ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Siedem piekieł 2 |
Karawana, do której dołączyli składała się z dziewięciu konnych jeźdźców, czterech tragarzy, pięciu niewolników i ośmiu sług, niosących ich lektykę. Mana zawsze uważał, że jeśli w jednym miejscu zgromadzi się zbyt duża liczba ludzi, ich szanse na przeżycie będą maleć z każdą minutą. Pomijając obozy okolicznych tubylczych plemion, zagrażał im jeszcze poziom tolerancji czarnoksiężnika. Od początku wiedział, iż zwierzęta opóźniają marsz pustynnych ludzi. Im częściej się zatrzymywały, tym bardziej męczyli się słudzy. A tak było niestety dosyć często.
- Stać! - rozległ się donośny głos przywódcy karawany, na który elf był już tak wyczulony, że aż krew w nim zawrzała. - Zatrzymujemy się tu na noc!
- Do zachodu jeszcze ponad trzy godziny… - wymruczał smętnie Inez, obserwując wysokie wydmy. Jemu też udzielił się nastrój czarnoksiężnika, zresztą dwudniowe opóźnienie odczuwał najbardziej. Musiał chować twarz przed światłem, bo inaczej schodziła z niej skóra i pojawiały się czerwone plamy. Był po prostu uczulony na słońce.
- Nie da się ukryć. - przyznał Mana. - Bylibyśmy, co najmniej dziesięć kilometrów bliżej do celu…
- Dlaczego to musi tyle trwać?! - chłopak zirytował się i uderzył tyłem głowy w swoje oparcie. - Mam już dość tego przeklętego miejsca! Czy my się w ogóle poruszamy naprzód, mistrzu? - jęknął.
Mana wychylił głowę za okno.
- Odrobinę. - rzekł. - W oddali widzę oazę, pewnie zatrzymamy się tam rano, żeby konie mogły odpocząć.
- Bogowie…
Skrzeczący głos, zirytowanie, do tego ten nadąsany wyraz twarzy… Inez na pewno rozważał pomysł, by iść do fortu na piechotę. Chociaż siedzenie w jednym miejscu denerwowało też drowa, to ten starał się dać przykład swojemu uczniowi i zachowywał spokój. Przez ostatnie trzy dni dużo rozmyślał i to bynajmniej nie o tym, jak dotrzeć do celu swojej podróży. Był ciekaw, w którym momencie od powołania do życia, ożywieni umierają. Czy jeśli ich mięśnie i wnętrzności się rozłożą, nagi szkielet będzie w stanie długo nosić lektykę? Och, miał taką ochotę, aby to sprawdzić! Ale, co powie swojemu uczniowi? Że w nocy ktoś zaatakował ich obóz, zabił wszystkich prócz nich, a Mana przywołał swoje sługi, żeby im pomogli? Inez nie był dobrze obeznany w świecie, ale na pewno nie uwierzyłby w taką historię…
- Zawsze możemy odłączyć się od karawany… - podsunął, a jego uczeń aż uniósł się z miejsca z szerokim uśmiechem. - Ale pewnie nam nie pozwolą.
Z nutką satysfakcji obserwował jak Nanarejczyk siada z powrotem, z nadąsanym wyrazem twarzy. Mroczny elf wprost ubóstwiał dawać mu nadzieję, a następnie w okrutny sposób ją odbierać.
Oparł głowę o obitą atłasem framugę okna i zapatrzył się na oazę, której kształty były nieco zamazane z powodu mocno nagrzanego powietrza. Do czego ona właściwie służyła? W pobliżu nie było żadnego fortu, więc zapewne była tylko przystankiem, miejscem gdzie jeźdźcy i zwierzęta mogły odpocząć przed dalszą wędrówką. Mana jednak nie widział sensu, żeby robić postoje, co godzinę, a później obozować w azylu przez cały długi dzień. Najchętniej oddzieliłby się od karawany. Zanim żołnierze razem z Inez dotrą do najbliższej fortecy, on już dawno opuściłby Czwarte Piekło! Wiedział, że znajdowało się niedaleko; tej energii wręcz nie dało się nie wyczuć! Chłopaka zostawi dla bezpieczeństwa z gwardią i odbierze go po skończonej wycieczce.
