się od ust. Podniósł zamglony wzrok i spojrzał prosto w zdumione oczy Malniha. – Będziesz moją poziomką? – zapytał, po czym nagle zamknął oczy i osunął się bezwładnie na pierś Malniha. Wśród siedzących w pobliżu elfów zapanowała cisza. Malnih bez słowa podniósł się i wziął Marka na ramiona.
- Spił się, trzeba go położyć spać – mruknął, chociaż nikt go o nic nie pytał. Przeszedł zaledwie kilka kroków, gdy nagle Marek obudził się.
- O, moja poziomeczka – zachichotał, po czym zarzucił Malnihowi ręce na szyję. Elf nie był na to przygotowany i Marek upadł na ziemię. – Ałć, boli – jęknął przetoczywszy się na brzuch próbował się podnieść. Niestety ciało nie chciało go kompletnie słuchać.
Wyraźnie zniecierpliwiony Malnih złapał go pod ramiona i podniósł do góry.
- Masz takie piękne oczy – wyszeptał Marek.
- Jesteś pijany, idziesz spać – mruknął Malnih.
- Tak mówisz? – zapytał Marek.
- Tak mówię.
- No to idę. – Ruszył, jednak szybko się zatrzymał. - Albo i nie. - Podniósł głowę do góry. – Jakie piękne gwiazdy. Słyszysz jak śpiewają? – Zaczął najpierw kołysać się, a potem poruszać nogami i kręcić się wokół własnej osi. – Gwiazdy śpiewają, że aż tańczyć się chce. Zatańcz ze mną. – Złapał Malniha za rękę i pociągnął. O dziwno,elf nie oponował i chwilę potem obaj kręcili się do wyimaginowanej przez Marka melodii. W pewnym momencie zatrzymał się i osunął w ramiona Malniha. Tym razem już się nie obudził.
Powrót do świata żywych okazał się wyjątkowo brutalny: łupanie w głowie, suchość w gardle, pieczenie, a wszystko to nasilało się z każdym jego ruchem. Jęknął i złapał się za głowę.
- Kurwa…
Chciało mu się cholernie pić. Odruchowo pomacał przy nocnym stoliku, gdzie zawsze trzymał butelkę z wodą na wypadek jakby się obudził w nocy, ale nic nie znalazł. Przez chwilę macał w koło, sądząc, że po prostu butelka się przewróciła i może przeturlała gdzieś dalej, ale nic nie znalazł. Zirytowało go to. Z ogromnym wysiłkiem otworzył oczy i schylił się. Szybko jednak zrozumiał, jaki błąd popełnił, łupanie w głowie omal jej nie rozsadziło. Jęknął i złapawszy się za głowę opadł na poduszkę.
- Kurwa… - jęknął znowu. – Co jest grane?
- Upiłeś się elfickim winem – usłyszał nagle obok spokojny głos. Drgnął przestraszony zupełnie zapominając o wszystkich swoich „dolegliwościach”. Odwrócił głowę w stronę z której doleciał głos... Następnej chwili siedział na podłodze z przerażeniem wpatrując się w wychylającego się spod kołdry Malniha.
- Co. Ty. Kurwa. Robisz. W. Moimo. Łóżku. – wysyczał powoli.
- Przykro mi, ale to jest moje łóżko – odparł spokojnie elf podnosząc się do pozycji siedzącej. Kołdra opadła i odsłoniła jego nagi tors. W pierwszej sekundzie Marek zapatrzył się w to idealnie wyrzeźbione ciało, jednak szybko wrócił do rzeczywistości przypominając sobie kto jest jego właścicielem. Kiedy w końcu słowa Malniha dotarły do jego skacowanego mózgu, rozejrzał się w koło i z przerażeniem stwierdził, że to nie jest jego chata.
- Kurwa, jak ja się tu znalazłem? – mruknął bardziej do siebie niż do elfa.
- Przyniosłem cię.
- A kto ci, kurwa, pozwolił?! – zirytował się.


- Ty.
- Ja? Chyba cię popierdoliło! – zirytował się. – Niby kiedy kazałem ci zanieść się do ciebie i jeszcze… jeszcze… - myśl, która dopiero teraz przyszła mu do głowy była tak porażajaca, że nie chciał dopuścić by wyszła na światło dzienne. Spojrzał na własne ciało i dopiero teraz zauważył, że jest kompletnie nagi. – Zgwałciłeś mnie! – wykrzyknął wściekły.
- Nie bądź niedorzeczny – odparł elf nad wyraz spokojnie. – Nic ci nie zrobiłem.
- I myślisz, że ci, kurwa, uwierzę?! – wrzasnął Marek. Złość aż z niego parowała. Tak bardzo, że nie był w stanie wydusić nic więcej. Złapał tylko swoje ubranie, które leżało porządnie złożone na krześle obok łóżka i wybiegł z chaty.
Zupełnie nie zwracając uwagi na zdumione spojrzenia mijanych elfów, wściekły do granic możliwości, pobiegł do swojej chaty. Kiedy był już w środku, zaryglował drzwi i wpadł do sypialni. Wściekłość dość szybko z niego wyparowała, ustępując miejsca potężnemu kacowi.
- Kurwa – jęknął ściskając głowę rękami. Gdyby był u siebie, to by poszedł do apteki po jakieś prochy, a tutaj? Jedyna „apteka” na jaką mógł liczyć to był Tahnir, chociaż nawet nie wiedział, czy on ma jakieś panaceum na kaca. Ale chyba nie ma wyjścia, trzeba iść do niego. Ale to potem, jak łeb przestanie tak pulsować.
Leżał nieruchomo, starając się w ogóle nie myśleć i czekając aż kac trochę odpuści, by mógł wstać i iść do Tahnira. Niestety nie doczekał się, zmęczony usnął.
Obudziło go pukanie i przytłumiony głos.
- Marek! Otwórz, to ja, Tahnir!
Przez chwilę mrugał oczami, starając się oprzytomnieć i zorientować gdzie się znajduje. W głowie kołatała mu myśl, która uporczywie nazywał niedorzeczną, że uprawiał seks z najbardziej przez niego znienawidzonym elfem.
- Marek, otwórz! – pukanie powtórzyło się.
Kiedy w końcu upewnił się, że jest u siebie, na dodatek sam, odetchnął z ulgą i wstał, chcąc wpuścić gościa. W ostatniej chwili, zanim odsunął zasuwkę, zorientował się, że jest kompletnie nagi.
- chwilka, tylko wrzucę coś na siebie! – krzyknął z lekką paniką w głosie i skoczył do sypialni. W pośpiechu założył spodnie i poszedł wpuścić gościa.
- Witaj – Tahnir uśmiechał się jak zwykle. – Jak się czujesz?
- Nie za specjalnie – mruknął.
- No ja się nie dziwię, wypiłeś całkiem sporo wina. Spałeś po nim cały dzień.
- O, kurwa – jęknął.
- Ale to jeszcze nic – głos elfa zaczął podejrzanie drgać. – słyszałem, że podobno siałeś potem zgorszenie lecąc z gołym tyłkiem.
Marek nic nie powiedział, tylko usiadł przy stole i schował twarz w dłoniach. W tym momencie przyszło mu do głowy, że coś z tego, co brał za niedorzeczną myśl, może być prawdą.
- Coś jeszcze robiłem? – zapytał cicho.
- Nic więcej.
- A… czasem nie przespałem się z kimś? – serce podeszło mu do gardła.
- A tego to ja nie wiem, do łóżka wam nie zaglądałem.
- „Wam”? – podniósł głowę, z napięciem wpatrując się w zielarza.
- No, tobie i Malnihowi. – Marek jęknął. – Oficjalnie mieliście do tego prawo, ale sądząc po tym jak się spiłeś, nie zdziwiłbym się jakby do niczego nie doszło.
- Jakie prawo?
- Jako małżonkowie…
- Co? – podskoczył wywracając przy okazji krzesło.
- Nie wiesz? Na wczorajszej uczcie, zgodnie z naszym rytuałem, staliście się parą, lub ludzkim językiem mówiąc, małżeństwem.
- Bez sensu, przecież dwóch facetów nie może wziąć ślubu.
- Dlaczego? To ludzie sobie nałożyli takie ograniczenie, my elfy w tej kwestii jesteśmy bardziej elastyczni. A nawet jeśli, to nie możemy sprzeciwiać się naszej pani, bogini Lunie.
- A co do tego ma jakaś wymyślona bogini?
- Po pierwsze: nie jest wymyślona. Składamy jej dary i raz do roku ukazuje się nam, by udzielić swego błogosławieństwa w czasie święta ku jej czci. Właśnie wczoraj było takie święto. Razem z Malnihem odprawiliście Rytuał Połączenia, a bogini wam pobłogosławiła. To wielkie wyróżnienie. Rzadko kogo spotyka taki zaszczyt.
- Mam gdzieś ten zaszczyt - warknął Marek. – O jakim rytuale mówisz?
- Rytuał Połączenia. Para, która chce się połączyć wykonuje pewne czynności w określonej kolejności. Najpierw jest picie ze wspólnego kielicha, potem dzielenie się jadłem, pocałunek i na koniec wspólny taniec. Wy dwaj przez to wszystko przeszliście, a na koniec jeszcze pojawiła się bogini Luna i was pobłogosławiła, więc oficjalnie jesteście parą. Musicie teraz razem zamieszkać.
- Z nim?! Nigdy w życiu! – wykrzyknął Marek impulsywnie. – Masz to cofnąć!
- Tłumaczę ci, ze nie mogę – odparł zielarz cierpliwie. – Żaden elf nie może sprzeciwić się woli bogini Luny.
- Mam to gdzieś! – wrzasnął – Ja tego nigdy nie zaakceptuję! – Po czym wyszedł z chaty wściekle trzaskając drzwiami.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum