艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Jesienny wiatr 1 |
- Wyjebali mnie z domu - odezwa艂 si臋 po d艂u偶szej chwili panuj膮cego pomi臋dzy nimi milczenia. Jego g艂os by艂 cichy, pe艂en niewypowiedzianego 偶alu i przesi膮kni臋ty poczuciem pora偶k膮 mimo tego, 偶e ch艂opak stara艂 si臋 brzmie膰 beztrosko. Nie wysz艂o mu. Nigdy nie by艂 dobrym aktorem, przynajmniej nie tak dobrym za jakiego si臋 uwa偶a艂.
Zyga westchn膮艂 ci臋偶ko. Wiedzia艂 ju偶, co znaczy艂 ten niespodziewany SMS z 偶膮daniem spotkania. Wiedzia艂, czym by艂o tanie piwo z Netto, kt贸re w艂a艣nie trzyma艂 w d艂oni oraz paczka mocnych West`贸w, kt贸rymi tak ochoczo cz臋stowa艂 go Kasztan.
Teoretycznie, uzbrojony w ow膮 wiedz臋, nie powinien by艂 da膰 si臋 zap臋dzi膰 w pu艂apk臋. Mia艂 szans臋 nie z艂apa膰 si臋 w sid艂a zastawione przez ch艂opaka i z w艂asnej woli nie da膰 si臋 wpl膮ta膰 w jego gr臋.
I co z tego? Wiedzia艂 r贸wnie偶 - bo zna艂 siebie do艣膰 dobrze - 偶e ulegnie z czystej ciekawo艣ci i po prostu z dobroci serca. Kasztan nie mia艂 dok膮d p贸j艣膰, a sam fakt, 偶e to w艂a艣nie do niego zwr贸ci艂 si臋 o pomoc, m贸wi艂 wiele o tym, jak bardzo by艂 zdesperowany. Zyga nie m贸g艂 zaprzeczy膰, 偶e sytuacja lekko po艂echta艂a jego ego. M贸g艂 wzi膮膰 ch艂opaka na przeczekanie i sprawi膰 by ten zacz膮艂 prosi膰 o przygarni臋cie go. By艂 w stanie go z艂ama膰 i poni偶y膰, gdyby tylko chcia艂. Gdyby chcia艂.
Zyga ponownie westchn膮艂. Palcami niedbale zaczesa艂 za ucho d艂ugie, jasne w艂osy.
- P贸ki sobie czego艣 nie znajdziesz, mo偶esz zosta膰 u mnie.
Nie widzia艂 jak bardzo te kilka s艂贸w zmieni jego 偶ycie. Nie mia艂 wtedy najmniejszego poj臋cia, jak wielki wp艂yw b臋d膮 one mia艂y nie tylko na jego przysz艂o艣膰, ale tak偶e na losy paru innych os贸b.
Gdyby wiedzia艂, nigdy nie 艣mia艂by ich wypowiedzie膰.
* * *
Kilka miesi臋cy wcze艣niej, grudzie艅
- Ten nowy to jaki艣 szczyl jest. - Jaro uni贸s艂 wzrok znad gitary i z wyrzutem spojrza艂 na Kubka siedz膮cego na kanapie i bawi膮cego si臋 pa艂eczkami od perkusji. Wys艂u偶one Matmaxy hipnotyzowa艂y wzrok, wprawnie obracane palcami perkusisty.
- W dupie mam jego wiek. - Zyga ubieg艂 Kubka w odpowiedzi. - Przynajmniej tak d艂ugo, jak oka偶e si臋 przydatny.
- S艂ysza艂em jak gra - tym razem odezwa艂 si臋 ca艂y sprawca zamieszania, wstaj膮c z kanapy i podchodz膮c do swojego ukochanego zestawu perkusyjnego. - Nada si臋.
Jaro prychn膮艂 w odpowiedzi, wracaj膮c do strojenia gitary.
Od dawna potrzebowali drugiej gitary. Zyga potrafi艂 gra膰 i m贸g艂 spokojnie przej膮膰 t臋 rol臋, ale wtedy zostaliby bez basisty - a ta funkcja by艂a o wiele wa偶niejsza od drugiej gitary i jednocze艣nie ci臋偶sza do zast膮pienia. Spotkali na swojej drodze par臋 os贸b, kt贸re bardzo ch臋tnie, przynajmniej z pocz膮tku, chcia艂y podj膮膰 si臋 tego wyzwania. Jednak z biegiem czasu, przy cz臋stym przebywaniu ze sob膮 na pr贸bach, nowi nie wytrzymywali ci膮g艂ych humor贸w Kubka, kt贸ry ceni艂 sobie totaln膮 techniczn膮 perfekcj臋 w muzyce. Cz臋艣ci nie pasowa艂y dziwne preferencje Jara, kt贸ry cz臋sto przelewa艂 je na papier pisz膮c teksty o krwi, najr贸偶niejszych chorobach oraz wszystkich mo偶liwych parafiliach. Jeszcze inni m贸wili, 偶e nie da si臋 wsp贸艂pracowa膰 z Zyg膮, kt贸rego uwa偶ali za dziwnego i „jakiego艣 takiego niesocjalnego”. Szczerze m贸wi膮c, oni sami nie za bardzo rozumieli, na jakiej zasadzie dzia艂a艂y 艂膮cz膮ce ich relacj臋 i dlaczego, mimo wielu r贸偶nic tak dobrze si臋 rozumieli. Mo偶e to po prostu czas i 艂膮cz膮cy ich up贸r w d膮偶eniu do celu sprawi艂, 偶e zesp贸艂 dzia艂a艂 jak sprawnie z艂o偶ona i dobrze naoliwiona maszyna.
Zyga i Jaro znali si臋 od dzieci艅stwa - urodzeni w tym samym szpitalu, wychowani w tej samej kamienicy i poznaj膮cy 偶ycie na tym samym podw贸rku. Dziesi膮tki szyb wyt艂uczonych przypadkowo podczas grania w nog臋, kupowane za 贸wczesnego „tysiaka” gumy-kulki oraz ca艂a masa otar膰, ran i innych skalecze艅 zrobi艂a za dobr膮 podstaw臋 do twardej m臋skiej przyja藕ni, jaka ich obecnie 艂膮czy艂a. Przewa偶nie to Jarek, bo tak brzmia艂o jego imi臋, cho膰 rzadko kto艣 go u偶ywa艂, przychodzi艂 do Zygi pomarudzi膰 na nudne i ci臋偶kie 偶ycie. Siadali wtedy na dachu bloku, w kt贸rym zamieszka艂 basista po wyprowadzce z domu, s膮cz膮c piwo i wpatruj膮c si臋 w s艂o艅ce powoli zachodz膮ce nad szarym, ale jak偶e ukochanym przez nich Wroc艂awiem. Czasem owe marudzenie nie potrzebowa艂o s艂贸w, Jarowi wystarczy艂a po prostu obecno艣膰 drugiej osoby, kt贸ra wiedzia艂a o nim wszystko i by艂a 艣wiadoma tego, 偶e s艂owa nie zawsze potrafi膮 odda膰 uczucia. Bardzo cz臋sto by艂y nawet s膮 w stanie zmieni膰 i zagmatwa膰 to co cz艂owiekowi le偶y na duszy. Zyga by艂 za to mistrzem w milczeniu. Nie wynika艂o to z braku inteligencji, b膮d藕 te偶 braku manier czy niewiedzy jakich s艂贸w u偶y膰, by wesprze膰 przyjaciela. Jarek pami臋ta艂 przecie偶, 偶e nie zawsze tak by艂o. Zyga, a w艂a艣ciwie wtedy jeszcze Pawe艂, dopiero po wielu latach nauczy艂 si臋, 偶e lepiej milcze膰, ni偶 m贸wi膰 to co si臋 my艣li i widzi. Ludzie nie lubili s艂ucha膰 prawdy. Prawda dra偶ni艂a ich i wywo艂ywa艂a nag艂e, niechciane skurcze 偶o艂膮dka.
Zyga urodzi艂 si臋 i zosta艂 ochrzczony jako Pawe艂 Zygmunt Wi艣niewski. Pierwsze imi臋 by艂o wyborem jego matki, drugie zawdzi臋cza艂 ojcu, kt贸ry chcia艂, by syn nazywa艂 si臋 po pradziadku - bohaterze, kt贸ry odda艂 偶ycie na wojnie, ku chwale ojczyzny. Tak偶e Zyga by艂 sobie Paw艂em a偶 do pocz膮tk贸w liceum, kiedy kto艣 - dzi艣 ju偶 nikt nie pami臋ta, kto - zobaczy艂 jego legitymacj臋 i stwierdzi艂, 偶e imi臋 Zygmunt pasowa艂oby mu o wiele bardziej ni偶 jaki艣 nudny, tak powszechny Pawe艂. Pod koniec liceum nawet nauczyciele m贸wili do niego Zyga. Poza tym ca艂a sytuacja mia艂a jeszcze jedno dno. W tamtym w艂a艣nie czasie szczery do b贸lu Pawe艂 zrozumia艂, 偶e nie zawsze warto m贸wi膰 prawd臋. Jego wrodzona empatia i niemal偶e pod艣wiadome rozumienie ludzkich zachowa艅, kt贸re przychodzi艂o mu z zaskakuj膮c膮 艂atwo艣ci膮 sta艂o si臋 jego najwi臋kszym przekle艅stwem. Wchodz膮c w doros艂o艣膰 sta艂 si臋 bardziej milcz膮cy i cz臋艣ciej stroni艂 od towarzystwa ludzi. Patrz膮c na to mo偶na by by艂o powiedzie膰, 偶e niczym w drugiej cz臋艣ci mickiewiczowskich „Dziada贸w”, zmiana imienia przenios艂a ze sob膮 totaln膮 zmian臋 przekona艅 i wierze艅 g艂贸wnego bohatera. Umar艂 Pawe艂 - narodzi艂 si臋 Zyga.
Niestety Zyga nie mia艂 w sobie 偶adnych zap臋d贸w do naprawiania 艣wiata i po艣wi臋cania siebie w imi臋 ludzko艣ci. Nie nazywa艂 si臋 „Milijon” i nie chcia艂 za miliony kocha膰 i cierpie膰 katusze.
Jako艣 w tamtym czasie obaj zapa艂ali tak偶e mi艂o艣ci膮 do muzyki. Zacz臋艂o si臋 oczywi艣cie od s艂uchanych na walkmanie kasetach pe艂nych kawa艂k贸w granych przez Armi臋, Dezertera i Sedes, kt贸re dostarcza艂 im ojciec Jarka, kiedy艣 zapalony rockowiec znaj膮cy podstawy gry na gitarze. „Wszyscy pokutujemy” przez d艂ugi czas by艂 dla nich niczym hymn. Coraz cz臋艣ciej ich pi膮tkowe wieczory ko艅czy艂y si臋 w dusznych od papierosowego dymu i ludzkiego potu barach i knajpach, w kt贸rych mo偶na by艂o pos艂ucha膰 niszowych, ma艂o znanych kapel.
To by艂y dobre, beztroskie czasy. Stawali si臋 m臋偶czyznami s艂uchaj膮c muzyki, kt贸ra kszta艂towa艂a ich pogl膮dy. Muzyki, kt贸ra nie mia艂a ogranicze艅 i by艂a sama w sobie metafor膮 wolno艣ci. Brzmienia by艂y szarpane, wokale pe艂ne krzyku a jednak wszystko to mia艂o sw贸j urok. W tej formie w艂a艣nie si臋 zakochali i to j膮 postanowili kultywowa膰. Za pieni膮dze nazbierane na wakacyjnych, dorywczych pracach kupili u偶ywany sprz臋t. Ojciec Jarka okaza艂 si臋 wielk膮 pomoc膮 przy samych pocz膮tkach, potem wi臋kszo艣ci rzeczy uczyli si臋 sami, metod膮 pr贸b i b艂臋d贸w.
Jarek w艂a艣ciwie ca艂kowicie przypadkiem okaza艂 si臋 by膰 zdumiewaj膮co dobrym wokalist膮, gdy pewnego wieczoru, podczas jakiego艣 ca艂kowicie przypadkowego, szkolnego ogniska z艂apa艂 za gitar臋 i nienagannie wy艣piewa艂 po艂ow臋 repertuaru Jacka Kaczmarskiego. Zyga pami臋ta艂, jak bardzo czu艂 si臋 urzeczony g艂osem przyjaciela i jak poprzysi膮g艂, 偶e nikogo innego na stanowisko wokalu nigdy nie dopu艣ci. Tak te偶 zosta艂o.
Chcieli gra膰 - nie interesowa艂a ich s艂awa, nie my艣leli o przysz艂o艣ci. 呕yli tym co tu i teraz i to by艂o najwa偶niejsze. Potrzebowali jednak jeszcze jednej osoby. Potrzebowali g艂贸wnego rytmu, jaki nadaje muzyce perkusja.
Wtedy na ich drodze stan膮艂 Kuba.
By艂 to w艂a艣nie jeden z tych pi膮tkowych wieczor贸w. Na scenie mia艂 gra膰 Kult, a przed nim zapowiedziano dwa mniej znane zespo艂y. Pierwszy z nich gra艂 tylko covery polskich kapel, nic swojego, nic oryginalnego. I mimo tego, 偶e by艂y to dobrze znane kawa艂ki, gitarzysta nie trzyma艂 tempa a wokalista miesza艂 s艂owa, prawdopodobnie pod wp艂ywem zbyt du偶ej ilo艣ci wypitego piwa. Tego nikt nie wiedzia艂 na pewno, ale szczerze m贸wi膮c nikomu to te偶 nie przeszkadza艂o. Cz臋艣膰 ludzi siedzia艂a przy stolikach porozstawianych w rogach klubu i pi艂a piwo, gadaj膮c o wszystkim i o niczym, druga cz臋艣膰 mimo s艂yszalnych niedoci膮gni臋膰 artystycznych rado艣nie skaka艂a pod scen膮 nap臋dzaj膮c nierzadko brutalne pogo. I w艂a艣ciwie wszystko by艂oby ok, gdyby nie perkusista, kt贸ry w pewnym momencie przesta艂 gra膰 i dono艣nie stwierdzaj膮c, 偶e „pierdoli takie granie” zszed艂 ze sceny. Wkr贸tce potem okaza艂o si臋, 偶e Kubek zawsze by艂 mocno niepozornym go艣ciem - niskim, chudawym, o bladej cerze naznaczonej piegami i zawsze rozczochranych ciemnych w艂osach, kt贸rych nigdy nie stara艂 si臋 uk艂ada膰. Jedyn膮 rzecz膮, kt贸ra mia艂a dla niego znaczenie by艂a muzyka i granie na perkusji. Od os贸b z kt贸rymi gra艂 oczekiwa艂 takiego samego, a kiedy go nie widzia艂, odchodzi艂 wiedz膮c, 偶e trwanie w takim uk艂adzie nie ma sensu.
Traf chcia艂, 偶e wspomniany wcze艣niej perkusista przemierzy艂 sal臋 i podszed艂 do stolika przy kt贸rym Zyga i Jaro pili piwo, rozmawiaj膮c oczywi艣cie o muzyce, o graniu, o wcze艣niej us艂yszanych utworach. W艂a艣ciwie to Jaro gada艂, gestykuluj膮c przy tym przesadnie, a Zyga s艂ucha艂, u艣miechaj膮c si臋 lekko pod nosem. Obaj spojrzeli na przybysza z niekrytym zdziwieniem, kt贸re szybko przerodzi艂o si臋 w okrzyk protestu ze strony Jarka, gdy Kuba jak gdyby nigdy nic z艂apa艂 jego kufel i wypi艂 z艂ot膮 zawarto艣膰 w kilku poka藕nych 艂ykach, po chwili t艂umacz膮c, 偶e dzie艅 jest zbyt chujowy, by da膰 mu rad臋 na trze藕wo.
Postawi艂 nast臋pn膮 kolejk臋. Usiad艂 z nimi..Urwana rozmowa potoczy艂a si臋 dalej. Kuba s艂ucha艂, czasem wtr膮caj膮c swoje trzy grosze na temat danej kapeli, albo muzyka. Od s艂owa do s艂owa doszli do pomys艂u wsp贸lnego grania. Ten trzeci trybik - perkusja - sprawi艂, 偶e ca艂o艣膰 ruszy艂a, nap臋dzana i oliwiona mi艂o艣ci膮 do muzyki.
Bywa艂y czasem ci臋偶kie dni. Kubek 艂atwo denerwowa艂 si臋 na Jara, gdy ten nie do ko艅ca chcia艂 uzna膰 jaki艣 jego pomys艂. Jaro wkurza艂 si臋 niemi艂osiernie, gdy Kubek na si艂臋 wciska艂 mu rozwi膮zania, kt贸re w og贸le mu nie pasowa艂y. Zyga milcza艂 nieco mniej, staraj膮c si臋 jako艣 ich pojedna膰, cho膰 nie zawsze mu to wychodzi艂o. Wiedzia艂, 偶e musz膮 si臋 po prostu dotrze膰, zrozumie膰 i jako艣 doj艣膰 do consensusu. Nadziej膮 napawa艂o to, 偶e nigdy 偶aden z nich nie wyszed艂 z pr贸by i nie trzasn膮艂 drzwiami ze s艂owami, 偶e pierdoli takie granie.
- Na kt贸r膮 kaza艂e艣 mu przyj艣膰? - Jaro z widocznym zniecierpliwieniem spojrza艂 na wisz膮cy na 艣cianie zegarek, w my艣lach odejmuj膮c od pokazywanej przez niego godziny dwadzie艣cia dwie minuty. Ka偶dy z nich wiedzia艂, 偶e zegar 藕le chodzi, ale nikomu nie chcia艂o si臋 go przestawia膰. By艂o pi膮tkowe popo艂udnie. Jaro mia艂 dzie艅 wolny w robocie, tak jak i Zyga. Kubek nie pracowa艂, 偶yj膮c na garnuszku rodzic贸w, co by艂o cz臋sto tematem 偶art贸w ze strony reszty zespo艂u. Ca艂y dzie艅 mogli dzi艣 po艣wi臋ci膰 na granie.
- M贸wi艂, 偶e przyjdzie po lekcjach. Je艣li oczywi艣cie uda mu si臋 tutaj dosta膰, przez ten jebany 艣nieg. - Kubek zamacha艂 r臋kami, staraj膮c si臋 rozgrza膰. - Pierdolona zima - doda艂 na wypadek gdyby kto艣 jeszcze nie wiedzia艂, jak bardzo nie cierpia艂 tej pory roku.
Zimna zacz臋艂a si臋 nagle i niespodziewanie, zaskakuj膮c tak drzewa, kt贸re nie zd膮偶y艂y jeszcze zrzuci膰 uschni臋tych li艣ci, jak i drogowc贸w, kt贸rzy nie nad膮偶ali z usuwaniem przybywaj膮cego w zastraszaj膮cym tempie 艣niegu. Miasto w wielu miejscach by艂o zasypane, szczeg贸lnie na obrze偶ach. Tramwaje notorycznie si臋 sp贸藕nia艂y, a stanie w korkach wyd艂u偶a艂o nierzadko nawet o kilka godzin. Ju偶 od dw贸ch miesi臋cy by艂o zimno i bia艂o, i nic nie wskazywa艂o na to, 偶e nowy rok przyniesie odwil偶.
Pr贸by organizowali w piwnicy jednej z kamienic, kt贸rej w艂a艣cicielami byli dziadkowie Kubka. 艢ciany by艂y tutaj grube, wi臋c ludzie nie narzekali na ha艂as, ale z drugiej strony ocieplanie tego miejsca w czasie ch艂odnych dni by艂o czystym koszmarem. Z roku na rok w pomieszczeniu przybywa艂o elektrycznych grzejnik贸w zakupionych na gie艂dzie z drugiej r臋ki albo na promocjach w supermarketach. Niekt贸re z nich, wys艂u偶one i niedzia艂aj膮ce, sta艂y w k膮cie piwnicy, s艂u偶膮c za pos臋pn膮 dekoracj臋, a czasem i dodatkowe siedzenie, przynajmniej do momentu, w kt贸rym Jaro i Zyga nie przynie艣li tutaj starej, obdrapanej przez hordy kot贸w kanapy, kt贸r膮 babcia pierwszego z nich najzwyczajniej chcia艂a wyrzuci膰. Okr膮g艂y stolik te偶 trafi艂 do nich przypadkiem, przywleczony pewnego jesiennego dnia przez Kubka, kt贸ry oznajmi艂, 偶e do艣膰 ma stawiania piwa na pod艂odze. Nied艂ugo potem do ca艂o艣ci dosz艂o par臋 lamp i kilka p贸艂ek - wszystko nie do pary i z ca艂kowicie innej bajki. Wisz膮ca nad wej艣ciem g艂owa jelenia zosta艂a znaleziona przy pobliskim 艣mietniku, a nieszcz臋sny, 艣piesz膮cy si臋 zegar Kubek dosta艂 od kumpla na kt贸re艣 urodziny. Kto艣, kto wchodzi艂 tutaj po raz pierwszy, krzywi艂 si臋 przewa偶nie, okre艣laj膮c ich miejsce pr贸b niez艂ym burdelem, i tak si臋 przyj臋艂o. Wi臋kszo艣膰 ludzi z ich otoczenia z pe艂nym zrozumienia kiwni臋ciem g艂owy reagowa艂o, gdy kt贸ry艣 z nich oznajmia艂, 偶e idzie do Burdelu. Mimo wszystko to by艂 po cz臋艣ci ich dom i tak te偶 go traktowali.
- Zimno - Zyga odezwa艂 si臋 cicho, uk艂adaj膮c bas wygodniej na kolanie. - Zagrajmy - doda艂 zach臋caj膮co, i od razu rozpoczynaj膮c tak dobrze znany im kawa艂ek. Wiedzia艂, 偶e Kubek nieco o偶ywi si臋 przy perkusji a Jaro od razu podchwyci i zacznie 艣piewa膰. Nie musia艂 d艂ugo czeka膰. Po chwili do艂膮czy艂a do niego ci臋偶ko nastrojona gitara, a zaraz po niej spokojny, ci膮g艂y rytm wybijany raz po raz na centrali. To by艂a ich w艂asna aran偶acja, cho膰 nie raz wspominali o tym, 偶e przyda艂by si臋 im klawiszowiec. Byli otwarci na propozycje, lecz histori臋 z ch臋tnymi ko艅czy艂y si臋 podobnie jak z tymi, kt贸rzy chcieli im s艂u偶y膰 za drug膮 gitar臋. Trybiki nie pasowa艂y, wi臋c maszyna jecha艂a nadal wsparta o swoje g艂贸wne trzy cz臋艣ci.
Moja krew
Zachrypni臋ty, silny g艂os Jarka przebi艂 si臋 bez problemu przez instrumenty i wype艂ni艂 ca艂膮 piwnic臋. Zyga mimowolnie si臋 u艣miechn膮艂. Pewne rzeczy nie zmienia艂y si臋 od lat, to jak bardzo uwielbia艂 s艂ucha膰 g艂osu swojego przyjaciela, by艂o jedn膮 z nich.
co chy艂kiem p艂ynie w g艂臋bi cia艂a kt贸re kryje si臋
po ciemnych korytarzach w alkoholu w ustach kobiet krew
podsk贸rne 偶ycie me mierzone w litrach i p艂yn膮ce wsp贸ln膮 rzek膮 w morze krwi
Melodia wolno sz艂a do przodu, z ka偶dym kolejnym s艂owem tekstu nabieraj膮c mocy i szybko艣ci. Zyga u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, k膮tem oka spogl膮daj膮c na swoich towarzyszy. Uwielbia艂 to ca艂kowite skupienie, kt贸re nieod艂膮cznie by艂o obecne nawet przy graniu kawa艂k贸w znanych przez nich na pami臋膰.
Moja krew
Jarek podczas 艣piewania mia艂 zamkni臋te oczy. Jego palce bezb艂臋dnie ta艅czy艂y po gryfie czarnego Gibsona.
Mro偶ona wysy艂ana i sk艂adana w bankach krwi bankierzy przelewaj膮 j膮
na tajne konta tajna bro艅.
D艂ugie, ciemnobr膮zowe w艂osy opad艂y mu na twarz, dodaj膮c mu powagi i lekkiej zadziorno艣ci. Tak, zdecydowanie to on by艂 tym cz艂onkiem zespo艂u, kt贸rego nowi bali si臋 najbardziej. Szczeg贸lnie, gdy tak jak dzi艣 odpu艣ci艂 sobie poranne golenie pozwalaj膮c by policzki pokry艂 mu ciemny zarost.
Moj膮 krwi膮
Kuba jak zawsze siedzia艂 przy perkusji brzydko zgarbiony. Gra艂 zawsze technicznie, odk膮d tylko Zyga pami臋ta艂. Nie wiedzia艂, jak przy tej postawie cia艂a by艂o to mo偶liwe, ale jednak jemu si臋 udawa艂o.
Tajna bro艅 konstruowana aby jeszcze lepiej jeszcze pi臋kniej bezbole艣nie uciele艣ni膰 krew
moj膮 krew.
Usta perkusisty porusza艂y si臋 wraz z wy艣piewywanymi s艂owami a jasne, zielone oczy by艂y pe艂ne skupienia. Napotykaj膮c pos艂ane mu spojrzenie, u艣miechn膮艂 si臋 lekko. Tak by艂o z nim zawsze, nie by艂 podr臋cznikowym, skrajnym optymist膮, ale z nich wszystkich mia艂 go w sobie najwi臋cej. Wierzy艂, 偶e mog膮 co艣 stworzy膰 i pieni艂 si臋 jak dobre myd艂o, gdy tylko kto艣 mia艂 na ten temat inne zdanie.
To moj膮 krwi膮
G艂os Jarka nabra艂 jeszcze ci臋偶szego brzmienia, a ka偶dy z nich wiedzia艂, 偶e ju偶 za chwil臋 nast膮pi prze艂amanie w melodii i rozpocznie si臋 ten kawa艂ek, na kt贸ry czekali od pocz膮tku.
Podpisywano wojn臋 mi艂o艣膰 rozejm pok贸j wyrok uk艂ad czek na 艣mier膰 moja krew!
Palce Zygi mocno szarpa艂y struny, id膮c za rytmem dyktowanym przez podw贸jn膮 stop臋, Jaro wbi艂 si臋 na wy偶sz膮 tonacj臋, rozrywaj膮c ich basowe d藕wi臋ki wysokim piskiem gitary. Linia melodyczna coraz bardziej przy艣piesza艂a, lecz nadal pozostawa艂a harmonijna i zgrana co do ostatniej nuty.
Moja krew i twoja te偶, moja krew i wasza te偶!
Wszystko umilk艂o tak nagle, jak si臋 zacz臋艂o. Cisza, kt贸ra wype艂ni艂a pomieszczenie zdawa艂a by艂a obca i nieprzyjemna. Przerwa艂o j膮 wolne klaskanie dobiegaj膮ce od strony drzwi. Trzy pary oczu jak na komend臋 odwr贸ci艂y si臋 w ich stron臋, a d艂onie nieznajomego przybysza zawis艂y w powietrzu, niepewne nast臋pnego ruchu.
- No i jest - stwierdzi艂 rado艣nie Kubek wstaj膮c zza perkusji i rozci膮gaj膮c si臋 leniwie. - Panowie, poznajcie Kasztana.
Jaro parskn膮艂 艣miechem, a Zyga przypomnia艂 sobie, 偶e gapienie si臋 na kogo艣 z otwartymi ustami jest do艣膰 niegrzeczne, wi臋c czym pr臋dzej je zamkn膮艂.
- Chyba kurwa 偶artujesz, Kubek.
- Nie pasuje ci co艣?
- Ja pierdole...
呕aden nie przej膮艂 si臋, 偶e przedstawiony ch艂opak nadal sta艂 w drzwiach i z mocno 艣ci膮gni臋tymi brwiami oraz maluj膮cym si臋 na twarzy wyrazem rozdra偶nienia, wodzi艂 wzrokiem od Kubka do Jara.
Zyga dok艂adnie zdawa艂 sobie spraw臋 z tego, co si臋 dzieje, zna艂 Jarka za d艂ugo by tego nie wiedzie膰. Raz jeszcze spojrza艂 na ch艂opaka. Mia艂 wra偶enie, 偶e spogl膮da na siebie albo na ich gitarzyst臋 jeszcze par臋 lat wstecz. Kasztan na ramionach mia艂 ci臋偶k膮, nabijan膮 膰wiekami ramonesk臋, spod kt贸rej wystawa艂 czarny, zdecydowanie za du偶y na niego golf. R贸wnie偶 czarne jeansy z dziurami na kolanach oraz 艂a艅cuchem przyczepionym do szlufek wepchni臋te by艂y w wysokie, znoszone i widocznie powycierane glany. I w艂a艣ciwie nie by艂o by w tym ubiorze nic dziwnego, gdyby nie jego mocno specyficzna fryzura. D艂ugie zafarbowane na indygo w艂osy by艂y wygolone po obu stronach g艂owy ze 艣rodkow膮, d艂ug膮 cz臋艣ci膮 zaczesan膮 do ty艂u. Ca艂o艣ci dope艂nia艂y ciemne linie podkre艣laj膮ce nadzwyczaj jasne, siwe oczy oraz do艣膰 imponuj膮ca kolekcja kolczyk贸w w prawym uchu.
Jaro ponownie parskn膮艂.
- Ja pierdol臋, Kubek - pokr臋ci艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem - m贸wi艂e艣, 偶e jest m艂ody, ale nie wspomina艂e艣, 偶e to dzieciak i w dodatku pisanka i choinka w jednym.
- Chuj ci do tego jak wygl膮da, tak d艂ugo jak b臋dzie potrafi艂 co艣 zagra膰 - odwarkn膮艂 mu Kuba, jednak na jego twarzy nadal widoczny by艂 u艣miech.
Wszyscy zamilkli ponownie, gdy ch艂opak w paru krokach przemierzy艂 pok贸j i stan膮艂 obok Jarka, gro藕nie na niego spogl膮daj膮c. Tym razem to Zyga za艣mia艂 si臋 lekko. Determinacja a偶 wylewa艂a si臋 z ich nowego kompana, a jak wiadomo ludzie zdeterminowani dokonuj膮 wielkich czyn贸w.
Nie odwracaj膮c wzroku od Jarka, Kasztan 艣ci膮gn膮艂 z plec贸w pokrowiec z gitar膮 i wyci膮gn膮艂 z niej lekko poobijanego, ciemnoniebieskiego Ibaneza. Z niekryt膮 z艂o艣ci膮 wyci膮gn膮艂 jacka z gitary Jarka, kt贸ry w zdziwieniu na tak zuchwa艂e zachowanie nawet nie zd膮偶y艂 zareagowa膰, po czym podpi膮艂 go do swojego sprz臋tu i zacz膮艂 gra膰.
Z ka偶dym kolejnym riffem tn膮cym cisz臋 na rytmiczne kawa艂ki, ka偶dy z nich nabiera艂 przekonania, 偶e znalaz艂 si臋 czwarty, niepozorny trybik w ich maszynie. Gitara prowadzona palcami ch艂opaka p艂aka艂a i krzycza艂a, narzeka艂a na 艣wiat, na ludzi, na wszystko co z艂e i niesprawiedliwe. Emocje kipia艂y i wype艂nia艂y piwnic臋. Po chwili ch艂opak zamilk艂 i wyzywaj膮co spojrza艂 na Jarka.
- 呕adna pisanka ani choinka nie zagra ci tego tak zajebi艣cie - stwierdzi艂 butnie, odpinaj膮c kabel od gitary i podaj膮c go prawowitemu w艂a艣cicielowi.
Ca艂a tr贸jka rykn臋艂a g艂o艣nym 艣miechem.
Tak, zdecydowanie znale藕li to czego szukali.
* * *
Stycze艅
Zima nadal zawzi臋cie trzyma艂a 艣wiat w swoich zmarzni臋tych d艂oniach. By艂a bezlitosna i niewzruszona milionami pr贸艣b kierowanych do niej przez ludzi, maj膮cych ju偶 do艣膰 zimna, szybko zapadaj膮cych ciemno艣ci i wszechobecnego bia艂ego koloru.
Wracali z pr贸by pieszo, id膮c wzd艂u偶 Odry i leniwie pij膮c piwo, kt贸re Kasztan kupi艂 w nocnym, ulokowanym niedaleko Burdelu. Ju偶 po drugim ich spotkaniu okaza艂o si臋, 偶e mieszkaj膮 na s膮siaduj膮cych ze sob膮 ulicach. Zyga nie mia艂 nic przeciwko wsp贸lnym powrotom, a Kasztan okaza艂 si臋 zaskakuj膮co rozmownym i ciekawym kompanem nocnych spacer贸w. By艂 m艂odszy od basisty o ponad sze艣膰 lat, ale mimo tego potrafi艂 zab艂ysn膮膰 intelektem. Niekt贸re jego przemy艣le艅 nawet Zyg臋 wprawia艂y w lekkie zdziwienie, zmieszane niejednokrotnie z zak艂opotaniem i konsternacj膮. Ten wiecz贸r jednak偶e nie nale偶a艂 do tych powa偶niejszych.
- Czekaj, czekaj... - Ch艂opak niemal偶e za偶膮da艂, 艣miej膮c si臋 lekko pod nosem. Droga z kamienicy do ich blok贸w nie nale偶a艂a do kr贸tkich, a kupiony zapas piwa by艂 ju偶 na wyczerpaniu. Nieznacznie si臋 chwiej膮c dopi艂 nap贸j do ko艅ca i postawi艂 puszk臋 na 艣rodku 艣cie偶ki, po czym niezgrabnymi ruchami zacz膮艂 odpina膰 sw贸j rozporek.
- Stoisz na 艣rodku drogi. - Zyga spojrza艂 na niego z ciekawo艣ci膮. Przez ten miesi膮c zd膮偶y艂 si臋 nauczy膰, 偶e ch艂opak umia艂 zaskakiwa膰, zar贸wno swoj膮 艣mia艂o艣ci膮 jak i niekonwencjonalnym podej艣ciem do wielu spraw. Lubi艂 to w nim. Dawno ju偶 nie spotka艂 osoby, kt贸ra by艂aby tak naturalnie szczera i tak bezprecedensowo otwarta. W sobie czu艂, 偶e mo偶e to by膰 jednak tylko to co Kasztan pokazuje na powierzchni. Gdzie艣 w g艂臋bi znajdowa艂a si臋 do艣膰 m臋tna, zabrudzona wieloma rzeczami woda. Nie zna艂 go jednak na tyle dobrze, by stwierdzi膰 to dok艂adnie. Na razie ch艂opak stanowi艂 nowo艣膰, co艣 oryginalnego i ciekawego, a basista uwielbia艂 takie jednostki.
Kasztan zachwia艂 si臋 niebezpiecznie, ale nie przerwa艂 sikania. Jego mina wyra偶a艂a pe艂ne skupienie. Ch艂opak lekko wyci膮gn膮艂 j臋zyk, przygryzaj膮c go z臋bami.
- Wysika艂em twoje imi臋 - powiedzia艂 po chwili z dum膮, u艣miechaj膮c si臋 szeroko. Zyga parskn膮艂, podchodz膮c bli偶ej i oceniaj膮c dzie艂o gitarzysty przez jego rami臋.
- Zygmunt. - Z jego ust zn贸w wydoby艂o si臋 parskni臋cie.
- No przecie偶 pisze. Zygmund.
- Po pierwsze: jest napisane. - M臋偶czyzna lekko klepn膮艂 go w ty艂 g艂owy. - A po drugie Zygmunt. Przez „t” na ko艅cu. Nie przez „d”. I ty masz w tym roku zdawa膰 matur臋...
Przez chwil臋 obaj milczeli. Kasztan mocno zmarszczy艂 brwi, wpatruj膮c si臋 w 艣nieg i wykaligrafowane na nim na 偶贸艂to litery. Z zamy艣lenia wyrwa艂 go g艂os towarzysza.
- Schowaj wacka, bo ci zamarznie i odpadnie. - Nie czekaj膮c na reakcj臋 dopi艂 swoje piwo do ko艅ca i ruszy艂 w stron臋 widocznego niedaleko blokowiska. Nie ogl膮da艂 si臋 za siebie, ale s艂ysza艂 jak Kasztan w po艣piechu zapina rozporek i szybkim, ci臋偶kim krokiem rusza w jego stron臋. 艢wie偶y 艣nieg g艂o艣no trzeszcza艂 pod jego podeszwami.
Zn贸w zapad艂o pomi臋dzy nimi milczenie. Cz臋sto tak bywa艂o, szczeg贸lnie po tym momencie, w kt贸rym Zyga zwraca艂 mu na co艣 uwag臋 lub go poprawia艂. O dziwo, poddany krytyce Kasztan potrafi艂 odwarkn膮膰 Jarkowi a nawet i Kubie, jednak gdy to Zyga prostowa艂 jego b艂臋dy, milk艂 i pogr膮偶a艂 si臋 w my艣lach na dobre kilka minut. Nie usz艂o to uwadze basisty, ale nie chcia艂 dopisywa膰 do tego niepotrzebnej ideologii. Na razie chcia艂 po prostu bli偶ej pozna膰 licealist臋 i rozgry藕膰 go tak, jak robi艂 to z wi臋kszo艣ci膮 poznawanych przez siebie os贸b.
- A masz drugie imi臋? - g艂os ch艂opaka by艂 cichy, nadal by艂 lekko zamy艣lony.
- To jest moje drugie imi臋. - Zyga g艂臋biej wcisn膮艂 r臋ce w kieszenie spodni. Od paru dni by艂o pieru艅sko zimno, a my艣li o wio艣nie zdawa艂y si臋 jedynie mrzonkami nie maj膮cymi szans na spe艂nienie si臋. Ostatnimi czasy stuprocentowo popiera艂 Kubka w jego antyzimowym nastawieniu. K膮tem oka zauwa偶y艂 ciekawski b艂ysk w oczach ch艂opaka. - Pawe艂 - odpowiedzia艂 zanim pytanie w og贸le zosta艂o zadane.
Tym razem to Kasztan parskn膮艂 g艂o艣no 艣miechem.
- Serio? Masz na imi臋 Pawe艂?
- Zwyk艂e imi臋, nie ma co si臋 ekscytowa膰. - I nie by艂o. Szczeg贸lnie, 偶e ju偶 od lat nie s艂ysza艂 by kto艣 tak do niego m贸wi艂. Z czasem wszyscy o tym zapomnieli, a obecnie nawet mama m贸wi艂a do niego. Tym razem spojrza艂 na ch艂opaka z rosn膮c膮 ciekawo艣ci膮. U艣miech nadal nie schodzi艂 z jego twarzy, a w oczach czai艂 si臋 podejrzany b艂ysk i niema pro艣ba. Tak, Zyga by艂 w tym zdecydowanie za dobry. M贸g艂 nie zapyta膰, ale jednak mimo wszystko to zrobi艂. - A ty? Zgaduj臋, 偶e nie ochrzcili ci臋 Kasztanem...
- Pawe艂.
M臋偶czyzna westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Tak, to moje imi臋. To ju偶 wiesz. Pytam si臋 o twoje.
- Pawe艂. - U艣miech na twarzy Kasztana poszerzy艂 si臋 niemal dwukrotnie a Zyga automatycznie zrozumia艂 i r贸wnie偶 odpowiedzia艂 u艣miechem.
Tego si臋 nie spodziewa艂.
* * *
Luty
- Pierwszy raz widz臋 fioletowego Kasztana. - G艂os Jarka przesi膮kni臋ty by艂 niekryt膮 kpin膮. Kubek i Zyga spojrzeli na m艂odego gitarzyst臋, kt贸ry nadzwyczaj cicho, jak na swoje standardy, wszed艂 do Burdelu i bez s艂owa zacz膮艂 wypakowywa膰 sprz臋t z pokrowca.
Na jego lewym policzku widnia艂 wielki, 艣wie偶y siniak o soczy艣cie fioletowym kolorze, a warga po tej samej stronie twarzy by艂a brzydko rozci臋ta.
- Co jest? - ci膮gn膮艂 drwi膮co Jaro - Komu艣 w szkole nie spodoba艂a si臋 twoja facjata? - Mimo nadal lekkiego tonu, w jego g艂osie zaczyna艂a pobrzmiewa膰 ciekawo艣膰 i troska. Ka偶dy, kto zna艂 go do艣膰 dobrze, wiedzia艂, 偶e pod podszewk膮 oboj臋tno艣ci i sarkazmu zawsze kry艂a si臋 i艣cie matczyna troskliwo艣膰. Wynika艂o to z posiadania dw贸jki m艂odszego niemal o dziesi臋膰 lat rodze艅stwa, kt贸r膮 Jarek nie raz si臋 opiekowa艂 oraz pot臋偶nej rodziny, pochodz膮cej rdzennie z Wroc艂awia. Cho膰 obecnie mieszka艂 sam, rzadko zdarza艂y si臋 dni by jego mieszkanie by艂o puste. Cz臋艣ciej okupowa艂a je ca艂a masa przyrodnich si贸str, braci i kuzynostwa . Kubek nieraz 艣mia艂 si臋 z tego, 偶e ich nadworny gitarzysta w g艂臋bi serca jest matk膮 kwok膮, dbaj膮c膮 i troszcz膮c膮 si臋 o wszystkich swoich znajomych w o wiele za wielkim stopniu.
- Co艣 w tym stylu - odburkn膮艂 Kasztan, podejmuj膮c pr贸b臋 u艣miechni臋cia si臋, kt贸ra jednak sko艅czy艂a si臋 jego cichym sykni臋ciem.
Zyga westchn膮艂 pod nosem na to k艂amstwo. Nic w tym stylu, a w艂a艣ciwie co艣 ca艂kowicie w drug膮 stron臋. Nie wiedzia艂 dok艂adnie, lecz na pewno nie mia艂o to nic wsp贸lnego ze szko艂膮. Nie czekaj膮c na dalsze wyja艣nienia wsta艂 i wyszed艂, odprowadzony przez trzy pary mocno zdziwionych oczu.
- A temu co? - Kubek uni贸s艂 brwi, kieruj膮c pytanie bezpo艣rednio do Jarka. Je艣li kto艣 potrafi艂 wyt艂umaczy膰 niejednokrotnie dziwne zachowanie Zygi, to by艂 to tylko on. W tym przypadku jednak odpowiedzi膮 by艂o niewiele m贸wi膮ce wzruszenie ramion.
Nie min臋艂o wiele czasu nim basista wr贸ci艂 do pomieszczenia, nios膮c w d艂oniach kawa艂ek poka藕nego sopla owini臋tego w sw贸j w艂asny szalik. Jego policzki zarumienione by艂y od mrozu.
- Przy艂贸偶 - rzuci艂 kr贸tko, podaj膮c zawini膮tko Kasztanowi, kt贸ry nie oponuj膮c ostro偶nie przy艂o偶y艂 je do swojego policzka, kln膮c cicho pod nosem.
Wracaj膮c na swoje miejsce na kanapie Zyga ze wszystkich si艂 stara艂 si臋 ignorowa膰 znacz膮ce spojrzenie jakie posy艂a艂 mu Jaro, id膮ce w parze z delikatnym u艣miechem, m贸wi膮cym o wiele za du偶o.
* * *
- Lubisz go - Jarek po prostu stwierdzi艂 fakt, nawet nie staraj膮c si臋 zamaskowa膰 swojego wszechwiedz膮cego tonu i chytrego u艣mieszku, kt贸ry nie schodzi艂 mu z twarzy przez ca艂膮 pr贸b臋. Zyga wykrzywi艂 si臋 brzydko. Piwo dzisiejszego wieczora smakowa艂o nadzwyczaj gorzko.
- Wyci膮gn膮艂e艣 mnie do baru tylko po to, by mi to oznajmi膰? - zapyta艂 ostro, nie patrz膮c na przyjaciela.
- Raczej chcia艂em si臋 dowiedzie膰, czy zamierzasz co艣 z tym zrobi膰. - Gitarzysta pochyli艂 si臋 w jego stron臋 pr贸buj膮c spojrze膰 mu w oczy.
- Jaro, naprawd臋? - Zyga w ko艅cu obdarzy艂 go uwag膮. Na jego twarzy malowa艂o si臋 poirytowanie. Nie cierpia艂 gdy m臋偶czyzna by艂 tak ciekawski i tak mocno zainteresowany jego prywatnym 偶yciem. Powinien by艂 ju偶 dawno si臋 do tego przyzwyczai膰, jednak nadal niezmiennie go to dra偶ni艂o. - Nawet je艣li, to zupe艂nie nie twoja sprawa...
- W艂a艣nie, 偶e moja. Bo widz臋 jaki 艂azisz zamulony od paru miesi臋cy, odk膮d ostatni raz kto艣 ci si臋 wypi膮艂...
- Krzycz, kurwa, g艂o艣niej - basista sykn膮艂 pod nosem. - Tak, 偶eby kurwa, ca艂y bar us艂ysza艂...
Jarek westchn膮艂 g艂o艣no, w milczeniu upijaj膮c kilka 艂yk贸w piwa. Do takich rozm贸w z Zyg膮 trzeba by艂o mie膰 pok艂ady cierpliwo艣ci i pe艂n膮 pob艂a偶liwo艣膰 na nieudolne pr贸by ataku, jakimi ten odpowiada艂 na wszelkie przejawy troski. Ani jednego, ani drugiego nie brakowa艂o gitarzy艣cie.
- Stary, wiesz, 偶e ci臋 kocham? - odpowiedzi膮 by艂o lekkie kiwni臋cie. Tyle wystarczy艂o, by Jaro kontynuowa艂. - Wiesz te偶, 偶e pr贸bowa艂em ogl膮da膰 nawet kiedy艣 pornosy spod tej gwiazdki, ale c贸偶... to zupe艂nie nie moja bajka. - Kolejne kiwni臋cie, ponownie by艂o wystarczaj膮c膮 odpowiedz膮. - Stary... Wierz mi, 偶e jakbym gra艂 w te samej dru偶ynie co ty, to nie musia艂bym si臋 o ciebie martwi膰. I czasem zdaje mi si臋, 偶e wtedy wszystko by艂oby 艂atwiejsze...
Zyga wlepi艂 spojrzenie w sw贸j kufel, nie b臋d膮c w stanie spojrze膰 przyjacielowi w oczy. Naprawd臋 szczerze docenia艂, 偶e Jarek nie odwr贸ci艂 si臋 od niego po tym, gdy dowiedzia艂 si臋 o jego preferencjach. By艂 wdzi臋czny wszystkim bogom, 偶e ich przyja藕艅 by艂a na tyle prawdziwa, by przetrwa膰 tak膮 pr贸b臋. Naturalnie, na pocz膮tku nie bywa艂o ci臋偶ko. To by艂y jeszcze te czasy, gdy Zyga szczerze m贸wi艂 co my艣li i czuje, gdy nie ba艂 si臋 obarcza膰 ludzi prawd膮. Jarek na niepewne z pocz膮tku podejrzenia basisty reagowa艂 ze spokojem i chwilami do艣膰 niezdrow膮 ciekawo艣ci膮, jaka nie by艂a zbyt cz臋sta u heteroseksualnych os贸b, u kt贸rych cz臋艣ciej powodowa艂o to obrzydzenie. Czasem owa ciekawo艣膰 bywa艂a kr臋puj膮ca, szczeg贸lnie gdy wzi臋艂o si臋 pod uwag臋 buzuj膮ce hormony. Ale c贸偶, tak wygl膮da艂y uroki m艂odo艣ci. Nastoletni ch艂opcy potrafili czasem gada膰 tylko i wy艂膮cznie o seksie i nowo poznanych dziewczynach. Zyga z czasem zauwa偶y艂, 偶e podniecaj膮ce nie jest samo rozmawianie o sprawach damsko-m臋skich , ale raczej s艂uchanie innych ch艂opak贸w i wyobra偶anie sobie ich w do艣膰 jednoznacznych seksualnych sytuacjach. Bystro艣ci nigdy mu nie brakowa艂o, lubi艂 te偶 czyta膰, wi臋c niewiele wskaz贸wek wystarczy艂o mu do odkrycia, co tak naprawd臋 seksualnie go nakr臋ca.
Inaczej sprawa mia艂a si臋 do wprowadzenia swoich pragnie艅 w 偶ycie.
* * *
Par臋 lat wcze艣niej, czasy liceum
- Ale b臋d臋 mia艂 jutro zakwasy. - Artur ci臋偶ko usiad艂 na 艂awce w szatni, r臋kawem koszulki wycieraj膮c pot z czo艂a. Pawe艂 zaj膮艂 miejsce tu偶 obok niego, opieraj膮c si臋 plecami o ch艂odn膮 艣cian臋. By艂 pocz膮tek jesieni, a nadal utrzymywa艂a si臋 letnia pogoda. S艂o艅ce 艣wieci艂o z ca艂ych si艂, przypominaj膮c nieub艂aganie o niedawno zako艅czonych wakacjach. Dodatkowe zaj臋cia z wychowania fizycznego, prowadzone popo艂udniami, stawa艂y si臋 istn膮 m臋czarni膮, mimo tego, 偶e ka偶dy uczestniczy艂 w nich dobrowolnie.
- Trener co艣 dzi艣 nie w humorze. - Artur by艂 jednym z tym ludzi, kt贸rzy nie lubili ciszy i kochali du偶o gada膰, tylko po to by jej nie do艣wiadcza膰. Lubi艂 by膰 w centrum uwagi. Siedz膮cemu obok niego ch艂opakowi nie usz艂o uwadze to, jakimi spojrzeniami obdarza艂y go dziewczyny z ich klasy oraz z klas r贸wnoleg艂ych. Rok szkolny nawet dobrze si臋 nie zacz膮艂, a on ju偶 wyrobi艂 sobie opini臋 klasowego maczo w r贸wnej mierze popl膮tanego z dowcipnisiem i wzorowym uczniem. By艂 dobrze zbudowany, trenowa艂 biegi, tak jak Pawe艂 oraz dodatkowo gra艂 w szkolnej dru偶ynie pi艂karskiej. Z perspektywy czasu Pawe艂 m贸g艂 stwierdzi膰, 偶e Artur nadawa艂 si臋 idealnie na telewizyjn膮 gwiazdk臋, idola nastolatek, kt贸rym tak naprawd臋 w p贸藕niejszym czasie zosta艂. Tak, to zdecydowanie by艂 ten typ, kt贸rego dziewczyny kocha艂y, ch艂opaki podziwiali, a nauczyciele wychwalali wniebog艂osy.
- Jak my艣lisz...- Ch艂opak u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem, spogl膮daj膮c na Paw艂a k膮tem oka. - ...mo偶e jego 偶onka mu nie da艂a i si臋 na nas wy偶ywa?
Ch艂opak, nie czekaj膮c na reakcj臋 swojego towarzysza, za艣mia艂 si臋 g艂o艣no z w艂asnego 偶artu po czym westchn膮艂 ci臋偶ko.
- Sam bym co艣 zaliczy艂 - kontynuowa艂 tonem pasuj膮cym bardziej do rozmowy o pogodzie ni偶 o seksie. - Wczoraj prawie mia艂em okazj臋. Kojarzysz A艣k臋 z II d?
- Przewodnicz膮c膮 samorz膮du? - Pawe艂 nawet nie stara艂 si臋 ukry膰 zdziwienia. Kto by pomy艣la艂! Joanna Grodzka mia艂a nienagann膮 opini臋 w艣r贸d wszystkich dooko艂a. Idealna uczennica, grzeczna a偶 do przesady, wz贸r do na艣ladowania i przyk艂adowy materia艂 na laureata pokojowej nagrody Nobla. Uczestniczy艂a we wszystkich szkolnych wydarzeniach, a plotki m贸wi艂y, 偶e nawet dyrektor szko艂y liczy艂 si臋 z jej zdaniem. Mo偶e nie do ko艅ca by艂y to tylko plotki, gdy偶 szeroko znany by艂 fakt, 偶e rodzice A艣ki 艂o偶yli niema艂e sumy na „bujny rozkwit plac贸wki szkolnej”, jak to si臋 zwyk艂o m贸wi膰. Nic wi臋c dziwnego, 偶e dziewczyna mia艂a w szkole tak zwane chody, tego nikt nie kwestionowa艂. U艣miech Artura powi臋kszy艂 si臋 dwukrotnie, a Pawe艂 nerwowo prze艂kn膮艂 艣lin臋.
- Dok艂adnie. Wczoraj wpad艂a do mnie w sprawie organizowania tej imprezy z okazji Dnia Nauczyciela, kojarzysz, nie? - nie przejmuj膮c si臋 odpowiedzi膮, ch艂opak kontynuowa艂 - Ju偶 si臋 robi艂o gor膮co, tylko moi starzy wr贸cili wcze艣niej. I chuj bombki strzeli艂.
Pawe艂 stara艂 si臋 patrze膰 wsz臋dzie, tylko nie na swojego obecnego rozm贸wc臋. Z ca艂膮 wyrazisto艣ci膮 u艣wiadomi艂 sobie, 偶e obecnie byli w szatni sami . Tylko oni zostali d艂u偶ej - za tydzie艅 mieli mi臋dzyszkolne zawody w bigach a trener za punkt honoru przyj膮艂 by zdobyli w nich podium. Bia艂a koszulka Artura by艂a mokra z przodu, a kr贸tkie szorty ods艂ania艂y wi臋ksz膮 cz臋艣膰 jego n贸g, tak idealnie zarysowanych 艂ydkach. Nie by艂o to co艣, na czym Pawe艂 chcia艂 si臋 teraz mocno skupia膰, lecz mimo najwi臋kszych ch臋ci mia艂 z tym wielki problem. W niczym nie pomog艂y mu te偶 kolejne, wypowiedziane przez ch艂opaka siedz膮cego obok, s艂owa:
- Nawet jak o tym teraz my艣l臋, to mi staje.
- Nie tylko tobie. - Pawe艂 nie by艂 pewien, co sk艂oni艂o go do takiej a nie innej odpowiedzi, ale widzia艂, 偶e by艂a ona jak najbardziej prawdziwa. By艂 tego w tej chwili bole艣nie i namacalnie 艣wiadomy.
- Niez艂a jest, nie? - Artur za艣mia艂 si臋 g艂o艣no, k艂ad膮c mu d艂o艅 na ramieniu.
- Nie ona. - Tylko dwa s艂owa wystarczy艂y by uci膮膰 艣miech licealisty. Para niebieskich oczu, jakimi dysponowa艂, wpatrzy艂a si臋 ze skupieniem w Paw艂a, niemo 偶膮daj膮c wyja艣nienia. - Nie ona... tylko ty.
Cisza, kt贸ra zaleg艂a w szatni, wa偶y艂a najpewniej ton臋. R臋ka Artura zsun臋艂a si臋 z ramienia drugiego licealisty pozostawiaj膮c po sobie jedynie wspomnienie ciep艂a.
- We藕 tak sobie nie 偶artuj. - Niezr臋czny 艣miech zabrzmia艂 nienaturalnie, odbijaj膮c si臋 od pomalowanych farb膮 olejn膮 艣cian. - Dobre, dobre... - Artur nerwowo potar艂 kark d艂oni膮, przy okazji mierzwi膮c sobie ciemne w艂osy. Pawe艂 zdusi艂 w sobie ch臋膰 ich wyg艂adzenia.
- Nie 偶artuj臋. - Zn贸w dwa s艂owa sprawi艂y, 偶e nasta艂a cisza. Ta by艂a jednak o wiele ci臋偶sza od poprzedniej i trwa艂a znacznie d艂u偶ej.
Resztki u艣miechu znikn臋艂y z twarzy ch艂opaka, zast膮pione przez zmieszanie i rosn膮c膮 irytacj臋.
- Lubi臋 ci臋, Pawe艂 - licealista powoli dobiera艂 s艂owa, widocznie zastanawiaj膮c si臋 nad ka偶dym nast臋pnym. - Dlatego udam, 偶e tej rozmowy nie by艂o. - Jego g艂os przybra艂 zimn膮 barw臋, ton by艂 zdecydowanie rozkazuj膮cy. - To nie jest normalne, wi臋c zachowaj to dla siebie.
Pawe艂 Nie zd膮偶y艂 odpowiedzie膰. Nie dosta艂 na to najmniejszej szansy. Artur szybkim ruchem zgarn膮艂 swoje rzeczy. Wyszed艂 z szatni nie przebieraj膮c si臋 i zostawiaj膮c go samego.
Tego dnia Pawe艂 po raz pierwszy pomy艣la艂 o tym, 偶e m贸wienie prawdy nie zawsze jest najlepszym rozwi膮zaniem a kwestia normalno艣ci jest niesamowicie wzgl臋dn膮 spraw膮.
* * *
Zyga dopi艂 piwo do ko艅ca, nadal milcz膮c. Pe艂ne konsternacji spojrzenie Jarka nie opu艣ci艂o go ani razu. Basista westchn膮艂 cierpi臋tniczo.
- Co mam ci powiedzie膰? - zapyta艂 z wyrzutem. - Tak, mam ochot臋 na... co艣. Cokolwiek. Ale nie zamierzam anga偶owa膰 do tego jakiego艣 dzieciaka, tylko dlatego, 偶e go lubi臋. Jaro, on jest tylko o rok starszy od Cinka...
- Nie por贸wnuj go do swojego brata, to nie jest niepokalany wz贸r 艣wi臋to艣ci. Tak samo jak i ty, kiedy by艂e艣 w jego wieku.
- A poza tym, o czym my w og贸le gadamy!? On nie jest... taki.
Jaro spojrza艂 na niego z niemym pytaniem, marszcz膮c brwi.
- Nie jest. Jestem tego pewien.
- A wygl膮da - stwierdzi艂 gitarzysta, u艣miechaj膮c si臋 lekko pod nosem.
- A ja nie wygl膮dam - odpyskowa艂 Zyga - a jestem. Wygl膮d nie ma tutaj nic do rzeczy.
Milczeli przez d艂u偶sz膮 chwil臋. Spokojnym, przyjacielskim milczeniem, kt贸re nie wymaga przerywania i kt贸re przynosi komfort i spok贸j my艣li.
- A co s艂ycha膰 u Grze艣ka? - gitarzysta stara艂 si臋, 偶eby jego ton brzmia艂 neutralnie. Zupe艂nie mu nie wysz艂o, - Ostatnio dawno....
- Jaro, przesta艅 mnie swata膰. - Zyga pokr臋ci艂 g艂ow膮, wstaj膮c od stolika i zak艂adaj膮c na siebie kurtk臋. - Jak co艣 ciekawego b臋dzie si臋 dzia艂o w moim 偶yciu prywatnym, to b臋dziesz pierwszym, kt贸ry si臋 o tym dowie - zapewni艂 z lekk膮 nut膮 rozbawienia. - Jak zawsze.
Jarek za艣mia艂 si臋 g艂o艣no. Takie zapewnienie mu wystarczy艂o. Przynajmniej na razie.
* * *
Marzec
- Jak nie urok, to sraczka. - Kubek ci臋偶ko opad艂 na kanap臋. - By艂a zima - by艂o zimno, idzie wiosna - jest b艂oto. Co za chujnia.
- Czy ty zawsze musisz marudzi膰? - Jaro westchn膮艂 ci臋偶ko, siadaj膮c obok niego i si臋gaj膮c po piwo z przyniesionej przez siebie torby.
- Maruda to moje drugie imi臋. - Perkusista u艣miechn膮艂 si臋 szeroko, si臋gaj膮c po alkohol, oczywi艣cie bez wcze艣niejszego zapytania o pozwolenie.
- Ta, a na trzecie masz Dupek. Kup sobie w艂asne piwo, a nie 偶ulisz. - Mimo trafnej uwagi gitarzysta nie zrobi艂 nic by zabra膰 mu puszk臋. Odchyli艂 si臋 jedynie, znajduj膮c wygodniejsze miejsce na kanapie. Obaj odwr贸cili wzrok w stron臋 otwieraj膮cych si臋 drzwi, w kt贸rych stan膮艂 szeroko u艣miechni臋ty Kasztan.
- O, piwo.
- Dzie艅 dobry, si臋 m贸wi. - Jaro ponownie westchn膮艂 - Otaczaj膮 mnie same chamy.
- Dzie艅 dobry, piwo. - Kasztan u艣miechn膮艂 jeszcze szerzej, opieraj膮c pokrowiec z gitar膮 o 艣cian臋 i energicznie 艣ci膮gaj膮c z siebie kurtk臋. Jednym susem pokona艂 dziel膮c膮 go od stolika odleg艂o艣膰 i r贸wnie偶 si臋gn膮艂 po puszk臋 z obszernej reklam贸wki.
- Za moich czas贸w m艂odzie偶 nie by艂a taka pyskata.
- Za twoich czas贸w po ziemi biega艂y jeszcze dinozaury. - m艂ody gitarzysta 艂apczywie dobra艂 si臋 do napoju, wypijaj膮c niemal po艂ow臋 za jednym zamachem.
- Tutaj trafi艂 w sedno - Kubek parskn膮艂 艣miechem, klepi膮c go po ramieniu i wstaj膮c z kanapy.
- Pami臋taj, 偶e dzisiaj nie ma Zygi. Nikt mi nie zabroni da膰 ci w pysk. - Jarek spojrza艂 na Kasztana wyzywaj膮co. Siniak na policzku ch艂opaka by艂 ju偶 niemal niewidoczny, a rozci臋cie na wardze obecnie przypomina艂o o sobie jedynie nieco ja艣niejszym odcieniem sk贸ry w miejscu, w kt贸rym by艂o. Cho膰 obdarzy艂 ch艂opaka gro藕nym spojrzeniem, ja jego twarzy zobaczy艂 jedynie zdziwienie.
- Nie b臋dzie Zygi? - w g艂osie ch艂opaka s艂ycha膰 by艂o lekki zaw贸d, nieudolnie maskowany przez pozorn膮 oboj臋tno艣膰.
- Czemu go nie b臋dzie? - tym razem to Kubek wyrazi艂 swoje zaskoczenie, zatrzymuj膮c si臋 w po艂owie drogi do perkusji. Jarek obr贸ci艂 si臋 w jego stron臋, nie kryj膮c irytacji.
- M艂ody mo偶e nie wiedzie膰, ok. Ale ty?
- Co ja? - warkn膮艂 perkusista, automatycznie przechodz膮c w tryb obrony. - Co mam niby kurwa wiedzie膰? Nikt mi o tym nie m贸wi艂. Zyga te偶 nie wspomina艂 o...
- Co jest dzisiaj za dzie艅? - g艂os Jara by艂 dziwnie spokojny, niemal偶e smutny. Kasztan spojrza艂 na niego ciekawie. Do tej pory nie widzia艂 jeszcze u niego tak niecodziennego grymasu, kt贸ry by艂 mieszank膮 skupienia i nostalgii.
- Pi膮tek.
- Data, kretynie.
- Dwunasty marca. - Kuba z ka偶d膮 chwil膮 stawa艂 si臋 coraz bardziej poirytowany. - Co do tego ma jaka艣 jebana data... Ach... No tak. - Perkusista u艣miechn膮艂 si臋 lekko pod nosem, momentalnie si臋 uspakajaj膮c. - No tak. Zygi nie b臋dzie.
- Kto艣 mi 艂askawie wyt艂umaczy, o co chodzi? - za偶膮da艂 g艂o艣no Kasztan brutalnie przerywaj膮c og贸lne zamy艣lenie, jakie zapanowa艂o w Burdelu. Jarek spojrza艂 na niego k膮tem oka, poci膮gaj膮c du偶y 艂yk piwa.
- Zyga ma dzi艣 urodziny - wyt艂umaczy艂 spokojnym tonem, tak innym od tego, kt贸rego zwykle u偶ywa艂 wzgl臋dem ch艂opaka. Kasztan obecnie wpatrywa艂 si臋 w niego z uwag膮, nadal nic nie rozumiej膮c. - On niezbyt za nimi przepada i m贸wi膮c w skr贸cie, nie ma co liczy膰 na to, 偶e si臋 go w ten dzie艅 spotka.
Kasztan zmarszczy艂 brwi, po czym si臋gn膮艂 do kieszeni po telefon kom贸rkowy.
- Nie masz co pr贸bowa膰 - Jarek za艣mia艂 si臋 pod nosem, d藕wi臋k zabrzmia艂 nienaturalnie i by艂 mocno wymuszony. - Na moje dzisiejsze 偶yczenia odpisa艂 mi serdecznym „spierdalaj”.
Kaszan nie zatrzyma艂 si臋, szybkimi ruchami wystukuj膮c wiadomo艣膰 na klawiaturze urz膮dzenia.
- Zobaczymy - skwitowa艂 z niekryt膮 drwin膮 w g艂osie. Starszy gitarzysta parskn膮艂.
Nikt nie odezwa艂 si臋 przez d艂u偶szy czas. Kubek leniwie macha艂 pa艂eczkami, w og贸lnie nie zwracaj膮c uwagi na otaczaj膮cy go 艣wiat. Jaro dopi艂 piwo i si臋gn膮艂 po nast臋pn膮 puszk臋, na niej skupiaj膮c ca艂膮 swoj膮 uwag臋. Kasztan odpali艂 papierosa, zaci膮gaj膮c si臋 g艂臋boko i pr贸buj膮c st艂umi膰 rosn膮ce z ka偶d膮 sekund膮 uczucie rozczarowania, kt贸re nieoczekiwanie poczu艂 gdzie艣 w 艣rodku jego klatki piersiowej.
Po paru minutach starszy gitarzysta wsta艂 z kanapy wzdychaj膮c ci臋偶ko.
- Mam nowy pomys艂 - powiedzia艂 niefrasobliwym tonem. - 艁ap za gitar臋, poka偶臋 ci riffy.
Kasztan pokiwa艂 g艂ow膮, gasz膮c peta w puszce. Pos艂usznie wykona艂 polecenie.
Straci艂 ochot臋 na jakiekolwiek dyskusje. Kom贸rka milcza艂a
|
|
Komentarze |
dnia listopada 02 2013 22:45:45
艢wietne! Panowie ju偶 od samego pocz膮tku zyskali moja sympati臋 i w og贸le ca艂y klimat, zesp贸艂, piwnica w kamienicy. Czekam na wi臋cej ^^ |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|