The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 20 2024 03:12:50   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Kuźnia modłów 1
Konkurs: "DEMON"



"Kuźnia Modłów"

"Ojcze Nasz"



Autor: Demon Lionka

E-mail: demon-lionka@tlen.pl

Drauga po dłuższej chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że otworzy na próbę jedno oko. Widok, jaki rozciągnął się przed nim, obejmował czyjąś rękę urwaną od łokcia w dół, czyjeś udo przebite na wylot dzidą i przymocowane tym sposobem do czyjejś klatki piersiowej oraz czyjeś złamane wpół skrzydło.
Odór dookoła przypominał znany mu zapach pól bitewnych, po brzegi wypełnionych wonią ziemi, krwi i innych mało efektownych wydzielin będących szczytem dokonań fizjologii ciała. Drauga miał w swoim życiu szereg okazji wdychać gorsze smrody, więc zmarszczył tylko nos i zdecydował się otworzyć drugie oko. Pole widzenia poszerzyło się o dodatkowe makabreski, złożone z pokrwawionych strzępów ciał i malowniczo wplecionych w nie, ostro zakończonych kawałków broni.
Drauga usiadł. Pod tyłkiem wyraźnie czuł czyjeś niewygodne stawy kolanowe, ale nie zmienił pozycji. Potrząsnął głową i sam zdziwił się, że sięgające połowy pleców jasne loki nadal były związane wysoko wstążką w poziome, czarno-błękitne paski. Rozejrzał się za swoim hełmem, ale kłębowisko poszarpanych ciał i postrzępionych szmat uniemożliwiło rekonesans.
Popatrzył na pole bitwy tak beznamiętnie, jakby miał do czynienia z ładnym, panoramicznym malowidłem, a nie z obrazem wojennej masakry. Uznał, że na ten moment stanowi jedyny przejaw życia w promieniu kilku kilometrów, dlatego bez obawy zrzucił ciężki napierśnik, naramienniki i jeden nagolennik, przelotnie zastawiając się tylko, gdzie zawieruszył mu się drugi. Brak przeciwników nijak go nie martwił, ponieważ Drauga, spadkobierca ery wikingów, należał do tej klasy Demonów, które bez żadnego szczególnego powodu umieją poturbować inne Demony tak, żeby wyglądały jak po wpadnięciu do środka działającego na pełnych obrotach silnika samolotu, a wobec Aniołów bynajmniej nie zachowują się bardziej humanitarnie. Powoli rozprostował i złożył skrzydła. Jedna złamana kostka w jego ujęciu klasyfikowała się raczej do rangi powierzchownego skaleczenia, a nie cięższego obrażenia, którym trzeba by zawracać głowę Mastemie. Dematerializował skrzydła, żeby nie przeszkadzały mu iść.
Demon miał na sobie żabot na wysokiej kryzie, krótkie bolerko z rękawami do łokci założone na długą białą koszulę z koronkowymi mankietami i skórzane spodnie wpuszczone w wysokie buty oficerki. W tej chwili miał także dwie strzały wbite w lewy bark, dziurę od kuli w okolicy biodra oraz rozproszone wszędzie plamy krwi, swojej i cudzej. Pomimo, że nie były to elementy jego standardowego wyposażenia, zdarzały się nader często i zazwyczaj miały ścisły związek z bitwami, bądź bójkami w karczmach.
Ponownie potrząsnął głową, jakby miało to odwieść mózg od nieustannego przyjmowania impulsów bólu od receptorów nerwowych rozsianych gęsto po całym obitym, pokaleczonym ciele. Drauga nie przyjmował do wiadomości, że jest ranny, dopóki mógł stanąć i iść. Nawet, jeśli chodzenie wiązało się z ogromnym bólem i powłóczeniem prawą nogą. Utykając, Demon ruszył naprzód, ślizgając się na błocie, krwi i czyichś wyprutych jelitach. Wykonał serię dziwnych wygięć, ilustrujących walkę z kierunkiem pracy własnych stawów, ale w końcu udało mu się odłamać drzewce strzał, które do tej pory mało sympatycznie sterczały z jego barku. Po rodzaju zastosowanych piór zidentyfikował obie jako należące do Aniołów Bogactw. Uznał, że może teraz potraktować całą profesję jako swojego nowego wroga klasowego.
Pomiędzy wywleczonymi flakami, pogiętym uzbrojeniem a zastygłymi w najdziwaczniejszych pozach ciałami, leżały porozrzucane bezładnie puste strzykawki, porwane opakowania bandaży i fragmenty dzielonych w pośpiechu opasek elastycznych. Sanitariusze obu stron musieli przejść już przez pole bitwy i zgarnąć wszystkie, wykazujące choćby najsłabsze oznaki życia, strzępy ciał. Drauga sarknął tylko, uświadomiwszy sobie, że został wzięty za zmarłego i zostawiony w otoczeniu czegoś, co dałoby radę utożsamić z instalacją artystyczną człowieka, któremu się wydaje, że mając tytuł magistra sztuki przy nazwisku można usypać górę zmasakrowanych w różnym stopniu trupów i będzie ona niosła ze sobą jakieś szczególne przesłanie dla świata. Noga zabolała go mocniej, kiedy potknął się na czyimś oku i źle stanął. Jak na zimnego umarlaka nad podziw wyraźnie odczuwał wszystkie bodźce nerwowe.
- Tilarids - mruknął i wyciągnął dłoń, w której pojawił się długi miecz.
Drauga wiedział, że Tilaridsa nie wykuto po to, by służył za laskę do podpierania się, ale mając w alternatywie schylanie się po cudzy miecz i wycieranie go z cieczy, spośród których krew byłaby najbardziej estetyczna, uznał, że nie ma większego wyboru. Oparł się całym ciężarem na rękojeści, a runiczna inskrypcja na głowni rozjarzyła się ostrzegawczo.
- Wiem, wiem, staruszku... Daj mi nabrać oddechu i już się stąd zabieramy... - napisy przygasły i teraz pulsowały tylko błękitnawym światłem.
Gdyby Drauga nie przesunął wzrokiem po martwym krajobrazie, prawdopodobnie tak samo jak sanitariusze przegapiłby jedyny, poza nim samym, przejaw życia w bliższej i dalszej okolicy.
Demon zdołał wywindować się do siadu, ale ze wstaniem miał chyba zbyt dużo problemów, bo po chwili osunął się w błoto i tylko drżące końcówki skrzydeł informowały Draugę, że powrotu na poziom gruntu nie spowodowała śmierć. Sam w sobie mógł obchodzić spadkobiercę wikingów w stopniu porównywalnym do zeszłorocznego śniegu, dlatego ciekawość, a nie samarytańska chęć niesienia pomocy, sprawiła, że zbliżył się do leżącego Demona.
- Ty, zdechlaku. Żyjesz? - oparł się na mieczu i zdrową nogą trącił jego głowę w oczekiwaniu na najdrobniejszą choćby reakcję ze strony życia, które wolałoby skonać w świętym spokoju.
Znalezisko wyraźnie tkwiło w stanie agonalnym od dłuższego czasu, ale Drauga na oko ocenił, że nie wybierało się jeszcze w zaświaty śladami tysięcy walających się dookoła zdekompletowanych Aniołów i Demonów. Eksperymentalnie kopnął je w okolice nerek, ale jedynym uzyskanym skutkiem było przetoczenie ciała z boku na brzuch. Twarz Demona zanurzyła się w błocie, a Drauga przez chwilę medytował nad nim, zastanawiając się, dlaczego żołnierz nie poczynił żadnych kroków w kierunku odzyskania dostępu do tlenu. Złapał go za sięgającą łokcia rękawiczkę bez palców naciągniętą na rękaw ubrania, które w ujęciu pamiątki po erze wikingów było skrojone przez kogoś, kto zbyt pofolgował swoim chorym fantazjom. Uniesiona i puszczona następnie ręka zgodnie z przewidywaniami z mlaszczącym ciapnięciem bezwładnie wylądowała z powrotem w krwawym błocie.
Drauga miał duszę eksperymentatora. Chwycił za brudny kołnierz, bez większego wysiłku poderwał nie stawiające choćby cienia oporu ciało do góry i odrzucił od siebie na odległość kilku metrów. Demon z łoskotem uderzył w czyjś żelazny pancerz, po czym bez większej walki ustąpił sile grawitacji i stoczył się z kopczyka martwych Aniołów na dół. Drauga myślał już, że zastygnie teraz tam - z nogami na czyimś rozprutym brzuchu i wykrzywioną pod dziwnym kątem głową, wpasowaną między czyjeś udo i czyjeś skrzydło - kiedy Demon uniósł się na łokciach, przeczołgał na pierwotne miejsce spoczynku, złapał za rękę coś, co wyglądało jak tusza odarta ze skóry i częściowo z mięśni, a potem ułożył się obok niej i zamknął oczy.
Drauga, którego wychowanie w aspektach uczuciowych było bardziej niż topornie ciosane, skrzywił się z obrzydzeniem. Miał pełną świadomość istnienia słowa "romantyczny", ale nie używał go prawie nigdy, a już zwłaszcza nie użyłby go na określenie Demona tulącego do siebie okrwawione strzępy kochanki lub kochanka z twardym zamiarem poniesienia śmierci u jej/jego boku.
- Czysty debilizm - oznajmił bez ogródek, bez owijania w bawełnę i w ogóle bez cienia jakiejkolwiek subtelności. - Możesz się uratować, zdechlaku. Nie jesteś ciężko ranny. Ktoś tam na górze chyba zanurkował do Kanionu Kolorado głową w dół, skoro wpadł na pomysł wysyłania do walki takiego zabeczanego wymoczka jak ty - przewrócił go za pomocą kopniaka na plecy.
Demon nie stawiał nawet biernego oporu. Zdawało się, że można by związać mu kończyny w supeł, a on nawet nie otworzyłby oczu. Drauga przyjrzał mu się dokładniej, ale każdy element tworzący całokształt rozciągniętego przed nim w błocie żołnierza nie budził w dziecku wikingów niczego, co dałoby się nazwać jakoś przyjemniej niż "odraza".
- Masz na sobie tyle szmat, co baba w średniowieczu. Od uczciwego miecza pewnie by ci się kręgosłup złamał i dlatego dali ci te dłubacze do paznokci, które masz przy pasku. O bogowie, i rękawiczki bez palców - prychnął, a butem nastąpił na wierzch dłoni Demona z niewyszukaną miną kogoś skrajnie zdegustowanego. - Błękitne włosy, co za żenada... I jakie durne uczesanie na jeden bok. Jak ty w ogóle zakładasz na to hełm? Straszne muszą być u was cięcia, skoro dali ci takie gówniane uzbroj...
I wtedy do Draugi dotarło, że uzbrojenie Demona wcale nie było gówniane. W ogóle go nie było. Zmarszczył brwi. Ten dziwoląg musiał się tu wziąć z kosmosu, bo pasował do tego miejsca nie lepiej niż woły pasują do karet.
- Jesteś intrygującym zjawiskiem przyrodniczym - mocno nadepnął Demonowi na ramię, które chrupnęło sucho do akompaniamentu wrzaskowi bólu. - Trochę zwierzęcy był ten okrzyk, ale założę, że umiesz przemawiać ludzkim głosem. Zabiorę cię ze sobą, ale nie zamierzam robić sobie z ciebie służby, bo nie potrzebuję rozmazgajonych imbecyli. Dlatego, szczylu, musisz wypowiedzieć formułkę w starodemonicznym, którego pewnie z racji na szczylowaty wiek nie znasz. Powtórz za mną "Neirei akkaru me amun res".
Demon rzucił mu zdeterminowane spojrzenie i mocniej złapał odartą prawie do żywej kości rękę. Szczeniak wyraźnie nie chciał współpracować.
- Słuchaj no, gówniarzu - syknął Druga, który z cierpliwością miał tyle samo wspólnego, ile ma słoik dżemu z najnowszym modelem Toyoty. - Jeśli mi tego nie wyskamlesz, to zwleczenie twojej delikatnej dupci z pola bitwy zostanie uznane za ocalenie i prawnie staniesz się moim niewolnikiem. A ja ciebie nie chcę. Powtarzaj formułkę z prośbą o udzielenie pomocy jak równy równemu, bo może mi za chwilę w nerwach ręka drgnąć i będą cię w trumnie składać jak puzzle ze stu dwudziestu kawałków. "Neirei akkaru me amun res" - przydusił Demona butem, ale doszedł do wniosku, że jemu chodzi właśnie o to, żeby go zabić, dlatego w imię pójścia mu na udry należy przeciągać długość jego egzystencji. - Powtórz to, zasmarkany bachorze, bo zrobi się jeszcze mniej przyjemnie - przykucnął i ścisnął dwa palce Demona tak, że po zwolnieniu uścisku pod skórą musiała zostać sama mączka kostna. - Chociaż wiesz, to ciebie będzie bolało, a nie mnie - ostatecznie wzruszył ramionami.
Podniósł Tilaridsa i beznamiętnie zatopił jego ostrze w lewym boku Demona tak, żeby pogruchotać ostatnie dwa żebra. Znajda - zgodnie z oczekiwaniami - zawyła z bólu.
- Uznaję to za wypowiedzianą formułkę.
Kiedy Drauga nachylił się, żeby chwycić ubłoconego, zmęczonego i nieco pokiereszowanego Demona, ten zaczął nagle okazywać żywotność na miarę piskorza wyrzuconego na brzeg. Spadkobierca wikińskiej ery pozwolił się odepchnąć dwa razy, odtrącić swoją rękę cztery, wyrwać ze wstępnego chwytu siedem, ale kopniaka w piszczel nie miał najmniejszego zamiaru puszczać płazem. Demon zdążył tylko zobaczyć czerwony blask i usłyszeć świst stali, nim nie zapadł w stan nieświadomości wywołany ciosem umiarkowanie lekkim, jeśli rozważać siłę uderzenia w kategoriach bokserskich.
Drauga obrzucił Tilaridsa gniewnym spojrzeniem. Pełen najszczerszych chęci dokonania krwawej zemsty zamierzał ściąć irytującemu gówniarzowi mózgoczaszkę powyżej linii łuków brwiowych. To miecz obrócił się w jego dłoni tak, żeby uderzyć płazem w skroń Demona i pozbawić go przytomności.
- Nie wiem, co za pacan twierdził, że przedmioty nie mają duszy i uczuć - syknął. - Ja tam, kurna, przynajmniej raz na tydzień odnoszę wrażenie, że ty mnie nienawidzisz.
Z miecza Drauga przeniósł wzrok na Demona, którego twarz do wysokości uszu zatopiła się w podbarwionym czerwienią błocie. Nie siląc się na delikatność złapał go za kark i rzucił na pobliską kupkę ciał. Demon spadł na Anioła z twarzą tak wykrzywioną, że mogłaby stanowić podstawę do namalowania upiorniejszej wersji "Krzyku" Muncha. Przetoczył się po jego wyłamanym skrzydle, osunął po przedziurawionej tarczy z godłem Demonów Nienawiści, głęboko rozciął przegub na ukruszonym grocie włóczni, uderzył w czyjś zdekapitowany kadłub i wreszcie rypnął między trzy uśmiercone w paskudny sposób Diabły. Krew ze skaleczonego nadgarstka płynęła wartkim, ciemnym strumieniem.
- Kurwa - niewyszukanym słownictwem nordyjskie dziecię określiło całokształt sytuacji. - Ale zawsze to lepiej, że żyła, a nie tętnica.
Rozejrzał się za czymś, co nadawałoby się do przewiązania rany tak, żeby zatamować krew i nie wywołać przy okazji gangreny. Nie znalazł w pobliżu niczego bardziej sterylnego niż miękki kaftan nawleczony na martwego Anioła. Był trochę ubłocony i miał sporą dziurę okoloną czerwoną plamą - najpewniej po jakimś pocisku rozpryskowym - ale zdawało się, że w dwóch miejscach zachował nawet względną czystość.
Drauga bez namysłu rozciął ubranie i ściągnął je z trupa, któremu nie przydałoby się już na pewno. Niezbyt wprawnie wykroił z niego paski, najczystszymi obwiązał ranę, brudniejszymi przewiązał czystsze, żeby się utrzymały na ręku, a potem z zadowoleniem obejrzał wyniki własnych poczynań. Dla Draugi nie istniał w tej chwili piękniejszy opatrunek, a dla własnego bezpieczeństwa lepiej byłoby mu na to przytaknąć i nie komentować, że wyglądem przypomina bardziej kłębek szmat okręconych na nadgarstku niż cokolwiek innego.
Wieczór powoli, ale metodycznie przeistaczał się w zmierzch. Wikiński Demon uznał, że czas najwyższy ruszać. Spojrzał krytycznie na nieprzytomną znajdę i rozpoczął proces dokładniejszych oględzin mających na celu redukcję ciężaru w obliczu konieczności niesienia bądź wleczenia za sobą bezwładnego ciała.
- Dziwne pudełko, które rysuje wykres. Niepotrzebne - uznał, odpiął urządzenie od paska, po czym rzucił je gdzieś obok. - Kostka z zielonym, migającym światełkiem. Niepotrzebna. Dwa skórzane pasy z kieszonkami na jakiś elektroniczny badziew. Niepotrzebne. Mikroport? Też niepotrzebny. Gdzie to tałatajstwo jest przypięte tym kablem?... Końca nie ma, czy co?...
Nagle Drauga zamarł na chwilę. Z całą stanowczością bardzo przytłoczyła go świadomość tego, że zaaferowany poszukiwaniami początku sznura od mikroportu zawędrował rękami pod tunikę Demona i na ten moment musiał wyglądać, jakby łączyła go z nim zażyłość o charakterze zupełnie odmiennym niż szczera, wzajemna niechęć. Leżący w pobliżu trup Diabła wydawał się mieć minę wysoce zgorszoną.
Drauga natychmiast odskoczył, twarz wykrzywiając w wyrazie najwyższego stadium obrzydzenia. Ze złością złapał znajdę za ubranie na karku i pociągnął za sobą po ziemi. Podpierając się Tilaridsem, który wyraźnie przesyłał mu za pośrednictwem głowni połyskujące na czerwono runiczne przekazy o zabarwieniu niewątpliwie obraźliwym i wulgarnym, ruszył w kierunku szpitala polowego Demonów.
- Zawsze mówiłem. Tylko palenie, gwałcenie, rabowanie i zabijanie. Na byciu dobrym nigdy nie wychodzi się dobrze - warknął wściekle.
Był rozjuszony. Po części dlatego, że z kroku na krok nieprzytomny Demon zdawał się ważyć coraz więcej. A po części dlatego, że po drugim poślizgnięciu się na czyichś wyprutych wnętrznościach postrzelone biodro eksplodowało ostrym bólem i Drauga musiał przystanąć na chwilę, żeby wirujące czarne kropeczki cofnęły się i przestały ograniczać widoczność. Puścił wleczonego Demona, który ciapnął miękko nosem w czyjeś rozkrojone podbrzusze, po czym podwinął lekko swoją koszulę celem wstępnej oceny szkód wywołanych pociskiem.
- Kurwa mać - syknął. - Poświęcony. Gdybym tylko nie był ziemskim Demonem mógłbym na to gwizdać, a tak mnie jakiś skurwiel urządził. Szlag by to, Tilarids. Czarna jucha z rany idzie - pochylił się i chwycił wpół swoje brudne, pokaleczone i nadal nieprzytomne znalezisko. - Honor honorem, ale jeśli Mastema nie uratuje mi dupy w przeciągu godziny, to nie będzie nawet co zbierać.
Kiedy z zapadających powoli ciemności zaczął się wynurzać zarys szpitala polowego, Drauga był już u kresu sił, choć się do tego nie przyznawał, i miał już bardzo czarne myśli, choć do tego również się nie przyznawał. Między szpitalnymi namiotami krążyły niewielkie światełka. Chodzą z pochodniami, skonstatował. Poczuł, że Demon drgnął mu w rękach. Postawił go na ziemi i pomógł utrzymać pion, dopóki nie minęły pierwsze fale oszołomienia.
- Sura-Sura! Nie mogę jej tu zostawić! Zasługuje na godny pogrzeb w Piekle!
- Przestań się szarpać, ty ideologicznie popierdolony szczeniaku! Twoją dziewczynę obdarło ze skóry, rozumiesz?!
- Puszczaj mnie! Sura-Sura była moją partnerką! Nie masz pojęcia, ile razem przeżyliśmy!
- Tej wojny na pewno nie! Jeśli nie przestaniesz się szamotać to wymuszę na tobie posłuszeństwo w sposób mniej przyjemny niż krzyki! Nie możesz się pogodzić z tym, że ona nie żyje i wygląda teraz jak świeże ścierwo na...
Nie skończył. Siarczysty policzek wymierzony przez niższego, wymazanego błotem i krwią Demona o dużo delikatniejszej budowie ciała i predyspozycjach bojowych mniej więcej takich jak u świeżo wyklutego kurczaka bardziej Draugę zaskoczył niż zabolał.
- Nie waż się nazywać w ten sposób Sury-Sury, ty ograniczony w rozwoju umysłowym prymitywie! Nie masz o niczym pojęcia! Mózg przeszedł ci w tkankę mięśniową! O ile w ogóle twoja czaszka zawierała kiedykolwiek coś takiego jak mózg! Nadęty, ziemski idiota, któremu się wydaje...
Drauga nie dowiedział się, co mu się w mniemaniu błękitnowłosego Demona wydaje, ponieważ z otwartych do wrzasku ust najpierw dobył się odgłos odpowiadający krztuszeniu, a chwilę później spomiędzy jego warg zaczęły spływać strużki krwi. Źrenice okolone granatowymi tęczówkami uciekły w głąb czaszki i całe, marnie prezentujące się, jestestwo znajdy runęło na twarz pod nogi potomka wikingów. Z perspektywy, w jakiej teraz mógł je oglądać Drauga, bełt wystający z pleców tłumaczył bardzo wiele i nie wymagał szerszych komentarzy, choć kolejnego "Kurwa" skandynawski dziedzic nie mógł sobie odmówić.
Nie tyle na określenie zastrzelonego przed chwilą Demona, ile w reakcji na idącą w jego stronę grupę uzbrojonych Aniołów z pochodniami. Szpital polowy musiał zostać zdobyty albo opuszczony. Drauga nie tracił czasu na zastanawianie się, czy wrogowie przeczesywali tylko teren, czy kończyli właśnie wyżynanie rannych przeciwników. On miał jeden miecz, oni mieli - lekką ręką licząc - cztery kusze, dwa łuki, dwa topory, trzy miecze, jeden korbacz, cztery włócznie i trzy komplety sztyletów do rzucania. Nordyjskie dziecię nigdy nie było jakoś szczególnie utalentowane w kierunkach matematycznych, ale bez głębszego liczenia musiało przyznać, że przewaga Aniołów kwalifikowała się do klasy pojęć związanych z przymiotnikami takimi jak "miażdżący", "wyraźny" i "ewidentny".
Co nie oznacza bynajmniej, że dumny spadkobierca wikińskiej ery nie zamierzał zabrać ze sobą do grobu tylu wrogów, ilu tylko da radę sieknąć. Stanął w rozkroku i uniósł głownię Tilaridsa. Część Aniołów roześmiała się.
- Strasznie zabawny jesteś, wiesz? - odezwał się w końcu jeden z nich, luźno opierając sobie kuszę o biodro. - Nie wiem, czy się orientujesz, ale w tej chwili masz takie same szanse na przeżycie jak jagnię wrzucone do klatki pełnej głodzonych od tygodnia lwów. Daruj sobie może to wywijanie kawałkiem metalu i pochyl ładnie główkę, to Niniel odetnie ją równo między kręgiem C1 i C2.
- Spieprzaj - warknął Drauga. - Strzeliliście bezbronnemu dzieciakowi w plecy. Takimi zafajdanymi tchórzami wycieramy sobie buty i podłogi w Nifelheimie.
- Nie powinieneś być tak wulgarny w ostatnich chwilach swojego życia. Damy ci szansę pomodlić się króciutko przed śmiercią, jak twój koleżka.
Drauga tylko na chwilę rzucił okiem w stronę znajdy, którą taki kawał taszczył aż tutaj, żeby mogły ją zabić Anioły. Demon podnosił się na klęczki bardzo chwiejnie i z bardzo dużymi problemami, a potem w istocie składał dłonie jak do modlitwy. Drauga splunął, nie odrywając wzroku od grupy Aniołów. Był zmęczony, wszystko go bolało, jedyne wsparcie zajmowało się właśnie rytuałami religijnymi, miał do obrony tylko Tilaridsa, a naprzeciwko kilkunastoosobowy niebiański oddział.
Przyszłość nie malowała się w czarnych barwach. Przyszłość w tej chwili rysowała się nie dalej niż za odcinek czasu wynoszący pięć minut. Drauga spiął się do skoku na stojącego najbliżej Anioła, gdy usłyszał za sobą charczący głos Demona i jego chrapliwy oddech, z dużą dozą prawdopodobieństwa mający coś wspólnego z bełtem i uszkodzeniem któregoś płuca.
- Sa...tani... Pet...re no...enne... dat...ivi... es ni Rel...evte...
- "Szatanie, Ojcze nasz, któryś jest w Piekle" - powtórzył bezwiednie Drauga.
- Nie tłumacz nam tych waszych odrażających modłów - Anioł nazwany przez pierwszego Ninielem zmarszczył nos w wyrazie dezaprobaty. - Niech zostaną w wersji starodemonicznej. Nie zależy nam, żeby wiedzieć, co za szkaradne błagania wznosicie do swojego plugawego Ojca.
Drauga powstrzymał się od wulgarnej oceny własnych szans na przeżycie, żeby w razie czego nie zginąć z beznamiętnym "Kurwa mać" na ustach. Czułby się pewniej, gdyby szczeniak z tyłu, zamiast się modlić, stwarzał chociaż pozory wsparcia w walce.
Anioły zdawały się być bardzo zniesmaczone. Nie rozumiały języka Piekła, ale brzmiał im wyjątkowo szpetnie, ostro i nieprzyjemnie. Drauga też nie rozumiał. Był Demonem ziemskim i to dosyć młodym. Język starodemoniczny stał się językiem ginącym, kiedy po Upadku wprowadzili się do Piekła wygnańcy z Nieba i przywlekli ze sobą dużo prostszy w obsłudze i zapisie język anielski. Drauga nie interesował się głębiej szeroko pojętą lingwistyką, wystarczało mu do wiadomości, że starodemonicznym umieją mówić Arcydemony i Demony najstarsze, a cała reszta posługuje się już tylko anielskim.
I liturgia widać z sentymentu została po starodemonicznemu. Piekielny gówniarz zaczynał całe "Petre noenne" drugi raz, coraz pewniejszym głosem, bez zająknięć i całkiem tak, jakby kompletnie zapomniał, że ma zadraśnięte płuco. Drauga napiął swoje zmęczone, apelujące o zmiłowanie mięśnie. Zamierzał doskoczyć do najbliżej stojących Aniołów, poprowadzić Tilaridsa od lewa do prawa i położyć jednym cięciem trzy z nich, a gdyby po tym ewentualnie jeszcze żył - istniało prawdopodobieństwo, że cios wyprowadzony od dołu skosi tego z zielonymi włosami, który zatoczy się na tego krępego i, upadając, dźgnie go swoją włócznią, miejmy nadzieję w jakimś punkcie witalnym. W zamieszaniu może uda się wykończyć jeszcze kilka na "do widzenia", a przynajmniej nikt w Walhalli nie powinien się potem czepić, że nie próbował.
Policzył w myślach do trzech, kiedy grunt drgnął mu pod stopami. Anioły rozejrzały się bacznie dookoła, więc Drauga zerknął kontrolnie pod nogi, ale nie wyglądało na to, żeby ziemia miała się rozstępować. Zmarszczył brwi i obrócił się w stronę dzieciaka. Demon znów leżał na ziemi. Chociaż nie. Tym razem nie leżał. Klęczał w błocie z pochyloną nisko twarzą i wystającym z pleców bełtem. Dygotał lekko w pokłonie, ale po zreasumowaniu odniesionych przez niego obrażeń nijak nie dało się przyjąć nawet roboczej hipotezy, że nie skręca go z bólu.
Krzyk oddziału Aniołów skłonił Draugę do odwrócenia się w ich stronę. Chociaż jeśli się dobrze zastanowić, to bardziej precyzyjnie byłoby powiedzieć "odwrócenia się w stronę tego, co właśnie przestawało być oddziałem Aniołów". Spadkobierca ery wikingów drgnął.
Stał przed nim wielki czerwony byk, którego oddech sprawiał, że z wysłannikami Nieba działy się właśnie różne paskudne, nie bardzo estetyczne, a za to bardzo bolesne rzeczy. Tchnienie docierało do niego ciepłymi falami, na których dryfowały swobodnie płonące odłamki i popiół. Drauga nie dawał wiary opowieściom o tym, jakoby byk za swój wodopój miał skalne szczeliny za Zamkiem po brzegi wypełnione lawą, ale obserwując wydobyte prosto z gigantycznych płuc rozżarzone powietrze skłonny był jeszcze dziś ruszyć do oberży Pod Wesołymi Bukranionami z przeprosinami dla wyzywanego i wyśmianego swego czasu barmana.
- Szatan... - szepnął Demon, a byk, zajęty działalnością ze wszech miar destrukcyjną, podniósł na niego wzrok znad rozrywanych właśnie na strzępy Aniołów.
Nordyjskie dziecię niemal zachłysnęło się tlenem. Czerwony byk miał oczy wszystkich stworzeń, jakie Drauga kiedykolwiek poznał. Padł na kolana, nie dlatego, że chciał, ale dlatego, że nogi ugięły się pod nim, kiedy rozpoznał łagodne spojrzenie swojego wiernego konia Shadelfaxi'ego, mądre wejrzenie jednookiego Odyna, bystre Arminiusza, gdy planował zasadzkę w Lesie Teutoburskim, pewne siebie Beriga, który wypływał niewielką flotą ze Skandynawii na południe, dumne Leifa Erikssona, kiedy dotarł do lądu zwanego Vinland, spłoszone Szronogrzywego ciągnącego nocą rydwan Maniego, zaniepokojone Thora, zapłakane Freyi, zrozpaczone Haralda Srogiego pokonanego pod Stamford Bridge w Anglii. Drauga bezwiednie przycisnął pięść do serca, które ścisnęło się z żalu za utraconymi wiekami rozkwitu wikińskiej kultury. Demon pierwszy raz od stuleci poczuł się tak bardzo opuszczony i samotny na świecie, na którym mógł już tylko zbierać okruchy minionej ery.
- UNIEŚ GŁOWĘ, DZIEDZICU ZAPOMNIANYCH DNI - głos czerwonego byka był niski i zdawał się wydobywać ze skalnych załomów w głębi ziemi. - NIE PATRZ NA MNIE, ALE NIE OPUSZCZAJ GŁOWY. MOJE DZIELNE DZIECIĘ - Drauga zacisnął powieki, żeby nie musieć dłużej dręczyć się patrzeniem w oczy wszystkim tym, którzy byli mu bliscy i przeminęli razem z czasami wikińskiej dominacji na lądach i morzach. - MÓJ WIKINGU POŚRÓD DEMONÓW, NIE DAJ ROZPACZY ZAWŁADNĄĆ SWOIM SERCEM.
- Ojcze... - Drauga mimowolnie zwinął się do tak samo głębokiego pokłonu, jaki oddawał Szatanowi znaleziony przez niego Demon.
Aura czerwonego byka uspokajała, otulała przyjemnym ciepłem. Jego głos, dudniący ciężko w wielkiej przeponie kilka metrów ponad powierzchnią ziemi, koił zmysły i odpędzał złe myśli. Uczucie bólu napływającego z kilkunastu co najmniej źródeł zastąpiła błogość.
- ROZPACZ TO ZŁA OPIEKUNKA, NIE PODAROWUJ JEJ SERCA TAK DZIELNEGO I PIĘKNEGO. SĄ LEPSZE RĘCE, TO NA NICH ZŁÓŻ SERCE SWOJE PORYWCZE I TO IM POZWÓL O NIE DBAĆ.
Spadkobierca Skandynawów trwał w pokłonie. Wrażenie smutku i samotności znikło jeszcze szybciej i skuteczniej niż oddział Aniołów, który stanowiły obecnie stosiki popiołu metodycznie rozwiewane przez wiatr. Słyszał, że Szatan rozmawia o czymś z klęczącym za nim Demonem, ale nie rozumiał słów. Do szczęścia zresztą wystarczała mu tylko obecność Ojca i sama melodia jego głębokiego głosu.
Ocknął się dopiero, kiedy poczuł kamienie bez cienia litości właściwego skałom wbijające mu się w kolana, ból postrzelonego biodra, nieprzyjemne kłucie spowodowane grotami strzał tkwiącymi w barku i lekkie pieczenie policzka, w które uderzyła go znajda. Ciężar własnej egzystencji powoli otrzeźwiał go do reszty. Czerwony byk musiał odejść już jakiś czas temu, a jedynym, co utwierdzało częściowo zanurzony jeszcze w miękkiej wacie otępienia umysł Draugi w tym, że Szatan pojawił się tu naprawdę, były płonące wysokim ogniem odbite w ziemi ślady racic.
- Zdechlak? - zdziwił się, kiedy błękitnowłosy Demon podszedł do niego chwiejnie i opadł mu na plecy. - Ty, zdechlaku. Uświnisz mnie błotem i krwią, odsuń się.
- Zabiorę nas do Piekła - wycharczała z trudem znajda, choć jeszcze więcej trudności przysporzyły jej starania o chwycenie Draugi pod ramiona.
- Na plecach mnie może zabierzesz, co? - zakpiła pamiątka po wikingach. - Daj spokój, smarkaczu. W takim stanie nie udałoby ci się nawet do tamtych kupek popiołu doczołgać, a ty śnisz o wyprawie do sąsiedniego wymiaru. Twój Dom jest poza naszym zasięgiem. Myślałem, że znajdziemy tu Mastemę albo kogokolwiek, kto pomoże nam się przenieść, ale wygląda na to, że jesteśmy udupieni na Ziemi.
- Jesteś skrzydlaty, prymitywny Demonie?
- Mam też podać ci numer buta, wzrost, wagę i ulubiony kolor? W ostatnich chwilach życia bawisz się w ankietera?
- Tak jak myślałem, - Drauga wyczuł, że znajda uśmiecha się za jego plecami. - jesteś formą życia na tyle pierwotną, że przerasta cię udzielenie odpowiedzi na proste pytanie wymagające tylko użycia "tak" albo "nie".
- Nie pozwalaj sobie, bo zrobię ci z brzucha durszlak, a z głowy ozdobę na kominek.
- A rób co chcesz. Nie zależy mi na moim życiu.
- Pierdolisz - oświadczył spokojnie Drauga. - Jakbyś tak bardzo chciał odwalić kitę, to byś spokojnie poleżał z bełtem w płucku i poczekał grzecznie, aż któryś Anioł humanitarnie ukróci twoje męki, a nie przywoływał modłami Szatana.
- Powiedziałem przecież - Demon westchnął boleśnie, po czym oparł czoło o kark skandynawskiego dziedzica; wysiłek, jaki wkładał w próby podniesienia Draugi, był porównywalny do starań wiewiórki o zdobycie orzecha zamkniętego w zakręconym słoiku i sam Drauga podobnie go potraktował. - Nie zależy mi na moim życiu. Chciałem, żeby ojciec ocalił ciebie.
- Pierdolisz jak potłuczony, szczylu.
Przez chwilę milczeli. Drauga przerwał ciszę.
- Krew ci leci z nadgarstka. Daj mi łapsko, to zacisnę mocniej bandaże, bo się jak ten samobójca wykrwawisz.
- Nie trzeba - Demon w dalszym ciągu z mizernym skutkiem usiłował wstać i podnieść razem ze sobą trzymanego pod ramiona Draugę. - Zacznij współpracować, inaczej będziemy tu tkwić do następnego tygodnia.
- Nie podoba mi się, że kombinujesz, gówniarzu.
- Nie nazywaj mnie gówniarzem.
- To wolisz smarkacz, szczyl, bachor czy szczeniak?
Demon nie podjął zaczepki. Bardzo opornie i nieludzkim wysiłkiem udało mu się unieść Draugę nieco do góry.
- Nie zaszczyciłeś mnie odpowiedzią na moje pytanie, ale lepiej dla ciebie, żebyś jednak był uskrzydlony - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Nocy przyjaciel, Nocy sługa, Nocy dziecko i opiekun! Proszę! Pomóż mi dostać się do Piekła! Niegodzien jestem Twojej pomocy i nie prosiłbym Cię o nią, gdybym miał jakiekolwiek inne wyjście!
Drauga obrócił nieco głowę i obdarzył Demona spojrzeniem przeznaczonym do oglądania beznadziejnych przypadków chorób psychicznych. Mina zrzedła mu, kiedy znajda rozłożyła długie, wąskie skrzydła, a błony między kośćmi zaczęły skrzyć się srebrzystym światłem przypominającym gwiazdy. Chciał to jakoś skomentować, ale dziwny Demon poderwał się do lotu z pochwyconym pod ramiona Draugą.
Wszędzie dookoła zrobiło się czarno. Nordyjskie dziecię było pewne, że nie straciło przytomności, bo doskonale zdawało sobie sprawę z zawrotnej prędkości, jaką Demon z roziskrzonymi skrzydłami rozwijał w tej kleistej, ciężkiej czerni. Jego bolesny jęk również utwierdził go w przeświadczeniu, że nie zemdlał. Ile razy spadkobierca czasów wikińskich wyprawiał się do krainy własnej nieświadomości nigdy nie zdarzyło się, żeby towarzyszyły mu dźwięki należące do świata jawy. Na końcu czerni zamajaczyło rosnące z każdą chwilą światełko w odcieniach żółci i pomarańczu.
- Jak tylko w nie wpadniemy rozłóż własne skrzydła - stęknął ciężko Demon, poprawiając chwyt. - A jeśli nie masz skrzydeł, proś dobrych bogów o miękkie lądowanie, bo spadniemy prosto na Plac Płomieni w Kręgu Upadłych.
Pęd powietrza na ostatnim odcinku niemal udusił Draugę, rozpychając płuca tak bardzo, że Demon przez moment był pewien, że oba eksplodują. Zamrugał oczami, które wyschły i szczypały mocno, ale kiedy odzyskał jako taki wzrok niekoniecznie się ucieszył. Zobaczył Piekło. Nisko w dole, ale z każdą chwilą coraz bliżej.
Błękitnowłosy Demon rozluźnił objęcia i wypuścił niesionego dziedzica Skandynawów. Drauga spojrzał na spadającą obok znajdę. Jedno skrzydło łopotało bezwładnie, dzieciak musiał pozrywać sobie ścięgna. Demoniczny wiking poczuł wezbraną falę współczucia. Ból z tak uszkodzonego skrzydła z pełną perfidią promieniuje na całą obręcz barkową i kręgosłup. Takiego cierpienia zwyczajna przyzwoitość nie pozwala życzyć nawet najgorszemu wrogowi.
Poziom gruntu był już niebezpiecznie blisko. Nordyjskie dziecię rozwinęło własne skrzydła, żeby stawić opór grawitacji. Wrzasnęło coś, nie pamiętało potem, co dokładnie, ale na pewno nic mądrego czy wiekopomnego. Dziwny, znaleziony na polu bitwy Demon wyciągnął w jego kierunku rękę, ale śliska od krwi dłoń wysunęła się Draudze z uścisku.
Pamiątka po erze wikingów nie zdążyła nawet krzyknąć. Demon spadł na dach jakiegoś dwupiętrowego budynku, stoczył się po nim, zdzierając trochę dachówek. Odkształcił rynnę w daremnych próbach powstrzymania się od upadku, po czym przegrał nerwową szamotaninę z bardzo ograniczonymi możliwościami własnego sponiewieranego ciała i uderzył w bruk do akompaniamentu hukowi rozbijających się dookoła ceramicznych płytek. Zamarł w bezruchu, a stale rosnąca kałuża krwi rozchodziła się od niego promieniście.
Z budynku wybiegła Upadła, pospiesznie narzucająca na siebie szlafrok. Niewiele widziała w mroku. Za nią pojawiła się druga Upadła, najwyraźniej bardziej rozgarnięta i trzeźwiej myśląca w obliczu bliżej niezidentyfikowanych łomotów budzących ją w środku nocy. Wyniosła przed dom lampion, pstryknięciem zapaliła stojącą wewnątrz czarną świecę, a potem zaczęła krzyczeć.
Drauga wylądował na ziemi i dobiegł do leżącego na bruku Demona. Wrzaski obu Upadłych Anielic sprowadzały na miejsce najbliższych mieszkańców tego Kręgu piekielnego. Powietrze szumiało od czarnych piór, we wszystkie strony niósł się szmer głosów.
- Hej! Zdechlaku! No co ty! - Drauga miał ochotę potrząsnąć znajdą i powstrzymała go od tego tylko pewność, że znajda ma w środku miazgę zamiast kości i organów, a ewentualne potrząsanie na pewno nie zrobi im dobrze. - Udało ci się! Wróciliśmy do Piekła!
- Ta...k... - Demon miał wyraźnie wyłamaną żuchwę i mówienie stawało się dla niego czymś niemal tak nieosiągalnym, jak nieosiągalne dla kurczaka jest szybowanie po niebie. - U...ra...towałem... cię...
- Nas! Ty idioto, nas! Uratowałeś nas! - pochylił się nad Demonem i zobaczył, że granatowe oczy patrzą już tam, gdzie patrzyli wszyscy przeciwnicy Draugi po przegranej walce. - Uratowałeś nas i umarłeś, ty mały skurwielu! Gówno prawda, że chciałeś zginąć! Wyciągnąłeś rękę, żebym cię złapał! Nie chciałeś, kurwa mać, umierać! Bogowie... - Drauga sam nie wiedział, dlaczego odgarnął mu brudne włosy z czoła i przesunął dłonią po jego twarzy, aż nazbyt dobrze czując połamane pod skórą kości czaszki. - Czemu umarłeś właśnie wtedy, kiedy znów chciałeś żyć?... Co ja ci, mały skurczybyku, napiszę na nagrobku, skoro nie wiem nawet, jak miałeś na imię?...
Nie znał go. Bogowie, dobrzy skandynawscy bogowie, nie znał nawet jego imienia. Dlaczego ochota na opłakiwanie go była aż tak przemożna? Ułożył głowę na mokrej od krwi piersi. Ten Demon też go nie znał, a mimo tego zaryzykował swoje zdrowie i życie, żeby przenieść ich do Piekła. Chciał żyć. Nagle Drauga otworzył oczy.
- Serce bije! Ty żyjesz, smarkaczu! Bogowie, ty naprawdę żyjesz! Lekarza! Lekarza!

* * *

Mastema zamoczył wacik w czymś, co na gust Draugi śmierdziało jak trup z trzytygodniowym stażem, a potem przyłożył do postrzelonego biodra. Zabolało, jakby ktoś gmerał w ranie wielkimi obcęgami, ale wnioskując po obecności takowych na tacy przytrzymanej przez jednego z Demonów Uzdrowienia, takie atrakcje były jeszcze przed spadkobiercą wikingów.
- Kurwaaa... Mastema, nie słyszałeś o środkach znieczulających? - syknął Drauga, kiedy Arcydemon Uzdrowienia z beznamiętną miną wziął do ręki obcęgi.
- Zamknij ryj. Masz tu krater jak po uderzeniu meteorytu tunguskiego - nordyjskie dziecię stęknęło, a naczelny lekarz Piekła wyciągnął obcęgami pokaźny pocisk z wytłoczonym krzyżem łacińskim. - Trzeba było od razu powiedzieć, że ktoś ci władował poświęconą kulę. Skaranie z wami, matoły. Gdyby Anakim, który prosił cię o wyjście z sali operacyjnej nie był wystarczająco bystry i lotny w działce medycznej, na pewno do jutra nie wiedzielibyśmy, że to nie dlatego nie chcesz wyjść, że jesteś uparte bydlę, ale dlatego, że nie możesz chodzić. Prawie koniec, dociśnij tu opatrunek, a ja zabandażuję.
Mastema sprawnie zawiązał końce bandaża. Odłożył wszystkie narzędzia na tacę i odprawił z nimi Demona. Rzucił Draudze powłóczyste spojrzenie, a dziedzic wikingów mimowolnie się pod nim skulił. Znał go od lat, ale nadal potrafił się bać. Głowa Mastemy wyglądała jak czaszka obciągnięta ciasno pożółkłą, pergaminową skórą. W oczodołach jego czerwone oczy wydawały się dużo większe, a wzrok cięższy i przytłaczający bardziej niż zrzucony z siódmego piętra fortepian. Arcydemon Uzdrowienia nosił kredowobiałą maskę ludzkiej twarzy. Drauga zapytał go kiedyś, po co, ale Mastema z uśmiechem odpowiedział, że to dlatego, żeby wyglądać straszniej, bo ludzie bywają gorszymi potworami niż Demony. Założył ją teraz znów, wstał i umył ręce w naszykowanej na szafce misie.
- Słyszałem, że Sura-Sura zginęła w czasie walk - odezwał się, wycierając mokre dłonie w kitel narzucony na czerwoną szatę z wysoko stojącą kryzą.
- Jak na mój gust coś urwało jej głowę, a potem odarło ze skóry - mruknął Drauga. - Wiesz, jak musiałem się naszarpać, żeby odciągnąć od niej dzieciaka?
- Jakiego znów dzieciaka?
Mastema zmarszczyłby brwi, gdyby je posiadał. Jego mimika ze względów technicznych była bardzo ograniczona, ale wyrażanie zaskoczenia wychodziło mu całkiem nieźle i czytelnie nawet gdy miał na sobie maskę ludzkiej twarzy.
- Tego, którego obiecałeś, że uratujesz. W kretyńskich ciuchach i z idiotycznie uczesanymi na jeden bok włosami. Szczeniak przeniósł nas tutaj, ale sam grzmotnął zdrowo w dach i już myślałem, że się zabił... - pamiątka po wikińskiej erze rozpoczęła dokładne studium nagniotków i marszczeń na prześcieradle.
- Szczeniak? Drauga, jeśli ty masz na myśli Rin-Rina, którego doniosłeś mi do szpitala prawie w zębach, bo sam niemal nie mogłeś już poruszać nogami, w towarzystwie mniej więcej trzydziestu Upadłych Aniołów bardziej lub mniej roznegliżowanych do spania około drugiej w nocy, to muszę ci przypomnieć, że - nie wiem, jak na Ziemi - ale per "szczeniak" nie mówimy w Piekle na Demony starsze od nas co najmniej jedenaście razy. W przybliżeniu oczywiście, bo zdaje mi się, że Rin-Rin jest jeszcze starszy.
- Czekaj. On jest wielowiekowym dziadkiem?
- To jeden z najstarszych żyjących Demonów Nocy. Odniósł dużo rozległych obrażeń, ale udało nam się poskładać go do kupy. Faszerujemy go lekami przeciwbólowymi i będzie wymagał długiej rehabilitacji zanim znów zacznie latać. Strasznie przykre, że Sura-Sura nie miała tyle szczęścia i zginęła. Rin-Rin musi cierpieć po jej stracie, bardzo ją kochał.
- Nie chciał zostawić jej ciała - burknął Drauga. - Chciał zdechnąć przy niej.
- Wiem. Sam przecież starałem się nakłonić go do powrotu - Mastema nie zwrócił uwagi za zdumione spojrzenie spadkobiercy wikińskich czasów. - Nie słuchał mnie, musieliśmy go zostawić w spokoju. W jaki sposób ruszyłeś go z miejsca, a do tego sprawiłeś, że wrócił do Piekła?
- Jakby to... Wiesz, wolałbym o tym nie mówić, bo to są raczej metody uznawane przez ciebie za barbarzyńskie. Jeszcze byś mi nogi z dupy powyrywał, a po co masz się potem męczyć z upychaniem ich na swoje miejsca?
- Słuchaj no, jeśli porównam wzory na twojej podeszwie z odciskiem zostawionym na jego dłoni pewnie będę bardzo zły, nie mylę się?
- Aj, Mastema. Wiesz, jak się u nas mówiło. Ból najlepiej przypomina o tym, że się żyje. No, zbieram się. Dzięki za połatanie mi bebechów.
Arcydemon Uzdrowienia oparł się biodrem o szafkę zastawioną arsenałem szklanych flakoników i skrzyżował ramiona. Patrzył spokojnie, jak Drauga, lekko utykając i nieznacznie na to utykanie klnąc pod nosem, wychodzi z pomieszczenia na korytarz.
- Rin-Rin leży w ostatniej sali na prawo - poinformował uprzejmie.
- Nie idę do niego - Drauga wyszczerzył się nieprzyjemnie. - Poszła plota, że organizują grupę wypadową na miejsce bitwy, żeby wytłuc anielskie partyzantki, które jeszcze się tam szlajają. Ostatnio pomógł mi Tata, ale teraz mogę poukręcać im łby sam, a takiej szansy nie można przegapić.
Uchylił się błyskawicznie przed ciśniętym w jego stronę stetoskopem. Dopadł do klatki schodowej i zaczął zbiegać na dół. Odzywające się tępym bólem biodro było w tej chwili niewielkim problemem w konfrontacji z faktem, że Mastema zaczął na oślep ciskać w niego strzykawkami i skalpelami.
- A tylko wróć do mnie z podkulonym ogonem, żebym cię pozszywał! - krzyknął za nim wychylony przez balustradę Arcydemon Uzdrowienia. - Każę ci się w dupę pocałować, ty zryty na mózgu ryzykancie kompletnie pozbawiony instynktu samozachowawczego!

25.12.2009.
Demon Lionka











 


Komentarze
Aquarius dnia padziernika 10 2011 22:21:23
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Diabolina (Brak e-maila) 20:20 22-02-2010
Świetne opowiadanie! Najlepsze z tej strony! Szkoda, że pozbawione wątku miłosnego, ale lepsze to, niż uciążliwe ,,ochy" i ,,achy" . Pozdrawiam gorąco!
Shat (Brak e-maila) 00:02 24-02-2010
Muszę przyznać, że naprawdę mi się podobało! Styl masz intresujący, stosujesz ciekawe składnie i porówniania. Fabuła też dobra. Czytało się bardzo przyjemnie. Bohaterowie ładnie przedstawieni. Jeden wieli plus. ;D
Kati (Brak e-maila) 13:20 24-02-2010
masz bardzo uroczego głównego bohatera i zgrabną konstrukcję opowiadania. smiley
nad językiem musisz trochę popracować, szczególnie nad doborem słów. nie zawsze słowa których używasz pasują do kontekstu. czasami też powtarzasz pewne myśli, parafrazujesz je, co mi się średnio podobało.
Elvaner (Brak e-maila) 20:02 01-03-2010
8,5/10 - dobry style, wartka akcja, lotny humor
Popracować musisz nad:
- stylistyką - czasem porównania, których używasz są zbyt wymuszone, humor w opowiadaniu musi być lekki, by i czytelnik mógł się nim bawić
- doborem słownictwa - czasem zwroty, których używasz nie pasują do całości kontekstu
- linią motoryczna opowiadania - "KuĽnia..." wydaje się być fragmentem wyciętym z większej całości, co pozostawia niedosyt i wrażenie niedokończenia wielu wątków
- kompozycją tła - pole bitwy składało się z krwi i flaków - nie musiałaś tej informacji powtarzać pięć razy - krew i flaki to krew i flaki
Ogólnie podobało mi się. Pracuj nad warsztatem i pisz dalej.
An-Nah (Brak e-maila) 22:10 03-03-2010
Bardzo, bardzo mi się podobało. Kobieto, "Śnieg w Czerwcu" był cudowny - tutaj udowodniłaś mi swoją klasę. Z czystym sumieniem mogę po tych dwóch tekstach stwierdzić, że jesteś jedną z najlepszych autorek w polskim fandomie yaoi i slashowym.

Widać wpływy Kossakowskiej, na pierwszy rzut oka wydaje się, że opowiadanie mogłoby być fan-ficem z jej dzieła (choć może to dlatego, że naczytałam się siewcowych ficow Jezy), ale to nie przeszkadza, więcej, mimo tej zbieżności widzę jednak cechy własnego świata, inną hierarchię piekieł... Oczarowała mnie koncepcja języków, oczarowała modlitwa i wizja Szatana. Wątek męsko-męski? Właściwie żaden. I dobrze, coś bardziej wyeksplicytowanego przytłumiłoby sens opowiadania, byłby dodane na siłę, tak wszelkie sugestie płynie łączą się z całością.

Uwag stylistycznych nie mam. W przeciwieństwie do przedpiśców uważam dobór słów za dobry.

Jak na razie - najlepszy z tekstów konkursowych, ale nie czytałam jeszcze wszystkich. Niemniej jednak masz spore szanse na mój głos.
TsUbOmI (Brak e-maila) 22:14 04-03-2010
Wiesz, zagłosowałam na Ciebie ^^ Bardzo mi się podobało to opowiadanie. Jednak zakończenie powoduje niedosyt. Chciałoby się wiedzieć, jak potoczą się dalsze losy tych interesujących bohaterów. Zakończyłaś w najlepszym momencie, niech cię piekło pochłonie! Tak się nie robismiley(( 3mam kciuki!
Emolinka (Brak e-maila) 14:04 13-03-2010
Cudne. Drugie najlepsze na stronie.
Aiko Hikari (hikariaiko@gmail.com) 19:21 14-03-2010
Świetne... szkoda, że ja nigdy nie będę potrafiła tak pisać ;(
Shat (Brak e-maila) 16:12 17-05-2010
*rzuca się na Lionkę i gniecie* DZIEWCZYNO~!!!!! CHCESZ MNIE ZABIĆ?! T^T
Coś Ty mu zrobiła?! xD btw. już chciałam pytać, czy Drauga się jeszcze pojawi w tym opowiadniu, co w sumie od początu wydawało mi się nieco głupim pytaniem bo w końcu to Nordycki demon... On MUSIAŁ się pojawić, żeby mogła dawać upust swojej miłości do wikingów. xD
Poza tym, co ja mam Ci powiedzieć? T____T
Masz naprawdę świetny styl, który po prostu KOCHAM. Realia przedstawione w opowiadaniu są tak cudnie powykręcone, że aż żałuję, że nie jestem demonem. xD Naprawdę bardzo dobrze się czytało. przygotuj się teraz, że będę Cię regularnie molestować o dalsze części! xP
An-Nah (Brak e-maila) 10:19 19-05-2010
To tym razem powtórzę się tutaj smiley

Fabuła się rozkręca, Arcydemony i Archaniołowie są nader ciekawi - ich wzajemne relacje i rozmowy takoż. Coraz lepiej widać "własność" świata, to, że to nie jest wzorowane na Kossakowskiej. Trochę dziwnie czyta mi się narrację z punktu widzenia Rin-Rina, ale demon pod koniec pokazuje na co go stać i mam nadzieję, że to dopiero początek, bo lubię silne postaci. No i początek relacji Rin-Rin - Druaga - ciekawy, zobaczymy, co się wykluje.
Tsubomi (Brak e-maila) 19:59 10-06-2010
A ja jestem trochę rozczarowana smiley Drugi rozdział jest caaaałkiem inny od pierwszego! Demony są (kurrrczę) zniewieściałe >_< wszędzie mnóstwo przepychu, słodkości i... ci strojnisie, bleee. A Rin-Rin zachowuje się jak, zacytuję, ,,księżniczka" xD. W mojej wyobraĽni widzę go jako kobietę, nie umiem zedrzeć tego wizerunku z głowy. Szkoda smiley Czy coś mi się podobało? Czuję nastrój Angel Sanctuary, też niby świat anielsko-demoniczny, ale postaci mają całkiem ludzkie problemy, czy też role. Zakończenie było wyjątkowo interesujące, szkoda tyko, że przestałam lubić Rin smiley Mam nadzieję, że 3 rozdział znów mnie rozkocha w tej opowieści. Bo 1 był GENIALNY!
YamiNoKo (Brak e-maila) 01:40 26-07-2010
Świetne opo, umiesz połączyć humor, dramat i opisać to tak, że wydaje się to być życiem kogoś istniejącego smiley
Nie mogę się doczekać trzeciego rozdziału!
Shat (Brak e-maila) 23:43 12-01-2011
TRZECI ROZDZIAŁ~!!!
No ile ja się musiałam naczekać... >.> nie mówiąc już, że torturowałaś mnie wcześniej tym fragmentem...
Naprawdę bardzo mi się podoba. Stworzyłaś niesamowity świat. Niebo, Piekło, ich wzajemne relacje, bohaterowie i ich sposób myślenia - wszystko jest niesamowicie dopracowane i spójne. Jestem pod wielkim wrażeniem!
A czerwony cielak mnie rozwalił... xD
Czekam na kolejny rozdział! ;*
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum