The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 05:13:30   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Smak i zapach czekolady 3
III. Zadziwiająco ludzki Malfoy




W nocy nie spałem dobrze, mimo że pozornie odzyskałem spokój po ostatnim gwałcie wciąż zmuszony byłem przeżywać to w koszmarach. Tak więc następnego dnia byłem zmęczony i zły. Na szczęście miałem tego dnia tylko dwie godziny numerologi, w dodatku po południu więc mogłem powylegiwać się w moim prywatnym pokoju. O tak, to był jeden z przywilejów Prefektów Naczelnych, posiadanie własnej sypialni. Miła odmiana po pięciu latach spania w jednym dormitorium z Cabble'm i Goyle'm. Gdy zjedli obfitą kolacje (czyli prawie zawsze) można się było udusić. Tak więc swoją kwaterę opuściłem dopiero w południe i obiad jadłem jako jeden z ostatnich.
Chociaż miałem tylko dwie lekcje już zadano nam wypracowanie na dwie rolki pergaminu. Profesor trzy razy powtórzył, że już za dwa lata czekają nas OWUTEMy, więc od razu zabieramy się ostro do pracy. Nie chciałem sobie narobić zaległości na samym początku, dlatego jeszcze tego dnia udałem się do opustoszałej biblioteki i po czterech godzinach żmudnego przekopywania się przez zakurzone woluminy miałem to skończone.
Tej nocy również dręczyły mnie koszmary. Trzeci raz obudziłem się przerażony i zlany potem, a zegar wybijał dopiero północ. Dalsze próby zaśnięcia nie przyniosłyby rezultatów, więc wziąłem zimny prysznic, założyłem szkolną szatę i postanowiłem wykorzystać kolejny z nowo nabytych przywilejów - swobodę poruszania się po zamku bez względu na porę. Nawet jeśli nie złapię żadnych amatorów nocnych spacerów to może choć zmęczę się na tyle, by zasnąć bez koszmarów.
Drzwi mojej sypialni wychodziły bezpośrednio na jeden z korytarzy w lochach. Dzięki temu nie musiałem przechodzić przez pokój wspólny Slytherinu, gdzie mogła jeszcze kręcić się Pansy, zrozpaczona moimi dzisiejszymi słowami. O ile dobrze pamiętam w przypływie gniewu spowodowanego jej idiotycznym zachowaniem i moim niewyspaniem stwierdziłem, że wolałbym chodzić z Granger niż z taką mopsowatą pokraką jak ona. To musiało ją zaboleć i miałem nadzieje, że w końcu się ode mnie odczepi.
Szwendając się po opustoszałych szkolnych korytarzach rozkoszowałem się ciszą. Nie spotkałem nikogo, ani nauczyciela, ani ucznia, ani nawet ducha. Widocznie wszyscy spali smacznie. Miałem ochotę pooddychać świeżym powietrzem i pooglądać nocne niebo, dlatego swe kroki skierowałem na Wieżę Astronomiczną.
Jakież było moje zdziwienie, gdy po pokonaniu ostatnich krętych schodków dostrzegłem znajomą sylwetkę Złotego Chłopca. Siedział na murze tyłem do mnie, tak, że jego nogi zwieszały się po zewnętrznej stronie murów. Szedłem dosyć cicho nie chcąc zakłócać nocnego spokoju i uprzedzać ewentualnych nocnych marków, więc i on mnie nie usłyszał. Poczułem nieodpartą chęć by wystraszyć go zakradając się do niego od tyłu. Jednak w połowie drogi coś trzasnęło cicho a przede mną zmaterializował się domowy skrzat.
- Zgredek nie pozwoli zrobić krzywdy Harry'emu Potter'owi! - skrzat stanął mi na drodze z rozłożonymi rękami.
Przystanąłem nie z powodu słów tego pokurcza, ale jego wyglądu. Pierwszy raz widziałem skrzata w ubraniu i nie wiem czy chciałbym zobaczyć coś takiego ponownie. Miał on bowiem na sobie dwie różne skarpetki, jakiś brązowy sweter najwyraźniej skurczony w praniu (dziwnie przypominał wyroby made by Weasley), a na głowie stertę czegoś, co wyglądało jak wełniane czapeczki robione przez pięcioletnie dzieci w przedszkolu. W jednej ręce skrzata dostrzegłem talerzyk z kawałkiem tortu z dużą ilością czekolady i bitej śmietany, a małą ciasta. Pokurcz dalej stał mi na drodze z wojowniczą miną, a ja zastanawiałem się czy powinienem się roześmiać czy rozpłakać.
- Zgredku zostaw go, Draco jest moim przyjacielem - usłyszałem spokojny głos Potter'a.
- Harry Potter sir, przecież to M-m-malfoy - moje nazwisko skrzat ledwie wyjęczał.
- Zgredku proszę cię, on naprawdę jest moim przyjacielem - Harry spojrzał na mnie uśmiechając się.
- Jeśli Harry Potter sir tak mówi - skrzat odwrócił się do mnie plecami i podszedł do chłopaka wręczając mu talerzyk z ciastem. - Tort dla Harry'ego Potter'a.
- Dziękuje ci bardzo Zgredku, ale czy mógłbyś przynieść jeszcze kawałek dla Dracona - poprosił.
- Oczywiście Harry Potter sir - skrzat okazał zwykły temu gatunkowi entuzjazm, jednak zanim zniknął obrzucił mnie niechętnym spojrzeniem.
Podszedłem do chłopaka i usiadłem obok niego na murze, jednak tyłem do krawędzi wieży.
- To był skrzat, Harry. Nie wiesz, że skrzatom wydaje się rozkazy i oczekuje, że je spełnią, a nie prosi o pomoc? - zadrwiłem.
- Zgredek to nie jest zwykły skrzat, to mój przyjaciel.
- Mogłem się tego spodziewać. Czy ty nie możesz pojąć, że niektóre istoty zostały stworzone by służyć innym?
- A czy ty nie możesz pojąć, że one też mają uczucia tak jak ja, czy ty? - moje słowa wyraźnie go rozzłościły. - Im też należy się szacunek i podziękowanie za pracę, którą wykonują za nas. Poza tym Zgredek kiedyś mnie uratował, a przynajmniej starał się uratować przed twoim ojcem!
- Przepraszam Harry - szepnąłem cicho. - Ja po prostu zostałem wychowany w przeświadczeniu, że skrzaty są po to by je wykorzystywać. Przecież one to lubią. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy coś czują, nie jestem taki jak ty, w końcu jestem Malfoy'em - ostatnie słowa zabrzmiały żałośnie.
- Jesteś zadziwiająco ludzkim Malfoy'em - zaśmiał się Harry, a jego słowa podniosły mnie na duchu. - Nie pamiętasz Zgredka, prawda?
- A powinienem? - zmarszczyłem brwi zaskoczony jego słowami.
- Kiedyś był skrzatem w waszym domu, ale pomogłem mu się uwolnić.
- Teraz pamiętam - zaśmiałem się. - Ojciec był wściekły gdy wrócił z Hogwartu bez niego, myślałem, że dom rozniesie. A potem wyładował swoją złość na mnie - zadrżałem przypominając sobie tamte zdarzenia.
Poczułem jak Harry przysuwa się do mnie i lekko niepewnie obejmuje jedną ręką.
- Nie myśl o tym, to przeszłość.
Nie mogłem uwierzyć - on mnie uspokajał i nawet odważył się mnie przytulić, a jeszcze dwa dni temu to on potrzebował kogoś, kto by go pocieszył.
Przed nami ponownie zmaterializował się skrzat, znów z talerzykiem z ciastem, podał go mi ze słowami:
- Przyjaciele Harry'ego Potter'a są moimi przyjaciółmi. Jeszcze czymś mogę służyć? - ukłonił się tak nisko, że nosem nieomal zarył w ziemię, a stosik czapek na głowie zachwiał się niebezpiecznie.
- Nie Zgredku, bardzo ci dziękuje za pomoc - odpowiedział Harry.
Gdy skrzat zniknął zadałem nurtujące mnie pytanie:
- Powiedziałeś mu, że jestem twoim przyjacielem?
- A nie jesteś? - zapytał urywając kawałem ciasta i wkładając go sobie do ust palcami, bo o łyżeczkach skrzat najwyraźniej nie pomyślał.
- Właściwie... - rozważyłem to jak ostatnio zachowywałem się w stosunku do niego i odpowiedź nasuwała się jedna - jestem.
- A ja twoim Draco, jakbyś miał jakieś wątpliwości.
Uśmiechnąłem się i również odłamałem kawałek ciasta, przez chwile delektowałem się intensywnym smakiem czekolady i bitej śmietany w ustach, po czym połknąłem smakołyk i ponownie zwróciłem się do Harry'ego:
- Wiesz, że powinienem ci wlepić szlaban? Jest już dawno po dwudziestej drugiej, a o tej porze nie masz prawa opuszczać dormitorium.
- Nie wlepisz przyjacielowi szlabanu, zresztą ostatnio też mi tym groziłeś za płakanie na korytarzu - zręcznie odparł mój atak.
- Podstępny jesteś wkupując się w przyjaźń z Prefektem Naczelnym. Wiesz, że dużo ci dzięki temu ujdzie na sucho. Tylko co byś zrobił, gdyby przyszedł tu Filch, albo jakiś nauczyciel? Oni nie byliby już tacy pobłażliwi.
- Snape kręci się po swoim gabinecie, chyba przygotowuje jakiś eliksir, McGonagall najwyraźniej śpi, Filch sprząta Wielką Salę uwalaną ektoplazmą przez Irytka, a reszta nauczycieli zwykle nie kręci się po nocy.
- Skąd ta pewność? - zapytałem unosząc brew w zaskoczeniu.
Harry sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej jakiś stary mocno sfatygowany pergamin i podał go mi. Pusty już talerzyk położyłem na murze koło mnie, a sam zaciekawiony rozwinąłem pergamin. Początkowo zobaczyłem tylko plątaninę kresek i kropek, lecz po kilku sekundach zorientowałem się jaki skarb mam przed sobą.
- To mapa Hogwartu! A te kropki... każda oznacza jednego człowieka!
- Tak, dzięki temu zawsze wiem kto gdzie jest.
- Skąd to masz?
- Można powiedzieć, że to spadek po ojcu - mruknął i sięgnął pod szatę wyciągając jeszcze coś.
- Peleryna Niewidka - momentalnie rozpoznałem błyszczący wodnisty materiał.
- Też od ojca - wyjaśnił.
- No to nie dziwię się, że tak trudno cię złapać na nocnych włóczęgach. Nie pożyczyłbyś mi tej mapy?
- Nie ma mowy, wykorzystałbyś ją, by wyłapywać uczniów, na to nie pozwolę - drań przejrzał moje plany i odebrał mi ten wspaniały pergamin.
Harry stuknął w mapę różdżką i szepnął:
- Koniec psot - a wszystkie linie i kropki zniknęły. - Aktywujesz ją na słowa "Przysięgam, że knuję coś niedobrego" - ponownie stuknął w nią różdżką, a na pergaminie zaczęły pojawiać się uprzednio zmazane znaki. - To gdybyś kiedyś jej potrzebował, byle nie do łapania uczniów - zastrzegł ponownie.
- Dobra, dobra - mruknąłem, po czym zmieniłem temat - Często tu przesiadujesz?
- Nie, to właściwie pierwszy raz kiedy zdołałem się wyrwać - mruknął tępo gapiąc się w talerzyk z ciastem.
Zauważyłem, że zjadł zaledwie jedną trzecią tego wcale nie dużego kawałka i chyba nie zamierzał jeść dalej.
- Czemu nie jesz? - zapytałem.
- Nie mogę już, nie mam ochoty - odparł.
Uniosłem brwi niezadowolony, po czym odebrałem mu talerzyk.
- Chcesz do końca życia odżywiać się dzięki kroplówce? - zapytałem palcami ułamując kolejny kawałek ciasta. - Bądź grzecznym chłopcem i otwórz buzię.
- Ale Draco...
Nie czekałem, aż skończy wypowiedź tylko włożyłem mu czekoladę w usta gdy wypowiadał "o". Próbował wypluć, ale przezornie zasłoniłem mu usta dłonią tak jak w przedziale ekspresu do Hogwartu. Nie miał wyjścia, połknął słodki kawałek, o dziwo, bez zbędnych protestów.
- Grzeczny chłopiec - uśmiechnąłem się do niego lekko perfidnie. - No to jeszcze kawałeczek.
Odchylił głowę i złapał moją rękę, gdy próbowałem włożyć mu do ust ciasto.
- Dobra, zjem, ale nie zasłaniaj mi ust - poprosił.
Kiwnąłem tylko głową na zgodę, a on widząc to grzecznie otworzył usta. Nakarmienie go zajęło dobre pół godziny, bo chociaż grzecznie zjadał podawane mu kawałki, czekał aż każdy rozpuści mu się w ustach, zanim go połknął.
- Ja już naprawdę nie mogę - jęknął Harry gdy został ostatni kawałek, trochę większy od pozostałych.
Wiedziałem, że mówi prawdę, gdyż w jego wzroku skierowanym na ciasto było widać tylko obrzydzenie. No cóż, jak na niego to i tak dużo zjadł. Nie namyślając się wiele wziąłem ostatni kawałek i wsadziłem go do swoich ust, po czym zacząłem oblizywać upaćkane czekoladą palce. To chyba nie było zbyt higieniczne. Zwłaszcza, że tymi samymi palcami karmiłem Gryfona, ale i tak było pyszne. Dostrzegłem, że Potter dziwnie mi się przygląda.
- Coś nie tak? - zapytałem z lubością oblizując ostatniego palca.
- Nie - odparł szybko Harry i odwrócił wzrok kierując go w stronę księżyca. - Już późno, powinienem wracać.
- Jesteś śpiący? - zdziwiłem się.
- Nie, koszmary i tak nie pozwolą mi zasnąć - uśmiechnął się gorzko. - Po prostu jeśli Neville przypadkiem się obudzi i zauważy, że mnie nie ma, gotów obudzić całą wieżę.
- Aż tak cię pilnują? - zapytałem.
Posłał mi tylko kolejny gorzki uśmiech i rozwinął pelerynę niewidkę.
- Dobranoc Draco i dzięki za towarzystwo - powiedział jeszcze, po czym otulił się wodnistym materiałem i zniknął.
Poczułem jeszcze ruch powietrza gdy mnie mijał, a ciche kroki na schodach uświadczyły mnie w przekonaniu, że odszedł. Zamyślony oparłem się o mur i zapatrzyłem w gwiazdy. Ja też miałem mu za co dziękować, tylko przy nim mogłem ściągnąć maskę Malfoy'a i być po prostu człowiekiem.
- Przyjaciel... - mruknąłem, wciąż zaskoczony, że ktoś mógł mnie tak nazwać.
Wiedziałem jednak, że Harry ma rację, nawet nie wiem kiedy z wrogów staliśmy się bliskimi przyjaciółmi. Co więcej, on był jedynym moim przyjacielem, a i ja, jak sam to stwierdził, byłem jedyną osobą której ufał.
Nie wiem ile tak rozmyślałem, ale w końcu dotarł do mnie nocny chłód, którego jakoś nie zauważałem podczas rozmowy z Harry'm. Zdecydowałem się wrócić do sypialni, gdzie, o dziwo, zapadłem w głęboki sen bez żadnych koszmarów.
Cały następny tydzień nie miałem szansy, by zamienić choć słowo z Harry'm i to nie dlatego, że go nie widziałem. Mieliśmy w końcu wspólne lekcje i jadaliśmy posiłki o tej samej porze. Tyle, że on zawsze miał przy sobie ochronę, zawsze ktoś mu towarzyszył, albo Granger, albo Longbottom, albo Weasley, albo siostra tegoż rudzielca, albo wszyscy naraz. Nie rozmawialiśmy o tym, ale sądziłem, że on podobnie jak ja nie chce jeszcze ujawniać naszej przyjaźni. Wiedziałem ile by z tego wynikło problemów, zarówno dla mnie jak i dla niego, od odrzucenia przez otoczenie, do jawnej wrogości niektórych osobników. Może i mówił, że Granger, Weasley i ta cała reszta nie są już jego przyjaciółmi, ale byłem pewien, że w głębi duszy nie chciał ich stracić, a może po prostu bał się kolejnych zmian w swoim życiu. Dodatkowo, gdy nazbyt zbliżyłem się do Harry'ego, ktoś z jego obstawy odciągał mnie od niego, nieraz w tak prymitywny sposób, jakim było obrzucanie mnie obelgami. Trochę mnie to irytowało, ale w końcu moim hobby stało się prowokowanie Gryfonów i wlepianie im szlabanów za obrażanie Prefekta Naczelnego. Tylko Granger, jako równa mi stanowiskiem była nietykalna, ale wystarczająco dawałem popalić jej ukochanemu rudzielcowi. Początkowo obawiałem się, że Harry będzie miał coś przeciwko, ale w jego wzroku widziałem ulgę, może miał więcej luzu gdy oni odrabiali kary?
W piątek było tyle zadane, że w bibliotece siedziałem od południa do wieczora, ledwo zdążyłem na koniec kolacji. Gdy pochłaniałem pospiesznie kanapki, wciąż zastanawiając się czy aby nie zapomniałem o czymś w wypracowaniu o skutkach nadużywania eliksiru Bezsennego Snu, podświadomie czułem, że coś jest nie tak. Po jedzeniu skierowałem się do dormitorium Slytherinu, by oddać Zabiniemu notatki z numerologi. Wychodząc dostrzegłem Brada, czwartoklasistę i zarazem najlepszego kumpla Cabble'a i Goyle'a. I wtedy zorientowałem się, co mi się nie zgadzało podczas kolacji. W Wielkiej Sali brakowało tych dwóch osiłków. Może nie byli zbyt rozgarnięci, ale jeśli chodziło o posiłki stawiali się zawsze przed czasem i wychodzili jako ostatni. Rozejrzałem się uważniej po Pokoju Wspólnym, ale nigdzie nie dostrzegłem tych rzucających się w oczy małpich sylwetek. Normalnie zupełnie nie obchodziło mnie co oni robią, ale teraz miałem jakieś złe przeczucie z nimi związane. Dla uspokojenia podszedłem więc do Brada i zapytałem:
- Widziałeś gdzie Cabbley'a i Goyle'a?
- Wyszli przed kolacją, wspominali coś o Potterze i dobrych lodach więc pewnie będą w kuchni - odparł chłopak nie zastanawiając się głębiej nad swoimi słowami.
Krew zastygła mi w żyłach gdy to usłyszałem. Może byłem przewrażliwiony, ale połączenie słów lody i Potter skojarzyło mi się tylko z jednym - gwałtem w lochach Malfoy's Manor. Bardzo możliwe, że Cabble i Goyle seniorzy pochwalili się swoim synom jak zabawiali się z Harry'm i podpuścili ich na niego.
Nie zważając na godność Prefekta Naczelnego wybiegłem z Pokoju Wspólnego zdjęty strachem o mojego przyjaciela. Zatrzymałem się już za trzecim zakrętem i walnęłam pięścią w ścianę. Zamek był wielki, a oni mogli być wszędzie, nie miałem szans znaleźć go na czas. Musiałbym wiedzieć gdzie są... Mapa! Przypomniałem sobie o skarbie Złotego Chłopca i w tym samym momencie ta iskierka nadziei zgasła, bo mapa zapewne była w dormitorium chłopaka w wieży Gryffindoru, gdzie nawet Prefekt Naczelny nie miał wstępu. Co miałem robić? Powiadomić nauczycieli i dyrektora? Powiedzieć jego kumplom? Przecież jeśli dowiedzą się, że ktoś chce zgwałcić Harry'ego rozgłoszą alarm na całą szkołę, a potem chłopak nie będzie miał tutaj życia. A jeśli to tylko moje urojenia, może te osiłki naprawdę poszły tylko do kuchni na lody, a potem zgubiły drogę powrotną. Kuchnia! Przecież ten skrzat, przyjaciel Harry'ego, mógł mi pomóc, tylko jak on miał na imię.
- Zgrywek... Zgrepek... - próbowałem sobie przypomnieć. - Zgredek! - tak to to. - Zgredku, Harry Potter cię potrzebuje - powiedziałem dość głośno w przestrzeń korytarza.
Nie sądziłem, by to zadziałało. Byłem pewny, że skrzat nie darzy mnie sympatią, ale może na imię Harry'ego zareaguje.
W powietrzu rozniósł się suchy trzask, a przede mną pojawił się ten stworek rozglądający się niepewnie wokół.
- Harry Potter sir? - wyskrzeczał. - Pan powiedział, że Harry Potter sir mnie potrzebuje - zwrócił się do mnie, a w jego oczach widziałem złość.
- Tak, Harry może być teraz w ogromnym niebezpieczeństwie, ale nie wiem gdzie go znaleźć. Potrzebuję twojej pomocy, proszę - pierwszy raz w życiu byłem miły dla skrzata, ale tym razem było to konieczne.
- Harry Potter sir powiedział, że jest pan jego przyjacielem więc spełnię prośbę, o ile będę wstanie - skrzat skłonił się, aczkolwiek nie tak nisko jak przed Gryfonem.
- Posłuchaj Zgredku, na pewno widziałeś czarodziejską mapę Harrego przedstawiającą Hogwart - ucieszyłem się gdy skrzat pokiwał głową. - Ona zapewne jest u niego w dormitorium w kufrze lub szafce nocnej. Mógłbyś mi ja przynieść?
Skrzat wyraźnie się stropił, a ja na chwilę straciłem nadzieję.
- Nie wolno nam pokazywać się za dnia w sypialniach, żeby nas nikt nie zobaczył... - skrzat przyglądał się swoim skarpetom.
- Od tego może zależeć jego życie - jęknąłem w rozpaczy.
- Jeśli to ma uratować Harry'ego Potter'a jestem gotów ponieść konsekwencje - powiedział hardo skrzat, po czym rozpłynął się w powietrzu.
Zacząłem niespokojnie kręcić się po korytarzu czekając na jego powrót. Czas potwornie mi się dłużył, a myśl, że Harry może być gdzieś tam, gwałcony przez te tępe goryle, nie pozwalała mi głębiej odetchnąć. W końcu, po zaledwie kilku minutach, choć dla mnie to była cała wieczność, usłyszałem wyczekiwany trzask.
Skrzat pojawił się tuż obok mnie, a w ręku ściskał mapę. Wyrwałem mu pergamin wyciągając różdżkę.
- Dziękuje ci Zgredku, Harry na pewno będzie szczęśliwy, że mu pomogłeś. A teraz możesz już wracać do swoich obowiązków, resztą ja się zajmę - postarałem się uprzejmie odprawić skrzata.
Widać moje słowa mu się spodobały, gdyż zasalutował mi i zniknął ponownie, zapewne wracając do kuchni.
- Przysięgam, że knuję coś niedobrego - szepnąłem, stukając różdżką w mapę.
Tak jak to zaobserwowałem wczoraj, linie i kropki zaczęły się powoli pojawiać, jakby rysowane niewidzialną ręką. Jednak dla mnie było to o wiele za wolno, gorączkowo przeszukiwałem wzrokiem już pokazany obszar w poszukiwaniu trzech kropek. W duchu zaklinałem wszelkich bogów by nie były one w jednym miejscu. W końcu dostrzegłem punkty oznaczające moich goryli w jednej z opuszczonych klas na czwartym piętrze. Razem z nimi w pomieszczeniu był Harry.
Zwinąłem pergamin wpychając go byle jak do kieszeni i pognałem na złamanie karku najkrótszą drogą na trzecie piętro. Po drodze potrąciłem kilku uczniów i chyba Flitwicka, zauważyłem tylko ich oszołomione spojrzenia. Widok Dracona Malfoy'a biegającego po szkolnych korytarzach, jakby go coś goniło, nie był codziennością, jak stwierdziłem w myślach.
Czwarte piętro było puste, na szczęście dla mnie, gdyż nie ręczyłem za to, czym potraktuję tych dwóch. Różdżkę wciąż pewnie ściskałem w dłoni. Drzwi do klasy były zamknięte. Małpiszony okazały szczątkowy rozsądek, a może po prostu nie chciały, by ofiara im uciekła.
- Bombardio! - krzyknąłem nie bawiąc się w subtelne Alohomora.
Dość solidne dębowe wrota rozpadły się w drzazgi dzięki sile mojego zaklęcia. Wszedłem do środka i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Harry, zupełnie nagi, leżał na brzuchu na jednej z ławek. Jego ręce i nogi zostały mocno przywiązane rzemieniami do nóg stołu tak, że nie mógł się nawet poruszyć. Goyle stał plecami do mnie, a przodem do Harry'ego i najwyraźniej próbował go różdżką zmusić by otworzył usta. Złoty Chłopiec jednak miał szczękę mocno zaciśniętą. Jedynie w ten sposób mógł się bronić. Cabble stał z tyłu Potter'a, spodnie miał opuszczone do kolan, a jego członek już stał dumnie wyprężony. Goryl właśnie rozsunął pośladki chłopaka, mając jednoznaczne zamiary.
- Drętwota! Drętwota! - zaklęcia uderzyły precyzyjnie, a ich siła, zwielokrotniona przez moją wściekłość, posłała obu osiłków na ściany, po których zsunęli się niczym bezwładne worki kartofli.
Widziałem, że krwawili w kilku miejscach, ale mało mnie to obchodziło. Szybko podszedłem do Gryfona i zaklęciem rozsupłałem jego więzy. Chłopak dosłownie stoczył się na ziemię i zgięty w pół zaczął wymiotować. Nie miał wiele w żołądku więc wypluł tylko trochę brązowawej mazi, która mogła kiedyś być czekoladą i żółcią, jednak jego ciałem wciąż wstrząsały kolejne fale obrzydzenia. Uklęknąłem obok niego, siłą powstrzymując się, by go nie objąć. Musiałem pamiętać, że dotyk może tylko pogorszyć sytuację.
- Harry - szepnąłem. - Spokojnie, nic się nie stało. Już jestem przy tobie. Nikt cię nie skrzywdzi - zacząłem litanię podobnych bezsensownych zdań, które miały go uspokoić.
Jakież było moje zdziwienie, gdy poczułem, jak wtula się we mnie, rozpaczliwie szlochając. Objąłem go ramionami, na co on tylko mocniej się wtulił zaciskając dłonie na mojej koszuli i wciskając głowę w moje ramię. Czułem jak drży, a co jakiś czas przez jego ciało przechodził dreszcz obrzydzenia. Płakał jak dziecko, mocząc łzami moją koszulę. A ja tylko głaskałem go po głowie wciąż szepcząc te uspokajające bzdety.
Dużo czasu minęło zanim przestał płakać, a nawet wtedy dalej nie podnosił głowy, tylko tulił się do mnie. Nie przeszkadzało mi to, ale wiedziałem, że muszę go stąd zabrać.
- Harry? - szepnąłem ponownie. Jedynym znakiem, że mnie usłyszał było mocniejsze zaciśniecie rąk na mojej koszuli. - Musimy stąd iść.
- Nie, nie zostawiaj mnie - zakwilił, nie podnosząc głowy więc jego głos był lekko zduszony. - Nie chcę nigdzie iść, chce zostać z tobą.
- Musisz odpocząć.
- Tylko nie do Pomfrey - mocniej się we mnie wtulił. - Nie chcę by ktoś się o tym dowiedział. Błagam, zostań ze mną, nie zostawiaj mnie - jęczał rozpaczliwie.
- Ciii, Harry - starałem się go uspokoić. - Obiecuję, że będę przy tobie i nie zabiorę cię do Pomfrey.
Wstałem pomagając też podnieść się Harry'emu. Widząc, że jego ubrania są w strzępach zdjąłem swoją pelerynę i owinąłem go nią. Przytrzymując go jedną ręką, by nie upadł, drugą wyciągnąłem różdżkę i wycelowałem w obu osiłków. Dwa silne Obliviate i z ich wspomnień zostały tylko strzępki. Może nie musiałem być aż taki okrutny, ale chciałem. W tym wypadku do głosu pozwoliłem dojść Malfoy'owej stronie mej natury. Kolejne zaklęcie uprzątnęło wszystkie ślady, mogące wskazywać na to, że ja albo Złoty Chłopiec tu byliśmy, czyli strzępki ubrań i plamę wymiocin. Krótkie Accio przywołało różdżkę Harry'ego do mojej ręki.
- Możesz iść? - zapytałem Harry'ego.
Nie doczekałem się odpowiedzi, gdyż chłopak był nieprzytomny i tylko dzięki temu, że go podtrzymywałem, stał na nogach. Wziąłem go więc na ręce, tak jak wtedy gdy wynosiłem go z lochów Malfoy's Manor. Ze zgrozą uświadomiłem sobie jaki jest chudy, nie ważył nawet połowy tego co wtedy.
Dzięki mapie mogłem wybrać taką drogę, by nikogo nie spotkać. Nie chciałem, by ktokolwiek widział Harry'ego w takim stanie. Musiałbym go wtedy zanieść do Skrzydła Szpitalnego, a byłem pewny, że pielęgniarka w tej chwili w niczym by mu nie pomogła. Zaniosłem go więc do mojej kwatery, tam delikatnie ułożyłem w łóżku i przykryłem ciepłą kołdrą. Sam wyrzuciłem ubranie, lekko śmierdzące wymiocinami, do prania i wziąłem gorący prysznic. Wiedziałem, że śledztwo w sprawie ataku na Cabble'a i Goyle'a zaczną od sprawdzania ostatnich zaklęć jakie wykonały różdżki. Za pomocą różdżki Harry'ego zabranej z tamtej klasy niejako wyczyściłem wspomnienia mojej. To chyba było wszystko co musiałem zrobić. Podszedłem do łóżka by sprawdzić stan Potter'a.













Komentarze
mordeczka dnia padziernika 19 2011 11:01:23
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

naru (Brak e-maila) 22:39 14-12-2009
O dziwo trafiła się perełka smiley Całkiem dobrze się czytało. Na ogół, kiedy ludzie zabierają się za takie tematy wychodzi mdło, lub odpychająco, a tutaj proszę.
Czekam na dalesze części.
rosa (Brak e-maila) 18:40 26-12-2009
Podoba mi się :] Cóż, teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na następne rozdziały. Mam nadzieję, że to już niedługo :-)
strow (Brak e-maila) 20:37 07-05-2010
Ho! Nie komentowałam jeszcze więc zacznę od początku: Ten patos w niektórych wypowiedziach jakby walczący z kanonicznym obrazem konkretnych postaci trochę bije mnie w oczy ale, mimo że często to z b. małą siłą - jestem w stanie uwierzyć, ba! nawet zaufać że masz swoje własne profile tych postaci i właśnie takie bardziej pasują do twojej wersji wydarzeń : ) (Po prostu nie trawię postaci mówiących często o miłości lub okazujących ją w tak... oczywisty sposósmiley. Obrót sprawy bardzo ciekawy, w sumie to zastanawiałam się w jaki sposób chcesz ciągnąć akcję po unicestwieniu Voldemorta i skończeniu Hogwartu co w zdecydowanej większość opowiadań jest punktem kulminacyjnym i zarazem zakończeniem całej historii. Udało ci się mnie nie lada zaskoczyć powrotem postaci o której już zapomniałam a która przecież zdołała namieszać w głownie i zaintrygować czytelnika : ). Mam nadzieję, że akcja z Sukubem nie skończy się nagle w dwóch odcinkach (w końcu trwała trzy lata, nie powinnaś tego IMHO tak zgniatać czasowo w kupie podczas gdy wcześniejsze odcinki szły z tą linią czasu dość wolno). Nie mogąca się doczekać dalszych części - Strowberry.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum