The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 26 2024 22:12:59   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Przeklęci 1
- O cholera! - usłyszałem z ust jasnowłosego młodzieńca, który wysiadłszy z samochodu wlepił wzrok w moją posiadłość. Zgadzałem się z nim w stu procentach. Było to stwierdzenie idealnie pasujące, rzekłbym wyczerpujące temat. Pomijając fakt, że dawno temu, dokładnie w tej samej sytuacji powiedziałem dokładnie to samo. Dom robił wrażenie. Ba. Dom? Bardziej pasowało określenie zamek, ale nie czepiajmy się niuansów. Północna baszta wciąż była w remoncie. Przez dziesięciolecia została bowiem nadgryziona dość poważnie zębem czasu, wskutek czego straciła niemal całkowicie przepiękne obmurowanie z sześcioma gargulcami. Teraz straty te próbowano nadrobić. Na trawie wokół baszty złożono sterty cegieł i worki zapraw i betonów, mających wypełnić brakujące miejsca, natomiast rzeźby, zamówione kilka miesięcy temu u pewnego artysty, mieszkającego aż w Londynie miały być dowiezione dopiero we czwartek. Wszystko miało być gotowe na wizytę nowego właściciela, ale troszeczkę się nie udało. Po pierwsze miał przyjechać dopiero w lipcu, jednak tak zwane sprawy rodzinne przywiodły go tu prawie dwa miesiące wcześniej. Jednak poinformował o swoim przyjeździe i całość można by było zakończyć, gdyby nie pech. Pech objawił się w postaci dźwigu, a raczej jego braku. Materiały budowlane miały być bowiem umieszczane na baszcie przy użyciu dźwigu, gdyż żadna ludzka siła nie ruszyłaby ich z ziemi. Mowa tu zwłaszcza o gargulcach, które pomijając już ich wagę, nie zmieściłyby się w wąskich przejściach baszty. Dźwig owszem był. Potężna czarna maszyna caterpillara z żółtymi detalami. Żeby ją zbliżyć do baszty należałoby rozjechać żywopłot i ogródek różany, który dotychczasowa właścicielka kochała miłością dziką i namiętną, wskutek czego użycie CATa odpadało. Mniejszy dźwig, który zmieściłby się w bramie wjazdowej był dostępny jedynie w piątki, skutkiem czego prace przesunęły się o tydzień i właściciel zobaczył całe zamieszanie, które zamierzano przed nim skrzętnie ukryć. Teraz wpatrywał się w dom z niemal nabożnym zachwytem, z otwartymi ustami. Przyjrzałem mu się. Miał koło dwudziestu lat. Jasne włosy ostrzyżone na krótkiego jeżyka i kolczyk w uchu. Ubrany był w czarny, wełniany golf, czarne dżinsy i skórzaną kurtkę. Oderwał wreszcie wzrok od budynku i pochylił się, zaglądając do wnętrza srebrnego chevroleta, którym przyjechał
- Dziękuję za podwiezienie - zagadnął wesoło
- Gdyby panicz potrzebował samochodu, jestem do pańskiej dyspozycji - Karol, nasz obecny szofer, był siwiejącym mężczyzną koło pięćdziesiątki. Ubrany w czarny, idealnie odprasowany uniform, stanowił niemal doskonałe odbicie swojego dziadka, naszego poprzedniego szofera. No cóż. Ciotunia nieustannie dbała o prestiż.
- dziękuję - chłopak pomachał odjeżdżającemu Karolowi, po czym zarzucił plecak na ramię i raźno pomaszerował w kierunku wejścia. Nie mając chwilowo nic lepszego do roboty, podążyłem za nim. Drzwi jak zwykle otworzył Sebastian. Ciotunia darzyła go czymś, co normalnie nazwałbym szacunkiem, ale nie w jej przypadku. Skutkiem tego czegoś Sebastian, który już od kilkunastu lat powinien zażywać zasłużonej emerytury, nadal pełnił w posiadłości funkcję lokaja. Bardzo lubiłem Sebastiana. Znałem go odkąd, jako bardzo młody chłopak, przejął tę zaszczytną pracę po swoim ojcu. Bardzo przyzwoity człowiek. Ukłonił się sztywno, wpuszczając młodzieńca do środka
- Witam panicza. Proszę za mną, pokażę paniczowi jego pokój, następnie pozwolę sobie powiadomić panią Katherinę o pańskim przybyciu..
- Dzień dobry - młodzieńca wyraźnie zatkało - ależ... nie trzeba.... - wyjąkał
Sebastian stanowczym ruchem wyjął plecak z dłoni przybysza i skłoniwszy się lekko, sprężystym krokiem ruszył w głąb hollu, a następnie po schodach w górę i do końca korytarza. Niemal mnie szlag nie trafił na miejscu. Ta stara wiedźma umieściła go w moim pokoju!!!! Chyba nie pomieszka tam długo - uśmiechnąłem się złośliwie. Gdy Sebastian oddalił się, zamykając za sobą drzwi, jasnowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu. Podszedł do okna, otwierając je na oścież, wpuszczając do środka rześkie powietrze. Maj był wyjątkowo chłodny w tym roku. Ostrożnie usiadł na szerokim łożu z baldachimem
- Ale ekstra - mruknął do siebie
No pewnie, że ekstra - pomyślałem, siadając na krawędzi masywnego, rzeźbionego weneckiego biurka - w końcu to mój pokój. Młodzieniec posiedziawszy chwilkę zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Otwierał masywne drzwi szaf, z których już dawno usunięto moje rzeczy, zaglądał do szuflad komody, rzucił okiem nawet na sekretarzyk. Ciekawe, czy znajdzie skrytkę - przemknęło mi przez myśl. Niewielki przycisk po spodniej stronie jednej z szuflad zwalniał zapadkę otwierającą fałszywą ściankę. Ciotunia radośnie pozbywająca się mojej własności nie znalazła jej. W skrytce nadal znajdowała się moja korespondencja, kilka zdjęć oraz kryształowy sztylet do otwierania poczty. Na sztylecie zależało mi najbardziej. Był bardzo stary, jednak w czasach, gdy go używałem wciąż pozostawał diabelnie ostry. Na rękojeści wytłoczony był herb rodowy Blacków - czarna sforza na szkarłatnym tle, do którego czułem sentyment. Miałem podejrzenia, że niegdyś sztylet ten służył nie tylko do otwierania korespondencji, ale cóż, bywało i tak.
Nie minęło dużo czasu, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Sebastian uchylając je na jakiś centymetr oznajmił
- Pani Katherina życzy sobie widzieć panicza w swoim gabinecie.
Jasne w gabinecie. Nie cierpiałem jej gabinetu niemal równie mocno, jak nie cierpiałem jego właścicielki. Przede wszystkim dlatego, że był to JEJ gabinet. Przebywałem tam jednak całkiem często, gdyż towarzystwo ciotuni sprawiało mi jakąś przewrotną, złośliwą przyjemność. Nie. Nie nienawidziłem jej już od dawna. Zbyt dużo czasu minęło. Było to raczej coś w rodzaju przemożnego pragnienia zrobienia jej na złość. Taka ironia losu. Chciała się mnie wszak pozbyć. Niedoczekanie. Jasnowłosy otworzył drzwi i rozłożył bezradnie ręce.
- Nie wiem, gdzie jest gabinet cioci, czy mógłby pan...
- Zaraz panicza zaprowadzę.
Poszedłem z nimi, wiedziony ciekawością jak też przebiegnie pierwsze spotkanie, w końcu nowoprzybyły był dziedzicem. Wyprzedziłem ich i pierwszy wszedłem do pokoju nazywanego gabinetem. Biurko przestawiono chyba specjalnie na tę okoliczność, żeby jeszcze bardziej przytłoczyć i onieśmielić nowego "pana na zamku". Katherina siedziała za biurkiem, zwrócona twarzą do drzwi, plecami zaś do okna wychodzącego na dziedziniec wewnętrzny. Na jej twarzy na stałe chyba już gościł wyraz zgorzkniałego niezadowolenia, gdyż nawet dla gościa nie mogła się zdobyć chociaż na cień uśmiechu. Trwała sztywno wyprostowana, z rękami wpartymi na podłokietnikach wózka inwalidzkiego, na kolana miała narzucony czarny, wełniany pled. Ramiona ukryła w fioletowym, atłasowym żakiecie o złotych guzikach, długie siwe włosy upięła w kunsztowny kok. Z tymi zaciśniętymi w wąską linię ustami wyglądała dokładnie na taką, jaką była - na starą zasuszoną czarownicę. Celowo przysiadłem na krawędzi biurka, wciąż mając w pamięci, jak Katherina nie cierpiała siadania na meblach nieprzeznaczonych ku temu. Poprawiła koc na kolanach, gdy się do niej zbliżyłem, otulając się szczelniej i zapatrzyła na drzwi. Po kilkunastu sekundach rozległo się dyskretne pukanie i drzwi uchyliły się wpuszczając Sebastiana.
- Panicz Wincent Black - zaanonsował, przepuszczając przed sobą jasnowłosego.
A więc miał imię po dziadku. No ładnie. Katherina, nawet jeżeli to zauważyła, nie pokazała nic po sobie. Skinęła głową wchodzącemu i poczekała aż kamerdyner zamknie za sobą drzwi
- Siadaj proszę - wskazała blondynowi krzesło, ale w jej głosie nie było ani krzty uprzejmości - Wybacz, że nie wstaję, ale nogi odmawiają mi już posłuszeństwa. Miałeś dobrą podróż?
- Tak. Dziękuję ciociu. Naprawdę nie trzeba było wysyłać samochodu, przyjechałbym....
- Żaden Black nie będzie jeździł taksówką - przerwała mu zimno, z pogardą - Nie po to w garażu stoi sześć samochodów, nie po to zatrudniam szofera
Wincent zamilkł, wbijając zmieszany wzrok w kolana. Ciotunia dawała popisówkę w pełnym zakresie. Udając, że nic nie zauważyła, kontynuowała
- Podoba ci się pokój?
- Tak, jest prześliczny
- Oczywiście, że jest - prychnęła, wydymając wargi - Sama go urządzałam.
Rąbnęło mnie tak, że niemal zleciałem z biurka. Urządzałem go osobiście. Wszystkie meble, oprócz weneckiego biurka i sekretarzyka, robione były na zamówienie w Paryżu, a do zaprojektowania dodatków, sprowadziłem artystów z Londynu. Mruknąłem coś niecenzuralnego na użytek cioteczki i ponownie wsłuchałem się w rozmowę
- ...obiad - mówiła - A po posiłku oprowadzę cię po domu. Jadalnia jest na dole, Sebastian wszystko ci pokaże. Nie spóźnij się, jemy punktualnie o piętnastej. Do tego czasu wolno ci robić co tylko zechcesz. Możesz obejrzeć inne pokoje, poza moim, który jest oczywiście zamknięty i tym gabinetem. Służba jest do twojej dyspozycji, podobnie jak szofer i każdy z samochodów. Jakieś pytania?
Ostatnie zostało wypowiedziane takim tonem, że nawet, jeżeli Wincent miał jakieś pytania, to właśnie w tym momencie zrezygnował z ich zadania
- Nie ciociu - wyjąkał
- Możesz odejść.
- Dziękuję ciociu.
Zerwał się z miejsca i opuścił gabinet w takim tempie, jakby go ktoś gonił z tasakiem. Gdy drzwi się za nim zamknęły Katherina odetchnęła głęboko. Spod koca wyciągnęła kryształową piersiówkę z ciemnoczerwoną zawartością - zapewne jakąś markową brandy - i pociągnęła z niej solidnie. Na jej usta wypełzł złośliwy uśmieszek
- Gówniarz - mruknęła - Wincent się w grobie przewraca...
Oj chętnie powiedziałbym jej co w tej chwili robi jej mąż, ale ona wcale nie zwracała na mnie uwagi, wiec wstałem i również wyszedłem. Jasnowłosego odnalazłem w moi... w jego pokoju. Siedział przy biurku i przyglądał się obrazowi wiszącemu na ścianie. Przedstawiał on człowieka, mężczyznę, w piętnastowiecznym stroju, stojącego przed lustrem, w którym odbijał się potwór, dokładnie tak samo ubrany jak on. Obraz podobnie jak biurko pochodził z Wenecji i był koszmarnie drogi. Sprowadzenie go zajęło mi kilka miesięcy, ale dotarł w całości i zawisł w mojej sypialni. Ciotunia już od samego początku ostrzyła sobie na niego pazury, chciała go powiesić w hollu lub w jadalni, jednak sprzeciwiałem się temu gwałtownie i zajadle. Bądź co bądź byłem właścicielem i miałem coś do powiedzenia. Otwarte próby wyniesienia go zaczęły się zaraz po moim "wypadku". Próbowała kilkakrotnie, końcu dawała sobie spokój na jakiś czas, a później... później ponownie. Przyrzekłem sobie, że co jak co, ale ten obraz i kryształowy sztylet nigdy nie wpadną w jej łapy.
Wincent wreszcie poniechał obrazu i podszedł do okna. Minąłem, go i przysiadłem na parapecie, przyglądając mu się uważnie. Miał przepiękne niebieskie oczy. Nie bladobłękitne, jak u wszystkich jasnowłosych Blacków, ale w odcieniu głębokiego szafiru. Przyglądał się ogródkowi różanemu, mrużąc oczy w blasku popołudniowego słońca, ocieniając tę błękitną toń wachlarzem długich, czarnych rzęs. Był troszeczkę wyższy ode mnie. Pod czarnym golfem delikatnie zarysowywała się smukłość talii, przechodząc płynnie w krągły zarys bioder, opiętych dopasowanymi spodniami. Całkiem ładniutki - uśmiechnąłem się do siebie. Nie będę chyba miał nic przeciwko, żeby jednak spał w moim łóżku. Wyciągnąłem rękę i delikatnie musnąłem jego policzek. Objął się ramionami, gdy musnął go powiew chłodnego wiatru. Zamknął okno i spojrzał na trzy spore walizy i kilka pudeł z jego rzeczami, które służba musiała przynieść w trakcie jego rozmowy z ciotunią. Jasnowłosy zakręcił się po pokoju, otwierając szafy i umieszczając w nich swoją własność.. Usiadłem ze skrzyżowanymi nogami na biurku, co by mu nie przeszkadzać. Wszystkie ubrania miał schludnie poskładane i posegregowane tematycznie, popakowane w folie. Osobno spodnie, swetry, bluzki, skarpetki i inna bielizna. Zaczął od spodni. Do szafy powędrowało kilka par dżinsów, eleganckie spodnie od garnituru, lekkie płócienne, zaprasowane na kant, granatowe dresy i szerokie rybaczki. Mój nowy współlokator wyraźnie gustował w golfach. Miał ich kilka, a może nawet kilkanaście. Najwięcej czarnych, ale również popielate, granatowe, a nawet jeden czerwony. Letnie koszulki w najróżniejszych kolorach, poskładane w równa kostkę umieścił w jednej z szuflad komody. Do kolejnej trafiły skarpetki i reszta. Z przyjemnością zauważyłem,że Wincent nie przepada za bokserkami. Miło z jego strony. Bezczelnie przyglądałem się jego garderobie, wyobrażając sobie jak by wyglądał w tym czy w tamtym. Przemknęło mi przez myśl, jak by wyglądał bez niczego, ale szybko przywołałem się do porządku. W ostatniej walizie i pudłach znajdowały się książki i inne osobiste drobiazgi. Mimo iż Katherina nie pozbyła się mojego księgozbioru, w biblioteczce wciąż było sporo miejsca i po chwili zastanowienia właśnie tam Winc postanowił umieścić swoje książki. Zlazłem z biurka i przykucnąłem przy półkach, by zobaczyć w jakiej literaturze gustuje jasnowłosy. O fantasty - ucieszyłem się. Tego jeszcze nie czytałem. Miał nieco "Smoczej lancy", kroniki wampirów, kilka książek Clivea Barkera, o których słyszałem. Mijając mój nos o centymetry na półce wylądowały "Kroniki krwi". No proszę. Miłośnik wampirów. Pięknie. Szybko znudziło mnie przeglądanie tytułów i przysiadłem tym razem na brzegu łóżka. Wincent wciąż kręcił się rozstawiając po pokoju pozostałe bibeloty. Parę notatników w skórzanych oprawach trafiło do szuflady biurka. Na blacie ustawił zabawny kolorowy kubek z przyborami do pisania i kilka ramek ze zdjęciami. Wstałem szybko, gdy zbliżył się do łóżka i ukrył pod poduszką małego, wytartego ze starości, zielonego, pluszowego miśka. Spojrzał na zegarek i skrzywił się zabawnie. Widocznie perspektywa obiadu z cioteczką niespecjalnie go zachwycała. Jakoś mu się nawet nie dziwiłem. Przyjrzał się sobie w lustrze i widać było, że kontrola nie wypadła zadowalająco. Po raz kolejny uśmiechnąłem się do siebie - uwielbiam facetów przywiązujących wagę do swojego wyglądu. Mieszkanie z Wincem jednym pokoju zaczynało stawać się interesującą perspektywą. Tymczasem jasnowłosy wyciągnął z szafy ubranie na zmianę i zaczął się przebierać. Zrzucił czarny golf i oczom moim ukazała się pięknie umięśniona, opalona, gładka klatka piersiowa, z ciemnym zarysem sutków i maleńkim tatuażem stylizowanego nietoperza tuż pod prawym obojczykiem. Ten widok uświadomił mi od jak dawna nie czułem dotyku czyjejś skóry na swoim ciele, jak dawno nikt nie przytulał mnie, nie całował. Jakoś straciłem zapędy towarzyskie nagle. Podszedłem do okna i zapatrzyłem się w przestrzeń, ignorując dalsze poczynania jasnowłosego oraz ciche jego wyjście z pokoju. Szczerze powiedziawszy przyzwyczaiłem się już do samotności, jednak bywały chwile, kiedy rozpaczliwie potrzebowałem towarzystwa. Westchnąłem ciężko i uśmiechnąłem się złośliwie do małego, zielonego robaczka wędrującego po szybie. Damy radę, no nie mały? Nostalgia odeszła równie szybko jak się pojawiła. Pobiegłem do jadalni, by nie stracić nic z kolejnej potyczki. Kiedy wszedłem, w pokoju panowała grobowa cisz, przerywana jedynie równomiernym stukotem sztućców i szmerem oddechów. Wincent siedział na jednym końcu długiego, drewnianego stołu, zaś ciotunia na drugim. Po obu stronach starej wiedźmy zasiadała służba. Kolejna zachcianka ciotuni, która niczym w średniowieczu, wielkopańskim gestem zezwalała służbie na jedzenie przy swoim stole. Pomijam fakt, że służba gorąco pragnęła jadać osobno, ale nie wypadało odmawiać pracodawczyni. Od wielu, wielu lat, posiłki odbywały się w śmiertelnej ciszy i nerwowej atmosferze, aż się dziwiłem, że nikt jeszcze wrzodów nie dostał, zresztą mogłem się mylić, ktoś mógł dostać. Kiedy Katherina skończyła jeść służba natychmiast zerwała się i zaczęła uprzątać ze stołu, odbierając talerz również Wincentowie, który wciąż jadł. Żałośnie powiódł wzrokiem za oddalającym się pożywieniem, jednak nic nie powiedział. Po kilkunastu sekundach w jadalni zostali jedynie jasnowłosy i ciotunia. Winc nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, wbił wzrok w kolana, natomiast stara wiedźma przyglądała mu się z mściwą satysfakcją. Usiadłem tak blisko ciotuni, jak to tylko było możliwe i przyglądałem się jasnowłosemu z wciąż rosnącą sympatią. W końcu Katherina odchrząknęła, zwracając tym uwagę, po czym rzekła
- Podjęłam pewna decyzję Wincencie. Jak widzisz jestem już schorowana i nie mam siły zajmować się domem. Dlatego od jutra przenoszę się do pensjonatu, gdzie będę mogła w spokoju cieszyć się resztą mych dni.
Jasne - pomyślałem sobie - bo ty potrafisz cieszyć się z czegokolwiek. Po drugie nie znałem drugiej osoby, która w wieku siedemdziesięciu czterech lat miałaby w sobie tyle energii i zajadłości, co ona. Byłaby w stanie obdzielić nią połowę drużyny piłkarskiej, więc gadkę o starości i schorowaniu mogła sobie darować. Przysunąłem się do niej jeszcze bliżej, zastygając w niewygodnej pozycji, pochylony nad stołem. Zadrżała. Otuliła nogi szczelniej pledem i kontynuowała.
- Od jutra również zrzekam się praw do manor oraz swojego majątku. Wieczorem zjawi się notariusz, wykończyć wszystkie sprawy spadkowe, po tym majątek przechodzi na twoją własność
- ... - Wincent zszokowany nie bardzo wiedział, co powiedzieć, jednak stara wiedźma nie oczekiwała od niego żadnej odpowiedzi.
- Dlatego chciałabym oprowadzić cię po domu i wprowadzić cię w bieżące sprawy
Rozległ się cichy bzyk silniczka i podjechała do drzwi, czekając aż jasnowłosy je przed nią otworzy. Towarzyszyłem im w powolnej wędrówce po korytarzach, wsłuchując się w, zdaje się niewyczerpaną, znajomość historii domu Katherina. Kilka faktów istotnie różniło się od rzeczywistości, zwłaszcza tych dotyczących matki Katheriny jej brata Archibalta i...
Szliśmy właśnie wzdłuż hollu na piętrze. Na ścianach po obu stronach wisiały portrety przedstawiające kolejnych "panów na zamku" jak się zawsze śmiałem. Była tam więc założycielka manor - Janina Black, jej najstarszy syn Wiktor, później moja babka Antonina, moja ciotka Jadwiga, jakieś nieznane mi bliżej ciotki Matylda, Rozamunda i Zenobia, mój ojciec Edward... Zatrzymaliśmy się przed obrazem przedstawiającym młodzieńca o kruczoczarnych, długich włosach, ubranego w szafirową koszulę. Jako jedyny z osób umieszczonych w galerii chłopak uśmiechał się. Patrzyłem na swój portret z lekką ironią. Byłem właścicielem domu całe trzy miesiące... Miałem wtedy siedemnaście lat, Katherina dwadzieścia jeden, już wtedy nie pozwalała mi zwracać się do siebie po imieniu, a ojciec ją w tym popierał. Po tych trzech miesiącach to ona przejęła dom. Zasady dziedziczenia w rodzinie Blacków zawsze były niesłychanie skomplikowane.
- To mój bratanek - ciągnęła Katherina jednostajnym, pozbawionym emocji głosem - Mój bratanek, Jago Black. Popełnił samobójstwo, gdy rzuciła go narzeczona.
Samobójstwo...
- NIE POPEŁNIŁEM SAMOBÓJSTWA!!! - wrzasnąłem jej prosto w twarz - ZAMORDOWAŁAŚ MNIE TY DZIWKO!!!!













Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 12 2011 12:44:59
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

kethry (kethry@interia.pl) 01:22 17-08-2004
ha ha! no to jestem pierwsza smiley)). stanowoczo moje najbardziej ukochane opowiadanie Fu. KONIECZNIE pisz dalej, bo cie wlasnorecznie obedre ze skory ( a wiesz, ze moge smiley). hm... moze tylko Dante czasem palme pierwszenstwa odbiera, ale to od nastroju zalezne...smiley
Nirja (Brak e-maila) 11:02 17-08-2004
hmmm tak, opowiadanie dobre, a nawet bardzo. Pisz dalej, pisz....
Enna (enna_eithiel@op.pl) 12:25 17-08-2004
ZGADZAM SIĘ Z PRZEDMÓWCAMI i


PISZ DALEJ!!!
Alexa (Brak e-maila) 14:50 27-08-2004
Śwetne opo. Poprzednicy mają racje^^ pisz, pisz..
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 19:26 27-08-2004
Mój #1 w kategorii duchysmiley Twoje duchy są boskie, nigdy wcześniej nie czytałam o takich fajnych^^ Kicia też jest seksysmiley Bardzo mnie ciekawi jak to się potoczy, oj bardzo..... Jak ja kocham metafizykę... smiley
tanpopo (tanpopo@o2.pl) 10:45 03-09-2004
pisać dalej pisać bardzo mnie ciekawi co będzie dalej
Yoan (Brak e-maila) 17:29 03-10-2004
Bardzo sympatyczne opo. ^ ^
shojo (shojo@o2.pl) 20:30 07-10-2004
¦wietne opowiadanie, wszystko mi sie podoba, styl pisania, pomysł, postaci, czekam z niecierpliwoscia na dalszy ciąg!!
Aniay (Brak e-maila) 14:19 09-10-2004
No.1!! Fantastyczne, jak zreszta wszystkie Twoje opa... niohoho ja kce wiecej i dalej...
Ignis (Brak e-maila) 15:41 22-10-2004
To..jest...swietne *-* ja mam słabość do taakich klimatów *-*
lollop (Brak e-maila) 21:01 20-11-2004
tio jest siuuper!!! a jeszcze jedno. dasz mi takiego duszka jak Jago?? ładnie plosię (maślane oczka)
Miyu_M (yami_no_kodomo@o2.pl) 00:36 15-12-2004
Nie wszystkimi Twoimi opciami byłam absolutnie zachwycona ( choć żadnego nie rzuciłam bez doczytania do końca, czyli według mojej prywatnej skali są niezłe!), ale to jest znakomite!!! Błagam, pisz dalej, uwielbiam ta historię! Przede wszystkim jest zabawna, pomysłowa, oryginalna wreszcie, to własnie najbardziej mnie w niej ujęło. Naprawde nie mogę się doczekac dalszego ciągu!
neiya (Brak e-maila) 11:32 17-03-2005
przylączam się do przedmóców smiley niecierpliwie czekam na ciąg dalszy smiley to po jest... jest... heh, slow mi brakuje...
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 22:45 08-06-2005
Boże, to jest po prostu genialne! Jak gratuluje tak ogromnej gamy pomysłów, no po prostu to opowiadanie mnie wciągnęło, tak wciągnęło, iż nie wiem czy wypłynę na powierzchnię, jeśli nie dostanę kolejnej porcji...Wszystkie twoje opowiadanie są...och, wiesz dobrze jakie są, ale takiej historii z duchami (uwielbiam te duszyczki) nie da się po prostu przeczytać i zapomnieć...Ok, ok już więcej się entuzjazmuję, ale to było świetne, no =)
Ali Ali (Brak e-maila) 18:04 13-06-2006
Bardzo ładne i nareszcie robi się ciekawe!!!! Podoba mi sie bardzo. Niketróre opowiadanie to taki szmiry. Mało nie padałm zezczęścia, kiedy się okazało że to nia nie jest. Czekam na kolejne częsci z niecierpliowścią. Dodaj kolejną części pliz!!
anime_ania (Brak e-maila) 18:37 28-08-2006
świetne opowiadanie juz nie mogę sie doczekać dalszych części i mam nadzieje że za niedługo będę miała okazje je przeczytać:] owocnej dalszej pracy twórczej
nie no (Brak e-maila) 22:38 19-09-2006
(wyciąga transparetnt i zaczyna dreptać w kółko skandując jak to bardzo pragnie ciągu dalszego)
oreiX (Brak e-maila) 13:20 01-12-2006
To jest genialne! Uśmiałam sie, naprawdę. dobre opisy. ciekawy pomysł. I co się mi najbardziej podoba to teksty w dialogach. Środek nocy a ja sie śmieje.
Kiedy ciąg dalszy? To jest naprawdę dobre. Cholernie dobre z przewagą i naciskiem na DOBRE.smiley
^___^ Więcej!
Insania (Brak e-maila) 15:45 17-11-2007
Jej! Jakie świetne to opowiadanie!Kiedy 8 część?
Lenna (Brak e-maila) 00:01 24-06-2009
Hm... Można liczyć na ciąg dalszy? xD Błagam ^^
s (Brak e-maila) 08:59 12-09-2009
Popieram przedmówców i również pytam, czy możemy jeszcze liczyć na kontynuację. Mam taką cichą nadzieję, bo to jedno z moich ulubionych opowiadań
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum