Rozdział 1 - Ty tu dowodzisz, Gregor!
- Kels, jakieś dziewczątko chce cię widzieć – rzucił od niechcenia Gregor Tearlach, starszy z najemników. Był to mężczyzna ponad pięćdziesięcioletni o twarzy naznaczonej wspomnieniami. Jego siwe włosy dodawały mu dziwnej powagi.
Wspomniany Kels spojrzał na niego z niemałym zdziwieniem.
- Dziewczynka? - zapytał sceptycznie, kręcąc głową.
- Usilnie błagała, żeby się z tobą rozmówić.
- Ty dowodzisz, Gregor – odparł jasnowłosy najemnik, wciąż nie przestając sie dziwić, co mogła chcieć od niego tajemnicza dziewczyna. Pora wszakże była późna i nie spodziewał się właśnie przez to żadnego rutynowego zlecenia.
- Ja się zgodziłem. - odrzekł starszy mężczyzna, zaskakując Kelsa Ruanaidha, imperialnego najemnika i syna wyklętego szlachcica, kompletnie.
- Coraz bardziej nie rozumiem.
- To ma wiele wspólnego z braćmi Kristoff.
- Ci ludzie doprowadzają mnie do białej gorączki! - westchnął teatralnie Kels i wstał od stołu. - Prowadź mnie do tej dziewuszki, przyjacielu.
Dziewczyna siedziała na zydlu, nerwowo bawiąc się rogiem swojego okrycia. Ciemne włosy opadały jej bezładnie na czoło, zakrywając prawie całą twarz. Usłyszawszy poruszenie w izbie drgnęła lekko i spojrzała na przybyszy.
- Pan Kels Ruanaidh? - zapytała, zrywając się z miejsca. Szybko podeszła do najemnika, składając ręce jak do modlitwy. Jej brązowe oczy szkliły się od niewypłakanych łez. - Proszę mi pomóc. - dodała łamiącym się głosem.
Kels wymienił spojrzenia z Gregorem. Potrzebowali pieniędzy, a dziewczątko nie wyglądało na bogatą osóbkę. Jednak nie potrafił odmówić komuś, kto ewidentnie potrzebował pomocy.
- Co się stało? - zapytał, prowadząc trzęsącą się dziewczynę do stołu. Jęknęła, tłumiąc szloch i zakaszlała, próbując odzyskać głos.
- Mój brat. - wyrzuciła z siebie wreszcie, szukając oczu Kelsa. Błyszczały jasno, jak dwa jeziorka w bezchmurne niebo. 'Nie, ten mężczyzna nie może być złym człowiekiem ' przeszło jej przez myśl. Rozpaczliwie poszukiwała pomocy, a ludzie, którym ufała, zawiedli ją, oferując w zamian marne słowa pocieszenia i migając się brakiem czasu. Cała nadzieja w najemniku. Nie miała wiele pieniędzy, ale była gotowa odpracować należną zapłatę.
- Proszę, mów. - rzekł Kels, oferując jej szklankę wody. Dziewczyna z wdzięcznością upiła łyk wody, orzeźwiając nieco zmęczone płaczem gardło. Zbyt długo zwlekała. Wiedziała, że bracia Kristoff nie są ludźmi honoru. Tyle złego słyszała o nich, ale oboje z bratem potrzebowali pieniędzy. Kochany Archer, był gotów poświęcić się dla niej. Potrząsnęła głową, starając się skupić na rozmowie z Kelsem.
- Prawie miesiąc temu bracia Kristoff zbierali ludzi. Szykowali wyprawę do jednej z opuszczonych kopalni. Doskonale wiedzieliśmy, co ludzie mówią o tamtym miejscu. Riddock uparł się jednak. Chciał zarobić trochę pieniędzy... Mówili, że będzie to trwało ledwie tydzień, że mają wszystko pod kontrolą. Jakiś czas temu zobaczyłam jednego z braci Kristoff na rynku w mieście. Zapytałam go o brata, a on śmiał mi się w twarz. Mówił straszne rzeczy... Suczy syn. - dziewczyna przeklęła, wywołując uśmieszki na twarzach obu najemników.
- Twój brat zostawił jakieś mapy, notatki?
- Tak. Jedna z map zostawił w domu. Mam ją przy sobie. - odparła dziewczyna, pełna nadziei. Kels tylko pokiwał głową, czekając aż rozłoży ona mapę na stole. Kiedy wskazała miejsce w które mieli udać się bracia Kristoff, Gregor skrzywił się.
- Cholernie nie dobrze. - wtrącił w zamyśleniu. - Głupcy! Dobrze wiedzieli, czym grozi wycieczka w tamte miejsca!
- To nie jest wina Riddocka! - oburzyła się zaraz dziewuszka – Potrzebowaliśmy tych pieniędzy!
- Spokojnie, dziecko! - rzekł ojcowskim tonem Gregor.
- Przepraszam. Wybacz mi, panie, ale już dłużej nie mogę. - odparła, a łzy spłynęły jej po policzku. Otarła je pospiesznie rękawem, ukradkiem spoglądając na najemników.
- Powiedz, dziecinko, ile masz lat? - zapytał w końcu starszy najemnik, a jego opiekuńcze instynkty wzięły górę nad rozsądkiem.
- Prawie dziewiętnaście. - odrzekła – Ja i mój brat jesteśmy bliźniętami.
- To jeszcze dziecko – powiedział Kels, czując się nagle staro, ze swoimi dwudziestoma ośmioma latami.
- Błagam. Jeżeli jest jakaś nadzieja...
- Nadzieja jest zawsze. Nie wiem tylko, czy jest sens zapuszczać się w tą kopalnię. Feruję, że ktokolwiek by tam został, nie przeżyje.
- Panie, błagam! - prawie wykrzyknęła dziewczyna. W swej desperacji gotowa była ruszyć sama w poszukiwaniu brata.
- Przepraszam na chwilę, dziecinko. - wtrącił Gregor, odciągając Kelsa na bok. - Ruanaidh, na Stwórcę! Nie widzisz, że to dziecko cierpi? Nie ma sensu? Założę się, że jej brat jest jedyną osobą, która jest jej bliska!
- Jej brat może już nie żyć! - odparł szybko Kels, zbyt głośno. Dziewczyna szybko spojrzała w ich stronę, ze strachem wymalowanym na delikatnej twarzy. Kels przeklął się w myślach. - Nie wiem, czy jest sens szukać chłopca po tych kopalniach. To może być równe z szukaniem igły w stogu siana! - westchnął zrezygnowany.
- Gdybyśmy go rzeczywiście znaleźli, pomyśl, Kels? Radość na buzi tej dziecinki zrekompensowała by mi wszystkie trudności! - oznajmił starszy mężczyzna.
- Przegrałem tę sprzeczkę już dawno, Gregor. - Po prostu nie wierzę, że ktoś utrzymałby się przy życiu w tych korytarzach! To przeklęte miejsce, pełne plugawej magii i dzikich bestii. Nie wiem, co gorsze.
- Nie musimy się obawiać magii, mając ciebie. - Gregor poklepał jasnowłosego najemnika po ramieniu. Ten tylko uśmiechnął się słabo. Usilnie starał się zapomnieć, że urodził się z darem, ale nie było mu to dane. Bardzo chciał uchodzić za wojownika, choć sam nie wiedział dokładnie dlaczego. Magia zatruwała Imperium od setek lat. Była połączona z tą ziemią, jak bluszcz, oplatający młode drzewo.
- Miejmy nadzieję, że chłopak się znajdzie.
- Dziecinko, przedstaw się nam. - poprosił Gregor, uśmiechając sie w stronę dziewczątka.
- Mówią na mnie Kyla Taranis – odparła drżącym głosem.
- Jak już wiesz, jestem Gregor a ten młody człowiek to Kels. Kyla, poszukamy twojego brata. - oznajmił starszy najemnik, wyraźnie ciesząc się widokiem ulgi na twarzy dziewczyny. Nagle posmutniała, uświadomiwszy sobie, że nie ma dosyć pieniędzy.
- Mogę zapłacić tylko tyle – rzekła, kładąc na stole niewielką sakwę. Gregor pokręcił głową.
- Jeżeli go znajdziemy, dziecinko, będzie to dla nas większa zapłata niż wszystkie pieniądze tego świata.
- Świetnie – mruknął pod nosem Kels, ale nie odważył się powiedzieć tego na głos, nie chcąc zmazywać z twarzy dziewczyny tak promiennego uśmiechu.
- Jako, że jesteśmy przygotowani do drogi, możemy wyruszyć jurto z samego rana! - entuzjazmował się Gregor. - Zabierzemy tylko naszego kompana, Nevisa Dorrella. To bardzo doświadczony łucznik. Z tego com słyszał, mężczyzna szkolony w tym fachu jest teraz doradcą królowej!
- Z tego co słyszałem, królowa nie potrzebuje żadnych doradców. - wtrącił Kels, krzyżując ręce przed sobą.
- Nie będziemy wdawać się w politykę! - stwierdził w końcu Gregor, rezygnując z tego frapującego tematu, o którym najwyraźniej został źle poinformowany.
- Chciałabym pojechać z wami. - powiedziała w końcu dziewczyna, uważnie obserwując reakcję najemników. Kels z niedowierzaniem wpatrywał się na przemian w nią to w Gregora. Ten jednak podparł się pod boki i zaśmiał się.
- Zaiste, to niebezpieczne.
- Potrafię walczyć. - rzekła dziewczyna, bardziej pewnym siebie tonem.
- Cóż, damie się nie odmawia! - odparł radośnie starszy z najemników. - Chodźmy więc. Czeka nas długa droga...
***
- Nie mów mi, że zamierzałeś wyjechać beze mnie! - zawołała głośno czarnowłosa kobieta, wyglądająca na niespełna trzydzieści lat. Krótka fryzurka dodawała jej zadziorności i podkreślała duże, niebieskie oczy. Uśmiechnęła się lekko, opierając dłonie na biodrach.
Kyla spojrzała pytająco na Kelsa.
- Lavena! - odparł najemnik, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
- Nevis powiedział mi wczoraj, że wyruszacie na pełną przygód wyprawę! - powiedziała, zniżając głos.
- Zgadza się. Widzę, że jesteś chętna do przyłączenia się.
- Och, mój drogi, ja widzę, że jesteśmy bardzo obrażalscy. Nie mów mi, Kels, że uraziły cię moje komentarze?
Najemnik nie odpowiedział, czując się wyraźnie niekomfortowo w sytuacji, w której słuchała go obca dziewczyna, na dodatek klientka.
- Wybacz. - rzekła w końcu kobieta i zwróciła się do Kyli. - Gdzież moje maniery! Nazywam się Lavena Caireann i specjalizuję się w wyrobie broni. - dodała i skłoniła się lekko.
- Kyla Taranis. - odwzajemniła się ciemnowłosa dziewczyna.
- Więc szukamy twojego brata...
- Jeszcze nie zaczęliśmy. - wtrącił Kels, walcząc z klamrami u siodła swojego czarnego wierzchowca. Karmel podrzucił łbem, starając się odpędzić nachalnego najemnika, który od dłuższego czasu szturchał go boleśnie w bok.
- Emocjonująca wyprawa jest warta każdego poświęcenia! - zawołała Lavena, zacierając dłonie.
- Myślałem, że między tobą a Nevisem skończone. - powiedział nagle, zupełnie nie przejmując się obecnością Kyli. Dziewczyna omiotła oboje spojrzeniem, które wskazywało na kompletne nieobycie w temacie. Prawdę mówiąc, nie miała zamiaru słuchać o osobistym życiu najemników. Była zdeterminowana, żeby znaleźć brata.
- Cóż, zawsze byłam skłonna do próbowania tego samego od nowa.
- Na Imperatora - przeklętnika – rzucił ironicznie Kels, kręcąc głową.
- Mów o wilku, a wilk się pojawi! – rzuciła uradowana Lavena, spoglądając w stronę karczmy, z której wyszedł Nevis i Gregor. - Wygląda na to, że jesteśmy w komplecie.
Kyla rozmawiała już z Gregorem poprzedniej nocy. Drugi najemnik, Nevis, okazał się być wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną o włosach koloru kawy z mlekiem. Uśmiechał sie złośliwie, mówiąc coś do Gregora, który kręcił głową z wyraźną dezaprobatą. Gdy ten spostrzegł Kylę na jego pooraną zmarszczkami twarz wystąpił radosny uśmiech.
- Kyla, dziecinko! - rzekł ciepło.
Kyla mogła odpowiedzieć tylko uśmiechem. Kels z kolei wydawał się być wyraźnie uspokojony pojawieniem sie dwóch pozostałych kompanów. Lavena i on mieli niewyjaśnione sprawy, o których najwidoczniej nie zamierzali mówić przy klientce.
- Wszystko gotowe i zapakowane. - oznajmił Nevis, nie fatygując się nawet, żeby przywitać się z Kylą. Dziewczyna od razu stwierdziła, że nie przypadł jej do gustu.
- Możemy już ruszać? - zapytała Kelsa, w pamięci mając obraz ciemnobrązowych oczu brata.
- Naturalnie. - odrzekł spokojnie najemnik, dosiadając swojego wierzchowca. Poklepał go bezwiednie po szyi i zarządził wyjazd.
Kopalnie nie były daleko. Kilka, może kilkanaście godzin drogi z miasta, więc Kyla liczyła na szybki rezultat poszukiwań. Miała naiwną nadzieję na odnalezienie Archera (tak brzmiało prawdziwe imię jej brata), chociaż rozsądek podpowiadał jej zgoła co innego. Odrzuciła jednak tą myśl. Rzuciła urwane spojrzenia Kelsowi, stwierdzając, że jasnowłosy spodobałby się jej bratu. 'Gdyby tylko stwórca wysłuchał mnie i zwrócił mi Archera’ zamyśliła sie, nie słysząc, że Kels postanowił zabawić ją rozmową. Kyla uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wybacz, sir, nie słuchałam cię.
- Kels! Jestem Kels – zaoferował z uśmiechem. - Pytałem o twojego brata. Jaki jest? - zapytał najemnik w nadziei na rozweselenie zasępionej dziewczyny.
- Bardzo odpowiedzialny, dba o mnie... nie mówi dużo, ale taka już jego natura. Obcym ludziom wydaje sie być bezczelny… przynajmniej tak mówili… - zamyśliła się dziewczyna, ale zaraz dodała pośpiesznie - On po prostu jest skryty, nie lubi dzielić się swoim życiem... Stwórco, nie pozwól, żeby coś mu się stało! - westchnęła, wpatrując sie w drogę przed nią.
- Spokojnie, Kyla – rzekł Kels, uśmiechając się lekko. Entuzjazm Gregora szybko udzielił mu się, i postanowił, że muszą odnaleźć chłopaka... albo to, co z niego pozostało. Wzdrygnął się na tą myśl.
- Nie mamy wiele pieniędzy, ale może... kiedy uda wam się go odnaleźć, może mógłby odpracować należne wam pieniądze...
- Gregor już ci powiedział, że nie musicie... - zaczął Kels, ale dziewczyna przerwała mu.
- Arch… Riddock jest naprawdę zdolny! Poza tym nie czułby się najlepiej, gdyby wiedział, że ma u was dług.
- Żadnego długu...
- Może... porozmawiamy o tym później? - tym zdaniem Kyla zakończyła rozmowę.
Kels milczał, wpatrując się w plecy Nevisa Dorrella, zastanawiając się, co skłoniło braci Kristoff do zapuszczenia się w te tereny i jakim człowiekiem okaże się być ten cały... Riddock. Cóż, odpowiedzi na te pytania były dopiero przed nim...