The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 17:53:34   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Spontaniczna decyzja 9


Weszli do mieszkania. Jessie od razu skierował się do barku.
Po raz kolejny nie spodobało się to jego mężowi. Niejednokrotnie był świadkiem takich rzeczy i wiedział, co potem następuje.
- Alkohol nie rozwiąże problemów - zasugerował Colin.
- Przynajmniej je przyćmi. A dziś doszedł kolejny. Nie, doszły dwa. Właściciel Aniquy był u nas. Bardzo mile sobie gawędził z moim tatusiem. - Zdjął szklany korek z karafki i podniósł ją. Nie zdążył sobie nalać trunku, gdyż silny uścisk na nadgarstku powstrzymał go przed tym.
- Za dużo pijesz. Od dwóch tygodni wciąż widzę cię z drinkiem.
- Powiedziałem, że to daje mi choć chwilę spokoju. Poza tym to, co dzieje się wokół nie jest proste, a ja muszę to znosić sam! - krzyknął.
- Nie jesteś sam. Ja tu jestem. Siedzę w tym tak samo, jak ty - mówił White poważnie. - I nie dźwigaj ciężaru, który możesz podzielić na dwóch. Wiem, że dużo rzeczy zaczyna cię przytłaczać. W tym nasze małżeństwo. Kłamiemy naokoło i chociaż to jest teraz łatwe, co mi się nie podoba, to ma na nas wpływ. - Wyjął mu z dłoni karafkę i odstawił na stolik. Przyciągnął go do siebie i mocno uścisnął. Chciał mu pokazać, że jest z nim.
Jessie wtulił się w niego z głębokim westchnieniem oznaczającym ulgę. Ciężar dzielony na dwóch? Miła perspektywa.
- Mam dwadzieścia osiem lat i możność osiwienia przed trzydziestką. Babcia nie wiedziała, co zrobiła. - Oparł czoło o ramię męża. Lubił to, że Colin był od niego wyższy.
- Wiedziała. Tylko tobie mogła ufać.
- Tak? To dlaczego nie zostawiła nawet malutkiego paragrafu w związku, że do czasu umocnienia całego testamentu bez mojej zgody nie wolno nic robić z firmą? Tak, jak zrobiła to z resztą majątku i domem?
- Moim zdaniem coś przegapiła.
- I to zaważy na utracie tego, co stworzyła. Aniquy nas kupi i to będzie koniec Dreams. I nawet nasza gra nie będzie miała sensu.
- Ej. - Wsunął mu palec pod brodę i uniósł ku sobie twarz Jessiego. - Czarne scenariusze piszesz? Po cholerę to robisz? Nie masz pewności do tego, po co był ten facet. Umów się z nim na spotkanie. Pogadaj. A teraz rozluźnij się. - Przesunął palcem po dolnej wardze. Lekko zahaczył o nią.
- Znasz jakiś sposób na rozluźnienie?
- Wiele. Kilka takich, które odbiorą ci zmysły. - Wpił się w jego miękkie wargi. I pozwolił sobie zasmakować tych ust. Wsysał się w niego jak pijawka i nie miał zamiaru dać mu odetchnąć.

Łóżko skrzypiało, kiedy dwa ciała poruszały się w ekstazie. Oddechy i jęki odbijały się od ścian, a zapach seksu rozniósł się po sypialni. Mężczyźni zroszeni potem oddawali się swemu instynktowi, wzajemnie doprowadzając się do obłąkania.
Colin, pokrywając całe ciało klęczącego do niego tyłem kochanka, wbijał się w niego ostro z pasją i ogniem tak wielkim, że mógłby spalić całe miasto. Całował męża po karku i przygryzał skórę, pozostawiając ślady świadczące o ich uniesieniu.
Jessie odwrócił głowę po pocałunek, który trwał jak jedno mrugnięcie oka. Nie potrafił skupić się na niczym innym niż czystym odczuwaniu przyjemności. Tej, jaką dawał mu penis partnera w nim. To było lepsze niż niejeden drink. Mógł się uzależnić od tych pchnięć. A Colin dziś przechodził samego siebie. Sprawił, że stał się jednym, wielkim, rozdygotanym pożądaniem. Nie myślał, tylko czuł. Gorący oddech parzył mu skórę na plecach. Oblizał się. To, co się działo było dobre. Cholernie dobre. Nigdy nikt mu tak nie dogodził, jak jego mąż.
White nieznośnie powoli polizał go od szyi ku płatkowi ucha i zatańczył językiem na jego brzegu. Mógłby go całować już zawsze. I być w nim wiecznie. Podparty na jednej ręce, drugą złapał Jessie'go za włosy i przyciągnął jego głowę bardziej do siebie. W ten sposób mógł wbić zęby w jego szyję i possać intensywnie skórę. Nauczył się, że Carson lubi, jak się go gryzie, podszczypuje, drażni się z nim.
Zęby we wrażliwym miejscu posłały impuls wzdłuż jego ciała do napiętych jąder i całej długości przekrwionego członka. Nie musiał długo czekać na orgazm. Bez jednego muśnięcia penis sam zaczął oddawać białą substancję pchającą się na wolność. Dochodząc, Jessie dygotał w owiniętych teraz wokół jego pasa ramionach.
Teraz Colin już nie miał litości dla niego. Szybkie ruchy bioder doprowadziły go na szczyt i skoczył tuż za kochankiem.
Opadli razem na pościel, głośno dysząc.
- Ciężki jesteś, ale lubię to. Nie wychodź jeszcze ze mnie.
- Nie mam zamiaru. Leżenie na tobie stanie się moim hobby - wysapał Colin.
- Faktycznie to przyjemny sposób na rozluźnienie. Trzeba to często powtarzać.
- A później nie będziesz mógł siedzieć. - White zaśmiał się.
- To przyjemne, kiedy siedzisz na nudnym zebraniu, a otworek pulsuje nocnym, a najlepiej porannym seksem. - Poczuł, że penis Colina sam się z niego wysuwa, mięknąc zupełnie. - Co za strata - powiedział z dezaprobatą.
- Aż tak kochasz mego kutasa? - White odsunął się na bok. Zaczął drapać go po plecach. Polubił sprawianie mu przyjemności. Nie tylko tej wyłącznie seksualnej.
- Czczę go. - Uśmiechnął się. Był cudownie zmęczony. Nadal się nie ruszał, tylko kątem oka zerkając na męża.
- To musisz składać mu ofiary.
- Wystarczająco składałem ofiarę z moich kolan.
- Przyssałeś się do niego dziś mocno i bałem się, że wyciągniesz ze mnie mózg.
- Ty nie lepszy. Pomyśleć, że chcieliśmy przez tyle miesięcy używać tylko ręki. - Jessie przypomniał sobie rozmowę sprzed miesiąca.
- Taa. - Colin położył się na plecach.
- Śpiący?
- A co, masz ochotę na kolejną rundkę?
- Nie, ale nie mam ochoty spać. Idę pod prysznic. - Skrzywił się przy wstawaniu. - Naprawdę dałeś mi w kość. - Postawił stopy na dywanie. Wziął z nocnej szafki okulary. - Będzie ci przeszkadzać, jak przyniosę tu książkę i poczytam?
- Nie. Sam lubię czytać, a wolę spać przy włączonym świetle niż żebyś pił.
Carson obejrzał się na męża.
- Martwisz się o mnie - stwierdził.
- Żyję z tobą. Nie jesteś mi obojętny.
To wyznanie zaskoczyło Jessie'go, lecz nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się i wstał. Nie kłopocząc się z ubieraniem, opuścił pokój.
Colin zamknął oczy. Pomimo wczesnej pory miał ochotę spać. I bardzo starał się nie myśleć, czy ma jeszcze pracę.

Jessie wrócił do sypialni po kilkunastu minutach z książką w ręku. Jego mąż leżał pod przykryciem, wyglądał, jakby już spał.
- Śpisz?
- Zasypiam. - Otworzył jedno oko. - Co będziesz czytał?
Jessie uniósł książkę.
- To, co lubię. CJ MacGregora i jego powieść „Straceńcy”.
Po kręgosłupie White'a przeszedł zimny dreszcz. Co będzie, jak jego mąż dowie się, że to on jest tym autorem, tylko pisze pod pseudonimem? Powinien mu powiedzieć. Prawda o Ianie go nie zabiła, a to będzie łatwiejsze.
- Słuchaj... - urwał.
- Hm? - Wsunął się pod kołdrę.
- ...Trzeba jutro zanieść pościel do pralni. Zajmę się tym.
- Ok. - Jessie otworzył książkę. Znał ją na pamięć, ale fascynacja nie pozwoliła mu do powieści nie wracać.
Tchórz z ciebie - strofował się w myślach Colin. Dlaczego? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. Chciał już nie wracać do tego, co robił. Przeszłość zostawił za sobą. Po co znów pakować się w pisanie? Nie potrzebował tego. Nie chciał tego robić po śmierci Iana. Nie chce... Nie, po co się oszukiwał? Teraz chciał pisać, zaczynało go to męczyć, ale blokada nie pozwalała mu tego robić. Potrzebował impulsu i to silnego, żeby go obudził. Ten jednak miał go głęboko gdzieś.
Odwrócił głowę w stronę męża. Jessie wyglądał, jakby przeniósł się do tego świata. Kąciki ust Colina wygięły się w górę.
Pisał tę książkę przez kilka miesięcy. Miała ponad pięćset stron i była ostatnią, jaką stworzył. Opowieść o męskiej miłości w trudnych czasach. Czasach, gdzie tępiono takie uczucia, karano i zabijano. Jedyna powieść, która nie była kryminałem, choć miała takie wątki, ale skupiła się wyłącznie na uczuciach i walce o to, by być razem.
- Mam nadzieję, że autor coś jeszcze napisze - wyszeptał Jessie.
To przypomniało Colinowi, że wielu czytelników na niego czeka. Na kolejną książkę. Nigdy nie pożegnał się z nimi. Nie powiedział, że to koniec. Czy to oznaczało, że podświadomie miał nadzieję na powrót? Nawet, jak sądził, że ją stracił? To nie dawało mu spać. Udawał, że to robi, a w głowie kotłowało się i zderzało ze sobą miliony różnych myśli. Ma dwa wyjścia - zacznie pisać lub przekaże czytelnikom, by już nie czekali. Ale jak zerkał na męża, który jakby z zakochaniem czytał kolejne stronice, jakoś nie potrafił pożegnać się z pisaniem. Jessie czekał na kolejne teksty.
Gdy zegar wskazywał drugą trzydzieści, a mąż już spał, White wstał i zszedł do salonu. Po drodze z gabinetu zabrał kilka kartek i długopis. Usiadł przy stole i, trzymając przed sobą puste strony, napisał jedno zwykłe imię: Aranel. Imię z innego świata. I w głowie zobaczył piękne, zielone krainy jak z bajek. To będzie coś innego, ale nikt nie mówił, że będzie się trzymał tylko realnego świata.

***


Zapach smażonego bekonu rozwiewał się po całej kuchni i wychodził poza nią. Smakowite śniadanie Jessie poczuł, ledwie zeszedł na dół. Nawet skwierczenie bekonu na patelni zwabiło go od razu do pomieszczenia, gdzie Colin przygotowywał śniadanie.
Carson rozejrzał się. Na stole czekały już dwa zielono-niebieskie talerze i takie same kubki, w których była już nalana kawa. Obok w koszyczku był też pokrojany chleb.
- Hej, kotek. Miałem zamiar iść cię budzić. - Colin powitał męża pocałunkiem w policzek. Jakoś ten gest przyjął się u nich niespodziewane szybko, nawet, jak byli sami.
- Hejka. A ty co, po upojnej nocy dostałeś kopa? - Włosy mu sterczały na wszystkie strony i wyglądał, jakby jeszcze się nie do końca obudził.
- Można tak powiedzieć. - Zdjął patelnię z ognia i od razu nałożył im na talerze mięsa. Miał tyle energii w sobie, że musiał ją jakoś spożytkować. Spał tylko godzinę, ale warto było poświęcić czas czemuś innemu.
- I od kiedy umiesz gotować?
- Akurat to umiem zrobić. Jeszcze tylko sadzone i jemy. Kupiłem dziś świeże jajka. - Colin wyjął z pojemnika cztery jajka. Umył je i rozbił na tej samej patelni, co smażył bekon.
- Ty mi tu nie pokazuj, że umiesz śniadania robić, bo będziesz mi je teraz musiał codziennie podawać. - Wziął z szafki cukier i osłodził im obu kawę. Doskonale wiedział, ile łyżeczek daje Colin. Mąż rzadko pił gorzką. Czasami aż go zadziwiało, jak szybko poznał przyzwyczajenia partnera.
White podał mu jeszcze łyżeczki z szuflady. Doskonale się uzupełniali, jakby czytali w myślach. Trochę to ich zdaniem było dziwne, znali się przecież miesiąc i tydzień, ale i urocze. O ile „urocze” może pasować do dwóch samców. Andrea mówiła, że zachowują się tak, jakby w innym życiu byli partnerami i teraz się odnaleźli. Colin z trudem przyznawał, że nawet z Ianem tak bardzo do siebie nie pasowali. Bolało go to.
- O której ty wstałeś, że już zdążyłeś zrobić zakupy? - zapytał Jessie.
- Wcześnie. - Podał również jajka i mógł przysiąść do stołu.
- Wszystko pachnie smakowicie.
- To teraz próbuj, może się nie otrujesz. - Colin pociągnął z kubka łyk czarnego napoju. Niebo w gębie, aż przymknął oczy.
- Umówię się dziś z właścicielem Aniquy. Zobaczę, co ma mi do powiedzenia. - Urwał kawałek chleba i wsunął go sobie do ust. Zaraz za nim miejsce znalazło się dla bekonu i jajka. - Mmnnn. Smaczne. - Popatrzył roziskrzonym wzrokiem na męża. Lubił dobre jedzenie, a to było wyśmienite.
- Dziękuję. - Cieszył się, że sprawił dla kubów smakowych Jessie'go ucztę. Dopiero wtedy wziął się za jedzenie.
Rzadko mogli spędzać poranki razem. Zazwyczaj Carson był już w pracy, a on się do swojej szykował. Dziś, widać, Jessie'mu się nie spieszyło, a on sam miał na dziesiątą.
- Pojutrze jest w firmie przyjęcie - oznajmił Carson. - Liczę, że będziesz mi towarzyszył.
- Przyjęcie?
- Tak, coroczna impreza charytatywna dla snobów. Najpierw muszą wydać miliony, żeby zarobić setki tysięcy dolarów dla biednych dzieci - powiedział to z goryczą w głosie.
- Od razu mogliby wpłacić to, co wydadzą na przyjęcie - stwierdził White.
- Dokładnie. Ale moja matula musi pokazać, jaka jest czuła na los potrzebujących. Wszystko się zmieni, gdy zostanę prezesem. - Nie chciał tego w tak młodym wieku, ale nie odda miejsca ojcu. - Skończę jeść i się zbieram.
- A ja dziś zobaczę, czy mam jeszcze robotę w stadninie.
- Czemu? - Zatrzymał dłoń z widelcem, zanim dotarł nim do ust.
- Uśmiejesz się. - Colin oparł łokcie na stole i zaczął opowiadać, jak to córka szefa chciała go „nawrócić”.

***


Jessie, zbiegając po schodach, nadal się śmiał. Znał takie głupie kobiety. Jego niejedna chciała naprostować na właściwą ścieżkę. Minął „ulubioną” sąsiadkę z nieodłącznym pieskiem. Powiedział jej „dzień dobry”, czego nigdy nie robił. Przebywanie z Colinem wprawiło go w doskonały nastrój i dało kopa na cały dzień. Życie z tym facetem zaczynało mu się podobać.
Zanim dotarł na parking, zatrzymał się i skrzywił. Jak miał dotrzeć do wydawnictwa? Przecież jego samochód został przed pubem. Wyjął z marynarki telefon i miał dzwonić do męża, kiedy ten wyrósł przed nim jak spod ziemi. Pomachał mu kluczykami przed nosem.
- Podwiozę cię pod Crystal.
- Czytasz w moich myślach, Colinie.
- Zaczynam cię poznawać. - Ruszył przodem z zadowoloną miną.

Piętnaście minut później obu trafiał szlag. Stali w długim korku, który nie miał końca. Colin z nerwów bębnił palcami o kierownicę, co zaś doprowadzało jego kochanka do szewskiej pasji. Carson włączyłby radio i zagłuszył ten jednostajny dźwięk, ale musiało się zepsuć. Do tego słońce zaczęło przygrzewać, podnosząc temperaturę we wnętrzu pojazdu.
- Czy my zawsze musimy trafiać na coś takiego? I możesz przestać?!
- Co przestać? - Spojrzał na Jessie'go ponuro.
- Palce. Mam dość tego stukania. Teraz cały dzień będę to słyszał.
- Sorry, nie robię tego specjalnie. Odruch bezwarunkowy. - Zacisnął palce na kolanach. Musiał coś zrobić, inaczej spóźni się do pracy. Westchnął. Spojrzał przez wsteczne lusterko. - Bardzo ci zależy, żeby teraz mieć swoje auto?
- Nie. A co?
- Jakoś wycofamy po chodniku i zawrócimy. Pojedziemy do stadniny. Stamtąd weźmiesz mój samochód i pojedziesz do wydawnictwa. Później przyjedziesz po mnie lub wrócę autobusem. Pasuje? - Nie czekając na jego odpowiedź, zaczął się rozglądać. Za nimi nie było wiele aut. Może ktoś ich przepuści?
- Pasuje. - Podparł głowę na łokciu, który oparł na drzwiach. Szyba była odsunięta całkowicie. Cholera, fajny ranek i cudowny humor zepsuł mu ten pieprzony korek. Obserwował, jak mąż manewruje autem i niemal na chama wciska się pomiędzy inne. Te musiały wycofać lub same wjechać na chodnik. Usłyszał kilka przekleństw. Ale zaraz ci, co najbardziej psioczyli sami zaczęli się pchać do wyjazdu.
- Wjedziemy w boczną uliczkę i zawrócimy przed jakimś blokiem - poinformował Colin, intensywnie manewrując kierownicą.
Jessie musiał przyznać, że mąż był wyśmienitym kierowcą.
- Dobry kochanek, kierowca... Co jeszcze? - Carson udał zamyślonego.
- Haha. Przyjaciel, wspólnik, współlokator - wyliczał Colin.
- Ano tak. Jesteś w czymś nie tak dobry?
- W gotowaniu. - Wyminął wolno sunący pojazd.
- Nie powiedziałbym. Śniadanie było boskie.
- Pochlebca. - Rzucił mu roziskrzony wzrok, ale zaraz powrócił do obserwowania drogi.
- Komplementy przede wszystkim. - Kochał ten wzrok. Robił się twardy na samą myśl o nim.
Resztę drogi przemilczeli. Ich myśli kierowały się do siebie nawzajem. Obu łączył wspólny cel i najwspanialszy pod słońcem seks. Nie potrafili przyznać przed sobą, że przywiązali się do siebie.
Pogrążony w myślach Jessie obudził się z nich, kiedy partner już zaparkował przed ogromnym, ogrodzonym placem. Na mosiężnej bramie wisiała tablica informacyjna, a za nią w oddali widoczny był budynek stajni. Wszędzie wokół było zielono, aż sam miał ochotę tu zostać.
Colin widział fascynację w oczach kochanka. Sam też uległ urokowi tego miejsca.
- Jak nadal tu pracuję, to może wybierzemy się w przyszłości na mały wypad konno? - zaproponował.
- Co? Aaa... - Jakby teraz oprzytomniał. - Tylko, że nie umiem jeździć konno - przyznał się.
- Sądziłem, że tacy bogaci ludzie obowiązkowo uczą się tego sportu. Wiesz, wyścigi, polo i te rzeczy. - White zrobił niezidentyfikowany ruch ręką.
- „Te rzeczy” kojarzą mi się z seksem. A seks z tobą, więc nie mów tak, bo resztę dnia będę twardy jak skała. Przyjadę tu i każę się wypieprzyć nawet w toalecie.
Colin otworzył usta i zamknął.
- Wyglądasz, jak ryba łapiąca powietrze. - Carson położył swój wskazujący palec na ustach męża.
Colin ucałował palec oraz wysunął końcówkę języka i polizał go.
- Nie rób tak - wysyczał Jessie. Poprawił się na siedzeniu, aby nie czuć takiego dyskomfortu, jaki dawał jego penis. - Lepiej już idź.
- A co? Stanął ci? - Nie musiał pytać. Doskonale to widział. Bezczelnie gapił się na jego krocze. - Nie wstydź się, działamy na siebie.
- Nie wstydzę, tylko się spieszę. - Faceci mieli problem. Ich podniecenie było widoczne na milę.
- Praca czeka, wiem. - Pochylił się bliżej niego i złapał go za kark. - Gdyby nie to, wyssałbym cię do ostatniej kropelki.
Oddech Carsona przyspieszył.
- Ale musisz zadowolić się tym. - Przyciągnął Jessie'go do siebie i pocałował. Od razu rozdzielił wargi męża językiem i wsunął się do środka.
Carson z chęcią przyjął taki rodzaj penetracji jego ust. Oddawał pocałunek z największą rozkoszą. Wczepił palce we włosy kochanka i zacisnął na nich dłonie. Potrzebował go. Nie chciał, żeby skończyli tylko na tym jednym tańcu dwóch organów i warg. Chciał więcej. I z trudem musiał zrozumieć, że nic z tego w tym momencie nie będzie. Zabije Colina za to, co mu zrobił. Przecież wiedział, że jego podniecenie tak szybko nie opada i będzie się męczył.
- Zamorduję cię - wysapał, kiedy się rozdzielili.
- Wiem. - Zlizał łączącą ich stróżkę śliny.
- Dlaczego to zrobiłeś, Colinie? - Potarł nosem o jego nos. Przyłożył policzek do policzka. Zarost podrapał go, a ciało przeszedł prąd.
- Powiedziałem ci „do widzenia” - droczył się z nim.
Jessie zawarczał. Złapał jego rękę i przyłożył do swego krocza. Palce w jednej sekundzie zacisnęły się i potarły twardy członek. Jęknął.
- Czujesz? - zapytał drżącym głosem młodszy mężczyzna.
- Mhm.
- To twoja wina. Zrób coś z tym. - We wzroku Carsona było wyłącznie pragnienie i błaganie.
Jak mógłby temu nie ulec? Tym iskrzącym oczom, biodrom Jessie'go poruszającym się powoli, chcącym, by twardy penis się ocierał o dłoń. Dygoczącemu ciału i ustom łapiącym powietrze. Sam był twardy jak skała. Odsunął się, co spotkało się z protestem.
- Spokojnie, kotku. - Zapalił silnik. Spóźni się, ale nie zostawi napalonego kochanka w potrzebie.
Odjechał sprzed stadniny. Musiał znaleźć jakieś miejsce. Porozglądał się i odnalazł kępę wysokich krzaków. Wjechał w polną drogę i zatrzymał za zieloną gęstwiną. Zgasił silnik.
- Na tył - rozkazał.
Jessie'mu nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Przeniósł się na tylne siedzenie. Colin dołączył do niego i uklęknął pomiędzy nogami męża. Tył jego samochodu miał więcej miejsca. Natychmiast sięgnął do spodni męża i rozpiął je. Sięgnął pod bieliznę, wyjął purpurowy członek i przyssał się do niego. Bez żadnych zabaw, całowania, lizania, nie było na to czasu. Zwyczajnie wsunął go sobie głęboko, aż do gardła.
- Och! - krzyknął Carson, czując to. Był w niebie. Niebie palącej potrzeby. Rozkoszy tak wielkiej, że zaczęło mu się kręcić w głowie. - O, Colin! Ja zaraz... Nie wytrzymam. - Zacisnął palce na jego włosach. Ten mężczyzna doprowadzał go do szaleństwa już po raz kolejny. Zwariuje przy nim, ale będzie wiedział, że było warto.
Colin ssał penisa męża z zapałem i wprawą, poruszając szybko głową. Sam sięgnął po swojego i zaczął sobie bezzwłocznie trzepać.
Widząc, co robi kochanek Jessie nie wytrzymał. Gorąco ust, pracowity język i widok Colina na kolanach doprowadził go do wybuchu fajerwerków w głowie. Doszedł głęboko w gardle swego mężczyzny, dając mu swe nasienie.
Połykał ochoczo. Uwielbiał smak swego partnera. Kiedy spazmy, jakie przeżywał mąż ustały, wypuścił go i wylizał do czysta. Dopiero wtedy pozwolił sobie na swój orgazm. Nadszedł szybko po ostatnim ruchu ręki. Sperma trysnęła białą plamą na podłogę pomiędzy nogami Jessie'go. Przytulił twarz do jego krocza i wdychał zapach mężczyzny, powoli dochodząc do siebie.
- Jesteśmy napaleni jak nastolatki - Jessie zdołał jakoś wydusić z siebie te słowa. Głos wciąż miał zachrypnięty.
- Podoba mi się to.
- Mnie też. - Czuł się bardzo zaspokojony.
- Trzeba będzie posprzątać podłogę.
- Nie spieszy się. - Drapał Colina po głowie z zamkniętymi oczami. Nagle zaczął dzwonić jego telefon. Dobrze, że przełożył go do kieszeni spodni. Marynarka została na przednim siedzeniu.
- Odbierz. - Colin podniósł się i usiadł na piętach. Zaczął doprowadzać się do porządku. Wyjął chusteczki z kieszeni. Zerkał od czasu do czasu na nadal rozchełstanego męża i miękkiego członka, który leżał swobodnie na wolności.
- Halo - odezwał się Jessie, ale nie spuszczał męża z oczu. - Tak, ojcze? … Nie. Jestem zajęty. Będę później. … Co robię? - Colinowi nie spodobała się ta mina. - Jak chcesz wiedzieć, to ci powiem. Właśnie mój mąż robi mi dobrze i nie mam czasu. - Odsunął od siebie komórkę. - Rozłączył się.
- Nie musiałeś mu tego mówić. - Usiadł obok.
- Nie, ale miałem dobrą zabawę. - Carson schował członka i zapiął spodnie. Spojrzał na męża. - Teraz jestem naładowany na cały dzień. Nawet świat może się zawalić. - Pocałował go krótko.
- Wracamy na parking stadniny. Ja wysiadam, a ty jedziesz.
- A nie poczekać na ciebie? Wiesz, jakbyś nie miał tej pracy. - Opuścił auto. Poprawił jeszcze koszulę.
- Poradzę sobie. A ty powinieneś zająć się swoim zajęciem. Twój ojciec nie dzwoni bez potrzeby do ciebie. Siadaj za kierownicą.
- Pewnie znów będzie mnie namawiał na zawarcie niekorzystnych umów - powiedział beztrosko.
- Tylko nie pij.
Jessie przewrócił oczami, ale poważny wzrok męża sprawił, że przytaknął i obiecał nie zapijać problemów alkoholem. Co najwyżej wstrętną biurową kawą.

Podjechali pod miejsce pracy Colina i pożegnali się cmoknięciem w usta. Ciągle nie dotarło do nich, że bez świadków zachowują się jak zakochani.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum