The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 15:06:14   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szach mat 28
***

Sanus jęknął i spróbował otworzyć oczy i chociaż to zrobił, wciąż nic nie widział. A na dodatek kręciło mu się w głowie. Ostrożnie podniósł ręce i dotknął twarzy. Poczuł jakiś materiał. Złapał go i ściągnął. Lecz mimo to w dalszym ciągu widział tylko ciemność. Jednak tym razem rozróżniał jakieś kształty. Pomacał wokół siebie i wyczuł, że leży na jakimś łożu. Ostrożnie podniósł się. Zakręciło mu się w głowie, więc przymknął oczy, czekając aż wszystko się uspokoi. Ostrożnie podniósł się i wyciągając ręce przed siebie zaczął powoli poruszać się. Nagle natknął się na jakiś mebel. Zaczął go ostrożnie badać i stwierdził, że to stół. Niestety nie zdążył sprawdzić nic więcej gdyż nagle usłyszał jakieś kroki, które przybliżały się do niego. Przerażony rzucił się w stronę łóżka, założył z powrotem na głowę materiał. Z bijącym sercem czekał co dalej. Udawał, że śpi. Słyszał jak ktoś przekręca klucz w drzwiach, wchodzi do komnaty i stawia coś na stole. Potem cisza. Przerażony Sanus zacisnął oczy czekając na najgorsze. Jednak nic się nie stało. Zamiast tego usłyszał przekręcany w drzwiach klucz i oddalające się kroki. Jeszcze przez chwilę leżał jak sparaliżowany, a kiedy w końcu przekonał się iż znowu jest sam w komnacie, ściągnął z głowy materiał i otworzył oczy. Tym razem komnatę rozświetlała stojąca na stole lampa oliwna. Rozejrzał się w koło. Standardowe wyposażenie, łoże, kominek, stół kanapa, fotele i okno. Okno! Uradowany podbiegł do niego i rozsunął zasłony. Jego podniecenie szybko opadło, okno było zakratowane. A więc nie uda mu się tędy uciec. Zrezygnowany wrócił usiadł przy stole i wtedy w jego oczy wpadła stojąca na nim taca z dzbanem i talerzem przykrytym ozdobną srebrną przykrywką. Podniósł przykrywkę i powąchał leżące na talerzu jedzenie, a potem zawartość dzbana. Anie jedno ani drugie nie wydało mu się podejrzane. Ostrożnie spróbował, smakowało całkiem nieźle. Nie wiedział co go czeka ani kiedy znowu dostanie coś do jedzenia, więc odkładając na bok wszelkie obawy, wziął się za jedzenie. Kiedy skończył położył się na łóżku.
- Gdzie ja jestem? Lantar, proszę, przybądź i ocal mnie – wyszeptał przytuliwszy twarz do poduszki, a z jego oczu popłynęły łzy.
Chwile potem płakał, a pierś ściskał mu ogromny ból. Płakał długo, aż w końcu zmęczony zasnął. Kiedy się obudził poczuł, że coś się zmieniło. Nie był pewien co, ale w jakiś sposób wiedział, że coś na pewno. Powoli przekręcił się na drugi bok. To co zobaczył wprawiło go w osłupienie. Na brzegu łóżka siedział mężczyzna.
- Hrabia Manastri? Co wy tu robicie?
- Witajcie hrabio Amarni, a przepraszam, Sonusa – intruz uśmiechnął się.
- CO ja tutaj robię? Czego ode mnie chcecie, hrabio?
- Oj, czemu tak oficjalnie? Jestem Tantare, proszę mów mi po imieniu.
- Dlaczego tu jestem? – Sanus zupełnie zignorował to co powiedział hrabia.
- No cóż, musze przyznać, że wpadłeś mi w oko.
- I to dało ci prawo do porywania mnie?!
- Oj, porwanie to takie brzydkie słowo – odparł niedbale hrabia Manastri. – Po prostu postanowiłem zaprosić cię do mojej posiadłości.
- Ty to nazywasz zaproszeniem?! – Sanus zdenerwował się. – Worek na głowie, mikstura odbierająca przytomność!
- A przyjechałbyś gdybym powiedział ci to wprost?
- A dlaczego miałbym nie przyjechać? – zdziwił się Sanus. – Lubię słuchać ciekawych opowieści.
Hrabia Manastri roześmiał się.
- A gdybym powiedział, że mnie chodzi o coś więcej? – zapytał przybliżając się.
- Nie rozumiem…
- Zgadnij – odpowiedział hrabia kładąc rękę na udzie Sanusa i przybliżając twarz do jego twarzy, rak że tamten mógł poczuć jego ciepły oddech. – Spotkałem wielu ludzi i miałem wielu kochanków i kochanek, ale nigdy kogoś tak urodziwego i zarazem delikatnego jak ty. Zauroczyłeś mnie kompletnie. Chcę żebyś był mój.
- Co? – zdumiał się Sanus. – Nigdy w życiu! Ja już mam męża i kocham go! – wykrzyknął odtrącając rękę hrabiego i odsuwając się od niego.
- A czy on kocha ciebie?
- Oczywiście, że kocha! – odparł żarliwie Sanus.
- Tak? To dlaczego ostatnio w ogóle się tobą nie zajmuje, tylko całe dni spędza pijąc z podejrzanymi elementami w podejrzanych karczmach?
- Skąd o tym wiesz? – wyszeptał zszokowany Sanus.
- A jak myślisz? Obserwowałem cię.
- Dlaczego?
- Już ci powiedziałem. Pragnę żebyś był mój – odpowiedział znowu się przybliżając.
- Nigdy nie będę twój! A Lantar mnie kocha i przybędzie mnie uratować!
- To się nigdy nie stanie. On nawet nie wie gdzie jesteś – odparł z uśmiechem hrabia Manastri.
- Lantar mnie znajdzie!
- Jak? To tylko głupi żołnierz. Nawet mu do głowy nie przyjdzie, że ktoś mógł cię porwać. Pomyśli, że go zostawiłeś i znajdzie sobie kogoś innego.
- Nie prawda! – Sanus już krzyczał. – Lantar wcale nie jest głupi! Dowie się od służącego i od woźnicy!
- Nie dowie się – odparł hrabia Manastri spokojnie. – Martwi nic nie mówią.
Sanus spojrzał przerażony na rozmówcę.
- Ty ich zabiłeś?
- Och, to tylko dwaj nic nie znaczący służący – hrabia machnął lekceważąco ręką. – Przecież nie mogłem pozwolić żeby ktoś stanął mi na przeszkodzie.
- Jesteś potworem – wyszeptał Sanus.
- Och, mój drogi, dlaczego tak okrutnie? Ja tylko biorę to co chcę – odparł spokojnie hrabia i pocałował Sanusa w szyję, jednocześnie obejmując go w pasie.
- Nigdy w życiu nie będę twój! – krzyknął Sanus i z całej siły odepchnął napastnika jednocześnie uderzając go w twarz.
- I tak cię będę miał – odparł z uśmiechem na twarzy hrabia Manastri, jednocześnie wycierając krew z przeciętej wargi. – Prędzej czy później będziesz mój.
- Nigdy! – wykrzyknął Sanus.
- Zobaczymy – hrabia Manastri uśmiechnął się złośliwie. – Ja mam czas, mogę poczekać. A ty jak długo będziesz w stanie mi się opierać? – Nie czekając na odpowiedź wyszedł, zamykając drzwi na klucz.
Sanus opadł bezsilnie, a z jego oczu popłynęły łzy.
- Lantar, gdzie jesteś?

***

- No to teraz zostaje nam czekać aż Kurus wróci – powiedział Akirin.
- Może w tym czasie zajmiesz się mną? – mruknął Kirim seksownie niskim głosem jednocześnie całując ukochanego w szyję.
- Chętnie, ale najpierw chciałbym zobaczyć dzieci. Stęskniłem się za nimi równie mocno jak za tobą.
- To raczej niemożliwe – mruknął Kirim nie przestając całować.
- Dlaczego? – Akirin lekko odepchnął od siebie ukochanego.
- Nie przywiozłem ich ze sobą, zostały w posiadłości Sanusa.
- Zostawiłeś je tam same?! – Akirin oburzył się.
- Nie miałem wyjścia – Kirim westchnął i zaprzestał pieszczot. – Musiałem pilnować twojego przyjaciela, żeby nie palnął jakiegoś głupstwa. Jeżeli chodzi o Sanusa, to on nie myśli racjonalnie. Chciał pędzić i ratować go, nie wiedząc nawet gdzie i z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Jedynym wyjściem było szybko przybyć tutaj, gdzie mamy odpowiednią ilość wojska, no i kogoś, kto jest władny podjąć odpowiednie decyzje.
- Tylko mi tu nie wyjeżdżaj z pochlebstwami – mruknął wciąż rozgniewany Akirin.
- Dzieci nie zniosłyby takiego tempa podróży. Poza tym bałem się tego co mogłoby nas spotkać w drodze. Nie wiemy z kim mamy do czynienia, więc nie wiadomo czy ktoś nie chciałby porwać dzieci Sanusa. A jeszcze królewskie dzieci, to byłby całkiem niezły kąsek. Zostawiłem je więc pod opieką służących Sanusa i tych żołnierzy, którzy ze mną pojechali. Nawet jeżeli jest ich mało, to w pałacyku Sanusa mają większe możliwości obrony, niż w drodze. Pomyślałem, że jak wszystko się wyjaśni, to zabiorę dzieci spokojnie do domu. Dlatego też proszę, nie gniewaj się już na mnie – dodał całując Akirina w dłoń.
Król westchnął ciężko.
- Masz rację – powiedział cicho. – Przepraszam, trochę mnie poniosło. Ciągle zapominam, że nie bez przyczyny byłeś głównym doradcą.
- To dlatego, że za bardzo starasz się być dobrym królem. Sam starasz się wszystko rozwiązywać i za bardzo się wszystkim przejmujesz – stwierdził Kirim i objął ukochanego.
- Nic na to nie poradzę – Akirin zaśmiał się nerwowo. – Nie chcę żeby ludzie mnie nienawidzili tak jak poprzedniego króla.
- Nie martw się, poddani cię kochają.
- Tak myślisz?
- Oczywiście. A na pewno jeden z poddanych kocha cię nad życie – mruknął Kirim całując Akirina w skroń.
- O, a któż to taki? Znam go może? – zapytał niedbale.
- Bo ja wiem – odparł Kirim podobnym tonem, przenosząc się z pocałunkami coraz niżej. - Taki jeden przystojniak, który nie może racjonalnie myśleć kiedy cię widzi.
- Co ty powiesz – mruknął Akirin zmieniając ułożenie ciała, żeby dać kochankowi lepszy dostęp. – Nie wiedziałem, że tak działam na ludzi.
- Tylko na tego jednego.
- Jesteś podstępną gadziną – mruknął Akirin, kiedy po upojnym seksie siedział oparty plecami o Kirima i wpatrywał się w ogień na kominku.
- Czasami muszę być, skoro moje kochanie jest wiecznie zapracowane.
- Masz szczęście, że cię kocham – odparł Akirin i pocałował Kirima. – Ale jeśli chodzi o dzieci, to ci nie daruję. Jutro z rana pojedziesz do posiadłości Sanusa z dodatkowymi żołnierzami i przywieziesz je do nas. Nasze szkraby i dzieci Sanusa. Tu będą bezpieczniejsze.
- Jak wasza wysokość każe. A do tego czasu… - mruknął, a jego ręce zaczęły błądzić po ciele Akirina.
- Chodźmy do sypialni – szepnął Akirin.
Kirim bez słowa wziął ukochanego na ręce i ruszył w stronę drzwi.
- Ej, zapomniałeś o czymś – odezwał się Akirin.
- Zapomniałem? – Kirim przystanął i zmarszczył czoło udając, że intensywnie myśli. – Do tego co zamierzam teraz zrobić potrzeba dwóch składników. Jeden to ja, drugi to ty, więc mam wszystko czego potrzebuję. Nie – stwierdził stanowczo – o niczym nie zapomniałem. – I ruszył dalej.
- A jednak zapomniałeś. Ty jesteś nagi i ja jestem nagi. Jak to będzie wyglądać, kiedy wyjdziemy na golasa na korytarz?
- Oj, jakby służące nie podglądały nas nigdy w kąpieli.
- To co innego.
Kirim westchnął i wrócił do kominka.
- Niech ci będzie, ale za to dzisiaj ja będę na górze.
Akirin roześmiał się.
- Niech ci będzie.
Szybko założyli ubrania i przeszli do sypialni, gdzie zajęci sobą zapomnieli o wszystkich zmartwieniach i kłopotach.
Następnego dnia, po porannym posiłku Kirim ziewając potężnie żegnał się z ukochanym.
- Służące znowu się na nas dziwnie patrzą – mruknął całując małżonka w policzek.
Akirin w odpowiedzi na to zaśmiał się.
- Sam jesteś sobie winien, trzeba było iść spać wcześniej.
- I miałem przepuścić taką okazję, kiedy miałem cię tylko dla siebie? Nie ma mowy! Odeśpię sobie w czasie podróży powrotnej.
- Więc nie marudź już – odparł z uśmiechem Akirin i pocałował Kirima, po czym ten wsiadł na konia i odjechał w eskorcie żołnierzy straży przybocznej.
Akirin jeszcze przez chwilę stał na dziedzińcu, dopóki orszak całkowicie nie zniknął mu z oczu. Wtedy bez słowa wrócił do zamku. Przeszedł do sypialni.
- Jesteś? – rzucił w powietrze.
- Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? – zza zasłony wyszedł Kurus.
- Żebyś się zastanawiał – Akirin uśmiechnął się złośliwie, lecz szybko spoważniał. – Czego się dowiedziałeś?
- Niewiele. Dałeś mi za mało czasu. Udało mi się zaledwie znaleźć wykonawców. Nie wiem kto jest zleceniodawcą.
- Czyżbyś nie był w stanie wykonać zlecenia? – spytał kpiąco Akirin.
- Nie denerwuj mnie, dobra? – warknął Kurus. – Jestem w stanie dużo zrobić, ale nie jestem cudotwórcą, potrzebuję czasu.
- Dobrze wiesz, że nie mamy czasu. Zanim ty znajdziesz zleceniodawcę, Sanus może już dawno nie żyć.
- O to możesz być spokojny – mruknął Kurus nalewając sobie do kielicha napój z dzbana stojącego na stole. – Fuj sok? Może byś tak w końcu kiedyś napił się wina?
- Nie zmieniaj tematu. Co miałeś na myśli?
- Bandyci, którzy porwali tego twojego doradcę mieli przykazane, żeby nie spadł mu z głowy nawet jeden włos, bo inaczej stracą własne życie. A to oznacza iż zleceniodawca nie zamierzał robić mu krzywdy. Możemy więc sądzić, że mamy trochę czasu.
- Trochę, nie znaczy w nieskończoność, dlatego też musimy się spieszyć.
- W takim razie wracam szukać dalej – Kurus wstał i ruszył w stronę drzwi do ogrodu.
- Hej, potrzebujesz gotówki?
- Na razie nie. Jakby co, zgłoszę się. – I już go nie było.
Akirin wyszedł z komnaty i ruszył w stronę komnaty nadwornego medyka.
- Jak on się czuje? – spytał kiedy już był w środku.
- Zgodnie z poleceniem waszej wysokości dałem mu środek na sen, a przed drzwiami postawiłem żołnierzy na wypadek gdyby jednak obudził się wcześniej i chciał gdzieś wyjść, chociaż to mało prawdopodobne. Mam nadzieję, że wasza wysokość wybaczy mi tą zuchwałość? Ale założyłem, że skoro wasza wysokość chce żeby hrabia Sonusa spał, to znaczy iż wasza wysokość nie chce żeby się gdzieś poruszał, albo robił coś głupiego.
- Słusznie założyłeś – odparł Akirin uspokajająco. – Niech żołnierze tam zostaną, dopóki ich nie odwołam.

***

Minęły trzy dni odkąd Sanus stał się więźniem. Każdego dnia hrabia Manastri przynosił mu posiłki trzy razy dziennie i próbował rozmawiać z nim jakby nic się nie stało. Jednak Sanus nie odzywał się wcale, starając się ignorować intruza, a od drugiego dnia odmówił także brania udziału w posiłkach. Niestety to nie zniechęcało porywacza. Sanus był już na skraju wytrzymałości. Brak jedzenia oraz snu dawał mu się we znaki. Szalejący w sercu niepokój wyciskał z oczu łzy i nie pozwalał zasnąć na dłużej niż dwie godziny. I chociaż za każdym razem hrabia Manastri powtarzał iż Lantar na pewno już znalazł sobie innego, to jednak Sanus wciąż wierzył, że jego ukochany przybędzie go uratować. Tylko ta myśl trzymała go jeszcze przy zdrowych zmysłach.
Któregoś dnia poranny posiłek, zamiast hrabiego Manastri przyniósł mu służący.
- A gdzie jest hrabia Manastri? – zainteresował się Sanus, kiedy służący stawiał tacę z jedzeniem na stole.
- Pan musiał pilnie wyjechać, ale zapowiedział, że wróci pod wieczór – odparł służący. – Czyżby wasza miłość nie mógł już się doczekać wizyty mojego pana? – służący spojrzał uważnie na Sanusa.
- Ja? Co za niedorzeczność – Sanus prychnął gniewnie.
Służący bez słowa wycofał się do drzwi.
Kiedy ten sam służący przyniósł mu popołudniowy posiłek, Sanus postanowił spróbować ucieczki.
- Łyżeczka mi upadła, podnieś ją – powiedział, kiedy już taca z jedzeniem stała na stole, a służący wycofywał się z komnaty. Na potwierdzenie jego słów można było usłyszeć metaliczny stukot.
- Jak wasza miłość sobie życzy – odparł służący i uklęknął, by podnieść łyżeczkę z podłogi.
W tym momencie Sanus chwycił dzban z wodą i uderzył nim z całej siły służącego w głowę.
Służący upadł nieprzytomny. Sanus z niedowierzaniem popatrzył na nieprzytomnego. Nie mógł uwierzyć, że ma aż tyle siły. Jego euforia zwiększyła się jeszcze bardziej, gdy zrozumiał, że teraz ma szansę na ucieczkę. Nie zastanawiając się dłużej wybiegł z komnaty. Był tak zaaferowany, że nie zauważył jak służący podnosi głowę, a tajemniczy uśmiech rozświetla jego oblicze.

***

Minęły dwa dni w czasie których Kurus nie pokazywał się w ogóle. Akirin chodził nerwowo z komnaty do komnaty i nawet czułości Kirima oraz dzieci nie potrafiły odegnać jego niepokoju. W końcu pojawił się.
- Dowiedziałeś się coś? – zapytał Akirin kiedy skrytobójca wąchał zawartość stojącego na stole dzbana.
- No, widzę, że w końcu pomyślałeś o mnie - mruknął nalewając sobie wino do kielicha. – Niebo w gębie, nie to co te sikacze na mieście.
- Gadaj co się dowiedziałeś – warknął Akirin wydzierając dzban z ręki skrytobójcy.
- Ej, coś ty taki w gorącej wodzie kąpany – zapytał Kurus z pretensją w głosie, ale widząc zaciętą minę króla westchnął tylko i dodał: - wiem kto jest zleceniodawcą. Wiem też, że temu twojemu doradcy nie dzieje się żadna krzywda, oprócz tego, że jest zamknięty w komnacie.
- Skąd wiesz? – Akirin oddał skrytobójcy dzban, co ten skwapliwie wykorzystał i ignorując zupełnie kielich przyssał się od razu do dzbana.
- Odpowiednia ilość gotówki rozwiązuje każdy język – odparł wycierając usta. – A przy okazji, wisisz mi trochę kasy.
- Tyle wystarczy? – mruknął Akirin rzucając w stronę przyjaciela dość pękaty mieszek. Skrytobójca potrząsnął nim i uśmiechając się szeroko schował go za pazuchę.
- Zanim wyjawię ci nazwisko zleceniodawcy, możesz mi powiedzieć jedną rzecz?
- Jaką?
- Co zamierzasz potem robić? Znam cię już wystarczająco, żeby wiedzieć, że na pewno tak tego nie zostawisz. Pytanie co masz zamiar z tym zrobić.
- A jak myślisz? – zapytał złowrogo Akirin przybliżając twarz do twarzy skrytobójcy.
Kurus uśmiechnął się szeroko.
- Coraz bardziej cię lubię. Szkoda, że między nami nie zaiskrzyło. Bylibyśmy świetnym duetem. Jeśli dołożysz jeszcze jeden taki mieszek, to załatwię to za ciebie.
Akirin bez słowa wyciągnął z sekretarzyka mieszek i rzucił w stronę skrytobójcy. Ten złapał go w locie i powiedział:
- W takim razie zabieram się za robotę.
- Zaczekaj – Akirin zatrzymał skrytobójcę przy drzwiach do ogrodu. – Chcę żebyś zabił tych, którzy porwali Sanusa, zleceniodawcę chcę sam załatwić.
Kurus wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Naprawdę byśmy byli dobrymi partnerami.
- Więc kto to jest?
- Hrabia Manastri. Nie wiem co nim kierowało, ale przetrzymuje tego twojego doradcę w swojej posiadłości na północ od miasta Manestarin – odparł Kurus i zniknął w ogrodzie.
Akirin zaklaskał w ręce, a gdy pojawił się służący powiedział:
- Powiedz mojemu mężowi, że chcę go widzieć. I niech królewski medyk natychmiast tu przyjdzie.
Służący bez słowa skłonił się i wyszedł. Akirin czekał spoglądając na ogród.
- Chciałeś mnie widzieć, kochanie? – usłyszał nagle za plecami.
- Nawet nie usłyszałem jak wszedłeś – król westchnął i odwrócił się.
- Widocznie coś zaprząta twój umysł. Co to takiego? – zapytał troską Kirim obejmując ukochanego i przytulając go. – Skoro mnie wezwałeś czy to oznacza, że mogę ci jakoś pomóc w twoich zmartwieniach?
- Nie, nic mnie nie martwi, po prostu zamyśliłem się. Jak tam dzieci? Ostatnio nie miałem dla nich zbytnio czasu.
- Mam nadzieję, że niedługo to nadrobisz, bo jeszcze trochę, a pomyślę, że już ich nie kochasz.
- Gadasz głupoty – mruknął gniewnie Akirin. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. – Wejść!
Drzwi otworzyły się i wszedł medyk.
- Proszę o wybaczenie tej zwłoki, wasza wysokość, właśnie…
- Nie tłumacz się – Akirin przerwał wywody medyka. – Co z hrabią Sonusa?
- Wciąż śpi, wasza wysokość, ale obawiam się, że jutro rano będę musiał go obudzić.
- Obudź go już teraz i przyprowadź tutaj.
- Jak wasza wysokość każe – Konas ukłonił się i wyszedł.
- Co się dzieje kochanie? – zaniepokoił się Kirim.
- Kurus w końcu dowiedział się kto stoi za porwaniem Sanusa.
- Co?! Kto to?
- Zaczekajmy na Lantara.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu, aż w końcu drzwi otworzyły się z hukiem i do komnaty wpadł wściekły Lantar.
- Ty draniu! – wykrzyknął łapiąc Akirina za szatę na piersiach. – W co ty sobie pogrywasz? Życie Sanusa jest w niebezpieczeństwie a ty każesz medykowi uśpić mnie?!
- Uspokój się – odparł chłodno król i złapawszy Lantara za nadgarstki zmusił go do rozluźnienia uchwytu. – Musiałem to zrobić, inaczej palnąłbyś jakieś głupstwo, które mogłoby wszystko zniszczyć. Gdy tylko chodzi o Sanusa, przestajesz racjonalnie myśleć. Dlatego ja musiałem to zrobić za ciebie. Rozumiesz?
- Przepraszam – wyszeptał Lantar spokojnie. – Masz rację, kiedy chodzi o Sanusa nie myślę racjonalnie. Ale nic na to nie poradzę, że tak bardzo go kocham i żyć bez niego nie mogę.
- Rozumiem to – Akirin objął przyjaciela i przytulił do piersi. – Ja też nie mogę żyć bez Kirima i gdyby to jemu się przydarzyło, też pewnie bym się tak zachowywał. Ale teraz już nie myśl o tym. Przez ten czas kiedy ty przymusowo odpoczywałeś ja zbierałem informacje.
- I co? – spytał z niepokojem Lantar.
- To hrabia Manastri porwał Sanusa.
- Wiedziałem! – warknął Lantar. - Ten cholerny fircyk cały czas się kręcił się wokół niego, uśmiechał obłudnie. Gdybym wtedy wiedział co on knuje… - warczał krążąc nerwowo tam i z powrotem. – Powinienem był to przewidzieć.
- Ale nie wiedziałeś i nie przewidziałeś. Teraz nie pora na wyrzucanie sobie tego. Musimy uwolnić Sanusa.
- „My” – zdziwili się jednocześnie Kirim i Lantar.
- A ty myślałeś, że puszczę cię samego? Kirim, ty zostań z dziećmi i módl się, żeby nam się udało.
- Też chcę jechać z wami! Sanus to mój przyjaciel, chcę mu pomóc!
- Wybacz kochanie, ale nie wiadomo co nas tam może spotkać. Ty w ogóle nie umiesz walczyć. Nie chcę się także martwic o ciebie – odparł Akirin i pocałował ukochanego w skroń. – Czekaj na nas z dziećmi, nie chcę żeby Sanus denerwował się dłużej niż to konieczne. Widok dzieci na pewno go uspokoi.
- Dobrze – Kirim uśmiechnął się. – Będę na was czekał z niecierpliwością.
Akirin wraz z Lantarem wyszli. Na dziedzińcu przed pałacem czekali na nich żołnierze ze straży przybocznej w pełnym uzbrojeniu, Konas oraz dwa wolne konie.
- Akirin… - odezwał się Lantar kiedy już siedzieli na koniach.
- Tak?
- Dziękuję.
Akirin nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się i ruszył galopem przed siebie.



CDN










Komentarze
Floo dnia stycznia 26 2012 00:34:46
No weź! Czemu zawsze robisz koniec w nieodpowiednim momencie?! Do następnej aktualki zostanę bez palców (paznokcie już obgryzłam)!
Mam nadzieję ze Akirin pozwoli Lantarowi rozkwasić, ta wypindrzoną gębę, tego "fircyka". I najlepiej tak żeby go mamusia nie poznała... a co do mamuś... Naszła mnie myśl ze to mamuśka Sanusa, postanowiła zmusić syna do zmiany partnera ;/... Oby nie głupia @%$*^@#(*^. Obiecałam sobie że nie będę przeklinać w komentarzach... no wiec... no...
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

wietne! wietne! 100% [1 Gos]
Bardzo dobre Bardzo dobre 0% [adnych gosw]
Dobre Dobre 0% [adnych gosw]
Przecitne Przecitne 0% [adnych gosw]
Sabe Sabe 0% [adnych gosw]
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum