The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:03:36   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Rachunek 2
Ostatecznie wyszło na to, że dziwny nieznajomy został u mnie. Problemem było jednak jedno, jedyne łóżko, które posiadałem. Nie wyobrażam sobie spania z wariatem na tym samym materacu, ale co mi pozostało? No tak, wyrzucenie go za drzwi. Niestety nie mam siły na szarpaniny, poza tym to zwróciłoby niepotrzebną uwagę sąsiadów, a zwłaszcza wścibskich sąsiadek. Kobiety są jednak okropne. Szczególnie te, które ukończyły już pięćdziesiąty piąty rok życia. Wtedy w ich mózgu zachodzi jakaś dziwna zmiana, bo zaczynają się wpychać w prywatne sprawy innych ludzi, którzy wyraźnie tego nie chcą.
"Gość" został w pokoju, a ja poszedłem wziąć prysznic po męczącym dniu pracy. Czułem się brudny i spocony, więc kąpiel dobrze mi zrobiła. Nie śpieszyłem się zbytnio, więc naprawdę byłem zdziwiony, gdy wyszedłem z łazienki, a ten facet siedział w niezmienionej pozycji na moim łóżku. Uniosłem tylko brew i nic nie powiedziałem. Nie mój interes. W końcu jutro sobie pójdzie, więc nie ma sensu zawracać sobie tym głowy.
Siedzieliśmy tak dobrą godzinę. Ja siedziałem na krześle przy biurku w samych spodniach i ręczniku na ramionach, popijając ze znudzeniem kawę, której oczywiście nie powinienem pić o tej porze, ale trudno. Zaś on dalej siedział na tym cholernym łóżku i wpatrywał się w każdy przedmiot dziwnym wzrokiem! Jezu, jak to mnie denerwuje! Ten brak emocji, brak jakichkolwiek reakcji z jego strony mnie wykończy! Koleś, czy ty w ogóle oddychasz?!
- Niesamowite. - powiedział, a ja mało co nie spadłem z krzesła. Będąc przez godzinę w zupełnej ciszy te najzwyklejsze słowo brzmiało jak krzyk.
- Co takiego jest "niesamowite"? - spojrzałem na niego uważnie. Może to rzeczywiście wariat.
- Nie wyrzuciłeś tych rzeczy po pięciu latach. Leżą tutaj i widać, że w ogóle nie były ruszane. Są takie jakimi je zostawiłem. Dlaczego? - zdziwienie malowało się na jego twarzy. - Każdy normalny człowiek już dawno by się tego pozbył!
- Miałem się ich zamiar pozbyć... W ten weekend, ale cóż... znalazł się właściciel. - odparłem trochę kulawo. - To chyba dobrze, że ich nie wyrzuciłem, bo inaczej byś je stracił.
- Możliwe. - potwierdził. - Ale to nie na nich mi zależało.
- A na czym? - czy tylko mi wydaje się, że ta rozmowa jest dziwna?
- Teraz to już nieważne. Było i nie wróci... - rzekł z ledwo dostrzegalnym smutkiem i odwrócił głowę w stronę okna. - Lepiej idź już spać.
- A ty? - nieznajomy wstał powoli i zajrzał do najbliższego kartonu.
- Na podłodze. - nienawidzę tonu "oczywistej oczywistości", której używa. Drażni mnie to.
- To może od razu zaproponuję ci balkon? - skrzywiłem się poirytowany, dopijając kawę. - Co się będziemy rozdrabniać na jakieś podłogi...
- Skoro chcesz mi pasuje. - odwrócił się do mnie z lekkim uśmiechem na wargach. - W końcu jestem tylko gościem.
- Nieproszonym w dodatku. - mruknąłem, żeby jakoś odreagować psychicznie. Podszedłem do nieznajomego i mało uprzejmie popchnąłem go na łóżko. Jego ciemne oczy rozszerzyły się gwałtownie jakby się nagle czegoś przestraszył. Teraz?! Koleś jest niemożliwy!
Zanim zdążyłem otworzyć usta, on zerwał się gwałtownie, a ja wylądowałem na podłodze z bolącym czołem. Nawet krzyknąć nie zdążyłem, gdy ujrzałem jego twarz przy mojej. Z zatroskaną miną dotknął czoła jakby chciał mnie przeprosić. Trochę jak zwierzak domowy. Wtedy znowu mogłem przyjrzeć się jego sarnim, ciemnym oczom.
- Przepraszam. - powiedział cicho.
- Nie szkodzi... - odparłem już mniej zły, niż na początku. - Tylko nie skacz tak nagle jakby cię ktoś do prądu podpiął.
Nie odpowiedział nic. Wstał i rozebrał się tak szybko do naga, że nawet nie wiem czy trwało to sekundę. A potem położył się wyprostowany na łóżku jakby na coś czekał. Czy... Nie. Ja już nie potrafię tego nazwać. Szaleństwo to stanowczo za mało.
- C... Co ty wyprawiasz? - wykrztusiłem zszokowany.
- Jak to co? - znowu ten ton! - Robię to, co chciałeś. Spełnię twoje najdziksze erotyczne fantazje...
- Ja nie mam zamiaru spełniać z tobą żadnych erotycznych fantazji!! Żadnych, rozumiesz?! - wykrzyknąłem, chociaż nie wiem dlaczego. - Nie jestem gejem do cholery! I...
- Nie? - podparł głowę ramieniem lustrując mnie wzrokiem już całkiem poważnie. - Coś mi się nie wydaje. Widzę pożądanie w twoich oczach i to całkiem wyraźne. Chcesz mnie, co?
- Jedyne czego chcę od ciebie to rozszarpać cię na strzępy! - warknąłem, wstając z wściekłym parsknięciem. - Denerwujesz mnie!
- Sado-maso? - uśmiechnął się ironicznie. - Hm... nie gustuję w tego typu praktykach...
- I nikt ci nie każe. Ubierz się! - rzuciłem w niego ubraniami.
- Żartowałem. - wyjaśnił, zakładając spodnie. - Po prostu wkurzanie ciebie sprawia mi niezwykłą przyjemność.
- Dobrze, że tylko do jutra. - skwitowałem ze zrezygnowaniem.
Po kolejnej godzinie udało nam się w końcu położyć. Niestety tylko "udało". Co pięć minut zerkałem na zegarek z nadzieją, że to już siódma i mogę iść do sklepu. Mało tego, że w jednym łóżku było nam ciasno i niewygodnie, to jeszcze nieznajomy wiecznie się kręcił, przekręcał, stękał i diabli wiedzą, co! Boże, to są męki! Błagam, skróć je!
W końcu po wielogodzinnych cierpieniach mogłem wyjść z wyra i ubrać się. Robiłem to w miarę cicho, po czym wyszedłem z mieszkania. Trzy razy sprawdziłem czy dobrze zamknąłem drzwi i ziewając co chwila, ruszyłem do sklepu, w którym kupiłem ryż i jakieś warzywa. Dzisiaj zrobię sobie risotto. Może nie wyglądam, ale gotować umiem i robię to, gdy mam czas. Nauczyłem się po tym jak mieszkałem na studiach w jednym pokoju z dziewczyną, która miała na tym punkcie hopla. Wiecznie coś smażyła, gotowała, kroiła, wyrzucała, kupowała... Zlatywało się do nas pół domu, w którym większość do studenci. Głodni studenci. Trochę od niej podpatrzyłem i voila.
Rundka po sklepach i wróciłem do mieszkania kiedy zaczęło padać. Nieznajomy już wstał. Wyglądał przez okno, a jego twarz była wykrzywiona bardzo wyraźnie. Widać, że nawet nie zauważył mojego powrotu. To był moment, gdy po raz któryś mogłem mu się przyjrzeć. Teraz wyglądał bardziej groźnie, niż wczoraj. Brwi zmarszczyły się, usta skrzywiły, a dwudniowy zarost odciął się na twarzy ciemniejszym kolorem. Łokcie opierał o parapet, ale można było zauważyć, że się garbi jakby z bólu. Dłonie trzymał zaciśnięte w zmierzwionych włosach. Teraz naprawdę przypominał wariata.
Klepnąłem go w plecy, żeby zwrócił na mnie uwagę, ale on tylko spojrzał na mnie nieprzytomnie i znowu odwrócił się do okna. Co z nim jest nie tak?
- Chyba muszę już wracać. - powiedział cicho, lecz nie ruszył się z miejsca.
- Poczekaj, aż przestanie padać. - postawiłem zakupy na stole w kuchni i zająłem się przygotowywaniem czegoś do jedzenia. W końcu od wczoraj nie miałem niczego w ustach poza śniadaniem.
Gotując ryż, i zajmując się innymi czynnościami w kuchni, całkowicie zapomniałem o nieznajomym, więc prawie dostałem zawału, gdy usłyszałem za sobą głośny łoskot. Odwróciłem się zaniepokojony. Mężczyzna stał przykurczony, opierając się o framugę drzwi.
- Co jest? - zapytałem, podchodząc do niego. Nie zrobiłem nawet trzech kroków w jego stronę, gdy po prostu osunął się na ziemię. - Ej!
- To bez sensu... - jęknął cicho, oddychając ciężko.
- Zadzwonić po pogotowie? - naprawdę się zaniepokoiłem. Nie wyglądał jakby udawał. A co jeśli to jakiś śmiertelnie chory człowiek, który dla zabawy postanowił sobie wykitować akurat u mnie w domu?! Nie mam zamiaru tłumaczyć lekarzom lub policji, że mam trupa nieznajomego człowieka w mieszkaniu!
- Nie. - stęknął, opierając głowę o chłodną ścianę. - Daj mi tylko coś przeciwbólowego...
- Nie dam ci dopóki nie powiesz mi co ci jest. - dotknąłem dłonią jego czoła, żeby sprawdzić czy nie ma gorączki. - To jakaś przewlekła choroba?
- Zawsze jesteś taki opiekuńczy? - uśmiechnął się lekko i pogłaskał mnie po policzku. - Twoja dziewczyna musiała mieć szczęście, że spotkała ciebie...
- Co ty wygadujesz?! - spojrzałem na niego ostro. - Nie chcę mieć tylko potem niepotrzebnych problemów! I skąd o niej wiesz?
Mężczyzna tylko mnie zignorował. Dlaczego kiedy pytam skąd mnie zna to nie odpowiada? Ukrywa coś? Może to prześladowca? Coś mi tu nie pasuje. On zachowuje się jakby dobrze mnie znał... Czyżbym czegoś nie pamiętał?
- Dla twojej informacji rozstaliśmy się. - nie wiem dlaczego mu to mówię. - Nie trwało to nawet trzech miesięcy, więc...
- Rafał... To takie ciekawe imię. Rafael... - znowu to samo! Nie! Nie! - Dasz mi w końcu ten lek?
- Najpierw odpowiedz mi na pytanie. Co ci jest? - ostatnie trzy słowa przesylabizowałem. Może w końcu do niego dotrze.
- Musisz koniecznie wiedzieć? - zapytał, ale chyba zobaczył mój upór, bo westchnął i powiedział. - Kilka lat temu miałem wypadek. Cały się połamałem. Nogi, ręce, żebra... Teraz, gdy tylko zaczyna padać, boli mnie całe ciało. To jest nie do zniesienia... Na szczęście pada dość rzadko ostatnio...
- Co to był za wypadek? - zmarszczyłem brwi, próbując sobie coś przypomnieć.
- To było jakieś... siedem... może osiem lat temu. Wracałem z rodziną z gór. Drogi były strasznie śliskie, a ojciec spieszył się do domu, bo następnego dnia miał ważne spotkanie. Wiadomo... wpadliśmy w poślizg na ostrym zakręcie. Zderzenie czołowe z innym samochodem. Moi rodzice i siostra zginęli ma miejscu. Mnie przewieźli w stanie ciężkim do szpitala. Nie dawali mi wielkich szans na przeżycie. Na szczęście po kilku miesiącach cały się zrosłem. Nauczyłem się od nowa chodzić. Ludzie z drugiego samochodu mieli więcej szczęścia. Zginęła tylko jedna osoba, która już wcześniej miała problemy z sercem. Taka starsza pani... Szkoda, że umarła. Minął wtedy prawie rok. Jednak zaraz odkryli przy badaniach, że mam raka. Zamknęli mnie w szpitalu na kilka dobrych lat. Moja rodzina nie żyła, ja nie pracowałem, więc musiałem sprzedać mieszkanie. Rzeczy wysłałem do ciebie. Obiecałeś mi, że się nimi zajmiesz... Cieszę się... - opowiadał nieznajomy, a ja czułem się coraz bardziej skołowany. Rzeczywiście. Dokładnie siedem lat temu ja też miałem wypadek. Jechałem z moim wujkiem i babcią. Obudziłem się w szpitalu tylko z kilkoma zadrapaniami i siniakami. Mój wujek miał tylko zmiażdżoną nogę, a babcia zmarła kilkanaście dni potem na serce. Byłem wtedy taki wściekły... Chciałem zobaczyć tego "wariata, mordercę", który jak szalony jeździł po ulicach. Lekarz mi powiedział, że prawie nikt nie przeżył... Poza jedną osobą... To... to on?!
- Ty... - rozdziawiłem usta, a on tylko się uśmiechnął.












 


Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum