ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Tamten świat 11 |
Valrisowi śniło się, że jest w domu otoczony służbą. Było miło i przyjemnie. Nagle do jego snu wdarł się jakiś nieprzyjemny zgrzyt. Najpierw otoczenie zmieniło się na ciemne i ponure, tka, ze nawet nie widział gdzie się znajduje, potem jakieś tajemnicze ręce zaczęły go rozbierać i dotykać po całym ciele. Przeraził się, a serce zaczęło mu walić jak oszalałe. Próbował się bronić, lecz napastnik tylko śmiał się z jego nieporadnych prób. Nagle stwierdził, że nie znajduje się w swoim pałacu, tylko leży w jakimś lecie, a coś trzyma go za ręce i nogi i uniemożliwia wydanie jakiegokolwiek głosu. Na dodatek to przykre uczucie, ze ktoś go rozbiera i dotyka pogłębiło się jeszcze bardziej. Jednakże tym razem zobaczył napastnika, niestety było zbyt ciemno żeby mógł dokładnie zobaczyć jego twarz.
- No proszę, a wiec nasza księżniczka obudziła się – zarechotał napastnik po czym przybliżył twarz do jego twarzy.
Valris poczuł odór wypitego wina pomieszany z potem. „Obudziła”? A wiec to nie jest sen? Nie! To nie może być prawda! Zaczął się szamotać, jednakże napastnik był zbyt silny, na dodatek usłyszał szyderczy śmiech gdzieś sponad swojej głowy. A więc było ich dwóch! Nagle poczuł jak siedzący na nim okrakiem napastnik rozdziera mu spodnie, po czym sięga ręką tam gdzie nikt do tej pory nie ośmielił się nawet spojrzeć, nie mówiąc już o dotknięciu. Zaczął się znowu szarpać. Napastnik pochylił się nad nim i wysyczał mu prosto w twarz:
- Jak będziesz grzeczny, to może daruję ci życie, jak już nas zadowolisz. – po czym zacisnął rękę na członku Valris. Ten zamknął oczy, z których zaczęły ciec łzy, przygotowując się na najgorsze, gdy nagle ręka na jego przyrodzeniu zniknęła, jak również ciężar przygniatający ciało do ziemi. Tylko ręce wciąż były trzymane w żelaznym uścisku. Otworzył oczy i zobaczył stojąca nad nim postać. Przeraził się, że to kolejny z bandytów chce się z nim zabawić, lecz nagle postać odezwał się dziwnie znajomym głosem:
- Ładnie to tak? Dwóch na jednego, w dodatku śpiącego?
Akirin! Ale jakim cudem? Przecież on zległ od nadmiaru wina. W tym momencie jego ramiona zostały uwolnione, a jakiś cień rzucił się w stronę Akirina. Chwila szamotaniny i cisza. Książę podszedł do Valrisa i dotknął jego ramienia. Ten wzdrygnął się i odruchowo rzucił do tyłu.
- Uspokój się, to tylko ja, Akirin.
Valris odetchnął z ulgą i rzucił się rozmówcy w ramiona. Wiedział, że w tym momencie zachowuje się niemęsko, ale strach przed tym co mogło go spotkać, wziął górę nad wszystkim. Akirin objął go ramieniem, wyciągnął z ust Valrisa knebel i zaczął gładzić po głowie, powtarzając cicho i łagodnie:
- Już dobrze, jesteś już bezpieczny.
Trwało dobrą chwilę zanim roztrzęsiony Valris uspokoił się, a łzy przestały płynąć z oczu.
- Uspokoiłeś się już? – Valris mruknął coś na potwierdzenie. – W takim razie chodźmy spać, cała noc jeszcze przed nami, a nie wiadomo co nam dzień przyniesie.
- Nie! – wyszeptał przerażony wczepiając się kurczowo w bluzę księcia. – Nie mogę zasnąć, oni znowu mogą…
- Nic ci nie zrobią, będę spał obok. Chodź – powiedział łagodnie, po czym wstał, wciąż obejmując Valrisa. Podprowadził go do miejsca, gdzie mieli rozłożone swoje rzeczy. Mimo panującego mroku Valris rozpoznał sylwetkę śpiącego Gahalana. Stanął niezdecydowany. Wtedy Akirin lekko pchnął go w kierunku derki na której sam wcześniej spał. Valris położył się na niej, a obok niego Akirin i objąwszy go ramionami otulił ich obu drugą derką.
- Możesz spać spokojnie, obronię cię – szepnął Akirin, na co Valris objął go jeszcze mocniej i wtulił jeszcze bardziej. Zanim zasnął zdążył pomyśleć, że kiepski z niego mężczyzna.
Kiedy się obudził rano, w pierwszej chwili przeraził się, że coś nie pozwala mu się ruszyć. Jednak szybko sobie przypomniał co się stało w nocy i że to coś, to ramiona obejmującego go wciąż Akirina. Odetchnął z ulgą i wtulił się w niego jeszcze bardziej. Podczas zabawy poprzedniego dnia książę poluzował wiązania koszuli na piersi i teraz Valris mógł napawać się jego zapachem, który był całkiem przyjemny dla wrażliwego nosa Valrisa. Zaczął wciągać głęboko powietrze, chcąc go nawdychać jak najwięcej.
- Wiesz, że to łaskocze? – odezwał się nagle rozbawionym głosem Akirin.
Valris drgnął jakby chciał uciec, ale mocny uchwyt Akirina uniemożliwił mu to.
- Wyspałeś się już?
- Chyba tak – bąknął niepewnie Valris.
Akirin rozluźnił uchwyt, jednak wciąż obejmował młodzieńca. Spojrzał uważnie na jego twarz. Widocznie nie zobaczył na niej nic niepokojącego, bo zapytał:
- A jak się czujesz?
- Wstyd mi – mruknął Valris wtulając się w pierś Akirina. – Jestem mężczyzną, uczono mnie jak walczyć, a mimo to nie byłem w stanie się obronić. Nie mogłem nawet się uwolnić. – Jego ciałem wstrząsnął cichy szloch. Po chwili jednak uspokoił się. – Pewnie mną teraz gardzisz.
- Dlaczego miałbym? – zdziwił się Akirin. – Nie każdy musi być wojownikiem. Może twoim przeznaczeniem jest coś innego niż walka… - Valris nic nie odpowiedział. – To co, wstajemy? Nasi gospodarze już dawno się obudzili.
- Musimy? Tamci mogą znowu… - głos mu uwiązł w gardle.
- Jeśli znowu będą coś kombinowali, to ich zabiję.
- Nie dasz rady, ich jest zbyt wielu.
Akirin roześmiał się.
- Nie martw się, w razie czego Gahalan mi pomoże.
- Nie uważasz, że jesteś zbyt pewny co do jego umiejętności?
- Ależ skąd, uczę go tego, co mnie uczono, więc wiem co osiągnę. To jak, wstajemy?
- Będzie z tym mały problem – mruknął Valris. – Całe ubranie mam podarte po tym wczorajszym.
- Masz jakieś zapasowe?
- W jukach.
- Poczekaj – Akirin wstał i zaczął grzebać w bagażach Valrisa. Wyciągnął jakieś ubranie i podał właścicielowi. – Dasz radę przebrać się pod derką? W ten sposób nikt nie zauważy, że coś było nie tak.
- Dzięki – Valris uśmiechnął się niepewnie i zaczął zmieniać ubranie.
Kiedy już skończył, Akirin obudził ślepca. W tym momencie podszedł do nich jakiś mężczyzna, który powiedział o gotowym posiłku. Usiedli przy jednym z ognisk. Jak poprzedniego dnia, tak i teraz Akirin troskliwie zajmował się ślepcem. Valris natomiast siedział cicho, po drugiej stronie księcia, wyjątkowo blisko. Na szczęście żaden z bandytów nie próbował robić nic podejrzanego. Również na szczęście nie ujawnił się żaden z napastników z poprzedniego wieczora. Valris pomyślał z nadzieję, ze może wystraszyli się Akirina. Po skończonym posiłku Salres i Bergman odciągnęli na chwilę księcia na bok. Valris spojrzał na niego z niepokojem, lecz zobaczył uspokajający wzrok skierowany na Gahalana i uśmiech. Instynktownie przesunął się w stronę ślepca.
- Coś ty dzisiaj taki milczący? – zainteresował się Gahalan.
- Kiepsko spałem – mruknął.
- Co, za twardo dla pańskiego tyłka? – zakpił ślepiec, ale Valris nie odpowiedział. – Ty chyba jednak musisz być chory – westchnął.
Valris dalej milczał. W końcu Akirin skończył rozmowę.
- Co chcieli? – zainteresował się Valris.
- Pytali czy nie chcielibyśmy się do nich przyłączyć. Ja odmówiłem, wy jak chcecie.
- Też podziękuję – mruknął Valris i wzdrygnął się.
- Kusząca propozycja – mruknął Gahalan – ale raczej też podziękuję.
- Ja cię nie trzymam – stwierdził spokojnie Akirin. – Możesz robić co chcesz.
- No i właśnie to robię – wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Uczę się jak cię zabić.
Akirin roześmiał się.
- A już myślałem, że mój urok osobisty sprawił, że o tym zapomniałeś.
- Chcesz mnie pozbawić jedynej przyjemności jaka mi jeszcze została? Nigdy!
Valris patrzył na nich zdumiony. Jak oni mogą tak lekko rozmawiać o czymś takim? Nie mógł zrozumieć. Niestety nie miał czasu żeby się dłużej nad tym zastanawiać. Szybko spakowali swoje rzeczy, a potem znowu zasłoniono im oczy. W pierwszym momencie Valrisowi serce podeszło do gardła. Bał się, że znowu ktoś… Na szczęście nic takiego się nie stało. Jechali jakiś czas, aż w końcu przystanęli. Zdjęto im worki z głów. Valris rozejrzał się w koło i stwierdził, że znajdują się na trakcie, w miejscu, w którym spotkali bandytów. Oddano im całą ich broń. Salres odciągnął Akirina na stronę.
- Mam nadzieję, że twój przyjaciel dobrze się ma? – zapytał z troską z głosie.
- Pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie to go męczyło. Po raz pierwszy coś takiego go spotkało, więc to zrozumiałe.
- Przeproś go w moim imieniu. Niestety czasami trudno jest zapanować nad tymi ludźmi, zwłaszcza jak do głosu dochodzą ich żądze.
- Na pewno sobie poradzisz – Akirin z uśmiechem poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Zapewniam cię, że odpowiednio go ukarzę za to.
- Salres – odparł książę z łagodnym uśmiechem – obaj dobrze wiemy, ze tego nie zrobisz.
- Ale…
- Cii – Akirin przykrył usta rozmówcy ręką. – Daj mi skończyć. Obaj wiemy, ze tego nie zrobisz. Jego masz na co dzień, a mnie raczej już nigdy nie zobaczysz. To oczywiste, że nie chcesz sobie robić wroga z kogoś, kto może ci w nocy wbić nóż w plecy, tylko dlatego, że mnie lubisz. Ja to rozumiem i nie mam pretensji. Cieszę się, że myślisz w ten sposób, ale lepiej będzie jeśli pomyślisz o sobie.
Salres uśmiechnął się.
- Mądry z ciebie dzieciak. Mam nadzieję, że jednak jeszcze kiedyś się spotkamy.
Akirin odwzajemnił uśmiech.
- Nie miałbym nic przeciwko temu. – Po czym wsiadł na konia i ruszył przed siebie.
Valris złapał lejce gahalanowego konia i podążył za Akirinem.
Kiedy nadszedł wieczór rozbili obozowisko. Na szczęście Bergan dał Akirinowi trochę zapasów, więc mogli sobie pozwolić na trochę bardziej wystawną kolację niż zazwyczaj. Po skończonym posiłku Gahalan stwierdził nagle, że jest strasznie zmęczony i poszedł spać. Po chwili można było usłyszeć jego ciche pochrapywanie.
- Mogę cię o coś zapytać? – zaczął niepewnie Valris wpatrując się w ogień.
- Tak?
- Skąd wiedziałeś, że potrzebuje pomocy? I jakim cudem tak szybko otrzeźwiałeś?
Akirin zachichotał.
- Wcale nie byłem pijany.
- Jak to? Przecież sam cię musiałem tachać na posłanie i jechało od ciebie niczym z beczki pełnej wina.
- To był podstęp. Widziałem jak coniektórzy gapili się na nas. Nie byłem pewien co im chodzi po głowach, więc postanowiłem obserwować. Wiedziałem, że mnie nie ruszą. Ci którzy byli z nami w więzieniu widzieli na co mnie stać, więc najzwyczajniej w świecie bali się mnie. Wystarczyło, że opowiedzieli o wszystkim pozostałym, odpowiednio to ubarwiając i reszta też powinna się mnie bać.
- Jesteś dość pewny siebie – mruknął Valris.
Akirin uśmiechnął się szeroko.
- W każdym razie o siebie byłem spokojny. Co do Gahalana, to w więzieniu tak bardzo go znienawidzili, że nie zdziwił bym się gdyby go chcieli teraz zabić. Zanim go nie oślepiłem, nikt nie był w stanie go pokonać, wszyscy się go bali. Teraz jest bezbronnym ślepcem, więc mogli chcieć się go pozbyć z zemsty. Dlatego właśnie uczę go walki. Teraz mogę go bronić, ale to nie będzie trwało wiecznie, poza tym to dumny człowiek, widzę jak go gryzie, że jest taki bezradny i uzależniony od innych. Jeśli zaś chodzi o ciebie… - zamilkł na chwilę, jakby zastanawiał się jakich słów użyć, żeby nie urazić rozmówcy. – Jesteś młody i przystojny, masz delikatną skórę, ciało nieskalane ciężką pracą. Jesteś niczym kobieta.
- No wiesz… - Valris obruszył się.
- To miał być komplement. Piękne kobiety sa jak kwiaty, które można podziwiać z daleka i wąchać je, ale nie zrywać, bo stracą cały swój urok. Ty jesteś podobny. Nic więc dziwnego, że znalazło się paru chamów, którzy chcieli się z tobą zabawić. Postanowiłem wiec udawać, że piję, żeby w pewnym momencie wszyscy pomyśleli, że jestem kompletnie pijany i żeby wykonali swój ruch.
- Ale sam widziałem jak wlewałeś w siebie wino – bąknął niepewnie.
- Część faktycznie musiałem wypić, ale potem zwracałem je jak odchodziłem na stronę pod pretekstem pilnej potrzeby. A reszta… Kiedy tylko mogłem, to wylewałem na ziemię. Łatwo było, biorąc pod uwagę, że wszyscy zajęci byli tym co mówiłem. Potem udałem kompletnie pijanego i czekałem. Na szczęście okazało się, że to chodziło o ciebie.
- Na szczęście?! No wiesz… - obruszył się Valris.
- Ne zrozum mnie źle – odparł szybko Akirin. – Po prostu chodzi o to, że gdyby to chodziło o Gahalana, to pewnie nie rozegrałoby się to tak cicho, bo on jednak by nie żałował sobie. A wtedy pewnie musielibyśmy walczyć z nimi wszystkimi i pewnie nawet byśmy niektórych z nich zabili, a tego wolałem uniknąć. Ze względu na Salresa i Bergana. Kiedy byłem w tym wiezieniu, oni jedni okazali mi sympatię i pomoc. To dużo dla mnie znaczy. Nie chciałbym zaprzepaścić tego.
- Rozumiem.
Zapadła cisza.
- Chyba jednak się do tego nie nadaję – bąkną w końcu Valris.
- Do czego? – Akirin uważnie popatrzył na rozmówcę. Siedział ze spuszczoną głową i grzebał jakimś patykiem w ziemi.
- Do tego wszystkiego, podróżowania samotnie.
- Dlaczego? – zdziwił się. – Przecież to fajna sprawa.
- Może dla ciebie. Jesteś silny, sprawny i mądry. Ja jestem na to za słaby. Myślałem, że skoro jestem mężczyzną i coś mnie tam nauczyli jak walczyć, to dam sobie radę. Wczoraj się właśnie okazało jak sobie dałem radę.
- Więc co, chcesz wracać? Jeśli tak to mogę cię odeskortować dokąd chcesz. Mnie jest bez różnicy w którą stronę pojadę, Gahalanowi raczej też.
- Sam nie wiem. Z jednej strony chciałbym, ale z drugiej, nie mogę.
- Dlaczego? Co takiego zrobiłeś?
- Ja nic, ale każą mi się ożenić z osobą, której nawet nie znam. Typowo polityczne małżeństwo. Nie chcę tego! Dlaczego nie mogę sam zdecydować o tym, kogo mam poślubić? Dlaczego ojciec zawsze musi wszystko za mnie decydować?
- To masz tak samo jak ja – westchnął Akirin. Valris zdziwiony popatrzył na niego. – Też mi kazali poślubisz kogoś, kogo nigdy na oczy nie widziałem. Tylko, że ja nie mam zamiaru tego robić. I nie mam zamiaru wracać do domu.
- Nie będzie ci tego wszystkiego brakowało?
- Czego? – Akirin spojrzał uważnie na Valrisa, jakby chciał go przewiercić wzrokiem.
- No, tego co zostawiłeś.
- Trochę, jakby nie patrzeć, to część mojego życia. Jednakże nie boję się zacząć wszystkiego od nowa, nie boję się ciężkiej pracy. – Valris popatrzył na niego zdziwiony. – Widzisz, mimo iż pochodzę z bardzo bogatej rodziny, to jednak nigdy nie broniono mi kontaktów z biedotą. Mój opiekun wręcz nalegał, żebym się z nimi bawił i wychowywał.
- Mówisz „opiekun”. Czyżbyś nie miał rodziców?
- Matka zmarła przy połogu, ojciec żyje. Ale wychowywał mnie mój… krewny, który ma większą władzę niż mój ojciec. No i jest o wiele mądrzejszy od niego. Tylko, że dopiero teraz to doceniłem – uśmiechnął się kpiąco. – Ironia losu, dopiero teraz zrozumiałem jak wiele dostałem. Wcześniej byłem takim głupcem. Tyle razy się na niego wściekałem, że każe mi robić te wszystkie rzeczy i uczyć się tego wszystkiego, a teraz się okazuje, że jego nauki uratowały mi życie. – Widząc pytające spojrzenie Valrisa dodał: - To on nauczył mnie tego dziwnego sposobu walki.
- To musi być wspaniały człowiek. Może kiedyś będę miał okazję spotkać go i mu podziękować. Gdyby nie on, to byś mnie nie mógł obronić i kto wie, co by się stało.
- Ty jeszcze nigdy nie miałeś kontaktu z innymi w „ten” sposób?
- Nie – burknął zawstydzony Valris. – Ojciec uważał, że przy mojej pozycji nie mogę tego robić z byle kim. „Czystość krwi” i inne podobne bzdury.
- A ty co o tym sądzisz?
- Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Widzisz, w mojej rodzinie flirtowanie z innymi to coś normalnego. Moi rodzice, tak samo jak ich rodzice, traktują flirt jako jedno z narzędzi do osiągnięcia korzyści. Rozumiesz, uwieść kogoś i wyciągnąć to co się chce. Dlatego też miałem nauczyciela tylko do nauki flirtu. Więc ta sztuka nie jest dla mnie obca. Tylko że… to jest dla mnie takie … puste. Ja chyba nie nadaję się na polityka. – Westchnął ciężko. – Chciałbym chociaż raz przeżyć miłosne uniesienie, poczuć smak prawdziwego uczucia. Tylko, że w moim kraju byłoby to niemożliwe, moja rodzina jest zbyt znana, dlatego, jak tylko nadarzyła się okazja, uciekłem, w nadziei, że uda mi się znaleźć to, czego szukam. Gdybym to znalazł, wtedy może byłoby mi łatwiej pogodzić się z tym z czym muszę.
- I znalazłeś?
- Nie.
- W takim razie musisz szukać dalej. Kiedyś w końcu znajdziesz.
- Myślisz? – podniósł wzrok i popatrzył uważnie na uśmiechającego się ciepło Akirina.
- Oczywiście. A do tego czasu możesz z nami podróżować. Jeśli chcesz, to mogę cię nauczyć paru sztuczek, które mogą ci pomóc, kiedy będziesz w niebezpieczeństwie.
- Naprawdę?
- Oczywiście, to żaden problem.
- Dzięki – Valris uśmiechnął się. – Chyba już pójdę spać.
- Dobry pomysł, też już pójdę. – Akirin zagasił ognisko o położył się spać, jednak nie było dane mu zasnąć. Kiedy już prawie usypiał, poczuł szturchnięcie w ramię.
- Śpisz już?
- Prawie – odparł zgodnie z prawdą.
- Mogę spać z tobą?
- Słucham? – odwrócił się i spojrzał na Valrisa. W jego, rysującej się na tle nocnego nieba, sylwetce było coś takiego, co sprawiło, że Akirinowi zrobiło się żal.
Valris westchnął.
- Ja wiem, że jesteśmy bezpieczni, a ja zachowuję się gorzej niż baba, ale czułbym się pewniej gdybym mógł spać przy tobie.
- Fakt, zachowujesz się jak baba – mruknął Akirin – ale niech ci będzie. Chodź tu.
Chwilę potem Valris zasypiał wtulony w Akirina, a na jego twarzy błąkał się uśmiech, nie wiadomo czy ulgi czy też może zadowolenia.
Przez kolejne dni nie działo się nic ciekawego. Wędrowali przed siebie, nocując pod rozgwieżdżonym niebem, bądź na kilka dni zatrzymując się w mijanych miastach i oglądając lokalne atrakcje. I chociaż Valris już dawno zapomniał o tym przykrym incydencie w obozie zbójników, to jednak cały czas spał z Akirinem, czy to pod wspólną derką czy w jednym łóżku. Gahalan w sumie nie miał nic przeciwko, czasami nawet uśmiechał się dziwnie podejrzanie, natomiast książę… Na początku żal mu było Valrisa, potem zaczęło mu to nawet sprawiać przyjemność. Bywały noce, kiedy musiał uważać, by Valris nie zauważył jego pożądania. Może gdyby wiedział co czuje Valris, jego rozterki skończyły by się już dawno temu. Valris na początku nie chciał się przyznać nawet sam przed sobą, że niecierpliwie oczekuje, kiedy nadejdzie wieczór i znowu będzie mógł się wtulić w to wspaniale umięśnione ciało Akirina, poczuć jego zapach, czy jego oddech na własnej twarzy. Budziło się w nim nowe, zupełnie dla niego niezrozumiałe uczucie. Wiedział tylko, że jest ono przyjemne i chce go jak najwięcej. I dostał któregoś dnia.
Tego dnia, a właściwie nocy, byli w komnacie sami, Gahalan siedział w karczmie i raczył się lokalnym trunkiem alkoholowym, zawiązując nowe znajomości. Valris, jak zawsze, przytulił się do Akirina, jednak nie mógł zasnąć. Jego serce biło mocniej niż zazwyczaj i jeszcze mocniej niż zazwyczaj pragnął. Leżał próbując się uspokoić, lecz nie mógł, tak bardzo chciał. Chciał czegoś wiej niż tylko przypadkowych dotknięć. Ostrożnie wyswobodził rękę z uścisku akirinowych ramion i delikatnie dotknął jego twarzy. Zaczął wodzić palcami, jakby chciał ją zapamiętać.
- Akirin – szeptał.
Położył dłoń na jego policzku i przytknął czoło do jego czoła. Leżał tak przez chwilę pozwalając jego oddechowi pieścić własne usta. Na koniec delikatnie pocałował go w usta. Nie wiadomo dlaczego, pojedyncza łza spłynęła mu po policzku. Już chciał zabrać rękę i spróbować zasnąć, gdy nagle poczuł jak coś łapie go za rękę.
- Nie zabieraj – Chrapliwy szept, a potem pocałunek w wewnętrzną stronę dłoni.
- Akirin? – przestraszył się. – Nie spałeś?
- Nie zabieraj – powtórzył książę i zaczął całować każdy z palców.
Serce Valrisa zabiło jeszcze mocniej. Tylu ludzi całowało jego dłoń, jedni z obowiązku, inni dla próby zdobycia jego zainteresowania, z którego mogliby później wyciągnąć korzyści, lecz jeszcze nikt nie robił tego tak zmysłowo. Ręka obejmując plecy Valrisa drżała jakby w jakiej chorobie, pierś Akirina unosiła się szybko. Valris położył na niej drugą rękę i wyraźnie wyczuł jego gwałtownie bijące serce. Zrobiło mu się dziwnie gorąco. Wiedziony impulsem, nie myśląc, pocałował Akirina. Poczuł gwałtownie wydychane powietrze, smak korzeni z napoju, który pił Akirin do kolacji i jeszcze coś. Coś co sprawiło, że książę zakleszczył go w jeszcze mocniejszym uścisku i wpił się łapczywie w usta. W pierwszej chwili spiął się, chciał uciekać, tak jak wtedy w lesie, jednakże te usta były zupełnie inne, ciepłe i delikatne, mimo iż natarczywe. Powoli rozluźnił się poddając. Czuł jak ręce Akirina błądzą po jego plecach, jak wplatają się we włosy, czuł jak nogi tamtego łapczywie oplatają jego własne i czuł jeszcze coś: drgające i próbujące się wyrwać materiału bielizny podniecenie tamtego wbijające się w jego udo. Przez chwilę przeleciało mu przez głowę pytanie, czy Akirin też czuje jego własne pożądanie. Jednak nie miał czasu nad tym dłużej myśleć. Alirin nagle przerwał pocałunek i błyskawicznie przekręcił ich obu, tak, że teraz Valris leżał na plecach, a książę pochylał się nad nim.
- Możesz się jeszcze wycofać, jeśli się boisz – wychrypiał Akirin całując kochanka po szyi. – Potem już będzie za późno.
- Nie chcę – Valris zdziwił się, jak jego głos może być tak pełen namiętności. Złapał Akirina za twarz i przyciągnął do swojej, zmuszając do pocałunku, głębokiego i łapczywego.
Książę nie oponował, był już na granicy wytrzymałości, zwiększył intensywność pocałunków. Resztki rozsądku, jakie jeszcze nie zostały przyćmione przez pożądanie, mówiły mu, że powinien być bardzo ostrożny i delikatny. Żeby nie spieprzyć wszystkiego. I chociaż chciał jak najszybciej posiąść Valrisa, to jednak powstrzymywał się, koncentrując się tylko i wyłącznie na pocałunkach. W pewnym momencie twarz i szyja kochanka nie wystarczyły mu. Chaotycznie ściągnął z niego koszulę w której tamten spał, potem pozbył się swojej własnej. Począł pieścić gładki i pozbawiony jakiegokolwiek owłosienia tors Valrisa.
- Piękny – szeptał w jego ucho, delikatnie je przygryzając i liżąc.
Valris jęknął. Ta niewinna pieszczota wprawiła jego ciało w drgania. Nie zdążył ochłonąć, gdy poczuł usta i dłonie kochanka na swojej piersi. Całował go delikatnie przygryzając skórę, łapał ją między wargi i przyszczypując zostawiał czerwone ślady. Bawił się sutkami, to liżąc je, to ssąc i przygryzając, to pieszcząc dłonią. Jednocześnie drugą dłonią wodził po poruszającym się od gwałtownych oddechów, brzuchu, powoli schodząc coraz niżej. Aż w końcu jego dłoń nakryła prężące się pod materiałem bielizny, pożądanie. Valris na chwilę znieruchomiał. Przez jedną chwilę, krótszą niż jeden oddech, ogarnęła go panika, jak wtedy w lesie, jednakże szybko zniknęła. Ręka na jego kroczu po prostu leżała. Odetchnął. Po chwili poczuł jak palce Akirina zaczynają delikatnie ugniatać jego mosznę. I nawet materiał nie przeszkadzał mu odczuwać płynącej z tego przyjemności. Wplótł jedną rękę we włosy kochanka, bezwiednie zaciskając palce, a drugą błądził po jego plecach. Jęki przyjemności wylewały się z jego ust raz po raz.
Akirin, widząc, że kochanek nie opiera się, zaczął pieścić jego przyrodzenie przez materiał, wciąż całując jego pierś i brzuch. W pewnym momencie przerwał na chwilę i oderwawszy się od kochanka szarpnął jego bieliznę, ściągając ją do kolan. Zanim Valris zdołał zaprotestować, wrócił do całowania, skupiając na tej pieszczocie całą jego uwagę. Błądził ręką po całym jego ciele, coraz bardzie zbliżając się do naprężonej męskości. Pieścił wewnętrzną stronę ust, co chwila przyszczypując skórę delikatnie palcami. Valris czuł jak przez jego ciało przebiegają ładunki. Nagle poczuł jak Akirin bierze w dłoń jego męskość i ściska. Jęknął z rozkoszy. Nie sądził, że sam dotyk może być tak przyjemny. A gdy w końcu zaczął poruszać ręką, naciskając to mocniej, to słabiej, jego pożądanie osiągnęło szczyt. Jednakże spełnienie nie nadeszło. Akirin nagle zabrał rękę. Zawiedziony już chciał coś powiedzieć, gdy nagle poczuł jak kochanek rozchyla mocniej jego uda, po czym wsuwa palec między pośladki, napierając na otwór. I chociaż czuł mrowienie pożądania w tamtym miejscu, to jednak wzdrygnął się i odpychając kochanka krzyknął histerycznie:
- Nie!
Palec momentalnie zniknął, za to przed jego oczami pojawiła się twarz Akirina mówiącego uspokajająco:
- Spokojnie, nie zrobię nic czego nie będziesz chciał. – Po czym zaczął go całować namiętnie i łapczywie, pragnąc zatrzeć to niemiłe wrażenie.
Valris łapczywie oddawał pocałunki, jednak wciąż zaciskał nogi i pośladki. Po chwili tak zatracił się w pocałunkach, że zapomniał o tym i rozluźnił się. Czując to Akirin wrócił do pieszczot, jednakże omijał pośladki, skupiając się za to na wewnętrznej stronie ud i drżącej, naprężonej męskości. Wziął ją w dłoń i zaczął leniwie pieścić przesuwając ręką w górę i w dół i zachaczając co rusz o mosznę. Valris czuł kumulujące się w podbrzuszu ciepło. Nie zdając sobie nawet z tego sprawy, sam zaczął poruszać biodrami, wychodząc naprzeciw pieszczocie. W pewnym momencie kumulujące się w nim pożądanie osiągnęło swój szczyt i eksplodowało, rozlewając się po ręce Akirina i jego własnym podbrzuszu. Kiedy odzyskał ostrość zmysłów, w poświacie wpadającego do komnaty księżyca, zobaczył pochylającą się nad nim uśmiechniętą twarz Akirina.
- Przepraszam, szybko poszło – bąknął wyraźnie zakłopotany, na co Akrin nic nie powiedział, tylko pocałował go.
- Zajmij się teraz mną – wyszeptał Akirin i wziąwszy jego dłoń wsadził we własną bieliznę, kładąc ją na naprężonym przyrodzeniu. – Tak samo.
Valris nerwowo przełknął ślinę. Co będzie jeśli się nie sprawdzi, jeśli go nie zadowoli? Czy będzie się śmiał? Nerwowo uwolnił jego męskość z bielizny i zaczął pieścić, starając się powtarzać ruchy kochanka. Jednocześnie uważnie patrzył na jego twarz. Wpadający do komnaty blask księżyca oświetlał ją na tyle, że mógł widzieć jego przymknięte oczy i namiętnie rozchylone usta z których wydobywały się jęki rozkoszy. Patrząc tak na wypływające na twarz Akirina pożądanie pomieszane z przyjemnością, nagle poczuł, że jego męskość znowu domaga się uwagi. Akirin widocznie też to jakoś poczuł, bo nagle złapał go za rękę i przerwał pieszczoty. Zanim zdumiony Valris zdążył o cokolwiek zapytać, złączył ich dłonie razem i objął ich stykające się członki, po czym zaczął poruszać biodrami wsuwając się i wysuwając z tak utworzonego, dość ciasnego tunelu. Valris spojrzał na niego zdziwiony, nie sądził, ze coś takiego też może sprawić ogromną przyjemność. Patrzył zafascynowany na pożądanie malujące się na twarzy kochanka. Czuł, że coraz bardziej zafascynowany tym widokiem, daje się też ponieść potężnemu pożądaniu. Członek Akirina ocierający się coraz szybciej o jego własny, dawał co chwila potężną dawkę przyjemności. Przymknął oczy i dając się ponieść namiętności także zaczął poruszać biodrami, mając nadzieję, ze to zwiększy doznania jeszcze bardziej. I nie pomylił się. Jego doznania zwiększyły się tak bardzo, że wystarczyło zaledwie parę ruchów, by eksplodował z krzykiem. Sekundę potem usłyszał i poczuł jak kochanek także osiąga spełnienie.
Akirin osunął się na posłanie. Chociaż nie był to największy orgazm, jaki przeżył, to jednak czuł się zaspokojony i usatysfakcjonowany. Ręką naznaczoną ich wspólnym spełnieniem począł gładzić ciężko oddychającego Valrisa po brzuchu, rozsmarowując resztki spermy.
Valris zachichotał.
- Będziemy musieli z rana pójść do łaźni.
- To nic – mruknął Akirin całując kochanka w skroń.
- Przepraszam – bąknął Valris.
- Za co? – zdziwił się i uważnie popatrzył na rozmówcę.
- Zawiodłem cię, nie dałem ci tego co chciałeś, nie mogłeś się właściwie zaspokoić.
- Nie gadaj głupot. Ty myślisz, że co to jest? – podsunął pod nos Valrisa rękę oblepioną ich wymieszana spermą. – Gdybyś mnie nie zaspokoił, tego byłoby o wiele mniej. – Nie wiadomo czemu, Valris zaczerwienił się, w duchu dziękując ciemności, że okrywa go swymi ramionami. – A jeśli chodzi o tamto… po prostu, jeśli będziesz gotowy, wtedy powiesz i już. Przyjemność można osiągnąć na różne sposoby. Chyba było ci przyjemnie, co?
- Było – mruknął niewyraźnie, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
Akirin zaśmiał się.
- Więc nie myśl o tym więcej.
- A jeśli ja nie… co wtedy zrobisz? Pójdziesz do Gahalana?
- Nie wiem. Może tak, może nie, trudno mi teraz na to odpowiedzieć. Zobaczymy później, a teraz śpij.
- A co z Gahalanem? Jeszcze go nie ma – bąknął niepewnie.
- Nic mu nie będzie, jest dorosły.
- Ale ślepy. Może gdzieś się zgubił?
Akirin westchnął.
- No dobra, pójdę go poszukać.
|
|
Komentarze |
dnia maja 06 2012 20:27:09
Nareszcie, nareszcie!!!! Nie no ja lubię Gahalana, ale jednak... no oni mi pasują na najlepszych przyjaciół a nie na kochanków
Cóż niewiele się pomyliłam. Myślałam że to Gahalan będzie miał kłopoty a nie Varlis, ale może to i lepiej. No proszę jak im potem na dobre wyszło ;]
Weny, weny i jeszcze więcej weny |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|