Rozdział piętnasty - Stres
– Dlaczego miałbyś iść na ten pogrzeb? Przecież zupełnie jej nie znałeś! Nie powinieneś się tam pchać, Łukasz, to sprawa rodzinna.
Nastolatek westchnął w duchu. Wiedział, po prostu wiedział, że tak będzie. Sprawa z pogrzebem Danuty nie mogła przejść bez echa, bo jakby to tak? Oczywiście musiał jeszcze przejść przez cały proces przekonywania mamy, by mu pozwoliła tam pójść.
– Wiem, mamo, rozumiem. Naprawdę – zapewnił poważnie. – Tylko że nie chodzi o to czy znałem babcię Sebastiana, czy też nie. To nie dla niej mam iść na ten pogrzeb. Brutalnie rzecz ujmując, dla niej to już bez różnicy. Mnie poprosił Sebastian, mamo, i chcę tam iść dla niego – wyjaśnił Łukasz spokojnie.
– To dlaczego Sebastian cię o to poprosił? Przecież to jego rodzina, jego babcia. Co tobie do tego? – Łukasz czasami miał serdecznie dość dociekliwości swojej mamy. Czy nie mogłaby choć raz po prostu odpuścić? Machnąć ręką i powiedzieć „skoro chcesz, to idź”? Ale oczywiście nie, wywiad musiał zostać przeprowadzony.
– Mamo, nie mam bladego pojęcia czemu Sebastian mnie o to poprosił – zaczął Łukasz, pomimo irytacji starając się nie podnosić głosu – ale zrobił to, a ja mu obiecałem, że będę mu towarzyszyć na pogrzebie jego babci. Ja się nie znam na tych sprawach, ale wydaje mi się, że tak właśnie robią przyjaciele. Czy mogłabyś więc umożliwić mi spełnienie obietnicy, jaką mu złożyłem? To jest przecież w weekend, transport mam zapewniony, nie urywam się ze szkoły i wiem, że nie mamy też w ten dzień żadnych zobowiązań. To mogę? – wyrzucił na jednym tchu.
Urszula spojrzała na syna badawczo i odparła lekko:
– Skoro tak ci zależy to nie ma problemu. Nie musisz się tak denerwować przecież – mruknęła, jakby obrażona.
Łukasz miał wrażenie, że za moment zacznie walić głową w ścianę. Jego mama nagle stwierdziła, że „przecież nie ma problemu”, ale w gruncie rzeczy on od dwóch dni nic innego nie robił tylko męczył ten temat, bo wcześniej jakoś ten problem był.
Zrozumienie umysłu kobiet zupełnie przekraczało jego możliwości.
*
Sam pogrzeb Danuty nie był wydarzeniem wartym opisywania. Każdy chyba ma choćby blade pojęcie o tym, jak pogrzeby wyglądają, a ten był taki sam jak milion innych. Mnóstwo płaczących ludzi ubranych na czarno, kilka uroczystych słów, a co potem to wiadomo.
Sebastian przetrwał to wszystko uczepiony ramienia Łukasza niczym rzep. Nie płakał, nie szlochał, nie drżał, po prostu oparł policzek o bark swojego chłopaka i wystał tak całą uroczystość.
Dorota przeżyła to nieco bardziej niż Sebastian – była wszak na pogrzebie własnej matki. Kiedy zaczęła płakać, Łukasz zaczął się zastanawiać nad sposobem pocieszenia jej, lecz chwilę później zjawili się jacyś nieznani mu krewni i znajomi Doroty, więc chłopak dał sobie spokój. Ważne było po prostu, by nie była w tym momencie sama.
Danuta nie była ważną postacią w życiu Łukasza, a chłopak wiedział też, że nie pojawiała się zbyt często w życiu Doroty i Sebastiana. Mimo to miał wrażenie, że nadchodzi czas zmian. Zmian, których Łukasz tak naprawdę nie chciał, a wręcz się ich bał. Zmiany te nie mogły być niczym dobrym – w końcu Łukasz lubił swoje dotychczasowe życie. Może parę spraw dobrze by było ulepszyć, jednak chłopak miał wrażenie, że owe zmiany nie będą polegać na ulepszaniu niczego. Wręcz przeciwnie. Umysł podpowiadał mu, że szykuje się rewolucja.
*
Po powrocie do Szczecina wszystko ucichło jak ręką odjął. Dorota przez następny tydzień była nieco apatyczna, lecz później otrząsnęła się i wróciła do bycia sobą. Pogodną, wesołą, wyjątkowo tolerancyjną i nieco zapracowana sobą.
Łukasz wraz z Sebastianem ponownie spojrzeli w kalendarz, a ten był bezwzględny – koniec stycznia oznaczał ni mniej ni więcej lecz to, że mieli już tylko trzy miesiące do rozpoczęcia matur. Trzy miesiące. Trzy. I ani dnia dłużej.
Czy trzy miesiące to kupa czasu? No raczej nie – wystarczy pomyśleć o tym, że to właściwie takie wakacje dłuższe o połowę. A czy wakacje są długie? Odpowiedź chyba nasuwa się sama.
Wspólne przygotowywanie się do matur okazało się być naprawdę dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę fakt, że gdyby nie to, to Łukasz i Sebastian musieliby ograniczyć kontakt między sobą do minimum. Nauki naprawdę było sporo.
Nierzadko kusiła ich jakże słodka myśl o oderwaniu się od książek i porobienia kilkudziesięciu innych rzeczy… albo chociaż jednej innej rzeczy, ale za to jakiej przyjemnej. Musieli się jednak wzajemnie trzymać w ryzach.
– Przestań, Sebastian, uczę się historii sztuki! – Łukasz naprawdę dzielnie się bronił przed ustami Sebastiana skubiącymi go w szyję oraz jego dłońmi masującymi mu ramiona. – Nie masz nic innego do roboty?
– Nie mam! – fuknął z irytacją długowłosy. – Pieprzę matematykę! Pieprzę fizykę!
– Pieprzysz studia? – podsunął mu Łukasz.
– A żebyś wiedział! Pieprzę studia! – potaknął energicznie chłopak. – Jest tyle innych życiowych dróg do wyboru! Dlaczego mam wybrać akurat tę? Chrzanię to wszystko! Zostanę… zostanę na dłużej w McDonaldzie i będą do mnie mówić „kierowniku”! – oznajmił, splatając ręce na klatce piersiowej. – Albo zostanę Operatorem Kija Bejsbolowego w mafii sycylijskiej – dodał. – Albo w ogóle zostanę Ojcem Chrzestnym, założę własną mafię! Będę postrachem całej Polski, ba! Całego świata! Jestem inteligentny, przystojny i czarujący, nie będę mieć z tym problemu!
Łukasz zaśmiał się razem z Sebastianem.
– I nijak nie uda mi się ciebie nakłonić do zmiany zdania? – upewnił się krótkowłosy.
– Musiałbyś się mocno postarać – westchnął rozleniwiony Sebastian.
Łukasz, mimo całego swojego zaangażowania, ziewnął. Niemniej jednak uśmiechnął się chytrze i wysunął propozycję.
– Ja nauczę się tego rozdziału z historii sztuki, który obecnie czytam, ty zrobisz zadania z fizyki z tego rozdziału, który obecnie powtarzasz, a potem będziemy się pieprzyć tyle razy, ile tylko się da aż do chwili, kiedy będę musiał iść do domu – mruknął kusząco. – Więc jak będzie?
Sebastian przymknął oczy i przez moment udawał, że zastanawia się nad tą propozycją. Po tym czasie poderwał głowę i sięgnął ochoczo za podręcznik z fizyki.
– Przekonałeś mnie, a niech cię. Ale jesteś na dole! – zastrzegł jeszcze.
– Zobaczymy… – odparł enigmatycznie Łukasz z zadziornym błyskiem w oczach.
Reasumując: zarówno Łukasz jak i Sebastian wiedzieli, że to, co się w przygotowaniach do matury liczy najbardziej, to nic innego, jak odpowiednia motywacja.
*
– Hej, Łukasz, co się z tobą dzieje? – Agnieszka jednym zdaniem zatrzymała chłopaka od przekroczenia progu klasy zaraz po zajęciach.
– Co? – Chłopak uniósł lekko brwi odwracając się w stronę szatynki. – Nic się nie dzieje.
– Na pewno? – Agnieszka odgarnęła włosy za ucho, szturchając przy tym duży, okrągły kolczyk. – A dasz się wyciągnąć na herbatę?
Chłopak zerknął na zegarek po czym wzruszył ramionami lekko.
– W sumie czemu nie – odparł i dał się zaprowadzić Agnieszce do pobliskiej kawiarenki.
– Jest coś konkretnego, o czym chciałaś ze mną porozmawiać? – spytał wreszcie, ponieważ od kiedy zamówili sobie coś do picia, Agnieszka nie wyglądała jakby miała ochotę zaczynać jakikolwiek temat.
– Tak – odparła po chwili namysłu. – Czy jest coś konkretnego o czym ty chciałbyś pogadać?
– Co? – zdumiał się Łukasz. – Ale ja pytałem czy…
– Wiem – przerwała mu Agnieszka. – Ale zaciągnęłam cię tutaj, ponieważ wydaje mi się, że coś cię gryzie. Jeśli tak jest, to po prostu wiedz, że możesz mi o tym powiedzieć – wyjaśniła spokojnie.
Łukasz stwierdził, że to było cholernie miłe z jej strony. W końcu na pewno miała jakieś inne sprawy, na pewno ważniejsze… no i przede wszystkim – swoje. A jednak zdecydowała się poświęcić swój czas, by spróbować wyciągnąć od Łukasza coś, co go gnębi, cokolwiek to było.
– Słuchaj, ja… dzięki – powiedział wreszcie chłopak. – W sensie… powiedziałbym ci, co mnie gryzie, gdybym tylko mógł. Ale nie mogę. Sam po prostu nie wiem o co chodzi. Coś siedzi mi w podświadomości, jakiś taki niepokój, ale obojętnie ile bym o tym nie myślał, nie mogę sprecyzować czego on dotyczy.
– I nie chodzi tu o maturę, co? – odgadła Agnieszka.
– Trochę chyba chodzi, ale też wydaje mi się, że nie do końca. – Łukasz przeczesał swoje krótkie włosy palcami. – Naprawdę nie wiem. Z jednej strony wszystko jest dobrze, ale tak pod skórą czuję, że jest zupełnie inaczej niż na przykład rok temu. Wtedy też było dobrze, ale jakoś tak inaczej. Swobodniej. A teraz po prostu… Ech, nieważne. Nie chcę cię zadręczać swoim bełkotem – westchnął wreszcie.
– Hej, Łukasz. – Agnieszka pokręciła lekko głową. – Wyciągnęłam cię na herbatę właśnie po to, byś mógł mnie w spokoju pozadręczać swoim bełkotem, naprawdę.
– I naprawdę chcesz o tym słuchać? – upewnił się.
– Jasne. Dawaj. Tak robią przyjaciele, prawda? – Agnieszka uśmiechnęła się szeroko.
Łukasz mrugnął oczami ze zdumieniem. Nie spodziewał się tego, naprawdę. Z drugiej jednak strony nie mógł zaprzeczyć, że gdyby się głębiej zastanowić on również uznałby Agnieszkę za swoją przyjaciółkę. Po prostu wcześniej nie zdawał sobie sprawy, że między jedną pracą a drugą i między wyjściami do kawiarni pojawiła się między nimi przyjaźń. Cóż, to mogło być uznane za nieco dziwaczne, biorąc pod uwagę różnicę wieku i parę innych delikatnych spraw, ale po co roztrząsać takie nieistotne sprawy?
– Tak, tak robią przyjaciele – odparł po chwili Łukasz. – Tylko obiecaj mi, że gdy będziesz mieć jakiś problem, to też nie zawahasz się do mnie zadzwonić.
– Masz to jak w banku. – Agnieszka uśmiechnęła się ciepło. – A teraz nadawaj o tym, dlaczego to czujesz niepokój.
Łukasz westchnął głęboko, wziął łyk herbaty i zaczął mówić.
– Rok temu jak byłem z Sebastianem, to czułem się po prostu dobrze. Nie zastanawiałem się nad przyszłością ani nad różnymi życiowymi wyborami. A teraz… też się czuję z nim dobrze i świetnie się dogadujemy… Między nami nic się nie popsuło, ale za to zmieniło się wszystko poza nami. Za moment piszę maturę, a potem będę szedł na studia i… Wszystko się zmienia po prostu. Teraz jest tak dobrze i staram się korzystać z każdej chwili spędzonej z nim, bo… boję się, że to się zaraz skończy. Boję się, że kiedy wszystko zacznie się tak gwałtownie zmieniać, to między nami też się coś zmieni i że będę musiał wybierać między nim a moją rodziną… Ja nie chcę wybierać, Aga – wyznał szczerze. – Ja nie mogę wybierać. I oni i on… są nieodłącznymi częściami mojego życia. Wiem, że go krzywdzę tym całym ukrywaniem się… Ale też tak bardzo boję się im powiedzieć. Po prostu się boję – westchnął cicho. – Już teraz mam wrażenie, że całe moje życie się rozpada na kawałki, a jeszcze jakbym im powiedział… Ja nie jestem tak silny jak on, Aga. Nie jestem. I nie będę. Nie potrafię być.
Agnieszka zupełnie nie potrafiła dać Łukaszowi odpowiedniej rady, jednak starała się ze wszystkich sił zarówno go wysłuchać jak i pocieszyć kilkoma słowami. Łukasz właśnie tego potrzebował. W gruncie rzeczy przez cały ten czas przez jego życie przewinęło się tak mało osób, z którymi mógłby porozmawiać od serca, że dałoby się je policzyć na palcach jednej ręki.
Łukasz wyszedł z kawiarni dwie godziny później – nareszcie było mu nieco lżej na duszy, choć na sercu wciąż ciążył niepokój. Tego jednak nie mógł się pozbyć ot tak, niczym za dotknięciem magicznej różdżki, od jednej rozmowy.
Czego Łukasz nie wiedział, to to, że kilka kilometrów dalej Sebastian przeżywał podobne rozterki, lecz korzystając z nieco bardziej nowoczesnych środków przekazu. W skrócie: Kinga i Skype.
– Oddala się ode mnie – westchnął, kiedy po przywitaniu się i omówieniu kilku problemów Kingi przyszła nareszcie kolej na jego sprawy. – Niby jest tak samo między nami, ale ja czuję jakąś taką różnicę… wewnątrz. Boję się, że to między nami dobiegnie końca. To wszystko teraz jest takie niepewne!
– Bracie, weź głęboki oddech! – Blondynka usiadła przed swoim laptopem po turecku, jakby medytowała. Sebastian nie powtórzył tego, lecz idąc za jej radą wciągnął głęboko powietrze w płuca i powoli je wypuścił. – No brawo – pochwaliła go Kinga. – To teraz weź się sam spoliczkuj, bo ja nie dosięgnę.
– Ej no, za co? – oburzył się Sebastian. – Kazałaś mi przecież mówić jak się mają sprawy między mną a Łukaszem, no to ci mówię!
– No właśnie mi nie mówisz, tylko snujesz jakieś emo wizje przyszłości! Nic tylko pomalować sobie oczy grubą, czarną kredką i podciąć żyły! – prychnęła dziewczyna. – Człowieku, weźże ty się w garść! Skoro mówisz, że teraz jest dobrze, to dlaczego zamartwiasz się rzeczami, które jeszcze nie nadeszły? Zdążysz się pomartwić przyszłością w momencie, kiedy da ci kopa w tyłek, ale nie prędzej!
– Po prostu boję się, że go stracę – westchnął Sebastian.
– To mu to powiedz – odparła spokojnie Kinga. – Albo wymyśl coś, żebyście byli jeszcze bliżej.
Sebastian nie mógł nie okazać zainteresowania ostatnimi słowami dziewczyny.
– Co dokładnie masz na myśli?
Blondynka wywróciła oczami, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak ironiczne „faceci…”. Sebastian puścił to mimo uszu, bo jednak bardziej mu zależało na jej odpowiedzi.
– Jeśli chłopakowi podoba się dziewczyna – zaczęła blondwłosa – i nie chce, by ktoś inny zgarnął mu tę dziewczynę sprzed nosa, to prosi ją o tak zwane „chodzenie ze sobą”. Czy tak?
– No tak – odparł.
– A kiedy chce się upewnić, że już nigdy przenigdy żaden chłopak mu tej dziewczyny nie odbije, to prosi ją o rękę i się z nią żeni, czy tak? – ciągnęła dalej Kinga.
– To co, mam się mu oświadczyć, do tego zmierzasz? – prychnął Sebastian nagle. – No jasne, już lecę! Ale jakbyś zapomniała, kobieto, to tu jest Polska! Nie Ameryka! Tu geje nie biorą ślubów, bo to kurna nielegalne! – warknął Sebastian z irytacją tak wielką, że Kinga miała wrażenie, iż po raz pierwszy w życiu Sebastianowi ten fakt naprawdę przeszkadzał.
– Nie mówiłam o oświadczynach, pacanie! – burknęła jednak w odpowiedzi. – Wyobraź sobie, że tutaj lesbijki też nie biorą ślubów, więc nie udawaj jedynego poszkodowanego przez nasze prawo – fuknęła. – A wracając do tematu, to rzuciłam ci po prostu taką teoretyczną myśl – odparła. – Nie możesz się mu oświadczyć, a przynajmniej nie w świetle prawa, ale przecież heterycy też się tak od razu nie oświadczają. Jestem pewna, że możesz coś wykombinować. Pomyśl.
– A tobie chodzi coś takiego po głowie? – zapytał wreszcie brunet.
– Póki co nic konkretnego, ale jestem pewna, że możesz coś wymyślić – zapewniła go Kinga. – Jakoś dać Łukaszowi do zrozumienia, że chciałbyś czegoś więcej i coś zrobić, żeby ten wasz związek wskoczył na wyższy poziom czy coś… Pomyśl nad tym.
Sebastian przeczesał sobie włosy palcami.
– Dobra, zobaczymy co da się zrobić.
Chłopak zupełnie nie miał pomysłu jak zrobić to, co sugerowała Kinga, jednak przecież nigdy nie wiadomo, jak to życie się poukłada.
*
– Łukasz, no weź coś zjedz. – Urszula z westchnieniem podsunęła synowi pod nos talerz z kanapkami. Specjalnie się postarała, by zrobić mu takie, które lubi najbardziej, jednak tego poranka chłopak nie mógł przełknąć ani kęsa.
– Nie jestem głodny, mamo – odparł chłopak, bębniąc nerwowo palcami w blat stołu. Wreszcie nie wytrzymał tego bezruchu i wstał gwałtownie. – Pójdę wcześniej do Sebastiana – oznajmił. – Przynajmniej będzie pewność, że się nie spóźnimy.
– I tak się nie spóźnicie – odparła Urszula. – Jest jeszcze wcześnie.
– Wiem, ale…
– Nie musisz się tak stresować, Łukasz – powiedziała uspakajającym tonem. – Przecież wiem, że się dużo uczyłeś razem z Sebastianem. Na pewno pójdzie ci śpiewająco.
– Mamo, to jest matura – jęknął chłopak. – Jak niby mam się nie stresować?
– Po prostu w siebie uwierz.
– Jak?
– No nie wiem – odparła wreszcie. – Ale ja w ciebie wierzę bezgranicznie, więc idź tam i niech komisji opadną szczęki, jasne?
Łukasz odetchnął głęboko, nie potrafiąc ukryć lekkiego uśmiechu, który wywołały słowa jego mamy.
– Jasne, mamuś. Dzięki.
Niemniej jednak kiedy dotarł do Sebastiana, znów był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Nie umiał tego pohamować.
– Wcześnie jesteś – zauważył Sebastian, witając go w progu. – Dopiero kończę jeść śniadanie.
– Nie ma sprawy. Nie mogłem po prostu u siebie wytrzymać.
– Matko, Łukasz! Ty jesteś normalnie blady! – Sebastian wciągnął Łukasza do środka, od razu przykładając mu dłoń do czoła.
– Nic mi nie jest. To tylko stres – mruknął brunet, strząsając dłoń swojego chłopaka.
– Jadłeś śniadanie? – krzyknęła z kuchni Dorota.
– Nie jestem głodny – odparł Łukasz, choć nie był pewien, czy Dorota go usłyszała. Usłyszał jednak Sebastian i to wystarczyło.
– Chodź, zjesz u nas – stwierdził, ciągnąc chłopaka za sobą.
– Nie, naprawdę nie mam apetytu…
– To nie było pytanie, Łukasz – uciął Sebastian i usadził swojego chłopaka przy stole w kuchni. – Albo zjesz, albo cię nakarmię siłą – zagroził.
Łukasz w odpowiedzi tylko jęknął cicho, widząc, że jest na z góry przegranej pozycji.
– Ale z ciebie nadopiekuńcza kwoka – burknął jedynie. Łukasz naprawdę miał dobre chęci, ale kiedy dostał talerz z jedzeniem, po prostu go odrzuciło. – Nie, Sebastian, nie mogę – westchnął, odsuwając od siebie wszystko, co właśnie podała mu Dorota. Czuł, że gdyby to zjadł, to i tak skończyłoby to w kanałach, oczywiście o ile zdążyłby dobiec do łazienki.
Sebastian przysunął się do Łukasza i chwycił go za rękę.
– Ty się trzęsiesz – zauważył, splatając swoje palce z palcami pobladłego chłopaka.
– Nic na to nie poradzę – odparł bezradnie Łukasz, bo faktycznie miał wrażenie, że jego dłonie trochę dygocą.
– Mamo – Sebastian nagle zwrócił się do Doroty – odwiozłabyś nas dzisiaj do szkoły?
– Nie mieliście przypadkiem jechać tramwajem? – spytała kobieta przekornie.
– Proszę? – Sebastian potrafił być naprawdę przekonywający, kiedy tylko chciał.
– Jasne, że was podwiozę – odparła z uśmiechem Dorota. – Miałam zamiar to zrobić nawet, jakbyś nie poprosił. Przecież zaczynacie dzisiaj matury, należy wam się – dodała.
– Dzięki, mamo. – Sebastian uśmiechnął się do niej szeroko. – Jesteś świetna.
– Ach, no przecież wiem. – Dorota odpowiedziała mu podobnym uśmiechem.
Sebastian chwycił Łukasza za przedramię i pociągnął go bez słowa za sobą.
– Ej, co robisz?! – oburzył się chłopak, nie wyrywając się jednak zbytnio.
– Właśnie zyskaliśmy dodatkowe pół godziny. Zamierzam wykorzystać ten czas, by cię należycie odprężyć – wyjaśnił Sebastian chytrze.
– Czy ty chcesz zrobić to, co ja myślę, że chcesz zrobić? – zapytał ostrożnie Łukasz, przekraczając próg pokoju Sebastiana.
– Podejrzewam, że tak, o ile tylko myślisz, że zamierzam cię teraz przelecieć.
Sebastian gwałtownie przyciągnął Łukasza do siebie. Łukasz nie protestował.
– Zero subtelności – skomentował jednak.
Sebastian objął dłońmi jego policzki i pocałował namiętnie, nie tracąc czasu na wymyślanie werbalnej odpowiedzi. Łukasz objął plecy swojego chłopaka i odpowiedział żarliwie na pieszczotę. Po chwili jednak odsunął się od niego, starając się przejąć kontrolę nad swoim nierównym oddechem.
– Czekaj, cholera – mruknął z irytacją. – Jeśli pogniotę sobie teraz ubrania to będzie naprawdę źle – zauważył.
Sebastian znów go pocałował – nie mniej namiętnie niż za pierwszym razem, lecz teraz jednocześnie zaczął powoli rozpinać jego białą koszulę.
– Więc muszę cię rozebrać bardzo wolno i ostrożnie – odparł z chytrym uśmiechem. Jeden guziczek, drugi guziczek… zapowiadało się, że trochę to potrwa, acz Sebastianowi ta sytuacja wręcz odpowiadała. To Łukasz musiał się bardziej męczyć, zwłaszcza, że jego chłopak
całkiem przypadkowo dotykał przy okazji jego klatkę piersiową w sposób, który nie mógł go nie podniecić. Cholerny Sebastian i jego cholerne-gorące gierki!
Sebastian na szczęście jeszcze nie był przebrany w strój galowy, więc kiedy tylko spodnie Łukasza zostały odłożone bezpiecznie na poręcz krzesła, ten bez ostrzeżenia pchnął chłopaka na jego własne łóżko, łącząc ich usta po raz kolejny tego poranka i przejmując inicjatywę. Nie musiał się przecież martwić, że pogniecie mu ubranie – nie zamierzał się więc ani trochę powstrzymywać.
– Taki jesteś chętny? – zaśmiał się Sebastian.
– Nie, żeby ci to przeszkadzało – odparł Łukasz, całując wolno szyję swojego chłopaka. W każdy z tych pocałunków wkładał całą swoją duszę, chcąc sprawić Sebastianowi jak najwięcej przyjemności oraz jak najlepiej zapamiętać jego smak i zapach.
– Jesteś… namiętny. – Sebastian mruknął cicho i odchylił głowę do tyłu najmocniej, jak tylko mógł, wyginając kręgosłup w przód. Jego palce szybko zaplątały się we włosach Łukasz, a oddech stracił na regularności. Prawie nie zauważył przerwy w pocałunkach, a jednak już chwilę później zorientował się, że nie ma już na sobie koszulki, a Łukasz właśnie ściąga z niego spodnie.
– I to też ci nie przeszkadza, jak widzę – mruknął chłopak w odpowiedzi, składając delikatne pocałunki na klatce piersiowej Sebastiana. Na obojczykach. Wokół sutków. Na mostku. Na brzuchu. Przy kościach biodrowych. Na podbrzuszu. I niżej. Niżej. Kiedy pocałował wnętrze uda, Sebastian zadrżał i westchnął.
– Czy przypadkiem… – zająknął się Sebastian mrużąc oczy, starając się opanować płytki oddech. – To nie ja miałem… cię odprężyć?
Łukasz powolnie przerzucił się na drugie udo swojego chłopaka, muskając je na przemian swoimi pocałunkami i gorącym oddechem.
– Sprawianie ci przyjemności odpręża mnie wyjątkowo skutecznie – zapewnił cicho, a jego usta powędrowały nieco w górę uda chłopaka. Sebastian zaczynał od tego wariować.
– Chcesz być na górze? – zaproponował wreszcie.
Łukasz odsunął twarz od uda chłopaka, kładąc tam w zamian swoją ciepłą dłoń i przesunął się nieco wyżej na łóżku, wisząc na kolanach i łokciach nad Sebastianem i patrząc mu prosto w oczy.
– Myślałem, że to ty chcesz mnie przelecieć. – Twarz Łukasza była tylko kilka centymetrów od ust Sebastiana, a jego dłoń nie przestawała krążyć po udzie chłopaka.
– Sądziłem, że tak dzisiaj wolisz. Ale chyba jednak masz ochotę dominować – szepnął. Tylko cudem powstrzymywał własne biodra przed wychyleniem w stronę dłoni Łukasza, która przecież była tak blisko, ale również – och, niech to cholera! – tak piekielnie daleko.
– Chcesz być na dole? – upewnił się Łukasz wolno, jednocześnie oplatając palcami penisa Sebastiana. Chłopak w odpowiedzi cały zadrżał, jakby przeleciał przez niego prąd.
– Ja… – Sebastian próbował odpowiedzieć, ale wtedy Łukasz zaczął powoli poruszać palcami, odbierając mu zdolność rozumowania. Zdołał jednak wydusić z siebie: – Tak, ta… k, ch…chcę!
– Okej, przyjąłem. – Łukasz przestał pieścić Sebastiana, a zamiast tego przyciągnął go mocno do pocałunku. Już dawno się tak namiętnie nie całowali. Czule, wolno, spokojnie. Badali każdy zakamarek swoich ust, zupełnie jakby robili to po raz pierwszy. Zapalczywie.
Sebastian chwycił Łukasza za pośladki, powoli zaciskając na nich palce, jakby chciał dać swojemu chłopakowi do zrozumienia, że pocałunek pocałunkiem, ale on czeka na coś więcej.
Łukasz jednak nie dał się zbić z tropu i nadal żarliwie kontemplował usta Sebastiana, choć jedna z jego dłoni powędrowała poniżej pleców chłopaka ot, jakby chciał dać znać, że zrozumiał przekaz Sebastiana, lecz również przypominał mu, że to on – Łukasz – ma kontrolę nad sytuacją i nie zamierza z tego rezygnować.
Chłopak w odpowiedzi westchnął z widocznym niezadowoleniem, jednak odprężył się tyle, ile tylko mógł i pozwolił Łukaszowi działać wedle jego widzimisię. Nie mógł jednak powstrzymać swojej dłoni przed dotknięciem brzucha Łukasza, a potem przed zsunięciem jej niżej, niżej… i jeszcze niżej, aż do penisa chłopaka. W momencie, gdy go objął palcami, Łukasz syknął gardłowo i oderwał się od zajęcia, jakim było całowanie Sebastiana po szyi.
– Niech cię cholera – jęknął, zanurzając palce w długie włosy chłopaka i całując go krótko w usta. – Gdzie masz nawilżenie? – spytał wyczekująco, bo tak naprawdę już sam nie mógł się powstrzymać i cały drżał z oczekiwania. Nagle jednak przyszło mu coś bardzo niedobrego do głowy. – Cholera, a czy nam się ostatnio nie skończyło?
Sebastian parsknął śmiechem, choć nie był pewien jakim cudem mu się to udało, skoro ledwie trzymał się przy zdrowych zmysłach z podniecenia.
– Skończyło – przyznał jednak. – Ale będąc szalenie przezornym człowiekiem, zaopatrzyłem nas w nowe – dodał z przebiegłym uśmiechem, odwracając się do tyłu, by sięgnąć do szafki nocnej przy łóżku.
Łukasz szybko skorzystał z zawartości małej butelki, gdy tylko dostał ją w ręce.
– Wiesz, że cię uwielbiam, prawda? – mruknął, uśmiechając się szeroko.
– Wiem, ja też siebie uwielbiam – odparł ze śmiechem Sebastian, kładąc się z powrotem na łóżku i pozwalając, by jego chłopak nakrył go swoim ciałem.
Łukasz wszedł w niego jednym, płynnym ruchem. Ostatnio kochali się na tyle często, że mógł sobie odpuścić zabawę w jeden paluszek, drugi paluszek i tak dalej. Sebastian był wystarczająco przygotowany bez tego i Łukasz wiedział, że nie sprawi mu już bólu.
Sebastian jęknął gardłowo i Łukasz rozpromienił się widząc, że na twarzy chłopaka widać było tylko bezgraniczną przyjemność. A Łukasz bardzo lubił sprawiać mu przyjemność.
Sam zresztą też nie narzekał. Całe ciało miał napięte do granic możliwości, a oddech przyspieszony. Mimowolnie wydawał ciche jęki w rytm własnych ruchów we wnętrzu Sebastiana. Doświadczenie pomogło Łukaszowi powstrzymać się od przyspieszenia pchnięć. No, może niekoniecznie takie doświadczenie pisane z wielkiej litery, lecz małe, niepozorne doświadczonko, które zdobył wraz z Sebastianem. Niemniej jednak jakieś tam było i pomogło mu utrzymać się na wodzy i poruszać biodrami wolno i regularnie. Łukasz wiedział, że doprowadza tym Sebastiana do szału. Sam również ledwo wytrzymywał, ale było warto.
– Łukasz… – westchnął Sebastian, tuż przed tym jak wygiął swoje ciało gwałtownie i odrzucił głowę w tył, osiągając spełnienie.
– Sebastian… – Łukasz odpowiedział tym samym, a po paru kolejnych pchnięciach doszedł, wtulając twarz w szyję swojego chłopaka i całując ją mocno.
Kilka następnych sekund minęło im na wsłuchiwaniu się we własne, przyspieszone jeszcze oddechy. Leżeli wtuleni w siebie. Łukasz nadal miał twarz przy szyi Sebastiana, a Sebastian palce we włosach Łukasza.
– Ale ci bije serducho – spostrzegł po chwili Sebastian.
– Twoje bije nie mniej, nie myśl sobie. – Oddech Łukasza połaskotał delikatnie skórę chłopaka.
– Bo mi dałeś nieźle do wiwatu – zaśmiał się ciepło Sebastian.
– Należało ci się.
Łukasz podparł się na przedramionach i zsunął ze swojego chłopaka, układając się za to tuż przy nim na boku. Zgiętą w łokciu ręką podparł swoją głowę i w milczeniu wpatrywał się w Sebastiana.
– Co robisz?
– Podziwiam – odparł Łukasz spokojnie. Wyciągnął jedną dłoń przed siebie i opuszkami palców zaczął badać delikatnie twarz Sebastiana. Dotknął powiek, policzków, obrysował kształt nosa i ust. Potem znów podniósł się na rękach i nachylił lekko, by złożyć na ustach Sebastiana łagodny pocałunek, czuły i bardzo lekki, niczym muśnięcie skrzydłami motyla. – Jesteś piękny – szepnął.
Sebastian spojrzał na Łukasza, całkowicie zdumiony. Wiedział, że podoba się swojemu chłopakowi – Łukasz mówił mu to nie raz. Ta sytuacja była jednak inna. Gesty Łukasza, takie czułe, wręcz intymne, delikatne, jakby pełne podziwu. Sebastian miał wrażenie, że w jego wnętrzu rozlewa się coś ciepłego i bardzo, ale to bardzo przyjemnego.
– Dziękuję – odszepnął. Podniósł się na przedramionach i pocałował Łukasz w usta tak samo czule, jak on przed chwilą pocałował jego. – Ale ty też – dodał. – I może nawet… piękniejszy.
Nie wiadomo, jak długo mogłaby trwać ta scena – prawdopodobnie całą wieczność – gdyby Dorota nie krzyknęła spod schodów:
– Chłopaki! Już trzeba się powoli zbierać!
Sebastian parsknął cichym śmiechem.
– I romantyczna atmosfera poszła w cholerę.
Łukasz odpowiedział mu szerokim uśmiechem.
– Może to i dobrze. Zaczynało się robić odrobinę zbyt patetycznie, nie sądzisz? – uznał, starając się zachować powagę, choć jego oczy wciąż się śmiały.
– Och, no może trochę.
– Troszeczkę – dodał Łukasz.
– Odrobinkę.
– Tyci tyci.
Obaj parsknęli śmiechem i zaczęli się podnosić z łóżka. Wymieniając luźne uwagi zaczęli wbijać się w swoje ciemne spodnie i zapinać koszule. Kiedy Łukasz był na etapie wiązania krawatu, Sebastian nagle poderwał głowę i podszedł do niego prędko.
– Czekaj, daj mi to zrobić!
– Co, krawat? – zdumiał się Łukasz, przerywając szarpanie się z materiałem.
– No – odparł zwięźle Sebastian. – Zawsze chciałem to zrobić – przyznał.
– Zawiązać mi krawat? – upewnił się Łukasz.
– Jasne. To cholernie seksowne, nie sądzisz?
– E, nie wiem. Może trochę – przyznał Łukasz po namyśle. – No i kimże ja jestem, by cię powstrzymywać, skoro tak bardzo chcesz? – zaśmiał się.
Sebastian, czując się dumny jak paw z niepojętych przez siebie powodów, zabrał się do wiązania Łukaszowi krawata, a po skończonej robocie spojrzał na swoje dzieło. Jeśli to nie było perfekcyjnie, to Sebastian nie wiedział już, co było.
– Łał – skwitował Łukasz. – Naprawdę łał. Ale swój musisz sobie zawiązać sam, bo jeszcze nie opanowałem sztuki wiązania krawatów na kimś innym niż ja sam – dodał.
– Nie ma sprawy – odparł Sebastian z szerokim uśmiechem. – Grunt, że przez całą maturę będę mieć świadomość, że siedzisz w krawacie, który własnoręcznie zawiązałem.
– Kręci cię to?
– No ba!
– Wariat! – skwitował Łukasz, ale pocałował swojego chłopaka w skroń tuż przed wyjściem z jego pokoju.
Sebastian parsknął śmiechem w odpowiedzi.
– I nie martw się maturą. Rzucisz komisję na kolana – dodał ze znaczącym uśmieszkiem.
Łukasz ryknął niepohamowanym śmiechem.
– Sebastian, ty zboczeńcu! – warknął między salwami wesołości. – Przysięgam, że ja cię kiedyś po prostu zabiję, wiesz?
– A wiem, wiem.
Dorota przez całą drogę nie mogła rozgryźć, z czego chłopaki się tak chichotali. Nie martwiło jej to jednak. Grunt, że po stresie nie było ani śladu.