The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 05:22:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Kuźnia modłów 3


"3. Święć Się Imię Twoje"



Drauga doznał rzadkiego w swoim życiu uczucia kompletnej dezorientacji. Zmysł zaprawionego w boju wojownika za Chiny Ludowe nie potrafił sobie wytłumaczyć widoku, jaki rozciągał się przed jego oczami. Problem nie polegał na tym, że dla Draugi był czymś obcym przeciwnik wyglądający w ten szczególny sposób, który na ogół wiąże się z przejściem na drugą stronę tęczy najdalej za pięć minut. Przeciwnie, takie obrazki przydarzały się nordyjskiemu dziecięciu prawie codziennie. Tyle tylko, że zazwyczaj wiązały się z posiadaniem przez wroga jakiejś pokaźnej dziury w piersi albo chociaż głębokiej sznyty na czaszce.
Rin-Rin umierał i tego Drauga był pewien. Widywał umieranie na tyle często, żeby móc je dobrze zdiagnozować na pierwszy rzut oka. Niezbyt delikatnie chwycił Demona za ramiona i uniósł go nieco, żeby sprawdzić, czy pod spodem nie sterczy mu z pleców jakiś nóż albo coś porównywalnie ostrego. Głowa Rin-Rina bezwładnie opadła do tyłu. Oczy miał matowe i bez wyrazu.
Wiking bezradnie położył go z powrotem na posadzce. Nie było żadnego krwotoku, który można by zatamować. Żadnej rany, którą można by opatrzyć. Żadnego złamania, które można by usztywnić i obandażować. Ten cholerny Demon konał bez wyraźnego powodu, a Drauga nie bardzo mógł się zdecydować, czy w tej sytuacji jest tym bardziej sfrustrowany, czy mocniej przebija się w nim poczucie kompletnej bezradności.
- Bardzo z nim źle.
Skandynaw spojrzał niechętnie na przyklękającego obok Anioła. Nie była to jakaś niesamowita prawda objawiona, głupi pierzasty mógł sobie podobne uwagi trzymać dla siebie. Spadkobierca wikingów otaksował go wzrokiem i jego mniemanie o Aniele bynajmniej się nie poprawiło. Nie był zwolennikiem dziwnej barwy włosów (a niebieski na pewno takową jest), idiotycznych uczesań (a skomplikowany splot tworzący kitkę, który można zastąpić zwykłym związaniem włosów wstążką, na pewno takowym jest), nadmiaru biżuterii (a ręce niemal po łokcie zajęte bransoletami, siedem kolczyków w uszach, dwa naszyjniki i sześć pierścieni na pewno takowym są) oraz powłóczystych szat (a długa tunika z szerokimi rękawami przewiązana w pasie jedwabną szarfą na pewno takową jest).
- Skrzydła! - krzyknął Anioł, mocno nachylając się nad Rin-Rinem. - Niech pan zmaterializuje skrzydła! Muszę mieć pewność!
Dłonie jakoś same odnalazły drogę w górę i zasłoniły Draudze uszy. Anioł wrzeszczał przeraźliwie głośno. Tak, jakby Rin-Rin siedział co najmniej w przeciwnym skrzydle pałacu, a nie leżał zaraz obok pod nogami. Chciał z pełną zgryźliwością przypomnieć mu o tym, kiedy Anioł podniósł na niego wzrok, a Drauga zdębiał. Te oczyska były jak dwie garście czystego nieba wetknięte w twarz i okolone długimi, czarnymi rzęsami prosto z reklam Avonu albo innego Maybelline. Po chwili dopiero wikiński Demon zdał sobie sprawę z tego, że a) kretyńsko zagapił się, czy na błękicie tęczówek nie pojawią się jakieś przepływające obłoki oraz b) Anioł od dłuższego czasu coś do niego mówił.
- Musi pan spróbować! Potrzebuję obejrzeć jego skrzydła! Proszę! On słyszy, trzeba krzyczeć bardzo głośno co prawda, ale słyszy! Mnie nie posłucha, bo jestem Aniołem!
- Dziecko, ja mu złamałem ramię, wbiłem miecz w żebra i rzuciłem nim kilka razy - prychnął Drauga i skrzyżował ramiona na piersiach. - No kogo jak kogo, ale mnie on słuchać nie będzie na pewno. Zanim się zrobił taki jakiś półżywy średnio martwy urządził mi przecież awanturę, jakiej od czasów kłótni z Hel o Nidhogga nie miałem.
- Trzeba się spieszyć - zdanie to zawisło w powietrzu z nieprzyjemną sugestią, że trzeba się było spieszyć od początku, chociaż Anioł nawet głosu nie zmienił przy wypowiadaniu go. - Nie mam jeszcze pewności, czy to to, co myślę. To znaczy, możemy poczekać, aż mu język poczernieje, a on sam umrze w męczarniach, co jednoznacznie potwierdzi moją hipotezę, ale wolałbym obejrzeć jego skrzydła i w razie czego posłać po pomoc.
- Jaką hipotezę? - wiking zmarszczył podejrzliwie brwi.
- Że został otruty Demonium - Anioł nerwowo zerkał na Rin-Rina i powoli zaczynał tracić cierpliwość.
Tym bardziej, że u Draugi cztery słowa składające się na zdanie podrzędnie złożone "Że został otruty Demonium" wywołały nie ten efekt, jakiego oczekiwał. Skandynawski Demon znieruchomiał i wyraźnie stężał, jakby tylko sekundy dzieliły go od wydania z siebie nieludzkiego ryku obrazującego apogeum furii.
Wewnątrz wikinga krew wrzała w naczyniach krwionośnych. Trucizna. Drauga zacisnął pięści tak mocno, że kostki najpierw pobielały, a potem zaczęły sprawiać wrażenie, że mięśnie są napięte do stopnia, w którym rozdarcie skóry przez stawy i kości jest kwestią paru chwil. Trucizna! Najpodlejszy sposób ataku, fałszywy, wykorzystywany przez śmierdzących na kilometr tchórzy, lejących w gacie ze strachu przed uczciwą, bezpośrednią walką. Drauga spojrzał na Rin-Rina, który z sekundy na sekundę robił się coraz mniej żywy, a bardziej martwy.
- Rozwijaj te pierdolone skrzydła i nie dyskutuj! - złapał go za przedramiona i uniósł w górę, a delikatności w tym było tyle, ile jest w prawym sierpowym na szczękę. - W tej chwili, ty pokurczu w babskich łachmanach!
- Ja myślę, że teraz się obraz... - Anioł nie skończył, bo jedno błoniaste skrzydło o milimetry minęło jego nos, rozprostowało się i dosyć nieporadnie pacnęło na płytę lądowiska.
- No? - przynaglił Drauga. - I co teraz?
- Są ciemne plamy na błonach, cholera jasna... To na pewno Demonium. Tethys! Biegnij po pana Rafaela!
Biały pegaz nie tracił czasu na stawanie dęba, rżenie i malownicze zarzucanie zieloną grzywą. Natychmiast zerwał się do galopu i zniknął w korytarzu, którym Rin-Rin przyszedł. Rin-Rin... Drauga rzucił na niego okiem, ale nie wyglądał lepiej niż chwilę temu. Przeciwnie. Nordyjskie dziecię ze zdumieniem patrzyło, jak Demon Nocy marnieje w oczach. Powietrza nabierał teraz tak oszczędnie, jakby jego płuca z wolna dochodziły do wniosku, że tlen już za moment przestanie być potrzebny.
- Ma pan coś ostrego?
- Nie jestem pan, mam na imię Drauga. Tilarids! - Skandynaw chwycił klingę miecza, który zmaterializował się w powietrzu. - Może być?
- Ja jestem Azrael. Może być - i zanim Drauga się zorientował, Anioł przesunął wnętrzem dłoni po głowni.
Gdyby Tilarids mógł mówić, na pewno wydałby z siebie zaskoczony okrzyk. Jednak w obliczu braku jakichkolwiek narządów mowy, miecz wyraził swój skrajny szok runiczną inskrypcją, która rozjarzyła się intensywną żółtą barwą. Niezrażony Anioł tymczasem wstał, odkopnął długi tren Rin-Rina bliżej Draugi, powiedział:
- Podtrzymaj go przy sobie ciasno. Małego obszaru będzie mi prościej bronić.
A potem zaczął mazać krwią z rozciętej dłoni okrąg dookoła obu Demonów. Przyjrzał się krytycznie skończonemu dziełu, poprawił je w miejscach, gdzie linie były najcieńsze, po czym usiadł po turecku i ułożył obie ręce na figurze, która w zamierzeniu autora miała być zdaje się wyprowadzoną z koła kotwicą, ale na gust Draugi przypominała rozchlapanego kleksa.
Rin-Rin w dalszym ciągu sprawiał wrażenie, że jest na finiszu stanu agonalnego. Oddech miał bardzo nikły, a czerń powoli zaczynała przebarwiać jego dolną wargę, co Draudze kojarzyło się tylko z krzywo wyszminkowanym gothem. Skandynaw wsunął mu ramię pod barki i podniósł, żeby oprzeć go o swój tors. Poczuł się bardzo dziwnie, kiedy zaczęło mu się wydawać, że życie Demona Nocy - pomimo silnego uścisku - przecieka mu między palcami i kapie na marmurowe płytki lądowiska.
Azrael w milczeniu wypełnionym po brzegi skupieniem wpatrywał się w krwawy okrąg. Drauga w milczeniu spowodowanym brakiem tematów do rozmowy z Aniołem wpatrywał się w Rin-Rina. Pomimo wyjątkowo odpychającej w uznaniu Skandynawa powierzchowności, Demon stanowił w tym momencie bardziej urozmaicony widok niż równo ułożone płytki na lądowisku, kotary w pobliskich oknach czy szarawy horyzont widoczny z pozycji siedzącej. W dodatku był jakby... do czegoś podobny. Coś przypominał, tylko Drauga nie bardzo mógł sobie przypomnieć, co. Zmarszczył brwi, szczegółowo skanując wzrokiem każdy kolejny centymetr kwadratowy tej do przesady gładkiej, delikatnej twarzy.
Z braku lepszej rozrywki spadkobierca wikingów zaczął rozkopywać swoją przepastną pamięć wzdłuż i wszerz. Rozrzucał na boki kolejne wspomnienia. Przed oczami znów miał dawnych nordyckich bogów. Thor śmiał się nad ciałem powalonego olbrzyma, Frej zsyłał deszcz na pola, wilki Odyna przechadzały się po powierzchni jeziora, Hel rozmawiała z Fenrirem na skraju Niflheimu, Mani zaprzęgał do rydwanu parskającego Rimfaxiego, Jormungand wychylał łeb z morza i pożerał mewy, które leciały zbyt nisko. Drauga widział tysiące postaci, widział równiny, konie, ciemne wody fiordów, chmury na niebie, statki z głowami smoków, trolle w górach, skrzaty chłepczące ze spodków mleko w nordyckich domach, rozżarzony metal kutych mieczy, wojska i wojny, podróżników i wyprawy, nagrody i łupy. Drauga widział wszystko, tylko, cholera, tej niebieskowłosej łajzy nie mógł zobaczyć. Po chwili zastanowienia pamiętał już nawet dokładnie, co robił na przykład szóstego lipca 845 roku po Chrystusie o zmierzchu, a tego konkretnego, wydelikaconego przychlasta nie mógł sobie za nic przypomnieć. A przecież go kojarzył! Czegoś tak rozciapcianego, nieporadnego i niesprawnego w walce nie byłby sobie w stanie sam z siebie wyobrazić! Musiał, na pewno musiał już kiedyś gdzieś go widzieć!
Nagle struny głosowe Rin-Rina wyemitowały bardzo zdławiony, gardłowy dźwięk, a ich właściciel wyprężył się do tyłu. Drauga nie miał problemów, żeby stulić go znów bliżej siebie. Tak naprawdę wiking nie miałby też problemów, żeby skręcić mu kark, nawet gdyby Demon Nocy był w swojej szczytowej formie. Teraz jednak nie myślał dłużej o tym, jak proste i jak nieszczególnie męczące byłoby złamanie Rin-Rina wpół w dowolnym miejscu. Jego dziwne dreszcze i nienaturalnie szybki oddech stały dla niego w rażącej opozycji do rozmemłanego obezwładnienia sprzed kilku sekund. W jednej chwili odrażająco słaby, brzydki Demon zaczął wykazywać tyle oznak życia, jakby w szaleńczym tempie nadrabiał wszystko z okresu odrętwienia.
- Bardzo cierpi. Wszedł w drugi etap działania trucizny - wyjaśnił Anioł, nie odrywając rąk od krwawej plamy.
- A jaki jest trzeci etap? - Drauga podniósł wzrok i napotkał czyste, ale bardzo poważne, niebieskie spojrzenie dwóch okruchów nieba umieszczonych w anielskiej twarzy.
- Nie ma trzeciego etapu.
Palce Rin-Rina zacisnęły się nerwowo na ramieniu Draugi. Do żelaznego uchwytu było im daleko jak z Ziemi na księżyce Neptuna i z powrotem. Nordyjskie dziecię prawie tego uścisku nie poczuło, musiało powieść wzrokiem w dół ramienia Rin-Rina, żeby zlokalizować jego dłoń wczepioną w rękaw swojego bolerka.
Dla wikinga ten Demon w wersji konającej był niewiele tylko słabszy od wersji zdrowej. Mógł zmiażdżyć mu te drobne palce nieco silniejszym uściskiem. Mógł chwycić tę smukłą szyję i udusić go jedną ręką. Mógł leciutko tylko naciąć Tilaridsem to delikatne gardło, a Demon natychmiast by się wykrwawił. Mógł w zasadzie nawet nieumyślnie spowodować jego śmierć na co najmniej trzy tysiące sposobów.
Ale kojarzył go, gdzieś go widział, skądś pamiętał. Jeśli odpowiedź nie znajdowała się w jego pamięci, musiała znajdować się wewnątrz umierającego dyplomaty, a Draudze najmniej zależało teraz, żeby z winy śmierci pozostała tam na zawsze. Przez przypadek napotkał spojrzenie granatowych oczu błyszczących od wysokiej gorączki. Odwrócił wzrok. Rin-Rin patrzył na niego tak, jak zwykle patrzyli tylko jego pokonani wrogowie błagający o ukrócenie męki i dobicie.
- Twoje leczenie niewiele pomaga - burknął z niejakim wyrzutem bo, od kiedy moc wykreślonego okręgu zaczęła cicho pulsować, stan Rin-Rina wcale się nie poprawił, ale wyglądał na metodycznie pogarszający się.
- Leczenie? - Azrael zaśmiał się śmiechem pobrużdżonym od wysiłku i chropowatym od zmęczenia. - Ja nie leczę, Drauga. Ja odpędzam od niego śmierć.
Nagle obaj podnieśli głowy. Anioł spojrzał na Demona zdumiony. Drauga tymczasem wyraźnie wyczuł nieśmiałe igiełki drętwoty na opuszkach swoich palców. Był do nich przyzwyczajony. Przy takiej a nie innej profesji odwiedzały go bardzo często, a on sam nieraz w ogóle nie zwracał na nie uwagi. Teraz jednak igiełki nie były mile widziane. Aż nazbyt dobrze wiedział, z jakiej okazji przydreptały do niego w tym momencie.
Całe życie w promieniu kilku kilometrów skuliło się lękliwie, gdy powietrze przeszył odbity zwielokrotnionym echem ryk. Azrael panicznie strzepnął z dłoni kilkanaście kropel swojej krwi na Rin-Rina, któremu ogłuszający wrzask wepchnął wydech z powrotem do płuc. Drauga przycisnął go do siebie mocniej, ale wiedział już, że szeroko otwarte usta nie nabiorą powietrza kolejny raz. Dwie czerwone strużki spłynęły po policzkach umierającego Demona. Jedną nogą był już w zaświatach i właśnie miał przekroczyć granicę drugą nogą.
- Zrób mi miejsce, Azrael!
Anioł w białej szacie ze złotymi naramiennikami i nakolannikami bardziej spadł niż zeskoczył z grzbietu rozpędzonego Tethysa. Natychmiast dopadł do wymazanego przez Azraela kręgu i przyłożył swoje dłonie obok jego dłoni.
- No szlag by to! Nigdzie nie łaź, dyplomato! Patrz na mnie! Nie w stronę światła! Cholera! Nie przestawaj oddychać!
- Nie mogę jej odegnać - wycharczał ciężko Azrael. - Uczepiła się i nie chce puścić.
- I tak jesteś dobry w te klocki - stęknął nowoprzybyły Anioł. - Zew Euronymousa pewnie usiekł wszystkie małe żyjątka w okolicy. No jasny gwint! Faktycznie się tu jakoś zakotwiczyła i nie puszcza. Co z nią jest? Zdurniała na starość czy co? Wynocha! - dopiero teraz spojrzał na Draugę. - Ach, to ty! - chciał się uśmiechnąć, ale wysiłek zaciskał mu zęby, więc w rozrachunku ogólnym wyszło z tego raczej mało przyjemne wykrzywienie twarzy w kierunku wikinga. - Pamiętam cię, jesteś z tych pojmanych. Prawie wydłubałeś oko Arielowi, kiedy starał się zakuć cię w kajdany. Naprawdę szkoda, że ci się nie udało. Nazywam się Samael, jestem Archaniołem Śmierci. A ty?
Rzeczony Archanioł Śmierci sprawił, że Drauga przekrzywił badawczo głowę, nie wypuszczając z objęć Rin-Rina, który wydawał się teraz szmacianą lalką - bardzo piękną, z odrealnionym cierpieniem na ślicznej twarzy, w szatach jak z marzeń małych dziewczynek, które nocami śnią o księżniczkach i książętach. Samael wywołał w nordyjskim dziecięciu dwa wrażenia na tyle sprzeczne ze sobą, że konsternacja wylewała się z całej postaci Draugi falami gabarytów sporego tsunami.
Z jednej strony jego wygląd nie budził u wikinga żadnych większych zastrzeżeń. Włosy w bardzo naturalnym, kasztanowym odcieniu sterczały mu na głowie pod różnymi wymyślnymi kątami jak u nastolatka, który jest w stanie wojny z własną szczotką i któremu do fryzjera od co najmniej pół roku było nie po drodze. Jedno bladobłękitne oko ukrywała przydługa grzywka, drugie oglądało świat spokojnie, niczym niezaskakiwane, ale wszystkim uprzejmie i życzliwie zainteresowane. Ubranie nieco odbiegało od ziemskich standardów, jak to mają w zwyczaju robić złote naramienniki, złote nakolanniki i białe szaty, ale Drauga był skłonny przymknąć na to oko.
Przy całej tej przyjemnej dla Skandynawa prezencji całkowite przeciwieństwo stanowiła druga strona medalu - odwrotnie proporcjonalna do wyglądu Anioła. To była strona przerażająca, z podziwu godną żarliwością zajmująca się wywlekaniem najgorszych koszmarów na światło dnia, nie po to, żeby je przepędzić, ale żeby móc lepiej im się przyjrzeć. Samael to Archanioł Śmierci. A śmierć w pobliżu dogorywającego Demona jest czymś wyjątkowo niepożądanym. Zwłaszcza, jeśli chodzi o Demona, który posiada wiadomości dla Draugi istotne, niemożliwe do pozyskania w sposób inny niż przedłużenie mu życia na tyle, żeby móc dotrzeć do informacji.
- Jestem Drauga - odparł w końcu, kiedy zauważył, że bladobłękitne oko nadal wydaje się uprzejmie oczekiwać odpowiedzi na pytanie, całkiem tak, jakby zaciśnięte w morderczym wysiłku zęby i pot spływający po czole były w tej chwili zupełnie poza kręgiem jego zainteresowań. - Możecie go uratować?
- Staramy się - wikinga zdziwiło autentyczne zmartwienie w głosie Archanioła, taka empatia u wroga klasowego była co najmniej zdumiewająca i niecodzienna. - Szczerze mówiąc, zaczynam się czuć jak pierdolony sadysta. Ten Demon powinien był już dawno temu wyzionąć ducha, a my jak chrzanieni psychopaci skazujemy go na ból i nie pozwalamy umrzeć. Tethys! Musisz sprowadzić tu Rafaela! Niech się przestanie trząść nad Arcydemonami, bo nic im już w tej chwili nie grozi!
Pegaz zarzucił grzywą i zerwał się do galopu. Drauga bezwiednie mocniej przycisnął do siebie Rin-Rina i minęło dobrych kilka chwil, zanim zorientował się, że niemal go przydusza. Dysproporcja sił kłuła w oczy. Wiking poluzował uścisk, dyskretnie sprawdzając, czy zmiażdżone przypadkowo żebra nie przebiły Demonowi Nocy płuc.
Ktoś chciał otruć poselstwo. Jakiś anielski bezmózgi fanatyk, przeczulony na punkcie dzieci Szatana kalających przybytek Boga samym swoim oddechem i widokiem, o stąpaniu po boskich posadzkach, piciu z boskich kielichów i odzywaniu się mową artykułowaną do boskich sług nie wspominając. Drauga zmarszczył brwi. To był ktoś niewprawny w zabijaniu, niewyposażony w większą wiedzę o dawkach śmiertelnych Demonium, niezaznajomiony z prawem chroniącym posłów i najwyraźniej kompletnie nieumiejący przewidzieć, jakie będą konsekwencje podniesienia ręki na władców Piekła. Żywa pamiątka wikińskiej ery drgnęła, a jej uśmiechem można było mierzyć odległość od jednego ucha do drugiego. Oba Anioły wyglądały na zaskoczone jej nagłą poprawą humoru, ale nordyjskie dziecię już wiedziało i w myślach już ostrzyło Tilaridsa.
Będzie nowa wojna. Piekielni wezmą odwet za atak na swoich panów! Nozdrza Draugi już czuły zapach krwawego błota, a on sam już niemal czuł zwały martwych ciał pod butami.
Tyle tylko, że... Samael powiedział przecież, że Arcydemonom nic nie zagraża. Niebo stanie na głowie i zaklaska rzęsami, byleby tylko załatwić sprawę polubownie. Jest zbyt wyniszczone długotrwałymi walkami, żeby pakować się w kolejne, gdzie jego klęska będzie do przewidzenia prostsza i pewniejsza niż to, że jutro o poranku wzejdzie słońce. Takiej szansy Piekło nie może przecież zmarnować!
Umysł Draugi wpadł już w tory swojego dawnego myślenia i pomknął nimi z prędkością, z jaką dogonienie światła nie stanowiłoby większego problemu. Wojownik żyje po to, żeby walczyć. Potrzeba mu wojen, a oni zagaszą i przydepczą ognisko konfliktu, zaleją wodą i przysypią ziemią, żeby żadna iskra nie wywołała pożaru. Chyba, że... Usta Draugi tym razem nawet nie drgnęły, ale szeroki uśmiech zagościł w jego myślach, kiedy bardzo ostrożnie i pod pozorem troskliwości przytulił Rin-Rina, z wolna zaciskając swoje ramiona jak kleszcze.
Jeśli jeden z posłów poniesie śmierć w Niebie, nikt nie powstrzyma żądnych zemsty Demonów!
Anioły skoncentrowane na utrzymywaniu bariery nie zauważyły, że Demon Nocy oddycha z coraz większym trudem. Usta Rin-Rina poruszały się powoli, ale nie bardzo wiadomo, czy w daremnych próbach artykułowania słów, czy łapania tchu w płuca, na które żebra napierały coraz mocniej. Drauga całkiem zapomniał, że chciał go ocalić. Że chciał się dowiedzieć, skąd go pamięta. Że nie zamierzał go zabijać. Że zawdzięczał mu życie i wolność. Uścisk wciąż przybierał na sile. Drauga zapomniał o wszystkim, co nie było w tej chwili elementem składowym najkrótszej drogi do rozpętania nowej wojny.
Zapomniał też, że Samael posłał po Rafaela. I nie pamiętał o tym do momentu, w którym kaskada srebrzystych loków musnęła mu twarz. Archanioł Uzdrowienia opadł na klęczki przy Rin-Rinie, zębami rozrywając opakowanie strzykawki.
Kiedy wikingowi znikły sprzed oczu ostatnie powidoki wyobrażonego pola bitwy, własnej chwały i wzgórz usypanych z martwych anielskich ciał, zobaczył, co następuje: krążącego nerwowo pegaza, Rafaela odmierzającego porcję czegoś zielono-żółtego z odkorkowanej fiolki, Samaela i Azraela walczących zaciekle o utrzymanie bariery i Michaela opartego na gigantycznym mieczu, po którym w górę i w dół pełgały płomienie.
- Mikhail, to będzie chwila. Przerwiemy okrąg, rozetniesz szatę na brzuchu, a ja wstrzyknę antidotum bezpośrednio w żołądek. Gotowy? - głos Rafaela bardzo pasował do całokształtu jego postaci, był miękki i ocierał się o uszy jak aksamit.
Drauga nie zareagowałby nawet, gdyby o jego uszy ocierał się papier ścierny. Rzeczywistość dookoła siebie rejestrował wszystkimi zmysłami bezbłędnie, ale jego nastawiony już na nową wojnę umysł selekcjonował potrzebne informacje. Wiking służył do walki, nie do myślenia. Dlatego między innymi zupełnie nie mógł przewidzieć wszystkiego, co stało się pomiędzy jego niby przypadkowym zatarciem okręgu podczas cofania się od Rin-Rina, żeby zrobić Aniołom miejsce, a momentem, kiedy czas się zatrzymuje.
Teraz dopiero jego mózg z wolna szeregował kolejne wydarzenia. Rin-Rin odgina się konwulsyjnie do tyłu. Samael coś krzyczy. Azrael skacze naprzód, żeby nakryć sobą Demona Nocy/Michael skacze naprzód, żeby rozciąć szaty. Azrael wrzeszczy z bólu/Michael rozpruwa ciuchy Rin-Rina razem z ramieniem i bokiem Anioła Śmierci. Rafael wbija strzykawkę w brzuch Rin-Rina. Rin-Rin wrzeszczy i szarpie się. Czas nagle staje. Miał nadzieję, że nie pomylił kolejności, ale po zastanowieniu uznał, że i tak udało mu się stworzyć całkiem logiczny ciąg wydarzeń.
Zresztą, nawet gdyby zgubił coś po drodze, to ostatni element układanki był na swoim miejscu na pewno. Zdawało się, że w powietrzu nie wirują nawet najmniejsze drobinki. Drauga nie mógł pozbyć się wrażenia, że krew zatrzymała mu się w żyłach. Wzdrygnąłby się, ale wszystkie jego mięśnie urządziły strajk. Bez współpracy z ich strony w żaden sposób nie był w stanie wyrazić frustracji, jaka go ogarnęła. Anioły też zamarły w bezruchu. W bezruchu wisiał świetlisty ptak, jakby go na niewidzialnej nici zawiesili na szarawej chmurze. Drauga z nieistniejącej sekundy na kolejną nieistniejącą sekundę robił się coraz bardziej rozeźlony. Szarpanina z samym sobą nie dawała żadnych widocznych efektów, nawet najmniejszy palec nie chciał drgnąć.
Nagle usłyszał... Przez chwilę własne skojarzenie wydawało mu się ze wszech miar kretyńskie. Zmienił zdanie, kiedy czerwone cielę weszło w jego pole widzenia. Zabeczało jeszcze raz, po czym oblizało sobie pyszczek wielkim jęzorem i potrząsnęło główką tak, że aż zadzwonił duży kanciasty dzwonek powieszony na jego szyi.
Cielak szedł przed siebie, bardzo pewnie stawiając błyszczące racice na powietrzu. Drauga nie miał pojęcia, na czym zwierzę znajduje oparcie dla swojego ciężaru, ale przy tym cholernym wędrowaniu po atomach azotu, tlenu, argonu, neonu, helu, metanu, kryptonu, wodoru i ksenonu nawet nienaturalna czerwona maść wydawała się czymś z grubsza do przyjęcia po przymknięciu jednego oka. Cielak mlasnął i przekrzywił łebek, spoglądając ciemnymi oczami na Rin-Rina. Musnął wilgotnym pyskiem jego leżącą bezwładnie dłoń i... Nordyjskie dziecię chciało przynajmniej nabrać do płuc więcej powietrza ze zdumienia, ale skończyło się tylko na ogólnej irytacji faktem, że na ten moment nawet tak podstawowe funkcje życiowe jak oddychanie uległy wstrzymaniu.
Czerwone cielę przestało być czerwone i prawie jakby przestało być cielęciem w pełnym tego słowa znaczeniu. Jedną falą od pyska w kierunku ogona pokryło się czernią, granatem i drobnymi ułamkami srebra. Teraz wyglądało jak wycinek nocnego nieba fantazyjnie obcięty w kształt cielaka i postawiony przed nosem Draugi ku pogłębieniu jego frustracji już i tak ledwie mieszczącej się w granicach wyobraźni. Noc ujęta w zarys cielęcia parsknęła, a na jej udzie spadła gwiazda, ciągnąc za sobą jasny ogon. Zwierzę, bądź cokolwiek innego by to nie było, nachyliło się nad twarzą Rin-Rina.
Jego tchnienie nie niosło zapachu siarki, nie wirowały w nim płomienie. Żadnego uderzenia gorąca, rozżarzonych popiołów ani niczego, co zwyczajowo uznaje się za piekielne. Tchnienie cielaka iskrzyło jak czerwonawa mgła. Rozwiało błękitne włosy i poły rozciętych szat tak, że Drauga bardzo wyraźnie widział zasinienie na brzuchu Demona.
Ze zdziwieniem zorientował się, że jest w stanie obrócić nieco głowę. Anioły też zaczynały odzyskiwać zdolność do poruszania się. Rafael walczył z oporem własnego ciała, starając się nachylić nad Rin-Rinem, Samael próbował się wyprostować, Azrael przetoczyć na bok z uwagi na głębokie rozcięcia, które z wolna zaczynały wchodzić w definicję potężnego krwotoku zewnętrznego. Michael natomiast z gniewem po mistrzowsku wymalowanym na twarzy dokładał wszelkich starań, żeby podnieść miecz i zamachnąć się na pokryte nocą cielę, które zabeczało sobie tylko i rozsypało się jak kupka czerwonego pyłu niesionego przez wiatr.
- Emanacja Szatana! - wrzasnął wściekle Archanioł Wojny, po odzyskaniu pełnej sprawności ruchowej, ale utracie szansy na zaatakowanie cielaka. - Tutaj! W Niebie!
- Mikhail! Przestań machać mieczem, bo zrobisz komuś krzywdę - Rafael uniósł powieki Rin-Rina i sprawdził reakcje oczu na światło. - Tchnienie uratowało tego Demona. Zasinienie schodzi, czerń z dolnej wargi i języka też się cofa. Plamy na skrzydłach zostaną, ale mam nadzieję, że nic nie uszkodziło mózgu. Niech Mastema dokładnie go zbada po powrocie. Chodź, Azraelu, trzeba ci zamknąć rany.
- Grunt, że przeżył - mruknął Samael zaraz po tym, jak rozłożył się wykończony na posadzce. - Szat tylko szkoda, wyglądały na drogie.
- On za to nie wygląda na kogoś, kto miałby mieć komukolwiek za złe, że zostały pocięte - wzruszył ramionami Michael i pomógł wstać Azraelowi. - Ale Mefisto i tak będzie sobie pluł w brodę.
- Dlaczego? - zainteresował się Drauga, podnosząc na nogi i podnosząc Tilaridsa, żeby mieć go blisko siebie.
O Archaniele Wojny krążyły po Piekle i Ziemi różne niewybredne opowieści, ale jego narwanie i impulsywność zgodnie potwierdzały wszystkie. Wiking wolał nie pozostać bezbronny jak bezzębna hydra w okoliczności stania siedem kroków od kogoś, dla kogo posiadanie na plecach błoniastych skrzydeł jest wystarczająco dobrym usprawiedliwieniem i powodem do ataku.
- Mefisto dał dyplomacie pić swoje wino i przyjął w zamian jego - Drauga zmarszczył brwi, sygnalizując tym swoje niezrozumienie i wybitne niezauważenie związku między swoim pytaniem a odpowiedzią Anioła, ale Michael uśmiechnął się tylko paskudnie i całkiem nie tak, jak się Anioły uśmiechają na obrazkach dla dzieci. - W kielichu dyplomaty nie było trucizny.
* * *
Złote smoki uchodzą za bystrzejsze od błękitnych, czerwonych, czarnych i białych. W rzeczywistości poziomem intelektu nie różnią się od braci z innych Klanów, a złudne wrażenie mądrości buduje po prostu fakt, że Demony i Anioły - choć na krawędzi - to jednak mieszczą się w kręgu spraw, które ewentualnie mogą je sobą zaintrygować.
Drauga miał o tym niejakie pojęcie, dlatego nie cofał się, kiedy potężna bestia natarła na niego i, pomrukując żałośnie, trącała złotą paszczą dłoń Rin-Rina wiszącego w jego ramionach, po każdym takim trąceniu popatrując niecierpliwie na jego twarz w oczekiwaniu na reakcję. Tak naprawdę wiking był rozdrażniony tym, że idea nowej wojny przeminęła raczej raz na zawsze, a niańczenie tego słabego włóka wpędzało go tylko w jeszcze podlejszy nastrój. Stali na szerokim moście łączącym dwie wieżyczki, na który wprowadzono złote smoki gotowe do powrotu, a on miał ogromną ochotę zwyczajnie wyrzucić to niemal nieważkie chucherko za barierkę i powstrzymywała go jedynie myśl, że ciężko byłoby upozorować tym wypadek.
- Drauga? - wiking natychmiast przestał wbijać wypełnione od brzegu do brzegu nienawiścią spojrzenie w Demona Nocy i podniósł wzrok na zbliżającego się w jego kierunku Mefistofelesa.
- Tak, panie? - odpowiedział zgodnie z obowiązującymi zwyczajami, chociaż nie znosił zwracać się do kogokolwiek per "panie", bo nieodmiennie czuł się wtedy jak służący albo niewolnik, a z natury wolał podkreślać swoją niezależność, zamiast sprowadzać się do nizin społecznych.
- Nie latasz na smokach zbyt często, prawda? - Drauga nie przytaknął pewien, że Mefisto z jakiegoś powodu i tak dobrze wie, ile razy statystycznie wiking siedział na smoku i że można te razy policzyć na palcach u rąk bez posiłkowania się palcami u nóg. - To bardzo łagodna bestia, pożyczona od Flereousa. Skup się tylko na trzymaniu Rin-Rina, a smok zrobi całą resztę. Wie, że ma lecieć od razu do skrzydła szpitalnego.
Arcydemon Ciemności wziął od niego dyplomatę, dając mu szansę na wdrapanie się na siodło bez potrzeby wykonywania dziwacznych ewolucji z Rin-Rinem przewieszonym przez ramię. Drauga z myśleniem może i był na bakier, ale wzrok miał na tyle dobry, że bez problemów dostrzegł, że Mefistofeles - zanim dosiadł własnego smoka - przytrzymał przy sobie Demona Nocy o jedną krótką chwilę dłużej niż to było konieczne.
Wikingowi interpretacja zachowań innych niż bojowe szła opornie, więc machnął na to ręką. Metaforycznie oczywiście, bo obecnie obu rąk używał do trzymania łęku siodła, wodzy i Rin-Rina. Odwrócił głowę w stronę, z której rozległy się głosy Gabriela i Belzebuba, wymieniających ostatnie uprzejmości.
- Proszę o przekazanie memu najdroższemu bratu Lucyferowi moich najszczerszych przeprosin za wszystko, co się stało. Obiecuję ze swej strony dołożyć wszelkich starań, by odnaleźć sprawców zamachu - rzekł Gabriel takim tonem, że w ujęciu Draugi zdanie powinno się kończyć na "żeby ich ukarać za to, że spartolili robotę".
- Pański najdroższy brat Lucyfer na pewno nie będzie się posiadał z radości na wieść, że jego najdroższy brat Gabriel wyraża chęci, by osobiście zająć się sprawą zamachu - odpowiedział Belzebub, chociaż wikingowi wydawało się, że w echu jego słów pobrzmiewało "ale najchętniej skopałby ci dupę jeszcze raz, a potem wyszarpał paznokciami wnętrzności i patrzył, jak się wykrwawiasz u jego stóp".
- Ponawiam jeszcze pytanie o to, czy moi szacowni goście nie życzą sobie pożyczyć kilkunastu najczystszej krwi pegazów, aby w dogodniejszy sposób umożliwić powrót do Piekła uwolnionym jeńcom.
- Pańscy szacowni goście zapewniają, że uwolnionym jeńcom wystarczą prowizoryczne uprzęże na linach przywiązane do siodeł. Smoki pociągną ich za sobą bez problemu, niemniej dziękujemy za troskę i zainteresowanie naszym sposobem dotarcia do Piekła.
- Wynagrodzenie z tytułu zwycięstwa w wojnie w ustalonej wcześniej wysokości prześlemy jutro w konwoju. Z żalem kolejny raz wyrażamy nasze ubolewanie nad wszystkim, co się wydarzyło i obiecujemy zadośćuczynić krzywdzie posłów.
- Na razie zadośćuczynić należy wojnie, będziemy oczekiwać konwoju na lądowisku przy Livre Norte. Termin rozmów w sprawie zamachu ustalimy przez posłańców, jeśli strona niebiańska nie ma życzenia uczynić inaczej.
Drauga westchnął i bez szczególnego zainteresowania wychylił się, żeby obejrzeć kute zdobienia na strzemieniu. Dyplomacja zdecydowanie nie była dla niego. Nordyjskie dziecię zawsze wyrażało wszystko prostymi słowami, dlatego nie rozumiało zupełnie ideologii rządzącej rozmowami pokojowymi. Na przykład "okup" bezzasadnie nazywany "wynagrodzeniem z tytułu zwycięstwa w wojnie w ustalonej wcześniej wysokości" znajdował się daleko poza granicami jego pojęcia.
- Drauga! - podniósł głowę na dźwięk własnego imienia i dopiero potem źródło głosu zlokalizował w krtani Belzebuba, który machał w jego kierunku swoim potężnym łapskiem zdolnym zgruchotać czaszkę wołu dwoma palcami. - Ja polecę przodem, a ty leć zaraz za mną! - wiking z rozbawieniem przyglądał się wytężonym wysiłkom adiutanta Lucyfera, który zawzięcie usiłował wsunąć racice w strzemiona, choć gdyby jego lenistwo nie było gabarytowo zbliżone do globu ziemskiego, już dawno temu zleciłby wykucie strzemion odpowiednich dla siebie.
- Drau...ga?...
Szept był tak cichy, że tylko resztkami swoich anemicznych sił zdołał się dostać do prawego ucha wikinga. Skandynaw rozejrzał się zdziwiony, choć to zdziwienie i tak było niczym w porównaniu do zaskoczenia, w jakie został wprawiony po spuszczeniu wzroku. Zupełnie irracjonalnie pomyślał sobie, że Rin-Rin ma oczy granatowe granatem wody fiordu odbijającej ciemność nocy.
- Dra...u...ga?... - powtórzył Demon półprzytomnie.
No tak, przypomniał sobie wiking. Nigdy mu się nie przedstawił. Ale też imiona do tej pory nie były im potrzebne. Mnogość epitetów w czasie kłótni i awantur w zupełności wystarczała do tego, żeby jeden z nich mógł się jakoś zwrócić do drugiego, wyrażając jednocześnie własny do tego drugiego stosunek.
- Tak, nazywam się Drauga - odezwał się w końcu.
Rin-Rin wyglądał, jakby miał zamiar coś odpowiedzieć. Rozchylił nawet usta, których dolna warga nosiła jeszcze trochę śladów niedawnego poczernienia, ale w rozrachunku ogólnym tylko kolejny raz stracił przytomność.
Smok Belzebuba zaryczał jak imperator na nowo podbitych włościach, przesadził barierkę i rozwinął w powietrzu skrzydła. Bestia, na której siedział Drauga, nie raczyła poczekać nawet na sygnał. Zamruczała coś tylko i nim wiking zdołał mocniej chwycić wodze - mknęła już wysoko nad zabudowaniami Nieba, a strumień jasnego ognia z jej pyska otworzył mało zachęcający, czarny tunel prowadzący do kolejnego wymiaru.
* * *
Drauga siedział na schodach między dwudziestym czwartym a dwudziestym piątym piętrem szpitala. Nie siedział tak z własnej woli oczywiście, ale Mastema był dla niego autorytetem z wyjątkowo dużą liczbą uzasadnień dla słuszności tegoż autorytetu, a Skandynaw ani myślał występować przeciw komuś, kto składał mu każdą kość i umiał każdy nadszarpnięty flak wepchnąć na swoje miejsce.
Dla rozrywki dłubał sztyletem w poręczy, pracowicie wyskrobując na jej spodniej stronie własne imię zapisane pismem runicznym. Obok niego przebiegł po schodach jakiś zziajany Demon z włosami koloru rdzy przedzierzgniętej miejscami czernią. Następny piekielny świr, który nie potrafi normalnie wyglądać, prychnął w myślach Drauga. Cztery skrobnięcia sztyletem później na klatce schodowej pokazały się jeszcze trzy inne Demony. Wbiegły na górę i pomknęły korytarzem za tym pierwszym. Nordyjskie dziecię nie musiało się wysilać, żeby słyszeć wszystko, o czym rzeczone Demony rozmawiały z Mastemą, bo poza nim słyszał wszystko każdy, kto akurat teraz znajdował się między dwudziestym drugim a dwudziestym ósmym piętrem.
- Co się tam, do cholery, stało?!
- Nie krzycz tak, Sil-Sil. Twoje wrzaski w niczym nikomu nie pomogą. Dzięki ci, Ojcze, i wielkie imię Twoje, żeś zdążył posłać Tchnienie na czas...
- Czyli to prawda, że Rin-Rin niemal zginął i ocaliło go Tchnienie Szatana?
- Sądzę, że nie do przecenienia była też pomoc Rafaela i Aniołów Śmierci. Możesz się krzywić, Sil-Sil, ale to nie zmienia faktu, że Rin-Rin zginąłby, gdyby nie oni.
- Mówią, że doszło do zamachu. Że Archanioły próbowały otruć posłów.
- Nie było mnie tam, więc nic nie wiem. Nie rzucam pustych oskarżeń, dopóki nie ma dowodów, kto jest winny.
- Oczywiście, że te podłe, pierzaste gnidy chciały wszystkich zabić! Przegrali! Nie dość im, że pan Fen-Fen leży w śpiączce!
- Sil-Sil...
- Teraz chcieli jeszcze, żebyśmy stracili Arcydemona! I Rin-Rina! Musimy się zemścić i pokazać im, że...!
Rozległo się coś, co na gust Draugi brzmiało jak stanowcze i bardzo brutalne przywracanie do trzeźwego myślenia metodą uderzenia w twarz z otwartej dłoni. Wiking uśmiechnął się krzywo. Wiedziony jak na sznurku przez własną ciekawską naturę wstał ze schodów i stanął w uchylonych drzwiach do sali, w której złożono Rin-Rina, a która obecnie wydawała się awansować do rangi areny.
- Masz szczęście, że Fen-Fen tego nie słyszy! Serce by mu pękło, gdyby usłyszał, jakie skończone kretynizmy wygaduje jeden z jego dyplomatów! - zasyczał wściekle Mastema, a jadu i wściekłości w jego głosie było więcej niż w kłach rozjuszonej czarnej mamby. - Nie podżegaj do wojny, Sil-Sil! Nigdy więcej nie mów czegoś takiego, kiedy jestem obok, bo następnym razem nie potraktuję cię tak łagodnie i skończysz u mnie na protetyce stomatologicznej!
Demon nazywany Sil-Silem szarpał się jeszcze w uścisku Demona z białymi włosami, ale z wolna dawał za wygraną. Drauga ocenił go jako nienadającą się do walki kluchę, która ma o swoich predyspozycjach bojowych mniemanie dużo wyższe niż powinna mieć.
- Rin-Rin! Jak dobrze! Jak się czujesz? - Demonica z wysoko związanymi czarnymi włosami pochyliła się nad łóżkiem, a jej rozrzewniona mina wskazywała na to, że przeżywa właśnie apogeum radości w związku z widokiem przyjaciela całego i względnie zdrowego.
Drauga westchnął tak ciężko, jakby mu własny żywot nagle zaciążył, i oparł się ramieniem o futrynę drzwi. Szkoda, że szansa na nową wojnę przekroczyła już granicę zera absolutnego. Zawarty pokój stuletni oznaczał brak większej rozróby w ciągu najbliższego wieku i Drauga mimowolnie pomyślał już, w którym barze miał najwięcej wrogów, żeby wybrać się tam na pranie mord dla sportu i celem nie wychodzenia z wprawy przed kolejną wojną.
Jego wzrok padł na gramolącego się nieporadnie w pościeli Rin-Rina. Ach, no tak. I zawsze zostaje ku rozrywce wyciągać informacje z tego Demona Nocy. Ciekawość wikinga ziewnęła i przebudziła się na nowo, dopraszając o rozwianie wątpliwości dotyczących niejasnego kojarzenia tej mizernej postaci w przeszłości.
- Ja... - zaczął słabo Rin-Rin, chyba mało pewien tego, jak ma kontynuować.
Wodził wzrokiem po twarzach przyjaciół, wyraźnie skołowany i speszony ich jawnym nad sobą zachwytem. Zacisnął lekko pięści na kołdrze.
- Rin-Rin? - odezwał się stojący do tej pory w kącie Mastema, a Drauga drgnął zaskoczony, że głos lekarza zabrzmiał mu jak uderzenie dzwonu pogrzebowego albo coś w zbliżonym tonie i wymowie. - Pamiętasz mnie?
- Tak... Tak. Jesteś, panie, Mastemą, Arcydemonem Uzdrowienia. Kim są pozostali?
Drauga zamarł. Tak jak trzy Demony Nocy zresztą. I jak całe powietrze w tej sali. Mastema podszedł do Rin-Rina powoli, równie powoli sięgnął z kieszeni kitla kawałek jedwabnej tkaniny i bez większego pośpiechu przysunął go do nosa i ust dyplomaty.
On nic nie pamięta! Skandynaw zaśmiał się gorzko w głębi ducha. Przez cały czas ratował tego żałosnego, słabego wymoczka, a teraz ocalony strzęp okazywał się nie mieć dla niego już żadnej wartości. Drauga ze złością wbił nóż w podłogę przy drzwiach i odwrócił się, żeby odejść do jakiegoś ciekawszego miejsca, kiedy przy schodach zatrzymał go Mastema, a to, że w ramionach taszczył owiniętego prześcieradłem, uśpionego Rin-Rina mało się wikingowi spodobało.
- Nie! Mowy nie ma! - zastrzegł na wszelki wypadek, i tak pewien, że najnowszy pomysł lekarza doprowadzi go tylko do szału i stanu permanentnego wkurwienia.
- Długotrwały ból doprowadził do zmian w mózgu. Rin-Rin stracił część najnowszych wspomnień. Nie wiem jeszcze, czy zapomniał ostatnie pięćdziesiąt, czy pięćset lat, ale ustalę to i razem z Leonardem postaramy się je zrekonstruować. Do tego czasu zabierz go ze sobą na Ziemię, on rzadko tam bywa, więc istnieje szansa, że żadne wspomnienia się nie zapętlą po nałożeniu tych prawdziwych.
- Zamknij go sobie w pudełku, jeśli tak bardzo nie chcesz, żeby miał kontakt z Piekłem - oznajmił Drauga, schodząc po schodach w dół. - Nic mnie on nie obchodzi i nie sprawisz, że zacznie obchodzić. Znajdź dla niego inną niańkę, ja już swój limit na najbliższe tysiąclecie wyrobiłem.
- Skoro mnie to tego zmuszasz... Łap!
Stojący na półpiętrze Skandynaw odruchowo chwycił ciśnięty w jego stronę obiekt. Prześcieradło rozwinęło się w locie i zawisło na barierce kilka pięter niżej. Masywna spinka zwinięta w motyw księżyca i gwiazd uderzyła głucho w podłogę, a błękitne włosy rozsypały się Draudze na ramieniu falistą kaskadą.
- No chyba sobie żartujesz! Zabieraj go! - wrzasnął wściekle, kiedy zorientował się, że problem, od którego ledwie co udało mu się uwolnić, na powrót wylądował w jego ramionach.
- Nie oddawaj Rin-Rina temu barbarzyńcy! - zawtórował Draudze głos Demona nazywanego Sil-Silem.
- A teraz idę do Leonarda - oświadczył Mastema, ruszając powoli w stronę przejścia na pomost między wieżami. - Wyczaruje sforę magicznych psów, które będą cię ścigać w każdym miejscu, dopóki nie trafisz na Ziemię.
- Nie zrobisz mi tego!
- Ależ oczywiście, że zrobię. Smok Flereousa jest tam, gdzie go zostawiłeś. Lepiej już ruszaj, szkoda żebyś nie docenił talentu Arcydemona Magii. Te psy naprawdę umieją dogonić piorun, to nie są tylko durne plotki rozprowadzane po oberżach.
- Pierdol się, Mastemaaa! - zaryczał tylko wiking, przerzucając sobie bezwładne ciało Rin-Rina przez ramię i gnając po schodach na lądowisko.
Znał go już dosyć długo. On to zrobi. Na pewno to zrobi i Drauga właściwie już czuł zęby magicznych psów wbite we własny tyłek.


31.08.2010.
Demon Lionka















Komentarze
Aquarius dnia padziernika 10 2011 22:22:08
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Diabolina (Brak e-maila) 20:20 22-02-2010
Świetne opowiadanie! Najlepsze z tej strony! Szkoda, że pozbawione wątku miłosnego, ale lepsze to, niż uciążliwe ,,ochy" i ,,achy" . Pozdrawiam gorąco!
Shat (Brak e-maila) 00:02 24-02-2010
Muszę przyznać, że naprawdę mi się podobało! Styl masz intresujący, stosujesz ciekawe składnie i porówniania. Fabuła też dobra. Czytało się bardzo przyjemnie. Bohaterowie ładnie przedstawieni. Jeden wieli plus. ;D
Kati (Brak e-maila) 13:20 24-02-2010
masz bardzo uroczego głównego bohatera i zgrabną konstrukcję opowiadania. smiley
nad językiem musisz trochę popracować, szczególnie nad doborem słów. nie zawsze słowa których używasz pasują do kontekstu. czasami też powtarzasz pewne myśli, parafrazujesz je, co mi się średnio podobało.
Elvaner (Brak e-maila) 20:02 01-03-2010
8,5/10 - dobry style, wartka akcja, lotny humor
Popracować musisz nad:
- stylistyką - czasem porównania, których używasz są zbyt wymuszone, humor w opowiadaniu musi być lekki, by i czytelnik mógł się nim bawić
- doborem słownictwa - czasem zwroty, których używasz nie pasują do całości kontekstu
- linią motoryczna opowiadania - "KuĽnia..." wydaje się być fragmentem wyciętym z większej całości, co pozostawia niedosyt i wrażenie niedokończenia wielu wątków
- kompozycją tła - pole bitwy składało się z krwi i flaków - nie musiałaś tej informacji powtarzać pięć razy - krew i flaki to krew i flaki
Ogólnie podobało mi się. Pracuj nad warsztatem i pisz dalej.
An-Nah (Brak e-maila) 22:10 03-03-2010
Bardzo, bardzo mi się podobało. Kobieto, "Śnieg w Czerwcu" był cudowny - tutaj udowodniłaś mi swoją klasę. Z czystym sumieniem mogę po tych dwóch tekstach stwierdzić, że jesteś jedną z najlepszych autorek w polskim fandomie yaoi i slashowym.

Widać wpływy Kossakowskiej, na pierwszy rzut oka wydaje się, że opowiadanie mogłoby być fan-ficem z jej dzieła (choć może to dlatego, że naczytałam się siewcowych ficow Jezy), ale to nie przeszkadza, więcej, mimo tej zbieżności widzę jednak cechy własnego świata, inną hierarchię piekieł... Oczarowała mnie koncepcja języków, oczarowała modlitwa i wizja Szatana. Wątek męsko-męski? Właściwie żaden. I dobrze, coś bardziej wyeksplicytowanego przytłumiłoby sens opowiadania, byłby dodane na siłę, tak wszelkie sugestie płynie łączą się z całością.

Uwag stylistycznych nie mam. W przeciwieństwie do przedpiśców uważam dobór słów za dobry.

Jak na razie - najlepszy z tekstów konkursowych, ale nie czytałam jeszcze wszystkich. Niemniej jednak masz spore szanse na mój głos.
TsUbOmI (Brak e-maila) 22:14 04-03-2010
Wiesz, zagłosowałam na Ciebie ^^ Bardzo mi się podobało to opowiadanie. Jednak zakończenie powoduje niedosyt. Chciałoby się wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy tych interesujących bohaterów. Zakończyłaś w najlepszym momencie, niech cię piekło pochłonie! Tak się nie robismiley(( 3mam kciuki!
Emolinka (Brak e-maila) 14:04 13-03-2010
Cudne. Drugie najlepsze na stronie.
Aiko Hikari (hikariaiko@gmail.com) 19:21 14-03-2010
Świetne... szkoda, że ja nigdy nie będę potrafiła tak pisać ;(
Shat (Brak e-maila) 16:12 17-05-2010
*rzuca się na Lionkę i gniecie* DZIEWCZYNO~!!!!! CHCESZ MNIE ZABIĆ?! T^T
Coś Ty mu zrobiła?! xD btw. już chciałam pytać, czy Drauga się jeszcze pojawi w tym opowiadniu, co w sumie od początu wydawało mi się nieco głupim pytaniem bo w końcu to Nordycki demon... On MUSIAŁ się pojawić, żeby mogła dawać upust swojej miłości do wikingów. xD
Poza tym, co ja mam Ci powiedzieć? T____T
Masz naprawdę świetny styl, który po prostu KOCHAM. Realia przedstawione w opowiadaniu są tak cudnie powykręcone, że aż żałuję, że nie jestem demonem. xD Naprawdę bardzo dobrze się czytało. przygotuj się teraz, że będę Cię regularnie molestować o dalsze części! xP
An-Nah (Brak e-maila) 10:19 19-05-2010
To tym razem powtórzę się tutaj smiley

Fabuła się rozkręca, Arcydemony i Archaniołowie są nader ciekawi - ich wzajemne relacje i rozmowy takoż. Coraz lepiej widać "własność" świata, to, że to nie jest wzorowane na Kossakowskiej. Trochę dziwnie czyta mi się narrację z punktu widzenia Rin-Rina, ale demon pod koniec pokazuje na co go stać i mam nadzieję, że to dopiero początek, bo lubię silne postaci. No i początek relacji Rin-Rin - Druaga - ciekawy, zobaczymy, co się wykluje.
Tsubomi (Brak e-maila) 19:59 10-06-2010
A ja jestem trochę rozczarowana smiley Drugi rozdział jest caaaałkiem inny od pierwszego! Demony są (kurrrczę) zniewieściałe >_< wszędzie mnóstwo przepychu, słodkości i... ci strojnisie, bleee. A Rin-Rin zachowuje się jak, zacytuję, ,,księżniczka" xD. W mojej wyobraĽni widzę go jako kobietę, nie umiem zedrzeć tego wizerunku z głowy. Szkoda smiley Czy coś mi się podobało? Czuję nastrój Angel Sanctuary, też niby świat anielsko-demoniczny, ale postaci mają całkiem ludzkie problemy, czy też role. Zakończenie było wyjątkowo interesujące, szkoda tyko, że przestałam lubić Rin smiley Mam nadzieję, że 3 rozdział znów mnie rozkocha w tej opowieści. Bo 1 był GENIALNY!
YamiNoKo (Brak e-maila) 01:40 26-07-2010
Świetne opo, umiesz połączyć humor, dramat i opisać to tak, że wydaje się to być życiem kogoś istniejącego smiley
Nie mogę się doczekać trzeciego rozdziału!
Shat (Brak e-maila) 23:43 12-01-2011
TRZECI ROZDZIAŁ~!!!
No ile ja się musiałam naczekać... >.> nie mówiąc już, że torturowałaś mnie wcześniej tym fragmentem...
Naprawdę bardzo mi się podoba. Stworzyłaś niesamowity świat. Niebo, Piekło, ich wzajemne relacje, bohaterowie i ich sposób myślenia - wszystko jest niesamowicie dopracowane i spójne. Jestem pod wielkim wrażeniem!
A czerwony cielak mnie rozwalił... xD
Czekam na kolejny rozdział! ;*
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum