ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Jeżeli jesteś gotowy 15 |
Rozdział drugi - Ważne sprawy
- Po prostu posłuchaj. Myślałem…
Och, naprawdę powinienem był wiedzieć lepiej. Zatrzymuję się na chwilę, by pozwolić mu na ciętą ripostę. Poczuje się dobrze ze swoim prawem. Zaskakująco nie odpowiada. Kontynuuję przemowę, którą układałem przez większość nocy, patrząc jak śpi. Mógłbym spędzić całe życie robiąc tylko to. Ale dzisiaj musimy opuścić lochy. Myśl o świecie zewnętrznym przyprawia mnie o mdłości. Jednak to nic w porównaniu do myśli, że nie będę mógł znowu leżeć obok niego, obserwować jak śpi, czuć go.
- Więc w klasie możesz być znienawidzonym draniem. A ja mogę cię za to karać w nocy. - Uśmiecham się i odwracam do niego. Jego wyraz twarzy jest twardy. Kamienny. Mój żołądek spada. Nie wiem czego oczekiwałem.
- Nie.
Jeśli rozsądek nie zadziała, to może błaganie.
- Sev.
- Nie. I nie mów tak do mnie - ucina wychodząc z łóżka i zakładając szatę.
- Dlaczego?
- Bo to nie moje imię.
Oh, ha ha.
- Nie to miałem na myśli i dobrze o tym wiesz. - Patrzy na mnie rozwścieczony. W tę grę można grać we dwóch. - Dlaczego? - pytam ponownie.
- To nie zadziała.
- Świetnie. Co więc proponujesz?
- Herbatę.
Herbata. Gra na zwłokę. Wychodzi z pokoju, a ja ubieram się. Staram się przygotować do obrony. Wszystko, co udaje mi się wymyślić, to „Potrzebuję cię. Umrę bez ciebie. Proszę, nie odpychaj mnie.” Jakoś myślę, że to by go bardziej przestraszyło. Ale to prawda. Może on nie rozumie, że jest jedyną rzeczą, która trzyma mnie w kupie. Między koszmarami i wspomnieniami, myślę, że oszalałbym tego lata. Ale on tam był. Cichy i niepozorny. Nie pyta, co się stało. Był Śmierciożercą, więc pewnie wie jak to działa. Mimo wszystko jestem mu wdzięczny. Nie pamiętam zbyt wiele, a te części, które pamiętam są zbyt okropne, że nie mógł bym znieść mówienia o nich. Nie potrafię nawet myśleć o tym, nie trzęsąc się jak tchórz. A kiedy zaczynam o tym myśleć, on zawsze tu jest, by mi przypomnieć, że nic z tego się nie liczy.
Kończę się ubierać i idę do salonu, gdzie on pije swoją herbatę. Siadam na najbardziej niewygodnym na świecie krześle i czekam aż coś powie. Czekam żeby mnie zniszczył. Dusi mnie panika.
- Więc?
- To nie może być kontynuowane - mówi cicho.
Przełykam gulę siedzącą w moim gardle.
- Co dokładnie nie może być kontynuowane? - Nie mogę mu na to pozwolić. Po prostu nie mogę pozwolić mu odejść. - W porządku. Mogę żyć bez seksu, ale…- Widzę jak jego wyraz twarzy zmienia się nieznacznie. On też nie chce tego kończyć. - Jesteś idiotą. Szczerze. Przecież i tak będziemy tam udawać. A ja… ty lubisz to tak samo jak ja. Nawet jeśli się do tego nie przyznasz. Zawsze mi powtarzasz, że nie powinienem się poświęcać. Myślę, że powinieneś zastosować się do swojej własnej rady.
Nie odpowiada. Gapi się na swoją herbatę i mogę sobie wyobrazić, że próbuje wymyślić sposób, aby wyjaśnić dlaczego to nie powinno być kontynuowane. Znowu ogarnia mnie panika. Klękam u jego stóp, przygotowując się na walkę.
- Spójrz. Zawsze to robisz. Zawsze próbujesz robić to, co uważasz za właściwe. Zdecydowaliśmy, że nie jest dobrze być razem. Ale jakoś… jesteśmy. I myślę, że… nie mamy wyboru. - Przypominam sobie słowa, które powiedział pierwszego dnia tutaj. - Jeśli nie chce słuchać moich słów, może posłucha swoich własnych. - Że… utknęliśmy. Razem.- Uśmiecham się, a on kuli się.
Wiem, że on nie chce tego kończyć. Potrzebuje mnie tak bardzo jak ja jego. To ci wszyscy ludzie tam, o których on się martwi. Oni nas osądzą. Podrą to, co jest między nami, ponieważ on jest starszy ode mnie. Ale wiem, że nawet jeśli spróbuje mnie odepchnąć, ja i tak tu w końcu wrócę. Jakkolwiek śmieszne by się to nie wydawało, nie mogę nazwać tego inaczej niż przeznaczenie. Przynajmniej mam taka nadzieję.
- A może… nie decydujmy o niczym. Zobaczymy jak sprawy się potoczą, jak już tam będziemy. Dobrze? - Wciąż nie odpowiada. Przenoszę się na jego kolana i jestem wdzięczny gdy nie protestuje. Muszę mu przypomnieć dlaczego to nie może się skończyć. - Severus? Powiedz coś.
- Muszę się napić.
Nie tego oczekiwałem. Ale przynajmniej nie było to ”Cieszę się, że się ciebie pozbywam. A teraz odwal się”. Znajduję pocieszenie w tym, że zmienił temat.
- Jest… 6.30 rano.
- Wiec mam dokładnie dziesięć godzin i trzydzieści minut, by przygotować się na świat zewnętrzny.
Świat zewnętrzny. Gdzie będę musiał leżeć noc po nocy i nie iść do niego. Gdzie będę musiał udawać, że go nie kocham i że to nie ma znaczenia, że jest tak daleko. Nagle potrzebuję być blisko niego. Muszę być z nim. W nim. We mnie.
- Myślę o lepszych sposobach na spędzeniu tego czasu.
Spogląda na mnie.
- Nie wątpię. - Decyduję się uciszyć go. - Harry…
Oddech więźnie mu w gardle i zauważam, że aktywował krzesło. Czuję jak pracuje pod moimi kolanami, które są po obu stronach jego nóg. Wzdycha i z drżeniem zamyka oczy.; prawie się z niego śmieję, ale decyduję się skorzystać z jego niezdolności do mówienia. To zdarza się tak rzadko. Przykrywam jego usta, wsuwając język między jego wargi, tak jak mnie nauczył. Delikatnie, płynnie. Mój język ślizga się chwilę po jego, zanim się wycofa. Ustami przytrzymuję jego dolną wargę - tylko koniuszki zębów, tak jak lubi. Wygląda na to, że odpowiada automatycznie. Zadowolony, że dał się całować. Nie sądzę żeby miał wybór. Odrywam się zanim niewidzialne palce zaatakują go. Po tym nic nie będzie sztywne, To byłby wstyd.
- Harry - rechocze marszcząc brwi. - Cholerne krzesło.
Śmieję się.
- O której przychodzi Dumbledore?
- Zabezpieczenia wygasną o piątej.
Figlarny błysk pojawia się w jego oczach.
- Sądzę, że powinniśmy wracać do łóżka. Potrzebujesz swojej siły na dzisiejszą noc - uśmiecham się.
- I właśnie dlatego nie wybieram się do łóżka z tobą. Złaź ze mnie. Nie masz żadnej pracy domowej do zrobienia?
Właściwie to jest pewna rzecz, którą powinienem dogłębniej przestudiować.
- Mhm ... Być może możesz pomóc? Co wiesz o byciu na górze?
- Złaź, ty nienasycony mały pederasto.
- Właśnie zamierzam.
Całuję go mocno w usta, a on spina się przez chwilę. Chwile potem jego ręce znajdują drogę do mojej koszulki i wędrują po moich plecach. Uśmiecham się w duchu zadowolony. Moje zadowolenie wkrótce blaknie na rzecz pożądania, gdy pocałunek nasila się. Odchylam poły jego szaty, by zobaczyć, że już jest twardy. Pragnie mnie. Nagle łóżko jest stanowczo za daleko. Chcę go. Tutaj.
On ściąga moją koszulkę, a ja zaczynam rozpinać pasek. Moje spodnie, wciąż te stare po Dudley’u, opadają rozpięte. Wstaje i zrzuca z siebie szatę. Staje przede mną blady, łagodny, nagi. Piękny. Wiem, że nikt inny by się z tym nie zgodził. Ale to czyni go jeszcze piękniejszym. A fakt, że to widzę, sprawia, że jest mój.
Pociąga mnie do siebie, a ja ciężko oddycham czując jego skórę obok mojej. Doskonałość. To jest jedyne słowo, jakie przychodzi mi na myśl, by opisać nas razem. On doskonali mnie. Ja doskonalę jego. Gdy jesteśmy razem, wszystko inne na świecie wydaje się odległe i wadliwe. Jesteśmy ciepli, spokojni i bezpieczni. Najpiękniejsza rzecz na świecie. My.
Jego erekcja naciska natarczywie na mój brzuch. Nagle wszystkie myśli o byciu na górze rozpływają się. Chcę go w sobie. Chcę żeby nigdy nie opuszczał mego ciała. Potrzebuję tego. Schronienia.
Jego palce podążają wzdłuż mojego kręgosłupa, a usta witają w środku. Jak mam żyć bez tego? Jak mógłbym? Ta doskonałość. Nie potrafię sobie wyobrazić, że on nie czuje tego. To takie realne. Zbyt silne, aby nie było odwzajemnione. Moje ramiona oplatają się wokół jego szyi i podciągam się na palcach by się do niego przybliżyć. Jeśli naprawdę byłoby coś takiego jak magia, przestalibyśmy być oddzielnymi osobami.
- Chcę cię we mnie - mówię. I nie mam na myśli jego członka. Mam na myśli jego. We mnie. Ze mną. Zawsze.
Niemożliwe.
Sięga po różdżkę, przypuszczalnie by wezwać lubrykant. Powstrzymuję go. Nie chcę tego.
- Nie chcę cię skrzywdzić - szepce. Jego ręka gładzi mnie po szyi, by spocząć pod brodą, odchylając moją głowę do góry.
Napotykam jego spojrzenie.
- Nie skrzywdzisz. Znaczy… nie w zły sposób… - nie potrafię wyjaśnić co mam na myśli. On zdaje się rozumieć. Zawsze rozumie. Wszystko co czuję. To, kim jestem. On po prostu wie.
Kiwa głową i przesuwa się za mnie, obejmując mnie od tyłu. Kładzie dłonie na moich ramionach i nakazuje mi klęknąć. Pochylam się nad krzesłem, gotowy.
Podskakuję na pierwszy dotyk jego oddechu nad moim tyłkiem, mój umysł wrze.
- Co… - Nie mogę dokończyć pytania, ponieważ jego język naciska na moje wejście, a mój mózg drętwieje. Akurat wtedy, gdy myślałem, ze seks nie może być lepszy…
Jęczę i stękam, i nie mogę robić nic więcej. Jego język przesuwa się wzdłuż szczeliny między moimi pośladkami, a następnie zachłannie atakuje wejście. Penetruje mnie, przesuwając się wzdłuż napiętego ciała, namawiając je do wypoczynku, przekonując, by się otworzyło, by zaakceptowało, by potrzebowało czegoś więcej. Czegoś w środku. Do języka dołączają palce, a ja o mało co nie dochodzę. Krzyczę i palec znika, a język zagłębia się jeszcze dalej. Niemal szlocham z przyjemności. Rękami przytrzymuje moje biodra w miejscu, gdy chowa twarz między moimi pośladkami. Jedna ręka wije się między moimi nogami i zaczyna pieścić mojego członka. W ciągu kilku sekund całe moje ciało wydaje się być popędzane by wywrócić się na zewnątrz. Krzyczę jeszcze raz i dochodzę, opadając na krzesło, zastanawiając się czy tak właśnie się czuje umierając z przyjemności.
Jego dłoń otula główkę mojego penisa, zbierając nasienie.
- Wstań - rozkazuje.
Nie ruszam się od razu. Moje serce wali, a nogi są jak z waty. On naprawdę nie może oczekiwać, że się ruszę. Nigdy. Śmieje się, a ja na próżno próbuję się podnieść. Decyduję się opaść, by usiąść na podeszwach pięt. Przesuwa się przede mnie i siada na krześle. Rozsmarowuje moje nasienie na swoim członku. Obraz, pomysł jest kurewsko niewiarygodny.
- Cóż, jeśli nie możesz temu podołać, sam to zakończę. - Uśmiecha się złośliwie i unosi brew. Wstaję. - Odwróć się.
Posłusznie wykonuję polecenie i czuję jego ręce na biodrach. Ciągnie mnie do tyłu, a jego nogi rozszerzają moje. Prowadzi mnie w dół jedną ręką. Podpieram się o poręcze krzesła, gdy on kieruje mnie bym usiadł na jego erekcji. Główka wchodzi z łatwością, a ja czuję pobudzenie mieszające się w moich jądrach. Bierze oddech przez zęby i wypuszcza jako jęk. Opuszczam się na niego powoli. Moje ciało płonie, gdy mu się poddaję. Wystarczająco nawilżenia do ułatwienia wejścia. To nie boli. Nie więcej niż chcę żeby bolało.
- W porządku? - pyta zdyszany.
Nie mogę mówić. Ani oddychać. Więc kiwam głową. Podnosi mnie trochę a potem ciągnie mocno w dół. Krzyczę gdy siedzę i opadam na jego pierś, łapczywie łapiąc oddech, jakbym nigdy tego nie robił. Jego ręce wślizgują się pod moje i całuje mój kark, muskając go oddechem. Wzdycham i napieram mocniej na niego, a on na mnie. Po raz kolejny chcę po prostu tak zostać - żeby jakoś wtopić się w niego. Moje ramiona krzyżują się nad jego, zmuszając je, by objął mnie mocniej.
Po chwili pozostawanie w jednej pozycji przestaje być opcją. Poruszam biodrami, a on gryzie mnie mocno w ramię, oddech grzęźnie mu w gardle. Rozsuwa nogi, rozchylając moje jeszcze bardziej. Jego ręce gładzą wnętrze moich uda aż do bioder. Podnosi mnie nieco do góry i w przód, a następnie wchodzi we mnie głębiej niż myślałem, że jest to możliwe. Podpieram się na poręczach fotela, trzymając się nieco w górze, podczas gdy on kontynuuje wchodzenie we mnie powoli, głęboko, aż czuję, że z każdym pchnięciem głaszcze moją duszę. Jedna ręka na moim ramieniu ciągnie mnie w dół na niego, a druga otacza mnie i gwałtownie chwyta moją nabrzmiałą erekcję. Pieści go leniwie, w rytm uderzeń własnych bioder. Powoli i łagodnie. Tarcie z niewielkiej ilości nawilżacza grozi podpaleniem mnie. Ciepło rozprzestrzenia się wokół całego mojego brzucha, zwijając się i kumulując. On kontynuuje swoje niezmienione tempo, a ja nie mogę nic zrobić by je przyspieszyć. Moje ręce zaczynają się trząść z wysiłku utrzymywania się w górze, ale nie chcę przestać. Nigdy nie chcę.
Ale wszystko musi się kiedyś ostatecznie skończyć…
Podnosi mnie i zniża nas obu na podłogę. Ja, na szczęście, wciąż mam dość rozsądku, by wyciągnąć ręce, by uchronić się od zagłębienia najpierw twarzy w dywanie. Opadam na łokcie, a on unieruchamia moje biodra zanim niemal całkowicie wycofa się, a potem wchodzi gwałtownie - zmieniając w ten sposób moje zdanie o tym, by trwało to wiecznie.
- Kurwa! - krzyczę, gdy uderzenie wysyła fale przyjemności przepływające przez całe moje ciało. Bierze mój okrzyk jako zachętę i robi to znowu i znowu aż nie mogę już dłużej sformułować słów.
W jakiś sposób on wciąż może.
- Dojdź znowu dla mnie, Harry… Chcę słyszeć twój krzyk…
Nagle czuję się jakbym został dźgnięty w brzuch. Zamykam oczy i powtarzam sobie, że to Severus, ale słowa krążą po mojej głowie i przeobrażają się.
Krzycz dla mnie chłopaku… chcę usłyszeć twój krzyk… no dalej, ty mały draniu… krzycz…
To nie powinno było być takie przyjemne. To eliksir. Nie ja. Zaciskam oczy i staram się skupić na nim, na jego ruchach. Właśnie tak powinno być. Z ochotą. Pragnąc. Wchodzi we mnie i czuję jak wytryskuje. Opadam na podłogę, a on przykrywa mnie swoim ciałem. Mam wrażenie, że jeśli właśnie teraz mnie opuści, to się załamię. Umrę.
- Co się stało? - pyta bez tchu.
- Co? - udaje mi się powiedzieć.
- Skrzywdziłem cię?
- Nie.
Zsuwa się ze mnie, a ja przygryzam wargę, żeby tylko nie błagać by tego nie robił. Oczyszcza nas obu. Udaje mi się utrzymać emocje pod kontrolą zanim spoglądam na niego. Uśmiecham się.
- Wszystko w porządku? - Jego głos jest odległy. Ostrożny. Przeklinam się za bycie durniem.
Wciąż się uśmiecham.
- Wszystko w porządku. Myślę, że po prostu… pierwszy raz prawie mnie zabił. Więc może byłem wyczerpany. - Siadam i całuję go. Patrzy na mnie sceptycznie, a ja zmuszam się by dzielnie wytrzymać jego przenikliwe spojrzenie, ale ramiona skrzyżowane na piersi zdradzają mój dyskomfort. Zauważa to, ale nic nie mówi.
- Wracajmy do łóżka - mówi cicho i wstaje, oferując mi rękę. Przyjmuję z wdzięcznością.
Nigdy mnie nie spytał, co się stało, gdy zostałem złapany. Myślę, że przynajmniej częściowo podejrzewał, co się stało. Mogę to powiedzieć po sposobie w jaki się zachowywał, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz po tym. Nie potrafiłem wyjaśnić, że muszę to zrobić. Że to nie w porządku, że moje ostatnie wspomnienie seksu było przerażające, kiedy mój pierwszy raz z nim był jedną z najszczęśliwszych chwil w moim życiu. To, że najszczęśliwszy dzień w moim życiu był bezpośrednio po najgorszym było w najlepszym wypadku mylące. Zrobiłem co mogłem, żeby bez mówienia o tym, przekonać go, że nic się nie stało. Myślę, ze nadal trzymam się nadziei, że pewnego dnia on będzie potrafił sprawić, że to odejdzie.
Wsuwamy się pod koc. Leży na plecach, jedną ręką obejmując mnie za szyję. Układam się obok niego i odpycham wszystkie złe myśli. Są częścią tego świata tam. Tutaj, w tym łóżku, jestem wolny od tamtego świata. On jest moim światem. Jedynym domem jaki znam.
- Wiesz, kocham cię.
Mruczy i gładzi mnie po ramieniu.
- Nie oczekuję, że powiesz to samo. Chcę tylko żebyś mi uwierzył.
- Spróbuj zasnąć.
Kładę się bliżej niego, starając się stać się nim. Któregoś dnia, jeśli będę sobie tego życzył wystarczająco mocno, to może stać się prawdą.
***
Patrzę w podłogę, siedząc przed kominkiem między Dumbledore a Severusem. Czuję się dziwnie mając tutaj kogoś innego. Urażony. Jakby jego obecność w jakiś spokój psuła spokój. Nasz świat. Przynosi wiadomości z zewnątrz. Słucham z roztargnieniem, wmawiając sobie, że nic z tego się nie liczy. To nie ma nic wspólnego ze mną. To odnosi się do chłopca, który wciąż jest zamknięty w schowku pod schodami przy Privet Drive 4. Zostawiłem go tam tego dnia, gdy Severus przybył mnie uratować.
Ale nadal muszę odgrywać swoją rolę.
Rozmawiają o najnowszych wydarzeniach w Ministerstwie. Nagłe pojawienie się Pettigrew pozostawiło sporo pytań na które należy odpowiedzieć. Kilka strategicznych przecieków wywołanych przez pewnych urzędników Ministerstwa rzuciło podejrzenia na Korneliusza Knota. Śmierci i zniknięcia. Oburzenie. Uważa się, że Voldemort powrócił. To nie ma nic wspólnego ze mną. Nie moje życie.
Chciałbym, żeby przestali o tym mówić tutaj. Na zewnątrz może być. Ale tutaj… to jak rozmawiać o dobrym seksie w kościele.
- Co z Blackiem - pyta Severus, zwracając moją uwagę.
- Jego sprawa została ponownie otwarta. Syriusz jest w areszcie w Ministerstwie. Zdobyli jego zeznanie pod wpływem Veritaserum. Dowody potwierdzają jego historię.
Nagle przychodzi mi na myśl, że jeśli Syriusz zostanie uwolniony, nie będzie powodu, bym pozostawał tutaj z Severusem. Syriusz się na to nie zgodzi. A ja nie mogę nic z tym zrobić. Robi mi się niedobrze. Chcę zwymiotować. Albo spać. Albo zniknąć. Uciec.
- Nie martw się, Harry - mówi Dumbledore. Patrzę na niego i uświadamiam sobie, że marszczyłem brwi. - Twoja rola w tej historii została wymazana z zeznania.
Och, Nawet nie sądziłem, ze mogę zostać za to ukarany. Przypuszczam, że powinienem. Ale to wydaje się takie absurdalne, że byłbym ukarany za coś, co zrobiłem w innym życiu. Mój wzrok podąża w stronę Severusa, który patrzy na mnie twardo. A potem na dyrektora. On nie może nadal być zły o to, czyż nie? To nie ma nic wspólnego ze mną. Z nami.
Prycha smutno.
Dumbledore wzdycha.
- No cóż, uczniowie niedługo przybędą. Harry, sugeruję byś przeniósł swoje rzeczy do dormitorium. Twoje książki i rzeczy na ten rok zostały już kupione. Pozwoliłem też sobie na kupienie ci nowych szat i nowej pary okularów. To Inteligentne Okulary, które dostosują się do twojej wady wzroku. Nowy produkt. Nawet pozwolą ci lepiej widzieć w ciemności. - Uśmiecha się.
- Dziękuję, proszę pana - odpowiadam. Ale tak naprawdę okulary sprawiają, że całowanie jest o wiele trudniejsze. Wolałbym raczej żyć bez nich.
- Nie ma za co. Powinieneś wrócić siecią Fiu. Właściwie to kiedykolwiek szwędasz się po szkole samotnie, prosiłbym, abyś używał sieci Fiu. Sieć została dostosowana do ciebie. Dam ci mapę, która pomoże ci się poruszać. Oczywiście biura nauczycieli i prywatne kwatery pozostaną zamknięte. Komnaty profesora Snape’a zostaną otwarte, chyba, że obaj zdecydujecie inaczej.
Ponownie patrzę na Severusa. Kiwa głową. Wypuszczam oddech, który nawet nie zauważyłem, że wstrzymywałem.
- Zobaczymy się więc na uczcie. Podejrzewam, że obaj cieszycie się, że już wychodzicie. - Mruga najpierw do mnie, a potem do Severusa. Staram się uśmiechnąć do niego. Cicho przeklinając go za zakłócenie mojego prywatnego raju. Dumbledore wstaje i podchodzi do drzwi. Wychodzi obiecując, że zobaczymy się wkrótce.
- Wścibski stary dupek - mamroczę. Severus prycha. Patrzę w górę. - Co?
- Panie Potter, tak się nie mówi o życzliwym Albusie Dumbledore. Lepiej uważaj na siebie, żeby ludzie nie zaczęli się nagle zastanawiać skąd pochodzi twój cynizm - uśmiecha się złośliwie.
Przesuwam się w jego kierunku i kładę głowę na jego kolanach. Jego palce wplątują się w moje włosy i rozluźniam się raz jeszcze. Próbuję wymazać z pamięci fakt, że to wszystko skończy się za parę minut. Jestem nieco zaskoczony, że się jeszcze nie wkurzył. Ogromnie mi ulżyło.
- Nie było tak źle, co? Nieźle sobie poradziliśmy, nie?
- Tak. Tak długo jak powstrzymuję się od myślenia o tym, co zrobiliśmy w tym fotelu zaledwie kilka godzin temu. - Wzdycha. - Więc, masz zamiar mi powiedzieć jaką odegrałeś rolę w ucieczce Black’a?
Mój żołądek kurczy się. Patrzę w górę.
- Nie.
- Pomogłeś mu, prawda? Przez cały ten czas miałem rację, tak?
- Dlaczego to ma teraz znaczenie? Znaczy… to było wcześniej.
- Ponieważ, Potter, ta noc zapisała się w mojej księdze jako jedna z najgorszych nocy w całej mojej egzystencji. I chciałbym wiedzieć co się stało. Dogódź mi. Przecież nie mogę cię ukarać, prawda?
- Tak, pomogłem mu. Musiałem. Był niewinny.
Kiwa głową.
- Jak?
Spuszczam oczy.
- Nie mogę ci powiedzieć. To nie tylko ja. Przepraszam. Jesteś zły?
- Tak. - Nie wygląda na złego. Kładę z powrotem głowę na jego kolanach. On dalej bawi się moimi włosami. Staram się nie myśleć, jak bardzo mi będzie tego brakowało. Bycia z nim w ten sposób. Nie chcę zastanawiać się, jakie życie będzie tam wśród tych wszystkich ludzi, którzy wciąż myślą, że jestem Harrym Potterem
- Boję się - słyszę jak sam mówię. Zaciskam usta zanim cokolwiek innego głupiego z nich wyleci.
- Nonsens. Jesteś Gryfonem, Potter. Przerażenie nie istnieje w twoim słowniku - mówi z sarkazmem.
- A co z tobą? - pytam. - Jak udaje ci się uczyć dom pełen uczniów, którzy chcą cię zabić?
Śmieje się.
- Bardzo wnikliwa obserwacja, panie Potter. Dziesięć punktów dla Gryffindoru.
- Lepiej żebyś nie mówił tego na zewnątrz. Ludzie będą wiedzieć, że coś się dzieje… Ale poważnie… - Patrzę na niego. - Jak… znaczy, poradzisz sobie, tak?
- Przypuszczam, że przyjdziesz mi z pomocą, gdy moje małe węże zdecydują się uderzyć? - szydzi. - Po namyśle, pozwól, że ujmę to inaczej: Spadaj, Potter. Jestem dorosłym facetem, który sam potrafi o siebie zadbać. Wbrew powszechnemu przekonaniu, nie wszyscy moi uczniowie są młodymi Śmierciożercami. A ci, którzy źle mi życzą, nie są na tyle głupi, by spróbować. To Ślizgoni, nie Gryfoni. Znają swoje granice.
Uśmiecham się ironicznie na domniemaną zniewagę i mrużę oczy.
- Wie pan, profesorze, Tiara Przydziału chciała umieścić mnie w Slytherinie. Sądziła, że sobie poradzę. Ale ja nie chciałem być w Slytherinie. - Pokazuję mu język.
- Co tylko dowodzi, że jesteś Gryfonem, niezdolnym do podejmowania mądrych decyzji. A teraz odejdź i idź tam, gdzie jest twoje miejsce.
Moje serce tonie, a głowa wraca na jego kolana.
- Tu jest moje miejsce - mruczę do jego kolan.
Jego ręce głaszczą moją głowę, zanim ją podniosą.
- Zobaczymy się na uczcie. A potem jutro w klasie. Zobaczymy jak dobre są twoje umiejętności aktorskie. Gwarantuję ci, będę bezwzględny - uśmiecha się.
Całuję go, pragnąc, by był jakiś sposób, bym mógł zamknąć w butelce mężczyznę - korkując Severusa. To byłaby lekcja eliksirów, której chętnie bym poświecił uwagę. Po chwili odpycha mnie.
- Kocham cię, Severus.
Patrzy na mnie, a potem kiwa głową.
- Wiem.
***
Jeśli siedzenie w dormitorium było dziwne, to siedzenie w Wielkiej Sali, obserwując wlewających się uczniów, jest przerażające. Hałas przyprawia mnie o ból głowy. Są tacy głośni - śmiejąc się i rozmawiając. Nagle rozumiem, dlaczego on zawsze wygląda tak zgorzkniale. Skupiam się na tym, by nie skulić się ze strachu pod burzą pozdrowień. Nigdy w życiu nie czułem się tak nie na miejscu. Jestem pewien, że inni słyszą moje serce gwałtownie walące w piersi. Duszę się. Spoglądam na niego dla otuchy. Nasze spojrzenia spotykają się i znów jestem w stanie oddychać.
- Harry! - woła Hermiona zanim podbiega i rzuca mi się na szyję. Staram się wyglądać entuzjastycznie. Ron klepie mnie po plecach, zanim usiądzie naprzeciwko mnie. Panikuję, gdy uświadamiam sobie, że nie mam im nic do powiedzenia. Moim najlepszym przyjaciołom. Czuję się, jakbym ich wcale nie znał. W tym samym czasie czuję się jakbym ich jakoś zdradził.
- Więc, słyszałeś coś o Wąchaczu? - pyta Ron.
- Nie ostatnio. Jest przetrzymywany aż do procesu.
- To wiemy. - Ron przewraca oczami.
Hermiona patrzy się na stół, wyglądając na zmartwioną.
- Hermiona, wszystko w porządku. Nie mamy kłopotów. To, co zrobiliśmy zostało wykreślone z zeznań.
Hermiona wypuszcza długie westchnienie ulgi i chowa twarz w dłoniach. Domyślam się, że wstrzymywała oddech odkąd Syriusz dal się złapać. Tak, jak ja powinienem był zrobić. Ale nie. Martwiłem się o to, czy będę zmuszony żyć z moim ojcem chrzestnym. W moim dotychczasowym życiu byłbym zachwycony. Ale teraz to wydaje się być takie… ograniczające… mieć opiekuna. Przeżyłem całe swoje życie bez rodziców. Trochę to teraz za późno by ich mieć.
Słyszę jak Hermiona sapie. Patrzę w kierunku w którym macha.
- Wypuścili go? Nie jest to trochę niebezpieczne?
Widzę jak profesor Lupin uśmiecha się do nas. Nie mogę uwierzyć, że nie zauważyłem wcześniej. Czy Dumbledore wspominał, że on wróci? Nie pamiętam. Mój wzrok biegnie w stronę Severusa, który rozmawia ze Sprout. Zastanawiam się jak on się czuje z tym, że Lupin wrócił. Zastanawiam się, jak ja się będę czuł, gdy będę miał okazję to przemyśleć.
- No cóż, pewnie potrzebowali kogoś, o kim wiedzą, że nie pracuje dla Sam Wiesz Kogo - mamrocze Ron. - Kogoś, kto wie, co on, do cholery, robi.
- No wiesz, ten ktoś próbował cię kiedyś zjeść - mówi Hermiona. Nie wygląda nawet w połowie na tak złą, jak sugerują jej słowa.
- Harry, wszystko w porządku? - pyta Hermiona.
Marszczę czoło.
- Tak, czemu?
- Wyglądasz na wkurzonego - Ron uśmiecha się.
Sprawdzam swój wyraz twarzy i uświadamiam sobie, że się krzywię. Nawet drwiąco.
- Myślałam, że mówiłeś, że nie będziesz z nim tego lata - mówi cicho Hermiona.
- Z kim?
- Z nim. Snapem.
Och. Oni nie mają pojęcia. Nadal myślą że spędziłem wakacje z Syriuszem. Ile wcieleń temu to było?
- Dlaczego uważasz, że byłem za Snape’m? - pytam niewinnie.
- Bo się marszczysz. Wyglądasz zupełnie jak on - chichocze Hermiona. Staram się zrelaksować twarz.
Ron wzdycha.
- Rany, Harry! To prawda. A twoje włosy... nie są aby bardziej tłuste? - Śmieje się.
- Odwal się - śmieję się i dotykam nieśmiało swoich włosów. Nie są tłuste. Jego też nie. Umyłem je dzisiaj po południu. Uśmiecham się tajemniczo i staram się odrzucić wspomnienie. To nic nie da, jeśli się teraz podniecę.
- Więc byłeś? - pyta Hermiona. Ta dziewczyna nigdy się nie poddaje.
- Trochę. - Spoglądam na niego ponownie. Wgapia się w stół Ślizgonów. Moje oczy śledzą linię jego wzroku i lądują na Malfoyu, który mnie obserwuje. Moje serce zamarza, gdy nasze oczy się spotykają. Uśmiecha się drwiąco. Moje oczy wędrują w panice na resztę jego grupy. Oni wszyscy patrzą na mnie. Crabbe, Goyle, Nott. Dzieci Śmierciożerców. Wszyscy patrzą. Wiedzą.
Biorę głęboki oddech, próbując się uspokoić. Jestem mgliście świadom McGonagall ogłaszającej rozpoczęcie ceremonii przydziału. Zaciskam mocno ręce na ławce i staram się nie trząść. Staram się ignorować spojrzenia wywiercające dziurę w mojej głowie.
Wmawiam sobie, że nie mogą wiedzieć wszystkiego. Ojciec Malfoy’a nie powiedziałby mu wszystkiego, prawda? Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, że ojciec chciałby żeby syn wiedział jak chory on jest. Ale jeśli Malfoy też stanie się Śmierciożercą, może cieszyłby się wiedząc. Jeśli ten uśmieszek jest jakimś wskaźnikiem, Malfoy jest tak samo pogięty jak jego ojciec.
Nie mogę oddychać, a moje serce wali, jakbym przebiegł mile. Mój umysł chmurzy się i wszystko słyszę jakbym był tunelu. Gdy wybuchają oklaski, też klaszczę. Uśmiecham się do nowych twarzy, które dołączają do naszego stołu, mimo iż w duchu ich nienawidzę. Wszyscy ci ludzie. Chcę wrócić do lochów. Chce do domu.
Patrzę znowu na Severusa i nasze oczy spotykają się. Przenosi wzrok na kolejkę pierwszoroczniaków w momencie gdy imię Mercer Abri jest wyczytywane. Odwracam się by zobaczyć dziewczynę w krótkich blond włosach idącą w stronę krzesła. Spoglądam znowu na Severusa, który trzyma głowę w dłoniach. Sprout dotyka jego ramienia, a on podrywa się. Coś mówi i wtedy nasze oczy znowu się spotykają. Uśmiecham się niepewnie. Szybko wstaje i opuszcza salę.
Znowu ściskam ławkę, by się powstrzymać przed podążeniem za nim. Zastanawiam się, co się właśnie stało. Dziewczyna idzie w stronę stołu Krukonów i kolejne nazwisko zostaje wyczytane. Moja panika jest przytłaczająca. Zostawił mnie tu. Samego.
- Wszystko w porządku, Harry? - głos Rona dzwoni pośród chmury chaosu chłoszczącego mój mózg.
Uśmiecham się i kiwam głową. Nie, nic nie jest w porządku.
Tonę.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|