ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Jednorożec 7 |
Przyjemnie było znów spędzać całe dnie w siodle a noce pod gołym niebem. Przez zimę niemal od tego odwykłem, starając się nocować raczej w przydrożnych gospodach, lub spotykanych po drodze wioskach. Teraz jednak słońce grzało mocno sprawiając, że nawet w nocy zbytnio się nie ochładzało. Na prośbę Elliana nie wracaliśmy tym razem do "Zachęty". Chciał pobyć ze mną, powłóczyć się bez celu tam, gdzie oczy poniosą, lub tam, gdzie pójdzie koń. Patrząc na jednorożca nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Tryskał humorem, co znaczyło, że z jego zdrowiem jest już wszystko w porządku. Rana na ramieniu zabliźniła się i prawie wcale już mu nie przeszkadzała, jednak zauważyłem, że nawet gdy ćwiczyliśmy nie był pewien tej ręki, starając się zawsze ją zasłaniać. Tłumaczyłem sobie, że tak musi być, że to zwykła kontuzja. Elli również się nie przejmował, czyli widocznie nie było czym. Podróżowaliśmy już drugi tydzień, zatrzymując się wtedy, gdy akurat mieliśmy na to ochotę, a jedzenie kupując w mijanych osadach. To było piękne życie. Srebrnowłosy jechał nieco przede mną, odchyliwszy się ku tyłowi wystawiał twarz ku słońcu. Teraz, gdy było ciepło nie nosił już kurtki i sznurowanej koszuli, a jedynie wpuszczoną w spodnie króciutką jakę bez rękawa, wiązana na kila splotów pod szyją. Do jazdy włosy upinał w luźną kitę na karku, by nie przeszkadzały mu, wplątując się w mijane gałązki. Patrzyłem na niego i uśmiechałem się do swoich myśli. Mój Elli. Mój.
- Twój, twój - usłyszałem w myślach radosny śmiech jednorożca - A co, wątpiłeś w to chociaż przez moment?
- Ej! Co mnie podsłuchujesz? - oburzyłem się żartobliwie - nawet człowiek spokojnie pomyśleć nie może o tym, na co ma ochotę...
- A na co masz ochotę?
Posłałem mu obraz tak sugestywny, że jego policzki zapłonęły rumieńcem. Niech ma za swoje. Zatrzymał się nagle i zeskoczył z konia, wyciągając rękę w moją stronę. Uczyniłem to samo. Pociągnął mnie między drzewa. Szedłem za nim, pozwalając się prowadzić, aż doszliśmy do ukrytej w gąszczu polany. Zaparło mi dech w piersiach. To miejsce wyglądało jak miniaturowy raj. Trawa była tu niska i miękka niczym puch, usiana licznymi, idealnie białymi, okrągłymi kamieniami. Woda niewielkiego jeziorka mieniła się najczystszym srebrem, przypominającym włosy mojego Elliana. Stawek otoczony był gęstymi krzewami o żółtych kwiatach, wydających upajającą woń, mieszającą się z zapachem czerwonej turzynki rosnącej u ich stóp. Gwizdnąłem na konie, które po chwili pojawiły się między drzewami. Elli właśnie kończył się rozbierać. Powoli zanurzył się w wodzie, pozwalając otulić swoje ciało migotliwym srebrem. Patrzyłem urzeczony na jego piękno, harmonizujące z leniwym pięknem polany, po czym szybko rozebrałem się i dołączyłem do niego. Podpłynął do mnie powoli, zarzucając mi ramiona na szyję i oplatając moje biodra nogami. Jego aura pulsowała szkarłatem. Przywarłem do jego warg w długim, namiętnym pocałunku, który był tak cudowny, że mógłby trwać wieczność, jednak Elli pragnął czegoś więcej. Sięgnął ręką w dół, ujmując mnie delikatnie i pieszcząc w niespiesznym, łagodnym tempie tak, jak tylko on to potrafił. To on wsunął mnie w siebie, unosząc się przez chwilę na moich biodrach tak, że poczułem otaczające mnie ciasne ciepło. To on nadawał rytm naszej miłości. Ja tylko stałem i pozwalałem robić mu z sobą wszystko to, na co miał ochotę. Kiedy szczytowaliśmy, wbił palce w moje ramię, zostawiając piekące, czerwone ślady. Wyniosłem go na brzeg i postawiłem na trawie. Położył się, wyciągając rozkosznie, zupełnie nagi, pozwalając słońcu osuszyć swoją skórę najpierw z przodu, a następnie przewrócił się na brzuch. Ja wytarłszy się koszulą i założywszy spodnie i buty przysiadłem na trawie, przyglądając mu się z nieskrywaną przyjemnością. To był jego świat, jego miejsce. Nie mury miast, nie cztery ściany gospody, tylko las, trawa, oszałamiająco pachnące zioła. Na tej polanie urządziliśmy sobie nocleg. Zjedliśmy skromny posiłek, a potem leżeliśmy na trawie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, nie mówiąc nic. Słowa były niepotrzebne. Potrzebna była tylko wzajemna obecność, a ja miałem srebrnowłosego. Miałem go tej nocy wiele razy, blisko szybko i ostro aż do bólu w piersiach, do utraty tchu. A potem miałem go śpiącego, przyciśniętego mocno do mojego boku. Miałem go na własność. Obudziłem się sam.
Słońce stało wysoko, przyjemnie rozgrzewając ciało, zdrętwiałe od leżenia w jednej pozycji przez wiele godzin. Usiadłem zdezorientowany, rozglądając się wokół siebie, szukając wzrokiem chłopca. Stał tam w swojej pierwotnej postaci, patrząc na mnie dwojgiem zadziwiająco fiołkowych oczu. Podszedł ostrożnie i oparł chrapy o moją szyję. Poczułem błękit i odpowiedziałem tym samym. Nagle, tak jak poprzednio, wokół Elliana zawirowała jakby chmara świetlików, tym razem jednak, zamykając mnie wewnątrz. Czułem, jak jedwabista sierść ucieka mi spod dłoni, pod którymi momentalnie poczułem gładką skórę. Gdy już odzyskałem wzrok, Elli siedział mi na kolanach nagi, przytulony twarzą do mojego obojczyka. Pocałowałem go lekko. Znów miałem go na własność...
Kolejne dni podróży były równie przyjemne. Wreszcie srebrnowłosy zdecydował się wrócić na trakt i do pracy. Tym razem skierowaliśmy się do "Zachęty"
Zlecenia posypały się jak z rękawa. Do tych poważnych jeździliśmy razem, do ghuli i banszi osobno. Początkowo martwiłem się o Elliana, ale radził sobie zadziwiająco dobrze. Wyćwiczył szybko rękę i posługiwał się nią tak sprawnie jak dawniej. Kiedy wracał oczy lśniły mu dziko, praca zaczęła mu sprawiać satysfakcję, stał się łowcą do szpiku kości.
Gaist, którego upolowałem był wyjątkowo paskudny. Przerośnięte łapska dosięgły mnie raz, rozdzierając koszulę i kalecząc lekko skórę na piersi. Odciąłem mu je. Najpierw jedno, potem drugie. A potem uciąłem mu głowę. Wstrętny korpus zmienił się w kałużę potwornie cuchnącego szlamu, który wciąż czułem, mimo, że oddaliłem się od truchła już o godzinę drogi, widocznie cały nim prześmiergłem. Już słyszałem w myślach złośliwy komentarz Elliana, kiedy dotrę do gospody. Nagle poczułem, jak ziemia zawirowała wokół mnie, wywołując mdłości. Potrząsnąłem głową. Wciąż siedziałem na koniu więc... Ellian! - wbiłem pięty w boki wierzchowca, zmuszając go do galopu, "Zachętę" osiągnąłem w zastraszającym tempie. Wiedziony złym przeczuciem wbiegłem po schodach na górę, do naszego pokoju. Nie było go. Jego rzeczy leżały tak, jak je zostawił, łącznie z atłasowym woreczkiem. Na stole stały dwa kubki. Jeden był pusty, drugi natomiast wypełniała do połowy, przejrzysta, lekko zielonkawa ciecz. Zanurzyłem w niej palec i spróbowałem. Zioła. Dziwne.
Zszedłem na dół, spytałem o chłopca. Gospodarz widział go. Bełkotał, zataczał się pijany, prowadzony troskliwie przez potężnego mężczyznę w długim płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem. Mężczyzna mówił, że zabiera go do mnie. Zesztywniałem. Zamarłem. Felix!
Wpadłem do pokoju niesiony wściekłością i niepokojem. Przelałem zawartość kubka do szklanego flakonu, przebrałem koszulę, przypasałem drugi miecz. Mój wzrok padł na srebrne ostrza Elliego, leżące na jago posłaniu wraz z miękką płócienną szmatką, kamieniem i słoiczkiem łoju. Musiał czyścić je akurat, gdy pojawił się Felix. Wziąłem je również i zatknąłem za pas, wybiegłem z gospody, niemal w pędzie wsiadając na grzbiet wciąż czekającego na dziedzińcu konia. Klepnąłem zwierzę po zadzie, jednocześnie unosząc się w strzemionach, zmuszając wierzchowca do jak najszybszego biegu. Wkrótce jego boki pokryła piana, jednak nie pozwalałem mu zwolnić z szaleńczego galopu tak długo, jak sam byłem w stanie utrzymać się półstojąc w siodle. Odpoczynek był krótki, znów ruszyłem w drogę. Do wioski Lyenny dotarłem w ciągu dwóch dni, mimo, że normalnie zajęłoby mi to trzy razy dłużej. Czekała na mnie przed swoja chatą. Nałożyła czarne spodnie i krótka kurtkę podobną do tej, która zwykł nosić srebrnowłosy. Mleczne loki upięła na czubku głowy w prosty, mocny kok. Nie wyglądała już na staruszkę, tylko na dojrzałą, mądrą kobietę. A w jej oczach pałała furia. Czułem, jak nawoływała go, gdy jechaliśmy, prowadzeni tylko jej mglistym przeczuciem. Odpowiadał słabo. Z każdą chwilą słabiej. W końcu jego aura znikła. Ale Lyenna już wiedziała dokąd zmierzamy, prowadziła pewnie, tylko jej wiadomymi ścieżkami, wciąż dalej i dalej, bliżej Elliana. Zioła we flakonie okazały się być mieszanką wywaru z mięty i kory brzozowej, które to połączenie było neutralne dla człowieka, jednak dla jednorożca stawało się silnie odurzającym narkotykiem. Lyenna była wściekła. Ja byłem wściekły i nieszczęśliwy. Bałem się. Bałem się, że go stracę. Wiedząca wiedziała co się stało. Powiedziała mi dlaczego porwano Elliana i dlaczego nie mogła mi o tym powiedzieć. Była wiedzącą. Znała przyszłość. Mogła doradzać, sugerować lub dawać do zrozumienia... jednak nie wolno jej było ingerować w coś, co jeszcze się nie zdarzyło. Ceną był jej dar, dar wiedzy, nie mogła sobie pozwolić na jego utratę. Wiedziała, że Elliemu grozi niebezpieczeństwo, stąd jej słowa "Bądź z nim, nie obok niego", wiedziała również czego się bał. Bał się mnie, jednak nie w taki sposób jak myślałem "Rzeczy nie zawsze są tym, czym wydaje nam się że są". Ellian bał się samotności. Bal się, że odejdę, że go zostawię. Bał się Felixa. Bał się mojego kontaktu z Feliksem. Jak każdy jednorożec, tak i Ellian posiadał szczątkowy dar wieszczenia. Gdy Felix znajdował się w moim pobliżu jego strach nakładał się na złą aurę łowcy, powodując dokładnie to, co czuł. Leżałem bezsennie pod gwiazdami, rozważając to wszystko, co Lyenna powiedziała mi po drodze. Jeżeli o mnie chodziło mogłem nie odpoczywać, jednak nie wiedzieliśmy z czym przyjdzie nam się zmierzyć, musiałem zachować siły, podobnie jak wiedząca, leżąca teraz obok mnie, oddychając cicho i spokojnie. Nie mogłem zmusić się do zaśniecie, pozwoliłem swojemu ciału odpoczywać niezbędne minimum, po czy ruszaliśmy dalej. Wciąż dalej i dalej. Na zachód.
Felix nie był sam. Podróżował szybko niemal się nie zatrzymując w towarzystwie ośmiu innych jeźdźców. I Elliana. Wyśledziliśmy ich i niestrudzenie podążaliśmy ich tropem długie sześć dni. Potem dojechali na miejsce. Lyenna nie pozwoliła mi iść po jednorożca natychmiast. Miała słuszność, jednak nie chciałem jej słuchać. Nie mogłem. Odbierałem czasami słabą wiązkę uczuć Elliego - strach, ból, złość, strach, strach...
Zasłaniałem głowę ramionami, żeby nie słyszeć, nie czuć, nie musieć być tam razem z nim. Czailiśmy się z wiedzącą na zboczu jednego ze wzgórz otaczających niewielka dolinkę, idealnie okrągłą z dwoma koncentrycznie ułożonym kamiennymi kręgami. Tam się wreszcie zatrzymali. Obserwowałem jak Felix wiozący dotąd Elliana w poprzek siodła, zrzuca go bezceremonialnie na ziemię. Chłopiec miał związane ręce. Próbował się podnieść, jednak silne kopniecie prosto w twarz pozbawiło go przytomności. Spiąłem się cały, jednak mocny chwyt Lyenny za moje ramię osadził mnie w miejscu. Patrzyliśmy jak kilkunastu ludzi ustawia wewnątrz kręgów ogromną płytę z czarnego marmuru, jak malują na ziemi wokół tak przygotowanego ołtarza magiczne symbole. Tym razem to wiedząca aż zatrzęsła się z wściekłości.
- Oni próbują przyzwać ducha Thanatosa... - syknęła
Nie musiała mówić nic więcej. Już wiedziałem do czego Ellian był im potrzebny. Thanatos był jednym z wysokich wampirów. Jednym z szóstki. Srebro nie było dla niego zabójcze, kpił z promieni słonecznych i uświęconej ziemi. Był tym, co złe w wampirach, bez słabości. Pokonany tylko dzięki ingerencji bogów rozsypał się w pył, niezdolny do odrodzenia. Niezdolny do samodzielnego odrodzenia. Gdyby ktoś spróbował go wskrzesić, musiałby zapewnić mu nieskończoną energię, płynącą z milionów istnień ludzkich. Potęga wymaga wszak potężnych ofiar. Jednak niekoniecznie. Srebrna krew jednorożca miała moc, przedłużała życie, a nawet je wracała. Biada jednak temu, kto sięgnął po nią raniąc lub zabijając, był skazany na wieczne potępienie. Thanatos był potępiony, mógł zabić jednorożca bez żadnych konsekwencji....
Patrzyłem jak Felix kręci się po obozie, nadzorując prace. W pewnym momencie zbliżył się do właśnie odzyskującego przytomność Elliego i szarpnięciem za włosy postawił go na nogi. Pchnął przed sobą kilka kroków, po czym krzyknął głośno.
- Daraen!!! Wiem, że tu jesteś!! Pokaż się, inaczej go zabiję!!
Chciałem się podnieść, jednak Lyenna przytrzymała mnie przy ziemi.
- Nie może go zabić - wyszeptała - Do przyzwania potrzebny im jest żywy...
Miała rację. Może Felix blefował? Jednak nie. Zdawał się patrzyć wprost w miejsce, w którym się kryliśmy.
- Wiesz, że nie mogę go zabić?!? - drwił głośno - Ale mogę mu zrobić coś innego...
Szarpnięciem zerwał koszulę z ramion Elliana i odrzucił ją za siebie. Przyciągnął go mocno i przywarł do warg jednorożca, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Jedną ręką wciąż przytrzymywał chłopca za włosy, druga natomiast zsunęła się po jasnej skórze na jego plecach, niknąc w spodniach. Elli szarpnął się rozpaczliwie, a z jego gardła wydobył się głuchy skowyt. Uderzyła we mnie silna wiązka strachu i bólu srebrnowłosego, kiedy Felix krzywdził go na moich oczach.
- Zostań tu, nie wiedzą o tobie... - syknąłem, podnosząc się z ziemi i unosząc ręce w obronnym geście. Jak najszybciej umiałem zbiegłem ze zbocza i stanąłem twarzą w twarz z kpiąco uśmiechniętym Felixem. Już cofnął rękę, jednak ramiona jednorożca drgały spazmatycznie w histerycznym szlochu. Dwóch ludzi zbliżyło się do mnie i odebrało mi całą broń, jaką miałem przy sobie. Związali mi ręce, podobnie jak nadgarstki Elliana, grubym, konopnym powrozem z przodu, zaciskając pęta mocno, aż do bólu. Wtedy łowca pchnął srebrnowłosego w moją stronę. Straciłem równowagę, jednak już lecąc, zdążyłem przełożyć więzy nad głową chłopca, chroniąc jego przed upadkiem, który wybił mi płuc powietrze. Odciągnięto nas pod skały i tam zostawiono pod strażą czterech ludzi. Płacz jednorożca nie ustawał. Potrząsnąłem nim leciutko, jednak nie reagował. Wołałem go w myślach. Nic.
- Lyenna! Lyenna! - krzyczałem bezgłośnie, rozpaczliwie
- Wciąż jest odurzony. Zostaw go na razie, co widzisz? -nadpłynęła milcząca odpowiedź
Opisałem jej wszystko, ze szczegółami, najdokładniej jak potrafiłem przekazałem wygląd znaków, malowanych wokół ołtarza. W końcu przygotowanie dobiegły końca. Ludzie, pracujący dotąd przy rozkładaniu obozu, stanęli teraz w półkolu, zwróceni twarzami ku marmurowej płycie. Felix wydarł Elliana z moich objęć. Protestował, nie chciał iść, więc mężczyzna uderzył go w twarz raz, potem drugi i trzeci i na wpół powlókł, na wpół poprowadził do środka kręgu. Nadgarstki i kostki leżącego chłopca zostały unieruchomione stalowymi obręczami. Nawet przez narkotyczne otępienie musiał czuć niebezpieczeństwo, bo zaczął szarpać się i wierzgać, uniemożliwiając zbliżenie się do siebie. Jeden z obecnych, ubranych na czarno ludzi przemocą otwarł mu usta, wlewając do nich zawartość skórzanej buteleczki. Opór jednorożca ustał. Ze swojego miejsca widziałem, jak żebra, pod napiętą do granic skórą unoszą się szybko i nieregularnie w płytkim oddechu. Gotowała się we mnie bezsilna wściekłość. Ktoś zaczął wybijać rytm na ogromnym bębnie, mężczyźni w czerni podjęli inkantację. Czułem pulsowanie energii, którą coś jakby ściągało do wnętrza kręgu. Felix stanął nad Ellianem na szeroko rozstawionych nogach. W wyciągniętych w górę dłoniach trzymał połyskujący srebrem sztylet, podobny do tego, którego używała Lyenna. On również krzyczał zaklęcie. Jego ramiona wzniosły się jeszcze odrobinę, biorąc zamach i nagle runęły w dół, na spotkanie ciała Elliego
- Nie!!!!!!!!!!! - ryknąłem, wydzierając najbliżej stojącemu strażnikowi miecz i jednym piruetem pozbawiając go głowy. W tej samej sekundzie ze zbocza wzgórza, wystrzelił biały oślepiający promień. To jednorogimi w lekkim galopie, w jedno uderzenie serca pokonała odległość dzieląca ją od ołtarza. Potężny cios kopytem roztrzaskał czaszkę Felixa na krwawą miazgę. Trup osunął się na Elliana tępo wpatrzonego w ściemniające się niebo. Walczyliśmy z Lyenną, nie pozwalając otaczającym nas ludziom zbliżyć się do leżącego na marmurze chłopca. Energia wciąż pulsowała. Jednorogini przybrała w okamgnieniu swoja ludzką postać i wykrzyczała coś, czego nie zrozumiałem. Stojący przed nami wrogowie legli pokotem, pokrywając dokładnie trawę polany.
- Prędko zabierz go stąd!!! - krzyknęła - Nie utrzymam ich długo!!!
Stalowe pęta ustąpiły pod ostrzem miecza. Zarzuciłem sobie Elliana na ramię i ruszyłem biegiem za uciekająca Lyenną. Zdołaliśmy dopaść koni, kiedy ludzie Felixa zaczęli podnosić się z ziemi. Srebrnowłosy wciąż nie reagował. Przerzuciłem go przez siodło, wskoczyłem na grzbiet wierzchowca i ruszyliśmy galopem w pogłębiający się mrok. Nad naszymi głowami gwizdnęły strzały. Pochyliłem się nisko, zasłaniając sobą plecy Elliana. Nie byli w stanie dogonić nas teraz. Z każdym uderzeniem kopyt oddalaliśmy się od tego przeklętego miejsca. Nagle poczułem z tyłu tępe uderzenie gdzieś na wysokości pasa. Momentalnie z tego miejsca rozlała się fala bólu, przyginając mnie mocniej do bezwładnego ciała, zwisającego w poprzek końskiego grzbietu. W ustach poczułem metaliczny smak krwi. Jednak nie wypuściłem wodzy z ręki. Galopowaliśmy dalej we wciąż gęstniejących ciemnościach. Kiedy Lyenna zatrzymała się nie byłem w stanie siedzieć ani chwili dłużej. Czarne plamy zawirowały mi przed oczami i osunąłem się w ciemność.
Było mi zimno. Dygotałem cały, jak młody liść osiki na wietrze. Gdzieś z dołu pleców promieniował pulsujący, oślepiający ból. Nie powiem, żeby mnie on nie cieszył. Skoro bolało, znaczyło to, że żyłem, a skoro czułem ten ból, znaczyło to, że jestem przytomny. Z trudem zmusiłem się do otwarcia oczu, przed którymi zamajaczył mi jakiś jasny kształt. Gdy udało mi się skupić wzrok, rozpoznałem Elliana. Siedział nade mną wciąż z tym nieobecnym wyrazem twarzy, a po jego bladych policzkach płynęły łzy. Nie były to zwykłe łzy, ale połyskujące srebrzyście krople, nieodparcie kojarzące mi się z jego krwią. Zarysowawszy krwawą smugę na białej skórze skapywały... Skapywały wciąż na moją ranę, z której Lyenna musiała wcześniej wyjąć strzałę. Na moich oczach rozerwane mięśnie i naczynia krwionośne zrastały się i zasklepiały tak, że po kilku uderzeniach serca, nie było już po nich najmniejszego śladu. Ból zniknął jak ręką odjął. Łzy. Łzy jednorożca miały magiczną moc. Były krwią ofiarowana z jego własnej woli, bez zabijania, bez kaleczenia. Ellian ofiarował mi właśnie życie. Usiadłem i wyciągnąłem ramiona, żeby go objąć, jednak w tym momencie runął na mnie twarzą w dół, a jego plecami wstrząsnął dreszcz. Uniosłem go, myśląc, że płacze, jednak on zanosił się histerycznym, obłąkańczym śmiechem. Jego fiołkowe tęczówki niemal nikły pod nienaturalnie rozszerzonym zamglonymi źrenicami, a on wciąż śmiał się i śmiał, nie mogąc się opanować. Lyenna zbliżyła się do nas bezszelestnie, podając mi jeden ze swoich czarnych, zapieczętowanych flakonów. Zdarłem pieczęć i napoiłem Elliana jego zawartością. Posłusznie wypił całość, po czym uspokoił się, zapadając w głęboki, trwający wiele godzin sen.
Wiedząca nie chciała iść z nami do "Zachęty", mówiła, że ma sporo pracy u siebie, że i tak poświęciła nam zbyt dużo czasu.
- Jeden dojrzały a głupi łowca czarownic, i jeden ledwie odrosły od ziemi jednorożec, a tyle kłopotu - zrzędziła sposobiąc się do powrotu do wioski, jednak jej zielone oczy pałały wesołością, a ilekroć spojrzała na śpiącego Elliana, czułem błękitną wiązkę, jaką mu posyłała. Pożegnałem ją ciepło i ruszyłem powoli w swoją stronę, obejmując jednorożca ramieniem w pasie tak, że opierał się plecami o moją pierś. Czekała nas długa droga do domu. Srebrnowłosy obudził się dopiero następnego dnia o wschodzie słońca, jego dłonie odruchowo zacisnęły się na obejmującym go ramieniu. Posłałem mu uspokajająca wiązkę, sprawiając, że rozluźnił się, wygodniej układając głowę na moim obojczyku. Nie odezwał się ani razu zanim nie dojechaliśmy do "Zachęty", nawet w myślach. Nie pozwolił mi się dotykać, poza niezbędnym minimum, kiedy musiałem przytrzymywać go na końskim grzbiecie. Kiedy próbowałem zbliżyć się do niego cały sztywniał i zaczynał się trząść. Osłaniał się tak, że nie czułem zupełnie jego aury, a jedynie przejmującą pustkę. Nie miałem mu za złe, musiał dojść do siebie po tym wszystkim, ale serce ściskało mi się boleśnie, kiedy zasypiał odsunięty ode mnie, skulony w ciasny kłębek, z głową wtuloną w ramiona.. Pierwszym, co zrobiłem po dotarciu do gospody, była prośba o napełnienie balii gorącą wodą. Moje życzenie zostało spełnione niemal natychmiast. Zmarszczyłem brwi, kiedy Ellian zasłonił balię drewnianym parawanem, kryjąc się za nim. Zrobił to pierwszy raz odkąd się znaliśmy. Słyszałem jak powoli rozbiera się i wchodzi do gorącej wody, a potem rozpryskuje ją po podłodze myjąc się. Po chwili jednak zza zasłony dął się słyszeć stłumiony szloch. Dopadłem parawanu w ułamek uderzenia serca. Ellian klęczał z nisko pochyloną głową, obejmując się ramionami. Woda zabarwiła się strużkami srebra z porozdrapywanych do krwi wnętrz jego ud. Wszedłem do balii uklęknąłem przy jednorożcu, przyciskając go mocno do siebie, czując jak woda nalewa mi się do butów.
- Nie chce zejść - łkał Elli - Ja... ja wciąż go czuję w środku... - jego serce biło tak szybko, jakby za moment chciało wyrwać się z jasnej piersi.
- Już dobrze, już go nie ma.... - kołysałem chłopca uspokajająco, a łzy nieznośnie szczypały mnie w oczy. Gdybym mógł, zabiłbym Felixa jeszcze raz, w jak najbardziej wymyślny sposób. Chciałem, żeby poczuł co to ból, jednak nic już nie mogłem zrobić. Otuliłem srebrnowłosego ręcznikiem i położyłem na łóżku, ostrożnie rozchylając jego nogi przyjrzałem się ranom, które sam sobie zadał. Były dość głębokie i wyglądały okropnie, jednak bardziej martwiły mnie uczucia Elliego. Odsłonił się teraz, pozwalając mi czuć to, co on czuł. Smutek, wstyd, upokorzenie, strach... Miałem ochotę zablokować jego myśli, uciec od tego wszystkiego, jednak nie mogłem, nie chciałem. Przycisnąłem go tylko mocno do siebie, pozwalając wypłakać się w moją koszulę.
Minęło kilka tygodni. Ellian trzymał się już lepiej, dużo rozmawialiśmy, śmiał się jak dawniej. Tylko nie pozwolił mi się zbliżać do siebie. Rozumiałem go, jednak to bolało. Przeniósł się na drugie łóżko, gdy po raz kolejny obudził się z krzykiem, bo przez sen przytuliłem się do niego. Poza tym wszystko wróciło do normy. Którejś nocy Ellian przebrał się do rytuału i stanął przede mną z lekkim uśmiechem
- Nie czekaj, wrócę późno...
- Jechać z tobą? - przecząco pokręcił głową i wyszedł
Wiedział, że będę czekać. I ja wiedziałem. Wrócił, gdy świtało, zarumieniony, radosny, promieniując nowa energią. Pochylił się nade mną, składając na moich ustach długi pocałunek. Jego tunika spłynęła na ziemię z cichym szelestem, podobnie jak spodnie. Usiadł mi okrakiem na biodrach z ognistymi wypiekami na policzkach, z zamglonym wzrokiem. Kiedy poczułem szkarłatną głębię jego aury wiedziałem już, że go odzyskałem...
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 12 2011 12:37:18
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Enna (enna_eithiel@op.pl) 12:23 17-08-2004
Pierwsza jestem!! Opowiadanie świetne, genialne, cudowne i co tam jeszcze poprostu wg zero wad)
Kario (karichan@interia.pl) 15:39 17-08-2004
A to jest moje jedno z najjjbardziej ukoffanych opcioow na TCD jedno z niewielu
Kario (karichan@interia.pl) 15:40 17-08-2004
Spotkamysie na chacie Fu ^__- Pozdrawiam gor±co!!
Aleksander (a_berenda@interia.pl) 16:27 18-08-2004
Jeszcze! Jeszcze!
stokrotka (stokrotka-997@wp.pl) 11:52 23-08-2004
zgadzam się z Aleksandrem. To jest po prostu boskie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne,genialne, genialne i jeszcze raz genialne!!!!
Ashura (Brak e-maila) 11:54 23-08-2004
super, ekstra,kocham to opowiadanie i glownego bohatera,jest taki slodziutki.napisz jeszcze cos, koniecznie!pozdrowionka!
Natiss (natiss@tlen.pl) 16:39 24-08-2004
To jest genialne, świetne i po prostu boskie!! Jak ja bym chciała tak pisać. Marzenie nie do spełnienia.
sintesis (Brak e-maila) 22:43 06-09-2004
pewnie sie powtorze ale to jest naprawde genialne opowiadanie... cudownie opisani bohaterowie, zdarzenia, uczucia i mysli... poprostu nie widze zadnych wad , moglabym je czytac kilkadziesiat razy i nadal posiadac bedzie ta niezwykla magie... jest poprostu nieziemskie ... pisz dalej a ja bede sie dalej ekscytowac
An-Nah (Brak e-maila) 11:13 18-11-2004
Ładne, ładne. Jedno z najładniesjzych twoich opowiadań. Bardzo przyjemna lektóra, ma klomat urok i w ogóle \"to coś\".
lollop (Brak e-maila) 21:04 20-11-2004
hmmm.... so sweet.... i jeszcze happy end... jak ja kocham happy edny.... pisz jeszcze!!!!! plosie
Urani (Brak e-maila) 11:30 17-03-2005
Buziaki dla mojej Fu. Jednorożec się rysuje))
lukger (Brak e-maila) 21:57 07-05-2006
przeglądałam to opko po raz kolejny, po prostu cudeńko.
Alexik (Brak e-maila) 00:27 10-08-2006
CUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUDNE *_* TO MOJE NAJULUBIEŃSZE OPOWIADANKO *_* Fu-chan słoneczko najsłodsa (nie ma to jak podlizywanie siem) napiś dalej napiś oni są cudni i słodcy i kochani *_* albo napiś teraś historie zie strony Eliana *_* jak to jest być jednoroĽcem prooooooooooooooooooooooooooooooooooosiem *_*
zephyrka (Brak e-maila) 08:58 27-07-2007
Pięknie oddane uczucia. Jedno z lepszych opowiadań jakie czytałam. Gratuluję niebanalnego stylu i wyczucia dobrego smaku. Winszuję. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|