Taki był jego początkowy zamiar.
Przypomniał sobie strzępki rozmów, usłyszanych którejś nocy. Dyskusja dotyczyła owego "fortu". Kilku żołnierzy było tak przejętych zabawą, jaka czekach ich za murami bastionu, że przez przypadek jeden z nich wygadał się, iż tam jest największy burdel na tym kontynencie. A ludzie byli bardzo nieprzewidywalni, ale w większym stopniu niegodni zaufania. Jeśli przestają się bać, robią dziwne rzeczy. Gdyby Mana opuścił karawanę, co zrobiliby z Inez? Na pewno dostaliby za niego dużo złotych monet…
Zerknął na swojego ucznia, mierząc go wzrokiem. Czy pamiętał jakieś pikantne historie o Nanarejczykach? Całe mnóstwo! Demony seksu, czasem oskarżani o bycie inkubami, bądź sukubami… A Inez wyróżniał się z nich wszystkich najbardziej!
Z tymi ludźmi są naprawdę największe problemy…
- Gdybyś nie był człowiekiem… - odezwał się smętnie czarnoksiężnik. - Nie byłbyś takim dziwadłem.
Inez tylko prychnął, skrzyżował ręce na piersi i odwrócił głowę. Och tak, on bardzo tego nie lubił, szczególnie, jeśli jego wygląd komentował Mana. Chłopak nie był brzydki, tylko inny. Jednak zbyt młody i niedoświadczony, żeby widzieć różnicę pomiędzy jednym, a drugim. A czarnoksiężnik był naprawdę szczęśliwy, gdy jego uczeń się obrażał.
Odwrócił głowę i znów zapatrzył się na falujący w oddali kształt. Że też Amnodiel nie mógł sobie wybrać lepszego miejsca na swój czwarty azyl… Czarnoksiężnik już dawno zwrócił uwagę, że wszystkie przebyte Piekła były umiejscowione w dość dziwnych lokacjach. Pierwsze na ruinach dawnego cmentarza, drugie wrota zostały ukryte w górskim przesmyku, trzecie w lęgowisku roków, a czwarte prawdopodobnie znajdują się na pustyni. Tak, mroczny elf przebył już spory kawałek świata w ciągu tych ośmiu lat, zbierając po drodze cenne artefakty, takie jak herubinowy sztylet, zwój przywołujący Zaklęty Miecz. No i oczywiście Inez. Najcenniejszy z nich wszystkich.
Czarnoksiężnik raczej z nudów, niż chęci dokształcenia chłopaka wystawił rękę za okno i nabrał na dłoń garść piasku. Zapatrzył się chwilę na jego kolor, po czym podsunął Inez.
- Spójrz. - polecił, a Nanarejczyk natychmiast to uczynił. - Widzisz te białe grudki? To wygląda jak gips, ale w rzeczywistości to zwykły piasek. Jedyny biały piasek na tym kontynencie. Podobno ma jakieś szczególne właściwości… - uniósł wyżej dłoń, pozwalając przesypać mu się między palcami. - Ale jak dla mnie jest bezwartościowy. Magia mrocznych elfów opiera się na czarnoksięstwie, a nie na tym, co może wyrosnąć, gdy użyźni się tym ziemię… Jeśli chciałbyś zostać druidem, to lepiej przypatrz się temu uważnie. - wyrzucił piach za okno. - W oazie będzie go pod dostatkiem.
- Czemu zdecydowałeś się mi pokazać coś… tak "bezwartościowego", mistrzu? - zdziwił się chłopak.
- Bo nawet krzesło jest od ciebie mądrzejsze i mam wielkie aspiracje, aby to zmienić. - warknął, a jego uczeń znów prychnął i po raz kolejny tego dnia, obraził się.
Mana jeszcze przez chwilę przypatrywał się pobliskim wydmom, mrużąc oczy w wielkim znużeniu. To było beznadziejne. Jego podróż jeszcze nigdy nie była tak męcząca, jak właśnie w tej chwili. Miał na głowie hałasujących żołnierzy, niewolników gotowych uciec, gdy tylko nadarzy się okazja i rzecz jasna swojego cichego i aż do bólu spokojnego ucznia. Czasami żałował, że nie jest on taki, jak inne ludzkie dzieci w jego wieku. Nie interesowała go oficerska broń, zwierzęta, którym to niby przypadkowo mógł zrobić krzywdę, czy nawet słuchanie heroicznych wyczynów eskortujących ich żołnierzy. Właściwie to chłopak NICZYM się nie interesował. Mana przypuszczał, że musiał się najpierw oswoić z tym wszystkim, lecz teraz w to wątpił. Zaczął podejrzewać, że Inez został zesłany do Trzeciego Piekła za karę. Za to, że był NUDNY.
A czarnoksiężnik pozwolił mu żyć. Może to całe szukanie pozostałych wrót Piekieł jest bez sensu? Właściwie, to nigdy nie czuł się specjalnie zadowolony, że musi do nich wchodzić. Tutaj potwór, tam potwór, dalej jakieś labirynty i leże różnych paskudztw. To wszystko wcale nie było interesujące. Mroczny elf o wiele lepiej by się bawił mogąc poświęcić się sztuce nekromancji. Bez Inez, który był zagrożeniem dla jego doświadczeń, bez Amnodiela, przez którego Mana zabrał ze sobą chłopaka i jeszcze kilku innych osób. Mógłby zabijać, wskrzeszać, ożywiać i czułby się z tym świetnie! Właściwie to, dlaczego się z tym krył? Nie on jeden w ten sposób umilał sobie życie! Był przecież mrocznym elfem, istotą stworzoną do takich eksperymentów! Musiał przyznać sam przed sobą, że zaczynało być mu wstyd. Na rodzinnym kespracie zaznajomił się z przeróżnymi ciemnymi mocami, tylko po to, by nie móc ich teraz używać? Co to za przyjemność zadać przeciwnikowi cios prosto w serce? Gdzie się podziała radość z zabijania? Gdzie klątwy, zaklęcia, uroki mordujące tak powoli, że zaczarowany najpierw traci zmysły z bólu? Co prawda czarnoksiężnik posłużył się ostatnio manipulacją nad owadami, ale te działały stanowczo zbyt szybko. Mógł przywołać muchy. Wówczas nabawiłby się za wszystkie czasy.
Inez ślepo wierzył w jego dobre intencje. Wierzył w jego "nieograniczoną moc i wspaniałe, mięciutkie serduszko gołąbeczki!". Dwudziestu sześciu bezużytecznych ludzi, nudny uczeń i on, Mana. Co prawda czasami zdarzało mu się wątpić w bystrość swojego wychowanka, ale ze smutkiem stwierdził, iż na pewno zauważyły mały ubytek w karawanie. Jeśli nie on sam, to na pewno któryś zbrojny. Oskarżą czarnoksiężnika, zapragnął linczu, Mana sprzątnie ich jednym zaklęciem i po zabawie. Nanarejczyk na pewno nie pozwoli mrocznemu elfowi wykonać chociażby jednego, małego obrzędu! Będzie nad nim stał, biadolił, przeszkadzał i w końcu dojdzie do tego, że drow unicestwi go tak samo, jak każdego pospolitego intruza.
Jego życie stało się niezwykle skomplikowane. Kiedyś bez mrugnięcia okiem rzucał najgorsze klątwy i zakładał wieczne pieczęcie, lecz wszystko się zmieniło, od kiedy wziął sobie ucznia… Który w dodatku nie zachowywał się jak uczeń! Owszem, chłoną wiedzę i szybko zapamiętywał potrzebne informacje, ale robił to tylko, dlatego że Mana akurat miał kaprys go tego nauczyć! Nie przypominał sobie, żeby Inez kiedykolwiek zadał pytanie, którego odpowiedź bardzo go interesowała. On w ogóle niczym się nie interesował! Potrafił mówić tylko o swojej wdzięczności do mrocznego elfa. Był monotematyczny, nudny! Dlaczego więc się go nie pozbędzie przy najbliższej okazji?!
Ostatnie myśl sprawiła, że aż poderwał się miejsca i rozejrzał uważnie. Było już ciemno, a Nanarejczyka nie było w lektyce. Nieco dalej zobaczył światło ogniska i głosy gwardzistów, rozprawiających na temat hazardu. Usiadł z powrotem i przetarł spoconą twarz dłonią.
Czyżby jakiś sen? Koszmar? Owszem… Planował w nim zabicie swojego ucznia, bo nie podobało mu się, że dzieciak ciągle przeszkadza mu w nekromantycznych doświadczeniach. To było nie do pomyślenia… Jak chociaż przez moment mógł dopuścić do siebie tę myśl? Że niby jakieś tam babranie się przy zwłokach jest lepsze, niż nauka Inez i dowiedzenie się jego historii? Nie potrafił zrozumieć, jakim cudem pozwolił sobie na tak niedorzeczne rozmyślania? W pewnym momencie sam się przestraszył… Chociaż miał nadzieję, że to tylko jednorazowy przypadek.
*
Jednak nie był.
Jeszcze trzy razy tej nocy budziły go okrutne wizje, w których posuwał się coraz dalej. Kłótnie, uderzenie, śmierć. Za każdym razem na innym cmentarzu, gdzie Mana otoczony przez swoje nieumarłe wojsko, powoływał do życia kolejne ludzkie zwłoki. Pamiętał, jak wówczas przeszło mu przez myśl, że te doskonale się do tego nadają. I wciąż widział przed oczami siebie samego, mówiącemu Inez swoje zamiary.
Zabił go, lecz na tym wcale się nie skończyło. Złożył jego ciało na ołtarzu, a tam poderżnął chłopcu gardło. Tak na wszelki wypadek, żeby w razie jakichś komplikacji - "Oto panie rycerz na białym koniu! Umieraj nędzny czarnoksiężniku!" - nikt nie mógł - "Jesteśmy Bractwem Świątynnym, a duch chłopca zdradzi nam wszystkie sekrety!" - dowiedzieć się Prawdy. Czemu we śnie dręczyły go te wyrwane z kontekstu zdania? Nie wiedział. Nie pamiętał również, aby kiedykolwiek czytał coś równie moralnego, aż nazbyt ludzkiego. A co najgorsze - chłopiec nie zamykał oczu. Krew sączyła się z jego szyi i ust, ale przy swoim ostatnim tchnieniu nawet nie opuścił powiek.
Beznadziejność snów nawet wtedy męczyła czarnoksiężnika. Nie podszedł tam i nie zamknął mu oczu. Po prostu siedział ze skrzyżowanymi nogami na ołtarzu czekając, aż Nanarejczyk sam to zrobi. Zaczął nawet z nim rozmawiać. To była bardzo swobodna pogawędka o tym, co zrobią, gdy już dotrą do Czwartego Piekła. Mimo, iż Inez nie mówił ani słowa - przecież był wówczas martwy! - to Mana świetnie go rozumiał. Jego obawy, strach o życie własnego mistrza… To już był szczyt głupoty!
Postanowił, że więcej nie będzie myślał o nekromancji. Przerażało go, że kiedyś we śnie naprawdę zrobi swojemu uczniowi krzywdę! Wyszedł z lektyki bezszelestnie, pozostawiając śpiącego pod kocem Inez. Chłopiec nawet się nie poruszył. Uśmiechał się delikatnie i marszczył brwi w bardzo zabawny sposób, jakby ktoś powiedział mu coś śmiesznego. On z pewnością dobrze wyśpi się tej nocy…
Obóz był pogrążony w ciszy. Przy ognisku siedziało dwóch zbrojnych, rozmawiających ze sobą szeptem. Zamilkli, gdy tylko zobaczyli wynurzającego się z lektyki mrocznego elfa i śledzili go wzrokiem, aż ten nie zniknął za namiotami gwardii. Podczas całej podróży Mana nie wychodził częściej, niż to było konieczne. Zdawał sobie sprawę, że wyróżniał się jeszcze bardziej niż Inez, poza tym ludzie stają się nieprzewidywalni, gdy przebywają z kimś, kogo postępowania nigdy nie będą w stanie zrozumieć. Mana był niezmiernie zadowolony wiedząc, iż wzbudza strach nie tylko u swojego ucznia.
Przysiadł na niewielkim głazie, opierając ręce na kolanach. Słyszał z oddali strzępy rozmów zbrojnych i trzask obozowego ogniska. Byli na pustyni, a mimo to po chwili poczuł niesamowity chłód, który ogarnął go aż do szpiku kości. Wzdrygnął się, lecz nie zmienił pozycji. Chłodne powietrze powinno podziałać trzeźwiąco na jego zmaltretowany po śnie umysł. Oczywiście, nie bał się przyznać przed sobą samym, że jest niebezpieczny.
Gorzej było wytłumaczyć to Inez.
Czy zrozumie postępowanie swojego mistrza i uszanuje jego prośby, by nie zbliżał się do niego pod żadnym pozorem?
Mana byłby głupcem, gdyby, chociaż przez sekundę uwierzył w coś takiego! Inez był młody, niedoświadczony i mimo, iż wiedział, co to strach, za czarnoksiężnikiem poszedłby w ogień, gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Mroczny elf miał w końcu swojego kochanego, wiernego szczeniaczka… Ale co zrobić z psem, który dobrowolnie nie chce odejść?
Czarnoksiężnik pokręcił głową i wstał, otrzepując płaszcz z drobin piasku. Och, to by było za proste! Amnodiel byłby niezwykle ucieszony, widząc w tym momencie swoją mroczną pociechę! Traci rozum na rzecz Nanarejskiego dziecka… Jakie to słodkie!
- Czy drzewa nie powinny w tym momencie zaszumieć? - usłyszał nieopodal czyjś głos.
Odwrócił się powoli, unosząc brwi. Taki zwrot zazwyczaj był przesycony ironią… Oznaczał bowiem, jak bardzo mówca nienawidzi magii i sądzi, że się jej nie boi. Przed Maną stało trzech gwardzistów, z których jeden był oddalony od swoich towarzyszy o zaledwie dwa kroki, będąc tym samym znacznie bliżej czarnoksiężnika, niż jego kompani. Mroczny elf poczuł, że jego wargi układają się w bardzo delikatny uśmiech. Intruzi, śmiejący przerwać błogą ciszę czarnoksiężnikowi może i nie lubili magii, ale czuli do niej wystarczający respekt, który pozbył się drwiny z tonu ich głosów.
- Milczysz? - odzywa się kolejny żołnierz, stojący najdalej, w cieniu kolegi. - Ubodło dumę?
- Ludzie nie potrafią mówić. - powiedział powoli mroczny elf. - Jak coś tak bełkotliwego mogło w ogóle dotrzeć do moich uszu? A może… - spojrzał w górę, unosząc teatralnie dłoń. - Przesłyszałem się… Żaden człowiek nie śmie odezwać się do czarnoksiężnika.
- Jesteśmy ludźmi! - natychmiast oburzył się ostatni.
- Ale martwymi…
Spojrzenie niebieskich, fosforyzujących oczy spoczęło na moment na pierwszym gwardziście, a kiedy ten padł na ziemię, reszta zaczęła uciekać. Mana zamrugał i obejrzał się przez ramię, marszcząc brwi. Dostrzegł w ciemnościach zarys dobrze znanej sylwetki, jednak szczerze wątpił, że to on mógł tak przestraszyć żołnierzy…
Kiedy Inez zdał sobie sprawę, że został zauważony, przyspieszył kroku i stanął tuż przy mrocznym elfie, łącząc przed sobą dłonie i spuszczając pokornie głowę. Zerkał kilkakrotnie na leżącego mężczyznę, jakby się zastanawiał, czy ma do niego podejść, czy też nie. Wyglądał na przestraszonego… Mana musiał się naprawdę wysilić, by nie strzelić chłopca w jego zakuty łeb. Potrafił zrozumieć bardzo wiele rzeczy, ale to… Ma przy sobie dzieciaka już tyle czasu i on wciąż nie potrafi wyczuć, kiedy czarnoksiężnik rzuca zaklęcia!
- To był falstart. - oznajmił Mana, mierząc Nanarejczyka groźnym spojrzeniem. - On po prostu zemdlał.
- Och… - na policzki chłopca wstąpił mocny rumieniec i po chwili znów spuścił głowę. Musiał czuć się jak skończony idiota… Dać się tak nabrać… Tylko człowiek może być na tyle głupi!
- Co ty tutaj robisz? - zapytał drow, już nieco łagodniej.
- Pomyślałem, że cię poszukam, mistrzu… Długo nie wracałeś…
Coś w słowach Inez bardzo mu się nie spodobało. Nie wyglądał na zatroskanego, jak to zawsze, gdy Mana wychodził prowadzić swoje badania w samotności i zostawiał chłopca w obozie nawet na kilka godzin. Nie było to też zainteresowanie - bo Nanarejczyk niczym się nie interesował. To brzmiało bardziej, jak strach… nie tyle strach o elfa, co o własne życie! Poczuł, jak mimo suchej nocy na plecy wstępuje mu zimny pot.
- Długo?... - powtórzył, nagle tchnięty jakimś złym przeczuciem.
- Przebudziłem się, gdy już cię nie było… - przyznał, patrząc uważnie na swojego mistrza. - Później czekałem, zasnąłem i obudziłem się, gdy prawie świtało. - wskazał głową na horyzont, gdzie pojawiła się już jasna czerwono-żółta łuna. - Sądziłem, że poszedłeś do fortu na piechotę…
- Fortu? - podchwycił, patrząc na Inez tak intensywnie, że ten aż się cofnął. - Jakiego znowu fortu? O czym ty bredzisz, dziecko?
- Mhm… No, bo słyszałem jak oficerowie rozmawiali, że za trzy dni od opuszczenia oazy tam dotrzemy… I policzyłem, że to będzie jutro…
Naprawdę przestało mu się to podobać. Czy ten gówniarz sobie z niego żarty stroił? Czemu mówił o opuszczeniu oazy, skoro jeszcze nawet tam nie dotarli? Rozejrzał się, a kiedy nie zobaczył w oddali żadnego kształtu, okręcił się jeszcze raz wokół własnej osi. Palmy, biały piach… Gdzie to się wszystko podziało?! Jak mógł przegapić postój?!
Cały czas siedział w lektyce i myślał, kombinował, zastanawiał się, co zrobić, żeby Inez nie zorientował się, że Mana bardzo pragnie kogoś ożywić. Tak, teraz to sobie przypominał… Był pochłonięty rozmyślaniami bez przerwy, a czas jak woda prześlizgiwał mu się między palcami. Tak bardzo był tym pochłonięty, że nawet nie jadł i nie pił. Stąd to osłabienie organizmu, ten ogromny wysiłek, gdy wchodził te kilka metrów w górę, aby stanąć na szczycie piaszczystej wydmy. A najgorsze, że jedyne, co w tej chwili czuł to fakt, iż Nanarejczyk może nabrać jakichś podejrzeń, co do zachowania swojego mistrza! Nic więcej! Drow zawsze może oddelegować chłopca z powrotem do obozu, ale, po co? Skoro już tu jest, niech się nauczy kilku ważnych zasad…
- Wiesz, Inez… - zaczął i zbliżył się do dzieciaka, zatrzymując się kilka centymetrów przed nim. - Obcując z czarnoksiężnikiem nie nauczysz się, jak gotować, czy sadzić roślinki… - uniósł dłoń w stronę wschodzącego słońca i przyjrzał się jej z leciutkim uśmiechem. - Jestem tak potężny, że bez mrugnięcia okiem mógłbym posłać cały obóz w diabły… A wiesz, po co? - zwrócił się uprzejmie do chłopca i zauważył, że ten znajdował się odrobinę dalej, niż chwilę temu. Mana pokręcił głową i znów do niego podszedł. - Nie wiesz? Więc ci powiem. - nachylił się i położył dłoń na włosach Inez, gładząc je leciutko. - Ponieważ wszystkie mroczne elfy, takie jak ja posiadają pewną wspólną cechę… Mianowicie kochają robić te piękne rzeczy, których nigdy nie doceni żaden człowiek.
Podszedł do leżącego na ziemi oficera i przekręcił go na plecy, nie spuszczając wzroku ze swojego ucznia. Jednym szybkim ruchem wyjął zza paska swój sztylet, a następnie przyłożył go do czoła leżącego.
Czuł, jak rośnie w nim chęć zrobienia czegoś znacznie gorszego, gdy tylko zobaczył wyraz twarzy Nanarejczyka. A jeszcze bardziej się ucieszył, gdy chłopak wrzasnął, w momencie, kiedy wąski płat skóry został oderwany z głowy żołnierza i rzucony dziecku pod nogi.
Czarnoksiężnik wiedział, że ludzie mają inny stosunek do śmierci niż lepiej zaznajomione z nią mroczne elfy, ale mimo wszystko nie potrafił zrozumieć, czemu dzieciak zamiast uciekać w popłochu po prostu opadł na pośladki i zaczął się odczołgiwać w tył, niczym wzorowy rak. To zawsze budziło w nim rozbawienie. Ludzie tak bardzo przypominali zwierzęta, a jednak obrażali się, gdy usłyszeli takie porównanie!
Po krótkiej chwili do krzyku Inez dołączył też basowy wrzask torturowanego oficera, który - jak można było przewidzieć - nie podniósł się, nie otrzepał, nie bronił, a tylko jakoś dziwnie sparaliżowany próbował sunąć po piachu jak jakiś bezkręgowiec. Mana nie miał zamiaru go gonić. Niedługo później przybiegła reszta, obudzona dwoma różniącymi się od siebie krzykami. Jednym przerażonym, spowodowanym strachem, natomiast drugi - bólem. Wszystko jednak urwało się tak szybko, jak się zaczęło.
Nim słońce znalazło się na najwyższej pozycji, po obozie zostały tylko zwęglone szczątki powozów, zwierząt, ubrań… Część ludzi rozpierzchła się na wszystkie kierunki, a reszta - ci śmiałkowie, którzy postanowili walczyć - zginęła. I niestety żaden nie spełniał wystarczających wymogów - dwie ręce, dwie nogi, głowa - aby zostać łaskawie ożywionym.
Z oddali widział, jak sępy zasiadały do uczty i był to doprawdy ładny widok. Przeurocza sceneria, wąska smuga czarnego dymu i ta wszechogarniająca cisza… Chociaż nie do końca taka, jakby chciał.
Inez szedł jakieś pięćdziesiąt kroków za czarnoksiężnikiem, próbując opanować łkanie. To, co widział musiało być dla niego ogromnym szokiem i nadal nie potrafił dojść do siebie. Ale w końcu mu przejdzie. Przynajmniej nie próbował zabawiać mrocznego elfa swoim milczeniem, a szloch wyrywający się, co jakiś czas z jego gardła brzmiał naprawdę niecodziennie. Zazwyczaj Nanarejczyk zachowywał powagę i godność, niemal idealnie naśladując swojego mistrza, a teraz? Wyglądał jak ostatnia sierota! Mimo, że faktycznie nie miał rodziców, to przecież podróżował z czarnoksiężnikiem! Nie zastąpi mu ojca, ale sytuacja Inez nie była aż tak tragiczna. W każdej chwili mógł podejść i powiedzieć, co mu leży na sercu. Prawda, drow od razu by go wyśmiał i przy okazji upokorzył, ale dzięki temu dzieciak zająłby się myśleniem o czymś innym, niż śmierć.
Ciekawe, czy zastanawiałby się nad własnym zgonem, czy może zlikwidowaniem czarnoksiężnika…
- Widzę fort! - zawołał do sunącego z tyłu chłopaka. - Rusz się, bo inaczej będziesz stąd oglądał jak strażnicy kolejno spadają z baszty z odciętymi głowami!
Taka sugestia podziałała znacznie lepiej, niż groźba, że Mana zostawi ucznia przed bramą. Inez przyśpieszył i chwilę później stał tuż przy prawym ramieniu mrocznego elfa, zerkając na niego z niepokojem od czasu do czasu. Bał się, że czarnoksiężnik zrobi mu krzywdę? Niedorzeczne!
Jednak bardzo dobrze, że trzyma się na baczności… - pomyślał Mana i powoli ruszył przed siebie.
*
- A było tak ciekawie… - odezwał się czyjś melodyjny głos, a w Sali natychmiast ucichły wszystkie szepty.
Jego kochany czarnoksiężnik w końcu postanowił porzucić maskę, która niezmiernie nadawała jego postaci cechy człowieka i jakże wspaniale się przy tym ubawił! Oczywiście znał dużo więcej sposobów na zadawanie śmierci, niż wyrżnięcie wszystkich po kolei w pień, ale to małe przedstawienie, które pokazał mu Mana też było niczego sobie. Szkoda tylko, że elf tak bardzo przejmował się Nanarejskim pomiotem. Ale i na to można coś zaradzić…
- Ty. - wskazał długim, szczupłym palcem na jedną licznych postaci siedzących za czarnym, granitowym stołem.
Osoba podniosła się, skłaniając uniżenie głowę. Zaszczękały grube łańcuchy kajdan, którymi mężczyzna był przykuty do ściany osłoniętej przez czerwoną mgłę. Kto to właściwie był? Demon? Mag? Bóg? Zresztą Amnodiel miał wiele ciekawszych zajęć, by się nad tym zastanawiać!
- Skrócę twój wyrok o połowę… Nie! - rozmyślił się. - Odwołam go, a ty pójdziesz do spaczonego, żeby wziąć udział w tym jakże uroczym teatrzyku…
Skazany nie ośmieliłby się odmówić. Gdyby Amnodiel rozkazał mu zniszczyć jakieś królestwo przy pomocy konkretnego zaklęcia, to więzień musiałby się tego nauczyć!
Skinął potwierdzająco głową, a kajdany z głośnym brzdękiem opadły na lśniącą posadzkę. Karmazynowa mgła w chwilę pochłonęła oprawcę, a sam Amnodiel oparł podbródek na otwartej dłoni i dalej obserwował ze swojego tronu poczynania czarnoksiężnika.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 11 2011 13:34:24
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Kasai (Brak e-maila) 10:06 13-07-2007
Wielbię Cię Eo-sempai...
Mary Madness (Brak e-maila) 21:04 13-07-2007
Chętnie przeczytam kolejną część. Trochę literówek wyłapałam w tekście, ale właściwie się ich nie zauważa.
Pozdrawiam!
clea (Brak e-maila) 15:16 18-08-2007
Opowiadanie jest bardzo dobre. Według mnie najlepsze z tych, które czytałam Twojego autorstwa.
Mam nadzieję, że piszesz dalsze części
Eovin Nagisa (Brak e-maila) 20:37 18-08-2007
Oczywiście, że się pisze ^^ Powinnam skończyć ją już wkrótce... Tak mi się wydaje X3 Trudno jest napisać coś, co nie jest zbyt oklepane ^__- |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|