The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:12:22   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Przeklęci 5
Dni mijały powoli i leniwie, odmierzane płatkami śniegu, krótkimi szarymi dniami i wieczorami ciągnącymi się w nieskończoność. Wieczorami rozjarzonymi świeczkami na choince, pachnącymi skórką pomarańczową i cynamonem, rozbrzmiewającymi cichą melodią kolędy. Przeszła wigilia z sutą wieczerzą i prezentami, przeszedł nowy rok z hukiem sztucznych ogni i blaskiem petard odpalanych przez Karola przed garażem, przeszło kilka kolejnych tygodni. Śnieg stopniał, wypuszczając spod swoich objęć smukłe łodyżki przebiśniegów i barwne główki krokusów. Ptaki zrazu nieśmiało, coraz jednak pewniej witały radosnym świergotem każdy dzień zbliżający do ukochanej wiosny. Życie w manor toczyło się sennie i leniwie. Po krótkiej zimowej przerwie Cynthia wróciła do szkoły, który to fakt wszyscy rezydenci przyjęli z westchnieniem ulgi. Okazało się bowiem, że moje początkowe wrażenia dotyczące jej osoby były nad wyraz trafne. Podczas gdy Katherinę nazywaliśmy wszyscy starą wiedźmą, tak Cynthię Black ze spokojnym sumieniem mianować można było młodą wiedźmą. Było to nie do zniesienia, gdyż ciotunia swoja wredotę i perfidię rozbudowywała latami, co przydało jej pewnej finezji, natomiast smarkula tej finezji była całkowicie pozbawiona. Z każdego jej słowa skierowanego do Winca czy służby ociekał jad i poczucie własnej wyższości, z każdego zdania poczucie krzywdy, dlaczego to ona nie odziedziczyła manor. W dniu, w którym odjeżdżała powrotem do Bostonu, do prywatnej akademii z internatem staliśmy wszyscy w progu, obserwując z nieskrywaną radością jak Chevrolet oddala się szybko stając się po chwili jedynie ciemnym punktem na horyzoncie. W kuchni strzelił korek od szampana, służba chyłkiem przemknęła by wychylić kieliszek za pozbycie się zołzy. Jasnowłosy odetchnął z ulgą, gdy tylko drzwi za siostrą się zamknęły. Jeżeli o mnie chodzi byłem gotów postawić każdą sumę pieniędzy, że jeżeli nie Cynthię, to Wincenta musieli podmienić w szpitalu po porodzie. Niemożliwe wszak żeby z dwójki tych samych rodziców powstały latorośle o tak różnych usposobieniach. A usposobienie Winca zdążyłem dość dobrze poznać przez upływający czas. Był raczej samotnikiem, jednak gdy przebywał w towarzystwie potrafił się w nim znaleźć i dostosować do panujących reguł. Był niesłychanie schludny i porządny. Skoro z początku podejrzewałem że w tak ładny sposób ktoś go spakował na przyjazd tutaj, szybko przekonałem się że na pewno spakował się sam. Jego ubrania nigdy nie walały się po pokoju, gdyż po zdjęciu ich z siebie albo zwijał je i zaraz chował do szafy, albo od razu wynosił do pralni, do kosza na brudną bieliznę. Każdy używany przedmiot odkładał natychmiast na swoje miejsce. Tak było i z moimi listami. Tamtego wieczoru długo wpatrywał się w kupkę korespondencji leżącą na jego biurku, jakby nie mogąc się zdecydować czy je przeczytać czy nie. W końcu na chybił trafił wybrał jeden i uważnie obejrzał kopertę. Na niej ozdobnym pismem z wieloma zakrętasami widniało moje imię - Jago Black, zaś na odwrocie w narożniku dopisek " z miłością Kirsten" i data
- Więc to był twój pokój - westchnął, rozglądając się, jakby znalazł się w nim po raz pierwszy
