Rozdział 44 - Herbatka z niedźwiedziem
Piotr rozsunął suwak w kurtce, będąc już kilka metrów przed furtką domu Artura. Śnieg bielił się grubo w około, sikory uczepione słoniny wachlowały błękitnymi skrzydełkami, okna ozdobione lampkami płonęły ciepłym światłem. Słowem, Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami. Musiał przyznać, że nie mógł się już tego doczekać - odpoczynku, spotkania z matką, relaksu. Nie żeby mu czegoś brakowało, ostatnie dni spędził nad wyraz słodko, każdą wolną chwilę niemal poświęcając Arturowi, a jednak poczucie, że przydałby mu się porządny reset pozostawało. Zadzwonił na domofon, już po paru chwilach zostając wpuszczonym. Chodnik prowadzący od furtki do drzwi wejściowych był starannie odśnieżony, najwyraźniej Justyna musiała kogoś w tym celu wynajmować.
Uśmiechnął się do siebie, ściągając z dłoni rękawiczki i otrzepując buty ze śniegu. Kiedy zobaczył Artura otwierającego mu drzwi, jego uśmiech tylko się poszerzył. Z rozbawienie spostrzegł znaczek Batmana na jego koszulce, pokręcił głową, śmiejąc się szczerze i nieskrępowanie, wślizgując się do przesadnie ciepłego wnętrza domu. Jak zawsze zadbany i świeży, krępował mężczyznę swoją elegancją. Czuł się nieswojo w takich wnętrzach, nie będąc do nich zupełnie przyzwyczajonym.
- Mmm, cześć - wymruczał, całując kochanka na powitanie. Artur mógł wyczuć, jak uśmiecha się podczas pocałunku, delektując się nim z przymkniętymi oczyma.
Młodszy mężczyzna oddał chętnie buziaka, nie potrafiąc ukryć jak te spotkania na niego działają, jak Piotr na niego działa. Wyciągnięty spod ciężaru ostatnich wydarzeń, delektował się swobodą i ulgą jaką odczuwał podczas odwiedzin mężczyzny. Ostatnio jednak zaczął się zastanawiać nad rodzajem ich znajomości, bo jakby nie patrzeć nadal byli jedynie kochankami, mimo że ich relacje bardzo się pogłębiły. Nie miał jednak pojęcia, czy tylko on dostrzegał tą zmianę.
Odsunął się niechętnie, chcąc wykorzystać dzisiejsze spotkanie na poruszenie tego tematu.
- Herbaty? - zaproponował, przyglądając się jak Piotr ściąga kurtkę. - Jest jeszcze jakaś wiśniówka na rozgrzanie.
- Dzięki, wystarczy herbata - odparł mężczyzna, kiedy ruszyli do kuchni. Perspektywa tego, że Justyna cały wieczór spędza poza domem, i zostają zupełnie sami, wydała mu się niczym dar losu. Objął ciasno ramionami Artura w pasie, unieruchamiając go przy sobie i łaskocząc zimnym jak lód nosem po karku, kiedy chłopak nabierał wody do czajnika. - Widać, że wracasz do formy. Z każdym razem wyglądasz coraz lepiej - zamruczał, w ogóle nie zamierzając go puszczać. Czuł się wygłodniały kontaktu.
Artur odetchnął ciężko, z zadowoleniem przyjmując ciarki na swojej skórze, łapiąc się na tym, że cały dzień myślał o tym spotkaniu.
- No widzisz, musisz częściej wpadać.
- Myślisz, że to moja zasługa? - zażartował Piotr, przytulając się do jego pleców ściśle. Najchętniej od razu wziąłby go do łóżka. Nie mógł się wprost doczekać, kiedy będzie mógł się nim zająć, nie chciał jednak niczego przyspieszać, zostawiając tę decyzję do podjęcia Arturowi. W końcu to jemu nawalało samopoczucie, i to z jego zdrowiem musieli się liczyć na praktycznie każdym kroku. - No rób tę herbatę, moja panno - zaśmiał się nisko, patrząc na niego roziskrzonym wzrokiem. Na co dzień nikt by nie przypuszczał, że ten mruk potrafi wyglądać na tak zadowolonego.
- Skoro tak o mnie dbasz, to powinieneś mnie wyręczyć w tym. - Artur obrócił się w jego ramionach, nagle zdając sobie sprawę z tego co czuje do Piotra. Ogarniał go jednak niepokój czy może o tym mówić szczerze, czy powinien w ogóle zdradzać się z tym, wciąż mając w pamięci słowa mężczyzny odnośnie poważniejszego zaangażowania w ich relację. Cmoknął Piotra w usta, żałując, że zmysł węchu po wypadku przestał dobrze funkcjonować i nie mógł poczuć zapachu partnera.
- Mmm… Myślę, że powinieneś angażować się w takie drobne czynności w ramach rehabilitacji - zażartował mężczyzna z cwanym uśmiechem na ustach, ledwo się powstrzymując by nie chwycić Artura za pośladki. To jak wyglądał nie robiło na nim większego wrażenia. Może włosów było mu szkoda, ale poza tym nie uważał, by Arturowi czegoś ubyło. Nadal nie mógł wyjść z zachwytu nad jego ciałem. Rozluźnił uścisk ramion, obawiając się, że zbyt szybko się podnieci. Wolał na razie nie wywierać na niego żadnej presji.
- Ależ wymyślił. - Na ustach Artura pojawił się uśmieszek, nadal jednak skupiony był na jednej myśli, dotyczącej zamiarów Piotra. Spuścił wzrok na jego sweter, zaciskając palce na jego materiale i zastanawiając się, kiedy poruszyć temat i czy warto go poruszać. W jednaj chwili mogłoby runąć wszystko to, co nieświadomie powstało, a nie wiedział, czy przyjąłby to ze spokojem. Od paru dni nie umiał znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. Tak samo zachodził w głowę, skąd w ogóle w nim takie pytania odnośnie uczuć względem Piotra. Męczyło go to niezmiernie.
- Jesteś... głody? - spytał, dochodząc do wniosku że ciężko będzie mu to cokolwiek zacząć i w ostateczności zapewne zrezygnuje.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo - sapnął Piotr pod nosem, łapiąc go dłońmi za biodra i przyciskając do siebie. Nic nie mógł poradzić na to, co jasno nakazywał mu instynkt. Artur już dawno powinien leżeć pod nim nago. Odetchnął, zirytowany własną słabością, odsunął się trochę, postanawiając, że musi w końcu nauczyć się nad sobą panować. Na pewne rzeczy nigdy przecież nie było za późno. Odchrząknął zmieszany odrobinę, patrząc na niego pożądliwie. Aż zdjął sweter, tak mu się ciepło zrobiło. - Coś taki zamyślony? - spytał, odwieszając niepotrzebny ciuch na oparcie krzesła.
- Zamyślony? - Artur udał zdziwienie, odwracając się do niego plecami i wyciągając z górnej szafki dwa kubki. Kuchnia była sporym pomieszczeniem, trzy razy większym od tej, którą miał w swoim mieszkaniu. Teraz już nie jego mieszkaniu, a kogoś, kto wynajął je. Ani razu nie rozważał powrotu do miejsca, które często dręczyło go w snach.
- Słychać, jak ci trybiki pracują w głowie - zaśmiał się Piotr, rozsiadając się przy stole, z którego momentalnie zgarnął podkładkę z korka pod kubek i zaczął się nią bawić. - Mam tylko nadzieję, że to sejf, a nie bomba - dodał, popatrując na niego wesoło. Dobrze mu się spędzało z nim czas po pracy. Można powiedzieć, że przyzwyczaił się do tego ostatnimi dniami.
Artur milczał przez chwilę, udając, że wsypywanie odpowiedniej herbaty do kubka, to takie zajmujące zajęcie, że nie może odpowiedzieć, a tak naprawdę ponownie rozważając w głowie dręczące go wątpliwości. Odwrócił się w stronę Piotra, nie patrząc na niego bezpośrednio, zawieszając wzrok na akwarium, które stało w specjalnej wnęce w przejściu do salonu. Odkaszlnął i podrapał się w kark, w końcu spoglądając na mężczyznę niepewnie.
- Chciałem o czymś z tobą porozmawiać - powiedział, czując jak serce bije mu coraz szybciej z nerwów.
- Masz minę jakbyś chciał powiedzieć mi, że jesteś w ciąży albo masz AIDS, w każdym razie już się boję. - Piotr roześmiał się, kompletnie nie wiedząc, czego też Artur może od niego chcieć, że robi jakieś specjalne wstępy. - Wiesz, siedzę jak coś, możesz walić śmiało.
- Aż tak źle chyba nie będzie. - Artur przesunął dłonią po swoich krótkich włosach, zwracając się bardziej prawą stroną w jego kierunku, aby móc lepiej go widzieć. Zacisnął palce na brzegu blatu kuchennego, ciesząc się, że jest taki chłodny w dotyku, w porównaniu z jego rozgrzanym ciałem.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że tak ciężko będzie o tym mówić. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się czuć tak intensywnie tego, co rozgrzewało się do czerwoności przy Piotrze. Może właśnie tego szukał w nim Krzysiek, kiedy zdecydował się wyznać mu, że go kocha?
- Ten... ciężko zacząć. To nie moja działka... do rozmów - mruknął skrępowany - Może powiem, że po prostu... no, że ten ostatni miesiąc, oraz te ostatnie dni, sprawiły, że dostrzegłem pewną rzecz - odchrząknął, pocierając palcami wewnętrzną stronę nadgarstka drugiej ręki. Pewność siebie, która tak często mu towarzyszyła, zdecydowała się właśnie w tej chwili zostawić go samego, zdanego na łaskę nerwów i zawstydzenia.
- Pieprzyk na pośladku? - zaśmiał się pod nosem Piotr, spoważniał zaraz, widząc bardzo niepewną minę Artura. - Spoko, mów co się stało, jak będę umiał to ci pomogę.
- No właśnie, chciałbym abyś mi powiedział, czemu chcesz mnie... no w tym wszystkim wspierać. - Artur odetchnął ciężko, zaciskając palce na nadgarstku. Teraz albo nigdy! - Bo ja zacząłem cię lubić... bardziej niż jako kumpla.
- Czemu mam wrażenie, że zaraz powiesz coś w stylu „zostańmy przyjaciółmi” i słownie mnie tym wykastrujesz? - spytał mężczyzna, nie rozumiejąc zupełnie do czego zmierza ta dziwnie zaczynająca się rozmowa. - Nie wiem no, nie umiem tego wytłumaczyć, czuję, że powinienem tu być, to jestem.
- Raczej... na odwrót. - Artur przymknął powiekę, cały zdenerwowany już samym początkiem kulawych wyznań, uświadomienia sobie i mężczyźnie o co chodzi w tej ich relacji. Podszedł do stołu i zajął miejsce naprzeciwko Piotra. - Kiedyś mówiłeś, że nie nadajesz się na związki i mi to na początku było na rękę, ale teraz... trochę sytuacja się pokomplikowała... z mojej strony pogmatwała - uśmiechnął się nerwowo, cały czas nie mogąc się przyzwyczaić do paraliżu mięśni po lewej stronie twarzy. Patrząc tak na mężczyznę, na jego sylwetkę, mając go tak blisko, a zarazem tak daleko, zbierała się w nim złość, że może go stracić, bo zachciało mu się czegoś poważniejszego.
- Ok, i jaka płynie z tego konkluzja? - spytał Piotr, wolno wypowiadając słowa. Artur wyglądał tak odmiennie w stosunku do tego, do czego przywykł. Brak burzy białych włosów stanowił tutaj główny czynnik. - Co się pokomplikowało? Jak dla mnie jest, jak było. Miło mi się z tobą spędza czas.
Artur uśmiechnął się z przekąsem, nie mając pojęcia jak ma sobie tłumaczyć jego wypowiedź. Ujął w dłonie rąbek serwety, ułożonej na stole. Miętosił koronkowy brzeg, zwracając na niego wzrok, próbując zebrać w głowie odpowiednie słowa. Potarł skroń i brew, jakoś tak odruchowo chcąc przeczesać włosy, ale opuścił rękę, zdając sobie sprawę, że ich długość przecież diametralnie się zmieniła.
- Piotr... chcę powiedzieć, że wiesz... podobasz mi się, w obecnej sytuacji wręcz lgnę do ciebie... i coraz bardziej uprzytamniam sobie, że chciałbym czegoś więcej... - wypowiedział na głos swoje pragnienia, obawy, coraz mocniej zaciskając w opuszkach palców płatek wyhaftowanego kwiatu. Nie spojrzał na mężczyznę ze strachu i automatycznie wydało mu się to dziecinne i głupie. Co ja robię? Co ja do jasnej cholery robię?
- Nie jestem pewien, czy dobrze cię rozumiem - wydusił Piotr, kompletnie zaszokowany tym, co usłyszał. Poniekąd miał nadzieję, że nadinterpretuje słowa Artura. - Ale wyglądasz, jakbyś miał zawał, więc chyba dobrze słyszałem - dodał cicho, nie wiedząc zupełnie, jak się do tego odnieść. Patrzył na niego wielkimi oczyma, wypuszczając ciężko powietrze nosem. Cisza, jaka zapanowała między nimi była nie do zniesienia. Poruszył się nerwowo na krześle, zawieszając wzrok na dłoni Artura, bawiącej się bezmyślnie obrusem, na białym, piegowatym ramieniu, do którego miał ochotę przylgnąć ustami, zbadać jego fakturę i smak. Nie zrobił jednak nic, szukając wzrokiem spojrzenia chłopaka. Mętlik w głowie był obezwładniający.
Młodszy mężczyzna w końcu uniósł wzrok na niego, zdradzając ruchami dłoni, że jest trochę poddenerwowany.
- Czego nie rozumiesz? - spytał urażony, zły na siebie, że nie został dobrze zrozumiany. Powtarzanie tego samego, próbując dobrać inne słowa, wydawało mu się niemożliwe. Zrobiło mu się duszno od emocji, a rumieniec zawstydzenia wystąpił na bladych policzkach. - Chciałbym... być z tobą - wykrztusił w końcu, patrząc na Piotra uparcie, poważnie, słysząc w uszach dudnienie własnego serca.
- Artur… eee, to świetnie - powiedział Piotr, patrząc na niego z powątpiewaniem jasno malującym się w oczach. - Ale nie wiem, co ci odpowiedzieć. Zastrzeliłeś mnie zupełnie.
- Acha... - Nie tego się spodziewał, a na pewno nie entuzjazmu na wyznanie. Podniósł się z siedzenia, wracając do czajnika, który jakieś parę sekund wcześniej wyraźnym kliknięciem zasugerował, że woda jest już gotowa. Zalał oba kubki, a aromat cynamonowej herbaty wypełnił przestrzeń kuchni. Artur nie czuł jej, ale znał na pamięć jej zapach. Postawił parujące kubki na stole, w nieco podłym nastroju, już sam nie wiedząc co dopowiedzieć, jak skomentować słowa mężczyzny. Nie przygotował planu B i to go przerażało. - To może, nie wiem... - usiadł z powrotem na krzesło, wracając do męczenia obrusu. - Zastanów się jak to odbierasz i powiesz mi czy chcesz wejść w to. Bo chyba nie chcesz mieć na sumieniu zakochanego faceta? - dodał z rozbawieniem, już samemu nie wiedząc, jak ugryźć ten temat.
- Kurwa, Artur, no - westchnął Piotr, umęczony już tą rozmową. Najchętniej założył by buty i uciekł, aż by się kurzyło, zdawał sobie jednak sprawę, że nie wolno mu tego zrobić. Herbata parowała przed nim obficie, jak pieprzony wyrzut sumienia. - Wiesz, jak pracuje. Odpowiada ci coś takiego? Dzielenie się fiutem z pierdolonymi fanami? Serio chciałbyś siedzieć w domu i myśleć, że właśnie wsadzam komuś za kasę?
- Nie ma to dla mnie znaczenia - odparł najzupełniej szczerze Artur, patrząc na niego cały niepewny tego, co dziś się między nimi stanie.
- Podziwiam twoją wyrozumiałość, ja nie chciałbym, żeby mój facet dawał komuś innemu niż mi - odparł sucho Piotr, nie wiedząc, do czego to ma niby prowadzić. Będą się licytować i ustalać warunki, jak w sądzie?
- Kurwa, o co ci chodzi? - wybuchł nagle Artur, posyłając mu zranione spojrzenie. Przeszkadzało mu to, czym zajmował się mężczyzna. Napajało złością i bezsilnością, lecz nadal nie był to dla niego na tyle poważny argument, mogący odsunąć go od potrzeby wyznania mu, co czuje. Od silnego pragnienia spróbowania czegoś poważniejszego. - Nie ma to dla mnie znaczenia, a na pewno nie pierwszorzędne! Oczywiście, że wolałbym, abyś pieprzył tylko mnie, ale chyba nie mam prawa wymagać tego od ciebie? Przynajmniej nie na tym etapie znajomości.
- Rozumiem. Chciałem tylko powiedzieć, że to nie jest wykonalne. Mówię po prostu, że nie chciałbym, żebyś sypiał z kimś innym. Niezależnie od etapu znajomości - odparł Piotr, poważny i nagle zupełnie uspokojony. Widok za oknem był wprost bajkowo zimowy, herbata pachniała przyjemnie, nic jednak z tych rzeczy nie docierało do Piotra. Atmosferę dałoby się ciąć nożem.
- Czyli co? Mam rozumieć, że po prostu nie jesteś zainteresowany związkiem?
- Wiesz… Były takie momenty, jak leżałeś w szpitalu i nie chciałeś mnie widzieć, że myślałem sobie, że chciałbym mieć cię tylko dla siebie - rzekł prosto Piotr, patrząc na niego szczerze, otwarty i zagubiony jednocześnie. - Były też takie momenty, kiedy myślałem o tym, co się wtedy stało, w twoim mieszkaniu, że prawie… wiesz, prawie zabiłem tego skurwiela, i nie wiedziałem, co sądzić o sobie. Bo kto, kurwa, byłby zdolny do czegoś takiego? Może mnie też powinny posadzić do pierdla? Nie umiałem się opanować, to było jak amok… Za dużo chujowych rzeczy się stało, jak na moją głowę. Chcę się wyprowadzić z Warszawy, za parę tygodni. Czy chciałbym być z tobą, czy nie, to wszystko unieważnia, ale nie zmienię już tej decyzji - złapał jego rękę na stole, patrząc ufnie na jego jasną, bladą twarz.
- Chcesz się wyprowadzić? - powtórzył Artur ze zdumieniem w głosie, po paru chwilach ciszy jaka zapadła między nimi. Na jego twarzy dało się dojrzeć, jak bardzo zaskoczyła go ta wiadomość. W ogóle się jej nie spodziewał. Wstrząsnęła nieprzyjemnie, informowała, że na nic była cała ta rozmowa. Patrzył uparcie na Piotra, będąc pewnym, że ten z niego kpi i zaraz wycofa się z tego co powiedział. Wcześniejsze słowa mężczyzny gdzieś uleciały, niemające w tej chwili żadnej wartości w zderzeniu z tym, co zostało wypowiedziane na koniec. Wiele myśli przeleciało przez umysł Artura, zaczynając od tego, że Piotr znalazł ciekawy powód na zerwanie kontaktu z nim, a kończąc na tym, że jest totalnym idiotą pozwalając tak się omamić głębokim uczuciom względem niego. Naraz poczuł się zraniony i oszukany, mamiony obrazami czułości, troski, które jeszcze silniej przywiązały go do Piotra. Jego dłoń, ściskana przez starszego mężczyznę wyraźnie zadrżała, i Artur w pewnym momencie chciał ją wyrwać, wyszarpać. W końcu podniósł się, nie potrafiąc usiedzieć w miejscu, zły, że dopiero podczas tej rozmowy, zorientował się, jak mają się jego uczucia. Jak bardzo mu zależy na kochanku. Stanął przy drzwiach balkonowych wychodzących bezpośrednio na ogród, teraz okryty warstwą białego puchu, którego z każdą minutą przybywało. Odetchnął ciężko przez nos, próbując się uspokoić, opanować szalejące w nim emocje.
Piotr doszedł do niego po kilku chwilach, nie mając pojęcia, czego ma się spodziewać po Arturze. Bał się jego reakcji, niechcianych emocji, bo przecież nie chciał robić mu krzywdy, nie pragnął jego bólu, chciał dla Artura jak najlepiej, tym bardziej, że przecież tyle złego doświadczył ostatnimi czasy. Odetchnął, widząc jak chłopak stoi i gapi się na ogród, pozornie spokojny, mimo że napięcie jego ramion wyraźnie zdradzało podenerwowanie. Wcale mu się nie dziwił, ale z drugiej strony przecież kiedyś musieli przeprowadzić tą rozmowę.
- Nie chciałem cię zranić... - powiedział, dotykając nieśmiało jego pleców.
Artur zacisnął wargi, mając przemożną ochotę zareagować śmiechem. Czuł jak wewnątrz wręcz się w nim gotuje na całą tą sytuację.
- To po co ta cała troska? Czułość? Po co, Piotr? - odwrócił się w jego stronę, ściągając mocno brwi. - To tak z litości?
- Kurwa, no co ty mówisz, jasne, że nie - żachnął się Piotr, pchając ręce do jego boków. Już nawet nie próbował walczyć z tym, jaki był dotykalski. Gdyby mógł, w ogóle nie wypuszczał by go z ramion, i jakoś z biegiem czasu urok nowości, jaki roztaczał Artur, wcale nie mijał. - Widzę taką nieporadną pannicę i czułość sama się włącza - spróbował zażartować, patrząc na niego nad wyraz niepewnie.
- Przestań do jasnej cholery, bo to nawet nie jest zabawne - sapnął Artur odsuwając się od niego na parę kroków. Aż mu się duszno zrobiło z emocji. - Przez cały ten zjebany okres w szpitalu głupio się cieszyłem, że nadal mamy ze sobą kontakt - powiedział, patrząc na mężczyznę poważnie, zaciskając dłonie w pięści. - Jak nie litością, to czym się, przepraszam, kierowałeś?
- Artur, daj spokój, co? Serio myślisz, że chciałoby mi się latać za tobą jak pojebany tylko dlatego, że się nad tobą lituję? Przecież masz tego chłoptasia, co wystawał w szpitalu, z litości to bym ci powiedział, że możesz sobie do niego wrócić. Bądź poważny - mruknął, opuszczając ramiona bezwładnie. Nie wiedział, jak ma go uspokoić. Nie był dobry w pocieszaniu ludzi.
- No to co Piotr? Skoro nie litość, to co, do cholery? - Artur skrzyżował ręce na piersi, nawet próbując nie myśleć, że może to ich ostatnie spotkanie.
- Serio tak bardzo nie pasuje ci to, co mamy? - warknął w odpowiedzi Piotr, cały skwaszony. - Wyglądasz, jakbyś chciał mnie wyjebać za drzwi - dodał, stojąc bezradnie. Nawet nie mógł go dotknąć przecież. - Nie wydaje mi się, żebym sobie zasłużył. Nic nie zrobiłem, szukasz dziury w całym.
Artur naraz poczuł się strasznie zmęczony, nie znajdując sposobu w ogarnięciu swoich myśli czy Piotra. Podszedł do ostatniego z krzeseł przy stole i usiadł, po chorobie nadal nie będąc w pełni sił, więc i stres działał na niego podwójnie.
- Nie, nie zasłużyłeś - mruknął spokojniej, ale z jakiś zrezygnowaniem. Oparł głowę o zgiętą w łokciu dłoń i potarł palcami o czoło, uważając na opatrunek na oku. - Nie umiem po prostu udawać, że to, co czuję do ciebie jest niczym. Nadal się z tobą spotykać i śmiać się sobie w twarz, że w ogóle mi nie zależy na tobie, że chciałbym być kimś więcej niż kalekim kochankiem - dodał, patrząc na swoje spodnie, zaczerwieniony, że ostatnie słowa przeszły mu przez usta.
- Nie podoba mi się, że tak o sobie myślisz. Nic się nie zmieniło przecież, jesteś jaki byłeś, ja pierdolę, weź się ogarnij, bo wkurwia mnie twoje użalanie się nad sobą - wyrzucił z siebie Piotr, poirytowany kolejnym wytykaniem mu, że to co robi, jest sztuczne. Co najmniej, jakby liczył na jakiś zysk. Ręce podrygiwały mu w nerwowej gestykulacji. Najwyraźniej nie miał za grosz daru przekonywania, skoro Artur ciągle mu nie wierzył.
- Wiele rzeczy się dla mnie zmieniło - syknął Artur, posyłając mu rozgoryczone spojrzenie. - Fizycznie i psychicznie! I jeszcze kurwa ani razu nic na ten stan nie powiedziałem, nic kurwa! Więc nie pierdol mi, że się nad sobą użalam! - podniósł się wzburzony, wściekły. Od tego całego zdenerwowania rozbolała go głowa, nie mówiąc o nieprzyjemnym, rwącym uczuciu w oczodole pod bandażami. Strach zalał go zimnym dreszczem, kiedy zaczął się zastanawiać, czy z tego wzburzenia nie pękną szwy. - Skoro ani tobie, ani mi nie pasuje taki układ, to go zakończmy! Pojedziesz tam, gdzie jedziesz, i kurwa każdy będzie zadowolony! - prychnął, obchodząc stół i omal nie strącając książek, które leżały na kupce na jednym z wysuniętych parapetów. Może opanował chodzenie po domu mając do dyspozycji tylko prawe oko, ale w zdenerwowaniu w ogóle nie zwracał na to uwagi. W tej chwili chciał znaleźć się w pokoju i się położyć.
- No ja pierdolę, jak baba! - wrzasnął Piotr, idąc za nim krok w krok. Z nerwów czuł, jak szybko bije mu serce. - Kto ci powiedział, że mi nie pasuje, co kurwa? Nie pasuje mi twoja pojebana gadka, jakbym tylko czekał, żeby cię odczepić! - sapnął pod nosem, nie myśląc wiele nad wypowiadanymi słowami. Wszystko działo się tak szybko. - Kocham cię, kurwa no, zadowolony? To chciałeś usłyszeć? Kurwa, jak baba, no ja pierdolę!
Artur odwrócił się w jego stronę, mając uniesione brwi, czując jeszcze większy mętlik w głowie niż wcześniej.
- Kochasz - powtórzył, nadal zły, że w końcu Piotr zdecydował się odkryć karty, ale również poruszony. Nie umiał jasno odczytać swojej reakcji, gdzieś w głębi oczywiście czując radość, ulgę, ale nadal cały był poddenerwowany. Zacisnął dłoń na ścianie, przy okazji wykorzystując to, że mógł się o nią oprzeć.
- Będziesz teraz ze mnie kpić? - warknął Piotr, czerwieniejąc na twarzy. Nie był przyzwyczajony do mówienia takich rzeczy, nie lubił rozmawiać o uczuciach, peszyło go to niesamowicie. Momentami miał wrażenie, że jest dla Artura jakimś piątym kołem u wozu, i wszystko stanowi tylko pretekst, żeby go od siebie odczepić. Miał nadzieję, że to nieprawda. - Nic nie poradzę, mleko się wylało. Chcesz, to pójdę do chaty, obędzie się bez dalszej żenady.
- Nie, nie idź... - Artur dotknął jego ramienia zmieszany, nie do końca radząc sobie z tym co właśnie zostało powiedziane. A przecież tego chciał, może nie od razu tak poważnej deklaracji, ale tym bardziej nie chciał tego niszczyć. - Po prostu... jestem zaskoczony.
- Mmm, spoko, przemyślisz to sobie w wolnej chwili - odparł Piotr, jakoś nie potrafiąc się zebrać, żeby na niego popatrzeć. Wstydził się tego, co powiedział, i teraz, już po fakcie, wydawał się tak śmiesznie niepewny siebie, tym bardziej, jeśli znało się jego codzienną, naturalną i niewymuszoną pewność. - Nie umiem zobaczyć w tobie kaleki, sorry. Jak dla mnie jesteś jaki byłeś, jesteś chory no, to jak grypa, podleczysz się i przejdzie, nie ma nad czym się spuszczać, przecież w środku jesteś tym facetem, którego znam.
Artur kiwnął lakonicznie głową, przyglądając mu się, chcąc złapać jego spojrzenie. Z nową wiedzą patrzył na wszystko inaczej, chociaż sprawa związku nadal była odległa. Ciepło pośrodku piersi było czymś niesamowitym, ale i powodowało ciężar na sercu.
- Nie chcę, abyś wyjeżdżał... - oblizał wargę, do końca niepewny czy potrzebne są te słowa. Zacisnął palce na skórze mężczyzny, to znów je rozluźniał.
- Oprócz ciebie nic mnie tu nie trzyma. Gdybym mógł, wyniósłbym się choćby dzisiaj, zmęczyło mnie życie w tym mieście... Nie myśl, że będzie mi łatwo, kurwa, ale przecież będę w Wawie dosyć często ze względu na robotę, gdybyś chciał, moglibyśmy się wtedy spotykać - powiedział Piotr, sięgając dłonią do jego boku i sunąc powoli na plecy Artura. Najchętniej zmiażdżyłby go w uścisku, położył na podłodze i przeleciał. Wszystko w nim wołało o dotyk.
Artur milczał jakiś czas, zapewne próbując jakoś przyzwyczaić się do tej myśli, nowej sytuacji, która ich czekała. Przysunął się do Piotra i wtulił w jego ciało, obejmując go w pasie z cichym westchnieniem.
- Ok, niech tak będzie - powiedział w końcu, chociaż w głębi ta decyzja w ogóle go nie satysfakcjonowała, ale innego wyjścia nie miał.
- Podobno nie można mieć wszystkiego - odparł Piotr, przytulając go do siebie i gładząc uspokajająco jego plecy. Atmosfera między nimi wyraźnie się uspokoiła, chociaż daleko jej było do radosnych fajerwerków. - Jezu, jaka z ciebie przylepa - mruknął, błądząc ustami gdzieś po jego czole. Trzymał go ciasno jak przyklejony, nie mogąc się nacieszyć bliskością Artura.
Młodszy mężczyzna czerpał z tego dotyku bardzo dużo, a na pewno powoli się uspokajał, nie chcąc już wgłębiać się w ich przyszłość. Czuł się idiotycznie, że dopiero po tak szczerej deklaracji ze strony Piotra odczuł ulgę, nabrał pewności, że to nie koniec. Samego wyznania z jego strony w ogóle się nie spodziewał i nigdy zapewne nie dane byłoby mu się o tym dowiedzieć, gdyby mężczyzna sam w końcu tego nie powiedział.
- Nie potrzeba mi wszystkiego, tylko jednego faceta - mruknął, wpatrując się w szare tęczówki, których spojrzenie przyprawiało go o dreszcze, budziło pożądanie. - No i ewentualnie łóżka, bądź jakiejkolwiek powierzchni płaskiej, względnie miękkiej.
- Nie masz pojęcia, jak się stęskniłem - powiedział Piotr, ciągnąc go, zniecierpliwiony do pokoju chłopaka. Widząc go roześmianego czuł, jak nieznośnie lekko robi mu się na duszy, i kiedy leżeli później, wiele minut później, w świeżej pościeli, spleceni, wtuleni, sklejeni ze sobą, kiedy całował go niespiesznie w kark, nie wiedząc do końca, czy już śpi, nagle tak zupełnie spełniony i syty, lekkość ta rosła w nim, rodząc uczucia, o jakich istnieniu nie wiedział, lub bał się wiedzieć. Nic już nie mogło się spieprzyć, skoro byli razem, i wierzył w to głęboko, biorąc go od tyłu, delikatnie, jakby Artur był z cukru, pożerając go w intensywnych pocałunkach, jakby jego usta stanowiła czysta słodycz, ogarniając sobą, chciwie i czule. Był jego, i nie zamierzał go już nigdy puszczać.
- Dobrze się czujesz? - wyszeptał w jego piegowate, szczupłe ramię, zachwycony jego skórą jak zawsze, wodząc po niej ustami w nieustającej chęci smakowania i poznania.
- Yhm. - Artur z błogim uśmiechem, obrócił się w jego stronę, lekko unosząc. Nie mógł położyć się na lewej stronie, ze względu na opatrunek, a odwrócony tyłem nie widział Piotra po prostu. Podparł się więc na łokciu, sięgając dłonią do jego twarzy. Seks po tak długim czasie niepraktykowania smakował odurzająco. Odmienność tego stosunku od poprzednich różniła się dość zasadniczo, kiedy zdał sobie sprawę z drzemiących w sobie uczuć. Zapragnął ponownie się z nim kochać, poczuć go w sobie, otoczyć się jego ramionami, z karkiem wilgotnym od gorących pocałunków. Na myśl o poruszeniu tematu wyprowadzki nieprzyjemnie go ściskało.
- To czemu Poznań? - spytał w końcu, głaszcząc skórę na piersi Piotra, wodząc palcami po rysunku sowy.
- Mmm… przede wszystkim chcę się wynieść z Warszawy, nie mam siły tkwić już w tym mieście - powiedział, patrząc na niego miękkim, czułym wzrokiem. - Jest jeszcze druga kwestia, moja matka mieszka pod Poznaniem. Coraz gorzej z nią, a nie chcę się przeprowadzić, uparta jak cholera, i musiałbym się nią zająć bardziej, wiesz, tak byłoby mi o wiele łatwiej. Nie mogę jej tak zostawić - odparł, głaszcząc jego nagi bok powolnymi, ciężkimi ruchami dłoni.
- Rozumiem. - Artur przymknął oko, zdając sobie sprawę, że z takimi argumentami nie może walczyć, próbując przekonać Piotra, że wolałby aby został tutaj, z nim. Nie umiał jednak tak całkowicie pozbyć się myśli, że nie mogą być razem, mimo że ewidentnie obaj tego chcieli. - Związek na odległość? - spytał, już nie wiedząc co innego wymyślić, żeby móc być z Piotrem. Zamarł jednak, gdy nagle zdał sobie z jednej istotnej rzeczy, która gdzieś mu wcześniej umknęła. Zamrugał powieką i nie dając mężczyźnie odpowiedzieć, sam wpadł mu w zdanie: - Zaraz, Poznań?
- Mhmm - zamruczał mężczyzna, całując go sennie w nos, z przymkniętymi oczyma. - Bardzo ładne miasto. Zupełnie inaczej żyje się tam niż tutaj. Wątpię, żebym zatęsknił kiedyś za stolicą - prychnął, wodząc dłonią po jego plecach, nisko, budząc gorący dreszcz w dole kręgosłupa.
- Wiem, byłem tam, mieszkała tam moja babcia - wytłumaczył Artur z ożywieniem i przejęciem malującym się mu na twarzy. Oddał pocałunek z poszerzającym się uśmiechem. - Boże, ale ja jestem głupi, ja pierdole - zaśmiał się, drapiąc Piotra po piersi.
- Wiemy to nie od dziś - zakpił ten, patrząc na niego spod przymrużonych powiek, z uśmieszkiem czającym się w kąciku ust. - Co się znowu uroiło w tej biednej głowie? - spytał, mieszając czułość i ironię w równych proporcjach. Uwielbiał się z nim drażnić.
- Przed wypadkiem miałem się tam przeprowadzić... - wyznał w końcu młodszy mężczyzna, przerywając krótki pocałunek, patrząc z bliska na partnera. Oczy wręcz mu jaśniały kiedy to mówił, w rozgorączkowaniu masując jego ramię. - Justyna otworzyła tam nową restaurację i miałem się w niej uczyć, pomagać, żeby poznać wszystko od podszewki.
- I nadal chciałbyś… się wyprowadzić? - dopytał mężczyzna, dotykając kciukiem jego brody i ust, na szczęście dawno już wygojonych po wypadku. Wielki entuzjazm Artura trochę go stopował, starał się jednak nie dawać tego po sobie poznać, uspokajać na bieżąco swoją ciągle żywą chęć ucieczki. Przyzwyczaisz się, pomyślał, wzdychając odrobinę rozespany.
- No, jeśli mógłbym być z tobą - zauważył Artur z cichym westchnieniem, ogrzewając jego palec ciepłym oddechem. Kompletnie nie zastanawiał się, czy nie pospieszył się zbytnio z tą decyzją, przekonany, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby zrealizować ją. Wspólne mieszkanie brzmiało poważnie, ale nie wzbudzało w nim niepokoju. Obaj coś do siebie czuli i nie wyobrażał sobie, aby rozwijać tę relację na odległość, kiedy była szansa na normalny kontakt. Sam w głębi czuł, że bardzo potrzebuje zmiany miejsca, ludzi i otoczenia, zwłaszcza, kiedy zapadnie ostateczny wyrok odnośnie sprawcy wypadku. Wiele nerwów będzie go kosztować sam udział w procesie, więc na myśl o czekających go zmianach odczuwał przypływ sił.
- W ogóle o tym nie myślałem po wypadku, ale chyba można by do tego wrócić. Chociaż to pewnie dopiero jakoś w następnym roku, po wszelkich kontrolach lekarskich, kiedy już... no przyzwyczaję się do protezy. - Spuścił wzrok na pierś Piotra. - Jak w ogóle uda mi się bez paniki wyjść na ulicę ech.
- Będę przy tobie - mruknął cicho mężczyzna, niemal stykając się z nim nosem. Czuł się niemal w obowiązku opiekować się nim, szczególnie, że Artur nie był i dosyć długo nie miał być jeszcze w pełni sił. Oczy kleiły mu się odrobinę po seksie, nie chciał myśleć o przyszłości, o tym, co będzie musiał zrobić za kilka godzin, za kilka dni, woląc skupić się na jego bliskości, intymności, przyjemnym dotyku. - Cieszę się - powiedział prosto, woląc na razie nie roztrząsać całej sprawy. Niech dzieje się powoli, krok po kroku.
- Uwielbiam cię - szepnął Artur, całując go leniwie w usta, uspokojony, wyciszony, już bez uczucia rozbicia, że znowu coś się sypie, kiedy on chciał to wprowadzić w część swojego życia.
- Tyłkiem do mnie - zakomenderował Piotr, spychając go lekko z siebie, by już po chwili wtulić się w jego plecy, objąć go mocno, zaborczo, wpychając udo między jego uda i ciesząc się jego uległą obecnością, mrucząc w jego kark i włosy jak wielki niedźwiedź. - Nie myśl za wiele, śpij - dodał, obejmując go sobie jak dużego misia. Miał wrażenie, że mógłby tak już zawsze.