The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 00:35:23   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Długa droga 12


Rozdział 12,
o dzikich plemionach i kolorowym człowieku


„Im więcej pogrzebowych stosów usypiesz, tym szybciej będziesz układał na nich kamienie. Ale wciąż będą tak samo ranić ci dłonie.”
Loren Ravick, „Dziennik z Podróży”


Anuril skończył rozmawiać ze smagłą przywódczynią plemiennych wojowników, która przedstawiła mu się jako Zula. Nie czuł się szczególnie pewnie nawiązując z nią to niewielkie przymierze, ale podobno ludy Ziemi Niczyich mimo swojej niechęci do obcych były bardzo honorowe. Raczej więc nie groziło im zagrożenie ze strony barbarzyńców, skoro ci obiecali im swoją pomoc. Raczej.
Zdołał się dowiedzieć, że wśród nich nie ma żadnego szamana, czy Sai’hi, jak oni sami ich nazywali. Zmierzali jednak do osady plemienia Tuhan, gdzie z pewnością kogoś takiego znajdą i były spore szanse, że ten pomoże im w sprawie znamion wyniesionych z opuszczonej świątyni. Znów wprawdzie musieli zboczyć z trasy, ale okazja którą otrzymali – dostanie się do osady pod ochroną innego plemienia – mogła się już nie powtórzyć. Do tego dochodziła jeszcze kwestia Sarisa i tego jego cholernego naszyjnika. Na razie Anuril nie poruszał z Zulą tematu jeźdźców, którzy ich zaatakowali. Nie mieli na tyle czasu, aby wdawać się w tą dyskusję, ale zapewne uda im się zdobyć jakieś informacje kiedy wrócą do obozowiska.
Teraz jednak mieli ważniejsze sprawy na głowie, Shivu używając tajemniczych specyfików ze swojej torby sporządził jakiś napój, który podobno miał uśmierzać ból i sprowadzić łagodny sen i teraz przy pomocy dwóch innych mężczyzn podawał go tym rannym, którzy tego wymagali, starając się ich jakoś prowizorycznie opatrzyć. Torquen zaoferował swoją pomoc przy budowaniu noszy, mieli do dyspozycji tylko włócznie i jakieś szmaty, ale wyglądało na to, że nie idzie im tak źle. Anuril niemal ze znużeniem skonstatował, że najemnik i tak nawija o czymś bez przerwy, za nic mając sobie nawet to, że jego rozmówcy nie rozumieją ani słowa. Saris natomiast starał się skompletować ich stratowany dobytek i odnaleźć konie.
Luxuris miał więc trochę czasu, który wykorzystał zbierając swoje strzały. Zawsze kupował takie najwyższej jakości i dlatego dbał, aby nie tracić ich niepotrzebnie. Podobnie zresztą czynili łucznicy barbarzyńców, ale ci zbierali także pozostałą broń, a nawet niektóre części pancerzy. Widocznie nie lubili niczego marnować.
Elf skrzywił się lekko, wysuwając drzewce z oka jednego z najeźdźców. Towarzyszyło temu ciche chrobotanie, gdy grot zahaczył o kość czaszki i paskudne mlaśnięcie miękkiej tkanki. W ślad za strzałą wypłynęło trochę brunatno-krwawej mazi. Z obrzydzeniem starł resztki posoki i mózgu, i wsadził swoją własność z powrotem do kołczanu.
Gdy uniósł wzrok dostrzegł tuż przed sobą jednego z plemiennych wojowników, który przypatrywał mu się uważnie.
Nie różnił się zbytnio od swoich pobratymców – równie wysoki i mocno opalony, o zdecydowanych rysach i bardzo ciemnych, ładnych oczach. Swoje czarne włosy nosił dość krótko ścięte z przodu, z tyłu jednak, zaplecione w cienkie warkoczyki przetykane jakimiś ozdobami z piór i kości, sięgały aż do połowy pleców. Należał do tych szczuplejszych, ale jego sylwetka także była niezwykle wysportowana, silna, ale też niepozbawiona gracji, Anurilowi kojarzył się trochę z drapieżnym kotem. Jego nagi, umięśniony tors przecinał skórzany pas z bronią, a całe ramię i część lewego barku pokrywał tatuaż złożony z prymitywnych znaków i symboli.
Elf zamrugał, widząc jak mężczyzna z nieodgadnioną miną wyciąga w jego kierunku rękę.
- Dziękuję – powiedział, gdy opanował już zaskoczenie i odebrał od wojownika swoje strzały. Tamten skinął tylko głową i powrócił do swoich zajęć, więc Anuril otrząsnął się szybko i także zajął się swoimi sprawami. Co jakiś czas czuł jednak na sobie ciekawe spojrzenie ciemnych oczu.

*

- Znalazłem twojego konia – burknął Saris. – Był niedaleko.
- Chojrak! – Torquen, wyraźnie uradowany przejął od kompana lejce swojego rumaka i poklepał go po karku. – Jednak do mnie wróciłeś!
- Nie sądziłem, że tak się ucieszysz – wojownik uniósł lekko brwi. – Zostało tu też kilka lepszych koni, silniejszych i sprawionych w walce, na twoim miejscu bym go wymienił.
- Nie – najemnik uśmiechnął się i szybko uciekł dłonią, gdy Chojrak obnażył żółte zęby starając się chapnąć mu palce. – To najpaskudniejsza i najbardziej wredna chabeta jaką miałem… ale moja chabeta – wzruszył ramionami.
- Zbyt szybko się przywiązujesz – stwierdził Dreikhennen tylko i odwrócił się, aby wrócić do swoich spraw.
- Przynajmniej do żywych istot – rzucił Torquen za nim. – Nie do kawałka metalu.
Mężczyzna stężał na te słowa.
- Mówiłem ci…
- Wiem – przerwał najemnik. – Nie mówię, że nie powinieneś próbować go odzyskać, tylko… wiesz, świat się na tym nie kończy. Masz też… – urwał, widząc jak Saris zerka nie niego przez ramię ze zmrużony oczami.
- Cóż – powiedział tamten wolno. – Ten kawałek metalu przynajmniej nie próbuje mnie zeżreć. W przeciwieństwie do twojego „przyjaciela”.
Torquen drgnął. Wykorzystując chwilę nieuwagi Chojrak capnął zębami kołnierz jego kurtki i pociągnął go, na co najemnik zaklął i odepchnął od siebie nachalne zwierzę. Skrzywił się z obrzydzeniem widząc imponującą ilość gęstej śliny, którą jego wierny wierzchowiec pokrył mu ubranie.
- Fuj – mruknął marszcząc nos, a Saris tylko uśmiechnął się krzywo.
- Zbieraj się – rzucił jeszcze. – Niedługo ruszamy.

*

I faktycznie, niedługo ruszyli. Anuril zdążył dowiedzieć się, że obóz barbarzyńców znajduje się blisko – zostawili tam kilku swoich ludzi do pilnowania koni i dobytku, podczas gdy większość wojowników pieszo podkradła się do miejsca, skąd widać było dym. Początkowo myśleli, że mają do czynienia ze zwiadowcami od tych zbrojnych, dlatego od razu zaatakowali, nie chcąc, żeby ci wykryli ich pierwsi i sprowadzili na ich trop cały oddział.
Teraz popędzali swoje zdobyczne konie, jadąc na tyle szybko, na ile pozwalał im stan rannych, chcąc aby ci jak najszybciej uzyskali pomoc. Nie dla wszystkich starczyło wierzchowców i Anuril z uznaniem przekonał się, że barbarzyńcy biegnąc niemal dotrzymywali im kroku. Elf co jakiś czas odwracał się w siodle, aby podziwiać jak mężczyźni gnają za nimi – był za daleko, żeby dostrzec jak te silne mięśnie napinają się pod opaloną skórą, ale potrafił to sobie wyobrazić, aż za dobrze. Na dodatek zdawali się oni w ogóle nie męczyć, sam był pewien, że mimo nie najgorszej kondycji po kilkuset metrach utrzymywania takiego tępa, wyplułby własne płuca. Na całe szczęście ich spętane wierzchowce nie zdołały uciec daleko i nikt z ich drużyny nie musiał brać udziału w tym morderczym maratonie.
Obóz zgodnie ze słowami Zuli nie znajdował się zbyt daleko. Powracających musiano dostrzec już wcześniej, gdyż kilku ludzi wyszło im naprzeciw – po grobowych minach widać było, że zauważyli już kilka bezwładnych ciał.
Wśród tłumu smagłych barbarzyńców znajdował się jednak ktoś, kto wyraźnie się wyróżniał.
Anuril aż wstrzymał lekko konia i spojrzał pytająco na Shivu, który wyglądał na równie zaskoczonego.
- Myślisz, że go pojmali? – zapytał złodziej niepewnie.
- Nie wydaje mi się – odmruknął elf marszcząc brwi. – Wygląda, jakby mógł swobodnie się poruszać po obozie i nie wydaje się przestraszony.
- Może jest pomylony? – podsunął chłopak szeptem.
Faktycznie, wyglądał trochę na pomyleńca. Miał na sobie ciemnozielone spodnie, do nich kanarkowożółty kubrak, a pod szyją przybrudzony, ale kiedyś chyba biały żabot. Całości dopełniał również zielony kapelusz, ozdobiony absurdalnie wielkim, czerwonym piórem. Na widok obcych jeźdźców podskoczył w miejscu i zaczął wymachiwać radośnie rękami.
Anuril uniósł brwi jeszcze wyżej i zaczekał, aż dołączą do nich Saris i Torquen. Ci spojrzeli najpierw na dziwnego człowieka w kapeluszu z piórem, a potem na elfa, jakby spodziewali się otrzymać od niego wyjaśnienia.
- Kto to jest? – zdziwił się najemnik na głos, akurat w momencie, gdy przejeżdżała obok nich Zula.
- Mówim na niego Ikhin Sher’on. Kolorowy Człowiek – wyjaśniła. – Podróżował tędy, twierdził, że zabłądził. Nie groźny jest, to go wzięlim – wzruszyła ramionami. – Ładnie śpiewa i umie grać – dodała. – To go wzięlim, zdechłby sam.
- Macie niespotykanie dobre serce – zauważył Anuril uśmiechając się lekko, a kobieta zmarszczyła się groźnie.
- Spotykanie, niespotykanie – fuknęła. – Wam się lepiej cieszyć, nie dziwić. My mamy dobre serce, a wy jeszcze głowy na karkach, ot, takie nasze dobre serce – z tymi słowami spięła piętami swojego gniadosza i wysunęła się na prowadzenie.
- To… chyba dobrze nam wróży, prawda? Ten nie wygląda na ofiarę rytualnego mordu, więc może i nas przygarną, skoro już się do czegoś zdążyliśmy przydać? – zauważył Torquen, szepcąc mimo że otaczający ich barbarzyńcy prawdopodobnie i tak nie rozumieli ani słowa.
- Miejmy nadzieję, że przysłużyliśmy się dostatecznie – odmruknął Shivu. – Bo jeśli każą mi śpiewać, to obawiam się, że mój los nie maluje się w najjaśniejszych barwach.

*

Nikt na szczęście nie wymagał od nieznajomych żadnego pokazu zdolności artystycznych. Właściwie tak naprawdę nie zwrócono na nich zbyt wielkiej uwagi, gdy dotarli już do obozowiska od razu wybuchło zamieszanie. Zajmowano się rannymi, wypytywano o coś, krzyczano i Shivu nie do końca potrafił się w tym wszystkim odnaleźć. Spokoju dodawała mu jak zawsze idealnie opanowana postawa Anurila. Ten, niczym się nie przejmując zsiadł z siodła i będąc na uboczu, aby nikomu nie wchodzić w drogę, zaczął oporządzać swego gniadosza. Pozostali mężczyźni, po chwilowej konsternacji, postanowili pójść w jego ślady.
Złodziej nie spodziewał się może jakiegoś wielkiego powitania, ale dziwne zdawało mu się, że ich obecność została niemal zupełnie zignorowana. Rzucono im wprawdzie kilka nieufnych spojrzeń, ale nic ponadto. Jedynie ten dziwaczny, kolorowy człowiek w kanarkowym kubraku biegł radośnie w ich kierunku wymachując kapeluszem.
Shivu zanotował, że mężczyzna ten zmierza w jego stronę, właściwie to prosto na niego i wcale nie traci rozpędu aż…
Chłopak stęknął i upadłby chyba na ziemię, gdyby szczupłe ramiona nieznajomego nie oplotły go w zaskakująco silnym uścisku.
- Och, przyjaciele! – zakrzyknął owy dziwak, dopiero po dłuższej chwili odsuwając się od zesztywniałego ze zdziwienia skrytobójcy. Wtedy też Shivu miał szansę dokładniej się przyjrzeć z kim ma do czynienia. Mężczyzna był młody i całkiem przystojny – miał owalną twarz i symetryczne rysy twarzy, sięgające ramion brązowe włosy zwijające się w lekkie fale i, podobnie jak Torquen, krótki zarost na twarzy. Natomiast jego oczy, co chłopak zanotował z niejakim zaskoczeniem, wcale nie przypominały oczu szaleńca – duże i bystre, koloru gorzkiej czekolady, lśniące teraz od wzruszenia, ale zupełnie rozumne.
- Wybaczcie! – krzyknął po chwili, opamiętując się trochę na widok ich pytających spojrzeń. – Po prostu od kilku tygodni towarzyszę tym barbarzyńcom i widok kogoś z cywilizowanego świata ogrzał mi serce jak nic innego! To wprawdzie znacznie uprzejmiejsi i pomocniejsi niż się ich przedstawia ludzie, jednak tylko ich przywódczyni posługuje się moją mową, a nieczęsto mam okazję z nią porozmawiać, dlatego tak cieszy mnie, że wreszcie będzie mi to dane! Ach, mówcie do mnie, pozwólcie wreszcie mi usłyszeć czysty dźwięk naszej pięknej, cywilizowanej mowy…!
- Eee, um – powiedział Shivu i nie zabrzmiało to ani pięknie, ani cywilizowanie, ale nieznajomemu chyba to nie przeszkadzało, bo zaśmiał się i uścisnął go jeszcze raz. Złodziej rzucił nad jego ramieniem lekko spanikowane spojrzenie w kierunku Anurila, ale ten tylko wzruszył ramionami.
- Ale, ale, gdzież, moje maniery! – ku uldze złodzieja mężczyzna odsunął się i wykonał dworski ukłon, zamiatając przy okazji ziemię swym czerwonym piórem. – Nazywam się Loren Ravick, do waszych usług.
- Zaraz, zaraz, ten Loren Ravick?! – zdziwił się Torquen.
- Cóż, jeśli masz na myśli barda, wielkiego artystę i filozofa… – zaczął tamten z dumnym uśmiechem, ale najemnik wpadł mu w słowo.
- Jesteś autorem „Przyśpiewki o wiejskiej dzi…”
- Cóż, to nie jest akurat moje najbardziej udane dzieło – Loren odchrząknął i z rozmachem poprawił kapelusz sprawiając, że to absurdalnie wielkie pióro zafalowało lekko.
- Jaki znowu Loren? Jaka przyśpiewka? – zawarczał Saris wyraźnie zirytowany, że nie nadąża i że kompletnie nie wie o co chodzi.
- Och, nie żartuj, że jej nie znasz! – żachnął się Torquen. – Wszyscy ją znają! Przejechałem pół świata i wszędzie jak ją zaczniesz śpiewać w karczmie, to połowa bywalców się przyłączy!
- Jak mówiłem, to nie jest moja zbyt udana praca, ale może inne moje dzieła… – zaczął Loren, ale najemnik znów mu przerwał, intonując piosenkę:

Idzie Lelka wiejską drogą
i powłóóóczy lewą nogą!
Jeszcze trwa koguta pianie,
lecz już daaała mi na sianie!
Bluzki sobie nie dopięła,
cycek gooooły z niej wyziera!
I wieś cała za nią gwizda,
choć kaaanion jest jej…


- Dobrze, wystarczy – burknął bard, czerwieniejąc lekko. Nie wyglądał na zbyt dumnego z tego „dzieła”. – Poza tą kretyńską przyśpiewką stworzyłem ballady, które śpiewałem na królewskich dworach! Pieśni, które wzruszały najtwardszych żołnierzy! Ale oczywiście – fuknął, wyrzucając w górę ramiona, jakby żądając jakiejś pomsty od bogów – napisz coś cyckach, pizdach i dupczeniu, a wszyscy zapamiętają!
- Gówno mnie obchodzi, co za bzdury zdarzyło ci się napisać – warknął Saris, z typową dla siebie uprzejmością. – Bardziej mnie interesuje, żebyś wyjaśnił nam kilka spraw. Na przykład kim są zbrojni, którzy napadają na barbarzyńców?
- Wybacz przyjacielowi brak ogłady – Torquen uśmiechnął się uprzejmie i skłonił dworsko. – Ale fakt, że bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdybyś podzielił się tym, co udało ci się zasłyszeć – powiedział, ignorując burkliwe „nie jest żadnym twoim przyjacielem” od strony Sarisa.
- Hm – Loren potarł w zamyśleniu krótką bródkę. – Przyznam, że sam nie wiem do końca o co chodzi z tym polowaniem. Ale z tego co zanotowałem, ci zbrojni to łowcy niewolników. Starają się nie zabijać, tylko łapać żywcem, podobno pojmali większość z plemienia Zuli. Zula to ta wysoka czarnulka, córka wodza.
- Domyśliliśmy się, że tu dowodzi – Anuril skinął krótko głową. – Masz jakieś koncepcje skąd ci łowcy niewolników pochodzą? Z tego co zrozumiałem, są dobrze zorganizowani, więc chyba ktoś ich wynajął?
- Niewolnictwo jest nielegalne – wtrącił Torquen. – Najdłużej utrzymywało się na południu, może postanowili do tego wrócić? – zastanowił się na głos, ale Loren pokręcił głową słysząc jego przypuszczenia.
- Ci łowcy to najemnicy, z różnych stron świata, ale podobno zleceniodawcą jest zachód.
- Zachód? – powtórzył łucznik zdziwiony, a bard skinął na potwierdzenie.
- Rivennerth, Lothania, Lavine – wymienił. – Tak przynajmniej sądzę, że trzy korony, którymi się sygnują oznaczają, że te trzy państwa wykupiły ich wierność.
- To bez sensu, na cholerę zachód łapie niewolników? – Torquen zmarszczył brwi, a Loren rozłożył ramiona.
- Mówię tyle, ile zasłyszałem od Zuli, która przesłuchała kilku złapanych zbrojnych. Osobiście mam zbyt wrażliwy żołądek, żeby brać udział przy takich procederach – dodał, krzywiąc się lekko. – To jednak nie jest tak pozbawione sensu, jak może się zdawać na pierwszy rzut oka. Niewolnictwo wciąż kwitnie wśród Wolnych Ludów Północy. Zawsze prowadzili mnóstwo wojen, także między sobą, a jeńców wojennych zaprzęgano do najcięższych prac, budowy dróg, obsługi najcięższych maszyn. Ostatnio długo panował tam pokój, więc i darmowej siły roboczej zaczęło brakować. A dla nich to już wystarczający powód, żeby znów przywdziać zbroje i ruszyć na podbój. Najbliższy i przez to najbardziej zagrożony, jest właśnie zachód. Już zaczęły pojawiać się pewne niesnaski więc, zachód jak to zachód, posrał się w gacie i zaczął szukać sposobu, żeby jakoś udobruchać północnych. No więc wpadli na genialny pomysł, żeby dostarczyć im niewolników w prezencie i załatwić problem bez niepotrzebnej wojny. A mieszkańcy Ziemi Niczyich są wręcz idealni – nie tylko silni i wytrzymali, ale co najważniejsze nikt się o nich nie upomni.
- I to wszystko Zula wyciągnęła od schwytanych najemników? – Anuril uniósł brwi z lekkim niedowierzaniem.
- Cóż, nie do końca, jest w tym sporo mojej własnej interpretacji – wyjaśnił Loren poważnie. – Jak już wspominałem, jestem światowym człowiekiem, na zachodnich dworach także zdarzyło mi się spędzić trochę czasu. Posłyszałem trochę tu, trochę tam… – wzruszył ramionami. – Ale! – zreflektował się nagle. – Nawet nie wiem skąd u was taka żądza wiedzy – zauważył podejrzliwie. – Ba, nie wiem nawet, jak wam na imię! – dodał z wyrzutem, na co Torquen uśmiechnął się przepraszająco.
- Rzeczywiście, zapomnieliśmy chyba o dobrych manierach – przytaknął i wyglądało na to, że jego czarujący uśmiech szybko udobruchał lekko urażonego barda. – Moi towarzysze to Anuril, Shivu, a ten najmilszy nazywa się Saris Dreikhennen… i tak, zawsze jest równie uroczy, to nie jest kwestia złego dnia, raczej złego dziesięciolecia… co najmniej – mruknął, a wojownik zerknął na niego z irytacją, ale powstrzymał się od warknięcia czegoś nieprzyjemnego. – A ja jestem Torquen z Rifft, miło mi poznać – przedstawił się na koniec, a Loren przyjrzał mu się z zastanowieniem.
- Torquen, Torquen… – powtarzał w zamyśleniu. – Mam niezwykłą pamięć do twarzy – wyznał po chwili. – I przysiągłbym, że gdzieś cię już widziałem… z drugiej strony na tyle niecodzienne imię pewnie bym zapamiętał… – zastanawiał się na głos, a najemnik wzruszył ramionami, aby zbyć temat.
- Bywałem w wielu miejscach – wyjaśnił. – Niewykluczone, że kiedyś na siebie wpadliśmy, a nie zostaliśmy sobie przedstawieni – podsunął, a bard po chwili wahania skinął głową, chyba także nie mając teraz ochoty drążyć tematu.
- Wciąż jednak nie wiem, skąd u was takie zainteresowanie sprawą łowców niewolników – przypomniał i Torquen znowu pospieszył z wyjaśnieniem.
- Mamy podstawy przypuszczać, że któryś z nich ma przy sobie własność jednego z nas i chcielibyśmy to odzyskać – odparł, a Saris posłał mu krótkie spojrzenie, nie komentując jednak ani słowem.
Dalszą rozmowę przerwała Zula, podchodząc do nich i jak zwykle mierząc ich twardym spojrzeniem. Towarzyszył jej smukły, przystojny mężczyzna o lewym barku i ramieniu pokrytymi plemiennym tatuażem, który od razu skierował zaciekawione spojrzenie ciemnych oczu na Anurila.
- Rozmawiałam z ludźmi – oznajmiła kobieta od razu. – Wasze cztery i Ikhin Sher’on mogą nam towarzyszyć do ludzi Tuhan. Jeśli się nie zgodzą was przyjąć, pojedziecie. Wam samym trzeba pilnować własnych spraw, jak wam pomogą, dobrze. Jak nie, też dobrze – wzruszyła ramionami. – To jeszcze kilka dni drogi na północ, z rannymi – tydzień. Za ten czas jesteście z nami, ale nie nasi goście – tłumaczyła ze swoim łamanym akcentem, ostrożnie dobierając słowa w obcym języku. – Nie jecie naszego jedzenia, nie pijecie naszej wody. Nie czekamy na was, zostajecie w tyle – dalej jedziecie na własną rękę.
- To uczciwy układ – zgodził się Anuril, starając się zignorować palące spojrzenie jakim wciąż przeszywał go ten wytatuowany barbarzyńca, a Zula tylko skinęła głową.
- I przestrzegacie też naszych zasad – dodała twardo. – Nie przyciągamy uwagi, żadnego ognia, żadnego hałasu. Podróżujemy szybko, postoje tylko na noc, chyba że będzie potrzeba rannym. Nie rozkładamy obozowiska, bo za dużo czasu. Jeśli chcecie poświęcać jedyne godziny snu na to, wasza wola, ale nie czekamy na was. Śpicie blisko nas, dla ciepła i żeby wartownicy was mieli na oku. Jasne?
Wszyscy potwierdzili zgodni, odrobinę przytłoczeni władczym spojrzeniem kobiety. Wtedy ta nie siląc się na żadne pożegnania po prostu odwróciła się na pięcie, aby odejść do własnych spraw, ale zatrzymał ją Anuril.
- Jak nazywa się twój towarzysz? – zapytał spokojnie, ignorując pytające spojrzenia swoich kompanów. Zula także zmarszczyła lekko swoje ciemne brwi i powiodła spojrzeniem od elfa, do wytatuowanego barbarzyńcy, który chyba nie zrozumiał zbyt wiele z tej rozmowy.
- Zadran – odparła w końcu kobieta, na co tamten zerknął na nią pytająco.
- Podziękuj mu ode mnie – poprosił Anuril. – Za strzały.
Zula rzuciła w kierunku mężczyzny kilka słów w swoim języku, a ten odpowiedział coś i znowu przeniósł spojrzenie na niebieskookiego łucznika.
- Mówi, że były twoją własnością, więc nie musisz dziękować. I pyta, czy mógłby dotknąć twoich uszu – przetłumaczyła.
- Moich… moich uszu? – powtórzył zaskoczony, ale szybko doszedł do wniosku, że w zasadzie nie powinien być zaskoczony. Większość mieszkańców Ziemi Niczyich pewnie nigdy nie widziało elfa, więc faktycznie, mógł dla nich wyglądać co najmniej niecodziennie. Zignorował więc rozbawione parsknięcie Torquena i skinął głową przyzwalająco.
Smukły wojownik podszedł do niego z twarzą nie wyrażającej żadnej emocji – tylko w ciemnych oczach wciąż błyszczała ciekawość. Anuril spiął się odruchowo, gdy mężczyzna ostrożnie odgarnął mu włosy, ale szybko rozluźnił się czując szorstki, ale delikatny dotyk długich palców. Zadran przez chwilę badał kształt jego małżowiny, najwięcej uwagi poświęcając ostro zakończonemu czubkowi, ale przez chwilę potarł też delikatny płatek między palcami, a nawet przesunął palcem za jego uchem. Stał przy tym na tyle blisko, że łucznik wyraźnie czuł ciepło jego ciała i zapach, odurzającą mieszaninę potu, skór i jakiś ciężkich, korzennych przypraw. Powstrzymał się, aby nie wciągnąć głębiej do płuc tej całkiem przyjemnej woni, cierpliwie poddając się tym ciekawskim zabiegom. Kątem oka dostrzegł, że Saris przygląda się całej scenie z gniewnym grymasem i spięty niczym do skoku, jakby barbarzyńca miał zaraz poderżnąć mu gardło.
Po kilku chwilach Zadran przerwał czynność i ponownie zwrócił się do Zuli. Anuril stwierdził, że ma ładny głos – głęboki i ciepły, miękki mimo ostrego akcentu.
- Pyta, dlaczego są takie – przetłumaczyła kobieta.
- Tak się urodziłem – wzruszył ramionami. – Jestem elfem. Możesz mu powiedzieć, że to dla nas naturalna cecha, tak jak dla was ciemne włosy – wyjaśnił.
Plemienny wojownik wysłuchał tłumaczenia z obojętną miną, po czym skinął głową i odsunął się, jak gdyby nigdy nic odchodząc w swoją stronę. Zula wykonała ruch, jakby chciała ruszyć za nim, ale tym razem powstrzymał ją Saris.
- Raniłem jednego z twoich ludzi – burknął, przestępując z nogi na nogę w rzadkim dla siebie geście niepewności. – Czy on…
- Żyje – odparła kobieta. – Ale i tak usypiem dzisiaj jeden grób.
- Przykro nam – mruknął Shivu, a ta wzruszyła lekko ramionami, chociaż na jej surowej twarzy rysował się wyraźny smutek. Czerwony poblask zachodzącego słońca odbił się w splotach ciemnych włosów, gdy odwróciła głowę aby spojrzeć na swoich ludzi, którzy kawałek dalej w milczeniu zbierali kamienie, aby ułożyć z nich stos dla poległego towarzysza.
- Nie pierwszy to już, a i pewno nie ostatni – mruknęła. – Z czasem szybciej się je usypuje.
- Szybciej nie znaczy łatwiej – zauważył milczący do tej pory Loren, a Zula zerknęła krótko w jego stronę.
- Nie – przyznała. – Nie znaczy.











Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum