ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Szach mat 8 |
***
Konas wyszedł po cichu z komnaty. Dla pewności ostrożnie wyjrzał zza rogu i zobaczył żołnierzy spokojnie stojących pod drzwiami sali obrad. A więc niczego nie usłyszeli. Uśmiechnął się zadowolony i oddalił szybko. Kiedy był już w bezpiecznej odległości złapał go jeden ze służących z informacją, że jedna z królewskich kochanek, Hrabina Marulneck, nie czuje się najlepiej i potrzebuje pomocy medyka. Uśmiechnął się zadowolony, na szczęście służący tego nie zauważył. Hrabina Marulneck będzie dla Konasa świetnym alibi, nikt nawet nie będzie podejrzewał, że mógłby być on zamieszany w śmierć króla.
- Witajcie pani hrabino, słyszałem, że niedomagacie coś dzisiaj – usiadł na brzegu łóżka na którym leżała kobieta. Jego zdaniem nie wyglądała na specjalnie chorą, a zaczerwienione policzki, maślany wzrok i z lekka głupawy uśmiech wskazywały iż po prostu przedawkowała wino.
- Och, jaka ja chora, hik, jestem – jęknęła kobieta. – Dobrze, że już jesteś. Strasznie mnie boli – jęknęła teatralnie.
- A gdzie was dokładnie boli, pani hrabino?
- Tutaj, hik - położyła dłoń na brzuchu.
Konas zaczął delikatnie uciskać brzuch hrabiny, kiedy skończył powiedział:
- Faktycznie, pani hrabino, to poważna sprawa. Dam wam lek, który rozwiąże ten problem. – Mówiąc to nalał do kielicha wino ze stojącego w pobliżu dzbana, a do niego dodał środek nasenny. Następnie podał kielich hrabinie. – Proszę to wypić jednym haustem. A teraz proszę odpoczywać i nigdzie z komnaty nie wychodzić, a jutro nie będzie śladu po pani chorobie – dodał kiedy kobieta już wypiła cała zawartość kielicha.
- Dobrze – hrabina kiwnęła głową i zamknęła oczy. Chwilę potem spała głośno chrapiąc.
- No i problem z głowy – mruknął Konas.
Wyszedł z komnaty hrabiny i udał się do swojej komnaty. wyciągnął z torby lekarskiej niewielką buteleczkę i podsunął pod nos śpiącego wciąż Kirima. Ten momentalnie otworzył oczy.
- Pora wstawać – medyk uśmiechnął się.
- Co ty kombinujesz? – warknął Kirim łapiąc Konasa za koszulę na piersiach.
- Nie miałem wyjścia – mruknął medyk uwalniając się z uchwytu – Gdybym ci powiedział, że musisz odpocząć, to w ogóle byś mnie nie posłuchał. A tobie ewidentnie należał się wypoczynek.
- Ile spałem?
- Cztery dni.
- Co?? Chcesz powiedzieć, że przespałem ostatnie dni życia jakie mi zostały?? – Kirim ponownie złapał medyka za koszulę na piersiach, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie wściekłości.
- Uspokój się, dobrze. Mówiłem ci, że nic nigdy nie jest przesądzone. Zawsze może zdarzyć się coś co wszystko odmieni.
- Skrócenie mnie o głowę faktycznie odmieni moje życie!
- Nie wiem o co tak się rzucasz - mruknął Konas – może…
W tym momencie do komnaty wpadł zdyszany służący.
- Jego… Wysokość… nie… żyje – wystękał próbując złapać oddech.
***
Lantar przerwał na chwilę czytanie. Nie sądził, że może to być tak wyczerpujące. Przymknął oczy i oparłszy się o drzewo pozwolił by wiatr owiewał mu twarz. Przed oczami pojawiła się twarz Sanusa. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Przypomniał sobie te wszystkie razy kiedy trzymał go w ramionach, kiedy mógł dotknąć jego ciała, albo pocałować go. Wszystkie te obrazy sprawiły, że nagle poczuł prąd w dole brzucha. Próbował go ignorować, jednak piękne ciało ukochanego, wciąż pojawiające się przed oczami, nie pozwalało mu na to. W końcu nie wytrzymał. Rozpiął spodnie uwalniając napęczniały organ. Zaczął go pieścić wyobrażając sobie delikatne ręce ukochanego błądzącego po jego ciele. Doszedł wykrzykując imię Sanusa. Przez chwilę siedział próbując uspokoić rozkołatane serce i przyśpieszony oddech. Doprowadził się do porządku i szybko ruszył w stronę zamku. Stwierdził, że dłużej już tak nie wytrzyma, musi coś zrobić! Miał nadzieję, że Sanus nie znienawidzi go za to co planował.
Z walącym niczym dzwon, sercem wszedł do komnaty doradcy, który wyraźnie ucieszył się na jego widok.
- Witaj – Sanus uśmiechnął się. – Jak ci idzie nauka czytania?
- Nie wiem – odparł niepewnie – chyba dobrze.
- W takim razie sprawdzimy. Podaj mi ten pergamin ze stołu – a kiedy Lantar trzymał już w rękach pergamin, dodał – przeczytaj to co jest na nim napisane.
Żołnierz spojrzał na pergamin i po chwili zastanowienia zaczął niepewnie czytać. Jednak z każdym kolejnym wyrazem jego głos stawał się coraz pewniejszy, a wychodzące z jego ust słowa coraz płynniejsze.
- Bardzo dobrze! – Sanus aż zaklaskał z podziwu. – Należy ci się nagroda. Proszę – podał Lantarowi wyjętą ze szkatułki pralinkę.
- Ja bym wolał co innego – odparł niepewnie żołnierz, a serce waliło mu tak bardzo, że miał wrażenie iż Sanus je słyszy.
- Co takiego?
- To – powiedział Lantar i nachyliwszy się pocałował Sanusa. Kiedy w końcu się od niego odsunął zobaczył w jego oczach zdumienie. – Przepraszam – wyszeptał i wybiegł z komnaty.
Sanus jeszcze przez jakiś czas siedział zszokowany. Nie mógł uwierzyć w to co się stało. Przejechał palcami po ustach. Miał wrażenie jakby usta Lantara odcisnęły się na nich, zostawiając trwały znak. Dlaczego go pocałował? Czy zrobił to bo coś do niego czuje, czy może po prostu był kolejnym, który chciał tylko posiąść jego ciało? Musiał się tego dowiedzieć za wszelką cenę! Zadzwonił na służącego.
- Znajdź mi jakąś laskę, żebym mógł chodzić – powiedział kiedy służący czekał na polecenia.
- Ale, wasza miłość, medyk zabronił… - służący odważył się zaprotestować.
- Wiem co powiedział medyk – doradca przerwał służącemu. – Ale muszę wyjść, więc masz mi szybko znaleźć coś czym mógłbym się podeprzeć, rozumiesz?
- Tak, wasza miłość – odparł służący, ukłonił się i wyszedł z komnaty. Wrócił po chwili, która Sanusowi wydawała się wlec w nieskończoność. Niósł ze sobą jakąś podpórkę. Bez słowa podał ją doradcy. Ten ostrożnie zsunął się z łóżka i podparł się tym co przyniósł służący. Zrobił parę kroków. Podpórka była na tyle solidna, że bez problemu przeszedł od łoża aż do drzwi. Nie zastanawiając się nad tym czy da radę albo czy nie pogorszy to stanu jego nogi, ruszył przez pałacowe korytarze, aż wyszedł na zewnątrz.
Skierował się w stronę baraków. Ponieważ podłożem była ziemia, a nie twarda pałacowa podłoga, więc musiał uważać gdzie stawia podpórkę. W końcu jakoś dokuśtykał do koszar. Przystanął na chwilę, by złapać oddech i uspokoić rozkołatane serce. Nie wiedział czy bije ono bardziej ze zmęczenia czy ze zdenerwowania. W końcu ruszył dalej.
- Czego tutaj szukacie, panie? – usłyszał nagle. Ostatnie słowo wypowiedziane było z wyraźną drwiną. Obejrzał się w stronę z której dochodził głos i zobaczył wysokiego żołnierza z gołym torsem. Pokuśtykał do niego.
- Łaa, jakie mięśnie. Musisz być naprawdę silny – powiedział z podziwem wpatrując się w pierś żołnierza. Wprawdzie nie były one imponujące, Sanus widział lepsze, ale założył, że żołnierz należy go gatunku tych, których można ugłaskać wychwalając ich. I nie pomylił się. Żołnierz słysząc podziw w głosie doradcy od razu zmiękł.
- Jesteście zbyt łaskawi, panie – powiedział już łagodniej.
- Jak myślisz, czy taki silny żołnierz jak ty mógłby pomóc komuś tak słabemu jak ja? – zapytał i spojrzał na żołnierza proszącym wzrokiem.
- Jak mogę wam pomóc, panie? – Żołnierz zmiękł całkowicie.
- Szukam jednego żołnierza. Nazywa się Lantar Sonusa.
- Sonusa, Sonusa… - mruczał żołnierz. – Niestety, panie, ale nie znam nikogo takiego. Gdybyście wiedzieli, panie, pod kim on służy…
- Tego niestety nie wiem, wiem tylko, że należy do królewskiej straży przybocznej.
- A! Królewscy! – żołnierz rozpromienił się. – Trzeba było, panie, od razu tak mówić! Królewscy mieszkają w tamtym baraku - machnął ręką w stronę jednego z baraków.
- Świetnie. A czy mógłbyś mi jeszcze pomóc tam dojść? Trochę się zmęczyłem idąc tu i obawiam się, że już nie mam całkiem siły w nogach.
- Oczywiście, panie. Ale najlepiej by było gdybym mógł was wziąć, panie, na ręce. Jeżeli nie macie nic przeciwko – dodał szybko chcąc się uchronić przed gniewem szlachcica. To, że teraz był miły nie znaczyło, że za chwilę nie będzie o coś zły.
- Szczerze mówiąc mi też to bardziej odpowiada – Sanus uśmiechnął się.
Żołnierz ostrożnie wziął doradcę na ręce, uważając żeby nie urazić zranionej nogi i ruszył w stronę baraku w którym spali żołnierze pełniący służbę w królewskiej straży przybocznej.
- A kogo ty nam tu przyniosłeś? – zapytał jeden z żołnierzy, kiedy przekroczyli próg.
- Jestem Sanus Amarni, królewski doradca i szukam jednego z żołnierzy – odparł Sanus i uśmiechnął się szeroko.
- Królewski doradca? U nas? – zaczęli szemrać zdziwieni żołnierze.
- Kogo szukacie, panie? – spytał się ten sam żołnierz, co wcześniej.
- Lantara Sonusa.
- Właśnie jest. Lantar! – chciał krzyknąć żołnierz, ale Sanus go powstrzymał.
- Nie wołaj, pokaż mi gdzie on jest.
Żołnierze wskazali doradcy pryczę na której zazwyczaj spał Lantar. Teraz też na niej leżał, na boku, odwrócony do nich plecami. Sanus podziękował żołnierzowi, który go przyniósł i kiedy ostrożnie go posadzili na pryczy, delikatnie dotknął ramienia Lantara.
- Dajcie mi spokój – burknął żołnierz nie zmieniając pozycji.
- Lantar… - odezwał się cicho Sanus.
- Sanus? – zdumiony żołnierz poderwał się, a gdy zobaczył kto siedzi na jego pryczy z przerażenia aż cofnął się – Co ty tu robisz?
- A jak myślisz? – zapytał cicho.
- Proszę o wybaczenie, ja nie chciałem! – Lantar zmienił pozycję i w tej chwili klęczał na pryczy z głową pochyloną tak nisko, że aż dotykała pryczy. – Proszę nie mówić o tym Jego Wysokości!
- Naprawdę tego nie chciałeś? – zapytał ze smutkiem w głosie.
Lantar ostrożnie podniósł głowę i zobaczył smutne oczy pełne łez.
- Ja…
-Naprawdę tego nie chciałeś? – ponowił pytanie.
Lantar już chciał odpowiedzieć, gdy zauważył wpatrzone w siebie kilkanaście par oczu.
- Czego się gapicie?! – warknął, a zdezorientowany Sanus rozejrzał się w koło i zobaczył wpatrujących się w nich z zainteresowaniem żołnierzy.
- My? - zapytał niewinnie jeden z obserwatorów – My tylko chcielibyśmy zobaczyć jak robisz maślane oczka i czerwienisz się – pozostali żołnierze roześmiali się
- Ty… - Lantarowi zabrakło słów – Dajcie wy mi spokój! – wrzasnął wściekle i roztrącając żołnierzy wybiegł z baraku. Dzwoniący mu w uszach śmiech tłumił całkowicie wołanie Sanusa.
- Dlaczego to zrobiliście? – spytał smutno doradca, kiedy żołnierze już ucichli. Zrobił przy tym tak smutną minę, że żartownisiowi zrobiło się strasznie głupio.
- Wybaczcie, panie, ale nie mogłem się powstrzymać. Ostatnio w ogóle nie zwracał na nas uwagi, cały czas tylko chodził i wzdychał. Nic nam nie chciał nawet powiedzieć, więc chciałem się z niego trochę ponabijać. Nie sądziłem, że tak się tym przejmie.
Sanus westchnął
- Wiecie może gdzie mógł uciec?
- Niedaleko zamku jest ogromna łąka – powiedział inny żołnierz. – Często tam przesiadywał.
- Zaprowadzisz mnie tam?
- Oczywiście, panie.
- W takim razie chodźmy – powiedział żołnierz i wziął Sanusa na ręce.
- Widzicie, panie, pod tamtym drzewem? – powiedział żołnierz kiedy już byli niedaleko. – To właśnie Lantar.
- Postaw mnie, dalej już pójdę sam.
- Jesteście pewni, panie, że dacie sobie radę?
- Oczywiście. – Sanus uśmiechnął się. – Dziękuję za pomoc.
Żołnierz odwzajemnił uśmiech i ostrożnie postawił doradcę na ziemi. Ukłonił się lekko i odszedł bez słowa.
Sanus zaczął ostrożnie kuśtykać w stronę drzewa, pod którym siedział Lantar. Bardzo chciał podejść możliwie jak najbliżej, zanim żołnierz zauważy jego obecność. Zdziwił się kiedy udało mu się podejść na wyciągnięcie ręki. Lantar siedział z głową na ramionach opartych na podciągniętych kolanach.
- Dlaczego uciekłeś? – zapytał cicho.
Żołnierz przerażony drgnął i podniósł głowę, a gdy zobaczył kto obok niego stoi, wstał i chciał uciec.
- Nie uciekaj! – krzyknął Sanus próbując biec za żołnierzem. Niestety nie patrzył gdzie stawia podpórkę i nagle poczuł jak traci równowagę.
- Uważaj! – krzyknął Lantar i złapał Sanusa chroniąc go w ten sposób przed bolesnym upadkiem. Przytulił go mocno i odetchnął z ulgą.
Sanus odruchowo przytulił się do żołnierza obejmując go w pasie. I zdumiał się bardzo. Nawet przez koszulę czuł jak serce Lantara wali jak oszalałe.
- Twoje serce… - szepnął kładąc rękę na piersi żołnierza - … jakby miało wyskoczyć ci z piersi.
- To przez ciebie – odparł niepewnie Lantar.
- Przeze mnie? – zdumiał się Sanus. Podniósł głowę chcąc spojrzeć na rozmówcę, ale ten uciekł wzrokiem gdzieś w bok, odsuwając się od doradcy.
Jednak zrobił to zbyt szybko i doradca znowu się zachwiał.
- Nie mam już siły – sapnął – potrzebuję usiąść – powiedział ponownie wpadając w ramiona Lantara.
- Wytrzymaj proszę chwileczkę – Lantar ostrożnie puścił doradcę i ściągnął koszulę. Następnie rozłożył ją na trawie pod drzewem i pomógł Sanusowi usiąść na niej.
- Dziękuję – Sanus na chwilę przymknął oczy, próbując złapać oddech i uspokoić zmęczone wysiłkiem serce. – Więc, dlaczego mówisz, że to przeze mnie twoje serce wali jak oszalałe? – zapytał łagodnie otwierając oczy. - Lantar milczał patrząc gdzieś w bok. – Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć? – w jego głosie usłyszeć można było smutek.
- Zawsze tak jest kiedy jesteś w pobliżu – wyszeptał Lantar w dalszym ciągu nie patrząc na doradcę.
- Dlaczego? – zdumiał się.
- Bo ja.. – ten silny i odważny żołnierz w tym momencie zachowywał się niczym małe dziecko, czerwienił się i odwracał wzrok.
- Tak? – zapytał ciepło i zachęcająco Sanus.
- Bo ja cię kocham – w końcu wystękał.
- Co proszę? – zdumiał się doradca.
- Ja przepraszam! Ja nawet nie wiem jak to się stało! – wykrzyczał Lantar - Ja nie chciałem, ale to samo jakoś tak! Ja próbowałem zapomnieć, ale nie mogłem! – jego głos był coraz cichszy i cichszy jakby z każdym wypowiadanym słowem tracił całą pewność siebie. – Zobaczyłem cię pierwszy raz gdy król postanowił zwizytować koszary. Wszyscy jego doradcy byli razem z nim, ty też.
- Ale ostatni przegląd wojsk jaki robił Jego Wysokość był… - zdumiał się Sanus.
- … trzy lata temu. Zgadza się – Lantar pokiwał twierdząco głową. - Wyglądałeś wtedy tak słodko i niewinnie, że moje serce zaczęło szybciej bić. Nie rozumiałem wtedy co się ze mną dzieje. Nie mogłem spać normalnie ani jeść, cały czas myślałem tylko o tobie. Jakiś czas potem zostałem członkiem królewskiej straży przybocznej i mogłem częściej cię widywać. I widziałem jak śmiejesz się, jak się smucisz, widziałem jak traktujesz innych, jak miły jesteś dla wszystkich bez względu czy to szlachcic czy zwykły chłop. I coraz bardziej cię pragnąłem. Wtedy zrozumiałem, że cie kocham. I to zabolało mnie bardziej niż gdybym został śmiertelnie ranny na polu bitwy.
- Dlaczego? – spytał zduszonym głosem Sanus.
- Bo wiedziałem, że to uczucie nie ma przyszłości, że muszę o tobie zapomnieć. Wszak ty jesteś szlachcicem, a ja synem zwykłego chłopa, nie może być miedzy nami nic więcej niż to co zawsze było między szlachcicem i chłopem. Dlatego też mogłem jedynie patrzeć na ciebie z daleka i cierpieć. Aż nadszedł ten dzień, kiedy cię uratowałem z łap tego pijanego wieprza. Rozum podpowiadał mi żebym cię zostawił, wtedy wszystko byłoby jak dawniej. Ale moje serce nie chciało słuchać i zanim się zorientowałem już groziłem temu pijakowi. A potem wszystko potoczyło się tak błyskawicznie… Ty chciałeś rozmawiać ze mną jak równy z równym, chciałeś słuchać o mojej rodzinie i przez cały czas uśmiechałeś się tak cudownie… Nie mogłem wytrzymać, nie miałem już siły żeby to przerwać. Moja miłość do ciebie stawał się coraz silniejsza i silniejsza. Dlatego cię pocałowałem. Chciałem chociaż raz… - przerwał na chwilę i otarł spływające po policzkach łzy, na koniec dodał: - wybacz proszę, już więcej tego nie zrobię.
- Dlaczego? – spytał cicho Sanus.
- Nie chcę żebyś mnie nienawidził. Odejdę z wojska, żebyś nie musiał na mnie więcej patrzeć, tylko proszę nie nienawidź mnie.
- Dlaczego? – powtórzył cicho.
Lantar ostrożnie podniósł głowę i zdumiał się zobaczywszy łzy na policzkach Sanusa.
- Ty płaczesz?
- Dlaczego mi to wszystko powiedziałeś? Dlaczego rozpaliłeś w moim sercu nadzieję, tylko po to żeby ją zaraz ugasić? Dlaczego? – wyszeptał zduszonym głosem.
- Słucham?
- Podjąłeś decyzję nawet nie zapytawszy mnie o zdanie. Nie obchodzi cię co ja czuję?
- Obchodzi!
- Więc dlaczego chcesz odejść?
- Nie chcę stwarzać ci problemów – odparł cicho spuszczając głowę. – Za bardzo mi na tobie zależy. Nie chcę żebyś przeze mnie cierpiał.
- Więc nie odchodź.
- Słucham?? – zdumiony podniósł głowę.
- Jeżeli nie chcesz żebym cierpiał, nie odchodź. Zostań przy mnie, żebym mógł odwzajemnić twoją miłość.
- Ale…
Sanus położył palce na ustach żołnierza i uśmiechnął się ciepło. Powoli przeniósł palce na policzek i pochyliwszy się pocałował zdumionego Lantara.
- Zostań przy mnie, żebym mógł pokazać ci jak bardzo cię kocham – wyszeptał kiedy w końcu przerwał pocałunek.
- Ty mnie? Ale jak to możliwe żeby szlachcic pokochał zwykłego chłopa?
- A jak to możliwe żeby zwykły chłop pokochał szlachcica? Nie wiem. To się po prostu dzieje. Wiem tylko, że zakochałem się w tobie.
- Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptał Lantar i objął Sanusa.
- Musisz – odparł doradca przytulając się do żołnierza. – Pragnę ciebie tak samo mocno jak ty pragniesz mnie. I nie obchodzi mnie, że ty jesteś synem prostego chłopa, a ja szlachcicem.
- Ale takie związki są niedopuszczane, nie wiadomo jak król na to zareaguje. I inni szlachcice tez mogą być oburzeni.
- W takim razie musimy to ukryć przed nimi. Ukryć przed całym światem. Jesteś na to gotowy?
- Dla ciebie zrobię wszystko! – Lantar objął doradcę jeszcze mocniej. – Nawet umrę, jeśli trzeba będzie!
- Nie mów tak! Nie chcę żebyś umierał. Kogo wtedy będę kochał?
- Masz rację – Lantar uśmiechnął się czule patrząc w oczy zaniepokojonego doradcy. – Chyba trochę przesadziłem. Nie chcę umierać. Nie teraz, kiedy moje marzenie się spełniło. Kocham cię – wyszeptał i pocałował Sanusa.
Doradca zamknął oczy i poddał się temu pocałunkowi. Nie był pewny czy dobrze robi, wszak to był jego pierwszy, tak poważny pocałunek, a Lantar pewnie ma w tym więcej doświadczenia. Takie i podobne myśli przelatywały przez glowę doradcy, gdy jego usta były atakowane przez usta żołnierza. W pewnym momencie przestraszył się. Lantar oderwał się od jego ust i zostawiając ulotne ślady przechodził powoli przez linię szczęki do ucha, by po krótkiej, przyprawiającej Sanusa o szybsze bicie serca, zabawie polegającej na delikatnym przygryzaniu każdego milimetra ucha, na przemian z całowaniem, przejść do skóry szyi i powoli podążać w dół, do miejsc skrywanych przez kołnierz bluzy. Nagle Sanus poczuł jak Lantar, nie przestając delikatnie całować go, powoli rozpina jego bluzę. Drgnął przestraszony i odruchowo złapał kochanka za rękę.
- Zaczekaj proszę.
- Co się stało? Boli cię noga? – zaniepokoił się Lantar spoglądając z troską na doradcę.
- Nie, tylko… - Sanus zamilkł zawstydzony, uciekając wzrokiem w bok. Nie chciał żeby Lantar zobaczył niepokój w jego oczach.
- Tak?
- Bo ja… - skulił się wciąż nie patrząc na żołnierza, a ze wstydu aż zaczęły go palić uszy.
Lantar delikatnie ujął jego brodę i podniósł tak, żeby móc mu spojrzeć w oczy:
- Jeśli mi nie powiesz o co chodzi, to nie będę wiedział co mam robić.
- No bo ja nie wiem co mam robić – oczy Sanusa zaszkliły się niebezpiecznie, a policzki zapłonęły szkarłatem. – To mój pierwszy raz. To znaczy kiedyś Warnek mnie pocałował, ale tak naprawdę to się nie liczy, bo to były tylko wyglupy i to zrobił tylko on, a ja nie – tłumaczył chaotycznie modląc się w duchu żeby Lantar go nie wyśmiał. – I dlatego nie wiem co robić. – Skończywszy to niecodzienne wyjaśnienie popatrzył uważnie na Lantara. Ten przez chwilę siedział nieruchomo wpatrując się w doradcę i nagle roześmiał się. – Wiedziałem! – z oczu Sanusa popłynęły łzy – wiedziałem, że będziesz się ze mnie śmiał! – starając się powstrzymać cisnące się do oczu łzy próbował wstać i uciec jak najdalej. Jednak nie udało mu się to. Mocne ręce żołnierza złapały go uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
- To nie tak jak myślisz – powiedział cicho, wprost do ucha doradcy.
- A niby jak? Z czego niby się śmiejesz, jeżeli nie z mojego niedoświadczenia?
- Śmieję się, bo to także mój pierwszy raz.
Sanus zaskoczony aż zesztywniał.
- Nie okłamujesz mnie?
- Nie.
- A ja myślałem, że jesteś bardziej doświadczony. No wiesz, jako żołnierz pewnie masz powodzenie u kobiet…
Lantar zachichotał.
- To samo pomyślałem o tobie. Tyle pięknych szlachcianek i szlachciców spotykasz na co dzień, że pewnie już z kimś nawiązałeś bliższą znajomość.
- Nie było nikogo! – Sanus pokręcił przecząco głową. – To prawda, że na zamku można spotkać wiele pięknych szlachcianek i szlachciców, którzy chcieli dzielić ze mną łoże, ale ja zawsze odmawiałem. Żadna kobieta ani mężczyzna nie przyprawiały mojego serca o szybsze bicie. Dopiero ty… - dodał cicho zawstydzony.
- To samo było u mnie. To prawda, że żołnierze mają większe powodzenie niż przeciętny mężczyzna. Niektórzy nawet to wykorzystują i zabawiają się zmieniając dosyć często kochanków i kochanki. Ale ja taki nie jestem. Od momentu kiedy się w tobie zakochałem, moje ciało reagowało tylko wtedy gdy myślałem o tobie, inni dla mnie nie istnieli.
- A wcześniej? – zapytał cicho drżącym głosem.
- Była tak jedna dziewczyna w mojej wsi, którą kochałem. Nawet oświadczyłem się i otrzymałem błogosławieństwo jej ojca. – Sanus zamarł słysząc to. – Niestety musiałem iść do wojska. Ona obiecywała, że poczeka aż uzbieram wystarczająco pieniędzy żebyśmy mogli razem żyć w stolicy. Niestety nie dotrzymała obietnicy i jakiś czas potem została żoną sąsiada, który miał dwie kozy. Ja nie miałem niestety nic, oprócz moich rąk.
- Jakie to okrutne – szepnął Sanus.
- Masz rację. Też tak pomyślałem. Powiedziałem sobie wtedy, ze już nigdy nie zakocham się, bo jak nie zakocham się to nikt więcej nie złamie mi serca. Jednak nie udało mi się wytrzymać w tym postanowieniu, bo poznałem ciebie. Tylko że to było coś zupełnie innego od tego co czułem do niej, dlatego w pierwszej chwili nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Zrozumiałem, gdy odwiedziłem rodzinę. Na początku bałem się, że gdy ją zobaczę wróci cały ból. Ale tak się nie stało. Zobaczyłem ją, a moje serce nawet nie drgnęło. Zrozumiałem wtedy, że to co do niej czułem to nie była miłość tylko zwykłe zauroczenie. Zrozumiałem, że kocham kogo innego. Ciebie. - Słysząc to Sanus zaczerwienił się. – Dlatego też nie mam doświadczenia w tych sprawach.
- Więc co teraz zrobimy?
- Nie myśl o tym co musisz robić, tylko o tym czego pragniesz najbardziej – wyszeptał Lantar wprost do ucha doradcy.
- Dobrze wiesz czego pragnę – Sanus odwrócił się przodem do ukochanego – ciebie.
- Ja też pragnę tylko ciebie – wyszeptał całując usta doradcy. – Chodźmy – zrobił ruch jakby chciał wziąć go na ręce.
- Dokąd? – zaniepokoił się.
- Do twojej komnaty.
- Nie! – a widząc zdziwiony wzrok Lantar dodał szybko: - chcę to zrobić tutaj.
- Ale twój ubiór… Pogniecie się i pobrudzi od trawy.
- To nic, służące go upiorą. Chcę to zrobić tu, gdzie znalazłem swoje szczęście.
- Dobrze – Lantar uśmiechnął się i zaczął całować Sanusa powoli rozpinając jego bluzę.
- Tylko uważaj na nogę – szepnął doradca między jednym a drugim pocałunkiem.
Lantar zaprzestał pocałunków i delikatnie pchnął Sanusa, tak, że ten położył się na trawie. Wtedy ostrożnie zsunął z niego spodnie. Na szczęście były one na tyle luźnie, że bez problemu można je było ściągnąć nie naruszając opatrunku. Zawstydzony Sanus naciągnął całkiem już rozpiętą bluzę zakrywając wstydliwe miejsce.
- Nie zakrywaj, proszę – szepnął Lantar delikatnie odsuwając jedną z rak Sanusa. – chcę cię zobaczyć całego.
Sanus zabrał drugą rękę, a Lantar powoli rozchylił jego kurtkę.
- Jesteś piękny – wyszeptał delikatnie gładząc go po brzuchu.
Pochylił się i pocałował go w pępek, potem powoli posuwał się do góry zostawiając na skórze mokry ślad pocałunków. Doszedł do obojczyka, przez szyję i linię szczęki aż do ust. Nawet przez materiał spodni Sanus czuł jak wzrasta jego pożądanie. Świadomość faktu, że to on się do tego przyczynił oraz silne dłonie Lantara błądzące delikatnie i zmysłowo po całym jego ciele sprawiły, że jego własne pożądanie skumulowało się w jednym miejscu. Złapał Lantara za pośladki przyciągając go bardziej do siebie. Jednak to było dla niego za mało, przeszkadzał mu materiał spodni. Chciał go czuć bardziej, chciał czuć jego pożądanie. Wsunął ręce pod materiał. Przez chwilę delektował się dotykiem tych wspaniale umięśnionych pośladków, by po chwili zsunąć z nich spodnie. Lantar na chwilę przerwał całowanie szyi Sanusa i szybko pozbył się zbędnej części odzienia. Wtedy doradca mógł w pełni poczuć naprężoną męskość żołnierza. W tym momencie zupełnie zapomniał o swoich obawach i wątpliwościach. W tym momencie myślał tylko o jednym, pragnął tylko jednego. Wsunął rękę między ich złączone ciała i po chwili pieścił pulsujący od wypełniającego go pożądania, organ.
Lantar jęknął z rozkoszy czując rękę ukochanego w tym konkretnym miejscu. Przy pierwszym dotknięciu z wrażenia mocniej przygryzł ucho Sanusa wprawiając jego ciało w drżenie i wyduszając z ust jęk rozkoszy. Kolejne dotknięcia sprawiły, że jego pocałunki stały się bardziej łapczywe i niespokojne. Nie przerywając pocałunków zsunął się niżej, gdzie na delikatnej skórze pyszniły się dwa różowe pączki. Otoczył jeden z nich ustami i zataczając językiem okręgi, wprawił go w drżenie. Jednocześnie jedną ręką przyszczypywał drugi pączek, a drugą zachłannie pieścił każdy możliwy kawałek ciała kochanka. Nie mógł już wytrzymać, ułożył się odpowiednio między nogami kochanka i pchnął biodrami.
- Nie! – krzyknął Sanus wyginając ciało i instynktownie odpychając drugiego mężczyznę.
Przestraszony Lantar wycofał się i pochylił nad kochankiem. I zobaczył łzy w jego oczach.
- Wybacz! – krzyknął przestraszony. – Nie chciałem ci zrobić krzywdy! Proszę, nie płacz już – szeptał scałowując cieknące po policzkach łzy. – Nie będę już tego robił, obiecuję.
- Boli – wyszeptał Sanus – jakby coś próbowało wedrzeć się we mnie, przy okazji rozrywając mnie.
- Zaraz sprawię, że ból zniknie – wyszeptał Lantar i zsunął się niżej. Zdrową nogę Sanusa zarzucił sobie na ramię i rozchyliwszy pośladki kochanka zaczął całować bolące miejsce. Na przemian całował i delikatnie pieścił językiem. Jego kubki smakowe wyczuwały każde, nawet najmniejsze drgnięcie tego cudownego wejścia do raju. Czuł i pragnął go więcej. Nie wystarczały mu już pieszczoty, chciał poczuć jak to jest zagłębić się w nie. Jednak pamiętając o tym co przed chwilą poprzestał tylko na penetracji językiem. Zagłębiając się raz po raz czuł jak ciało jego kochanka drży i słyszał jęki wydobywające się z jego ust. Jednak tym razem były to jęki rozkoszy.
- Boli jeszcze? – zapytał z czułością przybliżając twarz do twarzy Sanusa.
- Nie – wychrypiał nie otwierając oczu.
- Więc mogę spróbować jeszcze raz?
- Tylko bądź delikatny.
- Dobrze – odparł Lantar i przekręcając kochanka tak, żeby mieć jak najlepsze dojście i jednocześnie nie urazić rannej nogi, powoli nakierował swój naprężony członek na to kuszące różowiutkie wejście do raju. Delikatnie nacisnął wprowadzając czubek do środka. Sanus jęknął, a jego ciało naprężyło się. Przestraszony Lantar wycofał się.
- Dlaczego przerwałeś? – zapytał doradca patrząc zamglonym wzrokiem na kochanka.
- Zabolało cię.
- Nic podobnego.
- Jęknąłeś.
- Bo to było bardzo przyjemne.
- Więc mogę kontynuować?
- I to jak najszybciej.
Lantar zarzucił zdrową nogę Sanusa na swoje ramię, uniósł nieco jego biodra i powoli wsunął się ponownie do środka. Wsuwał się milimetr po milimetrze. Czuł jak ciało kochanka drży, a z jego ust wydobywają się jęki, jednak wiedział iż nie jest to oznaka bólu, tylko przyjemności. W końcu mu się udało! Wszedł najdalej jak tylko mógł i pochylił się by pocałować ukochanego.
- Boli? – zapytał z troską przeplataną z pożądaniem.
- Już nie. Tylko trochę dziwnie się czuję.
- Przyzwyczaisz się – wyszeptał i zaczął całować Sanusa.
Tym razem jego pocałunki były bardziej łapczywe i niespokojne. Przez chwilę czekał aż kochanek przyzwyczai się do tego nowego doznania, aż w końcu nie mógł dłużej wytrzymać i zaczął ruszać biodrami. Najpierw powoli i niepewnie, sprawdzając czy przypadkiem nie sprawia Sanusowi bólu, jednak widząc jego rozogniony wzrok, czując przyspieszony i urywany oddech i jego łapczywe pocałunki oraz nogę oplatającą go, pozbył się wszelkich wątpliwości i zatracił w ogarniającej go rozkoszy. Już nie panował nad swoim ciałem. Nie był w stanie. Ogarniajaca go coraz większa fala rozkoszy, dłonie i usta Sanusa oraz jego jeki rozkoszy sprawiały, że chciał więcej, więcej tego wszystkiego. Jego ruchy stały się coraz bardziej gwałtowne, a pocałunki coraz bardziej łapczywe, w końcu, doprowadzony na krawędź szaleństwa, eksplodował zostawiając część siebie we wnętrzu kochanka. Kiedy już wróciły mu wszystkie zmysły opadł bez sił na leżące pod nim ciało.
- Nie zabieraj – szepnął Sanus, kiedy Lantar, uspokoiwszy oddech, chciał zsunąć się z kochanka. – Chciałbym żebyś tak jeszcze trochę poleżał. Chcę jeszcze przez chwilę czuć cię w sobie.
- Będzie ci ciężko.
- To nic.
- Jak sobie życzysz – szepnął Lantar, pocałował kochanka i opadł z powrotem, wtulając twarz we włosy Sanusa.
Leżeli tak jakiś czas nie ruszając się i nic nie mówiąc, a ręce Sanusa leniwie błądziły po plecach Lantara. Nagle Sanus odwrócił głowę i delikatnie przyszczypał wargami ucho żołnierza, co wywołało leniwe mruknięcie.
- Nie rób tak, bo znowu nabiorę ochotę.
Sanus zaśmiał się cicho i zaczął językiem pieścić ucho kochanka. Na efekty nie musiał długo czekać. Nagle poczuł, jak będąca wciąż w jego wnętrzu, męskość kochanka budzi się do życia, a on sam zaczyna obsypywać pocałunkami USA Sanusa. To sprawiło, że i w doradcy krew zaczęła szybciej krążyć. Nagle Lantar zaprzestał pieszczot, jedną ręką wsunął pod plecy kochanka obejmując go mocno, zarzucił jego zdrową nogę na własne biodro, a drugą ręką złapał doradcę tam gdzie kończą się plecy. W następnej chwili powoli podnosił się nie przestając całować Sanusa. Kiedy już podniósł się do pozycji siedzącej przerwał na chwilę całowanie, popatrzył w oczy kochanka, a nie widząc nic prócz pożądania zrzucił z niego bluzę, złapał za pośladki i powoli uniósł w górę. Sanus, nie chcąc stracić kontaktu objął Lantara za szyję przyciągając go do siebie tak, że ten miał tuż przed oczami dwa wymęczone wcześniejszymi pieszczotami różowe pączki. Zaczął je lizać, przygryzać i pieścić językiem, a im dłużej to robił tym mocniej Sanus przyciągał jego twarz do swojej piersi. Jednocześnie unosił i opuszczał w dół ciało kochanka. Sanus przez cały czas obejmował go za szyję wplatając palce w jego włosy i delektując się zalewającymi go doznaniami. Jednak to mu nie wystarczyło. Wsunął jedną rękę między ich spocone ciała i zaczął pieścić własnego członka odruchowo dostosowując ruchy ręki do tempa w jakim kochanek podnosił go i opuszczał. Ich ruchy stawały się coraz szybsze, coraz bardziej niecierpliwe, aż w końcu przyszło spełnienie, równie silne i obezwładniające jak to poprzednie.
Tym razem musieli dochodzić do siebie nieco dłużej. Leżeli przytuleni do siebie, a wiatr owiewał ich spocone ciała.
- Musimy już iść – powiedział w pewnym Lantar.
- Wiem – odparł niechętnie Sanus. – Szkoda, że ta chwila nie może trwać wiecznie.
- Nie martw się, będzie jeszcze nieraz okazja. Musisz tylko wyleczyć nogę. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało? – zapytał z niepokojem.
- Nic mnie nie boli, więc chyba jest dobrze.
- To dobrze. Nie darowałbym sobie gdybyś przeze mnie musiał dłużej ją leczyć. Pomogę ci się ubrać.
Lantar pozbierał ubrania doradcy i, uważając na nogę, pomógł mu je założyć, potem szybko sam się ubrał i wziąwszy ukochanego na ręce ruszył w stronę zamku.
|
|
Komentarze |
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|