The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 21 2024 18:45:40   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Przekleństwo krwi 4
Luai szybko dostał się na skraj doliny, gdzie górzysty teren ustępował równemu, opadającemu na dno, dalej dając początek lasom. Odór krwi nagle wypełnił mu płuca. Musiał wstrzymać oddech, aby jej smród nie wywrócił mu żołądka. Zatrzymał się, by uspokoić dawno uśpione zmysły, które wyczuwając prawie zapomniany zapach, wstrząsnęły gwałtownie całym ciałem mężczyzny. Głos pewny, ale szorstki rozniósł się po każdym zakątku. Czas, którym mężczyzna otulił swoje dawne istnienie warstwami zapomnienia, całkowicie wymazały z jego pamięci obrazy, słowa i przede wszystkim instynkty. Teraz spłynęły one falami, bijąc niemiłosiernie barwami, dźwiękami, wyobrażeniami dawnych ludzi, ich emocji, rozbijając się o bariery jego umysłu. Głód wył spod ich powierzchni, gdy szarpnięciem przebiły się do jego świadomości.
Luai zamknął oczy, próbując pochwycić ten niespodziewany atak. Czuł, jak druga strona jego duszy wręcz wczepia się w tą pierwszą, chcąc już na zawsze się z nią scalić. Zachwiał się i pozwolił ciału opaść na śnieg. Nie chciał ryzykować upadku. Nie miał szans zatrzymać w sobie gwałtownych przemian, które bezwolnie ponownie stawały się całkowicie częścią jego samego. Dawno temu wyrzekł się ich, wymazał z pamięci część tej duszy i jej imię. Na mieczu widniał tylko pierwszy człon, teraz jednak zlane dusze zmieniły go w bezużyteczny kawał metalu. Broń była mu posłuszna jedynie dzięki więzi z czystością imienia duszy, z Magią Strażnika.
Wyczuł jak drzemiąca w nim moc burzy się, pajęczyną ostrego bólu próbuje spenetrować ciało w poszukiwaniu tego, co przed chwilą zostało zerwane. Luai z trudem ściągnął z pleców oręż, jego ciężar nagle stał się nieznośny, a dotyk parzący. Odrzucił go od siebie i ponownie skupił na walce, która rozgrywała się w jego wnętrzu. Na szczęście miał jeszcze dwa bliźniacze, krótkie ostrza, niezwiązane bezpośrednio z Magią Strażnika. Poddał się silnej fali duszy. Stanął z nią twarzą w twarz i przyjął wszystko, co posiadała. Wbiła się w niego bez opamiętania, jak dawna ukochana, zalała go i wchłonęła. Pocałunek stał się tylko drogą do jego serca, zwinnie wstąpiła w nie i stali się jednością. Wszelki ruch ustał, a zastąpiła go cisza i ciepło, które przyjął ze łzami dziecka.
''Na zawsze...'' – rozbrzmiał jej głos, poruszając jego sercem. Emocje, które mu przesłała, mocno nim wstrząsnęły. Czuł się, jakby powrócił do domu, po długiej, ciężkiej podróży. – ''…Tropicielu Krwi...''
Mroźne powietrze wdarło się w jego gardło, szarpnięciem wyciągając jego świadomość z poprzedniego stanu. Zimno i chłód stały się bardziej nieznośne w porównaniu z ciepłem, które zagościło w jego duszy. Otrząsnął się i spojrzał przed siebie. Wszystko wyglądało inaczej, nawet powietrze nabrało bardziej metalicznego posmaku. Śnieg każdym zagięciem drobnego puchu błyskał i mienił się w jego źrenicach. Nagle wszystko dookoła odkryło przed nim swoje ukryte walory i tajemnice. Złowrogo szumiący las jednak nadal był strefą, w której gęstwinę nie potrafił wniknąć, aby odkryć, kto nią włada. Mężczyzna odetchnął ciężko, dając sobie chwilę czasu na uspokojeniu tak ciała, jak i emocji. Wbił palce w połać śniegu i westchnął. Ból odpływał, a on wyczuwał pajęczynę życia, w tej, jakby się wydawało, martwej materii. Radość wypełniła jego serce. Gwałtownie jednak odsunął ją, przypominając sobie, co sprawiło, że powrócił do dawnej istoty swej duszy. Zmrużył oczy i silniej odczuł wcześniejszą woń krwi. Sam nie wierzył, że zapach może być tak intensywny, zabarwiony dawno zapomnianą magią, która przyciągała jego zmysły jak kusząca kochanka. Jednak pod tą płachtą kryło się przekleństwo, które wyczuwał od razu.
Uniósł się ostrożnie, podpierając rękoma i otrzepując ze śniegu. Myślami nadal był przy tym, co wychwyciły jego zmysły. Nigdy nie zdarzyło mu się spotkać kogoś lub coś przesiąkniętego Pieczęcią Krwi. Z jednej strony przerażała go myśl, jeśli okaże się, że jest ona wrodzona i dana osoba aż do dziś nie była świadoma tego, co nosi ze sobą. Luai wolał pierwszą ewentualność, wtedy jeszcze byłby w stanie coś zrobić. Cieszył się w duchu, że przez cały czas miał przy sobie rzeczy stanowiące o istocie Tropiciela Krwi. Oto jego los został pchnięty na właściwe tory.
Z nowymi zapasami siły ruszył w stronę źródła krwi. Nie zszedł do doliny, a nadal poruszał się na po jej obrzeżach, skąd miał lepszy widok na teren. Skradał się, aż w końcu stanął za niewielkim głazem, który musiał osunąć się ze zbocza. Woń była silna, gęstniała ciasnym kokonem wokół niego. Wychylił się, a to, co ujrzał na dnie doliny, zaparło mu dech w piersi. Czerwień krwi wyraźnie rysowała się na śniegu, z jego miejsca widoczna idealnie. Niczym szkarłatny symbol raziła, kontrastując z bielą. Tu zapach był znacznie intensywniejszy, powietrze dookoła stało się ciężkie, nie pozwalając na swobodny oddech. Dwie postacie wciąż walczyły ze sobą. Przekleństwo biło czerwoną aurą od tej stojącej nieruchomo, wokół której wirowały krwawe ostrza. Jego przeciwnik był mocno zmęczony, ataki wypuszczał rzadko, sam ciągle zmuszany do obrony. Został tylko on, jego towarzysze leżeli obok, bezlitośnie pozbawieni życia. Ostrza z morderczą radością bawiły się nim, atakując od niechcenia.
Luai zamknął oczy, doskonale widząc oczami umysłu, jak cztery pary ostrzy zwinnie przeszywają w końcu ostatniego przeciwnika, rozrywając jego ciało na strzępy. W tym samym momencie powietrze zafalowało. Luai uniósł powieki, prawie w ogóle nie oddychając. Pasma czerwonych włosów, opadły na jego twarz, przyklejając do spoconej skóry, gdy odrzucił do tyłu kaptur. Skupienie pozwalało mu dojrzeć żyłki krwi w powietrzu. Źrenice lekko się zwęziły i z daleka wydawały się pionowymi kreskami jak u węża, nabierając przy tym jasnoczerwonej barwy. Od razu doszło go rytmiczne bicie serca. Nagle jednak kontakt urwał się, a on omal nie wywrócił się, chwytając w ostatniej chwili skały. Opadł na kolana, przyciskając czoło do śniegu. Zerwanie szarpnęło nim, wywołując ból i niewytłumaczalne uczucie oparzenia. Pozwolił swoje krwi na nowo utkać miejsca, które zostały uszkodzone.
Uniósł się i wolno począł schodzić na dno doliny. Śnieg utrudniał to, ale w końcu dotarł na dół, cały czas obserwując to, co się stało. Postać w czerni, która kierowała krwawymi ostrzami, leżała na ziemi niczym martwa. Same ostrza stały się jedynie krwawymi rozbryzgami. Przechodząc obok ciał zabitych, uwagę strażnika przykuł jasny blask, jaki rozbłysnął między warstwami ubrań jednego z nich. Pochyliwszy się, sięgnął i chwycił zimną, metalową ozdobę. Rozłożył dłoń i ujrzał niewielkich rozmiarów broszę. Wykonana była z ciemnego metalu, prosta, choć o przedziwnym kształcie. Jednak szybko Luai zorientował się, co przedstawiała. Sowi łeb odwzorowany był tak, aby na pierwszy rzut oka nie został rozpoznany. Już po chwili zarysował się dziób i ciemne, świdrujące ślepia. Niepokój wypełnił serce mężczyzny. Gdzieś już widział wizerunek tego ptaka, jednak nie potrafił w zakątkach swojego umysłu znaleźć odpowiedniego wspomnienia. Jego uwagę przykuł gwałtowny kaszel ze strony człowieka, którego podejrzewał o przekleństwo. Schował broszę i szybko ruszył w jego kierunku. Zdumiał się, widząc młodego mężczyznę. Był pewny, że będzie to dziecko. Przekleństwo szybko rozprawiało się ze swoimi właścicielami w młodym wieku. Uklęknął przy nim. Twarz miał szczupłą, przeraźliwie bladą, umazaną krwią. Głowę otaczały potargane, czarne włosy. Nagle jego ciałem wstrząsnął ponownie dreszcz. To dało mężczyźnie pewność, że żyje. Zapach magii oplatał chłopaka niemal z czułością. Z jego ust spłynęła krew, pod zamkniętymi powiekami poruszały się oczy. Luai czuł podekscytowanie, gdy ostrożnie nabrał na palec krew z warg leżącego. Jej intensywność wstrząsnęła jego zmysłami, jednak gorzki posmak upewnił go o skazie. Sama barwa była znacznie inna od normalnej, ciemniejsza, ze srebrnym połyskiem. Nie był pewny, jak głęboko przekleństwo spustoszyło ciało i samą krew. Musiał działać szybko, choć także pogoda nie ułatwiała mu zadania. Śnieg zaczął drobno prószyć, niczym całun okrywając poszarpane ciała i krew. Chwycił mężczyznę za przód szaty i zamarł, widząc wpiętą w przód płaszcza broszę z niedźwiedzim łbem.
- Niedźwiedzi syn... – szepnął, kompletnie nie potrafiąc wytłumaczyć tego zbiegu okoliczności. A jeśli drugi z synów także posiada przekleństwo? Miał nadzieję, że Nuvath znalazł go żywego. Zacisnął palce na tkaninie i szarpnął, rozrywając ją na pół. Serce przyspieszyło, gdy ujrzał ciemno purpurowe linie, niczym sieć małych żyłek rozchodzących się po klatce piersiowej.
- Wrodzone... – mruknął na głos, jakby chcąc tym samym dać wiarę w to, co widzi. Narodził się, aby stać się towarzyszem ludzi obdarzonych Pieczęcią Krwi. Jednak w dzisiejszych czasach było to niemożliwe. Umierali, gdy niekontrolowana Pieczęć zabijała ich od środka albo z ręki bliskich... Pieczęć Krwi zwano z tego powodu Przekleństwem Krwi.
Żyłki pod skórą zaczęły gwałtownie pulsować, a tym samym poszerzać swoją objętość. Wydawało się, że zaczną pękać, rozlewając się pod skórą i przyspieszając koniec młodzieńca. Luai nie namyślając się dłużej, zdjął z pleców niewielki pakunek, a z jego głębi wyciągnął małe zawiniątko z czarnego atłasu. Położył je tuż obok i rozwinął. Na tkaninie połyskiwały ułożone rzędem długie szpilki o ostrym zakończeniu, zwieńczone na szczycie małą, przezroczystą kulką. Całe czarne, wydawały się martwe, a każde zabłąkane światło chwytały na ostrych krawędziach. Mężczyzna wyjął jedną ostrożnie, ciesząc się, że w ogóle zabrał je ze sobą. Dawno porzucił myśl, że będą mu kiedykolwiek potrzebne.
Ciałem leżącego szarpnął kolejny atak, wydobywając z niego kolejną cienką nić krwi, spływającą z kącika ust. Luai wciągnął jej opar i odetchnął głęboko, mrużąc przy tym oczy. Szum krwi wbił się w niego głośnym rykiem, ale udało mu się odciąć od tego, gwałtownie stawiając na jej drodze mur. Rozwarł powieki, patrząc na sieć żył i przebiegu krwi w ciele młodzieńca. Jasno świeciły na ciemnym tle ciała. Mapa jego życia pulsowała i zmieniała co chwilę barwę. Mógł zagłębić się w nią, próbując zwiedzić wszystkie zakątki. Droga ta jednak była pewną śmiercią. Przekleństwo mogło w każdej chwili po prostu wciągnąć jego duszę i wyssać z niej życie. Przyjdzie czas i na ostrożne zapoznanie się z tym. Skupił wzrok pośrodku klatki piersiowej. Tam sieć żył była liczniejsza, a i sama ich objętość znacząco powiększona. Było to jedno ze źródeł przekleństwa, jedno z wielu i jedyne tak widoczne na zewnątrz. Uchwycił dwoma palcami szpilę pośrodku i zdecydowanie wbił w sam środek pajęczej sieci. Szpila pewnie zagłębiła się w ciało. Kciukiem wbił ją do samego końca, pozostawiając na zewnątrz jedynie niewidoczną główkę. Ciemna krew powoli zaczęła zbierać się na jej obrzeżach. Szybko jednak została wchłonięta. Wcześniej tak wyraźne linie krwi, łączące się nawzajem ze sobą, traciły kształt, stając cienkimi kreskami. Wydawało się, że szpila wręcz wciągnęła w siebie skażoną krew. Tyle tylko mógł na razie zrobić. Czas i miejsce nie dawało mu możliwości na podjęcie innych kroków. Kolejny atak nie nastąpił, a ktoś obcy mógłby pomyśleć, że młodzieniec dawno wyzionął ducha – blady, splamiony krwią, przywodził na myśl jedynie trupa.
Luai zakrył jego pierś kawałkami szaty oraz płaszcza. Mimo chłodu, które gościło w jego ciele, musiał zostać ogrzany. Teraz trzeba było tylko znaleźć Nuvatha i poszukać miejsca na nocleg. Zadrżał, gdy jego zmysły zarejestrowały ruch oraz pulsujące życie. Niczym jasne świece zapłonęły w martwej przestrzeni, która go przez ten czas otaczała. Nie zdążył się odwrócić, gdy niebo przebił krzyk.








 


Komentarze
Demon Lionka dnia kwietnia 17 2012 14:44:27
Przepraszam, że sprawdzenie tego rozdziału tyle czasu mi zabrało! ^^" Postaram się następne betować szybciej ^^"
A co do rozdziału - jest naprawdę super smiley Podoba mi się opis sytuacji znanej z poprzedniego rozdziału oczami postaci, która obserwuje wszystko z boku smiley I wszystkie wyjaśnienia wplecione w akcję - od razu wiadomo, o czym Luai myśli, co wie, co potrafi zrobić i dlaczego smiley Fajnie, to tworzy ładną, spójną budowę całego świata smiley
Plus nie ma już białych plam, opisów jest moim zdaniem odpowiednia ilość w stosunku do akcji smiley A że dialogów mało - cóż smiley Twoje postacie nie mają tendencji do rozmawiania z samymi sobą smiley Przypuszczam, że potem się trochę bardziej rozgadają smiley
No, i czekam na rozdział piąty, żebym go mogła zmasakrować swoją betą >3
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum