The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 07:36:59   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Co w tobie jest prequel 7
- Przyjemne uczucie, prawda? - zagadnął Aura lodowato - Być zdanym na łaskę kogoś, komu zrobiło się to, co ty mnie zrobiłeś... Nie wiem, czy na twoim miejscu ufałbym tak...sobie...
Wielobarwne tęczówki przylgnęły do twarzy rudowłosego, siedzącego w fotelu tuż przy łóżku, jakby chciały odgadnąć jego myśli, jego intencje.
- Och nie bój się - kontynuował, uśmiechając się lekko, ale w jego uśmiechu nie było ani cienia sympatii - Nie zrobię ci krzywdy...
- Aura przestań - blade wargi Makmannona poruszyły się, wyrzucając ciche słowa - Ten cynizm ci nie pasuje.
- A co według ciebie mi pasuje? Kajdany? Błoto na twarzy? Ślady szpicruty na plecach?
- Robiłem to, co musiałem - jęknął inkwizytor
- Rozumiem wobec tego, że zgwałcenie mnie było również twoim obowiązkiem? - Aura mówił to lekkim, spokojnym tonem, mimo, że w jego wnętrzu aż płonęło - Ciekawe obowiązki ma inkwizytor...
- Ja nie...
- Nie chciałeś? Daruj, ale nie wierzę...
- Chciałem - uśmiech Makmannona wyglądał przerażająco - Ja nie byłem już wtedy inkwizytorem. Zostałem odsunięty ze stanowiska, zaraz po tym, jak...
Dłoń Aury podskoczyła do ust. Dlaczego go to tak zszokowało - zastanawiał się. Stracił nagle ochotę na dalsze dokuczanie mężczyźnie.
- Będę obok - powiedział tylko, podnosząc się z fotela - Jakbyś czegoś potrzebował zawołaj mnie.
Wyszedł z pomieszczenia, staranni zamykając za sobą drzwi.
Aura martwił się, a każdy dzień jedynie niepokoił go bardziej. Niepokoił go brak zapasów wystarczających na wykarmienie dwóch osób, niepokoiła go nagła surowość zimy. Nie wspominając nawet o tym jak bardzo niepokoiła go obecność drugiego człowieka w samotni. Nawet nie tyle CZŁOWIEKA... raczej TEGO człowieka. Makmannon jakby wyczuwał jego nastrój odzywał się z rzadka i tylko patrzył. Jego wzrok na przemian rozgorączkowany i przytomny śledził każdy ruch uzdrowiciela. Spękane usta uśmiechały się blado, ale nie układały się w kształt żadnych słów, słów których Aura się obawiał. Rudowłosy zakładał podwójne ilości pułapek, ale natura wcześniej tak hojnie dzieląca się swymi darami, teraz zazdrośnie ich strzegła. Aura w chwilach czarnej rozpaczy myślał, że sytuacja nie może się już bardziej pogorszyć. Ale wtedy przyszła zamieć.
Śnieg, gruby i gęsty padał od rana, zmniejszając widoczność, tak że Aura, mimo iż dobrze znał otoczenie, bał się daleko odchodzić od chaty. Obejrzał tylko najbliżej usytuowane pułapki, znajdując w nich jednego wyniszczonego zimą zająca, i zaraz wrócił do ciepłego wnętrza domu, przytupując i strącając z kurtki grubą warstwę śniegu, która zaczęła topnieć na podłodze. W południe niebo zrobiło się niemal granatowe, a ciemność sprawiała że można było pomyśleć, że jest środek nocy, a nie dnia. Śnieg sypał nieustannie. Po południu wiatr wył i zawodził, budząc prawdziwy lęk Aury. Noc była ciężka, deski jęczały pod uderzeniami lodowatego wichru. Makmannon jakby w odpowiedzi także poczuł się gorzej, skoczyła mu gorączka. Zdesperowany uzdrowiciel poił go eliksirami i otulał wszystkim, co tylko się do tego celu nadawało. W końcu, zagryzając zęby, sam wlazł pod przykrycie. Inkwizytor przywarł do niego całym ciałem, drżąc i majacząc. "Były Inkwizytor" sarknął Aura, starając się nie myśleć o jego nagłej bliskości. Zapadł w niespokojny sen. "Oby rano pogoda się poprawiła". Ale pogoda nie poprawiła się ani tego ranka, ani następnego. Rudowłosy załamałby się tym faktem bez reszty, gdyby nie to, że stan zdrowia Makmannona polepszał się niemal z chwili na chwilę. Jakby pierwsza noc zamieci była nocą przełomową, kryzysem z którego Inkwizytor wybrnął szczęśliwie. Aura początkowo protestował, gdy Mak uparł się by wstać następnego ranka, lecz protesty uwięzły mu w gardle, gdy mężczyzna nie bacząc na nie, dźwignął się na nogi i... zaraz wylądował z powrotem z łóżku, spocony jak mysz.
- Cholera... - parsknął zirytowany. - Mogłeś mnie uprzedzić.
- Uprzedzałem.
Źrenice w niemożliwym do zidentyfikowania kolorze łypnęły na niego spod zmarszczonych brwi. Aura odstawił garnek z wodą na palenisko i zakrzątnął się przy kuchni. Mak siedział na łóżku oddychając ciężko. "Nie zwracaj uwagi" powtarzał sobie rudowłosy "Nie zwracaj uwagi".
- Cuchnę jak pies... - usłyszał za plecami.
Uzdrowiciel zmarszczył brwi, po raz pierwszy zgadzając się w pełni ze swym nieproszonym gościem.
- Słyszałeś?
Aura odliczył w myślach do dziesięciu.
-Słyszałem... - przyznał spokojnie.
- Więc...
- Więc?
- Mógłbyś mi pomóc?
Uzdrowiciel sarknął i zdjął garnek z gotującą się wodą z ognia. Poszedł do drugiego pokoju po miednicę i chlupnął do niej wrzątku, uzupełniając lodowatą wodą z roztopionego śniegu. Zaopatrzył się jeszcze w ręczniki i kucnął przy Maku, na którego policzki ponownie wystąpiła bladość. Delikatnie zdjął z ramiona Inkwizytora koszulę, przy okazji sprawdzając opatrunki i rany. Goiły się dobrze. W końcu. Zanurzył w miednicy szmatkę i przesunął nią po skórze ramion i piersi Makmannona. Mężczyzna westchnął lekko. Aura nie odważył się spojrzeć mu w oczy, mimo że przekonywał siebie ze wszystkich sił, że to jest jego pacjent i to pacjent, którego nienawidzi. Przez parę chwil w pomieszczeniu panowała cisza, przerywana tylko pluskiem wody. Aura skończył obmywać klatkę piersiową mężczyzny i poczuł zdradliwy rumieniec na policzkach. Z zaskoczenia nie zaprotestował, gdy poczuł ciepłe palce na podbródku, unoszące jego twarz w górę.
- Aura... - szepnął Mak chrapliwie.
Uzdrowiciel szarpnął głową i rozpiął spodnie Inkwizytora gwałtowniej niż należało. Jego pacjent syknął cicho.
- Pomóż mi... - wycedził tylko rudowłosy. Makmannon posłusznie położył się, ułatwiając mu zsunięcie spodni. Aura zanurzył szmatkę w wodzie, starając się nie patrzeć na ciało, które mył, nie zwracać uwagi na jego reakcje... i na własne. Zagryzł wargi, gdy poczuł dłoń Maka we włosach.
-Aura... - czy to była prośba?
- Nie - zaprotestował uzdrowiciel stanowczo, po raz pierwszy patrząc prosto w wielokolorowe oczy - I jeżeli nie przestaniesz, będziesz się mył sam.
Dalszy ciąg jego zabiegów upłynął w ciszy. Wreszcie Aura skończył i zabrał ubranie Inkwizytora.
-Poczekaj, przyniosę ci świeże.
Jednak zanim udał się do swojego pokoju, wziął miednicę i wyszedł na zewnątrz wylewając wodę. Lodowate uderzenie wiatru powitał niemal z ulgą. "O czym ty myślisz?!" skarcił się "Co ty wyprawiasz?!". Prawie na siłę przywołał wspomnienie, kiedy Mak ciągnął go za sobą, utytłanego w błocie, wspomniał uderzenie szpicruty na plecach... w końcu, to co stało się w kwaterze Makmannona, to o czym tak bardzo pragnął zapomnieć. Potarł dłonią twarz, niemal czując na policzkach zdradliwe gorąco rumieńca. "Dość tego. Opamiętaj się.". Wsunął miednicę pod łóżko i wyciągnął ze skrzyni swoje zapasowe spodnie i koszulę. Ponownie wszedł do pokoju, w którym leżał nakryty pod szyję Mak i rzucił mu ubranie.
-Poradzisz sobie? - zapytał obcesowo.
Zdawało mu się, że dostrzega na bladych wargach cień uśmiechu, nim Inkwizytor odrzekł.
- Tak.
Z westchnieniem po raz kolejny napełnił wodą garnek i zaczął gotować cienką zupkę z resztek zająca. Martwiło go to, że zaraz będą musieli sięgać do żelaznych zapasów, ukrytych na czarną godzinę. Powinien udać się na polowanie... lub chociaż sprawdzić wnyki, ale w taką pogodę...? Z zatroskaniem zerknął za niewielkie okienko, lecz zobaczył tam tylko ciemność. Wiatr wył ogłuszająco."Już niedługo", pocieszył się "Niedługo Mak stanie na nogi, zamieć ucichnie. On odejdzie... lub ja odejdę. Będę mógł na nowo ratować swój spokój." Zastanowił się przelotnie jakie uczucia budzi w nim możliwość opuszczenia chaty. Ale nie było w nim smutku. Co najwyżej odrobina rezygnacji. Świat jest duży, znajdzie sobie inne miejsce, inną chatę i może tym razem.... tym razem będzie to na tyle daleko, by nie znalazły go tam demony przeszłości. Lub, będąc dokładnym, pewien bardzo konkretny demon. Byle tylko przetrwać to, co jest tu i teraz. Byle tylko przetrwać. Z tą myślą położył się tego wieczoru spać, mając nadzieję, że następny dzień wstanie spokojniejszy. Jednak obudziło go wycie, to samo które żegnało go zeszłej nocy. Zaklął cicho i w ciemnościach poszukał lampy. Tylko organizm, wyspany, mówił mu że już jest ranek, bowiem niebo było za oknem ciemne, zasnute chmurami. Starając się nie budzić wciąż śpiącego Makmannona dołożył do ognia, rozdmuchując go. Zajrzał do garnka i zobaczył tam jedynie nędzne resztki zupy. Mak powinien odżywiać się dobrze, jeżeli ma wydobrzeć, od tego wszystko zależy. Z nagłą decyzją sięgnął po kurtkę. Zna dobrze drogę, a najbliższe wnyki nie są tak daleko. Może leży w nich jakieś zwierzę, przyłapane na nieuwadze, zakopane teraz w miękkich objęciach śniegu. Zdławił protesty rozsądku, mówiące mu, że szanse, że odnajdzie te wnyki, a w nim jakieś zwierzę, po czym uda mu się bezpiecznie wrócić do domu są mniej niż nikłe. Po prostu musiał wyjść i z każdą chwilą czuł większą po temu potrzebę. Zwłaszcza gdy patrzył na złudnie łagodną twarz uśpionego Inkwizytora. Zacisnął usta i otworzył drzwi. Natychmiast prawie chłód rzucił nim z powrotem, do środka. Ale Aura wbrew wszystkiemu wydostał się na zewnątrz i stoczył zaciętą batalię o ponowne zamknięcie drzwi. Zakopał się w zaspie po kolana. Na szczęście drzwi jego domku były po zawietrznej i nie zasypało ich na amen. Mieliby wtedy z Makmannonem prawdziwe kłopoty. Tym niemniej Aura obiecał sobie, że kiedy tylko wróci, postara się odgarnąć trochę śnieg. Wbrew temu co myślał, zamieć jednak trochę ucichła. Wiatr nie miotał nim jak kukiełką, a i śnieg padał nieco rzadziej. Podbudowany tym mocniej ścisnął trzymany w dłoni nóż i zaczął brnąć w kierunku, w którym myślał, że są wnyki. Po kilkudziesięciu krokach przestał nawet odczuwać zimno, szczególnie w zdrętwiałej od chłodu twarzy. "Tak, teraz trochę w bok... aż do złamanej sosny...". W nieprzejrzystej zasłonie padającego śniegu dostrzegł coś, jakiś kształt, który mógł okazać się znakiem którego poszukiwał. Mozolnie skierował się w tamtą stronę. Jest! To rzeczywiście ta sosna. Bezwładnie opadł na kolana i rękami w grubych, nieudolnie przez niego uszytych rękawicach z zajęczego futra, zaczął rozgarniać śnieg. Niestety pułapka była pusta. Odczuł to jako bolesne rozczarowanie, ale dźwignął się na nogi i ruszył dalej, pamiętając, że kolejne wnyki są zaledwie kilkanaście metrów dalej. Tylko to, co w słoneczny dzień wydawało się nic nie znaczącą odległością, w śnieżnej zawierusze było niemal odległością nie do pokonania. Brnął przez zaspy, tylko po to by przekonać się, że kolejna pułapka także zieje pustką. Niemal nie zrezygnował wtedy, ale pomyślał, że do kolejnej nie jest aż tak znów daleko... W końcu jego ponadludzki wręcz wysiłek zaowocował sukcesem, znalazł zamarzniętego na kość zająca. Gdyby miał więcej siły, roześmiałby się, ale miał przed sobą perspektywę mozolnego powrotu do domu i śmiech zamierał mu na ustach. Podźwignął się i obejrzał, czując się zagubiony we wszechogarniającej bieli. Nie miał wyjścia, musiał wracać tą samą drogą, od pułapki do pułapki, bezpośrednia droga do chaty nie wchodziła w grę. Nie odnalazłby jej, mimo że była krótsza. Czterokrotnie myślał, że zabłądził i padał na śnieg, przerażony i wyczerpany. Kiedy w końcu czarny kontur domu zamigotał przed jego zaczerwienionymi oczyma, był pewien że to iluzja. Na kilka kroków przed drzwiami miał wrażenie, że nie dojdzie, że usiądzie tu na tym miejscu i zamarznie o krok od schronienia. Niemal doczołgał się do wejścia. Nie był w stanie sam otworzyć drzwi. Załomotał tylko, mając nadzieję, że ten dźwięk będzie słyszalny spoza krzyku zamieci i że Mak da radę wstać. Dał radę. Ciepło uderzyło uzdrowiciela w twarz, bał się że go poparzy. Makmannon coś mówił, krzyczał, ale Aura nie rozpoznawał słów. Mak ni to wniósł, ni to wciągnął rudowłosego za próg i usiadł na podłodze obok niego, wyczerpany wysiłkiem. Drzwi zatrzasnęły się za nimi. Aura czuł się, jakby topniał.
-Coś ty... sobie... do cholery... myślał? - wysapał Mak, wstając i podając drżącą rękę uzdrowicielowi. Ten podał mu zająca.
-Nie bardzo mieliśmy co jeść...
-A nie pomyślałeś sobie, że bez ciebie już szybko jedzenie przestałoby mi być potrzebne?!
Aura wstał, opierając się o ścianę i unikając spojrzenia Inkwizytora. Słabymi, skostniałymi dłońmi rozpiął futrzaną kurtkę i pozwolił jej opaść na ziemię. Makmannon świdrował go oczyma.
-Chodź... - mruknął w końcu. Potykając się doszli do łóżka. Tym razem to Mak, jęcząc i krzywiąc się z bólu, pomógł się rozebrać Aurze. Podszedł do paleniska i dorzucił drew do ognia. Uzdrowiciel zdał sobie sprawę, że kończy im się drzewo, a po zapasy trzeba iść do obórki. "Później" pomyślał, zapadając się w ciepłą pościel. Mak zawahał się, a po chwili szarpnął swoją koszulę.
-Co...?- wyszeptał rudowłosy, a dygotał tak, że ząb mu na ząb nie trafiał.
-Cicho. - zgasił jego protest Inkwizytor, pozbywając się ubrania. Ostrożnie wsunął się pod przykrycie, chowając w ramionach szczupłe ciało Aury.
Uzdrowiciel zastanawiał się co ma powiedzieć, lub zrobić, ale nie wyczuwał w tym uścisku niczego dwuznacznego. Otworzył usta, lecz nim sformułował w nich słowa, zasnął. Następnego ranka po zamieci nie pozostał żaden ślad, poza zaspami w których skrzyły się słoneczne promienie. Aurę obudził ruch tuż obok. Przeciągnął się, czerpiąc przyjemność z samej tylko czyjejś obecności w łóżku. Wyciągnął się w jej stronę, zanim na dobre ocknął się, zanim zdołał pomyśleć. Dotyk czyjejś dłoni na nagim biodrze był taki przyjemny... taki wytęskniony. Zamruczał coś, odwracając się twarzą do towarzysza w łóżku i otwierając oczy. I zdrętwiał, kiedy tylko spojrzał prosto w wielokolorowe źrenice. Tylko jeden człowiek na ziemi miał takie oczy... Przypomniał sobie wszystko, ale to wciąż było za mało, by się odsunąć. Jego ciało wcale nie chciało się odsuwać i Aura czuł to wyraźnie. Co więcej musiał to także czuć Makmannon, bo jego oczy nagle pociemniały. Nachylił się nad twarzą uzdrowiciela i musnął wargami jego usta, lekko na tyle tylko by podrażnić, by Aura zapragnął więcej.
-Nie... - wyszeptał rudowłosy, ale jego otwarte usta stanowiły tylko zaproszenie.
"Właściwie czemu nie?...", pomyślał. Gdzieś na obrzeżach umysłu czaiła się odpowiedź dlaczego nie powinien tego robić, ale została zignorowana. I w tej samej chwili wyrwał się cały w stronę Inkwizytora, który skwapliwie skorzystał z nagłego pozwolenia. Przekręcił się tak, że teraz leżał cały na rudowłosym i wpił się w jego wargi, zachłannie, łapczywie. Jego język wdarł się do ust Aury, drażniąc, poznając, zapraszając do tańca. Obaj byli nadzy, więc Inkwizytor nie zostawił rudowłosemu nawet chwili na ponowne zastanowienie, jego dłonie bezzwłocznie zaczęły odkrywać dawno nie dotykane miejsca. Ręce Aury, początkowo położone na piersi Maka, tak jakby chciały go odepchnąć stały się nagle bezwładne, lub raczej obdarzone własną wolą, bo przesunęły się powoli na jego kark, przyciągając jeszcze bliżej. Makmannon uśmiechnął się, patrząc na zarumienione policzki Aury, na jego nieprzytomne oczy i pozwolił swoim palcom zgłębić najbardziej ukryte zakamarki tulonego do piersi ciała. Nie doczekał się sprzeciwu, przeciwnie, uzdrowiciel instynktownie wypchnął biodra w kierunku pieszczoty. Jego oddech, chrapliwy, chwilami zmieniający się w jęk, owiewał policzek byłego Inkwizytora i rozpalał krew w żyłach.
- Chcesz...?
Wyraźnie widział w szmaragdowych oczach wątpliwość, nawet lęk, jednakże szybko przegnane przez narastające pożądanie.
- Chcesz...? - powtórzył, gładząc wewnętrzną część uda uzdrowiciela, coraz dalej i głębiej, całując jego szyję, przygryzając ją i skubiąc.
- Tak...
- Nie słyszę... - mruknął ujmując jego męskość w gorący uścisk. Aura niemal krzyknął, czując jak krew w jego żyłach zamienia się w płynny ogień.
- Tak.
Mak patrzył jak chłopak wije się pod nim, spocony, czerwony, drżący i czuł jak pożądanie odbiera mu oddech.
- Wciąż nie słyszę... - rozsunął uda Aury, zabierając jednocześnie rękę.
- Tak! Tak! Tak! - i wtedy w niego wszedł.
Aura znieruchomiał na długą chwilę dostosowując się do obecności w sobie, a potem poruszył się pod Makiem lekko. Tyle wystarczyło, by były Inkwizytor stracił rozum. Wcisnął sobą Aurę w łóżko i natarł na niego, mocno, szybko, gwałtownie. Słyszał jęk uzdrowiciela przechodzący chwilami w krzyk, ale wiedział, czuł, że powoduje go przyjemność, nie ból. Odchylił głowę rudowłosego na bok, wpijając się ustami w jego szyję i nawet nie poczuł, jak Aura wbija mu palce w plecy i przeciąga je w dół, zostawiając na skórze czerwone szramy. Napierał na niego raz po raz, coraz szybciej, pragnąc doprowadzić jego, i siebie do szaleństwa.
- Tak... - usłyszał nad uchem urwany szept.
- Głośniej. - mruknął, dłonią szukając najczulszych miejsc na ciele Aury. Wprawne palce zacisnęły się na męskości rudowłosego, czekając na jego reakcję, na prośbę. Nie zamierzał pozostawić najmniejszej wątpliwości, że robi tylko to, czego pragnie Aura. A Aura pragnął...
-Tak! - zaciskając powieki otarł się o dłoń Makmannona, błagając o pieszczotę.
Mak tylko na to czekał. Zacisnął palce, przesuwając rękę w górę i w dół w rytm swoich poruszeń. Wolną ręką złapał Aurę za włosy, odciągając jego głowę w tył, niemal sprawiając ból. Łzy zalśniły w szmaragdowych, rozgorączkowanych oczach, gdy prędkość pchnięć byłego Inkwizytora jeszcze wzrosła. Poczuł nagłe gorąco i napięcie w dole kręgosłupa, zwiastujące nadchodzącą rozkosz i wstrząsnął nim skurcz, tak silny jak jeszcze nigdy, wyrywając mu z gardła głośny krzyk. Spazm jeszcze nie minął, gdy Makmannon wbił się w niego mocniej niż dotychczas i z głuchym pomrukiem także szczytował. Oddychali obaj ciężko, Mak z dłonią wciąż zaplątaną w rude włosy, Aura drżąc na całym ciele. W końcu uspokoili się na tyle by odsunąć się od siebie, niewiele, na tyle tylko by móc swobodniej złapać oddech. Myśli uzdrowiciela, do tej pory zagubione gdzieś, ignorowane, teraz opadły go ze wzmożoną siłą. Aura zrobiłby wszystko, żeby od nich uciec, ale nie wiedział jak. Zerknął zatem w przymrużone wielokolorowe źrenice, a potem... umknął w sen. Budził się powoli, tym razem od początku świadomy obok kogo leży i co się stało. Nie patrząc na Makmannona odrzucił przykrycie i wstał. Silna dłoń zacisnęła się na jego nadgarstku.
- A ty gdzie...? - zapytał zachrypnięty głos.
- Do siebie. - Aura stanowczo uwolnił rękę z uścisku byłego Inkwizytora.
- Aura...
- Nie. Nic nie było. Nic się nie zdarzyło. Zapomnij.
- Ale...
- Powiedziałem. Nie chcę o tym myśleć więcej. Nie chcę już o tym mówić.
Makmannon zacisnął usta i cofnął rękę, ale w oczach błysnęło mu zdecydowanie.
- Będzie jak chcesz. Na razie.
Uzdrowiciel szybko pozbierał swoje ubrania, nie dbając o włożenie ich i schronił się w swoim pokoju. Nie chciał myśleć, że po prostu uciekł. Spojrzał we własne oczy w niewielkim obłupanym kawałku lusterka, które nie wiadomo skąd się tu wzięło i powtórzył to samo, co powiedział Makowi. "Nic nie było. Nic się nie zdarzyło. Zapomnij..." Rzucił się na łóżko, wiedząc już co musi zrobić. Dni mijały spokojnie. Makmannon wielokrotnie próbował rozmawiać z uzdrowicielem, ale on zawsze zbywał milczeniem te wysiłki. Zima wypuszczała ziemię ze swych bezlitosnych szponów, nadchodziło przedwiośnie. Dzień, w którym pierwszy przebiśnieg wyjrzał z ziemi był też dniem, kiedy Aura rzucił swe bagaże na stół w kuchni.
- Co...? - zapytał Mak, zdumiony, odrywając się na chwilę od sprawiania królika. Jego stan był bardziej niż zadowalający. Poruszał się o własnych siłach, a po ranach pozostały tylko dwie, poszarpane, różowawe blizny.
- Odchodzę.
Aura obojętnie spojrzał we wstrząśnięte wielokolorowe oczy.
- Ale...
- Dasz sobie radę. Jesteś już prawie zdrowy. Masz zapasy. Powinieneś sobie poradzić. A jeśli nie.... to cóż, nie jest to już mój problem.
Mak przez chwilę patrzył na niego bez słowa, a potem nieoczekiwanie rzucił go na ścianę.
- Chwileczkę... - mruknął łowiąc oczyma wzrok uzdrowiciela - Jeżeli myślisz, że tak po prostu pozwolę ci...
- Wiesz na czym polega twój kłopot? - zagadnął go tymczasem rudowłosy spokojnie- Nie możesz mi zabronić i nie możesz się z tą myślą pogodzić. Nie jesteś już Inkwizytorem, ani dowódcą w armii. A ja... ja nie czuję do ciebie nic, co skłoniłoby mnie do pozostania.
Mak przez chwilę wyglądał jakby się dławił.
- Nawet gdybym... nawet gdybym... poprosił?
Wtedy po raz pierwszy Aura spojrzał prosto na niego.
-Mak... - szepnął tonem, jakby tłumaczył coś dziecku - Porzuciłeś mnie samego, kiedy cię potrzebowałem, potem uprowadziłeś i wbrew woli zmusiłeś do pracy ponad siły. Poniżałeś mnie i biłeś. Zgwałciłeś mnie, Mak. Jak myślisz co mogę myśleć o twoich prośbach?
Makmannon nie znalazł na to odpowiedzi, mimo że bardzo się starał. Otworzył usta, a potem je zamknął. Pozwolił, by Aura wymknął się z jego uścisku i przeszedł pod jego ramieniem, zabierając pod drodze juki i podchodząc do drzwi.
- Sam widzisz, Mak... - zielone oczy zalśniły krótko, przelotnie, jakby... z żalem. - Mam szczerą nadzieję, że los nie zetknie ponownie naszych ścieżek. Że to się już nigdy nie zdarzy...
Otworzył drzwi, wyszedł nie mówiąc już nic więcej, i zamknął je cicho za sobą. Makmannon patrzył przez długa chwilę w ścianę a potem uśmiechnął się blado.
- Nie jestem pewny... - mruknął do siebie, a potem uśmiechnął się szerzej - Naprawdę nie byłbym tego pewny... (bo autorki tego opa sa NAPRAWDE wredne).Aura patrzył przez chwilę na budzący się do życia las. Za sobą miał dom, przelotne schronienie, które pomogło mu uporać się z demonem z przeszłości... lub przynajmniej pozwoliło mu w to wierzyć. Przed sobą miał... świat












 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 12 2011 21:53:30
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

nimue (nimue.kk@wp.pl) 23:25 01-02-2005
Przeczytałam z zapartym tchem, naprawdę świetnie napisane, wyraziste postaci i miejsca. Wciągające jak nie wiem co. Gratuluję twórczyniom i chyle głowę przed talentem ;]
neiya (Brak e-maila) 15:56 16-03-2005
jak to jest, ze często najlepsze opa nie mają wcale albo bardzo malo opinii? a średnie lub mierne otrzymują cale mnóstwo pochwal i zachwytów? tego drugiego nie rozumiem. ale co do pierwszego... ludzie chyba po prostu nie wiedzą, co napisać, jak się coś takiego przeczyta. a mi czytalo się naprawdę dobrze... co to za ulga trafić w końcu na coś naprawdę dobrego! po tych wszytkich niezbyt udanych opach! jedyne co mi pozostaje to pogratulować talentu. i liczyć, że może kiedyś... ja też będę potrafila napisać coś na tym poziomie. na razie chyba nie pozostaje mi nic innego jak ćwiczyć...
inu (Brak e-maila) 17:49 23-04-2005
ale to nie koniec?? --.--
Kiri (kiri125@wp.pl) 00:04 04-05-2005
Dawac ciąg dalszy!!!!!!!!!!!
Koniecznie!!!!!!!!!
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 12:49 01-06-2005
Nie pozostaje mi nic innego jak nisko, niziutko się pokłonić ;] Zgadzam się z tym, co powiedziała Neiya - po przeczytanie czegoś naprawdę wyśmienitego, człowiek rzeczywiście nie wie co napisać w komentarzu, bo wszystkie słowa wydają się być takie puste, nie oddające pełnego zachwytu czytanego opowiadania...
Lee (Brak e-maila) 16:18 10-06-2005
Ładne...nawet bardzo, widziałam co prawda kilka literówek, ale naprawdę - niewielkich i niezbyt licznych ^^
Najważniejsze, że nie było błędów ortograficznych ^^!!!
Cóż więcej powiedzieć? Bardzo mi sie wszystko podobało, ładnie zbudowana historia, druga czesc swoją drogą również ^^
Nie zostaje mi nic poza gratulacjami i życzeniem sobie by spod Waszych(autorskich) rąk wychodziło jak najwięcej takich dziełek ^^
Atla (Brak e-maila) 02:11 17-06-2005
jest juz po drugiej w nocy, a jutro mam na rano do szkoly... ale MUSIALAM to przeczytac. po porstu musialam.
Opowiadanie jest swietnie napisane. Wyraziste postacie, swietne opisy. Lekkosc, ktora sprawia, ze wzrok frunie od zdania do zdania :3 Wciagajace, wciagajace i jeszcze raz wciagajace.
Nie moge sie doczekac az przeczytam Co w tobie jest?, poniewaz Prequel mi sie niesamowicie podobal.
Tylko ciekawe czy wytrzymam? ;D
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum