艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Ksi膮偶臋 艂obuz贸w |
Lestat mnie dra偶ni艂; ilekro膰 bowiem zaczyna艂em spisywa膰 histori臋 mojego w艂asnego 偶ycia, pojawia艂 si臋 w niej jak gwiazda i zabiera艂 mi ca艂y blask. Jako cz艂owiek nie by艂 nikim wyj膮tkowym i magiczna przemiana jego osoby, jaka mia艂a miejsce w momencie jego przeistoczenia si臋 w wampira, irytowa艂a mnie jak cier艅 wbity w stop臋. Cho膰 niejednokrotnie usi艂owa艂em wyrwa膰 ten cier艅 i pozby膰 si臋 go ze 艣cie偶ki mojego losu, Lestat zdawa艂 si臋 by膰 czym艣 nieujarzmionym i nie do pokonania – zw膮tpiwszy wi臋c w strz臋p w艂adzy nad nim w granicach mojego bytu, pozwoli艂em mu stale dryfowa膰 na skraju 艣wiadomo艣ci.
Sk艂ama艂bym, gdybym powiedzia艂, 偶e nie by艂 pi臋kny. Nawet w okresach mojej wyj膮tkowej niech臋ci ku jego osobie, sk艂onny by艂em potwierdzi膰, 偶e jest istot膮 niebanaln膮 i wyr贸偶niaj膮c膮 si臋. Ca艂ym sob膮, od niechcenia, prezentowa艂 postaw臋 oszlifowanego, l艣ni膮cego diamentu, zmuszonego b艂yszcze膰 samotnie w艣r贸d pomyj. Nie mia艂 poszanowania dla nikogo i dla niczego, poj臋cie sacrum nie wyst臋powa艂o w jego s艂owniku; chyba to tak bardzo mnie do niego przyci膮ga艂o. By艂 moim idealnym przeciwie艅stwem i czu艂em si臋 szcz臋艣liwy, mog膮c od czasu do czasu zaczerpn膮膰 z fontanny jego niesamowito艣ci.
Bezczelno艣膰 jego dzia艂a艅 mnie onie艣miela艂a i zniesmacza艂a r贸wnocze艣nie. Nie mog艂em jednak powstrzyma膰 si臋 od cichego podziwiania oboj臋tno艣ci, z jak膮 pope艂nia艂 czyny niemoralne, niew艂a艣ciwe i wulgarne. Ja sam nigdy nie zdo艂a艂bym pokona膰 g艂osu sumienia, ukrytego w moim sercu.
Chcia艂bym o nim napisa膰 – m贸j przyjaciel, lecz nie by艂aby to prawda. Gardzi艂 mn膮, nawet wtedy, kiedy mnie po偶膮da艂, wstydzi艂 si臋 chyba w艂asnych pragnie艅, wi臋c ukrywa艂 je za zas艂on膮 wykorzystywania mnie. Sam przed sob膮 usprawiedliwia艂 swoje poczynania, pr贸buj膮c sobie wm贸wi膰, 偶e wytrzymuje ze mn膮 tylko ze wzgl臋du na moje pieni膮dze. By艂 fa艂szywy i poniek膮d 偶a艂osny w swojej niezdolno艣ci do pogodzenia si臋 z ograniczeniami, wynikaj膮cymi z jego natury. Przez d艂ugie lata nie potrafi艂em zdecydowa膰 si臋, czy bardziej go podziwiam, czy 偶a艂uj臋; do tej pory nie jestem tego pewien.
Claudia mia艂a by膰 dla niego sposobem na ucz艂owieczenie si臋. Cho膰 zdawa艂 si臋 che艂pi膰 i chwali膰 swoim byciem ponad lud藕mi, w g艂臋bi duszy t臋skni艂 czasem za 偶yciem, kt贸rego nie dane by艂o mu zazna膰. Bola艂a go my艣l, 偶e przemiana w wampira wynika艂a nie z jego inwencji, a z poddania si臋 losowi, bardzo nie lubi艂 traci膰 kontroli nad tym, co go otacza艂o. Inni spo艣r贸d nas nazywali go Srebrzystym Paniczem, Ksi臋ciem Z艂odziei – musia艂em si臋 z tym zgodzi膰, bowiem Lestat krad艂 co tylko mu si臋 spodoba艂o, nie bacz膮c na uczucia innych.
Dlaczego po艣wi臋cam mu tak wiele czasu, tak wiele s艂贸w – gorzkich lub nie, ale jednak s艂贸w? Nie jestem pewien, czy zdo艂am odnale藕膰 odpowied藕 na to pytanie. Podejrzewam, 偶e rzecz tkwi w tym, 偶e mu zazdroszcz臋. Jego lekko艣ci, lekcewa偶enia, jego braku wstydu w niekt贸rych kwestiach. Ob艂udy, kt贸ra pozwala mu kpi膰 sobie ze 艣wiata, cho膰 ten s膮dzi, 偶e go doskonale zna. Ot贸偶 nie, moi drodzy – tak naprawd臋 nikt nie jest w stanie rozgry藕膰 markiza de Lioncourt, pana na hrabstwie skrusza艂ych ko艣ci.
M贸wi臋 o bezwstydzie Lestata. To nie do ko艅ca jest odpowiedni zwrot, lecz wygl膮da na to, 偶e nie potrafi臋 znale藕膰 czego艣, co opisze go lepiej. M贸g艂bym powiedzie膰, 偶e jest jak balet, cho膰 i to nie by艂aby ca艂a prawda. Zmuszony jestem czyni膰 moje s艂owa l偶ejszymi, wydr膮偶onymi, pustymi i mia艂kimi. Balast zwrot贸w znacz膮cych zbyt ci臋偶ki jest, by stosowa膰 je w odniesieniu do jego osoby.
Znowu robi臋 to samo! Mia艂em dzieli膰 si臋 sob膮, lecz ten przekl臋ty paniczyk o w艂osach w barwie zbo偶a z jego rodzinnych stron kradnie mi ca艂y splendor. Tak, Lestat zdecydowanie dobrze czuje si臋 w nienale偶膮cym do niego blichtrze i blasku st艂uczonych lamp. Cichy p艂omie艅 szepcze we mnie „Czy ty by艂by艣 got贸w wyj艣膰 na scen臋 i powiedzie膰 – tak, to ja! – jak on to uczyni艂? My艣la艂by艣 o odpowiedzialno艣ci, kt贸r膮 niesie to za sob膮, on za艣 odrzuci艂 t臋 odpowiedzialno艣膰 z rozbrajaj膮cym u艣miechem! Nie jeste艣 godzien wylewania swych 艂ez na papier, m贸j drogi.”
Pragnienie dotkni臋cia jego nieczystej 艣wi臋to艣ci spala mnie jak gor膮czka. Och, wiele bym da艂 za to, by m贸c odej艣膰 bez s艂owa jak on i nie my艣le膰 o tym, co za sob膮 pozostawiam! To ja go porzuci艂em, a cierpi臋 znacznie bardziej, zupe艂nie jakby by艂 zdolny do odwr贸cenia naszych r贸l za pomoc膮 pstrykni臋cia palcami.
Gdzie偶 podzia艂y si臋 czasy, w kt贸rych lekcewa偶eniem jego osoby i odpychaniem go, zdolny by艂em skupi膰 ca艂膮 jego uwag臋 na sobie? Cho膰 ze zniecierpliwieniem i jadem, mimo wszystko to mnie, w艂a艣nie mnie! po艣wi臋ca艂 swoje s艂owa i czyny. Chcia艂bym zrzuci膰 ca艂膮 win臋 na niego, jako tego, kt贸ry z艂ama艂 mnie, zmuszaj膮c, bym nieodwracalnie zadurzy艂 si臋 w jego przegni艂ym, zrobacza艂ym sercu.
Nawet teraz, w tak rozpaczliwie pustym i ch艂odnym momencie mojego 偶ycia, got贸w jestem przybiec na jego skinienie i zaczeka膰, a偶 艂askawie zechce si臋 do mnie odezwa膰. Co wi臋cej, robi臋 to w艂a艣nie teraz – w chwili, w kt贸rej podsumowuj臋 m贸j lestatowy rachunek sumienia. Ukryty za kulisami sceny dr偶膮cej od g艂臋bokich d藕wi臋k贸w, ws艂uchuj臋 si臋 w jego zniekszta艂cony g艂os, 艣piewaj膮cy o naszych najwi臋kszych tajemnicach. Oczami wyobra藕ni widz臋 jego sylwetk臋, oblan膮 艣wiat艂em niczym b艂yszcz膮c膮 aureol膮, kolejnym dowodem jego u艣wi臋cenia. Rozk艂ada r臋ce, jakby m贸wi艂 „podejd藕cie do mnie, moje dziatki, i zechciejcie zrosi膰 krwi膮 moj膮 twarz, bowiem jestem zes艂any przez waszego Boga. Moje cia艂o jest jego tabernakulum, a wasza posoka – op艂atkiem, co ulega przeistoczeniu”. Do listy prywatnych grzech贸w mog臋 do艂o偶y膰 r贸wnie偶 blu藕nierstwo, je艣li tylko sprawi to, 偶e znajd臋 w jego sercu miejsce cieplejsze, ni偶 t艂umy jego oszala艂ych, og艂upionych wyznawc贸w.
Zastanawiam si臋 niejednokrotnie, do czego got贸w jestem si臋 posun膮膰, by zn贸w zaskarbi膰 sobie jego 艂aski. Przewrotny g艂os w mej pot臋pionej duszy szepcze, 偶e ju偶 teraz pe艂zam w prochu jak pies, czekaj膮c na och艂apy jego „mi艂o艣ci”. Z drugiej strony, doskonale zdaj臋 sobie spraw臋 z tego, 偶e jak najwi臋ksza oboj臋tno艣膰 z mojej strony by艂aby najlepsz膮 strategi膮. Nie jestem g艂upcem, cho膰 on zwykle twierdzi inaczej. Zbyt bardzo jednak si臋 pogr膮偶y艂em, by pr贸bowa膰 to zmieni膰.
Cz臋艣膰 mojego podziwu do jego plugawej osoby upatruj臋 w jego przewrotnej zdolno艣ci do aklimatyzacji w nowym 艣rodowisku czy nowych czasach. Kiedy ja jeszcze niech臋tny by艂em my艣li o rozstaniu ze 艣wiecami, Lestat zachwyca艂 si臋 triumfem elektryczno艣ci. Cho膰 czasem narzeka艂 na brak dawnego porz膮dku, wiedzia艂em, 偶e w ka偶dej chwili swojego nie-偶ycia czuje si臋 jak ryba w wodzie. Stanowi艂o to kolejny dow贸d na nieprzemy艣lenie przez niego mojej przemiany – nie by艂em kim艣, kto zosta艂 stworzony do stania si臋 wampirem.
Wreszcie cichn膮 ostatnie uderzenia perkusji, krzyki publiczno艣ci i s艂owa wy艣piewywane przez Lestata. Mog臋 wyobrazi膰 sobie, jak k艂ania si臋 kurtuazyjnie, tak g艂臋boko, 偶e jego uk艂on nie mo偶e by膰 prawdziwy, lecz zdecydowanie zabarwiony jest drwin膮. Chwil臋 p贸藕niej do pomieszczenia dla muzyk贸w wpadaj膮 jego les vampires, kln膮c i chichocz膮c. Basistka ma rozszerzone 藕renice, a jeden ze sztucznych k艂贸w, kt贸re zak艂adali na czas koncert贸w, oderwa艂 si臋 i zwisa groteskowo z jej nabrzmia艂ej wargi.
- Monsieur de Pointe du Lac! – krzyczy z fatalnym akcentem, a ja krzywi臋 si臋 na d藕wi臋k jej zdartego g艂osu. Zaraz potem jej spocone cia艂o przylega do mojego, gdy obejmuje moj膮 szyj臋, szepcz膮c mi do ucha jakie艣 spro艣no艣ci. Brokat z jej powiek i twarzy osypuje si臋 na m贸j ciemny sweter. Z niesmakiem odsuwam j膮 od siebie, wierc膮c si臋 na krze艣le. Lestat powinien wreszcie zadba膰 o to, by jego podopieczni nie wychodzili na scen臋 na膰pani jak banda ma艂olat贸w z dworca.
- Przesta艅 si臋 krzywi膰, Louis – stwierdza obcesowo m贸j blondw艂osy ksi膮偶臋 艂obuz贸w, podczas gdy jego usta wygina brzydki grymas. Cho膰 otaczaj膮 go pozostali cz艂onkowie zespo艂u, to on b艂yszczy najmocniej, wygl膮daj膮c zjawiskowo mimo nieelegancko wilgotnych w艂os贸w, przyklejonych do czo艂a i podartej koszuli, wisz膮cej w strz臋pach na jego opalonym ciele. Kolejna rzecz, za kt贸r膮 go nienawidz臋 – musia艂 oczywi艣cie okaza膰 si臋 jedynym z nas, kt贸ry zdo艂a pokona膰 s艂o艅ce. W ko艅cu nic nie jest godne l艣ni膰 bardziej ni偶 on.
Zauwa偶a w pewnym momencie m贸j wys艂u偶ony dziennik w oprawie z zielonej sk贸ry, spoczywaj膮cy na zagraconym stole. Si臋ga po niego, str膮caj膮c nieuwa偶nie d艂ugopis le偶膮cy obok. Ignoruj膮c rozmawiaj膮cych i przebieraj膮cych si臋 muzyk贸w, przewraca gwa艂townie kartki, szukaj膮c najnowszego wpisu. Gdy wreszcie go znajduje, przebiega wzrokiem zaledwie przez kilka linijek, po czym odrzuca go z pogardliwym 艣miechem.
- To tw贸j dziennik, 偶a艂osny tak samo jak ty! Nie jeste艣 w stanie mi si臋 oprze膰, prawda? – mruczy, pochylaj膮c si臋 ku mnie i muskaj膮c moje ucho swoim oddechem. Nigdy wcze艣niej nie dzi臋kowa艂em tak bardzo wszelkim bogom za dar mojej wampirzej sk贸ry, na kt贸rej niezdolny jest pojawi膰 si臋 nawet blady rumieniec. – Zacznij wreszcie 偶y膰 w艂asnym 偶yciem, do cholery! – szepcze wzburzonym tonem. Jego niech臋膰 w stosunku do mnie jest wr臋cz namacalna. – Nikt nie skupi si臋 na tobie, je艣li sam tego nie zrobisz. Podziwiam twoich czytelnik贸w, 偶e sk艂onni s膮 czyta膰 te obrzydliwe pop艂uczyny, kt贸re ty nazywasz ksi膮偶kami! P贸ki co, jedyna warto艣ciowa rzecz, jaka si臋 w nich pojawia, to ja!
Milcz臋, cho膰 chcia艂bym go prosi膰, by przesta艂 mnie rani膰. C贸偶 to jednak ma za znaczenie, kiedy sk艂onny jestem mu przyzna膰 racj臋?
Nagle ca艂uje mnie z zaskoczenia, nie zwracaj膮c uwagi na otaczaj膮cych nas, pachn膮cych krwi膮 i ciep艂em ludzi. Jego szczup艂e palce zaciskaj膮 si臋 bole艣nie na moich w艂osach, wyrywaj膮c z moich ust cichy j臋k. Gwa艂townie odsuwam si臋 od niego, na tyle, na ile pozwala mi krzes艂o, na kt贸rym siedz臋.
- Takie 艂adne, takie zielone – m贸wi nadzwyczaj czule, g艂aszcz膮c moj膮 twarz. – Gdyby nie te twoje przekl臋te oczy, pozwoli艂bym ci zdechn膮膰, jak nie wtedy, to razem z Claudi膮. Idiota – dodaje zaraz, odpychaj膮c mnie i si臋 prostuj膮c. – Spraw, by ten parszywy 艣wiat pozna艂 ciebie, a nie dodatek do mnie, g艂upcze.
I w艂a艣nie wtedy zrozumia艂em, 偶e musz臋 si臋 skupi膰 na tym, co w anegdocie zwanej 偶yciem jest najwa偶niejsze – na sobie.
"Madagaskar", kr贸l Jullian
 |
|
Komentarze |
dnia kwietnia 28 2012 02:53:02
oOo dobre, dobre, moj faworyt z dzsiejszej aktualki  podoba mi sie i to bardzo..no i mam sentyment do krola Juliana, kto go nie wielbi? xD |
dnia sierpnia 16 2012 12:59:01
niesamowite! bardzo mi si臋 spodoba艂o. uwielbiam posta膰 Lestate de Lioncourt! 艣wietnie opowiadanie <3  |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|