ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Immediately sundown 2 |
"Lubicie te momenty tuż po zachodzie słońca? On lubi tą porę"
- Kaoru... pora wstawać, słońce już zaszło, a ty wciąż śpisz....Kao...
Nie… to nieprawda... Delikatny szept. On... Pomimo tego, że nie mogłem się ruszyć gwałtownie otworzyłem oczy. Minęła chwila, zanim obraz zaczął się wyostrzać. Nie...To sen... Poczułem jego dłoń dotykającą mojej twarzy, później włosów. I ten zapach...Czy wspominałem już kiedyś, jak on pachnie? Boże... Zupełnie zapomniałem... Migdały zmieszane z wanilią, słodycz, w której zatracałem się każdego dnia. Moje niebo. Momentalnie zacząłem czuć, myśleć, kontaktować, poczułem też cholerny głód. On jest moim powietrzem, życiem, wszystkim, czego potrzebuje, żeby prawidłowo funkcjonować. Nasza ciepła pościel...
Niepewnie spojrzałem w bok... Jego twarz była taka sama, jaką pamiętałem. Nie zmienił się. Odetchnąłem... Byłem święcie przekonany, że to wszystko to był sen, że już wszystko zacznie się od nowa, będzie tak jak dawniej, będziemy razem. Moja największa wada - naiwność.
- Tot... - Wyszeptałem i położyłem dłoń na jego udzie, lekko pocierając skórzane spodnie mojego słońca.
- No, już dobrze... to możesz mi teraz powiedzieć, co ty najlepszego wyprawiasz?
Jego głos, taki zimny, obcy... Bez emocji. Spodziewałem się czegoś innego...
- Chciałem Cię zobaczyć...- Chciałem skłamać, to by było, chociaż trochę honorowe, ale nie potrafiłem.
- Heh... Oczywiście...- Tym razem w jego słowach wyczułem ironię. - Ale dlaczego znajduję cię nieprzytomnego na chodniku?
Wstał z łóżka i podszedł do okna odwracając się do mnie plecami. Patrzyłem na jego sylwetkę z tą samą fascynacją...
- To, że już nie jesteśmy razem wcale nie oznacza, że świat się załamał, Kaoru... żyj dalej. Spójrz na mnie… ja jakoś potrafię egzystować bez Ciebie. - Odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się sztucznie.
-, Ale ja bez Ciebie nie... Toto - wypowiedziałem ledwo słyszalnie dla nas obu. Z trudem podniosłem się i skulony oparłem się o wezgłowie obserwując go bacznie.
- Nie mów tak do mnie...
-, Dlaczego nie...?- Zapytałem, uśmiechając się pod nosem. Nigdy nie znosił, jak tak go nazywałem.
- I nie denerwuj mnie Kaoru. Zrobiłem błąd, że w ogóle zwróciłem na Ciebie uwagę. Mogłem Cię tak zostawić, bo w końcu nic nas już nie łączy... Chciałem ci jeszcze oznajmić, że postanowiliśmy, że Deg zawiesi swoją działalność, więc nawet nie gramy już razem w zespole.... - nie patrzył na mnie wcale. Mówił to spokojnie jednak pod koniec wyczułem, że głos mu się załamał. Oparł się ręką o szybę i patrzył przed siebie.
- I dlaczego udajesz Toshiya? - Zapytałem. Wiem, o co mu chodziło. Przecież nawet teraz rozumieliśmy się doskonale, bez żadnych słów. Znałem go lepiej, niż on sam siebie. Każdy gest, spojrzenie, to wszystko było tak łatwe do wyczucia. Kłamał... to zimno było wymuszone, udawane. Zawsze to robił, kiedy chciał się przed czymś obronić, albo uciec. Czasem, kiedy się kłóciliśmy, stosował ten chwyt żeby mnie zdenerwować.
-, Co ty możesz o tym wiedzieć? Wcale nie udaję...
I ta dziecinna reakcja... Heh...
Wstałem i bez słowa podszedłem do niego.
- Nie zbliżaj się...
Nie zważając na protest, objąłem go w pasie, opierając głowę na jego ramieniu. Na początku zesztywniał... Przestraszyłem się lekko, może jednak naprawdę nie kłamał... Ale po chwili rozluźnił się odrzucając głowę lekko w bok, odsłaniając łabędzią szyję. Tak jak zawsze, dokładnie tak samo. Wszystko wróciło, momentalnie połączyliśmy się na nowo. Nasze serca i duszę. Znowu czułem to, co on... Nasze myśli swobodnie się przeplatały, przynosząc ulgę mojemu umysłowi. Delikatnie, trochę nieśmiale przyłożyłem usta do jego jedwabnej skóry, po chwili jednak całkowicie się zatracając, zacząłem całować ją namiętnie. Automatycznie, to jak odruch bezwarunkowy. Jak bardzo mi tego brakowało. Odżywiałem się smakiem jego skóry, siły powróciły do mnie. Całowałem każde miejsce, zatrzymując się dłużej na jego ulubionych fragmentach. Coś jednak było nie tak... Nie mruczał...
Po zamglonej chwili nastąpiło coś, czego spodziewałem się najmniej. Wyrwał mi się stanowczo i oparł plecami o szybę ogromnych drzwi tarasowych. Zauważyłem, że jego wargi drżą jakby w gniewie, a być może było to załamanie? Jezu... nie pamiętam. Wiem, że strasznie się bałem. Co się teraz stanie? Co powie? NA BOGA... NIE UMIAŁEM GO PRZEWIDZIEĆ!
- Tam w studio... nazwałeś mnie egoistą...- wyszeptał wpatrując się we mnie.- Obwiniasz mnie za coś, za co nie powinieneś... ja...- urwał, a po jego policzku spłynęła łza. Pochylił głowę, by zataić ten fakt ciemną grzywką.
Poczułem, jak nogi się pode mną uginają. Więc jednak. Ten błąd, jaki popełniłem, jeden, jednak tak znaczący. Wszystko przebiegało mi przed oczami, te momenty, w których popełniałem wiecznie ten sam błąd. Miłość jest egoistyczna, narcystyczna. Wydawało mi się, że myślałem o nim, a tak naprawdę... myślałem i myślę tylko o sobie, nie zważając jak bardzo go ranie. Nagle poczułem, że zaczynają wstrząsać mną spazmy płaczu. Jezu… to moja wina... to tylko i wyłącznie...
- MOJA KURWA WINA!!! - krzyknąłem i opadłem na kolana, pochylając się w przód i nakrywając rękami głowę...- wybacz mi Toshiya... tak bardzo Cię kocham...
- Nie Kaoru... tak bardzo kochasz siebie... tak samo jak ja. Miłość dwóch egoistów nie ma racji bytu. Teraz już wiesz, dlaczego postanowiłem, że lepiej będzie jak się rozstaniemy? Bo nie chciałem cię ranić... tak samo jak ty nie chcesz ranić mnie... Nigdy nie damy sobie tyle siebie nawzajem ile chcemy, zawsze i tak pozostaniemy niedowartościowani i nienasyceni..
Uklęknął koło mnie i szeptał delikatnie. Zmysłowo, tajemniczo, tak jak zawsze. Jednak tym razem jego szept był przerywany łkaniem i głośnym pociąganiem nosa. Rozumiałem go. Przecież my myślimy i czujemy dokładnie tak samo. Pamiętacie? Jedna dusza w dwóch ciałach.... zakochani w sobie, egoistycznie, niepewnie, obsesyjnie. Dążenie do idylli. Wróć… złudzenie idealnego świata, związku, było tylko maską dla miłości do samego siebie. Obsesja, że nie możemy dać sobie całych siebie, bo ciągle pozostajemy tylko ludźmi.
Podniosłem głowę i spojrzałem w twarz Toshiyi. Zarumieniony, zapłakany, zatroskany, ale jednocześnie... radosny.
- Kochanie... ale przecież wystarczyło mi to wyjaśnić... mogliśmy o tym porozmawiać i dojść jakoś wspólnie do tego - przybliżyłem się do niego i delikatnie położyłem dłoń na jego mokrym od łez policzku. - do tego że...
- Kao... czy ty nie rozumiesz, że my już do niczego razem nie dojdziemy? Nie mamy już złudzeń, że jesteśmy idealni, że wystarczamy sobie nawzajem. Jezu... jak ja bardzo chce żeby.. żeby wszystko wróciło. K… Kao...- zaszlochał po czym objął mnie, mocno do siebie przyciskając. Nie zastanawiając się dłużej oplotłem ręce wokół jego talii. Mój malutki... Mój słodki Totchi... W mojej głowie zagościł porządek i spokój. Wiem, to tylko pozory, ale teraz wiedziałem, że już go nie puszcze. Obojętnie, co by się działo, obojętnie czy nasza miłość ma sens, czy nie. Teraz może nas rozłączyć tylko.....
Zanurzyłem usta w jego słodkiej, czarnej, pachnącej czuprynce.
- Nie płacz, proszę. Pomyśl o mnie, jak mnie bardzo bolą twoje łzy. Dobrze? Przestań. - powiedziałem stanowczo. Chciałem, żeby poczuł, że ma przy sobie kogoś silnego… tego samego Kaoru, którego miał przez tyle czasu. Żeby, choć troszkę odtworzyć ten świat jaki mu dałem, a potem zabrałem, albo jakiego nigdy nie powinienem mu dawać.
Szloch ucichł. Poczułem jak jego mięśnie się rozluźniają. Zaległa cisza, słodka i czuła. Atmosfera zaczęła się normalizować. Znów byliśmy tylko my i nasze myśli. Nasz mały świat.
On przerwał ciszę.
- Myślałem długo, nie doszedłem do żadnych wniosków poza jednym. Nie mogę bez ciebie egzystować, a jednocześnie czuje jak umieram, kiedy jesteś przy mnie. Infantylne, nie sądzisz? - Totchi wymruczał w moją śmierdzącą koszulkę.
- Tak, infantylne, dlatego że powiedziałeś, że ty sam doszedłeś do tego wniosku. Błąd. To my doszliśmy do takiego wniosku.
- Jakie my?
- My... nie neguj tego, bo nigdy nie byliśmy osobno, mam racje? - odsunąłem się od niego i położyłem obie dłonie na jego twarzy, przybliżając ją do swojej. Uśmiechnął się. To wystarczyło.
- Tak...
Słodki szept, taki jak zawsze, wlał się do mojego umysłu niczym kojący balsam. Znowu? Znowu jesteśmy razem? Bo nic innego nam nie pozostaje. Po prostu jesteśmy na siebie… skazani? Nie, to złe określenie. Jedno zakochane w sobie serce...
Najpierw zlały się nasze oddechy. Potem poczułem jego słodkie usta, później ciepły język. Namiętne uczucie wypełniało całe moje ciało, chciałem więcej. Tak długo nie rozmawialiśmy ze sobą w ten sposób, nie wymienialiśmy się ze sobą myślami i duszami. Trwaliśmy w pocałunku długo, jakby czas się zatrzymał. Tak naprawdę, to on nigdy się dla nas nie liczył. Teraz był tylko Toshiya, moja słodka egocentryczna miłość.
Wszystko potoczyło się nieubłaganie szybko.
Jedna chwila i znaleźliśmy się na naszym łóżku. Nawet nie zauważyłem, kiedy już tylko milimetr dzielił mnie od jego słodkiej, nagiej skóry. Rozchylone, różane wargi, przymknięte migdałowe oczęta....Zatrzymywałem się by móc po prostu patrzeć, na to cudowne zjawisko. Na jego piękne ciało, które drżało przy każdym, nawet najdelikatniejszym muśnięciu dłonią, ustami. Aura, która go otaczała, ciepła i tak cholernie erotyczna. Jak zwykle traciłem zmysły już przy pierwszym zetknięciu się naszych ust. Owładnięci sobą nawzajem. Nie mogłem się śpieszyć. On tego nie lubi.
Obsypywałem jego ciało pocałunkami, chłonąc jak najwięcej z tej cudownej aury. Nasza miłość w najczystszej postaci. Prawie pisnął, kiedy zacząłem go pieścić, doskonale pamiętając, na jakich fragmentach się skupić. Przyspieszony oddech, jeden, drugi jęk. Nie panowaliśmy już nad sobą. Kiedy się z nim kocham nie myślę, tylko odczuwam. Chaos… tak można określić naszą miłość. Nagły, namiętny początek.
Nie czekałem aż zacznie szeptać moje imię, chciałem go, tak bardzo potrzebowałem. Potrzebowałem spokoju, odczucia jego duszy. Bo nasz sex to coś więcej niż tylko fizyczny akt. To zlanie się w jedno, kompletne połączenie. Dopiero wtedy nasze serca odczuwają ulgę, bo to jest właściwe. Bo jesteśmy rozdzieloną przypadkowo jednością...
Bo mamy jedną duszę, jedno serce i czasem, przez ten mały wycinek czasu, jedno ciało.
Toshiya wygiął ciało, kiedy poczuł mnie wewnątrz. Na jego anielskiej twarzy zauważyłem uśmiech. Szczęśliwy. Gorące powietrze, stapiające się, szaleńcze tempo oddechów. Rozkosz cielesna połączona z największą pieszczotą duszy... Moja miłość, mój słodki Totchi. Mój cały świat. On i jego rozkoszne minki. Grymas rozkoszy, zastygły krzyk na usteczkach. I to ciepło, spokój, jaki mi dawał. Bliskość, jego dłonie wplecione w moje włosy, wargi tuż przy moich. Oddychaliśmy wspólnie... i nagle… to uczucie... zupełnie niespodziewanie. Zamknąłem oczy, jednak szybko otworzyłem je z powrotem, by nie stracić nic z tego cudownego widoku... jego napięte i drżące mięsnie, łzy na policzkach, zamglony wzrok. Jedna chwila. I właśnie wtedy, przez tą jedną sekundę byliśmy razem, w apogeum naszej miłości. Nie było mnie w moim ciele. Byłem w nim, a on we mnie. Razem... nareszcie razem...
- Nie opuszczaj mnie Kao... nigdy
Szept, jakby błagalny.
Nie opuszczę Cię... kochanie… nie zostawię Ciebie... nie zostawię nas... kocham Cię...
***********
- Znalazłem rozwiązanie...
Leżeliśmy wtuleni w siebie, napawając się swoim szczęściem. Uratowani przed zgubą, cudownie wycieńczeni. Jednocześnie załamani i nienasyceni. Nigdy nie osiągniemy więcej... Tylko ten jeden, marny moment w naszym życiu. Nic poza tym.
- Hm? - mruknąłem, mocniej się w niego wtulając.
- Tam - delikatnie wskazał dłonią na szare niebo za oknem. - Tylko tam będziemy mieć wszystko Kao... bo tam już nie ma granic, nie ma barier. Wreszcie nie będziemy musieli żyć w tej okropnej świadomości, że dajemy sobie za mało, że jesteśmy rozdzieleni egoistyczną barierą. Widzisz? Tam, tylko tam...
- Widzę...
Wiem, co chciał przez to powiedzieć… wiedziałem to od dawna. Nieraz, zastanawiając się nad tym, jakie jest dla nas wyjście… jedyne, desperackie, jednak najbardziej skuteczne.
- Poczekajmy do zachodu... proszę...
Kiwnąłem twierdząco głową.
Nie ma już nic, co moglibyśmy sobie dać. Musimy mieć coś więcej, ale tego nie osiągniemy. Nigdy. Jak zwykle rozumieliśmy się bez zbytecznych słów.
Mijały godziny, patrzyliśmy na siebie. Osiągnęliśmy już wszystko. Miłość, jednostajną, obopólną. Ale nie wieczną. Tylko tak możemy to sprawdzić. Nie dziwcie się.....Tylko tak. Nie ma innego wyjścia. Świat jest już tak skonstruowany. Nie ma w nim miejsca dla nas, dla naszej miłości, która dla innych postrzegana jest jako obsesja. Ale nie. My po prostu osiągnęliśmy wyższy stopień uczucia. Nie ma dla nas miejsca. Tu, gdzie wszystko jest ohydnie materialne, gdzie i tak wszyscy… umrą To tylko ciało.
- To bariera, która nas dzieli. Która nigdy nie upadnie samoistnie. Może kiedyś... ale ja nie chcę czekać. Chcę być z Tobą. Chcę być Tobą... na zawsze...
Zachód. To już. Za moment.
Wyszedł z pokoju, by za chwile wrócić z nożem. Kiedyś kroiliśmy nim pomidory na spaghetti.
Otworzył szeroko drzwi tarasowe, by zaraz potem spojrzeć na mnie. Rozkosznie, kusząco, z dziecięcym wdziękiem. Tak, jak zawsze na mnie patrzył. Ale tym razem nie usiadłem na łóżku i nie patrzyłem na niego. Wyszedłem za nim i przywarłem do jego ciała. Otuliliśmy się prześcieradłem. Patrzyliśmy na nasze przeznaczenie. Na nasze słońce. Nagle..
- Totchi... tak nie musi być. To nie miało tak być… Czy... Czy ty na pewno, jesteś pewien?
Stchórzyłem. Ale to normalne... ale… nie, nie powinienem...
- Tak Kaoru. Jestem pewien. Kocham Cię. KOCHAM CIĘ, ROZUMIESZ?! Nie udowodnię Ci tego w inny sposób... - jego głos się załamał. Odrzucił głowę do tyłu. Jak zwykle przyłożyłem usta to jego szyi.
- Chcę już tam iść. Chce już być z Tobą, KaoKao...
Poczułem jak wsadza mi w dłoń rękojeść noża. Już się nie bałem. Chwycił swoją dłonią moją rękę i nadstawił drugi nadgarstek. Zrobiłem to samo z moim nadgarstkiem. Oparłem głowę o jego ramię.
- Jedno cięcie i po wszystkim kochanie. Nawet nie zaboli.
Uśmiechnął się. Po swojemu. Spojrzeliśmy jeszcze raz w kierunku zachodzącego słońca. Delikatna poświata na horyzoncie. To już. Koniec...
Przesunęliśmy ostrzem wspólnie, mocno je dociskając. Nie bolało. Osunął się pierwszy. Nie wiem skąd znalazłem w sobie tyle siły, by go utrzymać przy sobie.
- Kocham Cię... kocham...
Musiałem to powiedzieć...
-Wiem...
Rozpływający się w mojej głowie szept...
To tylko złudzenie. Brudny sen... Zachód był coraz bliżej. Dwa niepotrzebne ciała, splecione razem na tle idealnie kontrastującej z bielą prześcieradła czerwieni. Jego dłoń zaciśnięta na mojej. Ciało jest nic nie warte. Ucieczka od nocy. Płacz, ból, cierpienie, rozkosz, szczęście. Tanie, prozaiczne uczucie.
Ale nie żałuje. Razem... Jesteśmy wreszcie razem. Po prostu zasłużyliśmy na lepszy świat.
Miłość… Miłość to on.... To my...
Czas umarł...
To już wszystko...
Jesteśmy jednością... Nareszcie…
Tylko my.
I ta chwila.
Tuż po zachodzie słońca...
Koniec...
'You don't need to preach
you don't have to love me, all the time'
The Gathering - Saturnine
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 19 2011 14:12:29
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
Ila (Brak e-maila) 15:39 14-04-2006
To naprawdę piękna historia.Z trudem powstrzymałam się od łez.Jednak myślę,że są inne sposoby ukazania miłości,aczkolwiek ten jest jednym z nich.To taki trochę paradoks,bo ludzie ślubują sobię miłość do końca swoich dni,ale nie mówia nic,co się stanie potem.Nie myślą o wieczności.Nie chcą.Dlatego ja uważam,że nie warto być człowiekiem,więc jestem sobą.Na koniec chciałabym dodać,że nie ma nieba czy piekła.Jest jeden świat i istoty powracające do niego,w odpowiednich odstępach czasowych.To pole bitwy sił wyższych,tak doskonale rozbudowane
Yuiren (Brak e-maila) 22:17 01-05-2006
Piękne ! T.T
Kiyomi. (Brak e-maila) 15:58 02-05-2006
az mi slow brakło... T_T to jest poprostu cudowne... i tak doskonale napisane ;___;
wzruszyłam sie. naprawde. takie piękne...
x (Brak e-maila) 22:27 17-07-2006
genialne Bardzo mi się podobało i chętnie bym coś jeszcze poczytała twojego autorstwa Oczywiście z Totchim ;-)
hi-chan (hichan.niimura@gmail.com) 17:06 04-01-2007
genialne! XD no po prostu genialne XD aż mi żal Kao XD
Ireth (Brak e-maila) 21:10 07-06-2007
Niezłe, ale nie mogę czytać wieczorami takich historii bo się człowiek owi nieciekawy humor wkręca^^" Acha i masz wielkiego plusika za The Gathering i piosenkę "Saturnine", któr± wręcz ubóstwiam ^^ |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|