ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
My jesteśmy krasnoludki 3 |
***
Wioskowy dzwon właśnie nawoływał na posiłek, kiedy Bezik w końcu się obudził. Właściwie to obudził go dźwięk dzwonu i potężne burczenie w brzuchu. Szybko wstał, umył się i pobiegł na posiłek. Był tak głodny, że po raz pierwszy chyba postąpił wbrew swoim przekonaniom i wziął oba dania jednocześnie. Kiedy skończył zupę odsapnął. Chociaż dalej był głodny, jednak żołądek już tak potężnie nie burczał. Drugie danie zjadł powoli, delektując się smakiem. A kiedy skończył, przeciągnął się powoli i z uśmiechem na twarzy powoli rozejrzał się w koło. Nie wiadomo dlaczego, ale był w wyjątkowo dobrym humorze. I nawet nie irytował go brzęczący monolog siedzącego obok skrzata, który zapewne myślał, iż to co mówi jest na tyle interesujące, że wszyscy w koło będą go słuchać. Niestety Bezik się do nich nie zaliczał. Po prostu nie zwracał na niego uwagi. Siedział podpierając głowę rękami i leniwie rozglądał się w koło, obserwując jedzących. Na wprost niego siedziała Sosenka, próbując okiełznać trójkę swoich niesfornych dzieci. Niestety mimo iż była kobietą, to zupełnie nie umiała gotować. A żeby było ciekawiej, jej bratem był Chochelka, który gotował wyśmienicie. Bezik nie mógł zrozumieć jak to jest możliwe, że jedno z rodzeństwa dostało taki wspaniały talent kulinarny, a drugie nic zupełnie. Czasami miał wrażenie, że nawet z dziećmi nie umiała sobie poradzić. No, ale tak to jest jak się jest samotną matką. Jej mąż, Listeczek, był leśnikiem i pracował razem z Rdeścikiem. Któregoś razu próbowali uratować ranną wiewiórkę spod końskich kopyt ludzkiego powozu, który właśnie przejeżdżał drogą. Wprawdzie im się to udało, ale Listeczek przypłacił to śmiercią, a Rdeścik paskudną raną na nodze, po której została szpecąca blizna. Po tym incydencie Sosenka zamknęła się w sobie, w ogóle nie chciała wychodzić z chatki. Nie wiadomo co by się stało z nią i jej dziećmi, gdyby nie Chochelka z żoną. Cierpliwie jej pomagali, aż w końcu nadszedł dzień, gdy uśmiechnęła się i zaczęła rozmawiać z innymi. No i ostatnio zdaje się kręcił się koło niej jakiś skrzat. O, właśnie się do niej przysiadł. Bezik zaśmiał się w duchu widząc jak czerwieni się strasznie wręczając jej niewielki bukiecik. Ale Sosenka chyba tego nie zauważała, wpatrując się z zachwytem w kwiatki. A potem oboje pochylają się ku sobie szepcząc coś namiętnie. Dobra, koniec podglądania, przynajmniej tego nachalnego. O, tam dalej siedzi Kowadełko z siostrą, która z zapałem opowiada coś siedzącym wokół niej krasnalom. Widać musi to być coś pasjonującego, bo Lilijka strasznie gestykuluje, skrzaty wpatrują się w nią jak zaczarowane, a Kowadełko co chwila powstrzymuje siostrę od gwałtowniejszych ruchów. Bezik zaśmiał się, strasznie żywotna z niej kobieta. Niedaleko nich siedzi Gburek. Mimo iż pogoda jest piękna, on jest zapięty pod szyję, na głowie ma kapelusz, a obok niego, oparta o stół stoi parasolka. No cóż, Gburek nigdy nie wierzył w prognozy Kropelki. W drugim końcu placu Truskaweczka zawzięcie o czymś dyskutuje z inną kobietą. Ciekawe co ona tutaj robi, przecież ona umie gotować i to całkiem pysznie. Na wspomnienie jej obiadów, Bezik aż uśmiechnął się. O, nawet Szkiełko i Ziarenko siedzą wyjątkowo grzecznie, coś tam sobie rysując. Ciekawe, czyżby Matka Natura rzuciła na nich jakiś urok? O, a tamten skrzat jak się nazywa? Zdaje się, że Garbek. Ale on strasznie siorbie tą swoją zupę, nawet tutaj słychać. Bezik skrzywił się z niesmakiem i nagle stracił całe zainteresowanie. Westchnął ciężko i wstał. A siedzący obok krasnal cały czas gadał i gadał, ale tym razem d samego siebie. Widocznie inni też już mieli go dość. Szybko wrócił do chatki. Po drodze odruchowo zajrzał do skrzynek. No tak, znowu jakieś zamówienia. No i z leniuchowania przez cały dzień nici. Jak tak dalej pójdzie, to będzie musiał zarwać noc, żeby się ze wszystkim wyrobić. Westchnął, wszedł do środka i przebrawszy się w wygodniejsze ubranie zabrał się za wypieki. W pierwszej kolejności muf inki dla kowala. Niestety roboty było tyle, że nie mógł, jak pierwotnie zakładał, zanieść ich osobiście. Postanowił więc wysłać list. Niestety nic z tego nie wyszło, bo pokłócił się z kurierem. Oczywiście nie mógł się dogadać z myszką, a Rdeścika tym razem nie było w pobliżu, żeby mógł tłumaczyć. Ale ponieważ, to nie był pierwszy raz, kiedy myszka coś tam świergocze po swojemu, więc z doświadczenia założył, iż próbuje się targować o ilość ciasteczek. Koniec końców stanęło na tym, iż myszka obraziła się za nazwanie jej obżartuchem i nie chciała zanieść wiadomości. Zrozpaczony Bezik wziął muf inki i pobiegł szybko do chatki kowala. Już z daleka słyszał jak pracowicie wali młotem. Skręcił więc z głównej drogi i zamiast do chatki zaszedł do kuźni, która stała z tyłu chatki. I stanął jak urzeczony. Już dawno nie widział Kowadełka przy pracy. Ach, jak wspaniale wyglądał! Ubrany tylko w spodnie, z torsem brudnym od sadzy i lśniącym od potu. Raz po raz uderzał młotem w jakiś kawałek metalu. Obok niego stała Lilijka i także pracowicie uderzała młotem, na przemian z bratem, a wokół nich kręcili się pomocnicy. Bezik był zauroczony. Kiedy pierwszy raz ją spotkał, myślał, że dziwnie wygląda Teraz musiał zmienić zdanie. Skupiona na pracy, tak samo brudna i spocona jak brat, wyglądała zupełnie inaczej. Ale nie, nie zaczęła nagle podobać się Bezikowi. Po prostu nie mógł zrozumieć jak różne mogą być kobiety zależnie od sytuacji w jakiej się znajdują. Teraz Lilijka wyglądała niczym prawdziwy kowal i była tak podobna do Kowadełka, ze aż cukiernik poczuł do niej pewną sympatię. Niestety efekt psuły piersi Lilijki. Zbyt krótka koszulka na ramiączkach, ledwo zasłaniająca biust, podnosiła się przy każdym zamachu, odsłaniając fragment piersi. Nie wiadomo dlaczego, ale Bezik nie lubił kobiecych piersi. U jego własnej siostry mu one nie przeszkadzały, ale gdy rozmawiał z innymi kobietami, to odwracał wzrok, żeby tylko nie patrzeć na ich biusty. Teraz też tak było. Odwrócił wzrok, skupiając się tylko i wyłącznie na Kowadełku. Ach, jak wspaniale wyglądał, jak jego mięśnie się cudownie poruszały…
Nie wiadomo jak długo by tak stał i się gapił, gdyby nagle kowalnie zauważył go. Przerwał pracę i uśmiechnął się.
- Witaj! Długo tu stoisz? Wybacz, ale nie zauważyłem cię.
- Nic się nie stało – Nie wiadomo dlaczego, ale Bezik zarumienił się. – Dopiero co przyszedłem. Niestety nie mogłem dogadać się z posłańcem, więc nawet nie mogłem wysłać ci listu.
- Czy to znaczy, że zrobiłeś moje muffinki? – oczy kowala zaświeciły się.
- Oczywiście – cukiernik uśmiechnął się i podał kowalowi pudełko.
Kowadełko oczywiście nie byłby sobą gdyby nie wsadził od razu jeden z muffinek w całości do ust. Po krótkiej chwili uśmiech rozświetlił jego twarz
- Takie dobre? – zainteresowała się Lilijka. – Daj mi jedną.
- Zahanij – wymamrotał kowal z ustami pełnymi ciasta i zasłonił całym ciałem pudełko.
- Ej, no, dlaczego nie chcesz mi dać? – Lilijka zrobiła nieszczęśliwą minę.
- Bo nie – mruknął Kowadełko, kiedy w końcu przełknął ciastko. – One są moje i tylko moje.
- Jakiś ty okruuuuutny! – Lilijka rozpłakała się.
Kowadełko odwrócił się do niej plecami pokazując iż jej płacz zupełnie go nie wzrusza. Bardziej go interesowała zawartość pudełka.
Bezik widząc tą „kłótnię”, aż parsknął ze śmiechu.
- Jesteście zupełnie jak dzieci – odparł widząc zdumione spojrzenia rodzeństwa.
- No i widzisz, przez ciebie zostałem nazwany dzieckiem – mruknął kowal, na co jego siostra wyraźnie się obraziła i odeszła bez słowa. – Ech, te baby… - westchnął, a następnie zwrócił się do cukiernika: - wybacz, ale niestety muszę wracać do pracy, trochę się jej uzbierało. Wpadnę wieczorem, żeby ci zapłacić.
- Nie ma problemu – Bezik uśmiechnął się.
Kowal odwzajemnił uśmiech i zjadając ciastka wrócił do pracy. Bezik jeszcze przez chwilę postał patrząc na pracującego kowala i w końcu z ciężkim westchnieniem ruszył w stronę własnej chatki. Gdyby mógł, to stałby tam cały dzień. Niestety trzeba było zarobić na swoje utrzymanie.
Będąc na miejscu, już odruchowo zajrzał do obu skrzynek. I znowu nie zdziwił go brak żadnego listu i parę zamówień. Jedno z nich go zainteresowało, a właściwie zaskoczyło. Skarbek chciał szarlotkę! To takie niecodzienne, że on w ogóle chce jakieś ciasto. Odkąd się tu wprowadził, wszyscy w wiosce zdążyli już praktycznie kilka razy złożyć zamówienia, nie wspominając o kowalu, który jako rekordzista, zamawiał codziennie porcję muffinek, a górnik ani razu. Bezik już myślał, ze może on po prostu nie lubi słodkich rzeczy, a tu nagle zamówienie. Ciekawe co się stało? Może uda mu się zaspokoić ciekawość, jak zaniesie mu gotowe ciasto? Ponieważ szarlotka była także jego ulubionym ciastem, wiec jakoś tak odruchowo dał wszystkiego więcej, w rezultacie czego ciasto wyszło większe niż to co zamawiał Skarbek, ale Bezik jakoś się tym specjalnie nie przejął. Był w wyjątkowo dobrym nastroju.
Zrobił jeszcze dwa inne placki, a kiedy szarlotka wystygła na tyle, żeby nie poparzyć palców, zapakował ją do pudełka i wyszedł z chatki. Ponieważ nie miał czasu na to żeby pogodzić się z kurierem, musi sam zasuwać taki kawałek. Ech, trzeba będzie złapać Rdeścika, żeby tłumaczył, bo jeżeli dalej tak pójdzie, to mu całkowicie rozwali dzień, a jeżeli jeszcze przyjdzie więcej zamówień, to klapa na całego. W końcu dotarł do góry, która była domem górnika. Zadzwonił do drzwi. Jak się spodziewał nikt mu nie otworzył. Zadzwonił jeszcze raz. I znowu zero odzewu. Po trzecim razie zaczął się z lekka denerwować. Nie uśmiechał mu się wracanie do domu z plackiem i przychodzenie znowu. Właśnie byłw trakcie zastanawiania się, co dalej zrobić, gdy nagle usłyszał dobiegające skądś głosy i inne dźwięki świadczące o tym, ze ktoś jest gdzieś w pobliżu. Zaciekawiony ruszył w stronę, z której jak mu sie zdawało, dochodziły odgłosy. Obszedł spory kawałek góry, gdy nagle jego oczom ukazało się wejście, stojący przed nim susłołaz, skrzaty biegające tam i z powrotem i pchające wózki wyładowane kamieniami oraz obserwujący wszystko Skarbek. Bezik z zainteresowaniem podszedł bliżej i zajrzał do susłołazu. Leżały tam skrzące się w promieniach światła różnokolorowe kamienie. Wziął najładniejszy z nich, ten o niebieskiej barwie i podstawił pod słońce.
- Łaaa, jakie piękne – wyszeptał oczarowany.
- Hej, nie dotykaj tego! – wykrzyknął skrzat ubrany w zielony kombinezon, z batem w ręku. – To bardzo cenny towar, jeszcze go uszkodzisz!
- Przepraszam, nie chciałem – odparł szybko Bezik, ostrożnie odkładając kamień na miejsce – Po prostu bardzo mi się podobało.
Skrzat, który, jak się okazało był woźnica susłołazu, uważnie sprawdził kamienie, mamrocząc coś pod nosem o wścibskim skrzacie. Na szczęście nie zauważył nic podejrzanego, gdyż szybko odszedł, pilnować pozostałych skrzatów, przy okazji odpychając cukiernika i marudząc, by trzymał się z daleka. Bezikowi zrobiło się trochę przykro. Przecież nie chciał nic złego zrobić, tylko popatrzeć na te wszystkie ładne kamenie. Był tak tym przejęty, ze nawet nie zauważył Dziwnego spojrzenia jakie rzucił mu Skarbek.
W końcu susłołaz został załadowany i odjechał przy klekocie bata i pokrzykiwaniu woźnicy. Skrzaty wróciły do pracy zamykając za sobą ciężkie metalowe kraty. Został tylko Bezik i Skarbek, który stal patrząc wyczekująco na cukiernika.
- Ach, przyniosłem ci twoje zamówienie – powiedział Bezik podchodząc do górnika i podając pudełko. Ten bez słowa zajrzał do środka, a następnie ruszył przed siebie. Bezik nie wiedział co ma robić, ale ponieważ musiał odebrać zapłatę za zamówienie, ruszył za górnikiem. Weszli do chatki. Skarbek położył pudełko na stole i zniknął w sąsiednim pomieszczeniu. Wyszedł chwilę potem z czystą twarzą i rękami.
- Ile to kosztuje? – zapytał.
- Tyle co zawsze- odparł Bezik – ceny się nie zmieniły.
- Nie wiem jakie one są. Pierwszy raz zamawiam – mruknął speszony górnik.
- Wprawdzie zrobiłem trochę większe niż zamawiałeś, ale to moja wina, bo to także moje ulubione ciasto, więc jakoś tak mi się wszystkiego więcej sypnęło… - zaśmiał się nerwowo. – w każdym razie to co zamówiłeś kosztuje 15 muszelek.
Skarbek bez słowa wyszedł i po chwili wrócił z odliczoną kwotą.
- Dziękuję. – Bezik uśmiechnął się. – Jakbyś jeszcze kiedyś chciał jakiś placek, to daj znać. A do szarlotki najlepsza jest herbata malinowa, przynajmniej aj tak uważam.
- Zaczekaj – odezwał się Skarbek, kiedy już Bezik otwierał drzwi. – Może… chcesz kawałek?
Cukiernik popatrzył zdziwiony na górnika, ale szybko się otrząsnął odparł z uśmiechem:
- Oczywiście, bardzo chętnie. – I tak nie miał już dzisiaj nic do roboty.
Skarbek zniknął w kuchni i wrócił z nożem i talerzykami.
- Daj, ja pokroję – powiedział Bezik, widząc jak górnikowi trzęsą się ręce. – A ty może idź zaparzyć herbatę. Masz może malinową?
- Chyba… chyba mam. Tak, herbata – odparł nerwowo Skarbek i zniknął w kuchni.
Bezik uśmiechnął się, widząc tą nieporadność i zakłopotanie górnika.
Chwilę potem siedzieli przy ogniu popijając malinową herbatę i zajadając szarlotkę.
- Zdziwiło mnie trochę to twoje zamówienie – odezwał się w pewnym momencie Bezik, a przestraszony Skarbek drgnął, o mało nie wypuszczając z rąk talerzyka. - Nie sądziłem, że lubisz placki.
- Lubię… chyba – odparł niepewnie.
- A jakie jeszcze lubisz? – zainteresował się Bezik.
- Ser… nik, czekoladowa babka, śmietanowiec… - nie wiadomo dlaczego zaciął się i zaczerwienił – I kamienie lubię! – prawie krzyknął, z jakąś dziwną desperacją w głosie i zawstydzony odwrócił twarz.
- A właśnie, kamienie! Bardzo ładne były te kamienie, wiesz? Tyle kolorów i światło się w nich tak pięknie odbijało. – Skarbek spojrzał na rozmówcę z niedowierzaniem. – Jak się nazywa ten niebieski?
- To… lapis lazuli – odparł górnik.
- Bardzo piękny, najpiękniejszy ze wszystkich.
- To prawda. I pasuje do twoich oczu – zawstydzony tym co powiedział, Skarbek zaczerwienił się i wstał, dziwnie szybko, by nałożyć sobie kolejny kawałek ciast.
- Tak myślisz? – Bezik albo udawał, ze nie widzi dziwnego zachowania Skarbka, albo faktycznie go nie widział. – To może powinienem sobie coś zamówić u Bursztynka? Chociaż nie, jakby to wyglądało, jakbym chodził w biżuterii? Przecież nie jestem kobietą. No a poza tym biżuteria przeszkadza przy pracy. Nie, jednak nic sobie nie zamówię. Chociaż miło jest popatrzeć na te kamienie.
- Na… naprawdę? – Skarbek zdumiał się.
- Oczywiście. Tak fajnie się świeciły, niczym tęcza po deszczu.
- No właśnie! – Oczy górnika nagle rozbłysły, a oczy nabrały rumieńców. – One wszystkie są takie cudowne! A te kolory! Czasami aż trudno je opisać! I jeszcze są takie przyjemne w dotyku. Wiesz, że każdy kamień jest inny w dotyku? Chciałbyś sam sprawdzić?
Bezik był zdumiony zmianą jaka zaszła w górniku. Cichy i niepozorny, prawie mruk, a teraz wygadany, rozogniony wzrok, jakby wypalił jakieś podejrzane zioło i macha zamaszyście rękami, ze aż Bezik musiał odstawić jego kubek z herbatą, żeby przez przypadek go nie przewrócił i nie poplamił tego miłego w dotyku dywaniku leżącego przed kominkiem.
- Chcesz zobaczyć ich więcej?
- To masz jeszcze jakieś? – zainteresował się cukiernik.
- Och, dużo. To co widziałeś to te które Bursztynek zabierał, a jeszcze mam parę, których nie zdążyłem oczyścić i oszlifować. Chcesz zobaczyć?
- Chętnie.
Skarbek był wyraźnie wniebowzięty. Ruszył na tył chatki, skąd przeszedł do warsztatu. Oprócz różnych, dla Bezika zupełnie nieznanych i momentami nawet dziwnych, maszyn, stały tam też różne skrzynie z kamieniami. Bezik podszedł do jednej z nich i wyjął z niej bryłę wielkości trzech krasnoludzkich pięści.
- Widzisz? – Podsunął pod nos Bezikowi. – Wydawałoby się, ze to taka szara i nieciekawa skała, prawda? – Bezik twierdząco pokiwał głową. – Ale kiedy zajrzysz do środka… - poszedł do jednego ze stołów na którym leżał młotek, wziął go i walnął w całej siły w skałę. Bezik odruchowo wzdrygnął się, a skała rozpadła się na kawałki. Wziął jeden z nich i pokazał cukiernikowi. – Widzisz?
- Ale piękna – wyszeptał Bezik i delikatnie dotknął kamienia. – Jak to się nazywa?
- To właśnie lapis lazuli – Skarbek uśmiechnął się.
- Naprawdę? – zdumiał się. – Ale to jest takie inne od tego co widziałem…
- Bo tamto było oczyszczone i oszlifowane, żeby Bursztynek mógł z niego zrobić biżuterię. Chociaż ja osobiście wolę jak są nieoszlifowane, naturalne, bo wtedy widzisz całe ich piękno.
Cukiernik popatrzył na trzymany przez górnika kamień. Faktycznie, różnił sie od tego co widział wcześniej na susłołazie, ale jak się bliżej przyjrzał… Te odcienie niebieskiego, od bladego do niemalże czarnego granatu, przeplatające się nawzajem… Już wyciągał rękę, by dotknąć kamienia, gdy otrzeźwił go głos Skarbka:
- Chcesz zobaczyć jeszcze inne? – Nie czekając na odpowiedź zanurkował w kolejnej skrzyni. – O, to jest opal, to agat, to spinel, to szmaragd…- biegał od skrzyni di skrzyni i wyciągał kolejne kawałki skał i wciskał je w ręce cukiernika, który zupełnie przestał słuchać co się do niego mówi i z zachwytem wpatrywał się w te wszystkie piękne kolory.
- I to wszystko jest w tej twojej górze? – zapytał się w pewnym momencie, gdy górnik wciskał mu do ręki kolejny kawałek nieobrobionego kamienia.
- Oczywiście. - W tym momencie Skarbek wyglądał niczym małe dziecko podniecone nową zabawką, zarumienione policzki, rozogniony wzrok. – Chodź, pokaże ci! – Złapał cukiernika za rękę i pociągnął.
Ten nie przygotowany na to poleciał do przodu i gdyby odruchowo nie podparł się drugą ręką o pobliski stół, to z pewnością by upadł.
- Czekaj! Twoje kamienie mi upadły!
- To nic – Skarbek machnął lekceważąco ręką – później je pozbieram. Chodź! – I pociągnął cukiernika w stronę wykutego w skale wejścia do ciemnego korytarza.
Skarbek zapalił stojąca nieopodal wejścia latarnię i ruszył przed siebie. Zaintrygowany Bezik ruszył za nim. Starał się ostrożnie stawiać stopy, żeby się nie przewrócić, ale szybko musiał z tego zrezygnować, gdy zobaczył jak plecy górnika oddalają się od niego niebezpiecznie szybko. Przyspieszył krok, starając się wejść kręg światła rzucany przez latarnię.
Szli przez krótką chwilę. W pewnym momencie Skarbek przystanął i wciskając latarnię w rękę cukiernika powiedział:
- Zaczekaj chwilę, zaraz zobaczysz coś przepięknego.
Chwilę potem zaczęły rozbłyskać jedna po drugiej, zapalane przez Skarbka, pozawieszane na ścianach na różnej wysokości, latarnie.
- I co ty na to? – spytał z namaszczeniem Skarbek podchodząc bliżej.
Bezik rozejrzał się w koło, nawet zadarł głowę do góry. Jedyne co mógł powiedzieć to było nabożne:
- O, Matko Naturo, jestem w niebie.
|
|
Komentarze |
dnia lutego 27 2012 23:07:19
Nareszcie nareszcie nareszcie!!!!!!!!!! Jak ja czekałam!! Już się bałam że się nie doczekam, ach i jaki cudny rozdział! Zaczyna się mącić ;]
Ojej, Kropelka lubi Skarbka, Bezik Kowadełko, Skarbek najwyraźniej Bezika a Kowadełko....yy... Truskaweczkę? No nie, ale sie miesza , ach uwielbiam takie zawirowania i różne -kąty. Ale Bezik zdaje się nie zauważać tego jak się Skarbek zachowuje... chyba że zauważył i udaje że nie rozumie... ale jeśli tak to co on myśli o tym że jest podrywany przez Skarbka.... oooo ależ ja lubię takie historie *_*
Zaza ja cie proszę, błagam, MOLESTUJĘ, dawaj częściej rozdziały bo się robi coraz ciekawiej i już się nie mogę doczekać co będzie dalej!
Weny dużo! |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|