The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 12:48:51   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Szach mat 4
***


Lantar wyszedł z zamku. Okazało się iż koń dalej stał tam gdzie go zostawił. Przez cały czas stał nieruchomo, że nawet lanca, którą o niego oparł, kiedy zanosił Sanusa do jego komnaty, nie zmieniła swojego położenia. Uśmiechnął się, to jest prawdziwy wierzchowiec. Ułożony idealnie. Wziął lancę, przerzucił kurtkę od munduru przez prawe ramię i złapawszy za lejce ruszył w stronę koszar. Nie zatrzymując się przeszedł do stajni. Odstawił lancę na bok i powiesił na niej kurtkę od munduru. Rozsiodłał konia i wziął się za szczotkowanie go. Kiedy już skończył wyprowadził konia przez wrota na ogromną łąkę, gdzie pasło się już kilka koni. Odstawiwszy lancę na właściwe miejsce w zbrojowni przeszedł do izby w której miał pryczę. Wysunął spod łóżka kufer i wyciągnął z niego niewielkie zawiniątko. Odwinął je pieczołowicie. W środku były różnej wielkości kawałki szarego mydła. Wziął jeden z nich, a resztę zawinął z powrotem i schował do kufra. Przeszedł do studni. Nalał wody do niewielkiej bali, która stała w pobliżu i włożył do niej kurtkę od munduru. Przez chwilę ugniatał ją, żeby nasiąkła wodą. Potem włożył mydło i zaczął prać. Po jakimś czasie rozłożył bluzę w powietrzu, żeby sprawdzić czy plamy z krwi zeszły. Nie zauważył nic podejrzanego. Uśmiechnął się zadowolony, wykręcił kurtkę z nadmiaru wody i powiesił na jednym z wielu sznurków, do wyschnięcia. Wyciągnął resztkę mydła z bali, wylał brudną wodę i poszedł do swojej pryczy. Wysunął kufer i schował mydło. Potem wyciągnął z kieszeni dziwną buteleczkę, którą dał mu medyk. Przez chwilę przyglądał jej się z zainteresowaniem. W końcu odkorkował ją i ostrożnie powąchał. Zapach był intensywny i niemile drażnił nos, więc szybko zakorkował ją z powrotem. Przez chwilę grzebał w kufrze szukając czegoś. W końcu znalazł niewielki pusty woreczek. Włożył do niego buteleczkę i ostrożnie położył go w kufrze obok zawiniątka z mydłem. Zamknął kufer i wsunął pod łóżko. Rozebrał się i położył. Mimo iż miał zamknięte oczy, to jednak sen nie chciał nadejść. Był zbytnio podniecony. Udało mu się go pocałować! To nic, że on nie odwzajemnił tego pocałunku. Może kiedyś to zrobi. Te jego cudowne, delikatne usta! Ach. Kręcił się z boku na bok i wzdychał tak długo, aż w końcu obudził śpiącego obok towarzysza. Ten wściekły, że go obudzono, warknął:
- Uspokój się wreszcie! Jak nie możesz zasnąć, to wylej se wiadro zimnej wody na łeb, może to cię ostudzi.
Lantar nic nie odpowiedział. Wstał z łóżka, po omacku wyciągnął zwykłe ubrania z kufra i ubrawszy się szybko wyszedł. Dziedziniec był pusty. Żołnierze albo spali, albo wykonywali swoje obowiązki. Lantar westchnął ciężko spoglądając na księżyc. Przeszedł do stajni. Wszystkie konie stały w swoich boksach. Wszedł do boksu swojego konia.
- Witaj Astarte. - Poklepał konia po szyi, na co ten zarżał radośnie. - Też nie możesz spać? Dużo się dzisiaj wydarzyło, nie? Kto by pomyślał, że będę mógł dotknąć tych cudownych ust. Jak myślisz, czy on to poczuł? - Spojrzał na konia, ale ten tylko parsknął. - Masz rację, raczej nie. Inaczej by zareagował. To nic. Tyle mi wystarczy. Może kiedyś... może kiedyś odwzajemni mój pocałunek. No dobra, jednak spróbuję się trochę przespać.
Poklepał jeszcze raz konia po szyi, sprawdził czy ma dosyć siana i wody i wyszedł ze stajni. Jednak zanim wrócił do swojej izby, postanowił pójść pod zamek. Spojrzał w okno, które, jak odkrył już dano temu, należało do jego ukochanego. Przez kolorowe szybki przebijała jasna poświata. A więc jeszcze nie spał. Pewnie czytał te swoje księgi. Westchnął. Postał jeszcze chwilę, aż w końcu wrócił do baraków. Po cichu, żeby przypadkiem znowu nie zbudzić sąsiada, rozebrał się i położył. Tym razem sen nadszedł dosyć szybko. Obudził go gwar rozmów. Leżał przez chwilę nie otwierając oczu. Chciał jak najdłużej zatrzymać sen. Niestety obrazy w końcu wyblakły. Westchnął cicho i otworzył oczy. Podniósł się do pozycji siedzącej. Przez chwilę siedział patrząc na kręcących się po izbie towarzyszy. W końcu wstał i podszedł do jednego z nich, który właśnie przekładał rzeczy z kufra do niewielkiej torby podróżnej.
- Zarunis, podobno jedziesz do rodziny na dwa tygodnie?
- Zgadza się. Trochę się za nimi stęskniłem - odparł zapytany nie przerywając zajęcia.
- Mógłbyś się ze mną zamienić?
- Słucham? - Zarunis spojrzał zdumiony na Lantara.
- Pytam się czy mógłbyś się ze mną zamienić. Ja mam wolne za dwa miesiące.
- Zapomnij - żołnierz wrócił do pakowania sakwy. - Pół roku ich nie widziałem. Jeszcze trochę, a zapomnę jak moje dzieciaki wyglądają.
- Proszę cię! - Lantar złapał kompana za rękę. - Ja muszę teraz!
- Odbiło ci, czy co? - Żołnierz spojrzał zdegustowany na agresora.
- Dam ci dwie złote monety! - Lantar był coraz bardziej zdesperowany.
- Ciekawe skąd je weźmiesz - mruknął Zarunis, chociaż widać było, że oferta przyjaciela zainteresowała go. - Wszyscy wiedzą, że cały żołd wysyłasz rodzinie.
- Trochę sobie zostawiłem na czarną godzinę. To jak, zamienisz się? - Lantar spojrzał błagalnie na przyjaciela, a w jego oczach można było zobaczyć błaganie i niepewność. - Jeżeli dwie monety za mało, to dam ci trzy.
- Czemu tak bardzo ci na tym zależy? - zapytał Zarunis po chwili milczenia.
- Bo jest chory - w tym momencie podszedł do mich Danar.
- Jeżeli jesteś chory, to powinieneś udać się do medyka - mruknął Zarunis.
- Niestety - westchnął teatralnie Danar - Na tą chorobę nie ma żadnego leku.
- A co to za choroba?
- Miłość - szepnął Danar, ale na tyle głośno, że wszyscy w koło i tak usłyszeli.
- Poważnie? - Oczy Zarunisa zaświeciły się.
- Danar, zamknij się! - Warknął Lantar wściekły, że znowu rozmawiają o jego uczuciach. - To nie twoja sprawa!
- Poważnie? - Zarunis uwielbiał plotki.
- To ty nic nie wiesz? - Podszedł do nich kolejny żołnierz.
- A niby skąd? -Zarunis wzruszył ramionami. - Ostatnio byłem trochę zajęty i nie miałem czasu nawet porządnie się wyspać, nie mówiąc już o słuchaniu plotek.
- No więc nasz przystojniaczek - Danar objął Lantara ramieniem, na co ten się skrzywił i próbował zrzucić rękę przyjaciela, ale mu się nie udało - po raz pierwszy od trzech lat mógł porozmawiać z tym swoim wybrankiem.
- Od trzech lat? - Zdumiał się Zarunis.
- No - Danar pokiwał twierdząco głową. - Nasze biedactwo jest tak strasznie nieśmiałe, ze zajęło mu to trzy lata.
- Jeszcze słowo, a zabiję cię - syknął Lantar uwalniając się z uścisku towarzysza.
- Pewnie na polowaniu wydarzyło się coś jeszcze, a teraz chce trochę wolnego czasu, żeby móc spędzić z nim więcej czasu. A swoją drogą ciekawe, co się wczoraj wydarzyło? - Danar uważnie spojrzał na całkiem już czerwonego, Lantara.
- To jak, zamienisz się? - Żołnierz postanowił zupełnie zignorować impertynenckie pytanie.
- No dobra - westchnął Zarunis. - Trzeba było od razu powiedzieć o co ci chodzi.
- Dzięki! - Lantar potrząsnął ręką żołnierza i wybiegł z baraków.
Biegł jak na skrzydłach w stronę zamku. Zwolnił dopiero tuż przed samymi wrotami. Uspokoił oddech i już powoli wszedł do środka. Idąc miał wrażenie jakby wszyscy mijający go służący słyszeli jego walące ze zdenerwowania serce. W końcu doszedł na miejsce. Stanął pod drzwiami zastanawiając się czy dobrze robi. A co, jeżeli go zdenerwuje? Jeżeli on nie chce mieć już z nim więcej do czynienia? W głowie Lantara kłębiło się tysiące pytań. W końcu stwierdził, że nigdy się nie dowie jeżeli nie zaryzykuje. Ostrożnie zapukał. Odpowiedziała mu cisza, wiec zapukał jeszcze raz, tym razem mocniej. Znowu cisza. Już chciał odejść, gdy nagle, sam nie wiedząc czemu, uchylił ostrożnie drzwi i zajrzał do środka. Ponieważ nic się nie stało, więc ośmielony wszedł cicho do środka. Doradca spał jeszcze. Cicho podszedł do łóżka i popatrzył na twarz śpiącego. Zrobiło mu się dziwnie gorąco. Po raz pierwszy widział tak swojego ukochanego! Stał i patrzył nie mogąc nasycić oczu. W czasie snu jego twarz była stukrotnie piękniejsza. Ostrożnie dotknął policzka. W tym momencie śpiący otworzył oczy i żołnierz odskoczył przestraszony.
- Wybaczcie, panie, nie chciałem was obudzić! - Powiedział z przerażeniem w głosie. Co jeśli teraz doradca wezwie straż i każe go zamknąć w lochach za tą zuchwałość?!
- To ty? - zdziwił się Sanus. - Nie obudziłeś mnie. - Uśmiechnął się. - Co cię do mnie sprowadza?
W głosie doradcy nie było słychać ani odrobiny gniewu. Lantar miał nawet wrażenie, że tamten ucieszył się widząc go. Ośmielony tym spostrzeżeniem podszedł bliżej i powiedział:
- Wybaczcie, panie, chciałem zobaczyć jak się dzisiaj czujecie.
- To miło z twojej strony, że pytasz - Sanus uśmiechnął się, a Lantarowi serce ze szczęścia aż podeszło pod gardło. - Czuję się dobrze, biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znajduję. Ale z tego co pamiętam, to powiedziałem ci swoje imię, więc dlaczego zwracasz się do mnie wciąż tak oficjalnie?
- Ja... przepraszam - wyjąkał Lantar przerażony - ale to niemożliwe, żeby ktoś tak niskiego stanu spoufalał się z kimś tak szlachetnie urodzonym jak wasza miłość. Jeśliby to doszło do uszu Jego Wysokości....
- Nie dojdzie, jeśli nikt nie będzie o tym wiedział, prawda? - Sonus przerwał wywody żołnierza. - Teraz nikt nas nie słyszy, więc możesz mi mówić po imieniu. Jeżeli ty nie powiesz królowi, to nikt się o tym nie dowie. Więc?
- Ja... - Lantar nie wiedział co powiedzieć.
Doradca patrzył nie niego wyczekująco. Żołnierz nerwowo przełknął ślinę i wystękał:
- Sa...nus
- A mógłbyś tak trochę głośniej, bo w ogóle cię nie słyszę - doradca był bezlitosny.
- Sanus... - powiedział głośniej Lantar nerwowo przygryzając wargę.
- No widzisz, udało ci się - Sanus uśmiechnął się. - Coś się zmieniło?
- Nic - żołnierz pokręcił przecząco głową. Walące od pewnego czasu jak oszalałe, serce, powoli uspokajało się.
- Czyli mamy umowę? Gdy nie ma nikogo w pobliżu, to mówisz mi po imieniu, dobrze, Lantar?
Żołnierzowi, aż ciarki przeszły po plecach gdy usłyszał swoje imię. Chociaż słyszał je tyle razy, od różnych osób, to jednak żadna z nich nigdy nie przyprawiła jego serca o szybsze bicie.
- Dobrze... Sanus.
Doradca uśmiechnął się szeroko.
- Skoro już to mamy z głowy, to może pomożesz mi? - Sanus podniósł się do pozycji siedzącej. - Mógłbyś pomóc mi z tymi poduszkami? Skoro nie mogę wychodzić z łoża, to niech przynajmniej będzie w nim w miarę wygodnie.
Lantar podszedł do łóżka i zaczął układać poduszki, a ręce mu się trzęsły ze zdenerwowania i podniecenia zarazem. Kiedy skończył wziął doradcę pod pachy i pomógł mu się przesunąć tak, żeby siedział oparty o poduszki.
- A teraz popraw mi, proszę, te poduszki, które leżą pod nogą.
Lantar podniósł ostrożnie kołdrę odsłaniając złamaną nogę. Jedna poduszka leżała luźno tuż za stopą. Lantar wziął ją do ręki i niezdecydowanie patrzył na owiniętą dużą ilością opatrunków nogę doradcy. Nie wiedział gdzie umieścić poduszkę i to tak, żeby nie urazić zranionej nogi.
- Podłóż ją pod kolano - podpowiedział Sanus, jakby odgadując rozterki żołnierza. - Chwyć nogę z piętę i podnieś odrobinę do góry. I nie bój się, nic mi nie będzie.
Żołnierz zrobił tak jak powiedział doradca i podłożył poduszkę pod kolano. Uważnie spojrzał na Sanusa, ale gdy zobaczył na jego twarzy uśmiech, odetchnął z ulgą.
- Widzisz, nie było tak źle - doradca uśmiechnął się jeszcze szerzej, a Lantar odwzajemnił ten uśmiech.
- Mogę jeszcze być w czymś pomocny?
- Właściwie to tak. Służący ze śniadaniem coś się spóźnia, a mnie już strasznie burczy w żołądku. Gdybyś mógł...
- To ja zaraz pobiegnę do kucharza! - krzyknął Lantar i już go nie było. Biegł w stronę kuchni nie zwracając zupełnie uwagi na zdumione miny służących, a na jego twarzy widać było wyraz totalnego szczęścia. Wpadł do kuchni z zamiarem opieprzenia kucharza i zamarł z wrażenia. Kuchnia była o wiele większa niż ta, w której przygotowywano posiłki dla żołnierzy i kręciło się w niej o niebo więcej ludzi. No i te zapachy... Stałby, z rozdziawionymi za zdumienia ustami, nie wiadomo jak długo, gdyby jeden z kucharzy nagle do niego nie zawołał:
- A ty tu czego?! Nie wiesz, że to jest królewska kuchnia?! Won stąd! - I rzucił w żołnierza chochlą, ale ten zręcznie uniknął pocisku. Schylił się i podniósł chochlę. Powoli podszedł do kucharza, w międzyczasie taksując go uważnie wzrokiem i oceniając swoje szanse na wygranie walki. Uśmiechnął się do siebie. Nie powinno być najmniejszych problemów. Wprawdzie facet był wielki, ale to, co nadawało mu groźny wygląd, to było jedynie sadło i zero mięśni. Podszedł tak blisko, że jego twarz prawie stykała się z twarzą kucharza, co było nie lada wyczynem, biorąc pod uwagę ogromny brzuch tego drugiego.
- Uważaj do kogo mówisz - warknął Lantar marszcząc groźnie brwi. - Należę do straży przybocznej Jego Wysokości i nie życzę sobie żeby ktoś taki jak ty odzywał się do mnie w ten sposób, bo inaczej mogę szepnąć Jego Wysokości niezbyt przychylne słówko na twój temat. A wiesz chyba co by było potem?
- Proszę o wybaczenie, wasza miłość! Nie wiedziałem. Zmylił mnie strój waszej miłości. - Lantar w duchu śmiał się, widząc, jak będący postrachem całej kuchni człowiek trząsł się jak galareta pod groźnym wzrokiem żołnierza, a tytuł jakim obdarzał go ten śmieć, zapewne chcąc się mu przypodobać, sprawiał, że Lantar był dumny jakby był kimś strasznie ważnym.
- Tak już lepiej. - Żołnierz uśmiechnął się i puścił przerażonego kucharza. - Jestem tu, bo jeden z królewskich doradców, jego wielmożność Sanus Amarni skarży się, że służący jeszcze nie przyniósł mu śniadania. Chyba nie chcesz, żeby Jego Wysokość się dowiedział, że jeden z jego doradców nie może należycie wykonywać swoich obowiązków, bo nie dostał należytego posiłku?
Kucharz przez chwilę stał oniemiały patrząc na żołnierza, a jego twarz powoli robiła się coraz bardziej czerwona. Lantar był ciekawy czemu tak się dzieje. Jego ciekawość została zaspokojona dość szybko, gdy kucharz nagle wrzasnął na cały głos:
- Nemus!!!
Lantar drgnął z lekka przestraszony. Nie sądził, że w tym grubym cielsku może być tak potężny głos.
- Gdzie jest ten cholerny obibok!! - kucharz darł się dalej, a służący pracujący w kuchni tylko zakrywali uszy rękoma i chowali się po kątach, nie chcąc znaleźć się na linii wzroku wściekłego przełożonego.
- Pewnie znowu obmacuje jakąś służącą w składziku na opał - dało się słyszeć niepewny głos. Na szczęście kucharz nie dociekał ani skąd on pochodzi ani do kogo należy, tylko jeszcze bardziej czerwony wrzasnął:
- Jeżeli zaraz go tu nie zobaczę, to mu nogi z dupy powyrywam i dam psom na pożarcie!!
Słysząc tą groźbę jeden z kuchcików odważnie wyszedł ze swojej kryjówki i drżącym głosem wybąkał:
- To ja może pójdę po niego...
Jednak szybko umilkł widząc pałający chęcią mordu wzrok przełożonego i nerwowo wybiegł z kuchni. Tymczasem twarz kucharza przybrała normalną barwę i gdy zwracał się do Lantara nie było w nim już tego gniewu, tylko służalczość i niepokój:
- Zaraz ukarzę winnego tego zaniedbania. Gdybyście, panie, mogli nie mówić o tym Jego Wysokości... - w tym momencie kucharz wyglądał jak jego podwładni w momencie wybuchu jego gniewu. Lantar zaśmiał się w duchu.
- Jeżeli posiłek będzie odpowiednio dobry, to wezmę pod uwagę taką możliwość - powiedział wspaniałomyślnie.
- Ależ oczywiście, posiłek będzie najwyższej jakości. Osobiście go przygotuję - odparł kucharz i nie czekając na odpowiedź żołnierza zaczął kręcić się po kuchni przygotowując jedzenie.
W międzyczasie wrócił kuchcik, a za nim drugi mężczyzna w podobnym stroju. Lantar założył iż jest to ten "Nemus", którego szukał kucharz.
- Gdzieś ty się włóczył, ty kundlu! Nogi z dupy powyrywam! Miałeś zanieść śniadanie królewskiemu doradcy! - Lantar był pod wrażeniem z jaka łatwością kucharz wywija wielką chochlą, która ważyła prawie tyle samo co porządny miecz.
- Litości, panie! - jęczał nieborak zasłaniając głowę przed razami. - Sam nie wiem jak to się stało! Właśnie szedłem do jego wielmożności, gdy ona pojawiła się nie wiadomo skąd i mnie omotała! Litości panie!
- A gdzie śniadanie?! - wrzeszczał kucharz nie przestając okładać służącego chochlą.
- To ona! Ona nie omotała i wszystko zjadła! - jęczał nieszczęśnik.
- Nie zwalaj winy na służącą, ty psi synu! To twoja niepohamowana chuć! Ale ja zaraz zrobię z nią porządek! - Kucharz odłożył chochlę na bok i złapał wbity w stół tasak.
- Dość! - krzyknął Lantar łapiąc kucharza za rękę w której ten trzymał narzędzie - Jego wielmożność czeka na śniadanie.
- Ależ oczywiście, panie - kucharz momentalnie złagodniał i opuścił rękę. - Wybaczcie, już się zabieram za przygotowanie. A z tobą policzę się później! - warknął do skulonego w kącie służącego.
Parę minut później Lantar wracał do komnaty Sanusa niosąc tacę z jedzeniem, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. Kiedy już był w środku, ostrożnie położył tacę na kolanach rannego.
- Proszę.
- Nie musiałeś sam tego przynosić - powiedział z zakłopotaniem doradca. - Od tego są służący.
- To żaden problem - odparł żołnierz. - Wszakże i tak byłem w kuchni.
- Racja - Sanus uśmiechnął się i zabrał za śniadanie.
- Ciekawa księga? - zapytał Lanar zerkając na leżącą na łóżku księgę.
- Zależy co kto lubi. Mnie się podoba.
- A o czym jest?
- Opowiada o przygodach pewnego rycerza, który żył bardzo dawno temu. Jeżeli chcesz, to mogę ci pożyczyć.
- Ja nie umiem czytać ani pisać - wyszeptał zawstydzony Lantar spuszczając głowę. - Jestem tylko synem ubogiego chłopa. Takich jak ja nie stać na nauki.
- Nie ma się czego wstydzić - Sanus uśmiechnął się ciepło. - To nie pobierane nauki stanowią o wartości człowieka, a jego czyny, rozumiesz?
- Tak.
- Możesz odstawić tacę na stół? - Lantar zabrał puste naczynia i posłusznie odstawił na stół, potem z powrotem przysiadł na brzeżku krzesła, które wcześniej przysunął sobie do łóżka. - Znam szlachetnie urodzonych, którzy pobierali nauki u najlepszych, a mimo to zachowują się skandalicznie. Widzę, że jednak interesuje cię ta księga - powiedział ze śmiechem, widząc jak Lantar co chwila zerka z stronę księgi.
- Ależ skąd. Ja nie... - wyjąkał spanikowany żołnierz.
- Nie ma się czego wstydzić. Możesz ją dotknąć, jeżeli chcesz - Sanus podał Lantarowi księgę.
- Naprawdę? - Żołnierz popatrzył na doradcę z niedowierzaniem.
- Oczywiście - Sanus przez cały czas się uśmiechał.
Lantar ostrożnie wziął księgę w obie ręce i położył ją na kolanach. Zaczął z namaszczeniem wodzić palcami po bogatych zdobieniach okładki.
- Jeszcze nigdy nie widziałem z tak bliska księgi, w dodatku tak pięknej - szepnął Lantar ostrożnie otwierając ją. - To to się czyta?
- Zgadza się.
- Jesteś strasznie mądry, że potrafisz to przeczytać - powiedział z podziwem Lantar. - Dla mnie to wygląda jak jakieś dziwne i strasznie skomplikowane znaki.
Sanus roześmiał się słysząc to.
- Jeżeli chcesz, to mogę cię nauczyć i czytać i pisać.
- Mnie? - Żołnierz popatrzył zdumiony na doradcę.
- Oczywiście. Wtedy będziesz mógł przeczytać tą księgę i dużo innych.
- Ale ja... Ja jestem tylko prostym żołnierzem. Jakże bym mógł czytać takie wspaniałe księgi?
Sanus znowu roześmiał się widząc zszokowaną minę Lantara.
- Zwyczajnie, tak samo jak ja.
Lantar przez chwilę z namaszczeniem gładził kartki książki.
- Mógłbym czytać te wszystkie wspaniałe rzeczy... - mruczał sam do siebie.
- Mógłbyś - potwierdził Sanus.
- A jeżeli nie dam rady? - Lantar spojrzał z niepokojem na doradcę.
- Dlaczego miałbyś nie dać rady?
- Jestem tylko synem prostego chłopa - bąknął Lantar - Nie jestem zbyt mądry.
- Pozwól, że ja to ocenię, dobrze? - Sanus nie przestawał się uśmiechać.
- Dobrze - niepewnie odwzajemnił uśmiech.
- W takim razie zacznijmy już teraz.
- Teraz? - Lantar spojrzał przerażony na Sanusa.
- A dlaczego nie? - Zdziwił się doradca.
- No bo... - nie potrafił podać sensownego argumentu.
- No właśnie. - Sanus uśmiechnął się jeszcze bardziej. - Więc zaczynamy. Najpierw oddaj mi tą księgę. - Żołnierz z namaszczeniem zamknął księgę i podał doradcy. - A teraz wyjmij z tamtego sekretarzyka - wskazał ręką mebel - zwój pergaminu, atrament i pióro. Atrament jest w takiej niewielkiej pękatej buteleczce.
Żołnierz posłusznie wszystko wykonał. Chwilę potem patrzył jak zauroczony na rękę Sanusa stawiającą literki na pergaminie piórem maczanym co chwila w buteleczce z atramentem.
- No dobrze - powiedział Sanus kiedy skończył. - Na początek nauczymy cię pisać. Weź to - podał Lantarowi pergamin, pióro i buteleczkę z tuszem - i poćwicz pisanie.
- Ja mam to wziąć? - Przeraził się żołnierz. - Ale to musi być bardzo cenne!
Sanus roześmiał się.
- Ależ skąd. Mam więcej takich, więc spokojnie możesz je wziąć.
Lantar patrzył na z uwielbieniem na to, co dostał od Sanusa.
- Takie wspaniałe rzeczy... - szeptał. Doradca uśmiechał się widząc jego minę. - Ale jak ja mam to robić?
- To proste. Po lewej stronie pergaminu masz wszystkie literki, z których tworzone są słowa, zarówno te na papierze, jak i te, które wymawiamy. Za literkami masz kilka słów.
- A co one oznaczają? - Zainteresował się żołnierz.
- To akurat nieistotne. Później się tego dowiesz. Teraz chodzi o to, żeby twoja ręka przyzwyczaiła się do pióra i do stawiania znaków na papierze. Robisz to tak: maczasz pióro w atramencie - mówiąc to Sanus zanurzył pióro w buteleczce - lekko nim potrząsasz, żeby nadmiar atramentu ściekł z pióra, a potem prowadzisz pióro po pergaminie, żeby wyszła taka sama literka jak moja. Nie mówię ci jak masz pisać, żebyś sam doszedł do tego jak ci jest lepiej prowadzić pióro. Rozumiesz? - Żołnierz pokiwał twierdząco głową. - W takim razie teraz spróbuj ty. - Oddał pióro żołnierzowi.
Lantar umaczał ostrożnie pióro w buteleczce i przeniósł nad pergamin. Jednak nie zdążył nic więcej zrobić, gdy kropla atramentu skapnęła na pergamin.
- O, nie! - Przeraził się żołnierz.
- Uspokój się, to nic takiego - głos Sanusa było spokojny. - Po prostu zrób to jeszcze raz. Umaczaj pióro i strząśnij nadmiar atramentu.
Lantar jeszcze raz umaczał pióro w atramencie, strząsnął atrament w sposób, jaki wcześniej pokazał mu doradca i przeniósł pióro nad pergamin.
- Widzisz - Sanus uśmiechnął się. - Tym razem nic nie skapnęło.
Lantar uśmiechnął się niczym małe dziecko. Przycisnął piór do pergaminu i znowu się przeraził. W pergaminie zrobiła się dziura.
- Przepraszam, ja nie chciałem! - jego głos drżał z przerażenia.
- Uspokój się - Sanus położył rękę na dłoni żołnierza. - To normalne. - Lantar popatrzył zdziwiony na doradcę. - Twoje ręce przyzwyczajone są do dźwigania ciężkiego miecza, a nie do takich delikatnych rzeczy, więc to normalne, że użyłeś zbyt dużo siły. Wystarczy jak spróbujesz jeszcze raz.
Lantar posłusznie ponowił próbę. I znowu powstała dziura.
- Nie przejmuj się, spróbuj jeszcze raz - powiedział szybko Sanus.
Więc Lantar spróbował, a potem jeszcze raz i jeszcze raz, aż w końcu udało się nie zrobić dziury. Żołnierz uśmiechnął się zadowolony.
- No widzisz? Mówiłem ci, że się uda. A teraz spróbuj coś napisać.
Umaczawszy pióro Lantar spróbował napisać pierwszą literkę. Ręka trzęsła mu się ze zdenerwowania, więc literka wyszła strasznie koślawo i zupełnie niepodobna do tego co napisał Sanus.
- Nie przejmuj się tym - powiedział szybko Sanus widząc zawiedzioną minę żołnierza. - To normalne, że za pierwszym razem nie wyjdzie ci idealnie. Dlatego też masz jeszcze dużo miejsca na pergaminie żeby ćwiczyć tak długo, aż wszystko będzie dobrze wyglądało. Jeżeli będziesz czuł, że ci jest niewygodnie prowadzić pióro, wtedy spróbuj w inny sposób, aż znajdziesz taki sposób pisania, który będzie ci najbardziej odpowiadał.
- Rozumiem - Lantar uśmiechnął się.
- Cieszę się. A teraz weź to wszystko i idź ćwiczyć. Przyjdź do mnie jak już zapełnisz cały pergamin. Dobrze?
Żołnierz skinął twierdząco głową. Zabrawszy przybory do pisanie wyszedł z komnaty. Szedł powoli trzymając ręce jakby niósł coś bardzo cennego. Wszedł do izby w której żołnierze zazwyczaj odświeżali swoje mundury. W tej chwili nikogo tam nie było. Usiadł przy ławie i ostrożnie położył na niej swoje skarby. Siedział i patrzył na nie, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Jeszcze niedawno mógł tylko patrzeć z daleka, a teraz nie tylko z nim rozmawiał. Jego ukochany powiedział, że nauczy go pisać i czytać! Jego, syna zwykłego chłopa! To jest jak sen! Lantar wiedział, że Sanus jest dobry i miły, ale nie sądził, ze aż tak! Westchnął. Musi jak najszybciej nauczyć się pisać, żeby znowu móc go zobaczyć! Rozwinął pergamin, odkorkował buteleczkę i zaczął pisać. Tak go to zajęcie wciągnęło, że nawet nie usłyszał jak ktoś wszedł do izby. Dopiero silne klepniecie w plecy przywróciło go do rzeczywistości. Ręka drgnęła i pozostawiła brzydką kreskę na pergaminie.
- Uważaj co robisz! - warknął Lantar podnosząc wzrok na intruza.
- Co się tak wściekasz, przecież nic się nie stało - zdziwił się przybysz. - A tak w ogóle co ty tu robisz? - Zajrzał Lantarowi przez ramię. - Hej, co to jest? Skąd to masz? Przecież takie coś używają tylko ci ze szlachty. Chyba nie chcesz powiedzieć, ze komuś to ukradłeś??
- Zdurniałeś? - warknął Lantar. - Nic nikomu nie ukradłem. Dostałem to.
- Ta, akurat - żołnierz usiadł obok Lantara. - A ja jestem trolem górskim* - zaśmiał się.
Lantar zignorował towarzysza i wrócił do nauki pisania.
- Co ty robisz? - Zainteresował się żołnierz. - Czy to jest to, co myślę?
- Nie wiem co myślisz i nie obchodzi mnie to - mruknął Lantar przerywając pisanie. - A to jest pisanie.
- Nie chcesz chyba powiedzieć... - żołnierz zdumiony patrzył na Lantara.
- A właśnie, że chcę - odparłLantar z zaciętą miną. - Właśnie uczę się pisać. A jak już nauczę się pisać to będę się uczył czytać.
Żołnierz roześmiał się łapiąc się za brzuch.
- Co cię tak śmieszy? - mruknął Lantar.
- Ty i pisanie? Nie rozśmieszaj mnie, dobra?
Żołnierz śmiał się jak opętany, aż w końcu przyciągnął tym śmiechem innych żołnierzy.
- Co się stało? - zainteresowali się nowoprzybyli. Żołnierz przestał się śmiać.
- Nie uwierzycie - wystękał żołnierz uspokajając oddech. - On twierdzi, że ktoś ze szlachty zniżył się do tego, żeby uczyć go pisać i czytać.
Żołnierze roześmiali się.
- Nie chcecie wierzyć, to nie! - warknął Lantar. - On powiedział, że nauczy mnie pisać i czytać!
- On, czyli kto?
- Jeden z królewskich doradców. Ten, któremu pomogłem na polowaniu.
- O? To ty któremuś z nich pomogłeś?
- Jednego z nich zrzucił koń. Jak spadał to się poranił. Musiałem opatrzyć rany i zawieźć go do zamku, bo jego koń uciekł. Biedak powiedział, że nie ma szczęścia do koni, zawsze go zrzucają - Lantar westchnął.
- Czekaj, czekaj - mruknął jeden z żołnierzy marszcząc twarz, jakby się nad czymś zastanawiał. - Mówisz, że konie go zawsze zrzucają? - Lantar pokiwał twierdząco głową. - To chyba wiem o którym z nich mówisz. Najmłodszy z nich wszystkich, zdaje się nazywa się Sanus Amarni. Zgadza się? - Kolejne kiwnięcie głową. - W takim razie Lantar może mówić prawdę.
- Jak to? - zdziwił się inny żołnierz.
- Ten doradca jest zupełnie inny niż reszta szlachty. Czasami jak miałem służbę to uważnie obserwowałem królewskich doradców i widziałem, że on jest miły, nawet dla służby. Nie to co inni szlachcice. Jeszcze nigdy nie widziałem, ani nie słyszałem, żeby uderzył któregoś ze służących. Jeżeli to on, to mógł w ramach wdzięczności powiedzieć, że nauczy go pisać i czytać. - Lantar twierdząco skinął głową nie chcąc, żeby inni bardziej wnikali w temat. - Tylko powiedz mi Lantar, po co ci to? Jesteś żołnierzem, a nie skrybą.
Wszyscy popatrzyli na żołnierza z zainteresowaniem. Ten nie wiedział co powiedzieć.
- Widzicie... Jestem synem prostego chłopa. To, co posiadam udało mi się zdobyć dzięki własnemu uporowi i ciężkiej pracy. Nie to co niektórzy z żołnierzy, którzy pochodzą ze szlacheckich rodzin. Chociaż mają niewiele pieniędzy, a ci bardzo bogaci szlachcice traktują ich z pogardą, to jednak zachowują się jakby byli nie wiadomo kim, za pieniądze kupują lepszą broń i wszystko inne. Chciałem i pokazać, ze chociaż moi przodkowie nie pochodzili ze szlachty to jednak nie jestem od nich wcale gorszy. Dlatego też poprosiłem tego doradcę, żeby nauczył mnie pisać. Żeby te przemądrzałe i zadufane w sobie dupki zobaczyły, że zwykły chłopski syn może być lepszy od nich.
Po tej przemowie Lantar, w izbie zapanowała cisza, którą mącił jedynie ogień strzelający na palenisku.
- Brawo, Lantar! - W końcu jeden z żołnierzy przerwał ciszę i poklepał żołnierza po plecach. - Wiedziałem, że z ciebie niegłupi facet! Tak trzymaj! Pokażemy tym zarozumiałym kmiotkom, że chłopi też potrafią!
Inni żołnierze także zaczęli poklepywać Lantara po plecach. Jeszcze przez chwilę życzyli mu powodzenia w nauce, aż w końcu po woli zaczęli wychodzić z izby rozchodząc się do swoich zajęć, aż w końcu Lantar został sam. Przez chwilę siedział nieruchomo próbując uspokoić rozszalałe serce. Kiedy zapytali go dlaczego chce nauczyć się pisać nie wiedział co powiedzieć. Przecież nie mógł powiedzieć prawdy, że robi to tylko po to żeby mieć pretekst do przebywania w pobliżu swojego ukochanego. Nie zrozumieliby tego. Wyśmialiby go. Więc szybko wymyślił jakąś bajeczkę. Nie sądził, że przyjmie się ona tak łatwo.
W końcu jego serce uspokoiło się, a ręce przestały drżeć ze zdenerwowania. Postanowił wiec jeszcze trochę poćwiczyć. I chociaż po izbie kręcili się raz po raz jacyś żołnierze, jednak on nie zwracał na nich uwagi, skupiony na tym co robi. Jednak jego nienawykła do pióra ręka szybko się zmęczyła. Postanowił więc skończyć na dzisiaj. Zakorkował buteleczkę z atramentem, zwinął papirus i przeszedł do swojego łóżka. Położył wszystko na łóżku i wyciągnął spod niego swój kufer. Włożył do niego przybory piśmiennicze i zamknął go na kluczyk, który nosił na rzemyku na szyli. To były zbyt cenne rzeczy, żeby mógł pozwolić, że ktoś inny próbował ich dotykać. Postanowił, że będzie ćwiczył pisanie codziennie, żeby móc jak najszybciej znowu zobaczyć swojego ukochanego.






* Stworzenie występujące w baśniach dla dzieci. Małe, około metra wysokości, owłosione, z odrażającą twarzą. Jego głównym zajęciem jest straszenie podróżnych, zwłaszcza w nocy





CDN















Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum