The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 19:36:53   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Bliskość poza planem 25


Rozdział 25 – Koty


Deszcz spowił wszystko dookoła, zbierając się mętnymi kałużami w dziurach chodnika, ciężkimi kroplami spływając po karoseriach samochodów i sprawiając, że po przebyciu krótkiego dystansu ze sklepu do mieszkania ubranie nieprzyjemnie kleiło się do ciała. Dodając do tego krótki postój przy kępie krzewów, ów uczucie nasilało się wraz z ilością wody w butach, która dostała się tam, kiedy Wojtek źle obliczył odległość kroków i wpadł w dziurę obluzowanej płyty chodnikowej. Przeklnął szpetnie, ale nie zatrzymał się, ściskając w jednym ręku siatkę, a drugą przyciskając do piersi.
- Polskie lato, cholera – mruknął, czując jak deszcz wsiąka w jego bluzę, a spodnie zmieniają się w mokrą szmatę. Odetchnął, chowając się pod betonowym daszkiem tuż przy wejściu do bloku i szybko wystukując numer mieszkania. Był zły, że jeszcze kiedy wychodził na zewnątrz pogoda nie zapowiadała nagłego oberwania chmury, a tym samym powrotu rodem z filmu akcji, unikania i omijania kałuż, czy uchylania się przed wszelką mokrą roślinnością. Dodając do tego tą małą niespodziankę, którą dostrzegł w niewielkim, kartonowym pudle. Fala dreszczy przeszła przez jego plecy, wywołując ciarki i lokując się ciężko w przełyku.
Ruszył dziarsko schodami do góry, nie przejmując się śladami, które zostawiał za sobą, bardziej skupiony na niewielkich ruchach pod jego bluzą oraz drapaniem, które atakowało jego tors.
- Spokojnie – sapnął, krzywiąc się, czując ostrzejszy ból, ale również łaskotanie. W głębi zaczął się zastanawiać, czy to co zrobił jest odpowiednie, w końcu to on będzie musiał wziąć za to odpowiedzialność. Wszedł ostrożnie do mieszkania, cały czas szepcząc coś do swojej bluzy, a raczej do czegoś, co pod nią żywo się poruszało co chwilę wydając z siebie piski. Wojtek wraz zakupami ruszył do swojego pokoju i tam odstawił torbę na bok i usiadł na łóżku, rozpinając zamek. Dwa małe kotki od razu wygramoliły się na posłanie, głośno miaucząc i dopominając się uwagi. Oba były identyczne, z ciemnym, prawie czarnym futrem, różniąc się między sobą jedynie kolorem ślepi oraz białą plamką, która zdobiła łapkę mniejszego.
- I co ja mam z wami zrobić? - mruknął smętnie Wojtek, patrząc jak zbierają się w kupkę, drżąc ze strachu i zimna. Musiał się nimi zająć, skoro już je tutaj przyniósł, poruszony widokiem szarego kartonu i nimi w środku, tak żałośnie prezentującymi się pod krzakiem. Uniósł się i zabierając zakupy wyszedł do kuchni, zatrzymał się w połowie słysząc z sypialni Mateusza muzykę. W sumie powinien wpierw dowiedzieć się czy w ogóle można było tutaj trzymać zwierzęta, oraz czy któryś ze współlokatorów nie posiada alergii na nie. Wsunął się do pokoju, przecierając czoło, które miał nadal mokre, jak w sumie wszystko wraz z ubraniami.
Mateusz podniósł wzrok na mężczyznę stojącego w drzwiach sypialni, kiedy tylko usłyszał pukanie we framugę. Bose stopy zagrzebane miał w narzucie, wiecznie zmarznięte i niemal fioletowe. Podwinięte rękawy ciepłej, czerwonej bluzy odsłaniały jego ładne, szczupłe przedramiona. Wyglądał na dosyć zrelaksowanego, mimo braku lekarstw, niepogody i chłodu w mieszkaniu. Aż otworzył usta zdziwiony, widząc jak przemoknięty jest Wojtek.
- Tak mocno pada? - spytał cicho, nie podnosząc się z łóżka. Nawet nie pomyślał żeby jakoś mu pomóc. W pościeli było przyjemnie i wygodnie. - Chyba powinieneś się wytrzeć - dodał, nie wspominając o tym, jak osamotniony poczuł się, kiedy obudził się koło jedenastej a Wojtka nie było obok niego.
- Ach tak, wiem, wiem, zaraz to zrobię – rozbawiony uśmiech pojawił się na ustach drugiego mężczyzny, bardziej mającego na uwadze stan nowych współlokatorów niż swój. Podrapał się po wilgotnym karku, zastanawiając się jak ma o nich powiedzieć. - Mateusz masz alergie? Albo Piotr? Znaczy, na przykład na futro?
- Nie wydaje mi się, miałem kiedyś psa, nic się nie działo - odparł chłopak, zerkając na niego ciekawsko. - Czemu pytasz?
- Ach… bo idąc do sklepu – zaczął Wojtek, ale urwał, kiedy obaj usłyszeli wyraźne miauczenie. W pewnym momencie starszy mężczyzna pochylił się i podniósł coś z podłogi, co szybko okazało się małym kotkiem wydzierającym się wniebogłosy. Wojtek spojrzał niepewnie na Mateusza, próbując zwierzątko utrzymać, gdy to zaczęło się kręcić, drapiąc go pazurkami po dłoniach. - No... dlatego.

- O kurde. - Mateusz podniósł się z posłania, podchodząc do niego i oglądając trzymane przez mężczyznę kociątko. - Skąd to masz? Jest brudny... - mruknął mało entuzjastycznie, widząc jak kociak smaruje Wojtka umorusanymi łapkami. Wydął wargi, zerkając to na współlokatora, to na zwierzę, nie wiedząc jak ma się do niego ustosunkować.
- To można go chyba umyć – zauważył niepewnie Wojtek, nigdy nie będąc w takiej sytuacji. Co innego zajmować się takimi podrzutkami w małym miasteczku, gdzie każdy kot czy pies znajdowali schronienie w stodołach, czy gospodarstwach. Sami ludzie chętnie je przyjmowali, widząc duże korzyści z posiadania takiego zwierzęcia. Tutaj, w wielkiej metropolii panowały inne zasady. - Znalazłem w kartonie na podwórku, pod jakimś krzakiem.
- Daj mi to. Idź się wytrzyj lepiej - zamarudził Mateusz, odbierając niepewnie kota z jego rąk i niemal od razu potykając się o drugiego, który zdążył doczłapać do drzwi sypialni. - Jezu! Ja pierdolę! Jeszcze jeden? - spytał, nieźle zaszokowany tym co widział. Kot spojrzał na niego z dołu rozkraczając się popisowo i zawodząc płaczliwie. Chłopak schylił się, by podnieść i jego z ziemi. Spodnie niemal zjechały mu przy tym z tyłka.
Wojtek zerknął na jego odkrytą skórę, szybko jednak odwracając wzrok, w głębi żałując swojego postanowienia dotyczące nieprzespania się z Mateuszem.
- No dwa były – wytłumaczył szybko, patrząc jak zwierzątka próbują wyrwać się z trzymających ich rąk. - To przyniosę ręcznik też dla nich.
- Dwa - powtórzył Mateusz, zerkając na niego z ciężkim do odgadnięcia wyrazem twarzy. Wyminął mężczyznę, kierując się do łazienki, gdzie posadził pokraczne kociątka w umywalce, sięgając jakiś starszy, zeszmacony ręcznik z szafki. - Ciebie też mam wytrzeć? - zapytał głośno, siadając na sedesie i biorąc zwierzątka na ręcznik rozłożony na kolanach. Od razu zabrał się za szorowanie ich futra z ziemi i wilgoci, w której były obficie utągane. Drżały przy tym, co chwilę się przewracając. Mateusz bezlitośnie zjeżył im ręcznikiem zamoknięte, mysie ogonki, patrząc na to wszystko sceptycznie.
Wojtek pokazał się po paru minutach, ubrany już w suche rzeczy, w ręku trzymając te mokre. Widząc poczynania Mateusza uniósł lekko brwi, bo mówiąc o myciu kociaków miał na myśli raczej wrzuceniu ich do miski z wodą. Podszedł do wanny i złapał za linkę od sznura do prania, aby na nim powiesić swoje ubrania.
- Może lepiej wody nalać? - zaproponował, łapiąc drugi ręcznik i zabierając Mateuszowi jedno z kociąt. Strasznie piszczały, jakby co najmniej obdzierali je ze skóry.
- Żartujesz, co? - chłopak popatrzył na niego z powątpiewaniem, nie wiedząc czy śmiać się, czy płakać. Koty w kąpieli, ha ha, dobry kawał. - Przecież one nienawidzą wody. Trzeba je wysuszyć tylko. Miałeś kiedyś jakieś zwierzątko? - spytał z nadzieją, że Wojtek jednak zna podstawową instrukcję obsługi domowego pupila i nie będzie musiał mu wszystkiego tłumaczyć.
- Miałem, ale nigdy go nie kąpałem. - Wojtek wzruszył ramionami, nie mogąc zrozumieć co takiego by się stało gdyby zrealizowali jego pomysł. Przecież nie miał zamiaru lać wody do połowy wanny, a jedynie odrobinę, aby móc wypłukać lepiej futro kociaków. - Wszystkie żyły na podwórku – zerknął na Mateusza, mając nadzieję, że nie zobaczy na jego twarzy zdegustowania. Patrząc na niego z tak bliska mógł zobaczyć jak nadal słabo wyglądał, zwłaszcza świadczyły o tym wychudłe policzki i podkrążone oczy. Wojtek syknął, gdy poczuł jak małe igiełki wbijają mu się w palec. - Ej, uważaj młody – złapał kociaka za futro na karku i posłał mu urażone spojrzenie.
- Na podwórku? Nie bałeś się, że coś je, nie wiem, rozjedzie? - spytał chłopak, zwijając ubrudzony ręcznik i kładąc go na posadzce. Był jak najbardziej do prania. - Co chcesz zrobić z tymi dwoma? - Mateusz zawinął zwierzątko w materiał bluzy na swoim brzuchu, ogrzewając je i chroniąc się przed czepliwymi pazurkami jednocześnie. To były naprawdę bardzo małe koty, i ktoś kto je zostawił najwyraźniej nie miał pojęcia, że same zdechną. Albo właśnie na to liczył.
- Rozjedzie? - Wojtek uśmiechnął się lekko, już widząc ten ruch aut przed domem, a raczej jedno auto na parę godzin. Częściej jeździli ludzie z furmankami, albo ktoś indywidualnie z koniem oraz rowerzyści. - Szczaw jest za siatką, rzadko wyskakuje na drogę, a jeśli już, to żeby listonosza pogonić. Koty chodzą własnymi drogami – wzruszył ramionami, delikatnie wycierając grzbiet wiercącego się kociaka. - A można trzymać zwierzęta tutaj?
- Chcesz je zatrzymać? - Mateusz spojrzał na niego zdziwiony, tuląc kociaka do swojego brzucha. Zwierzątko wydawało się być spokojniejsze, chociaż nadal popiskiwało. - One chyba są głodne, Wojtek, trzeba dać im coś do żarcia - zasugerował, wstając z deski by udać się do kuchni. Bluza owinięta wokół kota ukazywała skrawek jego brzucha, seksownie owłosionego, chociaż bardzo szczupłego.
- No właśnie miałem to zaproponować, ale ciągle mnie zagadujesz. - Wojtek ruszył za nim, wcześniej wieszając mokre ręczniki i swojego kociego przybłędę przytulając ostrożnie. Dopiero w kuchni odpowiedział na pytanie zadane mu przez współlokatora. - A co mam z nimi zrobić? Odnieść z powrotem do kartonu? Żeby jakiś pies się nimi zajął?
- Zagaduje cię? Dżizas, zbytek łaski, nie muszę nic mówić - zirytował się Mateusz, otwierając z impetem lodówkę i wyciągając z niej biały ser należący z pewnością do Piotra. Żaden z nich nie miał specjalnej ochoty na tego typu produkty, więc pod nieobecność właściciela serek leżał i czekał, chyba już trzeci dzień. - Trzymaj swojego kota - warknął, akcentując ostatnie słowo i wciskając mu zwierzaka na ręce. Zabrał się za otwieranie opakowania. Wyjął trochę kremowego twarożku na mały talerzyk i wstawił do mikrofalówki na pół minuty, chcąc ogrzać go. Wątpił, żeby małe koty lubowały się w zimnym serze.
Wojtek usiadł na krześle przy stole, chcąc jakoś ogarnąć zwierzaki, które zaczęły się kręcić. Nic nie odpowiedział na słowa Mateusza, nie mając sił się z nim kłócić, podkreślając, że nie prosił go przecież o pomoc. A skoro był tak zajęty słuchaniem muzyki, to mógł do niej wracać.
- Nie uciekaj głupku, bo nie dostaniesz nic do jedzenie – mruknął do jednego z kociąt, tego z białą plamką, kiedy próbował wskoczyć na blat stołu. Drugi, najwidoczniej zmęczony walką w łazience, ułożył się grzecznie, cały czas jednak miaucząc.
Mateusz wyciągnął talerzyk z kuchenki, postawił go na podłodze i podsunął spokojniejsze z kociąt pod jego brzeg, zachęcając do jedzenia. Kiedy to nie zareagowało zbyt ochoczo, nabrał sera na palec i wetknął mu do pyszczka, zmuszając go do posmakowania. Zwierzę ożywiło się i zaczęło zlizywać serek z talerzyka, stojąc na pokracznie trzęsących się nóżkach. Było widać, że jest zmarznięte. Chłopak kucał przy nim, obserwując jak je i głaszcząc od niechcenia palcami po czarnym grzbiecie. Futro kota przypominało piórka pisklęcia. Westchnął cicho, siadając w końcu na podłodze i oglądając sobie jedzące zwierzątko. Zachowanie Wojtka było dla niego irytujące. Jakby osądził jego zamiary jeszcze zanim zdążył cokolwiek powiedzieć! Mateusz nie zamierzał tłumaczyć się mężczyźnie, uważając że skoro taki już jest, to niech takim sobie zostanie.
Wojtek także nabrał nieco jedzenia i podsunął drugiemu kociakowi, uśmiechając się lekko, widząc jak po krótkim wahaniu zaczyna szaleńczo wcinać. Szorstki język na skórze był bardzo miłym uczuciem.
- Mleka też im damy? - spytał, unosząc głowę i patrząc na Mateusza. Wciąż nie mógł się nadziwić, jak bardzo zmizerniał przez ostatnie dni. - Już zajmowałeś się takimi podrzutkami?
- Zajmowałem. Po mleku obsrają wszystko naokoło, więc bym uważał - burknął cicho, bawiąc się dygoczącym kocim ogonkiem. Nagle w głowie zaświtała mu pewna, oczywista myśl. - Musisz załatwić im kuwetę, jak mają zostać - spojrzał na niego świdrująco, mając nadzieję, że mężczyzna rozumie powagę sytuacji. Nie miał ochoty wąchać kocich kup. Bo sprzątać na pewno by nie sprzątał.
- Wiadomo, znajdę im coś jak położą się spać. - Wojtek kiwnął głową, nabierając kolejną porcję serka na palec i podsuwając kociakowi. - A Piotr nie będzie miał nic przeciwko?
- Jego spytaj - odparł Mateusz, smętnie zwieszając głowę i zaciskając usta w nerwowym geście. - Zresztą widzisz, że już tu prawie nie mieszka. Co go to obchodzi, jakieś koty.
Wojtek spojrzał na niego zdziwiony tym co widział na jego twarzy.
- Hmm... no dziś nie wrócił, prawda.
- Pójdę się położę, to pewnie też będzie spać teraz, się najadło - pochylił głowę, obserwując chwilę swoje szaro-fioletowe stopy, po czym zerknął na niego krótko, wycofując się z kuchni i uprowadzając ze sobą zwierzaka. - Jakbyś chciał, to przyjdź - rzucił jeszcze na odchodne. Bose nogi klaskały na zimnej, gumowej wykładzinie korytarza.
Wojtek drgnął, słysząc ostatnie zdanie, po czym uśmiechnął się do kociaka, który nadal oblizywał jego palec, mimo że nic już się na nim nie znajdowało.
- Człowiek zagadka – szepnął, gładząc go po główce.
Po paru minutach, po zmyciu talerzyka i z przysypiającym zwierzakiem na ramieniu wszedł do sypialni Mateusza. Chłopak leżał skulony na boku, trzymając kota przy swojej piersi. Nie spał, otwarte oczy patrzyły bezmyślnie na szafę i skrawek podłogi. Spodnie leżały przewieszone niedbale przez krzesełko, podobnie jak bluza chłopaka. Najwyraźniej szykował się do spania na całego, albo po prostu było mu niewygodnie. Smutek nie schodził z jego twarzy. Nawet nie starał się z tym walczyć. Myślami błądził gdzieś w przeszłości, we wspomnieniach z dzieciństwa wcześniejszego i późniejszego, gdzie zawsze obecna była matka, gdzie nigdy i nic nie musiał się troszczyć i wszystko było łatwe i przyjemne. Nawet swoją orientację odkrywał w komfortowych warunkach, jako element niekończącej się zabawy, jeszcze jedną sposobność do czerpania przyjemności, a nie coś, co należałoby piętnować i czego mógłby się wstydzić. Kot drzemał w najlepsze, nie mając pojęcia o jego rozmyślaniach. Czarne futerko unosiło się w rytm jego oddechów. Wojtek widząc go takiego, aż przystanął na progu. W takich chwilach nie wiedział co ma robić, i szczerze zaczynał się obawiać o zdrowie współlokatora. Rozumiał skąd to wynika, ale nie potrafił pojąć czemu nie ma przy nim nikogo z rodziny, ojca czy innych bliskich. Czyż nie lżej jest znosić stratę kogoś właśnie w ich gronie? Najwidoczniej jednak, albo Mateusz wolał w samotności to przeżywać, albo nie za bardzo układało mu się z innymi członkami rodziny. Żal było mu go, że nie posiada nikogo kto potrafiłby jakoś na niego wpłynąć, uśmierzyć ból, który dostrzegał nie tylko w jego smutnym spojrzeniu, ale w ciele, jakby zżerała go jakaś choroba. Musiał naprawdę mocno ją kochać, pomyślał, podchodząc do leżącego i siadając obok. Wychylił się za nim i narzucił na nagie ciało kołdrę, ale tak aby leżący kociak przy piersi chłopaka nie zbudził się. Wojtek musiał przyznać, że Mateusz nadal prezentował się pociągająco.
- Chcesz z powrotem swojego kota? - spytał chłopak, zerkając na niego pustym spojrzeniem. Sam nie wiedział skąd pojawiało się u niego tak silne poczucie zmęczenia. Mógłby usnąć na stojąco. Teraz jednak, kiedy już się położył, senność zniknęła pod naporem myśli, zostawiając za sobą jedynie fizyczne wyczerpanie. Najchętniej leżałby tak cały dzień.
- A przeszkadza ci? Bo jemu chyba dobrze. - Wojtek pogładził go po ramieniu, okrywając go bardziej.
- Niech leży - mruknął w odpowiedzi Mateusz, czując jak cierpnie mu skóra pod wpływem dotyku mężczyzny. Dziwne było nie mieć nikogo tak długi okres czasu. Chłopak jednak zupełnie nie miał do tego głowy, więc problem w zasadzie nie istniał, zamieniając się raczej w Mateuszowe kuriozum. Wpatrzył się w jego twarz, nie spuszczając dłuższą chwilę spojrzenia zmęczonych, niebieskich oczu. Nigdy nie wiedział, co mężczyźnie chodzi po głowie, i było to tym bardziej niepokojące im bliżej byli ze sobą.
- Hmm... to może trzeba je jakoś nazwać? - Wojtek pogłaskał kociaka, który spał w jego bluzie, przyjemnie grzejąc go w brzuch.
- Kot nie wystarczy? Nawet nie wiesz jakiej są płci - odparł chłopak, przewracając się na plecy i lokując zwierzaka między swoim ramieniem a bokiem. Ziewnął mało dyskretnie w wolną dłoń, łypiąc na Wojtka leniwie. Zrobiło mu się przyjemnie ciepło. Nie potrafił stwierdzić na ile wpływ na jego poczucie bezpieczeństwa miała obecność drugiego mężczyzny. Nie zastanawiał się nad tym wiele.
- Kot numer jeden i kot numer dwa? - Wojtek spojrzał na niego sceptycznie. - Nie dawałeś imion swoim przybłędom?
- Można na oba wołać kot, one i tak nie będą rozróżniać swoich imion. Reagują raczej na ton głosu - wyjaśnił Mateusz, przeciągając się w pościeli jak wielkie psisko. - Chciałbym to wszystko rzucić w cholerę i wyjechać! - jęknął niespodziewanie, robiąc nieszczęśliwą minę i zagapiając się w spękany sufit. Tak bardzo chciałby zamknąć za sobą ten pokój i nie zobaczyć go już nigdy więcej.
Wojtek przeniósł wzrok na niego, zaciekawiony tym co powiedział.
- To co za problem to zrobić? - spytał po krótkim namyśle, kładąc się obok niego na plecach.
- Nie czuje się na siłach...- szepnął ciszej, zagryzając dolną wargę i wpierając głowę mocniej w poduszkę. Bliskość Wojtka mąciła mu w głowie, nawet jeśli ten nie dotykał go choćby skrawkiem ciała. Nie chciał robić z siebie idioty po raz kolejny dając mu się niańczyć, a z drugiej strony nie chciał też, żeby mężczyzna się odsuwał. Wszystko to zdawało się zbyt skomplikowane jak na Mateuszowe standardy. - Chciałbym zobaczyć morze.
Zapadła między nimi cisza, przerywana jedynie deszczem, który uderzał w szyby z determinacją i ani na chwilę nie tracąc na sile.
- Jak wygląda morze kiedy pada? - spytał Wojtek, układając sobie zwiniętego w kłębek kociaka na piersi.
- Szaro. Jest dymne i bezkresne - odparł chłopak, sięgając dłonią do zwierzaka leżącego na Wojtku i głaszcząc go po chudym grzbiecie. - Lubię poczucie ogromnej przestrzeni, jak nad morzem, czy nie wiem, jak patrzę w niebo jak nie ma chmur.
- Czyli dusisz się w małych przestrzeniach, jak w tym pokoju – zauważył Wojtek, czując jak pod jego dotykiem zwierzątko zaczęło mruczeć, a on to odczuwał ciałem, jakby ktoś włączył mały silniczek. - Hm... chętnie zobaczyłbym morze.
- Dusze się - przyznał Mateusz, nie zaprzestając pieszczoty jaką serwował kotu. Kotu numer dwa, poprawił się w myślach z lekką kpiną. - Wolałbym się teraz włóczyć po jakiejś dzikiej plaży i ogrzewać tanią wiśniówką niż tu gnić. Leżałbym i patrzył w gwiazdy - rozmarzył się smutno, melancholijnie. Kot numer jeden cicho posapywał mu pod ramieniem.
Wojtek przyglądał mu się w milczeniu, badając z bliska jego bladą twarz, linię powiek czy nosa. Blask, który tak często widział w tych oczach zniknął, przytłumiony bólem. Przyszła mu do głowy pewna myśl, ale nie wiedział czy powinien wypowiadać ją na głos, w końcu Mateusz dziwnie reagował na jego przejawy pomocy. W sumie nie miał pojęcia dlaczego w ogóle się w to bawi, tracąc czas na opiekę nad chłopakiem, a nie pożytkuje go na szukanie pracy. Pieniądze, które dostał od rodziny oraz swoje własne może nie topniały, ale też wiecznie nie będą mogły istnieć. Mimo to nie umiał przejść obojętnie obok tego, co działo się z Mateuszem, nawet jeśli ten do końca nie rozumiał jego działań. Podświadomie czuł, że jeśli nie on, to nikt inny chłopaka nie wyciągnie chociażby na to morze.
- To może jedźmy jutro? - szepnął, mimowolnie pozwalając w małej części wyjść na zewnątrz myśli. - Spakujemy się i z samego rana pojedziemy pociągiem nad morze?
- Nie mamy co zrobić z Jeden i Dwa. Trzeba zaczekać na Piotrka - odparł zaskakująco trzeźwo Mateusz, przyglądając mu się uważniej. Jego palce raz po raz dotykały to kociego futra, to piersi mężczyzny. Ręka Wojtka, na której dosyć bezwładnie opierał swoje ramię niemal paliła. - Zaskoczyłeś mnie - mruknął cicho, ciągnąc delikatnie za koci ogonek. Zwierzak nie robił sobie z tego nic, śpiąc jak zabity.

- Hmm... sam powiedziałeś, że mało go obchodzi co tu się dzieje. - Wojtek wzruszył ramionami, czując dreszcze kiedy palce chłopka przesuwały się po jego bluzie. - Można zostawić mu kartkę, wysłać smsa. A maluchy? Może Sara się nimi zajmie? Jak myślisz? - uśmiechnął się do niego.
- Można spróbować ponegocjować z Sarą - westchnął cicho, patrząc na Wojtka niemal hipnotycznie. - Wiesz, że z nią spałem? - spytał, zachowując przy tym wygląd absolutnej, cierpiącej niewinności. Cóż, tak było w istocie. Miał po prostu ochotę pogadać z nim bez żadnych barier.
- Wiem, Mateusz. - Ten także na niego spojrzał bez skrępowania.
- Widzę, że wszyscy w studio mówią tylko o mnie - odparł, sięgając po kota numer jeden i kładąc go na Wojtkowym brzuchu. - Nie miałeś nigdy dziewczyny? - spytał, szczerze zaciekawiony.
- Miałem - odparł niechętnie Wojtek, patrząc jak jedno z kociąt przebudziło się, a widząc brata położyło się obok niego.
- I jak to się potoczyło? - Mateusz położył się z powrotem na wznak, niemal stykając się z nim głową. Ciepłe ramię wparł w rękę Wojtka. Jakoś nie krępował go fakt, że pod kołdrą był prawie nagi.
Starszy mężczyzna nie odsuwał się, nie czynił tez żadnego gestu, aby odpowiedzieć na ten dotyk.
- Hmm... beznadziejnie, to chyba dzięki niej odkryłem, że jestem gejem – odparł smętnie, żeby na końcu prychnąć ironicznie.
- Stuprocentowym? Spoko, i tak bi mają najbardziej przesrane. - Mateusz błądził wzrokiem po suficie, mówiąc to niesamowicie blisko jego ucha. Nawet nie chciał myśleć co byłoby, gdyby odwrócił głowę. Był jednak zbyt rozleniwiony i słaby. Nie potrafił się podniecić, ba, nawet o tym nie myślał. Nic jednak nie mógł poradzić na sytuacje, kiedy Wojtek niemal pchał mu się w ręce, a całe jego ciało reagowało tak, jak przygotowały je miliony lat ewolucji.
- Jak bardzo?
- Hetero faceci mówią, że zarywamy dziewczyny na bycie pedałami, geje że wstydzimy się być homo, więc ruchamy kobiety... I niby, że jak pojawi się dziewczyna, to każdy bi zdezerteruje ze związku z facetem - powiedział Mateusz, czując się przy nim przyjemnie zrelaksowany. Nawet nie wiedział skąd to się brało.
Uśmiech pojawił się na ustach Wojtka.
- Stereotypy, każdym niestety rządzą – burknął, głaszcząc po kolei każdego ze śpiących kociaków. - Masz laptopa? Zobaczylibyśmy połączenia pociągów na jutro.
- Nie zdążymy do jutra pozbyć się kotów - wyraził swoje powątpiewanie Mateusz, odsuwając się trochę by móc zerknąć na niego ze zdrowszej odległości. Zerknął na śpiące zwierzęta, niemal rozczulony tym, jak wyglądały. Sięgnął ręką do Dwa, leżącego na Wojtkowym brzuchu. Czarne piórka nadawały kotkowi wygląd kulki futra. Dłoń ześlizgnęła się z kociego grzbietu wprost na twardy brzuch mężczyzny. Mateusz przesunął po nim ręką, jednocześnie zerkając mu badawczo w oczy. Cały był jedną wielką sprzecznością.
- Zmęczenie już przeszło? - Wojtek uniósł lekko brwi, w głębi nawet rozbawiony, bo najwidoczniej Mateusz wracał do siebie, skoro już się do niego dopierał. Było to miłe, bo jednak zakładał, że po ich kłótni nie zdecyduje się na żaden gest. Chyba że po prostu się z nim drażnił. Przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz, nic nie rodzący, ale kojarzący się miło.
- Musisz dużo ćwiczyć - odchrząknął Mateusz, starając się ukryć własne zmieszanie. Miał nadzieję, że się nie zaczerwienił. Wstał z łóżka rozprostowując kości aż gruchnęło i wciągając na siebie leżącą na krześle bluzę. Zamierzał iść po coś do picia i dzięki temu rozluźnić atmosferę, która zrobiła się co najmniej... duszna.
- Hmm...dobra, wezmę to do serca – odparł Wojtek spokojnie, kładąc kociaki ostrożnie na kocu. - Przydałoby się też jakieś miejsce dla maluchów. Jest jakiś karton?
- Wojtek... Chodziło mi o to, że jest dobrze zbudowany. Twój brzuch - Mateusz odpowiedział pospiesznie, czując, że wkracza na jakiś miękki grunt konwersacji, nie znając reguł obowiązującej gry. - Zaraz poszukam czegoś - rzucił, niemal uciekając z pokoju i zostawiając mężczyznę samego z kociętami. Miał szczerze dosyć tej dziwnej relacji, jaka wytworzyła się między nim a Wojtkiem. Już chyba by wolał być ignorowanym przez mężczyznę.
Wojtek odprowadził go nieco zdezorientowanym spojrzeniem. Wydawało mu się, że Mateusz miał co innego na myśli, a nie że uraczył go komplementem. Sam nie wiedział co o tym myśleć, zwłaszcza, że ciężko było mu zrozumieć o co mogło chodzić czy też prawidłowo odczytać następną reakcję chłopaka. Czasami wydawało mu się, że musi podchodzić do niego jak do ognia, który w każdej chwili może wybuchnąć. W tej samej chwili zaczęły go nachodzić obawy względem wyjazdu, ale wycofać się już nie mógł i w sumie nie chciał.

***


- No maluchy, niedługo będziecie mieć profesjonalną, fachową opiekę – mruknął Wojtek, bawiąc się z kociętami na kołdrze swojego łóżka. Kot numer jeden z zawziętością wbijał w jego rękę, okrytą rękawem bluzy ząbki i pazurki, drugi natomiast na odwrót łasił się do piersi mężczyzny, domagając co chwilę uwagi. Wojtek musiał przyznać, że zwierzęta były urocze, a zajmowanie się nimi pomagało nieco odetchnąć, oswobodzić umysł od niepotrzebnych zmartwień. Aż poczuł tęsknotę za swoimi psami, które zawsze z taką radością go witały. Ciągle myślał o domu i o tym, jak radzi sobie wujostwo. Dzwonił do nich jakiś czas temu by podzielić się wrażeniami z wielkiego miasta, ze stolicy. Ciotka jak zwykle wypytała go o każdy szczegół, a przede wszystkim o to, czym się żywi i czy może nie wysłać mu parę jej przetworów. Z trudem przekonał ją, że nie jest to potrzebne, ale wiedział iż podobna walka będzie go czekać za każdym razem kiedy tylko się do nich odezwie. Rozumiał swoją tęsknotę, bo każdy kto spędził dobrze dzieciństwo, wśród kochających ludzi, zawsze chętnie wracałby do takiego miejsca. Mimo to jednak swoboda, którą tutaj miał oraz samodzielność, której zasmakował, nie pozwalały mu odwrócić się i wracać. Wszystko było nowe, ale jeszcze nie do końca odkryte. Jak na przykład wyjazd nad morze, który już sam go nakręcał nie pozwalając przez ostatnią noc i kolejne godziny następnego dnia myśleć o czymś innym. Do tego był ciekaw tego, jak potoczy się jego znajomość z Mateuszem. Wiedział, że jego natura wróci i znów będzie go kusić, co czyniła każdego dnia, bo współlokator nawet w żałobie pociągał go. Ale ten kontakt, który się pogłębił przez parę rozmów pokazały mu, że Mateusz ma też w sobie bogatą osobowość, tak ukrywaną przez obraz beztroskiego chłopca.
- Koniec jeden, już za bardzo sobie pozwalasz – skarcił rozszalałego kotka, który rzucił się na swojego brata, łapiąc go za ucho. Rozległ się pisk i atakujący dostał w nos. Wojtek rozdzielił zwierzaki, biorąc oba ze sobą i wychodząc z pokoju. Chciał sprawdzić czy Mateusz nie usnął w wannie, w końcu często mu się to zdarzało przez ostatnie dni. Wyjechać mieli jutro z samego rana z dworca Warszawa Zachodnia i przez sześć godzin podziwiać krajobrazy za oknem.
- Wszystko ok? - spytał Wojtek, uchylając drzwi łazienki i zaglądając do środka wraz z kociętami. Mateusz pochylał się nad wanną, wyciągając oporny korek i nucąc pod nosem Kiss Prince`a. Woda z mokrych włosów spływała malowniczo po jego plecach, wsiąkając prosto w brzoskwiniowy, cienki ręcznik owinięty wokół bioder. Na karku miał odrobinę nie spłukanej piany. Odwrócił się słysząc, że ktoś go nagabuje. Widok Wojtka z kociętami jakoś go nie zdziwił.
- Coś mówiłeś? - mruknął, ocierając wilgoć z zaczerwienionej twarzy. Łazienka była zupełnie zaparowana, duszna, i pachniała czymś przyjemnie męskim.
Wojtek z trudem się powstrzymał, aby nie zjechać wzrokiem po jego skórze, sam czując dreszcz, gdy widział go w takiej sytuacji. Skarcił się w duchu, że nie dopuścił drugiej wizji Mateusza w wannie, prócz tej, że prawie w niej zasypia.
- Chciałem sprawdzić czy znowu nie muszę cię ratować przed utonięciem – wytłumaczył, pozwalając kociakowi-jedynce ciągnąć za sznurki od kaptura.
- Dzięki, rany... Nie musisz się tak przejmować - odparł chłopak, siadając na skraju wanny by osuszyć cieknące włosy drugim ręcznikiem. Miał fantastycznie długie, smukłe nogi. - Zapakowany już? - dopytał, zerkając spod burzy mokrych loków opadających mu niedbale na twarz. Czuł się wspaniale rozleniwiony po kąpieli, wszystko robił wręcz flegmatycznie. Przysunął sobie stopą jeden ze słomkowych japonek, które nosił po domu. O dziwo, materiał nie zdążył nabrać wody.
- Tak, już skończyłem. Za pół godziny pojadę do Sary podrzucić jej dzieciaki – odparł spokojnie Wojtek, puszczając rozbrykanego kociaka, który stojąc na ziemi zaczął się ostrożnie rozglądać, wąchając wszystko dookoła.
- Dziwię się, że się zgodziła - Mateusz odgarnął niesforne kosmyki do tyłu i zaczął niespiesznie osuszać ciało ręcznikiem, po czym bez ceregieli zdjął drugi ręcznik z bioder, niemal wskakując w bokserki. - Nie przypominam sobie, żeby była jakąś wielką miłośniczką zwierząt, ale może koty to dla niej wyjątek.
Z korytarza usłyszeli jakieś niecodzienne poruszenie. Mateusz spojrzał pytająco na Wojtka, wydymając usta w wyrazie zastanowienia.
- Czyżby pan na włościach wrócił z polowania? - zażartował, wpatrując się to w towarzyszącego mu mężczyznę, to w drzwi. Niechybnie musiał to być Piotr.
- Może był u tego faceta, który przez kilka dni tutaj leżał – odparł Wojtek cofając się, aby móc zorientować się czy to właśnie ich starszy współlokator wrócił.
Mateusz schylił się, chwytając buszującą po podłodze jedynkę i wychodząc za nim z zaparowanego pomieszczenia.
- Czołem dzieciarnia - przywitał się Piotr, zsuwając buty ze stóp. Wyprostował się zaraz aż chrupnęło. - No Mati, widzę że wracasz do siebie, dawno nie widziałem twojej niemal gołej dupy - zaśmiał się, dopiero po chwili dostrzegając, że chłopak coś trzyma na rękach. - Co to kurwa jest? - spytał, unosząc wysoko brwi.
- Koty – odparł Wojtek, czując jak dwójka przyjemnie ogrzewa mu kark, rozłożona na jego ramieniu.
- A może od razu trzy? - rzucił Piotr nieco panicznie, zerkając na małe zwierzątka niechętnie. - Mati, po cholerę ci koty? Skąd w ogóle macie koty? Coś czuję, że to twoja zajebiście inteligentna inicjatywa - warknął, mierząc chłopaka złym spojrzeniem.
- Jezu, weź się odpierdol, co? Wojtek skądś je przyniósł, padało, żreć chciały, to co kurwa mieliśmy zrobić, zostawić na śmietniku? - Mateusz spiął się cały, czując jak między nim a Piotrem zastraszająco szybko rośnie mur wzajemnego niezrozumienia.
- To ja je przyniosłem – zgodził się szybko Wojtek, nie chcąc, aby Mateusz został niesprawiedliwie oskarżony o coś, czego nie był sprawcą. - Zaraz jadą do Sary.
- I mam nadzieję, że tam zostaną? - dopytał Piotr, patrząc na niego z naciskiem. Jeszcze tego by brakowało, żeby opieka nad kotami spadła na jego głowę. Jakby mało już miał obowiązków. Dalej kaszlał jak gruźlik, a mimo tego zamierzał jechać nocnym do matki. Cholernie dawno u niej nie był, a zwolnienie lekarskie jakie dostał do pracy umożliwiało mu spędzenie u kobiety reszty tygodnia. Czuł się niemal winien, że tak ją zaniedbał.
- Weź go ode mnie, pójdę się ubrać - powiedział cicho Mateusz, wciskając mu w ręce jedynkę. Nawet nie spojrzał na Piotra, mijając go w drzwiach do sypialni.
Wojtek złapał kotka, który najwidoczniej opadł nieco z sił, bo już się tak nie wyrywał, ani też nie atakował.
- Zostają... na jakiś czas, potem ja będę się nimi zajmować – zwrócił się do Piotra, w głębi siebie nie chcąc dopuścić, że będzie musiał ulec z jego powodu, bo tak sobie zażyczył.
- Wojtek - wycedził wolno Piotr, nie spuszczając z niego wzroku. - Jak coś zniszczą, cokolwiek, albo któreś mi nasra do buta, to będziesz za to odpowiedzialny. Gówno mnie obchodzi, że to małe, słodkie kotki - zaironizował, mrużąc oczy w złości. - Mam dosyć na głowie. Nie chcę ich czuć ani słyszeć, rozumiesz?
- Dobra, spokojnie. - Wojtek złapał mocniej swoje mniejsze pociechy i skierował do pokoju, chcąc przygotować je na podróż do Sary.
Piotr warknął coś cicho pod nosem na odchodne. Czuł, że musi się w końcu przebrać.
Mateusz grzebał w swoim plecaku leżącym na łóżku, coś upychając. Mężczyzna siadł ciężko na materacu, patrząc ciekawsko co też chłopak wyprawia.
- Wybierasz się do domu? - spytał, w pierwszym momencie myśląc, że pewnie wraca na jakiś czas do Gdyni. W sumie do początku semestru były jeszcze ze trzy tygodnie.
- Nie, jadę nad morze, pobyczyć się - odparł chłopak, szeleszcząc głośno reklamówką. - Jest lepiej, nie martw się. Nie jadę się zabić - sarknął.
- Nawet tak nie pomyślałem. - Piotr patrzył na niego badawczo, nie mogąc zrozumieć co stało się z Mateuszem. Był jakiś inny, bardziej zamknięty w sobie, bardziej... stonowany? Sam nie wiedział, co dokładnie ma na myśli. - Jedziesz sam?
- Nie... Jedziemy z Wojtkiem - odpowiedział wolno, spoglądając mu w oczy w oczekiwaniu na reakcję Piotra. Mężczyzna wydął wargi wydając z siebie ciche sapnięcie.
- Zakumplowałeś się z nim jednak - mruknął, patrząc jak Mateusz dopina plecak z niemałym trudem.
- Powiedzmy. To nie jest tak, jak sobie wyobrażasz... - zastrzegł chłopak, spoglądając na swoje dłonie rozłożone w obronnym geście.
- Mati, nic sobie nie wyobrażam. Znam cię nie od dziś. Masz święte prawo szukać szczęścia gdzie ci się podoba - powiedział cicho Piotr. Czuł się zmęczony, utytłany i wymięty. A jeszcze ta podróż zaplanowana na noc...
- Dzięki staruszku - odmruknął Mateusz, uśmiechając się kącikiem ust. Naprawdę cieszył się na ten wyjazd.












Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum