The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 14:49:56   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Co w tobie jest prequel 4
Aura budził się długo i powolnie. Słyszał wokół krzątanie się i stłumione głosy. Nie mógł zorientować się co się właściwie stało i gdzie się znajduje. Miał problemy z przypomnieniem sobie choćby tego kim jest. Okropny, promieniujący ból głowy nie ułatwiał pozbierania myśli. Ból był otępiający i powodował mdłości. Źródło swego cierpienia ulokował gdzieś w okolicach potylicy, nie bez trudu, bo łupało go w całej głowie, usztywniając kark i ramiona. Otworzył usta, bo na otwarcie oczu chwilo jeszcze nie miał siły i jęknął. Natychmiast wyczuł koło siebie ruch. Ktoś pogłaskał go po twarzy i położył coś lodowato zimnego i wilgotnego na czole. Okład. Po chwilowym szoku odczuł ulgę. Gdyby tylko wiedział co się stało...Gdyby mógł sobie przypomnieć... Wydawało się to chwilowo niemożliwe, więc się poddał i zasnął, wdzięczny za każdą możliwość ucieczki przed bólem.
Następnym razem już nie poszło tak łatwo. Zanim pomyślał, zamrugał, wpuszczając pod powieki strugę jasnego światła. Oczy zapiekły go. Głowa bolała jakby mniej. Nie miał też problemów z uświadomieniem sobie co się stało.... Biegł w stronę płonącego domu, żeby wyciągnąć z niego Nadinę, kiedy.... No właśnie, kiedy dostał w łeb. Najprawdopodobniej od Makmannona. Gdzie był teraz? Nie wiedział. Najłatwiej było się o tym przekonać, otwierając oczy. Może jest w gospodzie? Może Estera go przyjęła? Nie, to raczej mało prawdopodobne. Powinien jednak otworzyć oczy....cóż, kiedy wcale nie było to takie proste. Nie kiedy wąska smuga światła pod powiekami wywoływała kolejny atak udręki.
-Spokojnie... - usłyszał nagle nad głową męski głos. Obcy głos. - W pokoju jest już ciemno.
Powoli odważył się uchylić powieki. Rzeczywiście ktoś musiał zasłonić okno. Niepewnie powiódł spojrzeniem po obcych sprzętach, nieznanym pomieszczeniu. Wzrok zatrzymał na siwiejącym mężczyźnie, który siedział obok w bujanym fotelu. Niewątpliwie obcym mu mężczyźnie.
-Kim...? - jego głos zabrzmiał jak skrzek w suchym gardle. Mężczyzna uśmiechnął się i wstał. Sięgnął na szafkę, która stała obok łóżka i wziął stamtąd kubek. Nachylił się nad Aurą. Napoił go ostrożnie wodą.
-Nazywam się Milet - przedstawił się - Jestem kimś w rodzaju... opiekuna tej wioski.
-Wójt?
-Nie. Niezupełnie.
-Ksiądz?
-Także nie. Po prostu opiekun. Przynieśli cię do mnie, kiedy Inkwizytor zostawił cię na ulicy.
Aura zagryzł wargi. Więc jednak Mak...
-Gdzie on teraz jest?
-Odjechał zaraz potem.
-Gdzie ja jestem?
-Ta wioska nazywa się Rozłogi, podobnie jak pewnie tysiąc jej podobnych.
-Czy Nadina...
-Kto?
-Rozumiem.... - szepnął tylko Aura, nic nie tłumacząc, zaciskając powieki. Mimo, że bardzo się starał, nie powstrzymał łzy, która spłynęła mu po policzku. Teraz już wszystko pamiętał, choć wolałby nie pamiętać. Pamiętał Lita i to, co zrobił Nadinie, zanim jemu udało się wyrwać. Pamiętał jak biegł na ratunek i pamiętał jak jego dom stanął w płomieniach. Nie miał już domu. Nie miał już nikogo. Najpierw umarli rodzice. Teraz umarła Nadina. A Makmannon odszedł i Aura nie był na tyle naiwny, by wierzyć, że wróci. Szczerze mówiąc, chyba nawet tego nie chciał. Makmannon jednego nauczył go na pewno. Nauczył go bać się Inkwizycji. Strach ten zakorzenił się w nim na dobre, sprawiając, że o zdolnościach uzdrowiciela mieszkańcy wioski dowiedzieli się dopiero kilkanaście tygodni później, kiedy poczucie obowiązku i współczucie kazało mu przełamać się i pomóc zanoszącemu się płaczem dziecku. Dziecku, które nieopatrznie bawiąc się w pobliżu pasącego się wołu zostało kopnięte tak, a jego prawe ramię zamieniło się w mozaikę odprysków kości i poszarpanych nimi mięśni. Aura obserwował dziewczynkę, siedząc na ławce przed domem Mileta. Właściwie powinien wstać i ostrzec dziecko, by nie bawiło się w ten sposób, ale nie miał na to ani siły, ani ochoty. Zerwał się dopiero, gdy wół wierzgnął lekko, odrzucając małą od siebie. Przez kilka uderzeń serca nie działo się nic, a potem powietrze poranka wypełniło się rozpaczliwym krzykiem, przechodzącym w histeryczny płacz. W tym czasie Aura zdążył podbiec do dziewczynki i przyklęknąć nad nią, uprzedzając jej rodziców, którzy przypadli do dziewczynki tuż za nim. Ostrożnie ujął w dłonie pogruchotaną rączkę, zacisnął powieki, skoncentrował się. Czuł jak pod jego palcami odłamki kości scalają się na powrót, jak organizm dziecka, przyspieszany przez metabolizm uzdrowiciela wiąże je na powrót w całość, jak zasklepia strzępy mięśni, napina ścięgna, potem nie czuł już nic, bo wyczerpany niedawnym urazem i obecnym wysiłkiem upadł na twarz w pachnącą trawę. Dopiero teraz mieszkańcy Rozłogów zrozumieli słowa tajemniczego Inkwizytora, mówiące, że opieka nad nim im się opłaci. Uzdrowiciel był błogosławieństwem dla wioski. W krótkim czasie rudowłosy zżył się z miejscowymi, zaprzyjaźnił się z Miletem. Został już tu, bo i tak nie miał gdzie wracać. Wrósł jakoby w to miejsce bezpieczne i ciche z radosnym spokojem oczekując każdego nowego dnia. A dni przychodziły jeden po drugim, zmieniając zieleń liści w złoto, złoto w biel i ponownie w zieleń. Dwa razy natura zatoczyła swój krąg. Gdy liście pokraśniały po raz trzeci nadeszła śmierć. Śmierć przybrała postać jeźdźców w czarnych pancerzach, opatrzonych złotodziobym orłem Wahranu - godłem sąsiadującego królestwa. Spokojne dotąd ziemie ogarnęła pożoga. Walki toczyły się o każde pole, o każdą wioskę stojącą na drodze do stolicy. Wojska wroga napierały, wgryzając się w głąb Whregonu, to cofały się pod przytłaczającą przewagą gwardii królewskiej. Każdy tętent kopyt podrywał serca w wieśniakach, bojących się o swoje życie i dobytek, gdyż walczący nie przebierali w środkach chętnie posługując się zarówno orężem, jak i ogniem. Zaczęła się nagonka. Nagonka na zielarzy, wiedzące i uzdrowicieli. Aura wstrzymywał oddech za każdym razem, gdy konni przejeżdżali koło domu Mileta, oddychając dopiero, gdy znikli za zakrętem drogi. Nikt nie upominał się o niego, o jego zdolności, napełniając serce nadzieją, że jednak nie zostanie zauważony. Nadzieja okazała się płonna. Pomagał właśnie w ogrodzie swojej gospodyni, gdy na podwórze przed chatą wjechało dwóch gwardzistów i mężczyzna odziany w czerń. Aura skamieniał. Dosłownie. Stał z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę, wciąż trzymając w objęciach koszyk sadzonek, nie mogąc oderwać wzroku od...Makmannona. Inkwizytor nie pofatygował się nawet by zsiąść z wierzchowca
- To on - rzucił tylko suchym głosem, brodą wskazując na chłopaka
Gwardziści szarpnęli go, wyrzucając sadzonki z koszyka na wilgotną, spulchnioną ziemię. Nie miał siły opierać się. Nie miał chęci. Pozwolił związać sobie ręce bez słowa protestu. Pozwolił posadzić się na konia bokiem, przed jednym z gwardzistów i wywieźć z wioski gdzieś daleko, w zupełnie nieznane miejsce.
Uzdrowicielowi zabrano płaszcz, zostawiając go jedynie w cienkiej koszuli. Rozwiązano mu ręce i popchnięto na szerokie błonia podobnie, jak dziesiątki innych. Błonia zasłane wprost były rannymi i martwymi żołnierzami. Oczy Aury rozszerzyły się, gdy zszokowany przyglądał się temu bezmiarowi cierpienia. Ostry raz szpicruty przez plecy wydusił z jego płuc powietrze
- Zabieraj się do roboty mały - warknął Makmannon stając za nim i zaplatając ramiona na odzianej w czerń piersi
Uzdrowiciel przyklęknął przy pierwszym z brzegu żołnierzu. Pchnięcie mieczem zdruzgotało żebra, przebijając płuco. Mężczyzna wykrwawiał się. Aura wyciągnął ręce, kładąc je ostrożnie na jego piersi. Posłał niewielką ilość energii, badając rozmiar obrażeń, a następnie zaczął leczyć. Tkanki zasklepiły się, posłuszne jego talentowi. Silne szarpnięcie za ramię poderwało rudowłosego na nogi.
- Wystarczy. Następny - został pchnięty ku kolejnemu leżącemu
Biedak miał strzaskany kręgosłup, jakimś uderzeniem. Kolejna dawka energii przepłynęła przez ciało Aury, scalając strzaskane kości. I tutaj nie było mu dane dokończyć pracy. Gdy tylko rannemu przestawała grozić utrata życia, odciągany był od niego ku następnemu i następnemu i następnemu... Świat rudowłosego zaczął składać się jedynie z jęków i rąk, niosących ratunek. Gdy nie był w stanie utrzymać się na nogach, kolejnych pacjentów przynoszono i kładziono przed nim, aż w końcu wycieńczony do cna opadł na pierś jednego z nich i tak już pozostał.
Mgliście odczuwał co się z nim działo. Niesiono go, potem ktoś przemocą wlał w jego zaciśnięte usta mocny, ziołowy wywar. Rozpoznał smak tojadu, jałowca, wawrzynu. Potem położono go na zimnej podłodze. Drżał, kuląc się w sobie, usiłując zajmować jak najmniej przestrzeni. Załzawionymi oczami widział innych, podobnych jemu, przynoszonych w tym samym stanie. Zasnął szybko, bez snów. Obudziło go szarpnięcie, stawiające na nogi. I znów znalazł się na błoniach, zmuszany do leczenia rannych, których nie ubywało. Wyleczeni wstawali i szli do walki, wracając po jakimś czasie, znów wymagali leczenia. Pracował każdego dnia tak długo, aż nie starczało mu siły nawet na oddech. Makmannon pilnował jego i nieco starszej od niego dziewczyny, rozdzielając razy szpicruty, gdy któreś z nich na chwilę zaprzestało działań. Potem znajdował się znów w kamiennej celi z innymi uzdrowicielami, czekając kolejnego dnia. Tak było i tym razem. Napojony siłą tojadowym wywarem, zmuszającym organizm do szybszego metabolizmu, leżał skulony, przyciśnięty plecami do kamiennej ściany. Nagłe szarpnięcie poderwało go w górę, popłynęło mdłościami w dole brzucha. Rozchylił powieki, spoglądając w zimne oczy nieokreślonego koloru, które miał tylko jeden człowiek na świecie. Mak wyprowadził go z celi, wlekąc za sobą, ku małemu pustemu pomieszczeniu na końcu korytarza. Zamknął za sobą drzwi i pchnął uzdrowiciela na ławę stojącą pośrodku. Aura z jękiem uderzył plecami o drewniany blat. Mężczyzna pochylił się, przygniatając go do niego mocniej, wpił się ustami w spierzchnięte, spękane wargi
- Nic się nie zmieniłeś - wyszeptał mu do ucha jadowitym szeptem - Nie myślałem, że cię jeszcze kiedyś spotkam. - Chłopak spróbował go odepchnąć, ale miał ledwo dość siły na pozostawanie świadomym.
Makmannon czuł jak pod nim wyczerpane drobne ciało drży całe ze zmęczenia i strachu. Oczy Aury były zamglone, oddech urywany, płytki, gorączkowy. Od kiedy tylko ujrzał go ponownie zapragnął znów dotykać. I pragnienie to było na tyle irracjonalne na ile proste do zaspokojenia, bowiem w obozie uzdrowicieli miał on niemal nieograniczone możliwości. Gdyby zechciał, mógłby z łatwością wyciągnąć stąd rudowłosego, zabrać, ukryć i cieszyć się nim w samotności, w ludzkich warunkach, ale nie zechciał. Nie chciał zobowiązań, łatwiej było wziąć go tutaj, tylko zaspokoić żądzę, a do siebie wrócić samotnie. W końcu Aura był nikim, kolejnym nic nie znaczącym człowiekiem, którego należało wyeksploatować do maksimum i nie przejmować się, gdy w końcu padnie z wysiłku. Niecierpliwe palce Maka szarpnęły brudną, niegdyś białą koszulę, wyciągając ją ze spodni uzdrowiciela. Delikatne taśmy puściły z trzaskiem materiału, odsłaniając wychudzona pierś z wyraźnym zarysem żeber - gołym okiem widać było jak ostatnie dni wyniszczyły młody organizm. Nie obchodziło go to. Ważne było tylko zaspokojenie wewnętrznego płomienia, nic więcej.
- Nie rób - szept pobladłych warg zabrzmiał rozpaczliwie w ciszy pokoju - Proszę....
- Och, przecież nie zrobię ci krzywdy - jad w głosie Inkwizytora mówił cos dokładnie przeciwnego
Sprzączka paska Aury nie stawiła oporu niespokojnym dłoniom. Jeden gwałtowny ruch i spodnie wylądowały gdzieś przy jego kostkach, zatrzymując się na zakurzonych butach. Szarpniecie odwróciło chłopaka twarzą w dół. Zacisnął dłonie na krawędzi ławy, nie był zdolny do niczego więcej. Przenikliwy ból, który ogarnął jego wnętrze, gdy Makmannon wszedł w niego szybkim, zdecydowanym ruchem odebrał mu na chwile oddech, potem ze ściśniętego gardła wydobył się głuchy krzyk. Tylko jeden. Inkwizytorowi nie spodobała się aż taka bierność rudowłosego, ale chwilowo nic nie mógł na to poradzić. Przyciskając szczupłe biodra do drewnianego blatu, zagłębiał się w ciasną gorączkę raz za razem, wyładowując całą złość i frustracje, jaka nękała go od długiego czasu. Niemal wgniatał uzdrowiciela w ławę jednostajnym, szybkim tempem. Drzwi pomieszczenia otwarły się nagle, wpuszczając młodego oficera w mundurze królewskiej gwardii.
- Generał chce z panem rozmawiać... - wyjąkał rumieniąc się gwałtownie, gdy zorientował się co właściwie widzi
- Jestem teraz nieco zajęty - odwarknął Mak - Przyjdę za chwilę
- Tak jest! - drzwi zamknęły się z cichym stukiem w czasie krótszym niż drgnienie powieki.
Nieoczekiwana wizyta jeszcze bardziej rozdrażniła Inkwizytora. Całą furię przelał teraz w kolejne pchnięcia, kończąc szybko i cofając się ostro, wywołując kolejny jęk. Po bladych udach Aury popłynęły srebrne krople jego spełnienia, mieszające się ze szkarłatem krwi. Makmannon odetchnął głęboko kilka razy, wyganiając z mięśni rozleniwienie po osiągniętej rozkoszy. Szybko zapiął spodnie, upchnął w nich koszulę i zasznurował ją pod szyją. Uzdrowiciel zsunął się tymczasem na podłogę, niezdolny do ruchu, niezdolny nawet do płaczu. Inkwizytor patrzył na niego przez chwile, doszukują się choć odrobiny współczucia w swoim sercu. Nie znalazł. Nie siląc się na delikatność poderwał chłopaka na nogi i byle jak podciągnął mu spodnie. Powlókł go za sobą, korytarzem, z powrotem ku wspólnej celi. Pchnął go mocno na podłogę i odszedł głośno postukując podkutymi butami o kamienne płyty. Aura zamknął oczy, unikając współczujących spojrzeń pozostałych uzdrowicieli. Chciał zwinąć się w kłębek, ale ostry ból promieniujący spomiędzy pośladków skutecznie mu to uniemożliwił. Spod stulonych powiek, po brudnych policzkach potoczyły się łzy, wsiąkając w ziemię pomiędzy płytami. Ktoś dotknął lekko jego ramienia, wywołując tylko krzyk. Nikt więcej nie próbował zbliżać się do leżącego na ziemi rudowłosego. Kiedy rano wszyscy zostali wyprowadzeni na błonia Aura również wstał, tylko po to, by po chwili osunąć się bez zmysłów na zimny kamień. Makmannon cofnął się do celi, gdy w kolumnie nie dostrzegł płomiennych włosów uzdrowiciela. Pochylił się nad leżącym i końcem szpicruty uniósł nieco jego twarz. Zsiniałe powieki uchyliły się, ukazując mętne, szmaragdowe źrenice
- Wstawaj! - warknął Inkwizytor
- Zabij mnie Mak... - wyszeptały spierzchnięte wargi - Zabij, ale daj spokój...
Wyglansowany, czarny czubek buta mężczyzny wbił się ostro w brzuch leżącego. Aura ze świstem wypuścił powietrze z płuc, zapadając się w otchłań nieświadomości. Makmannon wyszedł z celi wściekły, wbijając pięty w ziemie tak mocno, jakby pod jego stopami widniał wizerunek najgorszego wroga.
Świat Aury zamknął się w kilku prostych czynnościach, które pozwalały mu przemykać z dnia na dzień, jakby mimochodem. Starał się nie myśleć, nie myśleć o cierpieniu swoich pacjentów, których bólu nie potrafił złagodzić, których bólu złagodzić nie chciał. Starał się nie myśleć o własnym cierpieniu. Maka nie widział przez kilka kolejnych dni, jakby Inkwizytor nasycił się nim, i zapomniał. Nieoczekiwany gniew budził się w nim, gdy patrzył na ukrywane starannie współczucie, które migotało czasem w oczach jego współwięźniów, bo jakże nazwać inaczej nieszczęsnych uzdrowicieli, przymusem zmuszanych do pomocy. Gniew i wstyd, ukrywane podobnie starannie. Pomyśleć, że sam go kiedyś pragnął... że sam go kiedyś skłonił do odczuwania i realizowania swych pragnień. Gdybyż tylko mógł wiedzieć, że tak skończy się jego jakże nieszczęsna fascynacja Inkwizytorem. Gdybyż tylko mógł wiedzieć.... Jego jedyne wspomnienie związane z cielesnością, jedyne przyjemne wspomnienie musiało zostać zbrukane w sposób, który wykrzywiał delikatne wargi Aury w gorzkim, nie pasującym mu grymasie. Leczył, leczył w zgodzie z własna naturą i wbrew niej, a twarze leczonych zlewały mu się w jedna twarz, i to te która oglądać pragnął najmniej.
W końcu ból w jego ciele wygasł, a ból w jego duszy ścichł. Nie zniknął, Aura myślał że już nigdy nie ścichnie w zupełności, jednak przestał dręczyć jego i tak niepewny sen koszmarami.
Nadchodził wieczór, Aura klęczał na ziemi obok stygnących zwłok tych nieszczęśników, których nawet magiczne, niepospolite zdolności uzdrowicieli nie zdołały ocalić od śmierci i czekał aż przyjdą straże, by zamknąć go w celi. Nie próbował już nawet wstawać o własnych siłach, nie chciało mu się, ten wysiłek wydawał mu się zbędny. I rzeczywiście po paru chwilach silne ręce ujęły go pod ramiona, dźwigając wzwyż.
-Zostawcie go... -dobiegło zza pleców Aury. Uzdrowiciel zdrętwiał, słysząc ten głos. - Sam się nim zajmę.
Żołnierz puścił go, a Aura pozbawiony oparcia bezwładnie osunął się na gliniastą, rozmiękczoną deszczem ziemię.
-Wstawaj! - zagrzmiał nad jego głową suchy rozkaz.
Uzdrowiciel podniósł się nieco, podpierając się na szeroko rozstawionych rękach. Świat zawirował, kontury zamazały się i ponownie wylądował w wilgotnej breji.
- No rusz się! - warknął Inkwizytor - Nie mam całego wieczora.
Pochylił się i szarpnął rudowłosego za mokrą koszulę. Materiał trzasnął w jego dłoni, odsłaniając wychudzone plecy chłopaka. Po chwili ostry świst wyrysował na jasnej skórze zaczerwienioną pręgę od uderzenia szpicruty. Aura jęknął, zmuszając się ponownie do wysiłku, jednak nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Zarył twarzą w ziemie, krztusząc się błotem napływającym do ust.
- Wrócisz do celi - warknął Makmannon - Dzisiaj nikt cię tam nie zaniesie. Wrócisz sam, choćbyś miał to zrobić po kolanach
- Dlaczego? Dlaczego mi to...
- Dlaczego tobie? - Mak roześmiał się nieprzyjemnie - Jesteście nieefektywni. Bardzo nieefektywni. To się musi zmienić. Musze ukarać więc kogoś dla przykładu. A ty... ty będziesz doskonałym przykładem.
- Nigdzie nie idę.... - sprzeciw uzdrowiciela zabrzmiał zadziwiająco twardo jak na jego stan
- Och... To się jeszcze okaże...
Kolejny raz spadł na ramię Aury gdy Inkwizytor jeszcze mówił. Skulił się, starając się zająć jak najmniejszą powierzchnię. Mak stał przez chwile nad nim uśmiechając się zimno. Potem kopnął chłopaka z całej siły, odrzucając go od siebie na sporą odległość
- Ruszaj się!
- Nie....
Kolejne kopnięcie i kolejny kawałek
- Dalej!
Aura wbrew sobie podźwignął się na kolana i popełzł powoli w kierunku zamku. Towarzyszył mu szyderczy śmiech mężczyzny. Świadomość Aury skurczyła się do krótkiej sekwencji - wyciagnięcie rąk, przesunięcie się o krok do przodu, kolejne wyciagnięcie rąk i tak przez całą wieczność. Błonia znajdowały się w odległości nie dalszej niż dwieście kroków pod zamku, teraz był to dystans iście morderczy. Gdy tylko zatrzymywał się na chwilkę dla złapania oddechu but Inkwizytora wbijał się boleśnie w jego żebra lub nerki, wyciskając łzy z oczu i bezgłośne przekleństwa z umysłu. Kiedy dotarli wreszcie do schodów prowadzących w dół, Rudowłosy stoczył się z nich głową naprzód, zatrzymując się dopiero przy nogach jednego ze strażników. Makmannon szarpnięciem wywindował go do pionu i popchnął przed sobą do wnętrza celi. Kilkanaście par oczu zwróciło się w ich stronę.
- Od dziś każdy z was stara się bardziej, albo... - efektownie zawiesiwszy głos, pchnął ledwie przytomnego Aurę w stronę pozostałych. Nie oczekiwał odpowiedzi. Wyszedł, drzwi za nim zamknęły się ze złowrogim zgrzytem potężnego klucza w zamku.
Kamienna posadzka chłodziła jeszcze bardziej i tak już wyziębione ciało. Gdy kroki na schodach ucichły uzdrowiciele w milczeniu pochylili się nad oddychającym ciężko chłopakiem.
- Mam dość - wyszeptały popękane, sine wargi
- Jak my wszyscy - sarknął gdzieś z kąta nieprzyjemny piskliwy głos - Nie tobie jednemu dzieje się krzywda
- Daj spokój, widziałeś co on mu zrobił!
-Widocznie zasłużył - mruknął ten sam głos, ale trochę ciszej.
Aura już tego nie słyszał, bowiem wyczerpany do granic zasnął tam, gdzie rzuciła go ręka Makmannona. Nie poczuł ciepłych dłoni dotykających go z niezwykłą delikatnością i przekazujących mu odrobinę sił.
-Oszczędzalibyście się na następny dzień... - zaszemrał ten sam niezadowolony, co wcześniej.
-Myślisz ze którykolwiek z tych, których leczymy na co dzień jest tego bardziej wart niż on?
Oponent nie znalazł na to żadnej odpowiedzi.
-Chcecie mu pomóc? - w krąg rozmawiających wsunęła się jeszcze jedna postać.
-Tak... - zabrzmiała niepewna odpowiedź.
-Ale naprawdę.... Czy chcecie mu pomóc naprawdę?
-Czyżbyś miał jakiś pomysł?
-Pomóżcie mu więc... pomóżcie mu uciec.
-Uciec?!
-Tak. Przecież on go w końcu zabije.
-Mówisz tak, jakbyś myślał że to coś osobistego.
-A nie wydaje ci się, żeby tak było?
-Sam nie wiem...
-Spróbujmy... - kusił nowoprzybyły.
-A jeśli nas złapią?
-Jesteśmy im potrzebni. Chyba nie pogorszymy swojej sytuacji w znacznym stopniu...
-Pomyślałby kto, że w twoim przypadku to też jest sprawa osobista.
Mężczyzna żachnął się.
-Oj, spójrz tylko na niego. Z tego co wiem jest mniej więcej w wieku twojego syna. Nie wytrzyma tego długo.
-Niby tak...
-Więc..? Musimy się zdecydować, bo zaraz przyciągniemy czyjąś uwagę.
-Ja jestem za.
-Ja też.
- A ty...? - rozmówcy najwyraźniej skierowali pytanie do tego, który dotychczas oponował.
-Niech wam będzie. Ale jeśli nas złapią... nie przyznam się do niczego...
Ciche szmery głosów rozbrzmiewały tej nocy dość długo. Ktoś okrył trzęsącego się Aurę zniszczonym płaszczem, dającym odrobinę ciepła.












Komentarze
mordeczka dnia padziernika 12 2011 21:52:15
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

nimue (nimue.kk@wp.pl) 23:25 01-02-2005
Przeczytałam z zapartym tchem, naprawdę świetnie napisane, wyraziste postaci i miejsca. Wciągające jak nie wiem co. Gratuluję twórczyniom i chyle głowę przed talentem ;]
neiya (Brak e-maila) 15:56 16-03-2005
jak to jest, ze często najlepsze opa nie mają wcale albo bardzo malo opinii? a średnie lub mierne otrzymują cale mnóstwo pochwal i zachwytów? tego drugiego nie rozumiem. ale co do pierwszego... ludzie chyba po prostu nie wiedzą, co napisać, jak się coś takiego przeczyta. a mi czytalo się naprawdę dobrze... co to za ulga trafić w końcu na coś naprawdę dobrego! po tych wszytkich niezbyt udanych opach! jedyne co mi pozostaje to pogratulować talentu. i liczyć, że może kiedyś... ja też będę potrafila napisać coś na tym poziomie. na razie chyba nie pozostaje mi nic innego jak ćwiczyć...
inu (Brak e-maila) 17:49 23-04-2005
ale to nie koniec?? --.--
Kiri (kiri125@wp.pl) 00:04 04-05-2005
Dawac ciąg dalszy!!!!!!!!!!!
Koniecznie!!!!!!!!!
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 12:49 01-06-2005
Nie pozostaje mi nic innego jak nisko, niziutko się pokłonić ;] Zgadzam się z tym, co powiedziała Neiya - po przeczytanie czegoś naprawdę wyśmienitego, człowiek rzeczywiście nie wie co napisać w komentarzu, bo wszystkie słowa wydają się być takie puste, nie oddające pełnego zachwytu czytanego opowiadania...
Lee (Brak e-maila) 16:18 10-06-2005
Ładne...nawet bardzo, widziałam co prawda kilka literówek, ale naprawdę - niewielkich i niezbyt licznych ^^
Najważniejsze, że nie było błędów ortograficznych ^^!!!
Cóż więcej powiedzieć? Bardzo mi sie wszystko podobało, ładnie zbudowana historia, druga czesc swoją drogą również ^^
Nie zostaje mi nic poza gratulacjami i życzeniem sobie by spod Waszych(autorskich) rąk wychodziło jak najwięcej takich dziełek ^^
Atla (Brak e-maila) 02:11 17-06-2005
jest juz po drugiej w nocy, a jutro mam na rano do szkoly... ale MUSIALAM to przeczytac. po porstu musialam.
Opowiadanie jest swietnie napisane. Wyraziste postacie, swietne opisy. Lekkosc, ktora sprawia, ze wzrok frunie od zdania do zdania :3 Wciagajace, wciagajace i jeszcze raz wciagajace.
Nie moge sie doczekac az przeczytam Co w tobie jest?, poniewaz Prequel mi sie niesamowicie podobal.
Tylko ciekawe czy wytrzymam? ;D
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum