艢CIANA S艁AWY | Tutaj b臋d膮 umieszczane odnosniki do stron, na kt贸rych znalaz艂y si臋 recenzje wydanych przez nas ksi膮偶ek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez nasz膮 stron臋. W celu zobaczenia szczeg贸艂贸w nale偶y klikn膮膰 w dany banner


|
|
Witamy |
Strona ta po艣wi臋cona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazuj膮cemu relacje homoseksualne pomi臋dzy m臋偶czyznami. Je艣li jeste艣 zagorza艂ym przeciwnikiem lub w jaki艣 spos贸b nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opu艣膰 t臋 witryn臋 - reszt臋 naszych Go艣ci serdecznie zapraszamy
|
Dzieci boga granic 10 |
10.
艢wi臋te Kobiety po偶egna艂y ich na skraju obozowiska. Ich miejsce by艂o w centrum, z szamanami i wodzami. Hurik potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, 偶egnaj膮c si臋 z Kekhartem.
– Oby艣cie nie narazili si臋. Oby艣cie byli tu na w艂a艣ciwym miejscu. Nie zas艂u偶yli艣cie sobie na los, kt贸ry was spotka艂, je艣li moje zdanie zna膰 chcecie. W Urhan wasze miejsce, tam winni艣cie zosta膰, lecz skoro tu przybyli艣cie – oby to zaiste by艂 znak od boga.
Zabra艂y swojego wi臋藕nia, kt贸ry, jak przekonali si臋 Kekhart i jego towarzysze, nosi艂 imi臋 Serik. Po raz kolejny mieli ujrze膰 go podczas egzekucji – Hurik wr臋cz nalega艂a, by si臋 na niej znale藕li, mo偶e licz膮c, 偶e przeka偶膮 dalej wie艣ci o okrucie艅stwie 艢wi臋tych Kobiet wobec tych, kt贸rzy zha艅bili jedn膮 z nich.
Najgorsze w ca艂ej sytuacji by艂o, 偶e w podr贸偶y przekonali si臋, i偶 owszem, Serik zniewoli艂 kiedy艣 jedn膮 z dziewiczych wojowniczek: przed wielu laty, b臋d膮c jeszcze nierozumnym m艂odzie艅cem. 呕y艂 potem wiele lat w spokoju, cho膰 szczerze 偶a艂owa艂 swego czynu. Dziewczynie, kt贸r膮 zha艅bi艂 zap艂aci艂 sowicie, wiedz膮c, 偶e nie wynagrodzi jej w pe艂ni tego, co utraci艂a. Nie po艣lubi艂 jej, cho膰, jak si臋 zarzeka艂, kocha艂 j膮 od samego pocz膮tku, czyn za艣, kt贸rego dokona艂, by艂 aktem pope艂nionym w desperacji przez m艂odzie艅ca 艣wiadomego, 偶e nigdy nie zdob臋dzie tej, kt贸rej pragnie najbardziej ze wszystkich kobiet.
– Ona taka jak te dwie dziewki by艂a – t艂umaczy艂 Arthanowi, kt贸ry cz臋sto jecha艂 przy wierzchowcu Serika, ku niezadowoleniu Larhy zreszt膮. Skierowa艂 przy tym wzrok ku dw贸m nieroz艂膮cznym wojowniczkom, Kuary, tej z pi臋knymi lokami i Nayaseg, tej drobnej, cho膰 o szerokich biodrach. – Do 艢wi臋tych Kobiet do艂膮czy艂a i odnalaz艂a mi艂o艣膰 – ot, popatrz, miesza艅cu, na t臋 tam, starsz膮… – potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. – Kochanka jej. A jam my艣la艂, g艂upi, dziewk臋 zniewol臋, to jej minie… Ale nic to, nic nie wysz艂o, tylko b贸l dla mnie i dla niej. Tylko mnie znienawidzi艂a i ja te偶 znienawidzi艂em siebie. 呕yje teraz gdzie艣 w stepie, nie wiem gdzie nawet… Przed miesi膮cem nieszcz臋艣ciem na 艢wi臋te Kobiety trafi艂em i kochanka tamtej mnie rozpozna艂a. No i jad臋 po 艣mier膰 w艂asn膮, cho膰 modli艂em si臋, modli艂em, by umrze膰 tam we studni. Wida膰 jednak za swe czyny inaczej musz臋 zap艂aci膰.
W ko艅cu wi臋c rozstawali si臋 z Serikiem czuj膮c 偶al. Nawet Larha, cho膰 nie przesta艂a – bo i nie mog艂aby – czu膰 do艅 niech臋ci, stwierdzi艂a, 偶e mo偶e i zbrodnia, kt贸r膮 pope艂ni艂 zas艂ugiwa艂a na kar臋, jednak 艢wi臋te Kobiety powinny z艂agodzi膰 j膮 nie co. C贸偶 z tego, gdy kochanka zha艅bionej przed laty wojowniczki nie odpu艣ci艂aby 偶adn膮 miar膮. Serik mia艂 umiera膰 w m臋kach, d艂ugo, na pokaz.
Rozbili co艣 na kszta艂t obozowiska na uboczy, w oddaleniu od plemion, daj膮c do zrozumienia, 偶e s膮 od nich odr臋bni i nie powinno si臋 wchodzi膰 z nimi w wi臋cej kontakt贸w ni偶 to konieczne. Najwi臋cej powod贸w do obaw mia艂 Gaspar: jego nie wygnali, on uciek艂 sam, przed zemst膮. A plemi臋 Krukor艂a, licznie zamieszkuj膮ce nie tylko terytorium Urhan, lecz i step na zachodnim pograniczu, przys艂a艂o swoich reprezentant贸w na zjazd. Je艣li by艂 po艣r贸d nich r贸d, kt贸remu pie艣niarz si臋 narazi艂 – marny jego los.
Gdyby nie by艂o – c贸偶, oznacza艂oby to, 偶e obaj m艂odzie艅cy, cz艂owiek i mieszaniec, mog膮 w艂a艣ciwie porusza膰 si臋 po obozowisku swobodnie i bez wi臋kszego ryzyka wchodzi膰 w kontakty z przedstawicielami plemion. Obaj zamierzali korzysta膰 z owej swobody, poznawa膰 plemiona, ich zwyczaje, historie, sposoby walki – i kobiety. W obu ciekawo艣膰 艣wiata 艂atwo pokona艂a obawy: przed zemst膮 w wypadku Gaspara i przed niech臋ci膮 do mieszanej krwi u Arthana.
Kekhart zazdro艣ci艂 im. Sam bez wi臋kszych obaw m贸g艂 wej艣膰 do obozowiska, pod warunkiem, 偶e trzyma艂 si臋 przestrzeni wsp贸lnej wszystkim i wchodzenia w bli偶sze interakcje z przyby艂ymi na zjazd. Nie by艂o to szczeg贸lnie przyjemne, wiedzie膰, 偶e gdzie艣 blisko jest rodzina, ca艂a stracona przesz艂o艣膰, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej kroki zawiod膮 go w miejsce zajmowane przez w艂asne plemi臋. M贸g艂by zamkn膮膰 oczy i i艣膰 na o艣lep, a jaka艣 niewidzialna si艂a pr臋dko zawiod艂aby go mi臋dzy namioty i jurty Przyci臋tych Uszu, tak, jak przed kilkoma dniami postawi艂a na jego drodze Hurik.
C贸偶, Hurik pewnie uczyni艂a ju偶 to, czego on nie m贸g艂: przywita艂a si臋 z rodzin膮 i przyjaci贸艂mi z dzieci艅stwa. Jak偶e musieli by膰 z niej dumni! Na jak偶e pi臋kn膮, siln膮 i w艂adcz膮 kobiet臋 wyros艂a ta krwio偶ercza dziewczyna, kt贸ra wraz z nim jecha艂a do pierwszej walki. Spe艂ni艂a wszelkie nadzieje, jakie w niej pok艂adali.
A on? Co w艂a艣ciwie robi艂 tu, na zgromadzeniu? Przywiod艂y go jedynie s艂owa szamana i mglista przepowiednia, w kt贸r膮 nie by艂 pewny, czy powinien wierzy膰. O wiele za ma艂o by ryzykowa膰, by oddala膰 si臋 od w艂asnego miejsca. Nara偶a膰 si臋 na b贸l przy spotkaniu z rodzin膮? Czy naprawd臋 by艂 na to got贸w?
Po rozbiciu obozowiska przekona艂 si臋, 偶e zn贸w jest sam, bo obaj m艂odzie艅cy znikn臋li w g膮szczu namiot贸w, Temur i Larha nadal pr贸bowali rozwi膮za膰 sprawy mi臋dzy sob膮, a Takhir wyparowa艂 gdzie艣, maj膮 jak zwykle w艂asne sprawy, do kt贸rych nie potrzebowa艂 towarzystwa. Wi臋c chc膮c nie chc膮c Kekhart chodzi艂 sam po ulicach tymczasowego miasta, bez wi臋kszego celu, poza tym, kt贸ry mog艂oby wyznaczy膰 przeznaczenie.
Pr臋dko znalaz艂 miejsce, gdzie zatrzyma艂y si臋 艢wi臋te Kobiety. Ich namioty budzi艂y zreszt膮 wielkie zainteresowanie, gdy偶 rzadko kiedy wojowniczki rozbija艂y obozowisko w pobli偶u innych, zwykle preferuj膮c oddalenie. Tu jednak, u st贸p kurhanu w艂adczyni, kt贸ra powo艂a艂a je do 偶ycia, zajmowa艂y honorowe miejsce.
I tutaj, drugiego dnia po przybyciu na Pole 艁ez Kekhart spotka艂 tego, kt贸ry mia艂 zosta膰 kaganem.
M臋偶czyzna stoj膮cy przy p艂ocie ogradzaj膮cym obozowisko 艢wi臋tych Kobiet nie nale偶a艂 do szczeg贸lnie wysokich, sam Kekhart przerasta艂 go o dobre p贸艂 g艂owy. By艂 te偶 drobniejszej budowy, ni偶 przeci臋tny orkowy m臋偶czyzna, cho膰 linie mi臋艣ni na ramionach i kocie ruchy 艣wiadczy艂y o wielkiej sprawno艣ci. W walce musia艂 by膰 niezwykle szybki i na tym si臋 opiera膰.
Nosi艂 kubrak z wilczej sk贸ry, futrem do wierzchu, pierwszy 艣lad przynale偶no艣ci klanowej – bo tatua偶e, kt贸re Szare Wilki wykonywa艂y na wierzchach d艂oni, gin臋艂y w g膮szczu wzor贸w i blizn, pl膮c膮cych si臋 na ramionach i klatce piersiowej. Najwi臋kszy tatua偶 pe艂zn膮艂 po ca艂ym ciele i twarzy: olbrzymi smok z zaznaczon膮 ka偶d膮 艂usk膮 na ciele.
Na plecy i ramiona spada艂y mu str膮ki sfilcowanych w艂os贸w, z kt贸rych zwiesza艂y si臋 liczne ozdoby z p贸艂szlachetnych kamieni, z艂ota, srebra, ceramiki i ko艣ci. Okala艂y twarz o wydatnym nosie i kr贸tkich k艂ach, odrobin臋 podobn膮 do ludzkiej.
Ponad obojczykami widnia艂y dwie symetryczne blizny, wyeksponowane przez skrawki nie wytatuowanej sk贸ry: Kekhart nie widzia艂 wcze艣niej nic podobnego, lecz pami臋taj膮c opowie艣ci Takhira domy艣la艂 si臋, co ogl膮da. Temu m臋偶czy藕nie przeci膮gni臋to kiedy艣 pod sk贸r膮 sznur lub haki i powieszono go, aby tkanka zerwa艂a si臋. D艂ugi i bolesny proces, jakiemu nie poddawano ka偶dego, a tylko tych, kt贸rych duchy wybra艂y na swoich przedstawicieli. M臋偶czyzna rozmawiaj膮cy przez ogrodzenie zagl膮daj膮cy do obozowiska 艢wi臋tych Kobiet by艂 Czarnym Szamanem.
Hurik sta艂a po przeciwnej stronie, wyprostowana, z ramionami zaplecionymi pod piersiami. Z dumnej miny mo偶na by艂o wywnioskowa膰, 偶e czegokolwiek chce od niej ten szaman, ona nie 艂atwo da si臋 przekona膰.
I rzeczywi艣cie, jej s艂owa m贸wi艂y to samo, co i jej postawa.
– Nie. Nie takie mia艂am plany.
Szaman ze smokiem wij膮cym si臋 po twarzy nachyli艂 si臋 bardziej, zbli偶aj膮c g艂ow臋 do Hurik. Jego wzrok pe艂za艂 po sylwetce kobiety: po twarzy, po czarnych warkoczach, przeplecionych wst膮偶k膮, linii szyi i pe艂nych piersiach, wysklepiaj膮cych si臋 w wyci臋ciu zasznurowanej z przodu kamizeli.
– Przemy艣l to. Pomy艣l o tym, co zyskasz. Wielka wojowniczka, 偶ona kagana. Pod tob膮 b臋d膮 wszystkie plemiona stepu. Tylko Tindre – tu zerkn膮艂 ku kurhanowi i kamieniowi na jego szczycie – by艂a pot臋偶niejsza, ni偶 ty by艣 by艂a.
– Tindre nikogo nad sob膮 nie mia艂a. Ja i tak b臋d臋 ciebie mie膰. To ju偶 wol臋 jako kagana, sama b臋d膮c pani膮 swojego plemienia, ni偶 jako 偶ona kagana we wszystkim go s艂ucha膰.
M臋偶czyzna ze smokiem na twarzy roze艣mia艂 si臋. Mia艂 d藕wi臋czny, niski g艂os, od kt贸rego ka偶dej kobiecie – na bog贸w, nie tylko kobiecie, co Kekhart poczu艂 w艂a艣nie! – zrobi艂oby si臋 gor膮co.
– Hurik, ach Hurik, czy ty my艣lisz, 偶e zamkn膮艂bym ci臋? Na bog贸w, umiem doceni膰 warto艣膰 kobiety. Spytaj moich 偶on, je艣li pragniesz. Niczego 偶adnej z nich nie braknie, tak偶e i wolno艣ci. Nie, wolno艣膰 jest ostatnim, co m贸g艂bym komukolwiek odebra膰.
– Otrzymasz moje wsparcie teraz i p贸藕niej, jako kagan – odpowiedzia艂a wojowniczka. – Ale nie moj膮 r臋k臋. To moje ostatnie s艂owo, Czarny Smoku. Wi臋cej mnie z t膮 propozycj膮 nie nachod藕.
– Oczywi艣cie, Hurik. Wybacz mi, nie pragn膮艂em nadu偶y膰 twej cierpliwo艣ci, ani te偶 twojej godno艣ci. Nigdy nie uczyni艂bym niczego wbrew woli jednej ze 艢wi臋tych Kobiet, zw艂aszcza tu, u st贸p grobowca Tindre. Wybacz mi.
Pok艂oni艂 si臋 g艂臋boko, w spos贸b, jakiego Kekhart nigdy dot膮d nie widzia艂: z r臋k膮 zaplecion膮 o r臋k臋, zginaj膮c si臋 w talii. Potem wyprostowa艂 si臋 i oddali艂, zerkaj膮c z ciekawo艣ci膮 na m臋偶czyzn臋, kt贸ry przys艂uchiwa艂 si臋 ich rozmowie. Kekhart dostrzeg艂 b艂ysk w ciemnych, gro藕nych oczach i zadr偶a艂. Takhir mia艂 takie oczy, oczy osoby, kt贸ra widzia艂a ju偶 wszystko, osoby na wszystko gotowej. Lecz ten ork mia艂 w oczach jeszcze co艣: nieposkromione pragnienie, jedno z tych gotowych rzuci膰 na kolana – lub spopieli膰 – ca艂y 艣wiat. By艂 najbardziej niebezpieczn膮 osob膮, jak膮 kiedykolwiek spotka艂… chyba, 偶e liczy膰 te偶 tajemniczego w臋drowca o czerwonych jak krew oczach…
Gdy si臋 oddali艂, Hurik prychn臋艂a.
– Kawa艂 drania, arogancki fiut, kt贸ry my艣li, 偶e wolno mu wszystko – skomentowa艂a. Nie ba艂a si臋 wida膰 tego bezwzgl臋dnego spojrzenia.
– Jyrgal? – spyta艂 Kekhart.
– Ano, Jyrgal. Widzia艂e艣 chana Szarych Wilk贸w, dziedzica Tindre, przysz艂ego kagana. Dobry w艂adca, odwa偶ny wojownik, Czarny Szaman, jak Takhir – raz na stulecie mo偶e si臋 trafia taki. Ale bogowie mu w serce wlali 偶膮dze, kt贸rych nigdy nie poskromi. On jak smok jest: ci膮gle chce wi臋cej i wi臋cej zagarn膮膰. Chcia艂 mnie na 偶on臋 swoj膮, wyobra偶asz to sobie? Kt贸r膮 bym by艂a? Pi膮t膮 ju偶? Na bog贸w! Mie膰 nad sob膮 jego i cztery inne 偶ony, nie, to nie dla mnie. Chod藕, Kekharcie – poklepa艂a go po ramieniu – chod藕 do mojego namiotu, widz臋, 偶e ci towarzystwa trzeba.
Mieszka艂a skromnie, namiot niewielki, mieszcz膮cy ledwie pos艂anie, palenisko i baga偶. Uszyty z zaimpregnowanych t艂uszczem sk贸r, z warstw膮 p艂贸tna od wewn膮trz, niski, tak, 偶e tu偶 po wej艣ciu Kekhart musia艂 usi膮艣膰 na niewielkim pos艂aniu. Musia艂a by膰 pewna swego, skoro wpuszcza艂a do siebie m臋偶czyzn臋: dostrzeg艂by to kto艣 niech臋tny, ju偶 zacz臋艂yby si臋 oskar偶enia.
Poda艂a mu kubek. Jego zawarto艣膰 mia艂a barw臋 bursztynu, pachnia艂a alkoholem i jakim艣 nieznanym owocem.
– Wino – rzek艂a. – Na bog贸w, takie wino, jakiego nigdy nie kosztowa艂am. Ze wschodu pono膰, ze Shnai’ar… By艂e艣 tam kiedy?
– Takhir by艂, ale sam. Niewiele opowiada艂.
Bardzo ma艂o – dotar艂o do niego teraz. Zbyt ma艂o. Co艣 musia艂o zdarzy膰 si臋 w Shani’ar, co艣 niezmiernie wa偶nego, co szaman przemilcza艂. Bo historiami o swoich podr贸偶ach dzieli艂 si臋 zazwyczaj ch臋tnie, a poci膮gni臋ty za j臋zyk – zw艂aszcza odpr臋偶ony po zbli偶eniu – nie odmawia艂 detali. Niezwyk艂e miasto smokowc贸w za艣 fascynowa艂o go od dawna, podobnie jak i sprawy, dla rozwi膮zania kt贸rych ostatecznie si臋 do niego uda艂.
A kiedy stamt膮d wr贸ci艂, jego opowie艣ci by艂y zdawkowe.
– C贸偶, wida膰 powody mia艂. M贸wi膮 zreszt膮, 偶e smokowcy coraz ch臋tniej je opuszczaj膮… 偶e ucz膮 swojej religii innych, tak, jak na zachodzie ci 艣wi臋ci… och, jak偶e to s艂owo ludzkie na wojownika ze szlachetnego rodu brzmi?!
– Rycerze – podpowiedzia艂 jej Kekhart. – Mieczami 艢wiat艂o艣ci ich zowi膮. Auriena wyznawcy.
Kiedy艣 przywieziono do Urhan je艅ca pojmanego na pograniczu: ludzkiego m臋偶czyzn臋, wysokiego, jasnow艂osego, o oczach barwy nieba. Nosi艂 przepi臋knie wykonany pancerz i niezwyk艂y medalion: dwa smoki, bia艂ego i czarnego, splecione ze sob膮 w walce. Nale偶a艂 do owego bractwa wojownik贸w, zwanego „zakonem”, kt贸re pono膰 coraz wi臋ksz膮 zdobywa艂o si艂臋 na zachodzie, w艣r贸d ludzi i elf贸w. Wierzyli, i偶 Aurien, b贸g 艣wiat艂o艣ci, kt贸rego oni uwa偶ali za w艂adc臋 bog贸w, czy nawet boga jedynego, powo艂a艂 ich do walki z ciemno艣ci膮, z demonami i s艂ugami Wielkiego W臋偶a. I dobrze by by艂o, gdyby za owych s艂ug贸w aurienici nie uznali mi臋dzy innymi ork贸w, a to nie spodoba艂o si臋 Urha艅czykom. Jak偶eby mieli Wielkiemu W臋偶owi s艂u偶y膰, skoro ich opiekunk膮 by艂a Sura?
Co si臋 sta艂o z rycerzem – nikt nie wiedzia艂. Zawar艂y si臋 za nim bramy cytadeli, mo偶e i krata zamykaj膮ca kt贸r膮艣 ze Studni, lub inny loch. Mo偶e zam臋czyli go na 艣mier膰 w twierdzy, wyci膮gaj膮c wiadomo艣ci o zakonie? Kt贸偶 to wie. Dla swych konfratr贸w rycerz przepad艂 jednak. Poleg艂 walcz膮c z odwieczn膮 ciemno艣ci膮.
M贸wi艂o si臋, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej Salveia, pa艅stwo rz膮dzone przez zakon, og艂osi wojn臋 z ludami na wschodzie. Wtedy Urhan b臋dzie na pierwszej linii, a Karanesse ch臋tnie si臋 do walki przy艂膮czy, by odzyska膰 ziemie wyrwane po buncie niewolnik贸w.
– Ano. Rycerze ich, co to chc膮, 偶eby wszyscy wierzyli w jedno, chyba, 偶e ci, co ich trzeba zabi膰… – splun臋艂a na ziemi臋. – Co oni wiedz膮 o walce z demonami? Tindre zosta艂a zes艂ana przez bog贸w, by pokona膰 demony, Lanfei przecie偶 by艂 demonem wcielonym! My go pokonali艣my! A gdzie ludzie byli wtedy? Gdzie艣 na zachodzie, s艂abi od dobrobytu. Ale je艣li przyjd膮 do nas, b臋dziemy gotowi. B臋dziemy kagana mieli nad sob膮.
– My艣lisz ty, 偶e Jyrgal dobrym kaganem b臋dzie?
– Pewnie. Jakem m贸wi艂a: on 艂ajdak jest i 偶on膮 jego nie b臋d臋, ale rz膮dzi膰 b臋dzie dobrze. Duchy kochaj膮 go, duchy go wybra艂y, i jeszcze przepowiednia…
– Innych kandydat贸w nie ma?
Prychn臋艂a.
– Szans nie maj膮. Przyjdzie jeden z drugim, chani膮tko z zagubionego plemienia, samozwa艅czy ostatni syn rodu, co to my艣li, 偶e bogowie go naznaczyli. M艂odziak taki, jak tw贸j Arthan, ale siana w g艂owie wi臋cej, my艣li, 偶e mu wszystko wolno. Wyzwie Jyrgala, i jak b臋dzie mia艂 szcz臋艣cie, prze偶yje. Du偶o krwi tu zobaczymy – wyszczerzy艂a si臋 – b臋dzie pojedynk贸w troch臋, zatarg贸w i zemst klanowych, paru stwierdzi, 偶e czas przej膮膰 w plemieniu w艂adz臋. I ja b臋d臋 walczy膰.
– O co?
– Wiele ju偶 lat je偶d偶臋 z wojowniczkami, wi臋cej, ni偶 pi臋膰, czas m贸j ju偶 dawno up艂yn膮艂. Do plemienia wracam. Vardan jest chanem, spotka艂am go dzi艣 rano. Lepsza od niego b臋d臋.
– Chcesz go zabi膰, 偶eby w艂adz臋 zyska膰?!
U艣miechn臋艂a si臋 jeszcze szerzej na te s艂owa.
– Je艣li nie odda po dobroci w艂adzy i siebie, tak. Ale je艣li jest rozs膮dny, przyjmie moj膮 ofert臋. Niech si臋 cieszy, 偶e wol臋 jego ni偶 samego kagana!
Kekhart pokr臋ci艂 tylko g艂ow膮.
– S艂abego sobie m臋偶czyzn臋 wybra艂a艣.
– Vardan wi臋cej ma si艂, ni偶 kiedy艣. Nie wysz艂abym za tch贸rza, nie moje to pragnienie, mie膰 ma艂偶onka, co si臋 przede mn膮 trz臋sie jak osika. I dziedzica mu rodzi膰 nie b臋d臋 musia艂a. Ma 偶on臋 ju偶, wiesz? Diyar, t臋 sam膮, co j膮 tobie da膰 chcieli. Syna mu da艂a, pi臋kny ch艂opak, nazwali go twoim imieniem, a偶 si臋 zdziwi艂am. Ej, Kekhart, na Niebiosa, bez takich min! 呕y艂e艣 z tym tyle lat, 偶yj dalej, przecie偶 藕le ci si臋 nie dzieje!
– Nie – przyzna艂. Bo i mia艂a racj臋: nie mia艂 z艂ego 偶ycia, mo偶e nawet za du偶o od niego otrzyma艂, nawet, je艣li nigdy nie m贸g艂 pogodzi膰 ze sob膮 tych aspekt贸w, na kt贸rych zale偶a艂o mu najbardziej, nawet, je艣li pami臋膰 tego co utraci艂 mia艂a mu ci膮偶y膰 ju偶 zawsze. Ale nawet, gdyby teraz przyszli do艅 cz艂onkowie dawnego plemienia, b艂agaj膮c o powr贸t, nie wr贸ci艂by. Nie m贸g艂by porzuci膰 tego, co zdoby艂.
***
Trzeci dzie艅 ich pobytu na zgromadzeniu rozpocz膮艂 si臋 bladym 艣witem, nim jeszcze s艂o艅ce zd膮偶y艂o wzej艣膰. Rozpocz膮艂 si臋 od odg艂os贸w bijatyki, kt贸re wyrwa艂y Kekharta ze snu i zmusi艂y do po艣piesznego naci膮gni臋cia spodni i wyjrzenia na zewn膮trz namiotu.
Komu偶 przysz艂o do g艂owy bi膰 si臋 w porze, gdy wszyscy 艣pi膮 jeszcze?
Takhir nie艣piesznie naci膮gn膮艂 na siebie jedn膮 ze swych d艂ugich szat, tak偶e wychyn膮艂 na zewn膮trz.
W szaro艣ci 艣witu dostrzegli gromadz膮ce si臋 zbiegowisko: dok艂adnie naprzeciwko ich miejsca obozowania. Dostrzegli te偶 kot艂owanin臋: trzech m臋偶czyzn pr贸bowa艂o powali膰 czwartego, na tyle od nich ro艣lejszego, by mieli z tym niejakie problemy.
– Ty 艣mieciu – warkn膮艂 jeden z nich, kiedy uda艂o mu si臋 ju偶 przygnie艣膰 przeciwnika kolanem do ziemi. Dwaj pozostali przytrzymywali ramiona. – Ty kundlu parszywy, mule jeden, jeste艣 martwy teraz, rozumiesz?!
Arthan – kt贸偶 inny m贸g艂by wywo艂ywa膰 takie emocje – szarpn膮艂 si臋. Twarz mia艂 ca艂膮 w b艂ocie i krwi p艂yn膮cej z rozci臋tego 艂uku brwiowego.
– No偶 pi臋knie – mrukn臋艂a Larha, opuszczaj膮c w艂asny namiot. Przesta艂a zapina膰 kubrak, za to si臋gn臋艂a po n贸偶, zapomniawszy pewnie, 偶e wtr膮canie si臋 do walki nie pomo偶e teraz nikomu, a tylko mo偶e stanowi膰 przyczynek do pozabijania ich wszystkich.
Po艣r贸d zbieraj膮cych si臋 gapi贸w rozleg艂y si臋 szmery. Pewnie wyja艣nia艂 jeden drugiemu, kto w艂a艣ciwie rozbi艂 si臋 na uboczu i czemu lepiej si臋 nie wtr膮ca膰.
M臋偶czyzna kl臋cz膮cy Arthanowi na plecach si臋gn膮艂 po n贸偶.
– Ja 偶em nic nie zrobi艂! – krzykn膮艂 mieszaniec.
– Aha, nic – prychn膮艂 ten z no偶em. – Mam mu艂owi wierzy膰, nie w艂asnej siostrze?
– Ja 偶em si臋 do niej u艣miechn膮艂 tylko!
– Si臋 u艣miechn膮艂, patrzcie no!
W t艂umie gapi贸w zakot艂owa艂o i na woln膮 przestrze艅 przed namiotami wpad艂 Gaspar. Z 艂okcia wyr偶n膮艂 jednego z napastnik贸w, prosto w sam nos.
Trafiony ork zakl膮艂, pu艣ci艂 arthanowe rami臋 i rzuci艂 si臋 na ludzkiego m艂odzie艅ca. Arthan za艣, odzyskuj膮c cz臋艣膰 mo偶liwo艣ci manewru, wykorzysta艂 je, by wyrwa膰 si臋 pozosta艂ym przytrzymuj膮cym go m臋偶czyznom.
Bitka rozgorza艂a na nowo, tym razem przy aplauzie widz贸w, wyra藕nie podzielonych na dwa obozy.
Duchy wiedz膮, jak d艂ugo mog艂aby trwa膰, gdyby Takhir nie zdecydowa艂 si臋 wreszcie wkroczy膰 mi臋dzy walcz膮cych.
– Do艣膰 – oznajmi艂. – Do艣膰 tego.
Najwy偶szy z trzech ork贸w, wida膰 ich przyw贸dca, masywny m臋偶czyzna o w艂osach zwi膮zanych na szczycie g艂owy w ciasny w臋ze艂 powstrzyma艂 g艂uchy warkot.
– Szamanie, ten mu艂 zha艅bi艂 mi siostr臋.
– Akurat zha艅bi艂 – zaprotestowa艂 Arthan. – On 艂偶e, psi syn!
– A je艣li zha艅bi艂 – krzykn膮艂 kto艣 z t艂umu. – To co za strata? Brzucha dziewce nie przyprawi! A zreszt膮, kobiety P艂owych Lis贸w to kurwy!
Brat zniewa偶onego rzekomo dziewcz臋cia, nosz膮cy wok贸艂 oczu tatua偶e 艣wiadcz膮ce o przynale偶no艣ci plemiennej, wyda艂 z siebie kolejny warkot, tym razem skierowany w stron臋 gapi贸w.
– Miesza艅c贸w si臋 nie zabija! – doda艂 inny g艂os z t艂um贸w. – Je艣li bogowie chcieli, 偶eby on 偶y艂, to on do bog贸w nale偶y.
– Akurat, bog贸w obra偶a swoim istnieniem! – odpowiedzia艂 kto艣 inny. – I jeszcze dziewki gwa艂ci, 艣mie膰!
– Cisza! – rozkaza艂 Takhir, uderzaj膮c w ziemi臋 kosturem. – Chcecie gniew duch贸w na siebie sprowadzi膰? Arthan z Urhan jest pod moj膮 opiek膮 i je艣li zabijecie go, ze mn膮 b臋dziecie mie膰 do czynienia, jasne to? Co si臋 sta艂o?
– Siostra nasza – rzek艂 ten z w臋z艂em na g艂owie – skar偶y艂a si臋, 偶e j膮 mu艂 napastowa艂.
– A gdzie napastowa艂! – zaprotestowa艂 zn贸w mieszaniec. – Ja 偶em si臋 tylko do dziewki u艣miechn膮艂.
– Wystarczy – prychn膮艂 drugi z braci. Z nosa ciek艂a mu krew po gasparowym ciosie. – Do艣膰 chodzi 艣mieci po 艣wi臋tym miejscu!
– Mieszaniec to dobra wr贸偶ba! – zaoponowa艂 kto艣 z t艂umu.
Takhir po raz kolejny uderzy艂 lask膮 w ziemi臋.
– Do艣膰! Ten mieszaniec, czy si臋 to komu podoba, czy nie, jest pod moj膮 opiek膮. Tknijcie go, zadrzecie ze mn膮. Tak, on nale偶y do bog贸w, tak, jak i moi towarzysze. Odejd藕cie i zostawcie nas w spokoju.
M臋偶czyzna z w臋z艂em na g艂owie splun膮艂 pod nogi Arthana.
– Kiedy艣, mule, nie b臋dziesz mia艂 za sob膮 szamana. Wtedy si臋 policzymy.
– To ja czeka艂 b臋d臋 – odpowiedzia艂 mieszaniec hardo.
– Zginiesz, Arthan, przez kobiet臋, my wszyscy przez ciebie – powtarza艂 Gaspar swoj膮 star膮 艣piewk臋, kiedy jego przyjacielowi opatrywali rozci臋te czo艂o.
P贸艂-cz艂owiek wzruszy艂 ramionami.
– Abo kto tobie si臋 za mn膮 szlaja膰 ka偶e? 艢wiat wielki, ty id藕, gdzie chcesz.
Pie艣niarz poci膮gn膮艂 艂yk wina z buk艂aka. Zdoby艂 go sk膮d艣, pewnie przehandlowa艂 lub wygra艂 w ko艣ci. Trunek mia艂 kwaskowaty, nieprzyjemny smak, inaczej ni偶 to, kt贸re uprzedniego dnia Kekhart otrzyma艂 od Hurik. By艂o jednak mocne.
– Za ciekawe 偶ycie z tob膮. I z wami. Masz, nale偶y ci si臋 – poda艂 buk艂ak dalej. – 艁adna chocia偶 dziewka by艂a?
– 艢liczna – wyszczerzy艂 si臋 Arthan. – Ale w Urhan Lilla czeka…
Temur roze艣mia艂 si臋.
– Nie czeka, nie czeka, Arthan. Znajd藕 sobie lepiej porz膮dn膮 kobiet臋, a nie wszetecznic臋.
Mieszaniec burkn膮艂 co艣, poci膮gaj膮c 艂yk z buk艂aka. Nie powt贸rzy艂 jednak swoich s艂贸w: na zewn膮trz zn贸w rozleg艂 si臋 harmider, krzyki, nawo艂ywania – i d藕wi臋k rogu, niski i g艂uchy, d藕wi臋k, jakiego nie s艂ysza艂o dot膮d 偶adne z nich, jakiego nie zna艂o 偶adne z plemion.
Od wschodniej strony do obozowiska zmierza艂a grupa je藕d藕c贸w, kt贸rej nikt z wyj膮tkiem Takhira si臋 nie spodziewa艂.
***
Mieli na sobie zbroje ze starannie wykonanych, nak艂adaj膮cych si臋 na siebie 艂usek. Wypolerowane jak ma艂e lusterka, l艣ni艂y w blasku wschodz膮cego s艂o艅ca, srebrne u 偶o艂nierzy, z艂ocone u dow贸dcy. Spiczaste szyszaki owijali pasami materia艂u w czarnym kolorze, czarne by艂y ich ubiory pod pancerzami. Czarne chor膮gwie powiewa艂y ponad nimi: ponad karnym wojskiem, nie przypominaj膮cym w niczym koczownik贸w. Na czarnej tkaninie sztandar贸w widnia艂 wspania艂y z艂oty smok ze skrzyd艂ami rozpostartymi do lotu.
Smok. Prawdziwy smok. Gad ze wschodu. Smokowcy ze Shnai’ar.
He艂my osadzone mi臋dzy wygi臋tymi rogami, ogony u艂o偶one starannie za siod艂ami je藕d藕c贸w. Szponiaste palce trzymaj膮ce wodze, jaszczurcze pyski pokryte drobn膮, zielon膮 艂usk膮. Oczy 偶贸艂te lub czerwone, z pionowymi w臋偶owymi 藕renicami, oczy, z kt贸rych nie mo偶na wyczyta膰 ani krztyny emocji.
Pomi臋dzy wojownikami jecha艂o pi臋膰 postaci nie nosz膮cych pancerzy, a szaty kap艂a艅skie. Wszyscy tacy sami, okryci obszern膮 warstw膮 tkaniny, z twarzami – pyskami raczej – skrytymi pod kapturami. U bram obozowiska zsiedli z wierzchowc贸w, a piesi 偶o艂nierze, kt贸rych grupa maszerowa艂a za je藕d藕cami, przy wozach, momentalnie i bez jednego s艂owa utworzy艂a po obu ich stronach ciasny szpaler, tak, 偶e nikt nie by艂 w stanie przyjrze膰 si臋 kap艂anom bli偶ej. Tak ruszyli dalej, pod kurhan, a czarny sztandar ze z艂otym smokiem powiewa艂 triumfalnie ponad ich g艂owami.
– Zacz臋艂o si臋 – rzek艂 Takhir, patrz膮c na ich plecy. – nareszcie si臋 zacz臋艂o. Udajcie si臋 do centrum obozu – poleci艂 swoim towarzyszom. – Ja musz臋 tam by膰 ju偶 teraz. Wy mo偶ecie p贸j艣膰 wraz ze wszystkimi.
I znikn膮艂 w t艂umie, tylko przez chwil臋 jeszcze by艂o wida膰 kostur ko艂ysz膮cy si臋 ponad gromad膮 zmierzaj膮c膮 ku kurhanowi, za przybyszami.
Kekhart nie musia艂 nawet kaza膰 swoim towarzyszom i艣膰 za sob膮 – sami ruszyli. Delegacja ze Shnai’ar na zgromadzeniu stepowych plemion – czego艣 takiego 艣wiat nie widzia艂 jeszcze, nic wi臋c dziwnego, 偶e pr臋dko g臋sty t艂um zgromadzi艂 si臋 przy centralnym placu i 偶e zacz臋to m贸wi膰, spekuluj膮c, co sta艂o si臋 przyczyn膮 przybycia smokowc贸w. W ko艅cu widywano ich na stepach, na wschodnich kra艅cach zw艂aszcza, a wschodnie plemiona nie raz naje偶d偶a艂y ich wioski, albo handlowa艂y z gadami. Lecz taki oddzia艂…
– W Shnai’ar kr贸la nowego wybrali – powiedzia艂 kto艣. Kekhart nadstawi艂 uszu.
– Nie kr贸la – zaprotestowa艂a jaka艣 orczyca – Kap艂ana najwy偶szego. Kap艂ani nimi rz膮dz膮.
– Jedno i to samo. Naznaczony przez bog贸w jest tak czy inaczej, ten ich w艂adca.
Naznaczony przez bog贸w… w艂adca... wybrany… prawdziwy smok…
O duchy, o Niebiosa, czy ten, kt贸ry rz膮dzi smokowcami m贸g艂by by膰 tak szalony, by przyby膰 na zgromadzenie i rzuci膰 wyzwanie Jyrgalowi – i samemu zosta膰 kaganem?! Tylko szaleniec lub kto艣 pewny opieki bog贸w m贸g艂by…
Larha, kt贸ra chyba my艣la艂a o tym samym, 艣cisn臋艂a rami臋 Kekharta.
– W艂adca na wschodzie – szepn臋艂a. – O Suro, w艂adca na wschodzie!
Po艂y namiotu, w kt贸rym chanowie plemion odbywali prywatne narady rozsun臋艂y si臋 i wyszed艂 z niego Jyrgal Czarny Smok. Zamaszystym krokiem zbli偶y艂 si臋 ku podwy偶szeniu, kt贸re wzniesiono przy odgrodzonej przestrzeni.
– Dzieci stepu! – rzek艂 dono艣nym g艂osem. Nie wida膰 by艂o po nim ani odrobiny zdenerwowania. Nie przesta艂 by膰 wynios艂y, w艂adczy i pi臋kny. – Nieoczekiwani go艣cie do艂膮czyli do nas, lecz nie niemile widziani! Poka偶emy im, jak wygl膮da nasza go艣cinno艣膰, poka偶emy im, jak wygl膮da nasza pot臋ga, poka偶emy im, 偶e musz膮 liczy膰 si臋 z nami!
Gdy m贸wi艂, z namiotu wysz艂y dwie zakapturzone postacie, dwaj kap艂ani. Zbli偶yli si臋 do podwy偶szenia. Dziwnie szli: wygl膮dali, jakby p艂yn臋li w powietrzu, jeden z nich zw艂aszcza… Dziwne – nie wida膰 by艂o ogona pod jego czarn膮 szat膮, nie wida膰 te偶 by艂o d艂ugiego jaszczurzego pyska pod kapturem…
Ale to pierwszy ze smokowc贸w ods艂oni艂 g艂ow臋 i odezwa艂 si臋, nieoczekiwanie staj膮c ko艂o Jyrgala. M贸wi艂 j臋zykiem u偶ywanym na stepach, cho膰 dziwnie wymawia艂 niekt贸re g艂oski… Gdzie Kekhart s艂ysza艂 podobny akcent…?
– M贸j pan, kr贸l Shnai’ar przesy艂a pozdrowienia. M贸j pan szanuje ork贸w i ludzi z wielkiego stepu, ich tradycje i ich wiar臋. Podziwia Tindre, kt贸ra zaiste wybrana by艂a przez si艂臋 rz膮dz膮c膮 tym 艣wiatem. M贸j pan wierzy, 偶e ten, kto jako kagan obejmie w艂adz臋 ponad stepem i jego ludami tak偶e b臋dzie wybrany przez ow膮 si艂臋, nie inaczej. Ten, kt贸ry obejmie w艂adz臋, b臋dzie wybra艅cem bog贸w, najwi臋kszym w艂adc膮, jakiego widzia艂 ca艂y 艣wiat, odmieni bieg historii. M贸j pan wierzy, 偶e to jego wybra艂o przeznaczenie i got贸w jest walczy膰 o w艂adz臋 nad stepami z ka偶dym, kogo ludy step贸w wybior膮 sobie na kagana – a zgodnie ze zwyczajem, je艣li wygra, sam b臋dzie kaganem.
Wszyscy zamilkli, nie oczekiwali bowiem takich s艂贸w. Patrzyli jak os艂upiali na drugiego z ubranych w czer艅 przybysz贸w. On za艣 poma艂u zdejmowa艂 kaptur i mask臋, kt贸ra jak si臋 okaza艂o, os艂ania艂a jego twarz.
Twarz, nie pysk. Twarz p艂ask膮, w膮sk膮 i bia艂膮, kt贸ra przypomina艂a bardziej ludzk膮 czy elfi膮: cho膰 nie do ko艅ca. M臋偶czyzna bowiem w miejsce nosa mia艂 ledwo widoczne wybrzuszenie, naznaczone pionowymi nozdrzami. Nos gada w nie-gadziej twarzy. 艁uski na 艂ukach brwiowych, na kraw臋dzi szcz臋ki i podbr贸dku. Drobne, bladozielone, wyra藕nie odcinaj膮ce si臋 od bladej sk贸ry.
Jego g艂ow臋 porasta艂y w艂osy, d艂ugie, ciemnoczerwone, purpurowe niemal, zaplecione w gruby warkocz. Spomi臋dzy ich kosmyk贸w wyrasta艂y zakrzywione rogi, identyczne jak u smokowc贸w.
Spod tych rog贸w, spod 艂usek na czole spogl膮da艂y na 艣wiat oczy koloru krwi. Kekhart zna艂 te oczy, widzia艂 je ju偶 dwa razy: na szlaku pod Urhan i w swojej wizji.
W ciszy, kt贸ra zapad艂a, odezwa艂 si臋 g艂os owej niezwyk艂ej istoty, dono艣ny, czysty i przyt艂aczaj膮cy. G艂os, kt贸rego nie spos贸b nie s艂ucha膰, g艂os, kt贸ry 艂atwo wywo艂a tak zachwyt, jak i dr偶enie.
– Na imi臋 mi Rijesh. Jestem kr贸lem Shnai’ar i z moc膮 bog贸w wkr贸tce b臋d臋 i waszym w艂adc膮.
C.D.N.
Uwaga kulturowa: Pr贸ba inicjacyjna Jyrgala zn贸w jest elementem zaczerpni臋tym z kompletnie innego, ni偶 stepy euroazjatyckie rejonu naszego 艣wiata: mianowicie z Ameryki P贸艂nocnej. Nazywa si臋 co艣 takiego „taniec s艂o艅ca”.
Je艣li czujecie zapotrzebowanie na jaki艣 dok艂adniejszy s艂owniczek lub wykaz kontekst贸w – dajcie zna膰.
|
|
Komentarze |
dnia stycznia 22 2012 17:32:27
Tekst wci膮偶 trzyma bardzo wysoki poziom Je艣li do czegokolwiek mo偶na si臋 przyczepi膰, to tylko do liter贸wek, kt贸re zdarzaj膮 si臋 tu i 贸wdzie 
Bardzo podoba艂o mi si臋 przybycie smokowc贸w - mam nadziej臋, 偶e od teraz b臋dzie o nich wi臋cej informacji, ni偶 tylko pog艂oski i opowie艣ci, oraz sam ich wygl膮d zewn臋trzny. Kt贸ry jest niezwyk艂y i taki z pewno艣ci膮 wyda艂 si臋 wszystkim zgromadzonym na Polu 艁ez 
Walki i sprzeczki Arthana i Gaspara - sta艂y element folkloru Zaczynam my艣le膰, 偶e obaj zawsze znajd膮 sobie jaki艣 pow贸d do zrobienia zamieszania wok贸艂 siebie 
Bardzo podoba艂a mi si臋 stanowczo艣膰 Hurik i to, 偶e nie podda艂a si臋 czarowi przysz艂ego kagana, ale sama ju偶 upatrzy艂a sobie m臋偶a ;3 Mam nadziej臋, 偶e w kolejnym rozdziale pojawi膮 si臋 Vardan, Diyar i by膰 mo偶e ich syn - nie tylko wzmiankowani przez innych, ale sami we w艂asnej osobie 
A na czym mia艂by polega膰 ten "taniec s艂o艅ca"? Teoretycznie mog艂abym sobie poszuka膰, ale pro艣ciej zapyta膰 autora  |
dnia stycznia 22 2012 21:40:42
Hmmm, nie opisa艂am tego w tek艣cie, kiedy Kekhart patrzy na blizny Jyrgala? O, jest, napisa艂am: "Kekhart nie widzia艂 wcze艣niej nic podobnego, lecz pami臋taj膮c opowie艣ci Takhira domy艣la艂 si臋, co ogl膮da. Temu m臋偶czy藕nie przeci膮gni臋to kiedy艣 pod sk贸r膮 sznur lub haki i powieszono go, aby tkanka zerwa艂a si臋." Czyli: delikwentowi wbija si臋 pod sk贸r臋 ko艂ki, przywi膮zuje do nich lin臋 i podwiesza, do skutku - to znaczy, a偶 si臋 sk贸ra zerwie. A nazwa od tego, 偶e si臋 inicjowany w ten spos贸b szarpie jak nie wiem (widzia艂am zdj臋cia, wygl膮da to naprawd臋 paskudnie...).
Smokowc贸w b臋dzie wi臋cej, Rijesh przyjecha艂 zrobi膰 zamieszanie, to Rijesh zamieszanie zrobi Jest w tym nader skuteczny i nie odmawia sobie przyjemno艣ci. On i Arthan prowokuj膮 zamieszanie samym swoim istnieniem - tyle maj膮 ze sob膮 wsp贸lnego. A Gaspar jak to Gaspar, energia go rozsadza. Narzeka na k艂opoty, ale po prawdzie cz臋艣膰 z nich prowokuje sam. Powiem ci, 偶e w og贸le pierwsz膮 scen膮 z udzia艂em Gaspara jak膮 napisa艂am by艂a k艂贸tnia mi臋dzy nim i Arthanem, kt贸ra zako艅czy艂a si臋 zdemolowaniem tawerny I fakt, to taki lokalny folklor i "Dzieci boga granic" i "Je艅c贸w". |
dnia stycznia 22 2012 23:46:00
A co to ma w og贸le na celu? X3 Takie rozdarcie sk贸ry w tak okropny, bolesny spos贸b? X3 To jest jaka艣 symbolika czego艣? X3
I ciesz臋 si臋, 偶e Rijesh b臋dzie robi艂 zamieszanie, bo zamieszania nigdy do艣膰 W dodatku zapowiada si臋 na bardzo intryguj膮c膮 posta膰, kt贸ra zdecydowanie zas艂uguje nie tylko na swoje 5 minut, ale i lepiej na co najmniej swoj膮 godzin臋 w tym opowiadaniu  |
dnia stycznia 23 2012 11:09:40
O losie, a tu mnie zagi臋艂a艣. Cho膰 na pewno si臋 to obraca wobec b贸lu jako czego艣, co trzeba przecierpie膰 w ramach inicjacji, 艣mierci i odrodzenia pewnie te偶.
Rijesh to jedna z najwa偶niejszych postaci w ca艂ej historii, posta膰 decyzyjna wr臋cz. Cho膰 w "Je艅cach" go wi臋cej.
Hej, ale jak widzisz jakie艣 ra偶膮ce liter贸wki, wska偶! Tu nie poprawi臋, ale w wersji blogowej mog臋! |
dnia stycznia 23 2012 22:23:53
Okej, to jeszcze raz czytam tekst i szukam 
"Nawet Larha, cho膰 nie przesta艂a r11; bo i nie mog艂aby r11; czu膰 do艅 niech臋ci, stwierdzi艂a, 偶e mo偶e i zbrodnia, kt贸r膮 pope艂ni艂 zas艂ugiwa艂a na kar臋, jednak 艢wi臋te Kobiety powinny z艂agodzi膰 j膮 nie co." - nieco razem 
"Rozbili co艣 na kszta艂t obozowiska na uboczy, w oddaleniu od plemion, daj膮c do zrozumienia, 偶e s膮 od nich odr臋bni i nie powinno si臋 wchodzi膰 z nimi w wi臋cej kontakt贸w ni偶 to konieczne." - uboczu :3
"Nosi艂 kubrak z wilczej sk贸ry, futrem do wierzchu, pierwszy 艣lad przynale偶no艣ci klanowej r11; bo tatua偶e, kt贸re Szare Wilki wykonywa艂y na wierzchach d艂oni, gin臋艂y w g膮szczu wzor贸w i blizn, pl膮c膮cych si臋 na ramionach i klatce piersiowej." - pl膮cz膮cych si臋 ;3
"r11; Wino r11; rzek艂a. r11; Na bog贸w, takie wino, jakiego nigdy nie kosztowa艂am. Ze wschodu pono膰, ze Shnair17;arr30; By艂e艣 tam kiedy?
r11; Takhir by艂, ale sam. Niewiele opowiada艂.
Bardzo ma艂o r11; dotar艂o do niego teraz. Zbyt ma艂o. Co艣 musia艂o zdarzy膰 si臋 w Shanir17;ar, co艣 niezmiernie wa偶nego, co szaman przemilcza艂." - zapis nazwy miasta, jedno z dw贸ch ;3
"Trafiony ork zakl膮艂, pu艣ci艂 arthanowe rami臋 i rzuci艂 si臋 na ludzkiego m艂odzie艅ca." - tu nie jestem pewna, ale przymiotniki od imion i nazwisk chyyyba pisze si臋 du偶膮 liter膮 
Tyle A jeszcze dwa pytania, bo zapomnia艂am zapyta膰 wcze艣niej ;3
Je艣li Takhir jest Czarnym Szamanem, to musia艂 trzyma膰 si臋 na uboczu? Taki mia艂 obowi膮zek? Bo Jyrgal tak偶e jest Czarnym Szamanem, a ma jakie艣 cztery 偶ony i generalnie p贸ki co reprezentuje sob膮 zupe艂nie odmienne zachowanie 
I drugie: w艂osy Rijesha Ciemnoczerwony to mo偶e by膰 szkar艂at, burgund, bordo... Purpura to zupe艂nie inny odcie艅, fioletowo-r贸偶owy, na pewno nie maj膮cy za du偶o wsp贸lnego z czerwieni膮  |
dnia stycznia 24 2012 19:04:57
O losie, du偶o tego, dzi臋ki, nie o to mi chodzi艂o, zeby艣 celowo szuka艂a, ale dzi臋ki 
No teoretycznie szamani 偶yj膮 na uboczu, Czarni Szamani budz膮 l臋k, wi臋c zazwyczaj p臋dz膮 偶ycie takie, jak Takhir... ale Jyrgal pochodzi艂 z rodu rz膮dz膮cego plemieniem od stuleci i mia艂 do艣膰 si艂y przebicia, 偶eby obj膮膰 w艂adz臋 nad swoim plemieniem i podporz膮dkowa膰 sobie par臋 innych. Charyzma+w艂a艣ciwe pochodzenie+obecny w jego plemieniu wr臋cz mit potomk贸w Jaguna = Jyrgal czym艣 na kszta艂t "wybra艅ca", "pomaza艅ca". Poza tym jeszcze sporo innych rzeczy... Jyrgal to w og贸le temat rzeka, jak ca艂a masa innych postaci. Tak czy inaczej, Takhir jest norm膮, Jyrgal jest wyj膮tkiem od tej regu艂y.
O losie, fakt z tym purpurowym... B臋dzie trzeba zmienia膰 XD Ale szkar艂atny brzmi jeszcze bardziej kiczowato i marysuistycznie, podoba mi si臋 XD |
dnia stycznia 24 2012 19:19:42
Nie jest tego du偶o, zreszt膮 to liter贸wki One si臋 pope艂niaj膮 same 
Rozumiem To bardziej podoba mi si臋 norma w postaci Takhira - jest bardziej szamanistyczny, ni偶 Jyrgal ;3
A z kolorami to pono膰 - purpura cesarska, a szkar艂at kr贸lewski Oba do Rijesha pasuj膮, to musisz sobie wybra膰  |
dnia stycznia 24 2012 19:38:13
Norma jest fajna. Jyrgal te偶 jest fajny, ale tu niestety na poparcie mam w艂asne s艂owo jedynie, bo zapewne jego historii nie spisz臋 (za du偶o, za du偶o w tym 艣wiecie fabu艂 wyp膮czkowa艂o, a przecie偶 to nie jedyny m贸j 艣wiat).
Wiem, w jakim kolorze Rijesh ma w艂osy i zdecydowanie jest to bardziej czerwie艅, ni偶 fiolet. |
dnia stycznia 24 2012 22:50:41
To dobrze, 偶e ka偶da posta膰 ma ca艂膮 w艂asn膮 histori臋 Szkoda, 偶e nie da si臋 historii ka偶dej wpisa膰 do "Dzieci", ale wierz臋, 偶e ka偶da mog艂aby by膰 materia艂em na co najmniej jedno nowe opowiadanie  |
dnia stycznia 25 2012 08:41:47
Ciesz臋 si臋 z czytelnika, kt贸remu si臋 podoba to, 偶e ka偶dy ma swoj膮 histori臋 
Opowiadania (kr贸tkie!) mo偶e... bior臋 pod uwag臋 opcj臋 zbiorku kiedy艣 w przysz艂o艣ci niedookre艣lonej. |
dnia stycznia 25 2012 10:45:30
I jak ja mam teraz wytrzyma膰 do soboty *obgryza paznokcie* ja ju偶 bym chcia艂a wiedzie膰... ju偶 chcia艂abym czyta膰 o tej walce.... AAAAA ja ju偶 chce kolejn膮 aktualke 偶eby nie musie膰 tyle czeka膰 ;/
Rozdzia艂 jak zawsze wci膮gaj膮cy i trzymaj膮cy w napi臋ciu. Pisz An pisz jak natchniona!! Du偶o Wena 偶ycz臋  |
dnia stycznia 25 2012 10:52:50
Szkoda paznokci, Floo, szkoda paznokci! |
dnia marca 01 2012 18:50:03
Pocz膮tek jest bardzo ci臋偶ki psychicznie, przynajmniej dla mnie; podoba mi si臋 to, 偶e historia Serika wywo艂uje pewne ambiwalentne odczucia, cho膰 nie zmienia to faktu, 偶e wstr臋t czuj臋 do niego nadal, wsp贸艂czucia za艣 za grosz. Gwa艂t to jednak dla mnie morderstwo, nieco inne od morderstwa "prawdziwego", ale tak czy inaczej - to mord. Tu nie ma miejsca na win臋 dw贸ch stron ani nie ma miejsca na wybaczenie. I jaka obrzydliwa kalkulacja (nawet je艣li nie by艂a kalkulacj膮 sensu stricto): nie mog臋 jej mie膰, to j膮 zgwa艂c臋. I ta 艣lepota - taka m臋ska, taka patriarchalna, taka kulturowa, nie wiem, kt贸re z tych okre艣le艅 pasuje (naj)bardziej: "dziewk臋 zniewol臋, to jej minie [poci膮g do kobiet] ".
Jakkolwiek zatem cieszy mnie, 偶e przez lata Serik jako艣 poszed艂 po rozum do g艂owy, tak wcale nie wsp贸艂czuj臋 mu czekaj膮cej go ka藕ni. I nawet z Larh膮 si臋 zgodzi膰 do ko艅ca nie mog臋 - 偶a艂uj臋 natomiast czego艣 innego: tego, 偶e 艣mier膰, jak膮 Serik poniesie z r膮k 艢wi臋tych Kobiet, b臋dzie kar膮 wymierzon膮 jedynie przez t臋 gromad臋 za jedn膮 z nich - za jedn膮 z kobiet wybranych, a nie za wszystkie kobiety. Szkoda ogromna, 偶e 艢wi臋te Kobiety w swoim chronieniu i mszczeniu nie wykraczaj膮 poza w艂asn膮 gromad臋 - szkoda, 偶e tworz膮 podzia艂 na kobiety wy偶sze i ni偶sze; na te, kt贸rych tkn膮膰 nie wolno - i na te, kt贸re wolno, bo nikt si臋 za nimi nie opowie, mo偶e poza najbli偶sz膮 rodzin膮. A mo偶e, jak uczy historia Larhy, nawet i tej rodziny zabraknie.
Hurik podczas rozmowy z Jyrgalem by艂a cudowna! Zreszt膮 zawsze jest fascynuj膮ca; jej komentarz pod adresem odprawionego z harbuzem szamana zwala艂 z n贸g. Jednocze艣nie jednak umie doceni膰 Jyrgala jako potencjalnego kagana.
Zachwyci艂y mnie plany rz膮dz膮co-matrymonialne Hurik. Jaka z tej orczycy wyros艂a wojowniczka, taktyk i materia艂 na chana! Ciekawie b臋dzie te偶 spotka膰 Vardana po latach, je艣li si臋 da.
Na marginesie: uwaga co do reakcji Kekharta na g艂os Jyrgala by艂a... no ujmuj膮ca po prostu 
Zreszt膮 sam Jyrgal te偶 mnie ciekawi. Szkoda, 偶e nie zamierzasz po艣wi臋ci膰 mu osobnej historii, ale mam nadziej臋, 偶e w "Dzieciach" znajdzie si臋 jeszcze co艣 na jego temat. Lionka ma racj臋, mnie te偶 zadziwi艂 Czarny Szaman, kt贸ry ma kilka 偶on, wielkie powa偶anie, ubiega si臋 o wojowniczk臋 s艂u偶膮c膮 Tindre i chce zosta膰 kaganem.
Twoje opisy rytua艂贸w i pr贸b inicjacyjnych - szczeg贸lnie tych ostatnich - s膮 niekiedy wr臋cz bolesne. Wyobrazi艂am sobie ten "taniec s艂o艅ca" i a偶 si臋 wzdrygn臋艂am.
A co do Gaspara i Arthana, to trudno si臋 nie u艣miechn膮膰, gdy si臋 widzi ich spory, starcia i k艂贸tnie, a zaraz potem gotowo艣膰 obrony jednego przez drugiego. 艢wietna przyja藕艅.
Przybycie Rijesha zapowiada wiele intryguj膮cych wydarze艅, na kt贸re ju偶 si臋 ciesz臋! Przypominam sobie pierwsz膮 scen臋 z nim w "Je艅cach" i nie mog臋 si臋 doczeka膰, by zobaczy膰 dok艂adnie, jak dosz艂o do tego, do czego dosz艂o. Ponadto fascynuj膮ce jest to mieszane pochodzenie Rijesha, podobnie jak Arthana. Dzieje Arthana ju偶 znam - teraz szalenie chc臋 pozna膰 dzieje Rijesha. No i licz臋, 偶e b臋dzie du偶o, du偶o Smokowc贸w, bo w Smokowcach jest co艣... niesamowitego, nie przychodzi mi w tej chwili na my艣l sensowniejsze okre艣lenie. |
dnia marca 01 2012 20:54:01
Kwestia Serika domaga si臋 wyja艣nie艅, cho膰 to wcale nie koniec sprawy i nie koniec tematu gwa艂tu. Bo mnie ten temat gryzie jak nie wiem - literacko, bez 偶yciowych do艣wiadcze艅 w najbli偶szym moim otoczeniu, ale gryzie. Bo zauwa偶y艂am w pewnym momencie, 偶e gwa艂t najcz臋艣ciej jest przedstawiony albo jako co艣 do podniecenia czytelnika, albo jako najgorsze z艂o. Na stronie TV Tropes, do kt贸rej linka ci kiedy艣 podsy艂a艂am chyba (jak nie, pode艣l臋 zn贸w), jest opisany trop "rape is a special kind of evil" - czyli sytuacja, gdy gwa艂t jest u偶yty do pokazania, 偶e posta膰 jest wyj膮tkowo z艂a. Okazuje si臋, 偶e 艂atwiej wybacza si臋 bohaterom inne rodzaje okrucie艅stwa, ni偶 gwa艂t. 呕e posta膰, kt贸ra pope艂ni艂a gwa艂t, jest postrzegana tylko przez pryzmat gwa艂tu. Koniec. Kropka. Morderstwo mo偶e nie przekre艣li膰, ale gwa艂t przekre艣la.
I pr贸buj臋 si臋 zmierzy膰 z tym tematem, wisi on nad t膮 histori膮 i wisia艂 wcze艣niej jak miecz Damoklesa - na samym pocz膮tku "Je艅c贸w" s膮 te dwa momenty, kt贸re s膮 "disturbing", a dodatkowo w pocz膮tkowych szkicach Arthan nie mia艂 jeszcze imienia i by艂 dok艂adnie taki, jak postrzega go Elaria... Kiedy imi臋 zyska艂 i zacz膮艂 zyskiwa膰 osobowo艣膰 zacz臋艂am si臋 zastanawia膰, czemu pewnych rzeczy nie zrobi艂, cho膰 de facto m贸g艂 (i cho膰 co艣 w nim nawet i chcia艂o). I "Dzieci boga granic" to troch臋 te偶 historia o tym, jak si臋 arthanowe zapatrywania kszta艂towa艂y. Oraz o tym, co si臋 dzieje ze sprawcami gwa艂tu - bo ten w膮tek wr贸ci... Pr贸bowa艂am rozgry藕膰 osob臋, kt贸ra zdaje sobie spraw臋 z tego, 偶e zrobi艂a co艣 okropnego, 偶a艂uje tego, wie, 偶e nie naprawi swojego b艂臋du i musi z tym 偶y膰 - albo umrze膰 za kar臋. Serik jest tak膮 osob膮. Wisi to nad nim jak pi臋tno. Po prostu: zbrodnia jest straszna, ale zbrodniarz te偶 jest istot膮... powiedzmy, 偶e ludzk膮. Na pewno motyw niepokoj膮cy, dra偶ni膮cy. |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, 縠by m骳 dodawa komentarze.
|
Oceny |
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym U縴tkownikiem? Kilknij TUTAJ 縠by si zarejestrowa.
Zapomniane has硂? Wy渓emy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze sta艂e, cykliczne projekty

|
Tu jeste艣my | Bannery do miejsc, w kt贸rych mo偶na nas te偶 znale藕膰

|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|