Poukładał listy kolejno według dat na kopertach i cały ich stosik położył na nocnej szafce przy łóżku. Sztylet dokładnie wypolerował chusteczką do nosa i wytarłszy nią również wnętrze schowka z kurzu i pajęczyn schował go z powrotem, uprzednio oglądając mechanizm zwalniający zapadkę. Czekałem niecierpliwie aż wróci z łazienki. Chusteczkę od razu wyrzucił, a nalawszy sobie gorącej wody do mosiężnej staromodnej wanny moczył się w niej dobrą godzinę. A ja czekałem. Wrócił do pokoju ubrany jedynie w ręcznik na biodrach. Zamknął drzwi i zrzuciwszy go zapalił papierosa, swoim zwyczajem stając nieco za zasłonką w otwartym oknie. Jakiż on był piękny w tym swoim zamyśleniu. Za każdym razem kiedy stawał przy tym oknie wyobrażałem sobie Kirstena w tej samej pozycji i położeniu, lub co gorsza, Winca w pozycji i położeniu w jakich zwykł znajdować się Kirsten.... W czasie naszej miłości. Otrząsnąłem się szybko z tych nieprzyzwoitych myśli. Jasnowłosy dopalił papierosa i wyrzucił peta przez uchylone okno, a następnie położył się na łóżku, nie fatygując się przykryciem. Jego pośladki o ton jaśniejsze od reszty ciała przyciągały wzrok niczym magnes - idealnie okrągłe, jędrne i apetyczne. Resztkami swojej słabej silnej woli powstrzymałem się, żeby ich nie dotknąć. Winc natomiast zupełnie nieświadomy reakcji jakie powoduje schwycił stosik listów i wbił w nie spojrzenie jakby oczekiwał że same się otworzą i zaczną czytać. W końcu wyciągnął zawartość jednej z kopert. Niegdyś kolorowe kartki były teraz pożółkłe i wyblakłe, jednak wciąż zachowały delikatny kwiatowy zapach. Na nich bardzo pochyłym, równym pismem Kirsten wyznawał mi miłość. Ten list, trzymany właśnie przez Winca, był pierwszym jaki dostałem. Obracał przez chwilę w palcach zwinięty papier, po czym mruknąwszy "Daruj Jago" zabrał się za czytanie. Przechyliłem się nad jego ramieniem i również przebiegłem wzrokiem po linijkach pisanych granatowym atramentem. Zadławiło mnie w gardle. Odwróciłem oczy. Tyle lat minęło a ja wciąż za nim tęskniłem. Chociaż, co sobie boleśnie uświadomiłem po chwili zastanowienia, nie była to tęsknota za osobą. Może kiedyś, jednak już nie dzisiaj. Teraz brakowało mi bliskości i czułości, a nade wszystko dotyku. Jasnowłosy wciągnął ze świstem powietrze, skłaniając mnie do ponownego zajrzenia do listu:

...sądzę, że ojciec już wkrótce będzie chciał spotkać się z twoim ojcem i proszę go wciąż o pozwolenie zaproszenia cię na parę dni. Będę się mógł w końcu nacieszyć Tobą i twoją obecnością. Módl się żeby tak się stało...

Winc skończył czytać i przełożył kolejna kartkę

...wciąż czuję ciebie. Smak twych ust, twej rozkoszy. Zapach koszuli. Zapach twoich włosów. Dotyk. Dotyk nagiej skóry na moim ciele. Pieszczotę języka i gorących warg. Aksamitną gładkość twoich ud. Leżę teraz w pościeli i myślę o tobie. Zawsze kiedy to robię, czuję przyjemne mrowienie między nogami., Wyobrażam sobie wtedy, że to ty mnie dotykasz. Że pieścisz delikatnie moją skórę. Że całujesz mój brzuch, moją pierś. Że twoje gorące wargi obejmują moją męskość. Ujmuję się sam i robię to, co chciałbym, żebyś ty teraz robił. Niemal czuję twój język, twoje usta. Tak pragnę, żebyś był teraz ze mną. Żebyś ze mną mógł przeżywać rozkosz. Dotykam się myśląc o tobie. Zawsze o tobie. Wiele razy każdej nocy. Zaspokajam się, jednak wiem, że tylko ty możesz mnie zaspokoić. I czekam z utęsknieniem kolejnego naszego spotkania, kiedy poczuję prawdziwą miękkość twojego wnętrza i słuchać będę mógł westchnień i oddechu. Kocham Cię Jago i nigdy nie przestanę. Chcę ciebie całego. Twego serca, twej duszy a teraz nade wszystko i ciała, które uświadomiło mi jak może wyglądać raj...
Gwałtownie zwinął kartkę i ukrył twarz w dłoniach. Spojrzałem na niego. Gdy cofnął ręce na jego policzkach kwitł ognisty rumieniec. Biedaczek chyba się nieco zawstydził. Odłożył list na szafkę nocną i sięgnąwszy ręką na oślep pstryknął włącznikiem kinkietu, pogrążając pokój w ciemnościach. Nie przeszkadzało mi to absolutnie, w mroku widziałem równie dobrze jak za dnia. Odetchnął głęboko kilka razy i odwrócił się na plecy, krzyżując ramiona pod głową. Prześlizgnąłem wzrokiem po jego skórze. Jasna kępka włosów odcinała się lekko od opalonej skóry ud. Uśmiechnąłem się do siebie. Był podniecony. To opisy w liście musiały tak na niego podziałać. Mimo woli pomyślałem z uznaniem o jego rozmiarze. W niczym nie ustępował mojemu poprzedniemu kochankowi. Gdybym tylko mógł, chwycił bym teraz stojący dumnie członek i robił z nim to wszystko, czego Kirsten mnie nauczył. Westchnąłem z rezygnacją. Winc westchnął z rozdrażnieniem. Poderwał się z łóżka i zapalił papierosa, nago siadając na parapecie otwartego okna. Nie powinien tego robić. Na dworze było tylko nieco powyżej zera stopni. Mógł się przeziębić. I przeziębił się...
Rano wyrwałem się z letargu nieco później niż zwykle. Winc leżał na boku, okryty kołdrą po same uszy, trzęsąc się jak osika. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi
- Wincent? Wincent! Nie wstajesz dzisiaj na śniadanie?
- Mamo? - jego głos bardziej przypominał skrzek niż mowę
- Mogę wejść?
- Tak
Eleonora Black ostrożnie zajrzała do pokoju. Jedno spojrzenie wystarczyło by z jej twarzy zniknął uśmiech. Podeszła szybkim krokiem do łóżka i położyła dłoń na czole Winca
- Źle się czujesz?
- Tak - jakby na potwierdzenie tych słów zaniósł się chrapliwym, suchym kaszlem
- Zadzwonię po lekarza. Nie ruszaj się
- Mamo... - przerwał jej
- Tak kochanie?
- Ja nie mam nic na sobie....
- Oh...
Zarumieniła się lekko i podeszła do szafy. Wyjęła z niej luźne dresowe spodnie i koszulkę z krótkim rękawem, które położyła na brzegu łóżka.
- Ubierz się a ja zadzwonię.
Skinął tylko głową, bo mówienie sprawiało mu trudność. Lekarz z miasteczka przyjechał dosłownie po kilkunastu minutach. Osłuchał Winca, zajrzał mu do gardła. Stwierdził przeziębienie. Zapisał trochę lekarstw i zalecił tydzień we łóżku, po czym zniknął. Pojawiły się natomiast dowody sympatii, jaką w przeciwieństwie do ciotuni służba darzyła Wincenta. Zaczęło się niemal natychmiast. Pierwsza, nieśmiało pukając, do pokoju weszła kucharka - Berta. Dygnęła grzecznie tak, jak nauczyła ją ciotunia i spytała na co Winc ma ochotę. Nie miał na nic, ale podziękował uprzejmie i powiedział, że później może zje coś lekkiego. Kucharka dygnąwszy ponownie wyszła. Niemal minęła się w progu z Marry, jedną z pokojówek. Ta niczym huragan przeleciała przez pokój ścierając z mebli nieistniejące kurze, otwierając okno i poprawiając Wincowi poduszki. Zarumieniła się przy tym lekko, po czym, życzywszy szybkiego powrotu do zdrowia, wyszła. W domu wrzało wprost. W kuchni Berta grzmiącym głosem strofowała jednego z pomocników, oznajmiając, że jeżeli przyniesiony przez niego kurczak będzie miał choć gram tłuszczu, to pożałuje. Do tego marchew ma być młoda i nie zwiędnięta (nie obchodzi jej jak to zrobi w lutym), seler nie guźlaty, a pietruszka biała, nie zaś brązowa. Chłopak pobladły wybiegł z kuchni i pognał biegiem do sklepu, oddalonego o jakieś dwa kilometry. Dwie dziewczyny pomagające Bercie w przyrządzaniu posiłków zostały zagonione do ucierania ciasta na placuszki z malinami, zaś sama kucharka dobywszy z przepastnej kieszeni fartucha zaśniedziałego klucza, pofatygowała się do piwnicy po maliny. Zawsze robiła to osobiście. Oddanie klucza któremukolwiek z pomocników grozić bowiem mogło nadszarpnięciem zapasów marynat w piwniczce, lub co gorsze i więcej prawdopodobne wyprowadzeniem z niej jednej z wiekowych butelek najlepszego wina. Wróciła dumnie do kuchni w jednej ręce dzierżąc kamienny garnczek zapraw, w drugiej zaś oklejony kurzem i pajęczynami gąsiorek wina różanego. Jeżeli wierzyć opisowi pochodził on z 1882 roku. Po chwili zdyszany do nieprzytomności chłopak wpadł do kuchni, stawiając na stole siatki z zakupami. Wybiegł z niej jeszcze szybciej, gdyż marchew była za mała, a kurczak zbyt chudy. Przyglądałem się wszystkiemu z uśmiechem stojąc w kąciku, koło kamiennego garnca z kiszącymi się ogórkami. No proszę ile emocji potrafił wykrzesać z tych ludzi mój jasnowłosy. Zaraz zaraz, jaki mój? Zganiłem się w myślach. Nie minęło kolejne pół godziny, kiedy pomocnik Berty ponownie wpadł do kuchni, dysząc niby szkapa po westernie. Drżącą ręką podał kucharce siatki, po czym ciężko przysiadł na jednym ze stołków i opuścił głowę między kolana. Tym razem zakupy przypadły kobiecie do gustu. Warzywa zostały natychmiast obrane, a mięso oczyszczone i po niedługiej chwili garnek rosołu pyrkotał sobie wesoło na ogniu. Berta natomiast niczym zła wiadomość zawisła nad pomocnicami. Jeżeli w cieście ostanie się choćby jedna grudeczka, marny wasz los - mówiły jej oczy. Zostawiłem w spokoju zestresowaną pomoc kuchenną i udałem się na dalszy obchód domu. W jednej z łazienek - tej położonej najbliżej sypialni Winca dobywał się nieco dziwny zapach. Zajrzałem do środka. Dwie pokojówki - Marry i jeszcze jedna dziewczyna, wypełniały wannę zawartością jakiegoś potwornie wielkiego, żelaznego sagana. Zawartość ta właśnie wydzielała osobliwą woń, przywodzącą na myśl zioła, wygotowane z dużą ilością czosnku. Z ulgą pomyślałem, że Bogu dzięki w domu nie ma wampira. Był. Owszem, kiedyś. Jakieś pół wieku temu. Przyplątał się niewiadomo skąd. Miał na imię Manfred. Mimo iż był zabawnym, niegroźnym osobnikiem pozbyliśmy się go dość szybko. Po prostu nazbyt łakomie spoglądał na służbę, a na rozmnożenie krwiopijców nie mogliśmy sobie pozwolić. Pofatygowałem się wtedy do zabytkowego młyna wodnego, znajdującego się niedaleko manor nad wyschłą od dawna rzeką. Miałem tam paru znajomych. Odkąd ludzie z sąsiedztwa sprowadzili egzorcystę, który przepłoszył część rezydujących tam duchów, pozostawały dwa nieobsadzone wakaty. Zgodzili się przyjąć Manfreda pod warunkiem, że będzie zachowywał się godnie i powściągliwie. Manfred również się ucieszył Pomieszkując. przez kilka dni w manor doświadczył bowiem traumatycznego przeżycia. Otóż nie spodziewając się niczego, swoim zwyczajem przybrawszy postać skłębionej mgiełki, zagalopował się do spiżarni. A w spiżarni, jak to w spiżarni od powały zwieszały się długie warkocze czosnku. Manfreda nieźle rąbnęło. Wyciągnęliśmy go stamtąd we trójkę, do spółki z Martą i Tevo, wrzeszczącego i roztrzęsionego do granic. Przez tydzień nie dało się go namówić, żeby wylazł z pakamerki pod schodami (którą obrał na swoje mieszkanie, a w której spędzał dnie wisząc pod sufitem w postaci nietoperza), wszędzie bowiem wietrzył czosnkową pułapkę. Nader chętnie przeniósł się do młyna, gdzie rezyduje po dziś dzień, bardzo sobie chwaląc szerokie kątowniki podtrzymujące strop. Jak mówi są niezastąpione w czasie drzemki. Ostra woń czosnku przywołała wspomnienia. Uśmiechnąłem się do siebie, zastanawiając się co też dziewczyny knują. Kiedy ciecz barwy mocnej herbaty wypełniła wannę, owa druga pokojówka się oddaliła, natomiast Marry zapukała do drzwi Wincenta.
- Przygotowałam panu kąpiel - uśmiechnęła się lekko - Według receptury babci, dobrze robi na katar i rwanie w stawach...
Winc zdziwiony odłożył jeden z moich pamiętników, który właśnie czytał. Podziękował dziewczynie, po czym wziąwszy ze sobą granatowy puchaty ręcznik i biały szlafrok frotte poczłapał do łazienki. Ostry smrodek musiał przegryźć się przez zapchany nos jasnowłosego, gdyż, gdy tylko wszedł do pomieszczenia kichnął potężnie a siarczyście i skrzywił się zabawnie.
- Ależ odór - mruknął do siebie
Jego mina nie wyrażała entuzjazmu, gdy zdejmował z siebie ubranie i właził do brązowawej cieczy. Obserwowałem z przyjemnością opalone ciało zanurzające się w kąpieli. Wytrzymał w niej może z dziesięć minut. Po tym czasie opanowała go nieprzerwana seria kichnięć, a z zaczerwienionych oczu strumieniami lały się łzy. Wytarł się szybko i wypuściwszy upiorną ciecz do kanalizy poczłapał powrotem do łóżka, klnąc po cichu i psikając raz po raz. Marry zajrzała do niego po chwili
- I co, pomogło troszkę?
- Tak, dziękuję. Katar mi przeszedł - uśmiechnął się do niej - Niestety - dodał, gdy tylko drzwi się zamknęły. Ciało wyparzone w gorącym wywarze przeszło jego wonią i teraz sypialnia pachniała spiżarnią. Jasnowłosy wyciągnął spod poduszki oprawny w skórę tomik i wrócił do lektury, ja natomiast udałem się znów do kuchni. Berta właśnie wrzeszczała na Bogu ducha winnego chłopaka od zakupów.
- Jak to nie ma?! Co to znaczy, że nie ma?!
- Nie ma. Przysięgam. Obszedłem wszystkie sklepy w miasteczku. W żadnym nie mają lubczyku. Pytałem nawet w aptece..
- Jak to nie mają?! Jak ja mam ugotować rosół bez lubczyku?! No jak?!
- Ale co ja poradzę? - pisnął cicho
- Idź do Karola, niech cię zawiezie do miasta! Masz być za pół godziny!! Z lubczykiem!!!
Chłopak wybiegł z domu. Wrócił po dwóch minutach, przysiągłbym, że w jego oczach widziałem łzy
- Karol powiedział, że mnie nie zawiezie po jakieś głupie zielsko... - wyszeptał pobladły, wargi mu drżały
- Zielsko?!? - wrzasnęła Berta - Ja mu dam zielsko zaraz!!!!!
Chwyciła pierwszą rzecz jaka wpadła jej w rękę, to jest dużą drewnianą kulę, którą pomocnice ucierały ciasto na placki i twardo ująwszy chłopaka za ramię runęła w stronę garażu. Podszedłem do okna, by obserwować dalszy bieg wydarzeń. Berta wparowała za żelazne drzwi. Przez chwilę nic się nie działo, po czym automatyczna brama otwarła się i z piskiem opon wystartował z niej Chevrolet, który w rekordowym tempie przebywszy drogę do bramy zniknął za nią. Berta wybiegła z garażu wciąż jeszcze wygrażając ucierakiem za odjeżdżającymi. Ma kobita posłuch - pomyślałem. Podczas nieobecności mężczyzn zajęła się wypiekiem placuszków, dodając do ciasta obficie malin i nieco wina różanego. Rozejrzała się czy nikt jej nie widzi i przelała część zawartości butelki do czarnej piersiówki, którą natychmiast schowała do przepastnej kieszeni. Spryciara. W kuchni rozniósł się miły zapach ciasta owocowego - momentami żałowałem, że nie mogę jeść. Góra placuszków na talerzu obok kuchenki elektrycznej rosła. Pomocnice posypywały gotowe sztuki cukrem pudrem i odstawiały do wystygnięcia. Na dziedzińcu rozległ się ryk silnika i do kuchni wpadł młodzieniec dzierżąc w wyciągniętej dłoni kępę jakiejś trawy. Berta wyrwała mu ją z ręki szybko umyła, posiekała i wrzuciła do bulgocącego rosołu. Chłopak w nagrodę dostał jednego placuszka i opuścił kuchnię z wyraźnym westchnieniem ulgi. Nie dziwiłem mu się. Kucharka pozwoliła zupie pogotować się jeszcze przez chwilę, znudzony wróciłem do pokoju Winca. Leżał teraz na brzuchu, opierając głowę na łokciach i nadal czytał mój pamiętnik. Ciekawe czy te rumieńce były efektem gorączki, czy opisów zawartych w dzienniku. Max zwinięta w kłębek na wincowych plecach wyciągała z niego chorobę.
- Ależ śmierdzi - miauknęła do mnie żałośnie - Aż w nosie wierci..
- Hum., wykąpał się w jakimś świństwie, ale katar mu po tym przeszedł...
- Przynajmniej to - westchnęła, układając się wygodniej
Drzwi otworzyły się ponownie, wpuszczając do pokoju Bertę. Podciągnęła nosem i spojrzała dziwnie na Winca, jednak nic nie powiedziała. Postawiła za to na brzegu łóżka drewnianą tacę z miską rosołu i dwoma grubymi kromkami chleba, posmarowanymi masłem.
- Nie może panicz nic nie jeść - fuknęła na niego - Jest prawie druga a panicz bez śniadania, to niezdrowo.
- Tak wiem - skinął głową
- Proszę wszystko zjeść, przyjdę za chwilę po naczynia. A na deser jest ciasto - uśmiechnęła się ciepło - Smacznego.
- Dziękuję
Gdy tylko wyszła Winc rzucił się na jedzenie, jakby od tygodnia nic w ustach nie miał. Zmiotnął wszystko w tempie iście rekordowym. Westchnął układając się wygodnie na plecach i zaplatając ręce pod głową. Max umościła się na jego piersi. Placuszki wjechały do pokoju po chwili na srebrnym półmisku niesionym przez jedną z pomocnic kuchennych. Zatchnęło ją w drzwiach, kiedy poczuła czosnkowy odorek, jednak dzielnie weszła dalej, zabierając z tacy brudne naczynia i stawiając ciasto. Uśmiechnęła się do Winca, nie wiedzieć czemu spłonęła rumieńcem i wybiegła, jakby ją kto gonił. Chłopak odwrócił się za nią zdziwiony
- A tą co ugryzło? - mruknął, pakując do ust pierwszy placek
Oczyszczenie półmiska zajęło mu góra minutę. Silny aromat malin zalanych alkoholem walczył teraz o palmę pierwszeństwa z wonią czosnku, to połączenie wyszło sypialni na gorsze. Max ulotniła się po chwili prychając, ja też zmuszony byłem opuścić jasnowłosego. Mam nadzieję, że do wieczora się przewietrzy - pomyślałem, rozsiadając się w wujowym gabinecie na zupełnie nowym fotelu o pomarańczowym obiciu.














Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 12 2011 12:46:40
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

kethry (kethry@interia.pl) 01:22 17-08-2004
ha ha! no to jestem pierwsza smiley)). stanowoczo moje najbardziej ukochane opowiadanie Fu. KONIECZNIE pisz dalej, bo cie wlasnorecznie obedre ze skory ( a wiesz, ze moge smiley). hm... moze tylko Dante czasem palme pierwszenstwa odbiera, ale to od nastroju zalezne...smiley
Nirja (Brak e-maila) 11:02 17-08-2004
hmmm tak, opowiadanie dobre, a nawet bardzo. Pisz dalej, pisz....
Enna (enna_eithiel@op.pl) 12:25 17-08-2004
ZGADZAM SIĘ Z PRZEDMÓWCAMI i


PISZ DALEJ!!!
Alexa (Brak e-maila) 14:50 27-08-2004
Śwetne opo. Poprzednicy mają racje^^ pisz, pisz..
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 19:26 27-08-2004
Mój #1 w kategorii duchysmiley Twoje duchy są boskie, nigdy wcześniej nie czytałam o takich fajnych^^ Kicia też jest seksysmiley Bardzo mnie ciekawi jak to się potoczy, oj bardzo..... Jak ja kocham metafizykę... smiley
tanpopo (tanpopo@o2.pl) 10:45 03-09-2004
pisać dalej pisać bardzo mnie ciekawi co będzie dalej
Yoan (Brak e-maila) 17:29 03-10-2004
Bardzo sympatyczne opo. ^ ^
shojo (shojo@o2.pl) 20:30 07-10-2004
¦wietne opowiadanie, wszystko mi sie podoba, styl pisania, pomysł, postaci, czekam z niecierpliwoscia na dalszy ciąg!!
Aniay (Brak e-maila) 14:19 09-10-2004
No.1!! Fantastyczne, jak zreszta wszystkie Twoje opa... niohoho ja kce wiecej i dalej...
Ignis (Brak e-maila) 15:41 22-10-2004
To..jest...swietne *-* ja mam słabość do taakich klimatów *-*
lollop (Brak e-maila) 21:01 20-11-2004
tio jest siuuper!!! a jeszcze jedno. dasz mi takiego duszka jak Jago?? ładnie plosię (maślane oczka)
Miyu_M (yami_no_kodomo@o2.pl) 00:36 15-12-2004
Nie wszystkimi Twoimi opciami byłam absolutnie zachwycona ( choć żadnego nie rzuciłam bez doczytania do końca, czyli według mojej prywatnej skali są niezłe!), ale to jest znakomite!!! Błagam, pisz dalej, uwielbiam ta historię! Przede wszystkim jest zabawna, pomysłowa, oryginalna wreszcie, to własnie najbardziej mnie w niej ujęło. Naprawde nie mogę się doczekac dalszego ciągu!
neiya (Brak e-maila) 11:32 17-03-2005
przylączam się do przedmóców smiley niecierpliwie czekam na ciąg dalszy smiley to po jest... jest... heh, slow mi brakuje...
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 22:45 08-06-2005
Boże, to jest po prostu genialne! Jak gratuluje tak ogromnej gamy pomysłów, no po prostu to opowiadanie mnie wciągnęło, tak wciągnęło, iż nie wiem czy wypłynę na powierzchnię, jeśli nie dostanę kolejnej porcji...Wszystkie twoje opowiadanie są...och, wiesz dobrze jakie są, ale takiej historii z duchami (uwielbiam te duszyczki) nie da się po prostu przeczytać i zapomnieć...Ok, ok już więcej się entuzjazmuję, ale to było świetne, no =)
Ali Ali (Brak e-maila) 18:04 13-06-2006
Bardzo ładne i nareszcie robi się ciekawe!!!! Podoba mi sie bardzo. Niketróre opowiadanie to taki szmiry. Mało nie padałm zezczęścia, kiedy się okazało że to nia nie jest. Czekam na kolejne częsci z niecierpliowścią. Dodaj kolejną części pliz!!
anime_ania (Brak e-maila) 18:37 28-08-2006
świetne opowiadanie juz nie mogę sie doczekać dalszych części i mam nadzieje że za niedługo będę miała okazje je przeczytać:] owocnej dalszej pracy twórczej
nie no (Brak e-maila) 22:38 19-09-2006
(wyciąga transparetnt i zaczyna dreptać w kółko skandując jak to bardzo pragnie ciągu dalszego)
oreiX (Brak e-maila) 13:20 01-12-2006
To jest genialne! Uśmiałam sie, naprawdę. dobre opisy. ciekawy pomysł. I co się mi najbardziej podoba to teksty w dialogach. Środek nocy a ja sie śmieje.
Kiedy ciąg dalszy? To jest naprawdę dobre. Cholernie dobre z przewagą i naciskiem na DOBRE.smiley
^___^ Więcej!
Insania (Brak e-maila) 15:45 17-11-2007
Jej! Jakie świetne to opowiadanie!Kiedy 8 część?
Lenna (Brak e-maila) 00:01 24-06-2009
Hm... Można liczyć na ciąg dalszy? xD Błagam ^^
s (Brak e-maila) 08:59 12-09-2009
Popieram przedmówców i również pytam, czy możemy jeszcze liczyć na kontynuację. Mam taką cichą nadzieję, bo to jedno z moich ulubionych opowiadań
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum