The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 28 2024 17:59:43   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Smak i zapach czekolady 1
I Gryfońska głupota



Malfoy's Manor - potężna twierdza, ukryta lepiej niż Hogwart i równie silnie zabezpieczona. Jej budowniczy, a zarazem mój daleki przodek najwyraźniej lubił wiedzieć co się dzieje w jego domu. Przez całość budowli, od najwyższej wieży po najgłębsze lochy, poprowadzone były w ścianach tajne przejścia tak zamaskowane, że nikt nie miał o nich pojęcia. Ja byłem wyjątkiem, odkryłem je zupełnie przypadkiem gdy miałem pięć lat i bystro zauważyłem, że nikt poza mną o nich nie wie i, co ważniejsze, ich nie używa. Początkowo korzystałem z nich by chronić się przed ojcem, zwłaszcza gdy był wściekły, szybko jednak zrozumiałem jaką moc daje mi dostęp do wszystkich zakątków twierdzy bez niczyjej wiedzy. Byłem Malfoy'em z krwi i kości, wiedziałem jaką władze nad ludźmi daje wiedza o nich, ojciec dał mi gruntowne wykształcenie w tym kierunku. Potrafiłem spędzać całe dnie na obserwowaniu, przez liczne dziury w ścianach i obrazach, tego co działo się w twierdzy, a najchętniej w miejscu dla mnie zakazanym - lochach. Ojciec od zawsze zabraniał mi się tam zbliżać, tam było jego królestwo - jego, Śmierciożerców i Czarnego Pana, o czym przekonałem się już po powrocie Mrocznego Lorda. Ze swojej kryjówki mogłem obserwować jak kolejne ofiary poddawane są okrutnym torturom, ich krzyki niosły się po lochach i nikły w czarze pochłaniającym dźwięk. Najbardziej przerażającym oprawcą był nie kto inny jak mój ojciec - Lucjusz Malfoy. To on nie bał się próbować nowych specyfików, nowych zaklęć, wzmacniać je i mieszać. To on miał najbujniejszą wyobraźnię, a właściwie najbardziej chory umysł jeśli chodziło o nowe metody łamania ludzi. Był jak wampir żywiący się ludzkim bólem, strachem i błaganiem, podniecało go to, wiedziałem o tym z własnego doświadczenia. Wciąż pamiętałem te baty, którymi znaczył moje nagie plecy gdy jeszcze byłem dzieckiem i ten moment gdy po raz pierwszy mnie zgwałcił niszcząc do reszty mój niewinny dziecięcy świat. To przez niego byłem taki jaki byłem - oziębły, ironiczny, nieprzywiązujący do nikogo, ani niczego wagi. To on mnie nauczył jaki świat potrafi być okrutny, a ta maska, którą nosiłem nieomal zawsze była po prostu obroną przed nim i przed całą resztą świata. Kilka razy próbowałem ją ściągnąć, próbowałem pokazać innym jaki naprawdę jestem, lecz za każdym razem przynosiło to odwrotny skutek. Zamiast zrozumienia zostawałem odrzucony. Nauczyłem się więc żyć wiecznie w masce, bo tylko ona mnie chroniła stając się moją drugą twarzą, jedyną, którą znali wszyscy wokół.
Właśnie wróciłem z Francji, spędziłem tam pierwszy miesiąc moich letnich wakacji, piątych odkąd poszedłem do Hogwartu. Naturalnie zaraz po wejściu do swojej komnaty zapragnąłem dowiedzieć się, co nowego dzieje się w mej rodowej twierdzy. Matka tylko spotęgowała moją ciekawość dając mi jasno do zrozumienia, że ojciec jest zajęty w lochach. Nie żebym miał ochotę oglądać tortury, jednak ciekaw byłem, kto jest jego nową ofiarą. Większości z torturowanych ludzi nie znałem i nigdy nie miałem okazji poznać. Ten, kto raz dostał się w łapy Czarnego Pana, Śmierciożerców, no i do komnaty tortur nie miał szans przeżyć. Czy współczułem ofiarom? Nie, bo chociaż wiedziałem jaki ból potrafi zadać mój ojciec, nie znaczyli dla mnie nic. Czy mogłem im pomóc uciec? Tu muszę dać odpowiedź twierdzącą, ze znajomością tajnych korytarzy w zamku mogłem każdego wyprowadzić ze środka niepostrzeżenie. Więc czemu im nie pomagałem? Bo po co podstawiać głowę pod nóż za kogoś całkiem obcego i nic dla mnie nieznaczącego? Nie jestem głupim Gryfonem, ja chcę żyć, a ponad to jestem Malfoy'em i odziedziczyłem po przodkach cenienie własnego życia bardziej niż innych. Przynajmniej tak było dotychczas.
Obecnie leżałem na podłodze w jednym z tajnych korytarzy i przez dziurę obserwowałem scenę rozgrywająca się w lochu pode mną. Mój ojciec i jego dwaj przyboczni goryle, Cabble i Goyle (nie mylić z ich synami uparcie chodzącymi za mną, co czasem jest mi na rękę, a czasem cholernie wkurza) stali zupełnie nadzy wokół kamiennego stołu, bez problemu mogłem dostrzec ich wyprężone członki i lubieżne uśmiechy. Przyczyna ich stanu leżała na brzuchu przykuta kajdanami do kamiennego stołu. Ściślej rzecz biorąc był to zupełnie nagi chłopak. No cóż, mojemu ojcu nigdy nie przeszkadzało coś takiego jak płeć. Z taką sama sadystyczną przyjemnością gwałcił kobiety, mężczyzn i dzieci. Twarzy ofiary nie mogłem dostrzec, gdyż zasłaniały ją czarne włosy pozlepiane krwią i brudem, zresztą całe jego ciało pokryte było posoką, która sączyła się z wielu, jeszcze świeżych ran.
Nie miałem ochoty tego oglądać, zbytnio przypominało mi to mój pierwszy raz, wtedy też byłem jak ten chłopak, nagi i zupełnie bezbronny wobec zwierzęcej żądzy mojego ojca. Już miałem wstać gdy odezwał się mój ojciec:
- Dziś przygotowaliśmy dla pana coś specjalnego, panie Potter - w jego głosie już było słychać podniecenie całą sytuacją.
A ja zamarłem słysząc nazwisko ofiary. To nie mógł być Potter, przecież to niemożliwe by ta Przeklęta Nadzieja Czarodziejskiego Świata dała się złapać Śmierciożercom. Przecież czegoś takiego nie dałoby się ukryć, musieliby o tym napisać w Proroku, a z angielską prasą, mimo wyjazdu, byłem na bieżąco. Nie miałem wyjścia, musiałem się upewnić. Bezszelestnie wstałem i prześlizgnąłem się w stronę wąskich schodków prowadzących poziom niżej. Na szczęście w ścianie dokładnie naprzeciwko głowy ofiary było jedno z tajnych przejść, tak wąskie, że ledwo wcisnąłem tam moje, bądź co bądź, szczupłe ciało. Dłonią odsunąłem drewniana klapkę, zasłaniającą dziurę w kamieniu, służącą za wizjer i zerknąłem do lochu. Od razu napotkałem parę znajomych oczu w kolorze Avady, obecnie wypełniała je obojętność, ale to niedługo miało się zmienić, gdyż w tle mogłem dostrzec mojego ojca zbliżającego się od tyłu do Potter'a. Jak zahipnotyzowany obserwowałem oczy Złotego Chłopca, widziałem jak obojętność zamienia się w strach, gdy mój ojciec rozsunął jego uda, a następnie ból, gdy wszedł w niego brutalnie. Krzyk ofiary rozniósł się po lochach i tak jak tysiące poprzednich został wchłonięty przez zaklęcie. A ja stałem tam jak sparaliżowany wpatrując się w te oczy przepełnione bólem i czymś jeszcze, co mogłem określić jedynie jako niechęć do życia i samego siebie. Wiedziałem, że tak samo musiałem wyglądać, gdy ojciec odbierał mi niewinność, wiedziałem co on czuje w tej chwili, co gorzej ja też ponownie to czułem. Ten ból, strach i niezrozumienie. Pomyśleć, że Potter był tak samo niewinny i nieświadomy jak ja, gdy byłem dzieckiem...
Widok zasłonił mi gruby tyłek jednego z pozostałych mężczyzn w sali, otrząsnąłem się ze wstrętem słysząc jego śmiech. Zasłoniłem z powrotem drewnianą klapę i powoli zacząłem wyślizgiwać się z ciasnego korytarza. Z lochu doszedł do mnie jeszcze zduszony protest Potter'a i odgłos jakby chłopak się czymś dławił. Naprawdę nie chciałem wiedzieć co Cabble, czy Goyle pakuje mu do ust. Uciekłem.
Tak przyznaję, ja Draco Malfoy uciekłem z tamtego miejsca z powrotem do swojej bezpiecznej komnaty. Od razu wziąłem gorący prysznic, czując się dziwnie brudnym po tym co widziałem. W międzyczasie skrzat przyniósł mi do sypialni tacę pysznych kanapek, mogłem więc spokojnie położyć się w łóżku i zatopić w lekturze zajadając przysmaki. Starałem się odwrócić myśli od tego co widziałem w lochach, jednak gdy tylko zamknąłem oczy, pod moimi powiekami pojawiały się te zielone źrenice przepełnione bólem, a w uszach dźwięczał jego krzyk.
Próbowałem zasnąć, lecz moje myśli wciąż powracały do zdarzenia z lochu. Chyba po raz setny spojrzałem na zegarek. Było już grubo po północy, a ja nie zmrużyłem oka rozmyślając o tym przeklętym Potterze. Nie wiem co się ze mną działo. Przecież zawsze go nienawidziłem, byliśmy wrogami od pierwszej klasy, odkąd odtrącił moją dłoń wtedy w ekspresie do Hogwartu. To był jeden z tych nielicznych razów, gdy uchyliłem rąbek mojej maski, bo chciałem na przekór wszystkiemu zdobyć jego sympatię. Potem pielęgnowałem nienawiść do niego, tak jak do całego tego świata, tworząc z tego kolejną linię obrony, kolejny mur wokół mojego serca.
Już wiedziałem, że nie zasnę dopóki czegoś nie zrobię. Przeklinałem samego siebie i swoją głupotę. Sam nie potrafiłem uwierzyć w to co robię, w to, że zachowuję się jak jakiś głupi, waleczny Gryfon. Wstałem z łóżka i ubrałem się na czarno w zwykłe dżinsy i koszulę, na to narzuciłem tylko pelerynę. Różdżkę wsadziłem do kieszeni, a do ręki wziąłem duży czarny koc uznając, że może się przydać. Przekręciłem jeden z świeczników w moim pokoju, a wąski kawałek ściany odskoczył ukazując wejście do mojego tajnego królestwa. Wpierw zakradłem się do sypialni ojca, który, ku mojej uldze, spał głęboko, najprawdopodobniej zadowolony i zmęczony po orgii z Potter'em. Do matki nie było sensu zaglądać, wiedziałem, że nie zejdzie do lochów. Ona w przeciwieństwie do mnie słuchała ojca.
Z labiryntu tajnych przejść wyszedłem dopiero w lochach, nie miałem pojęcia, w której celi jest Potter, dlatego musiałem zaglądać do każdej po kolei. Na szczęście znalazłem go dość szybko. Najwyraźniej gorylom ojca nie chciało się go daleko taszczyć, był w lochu tuż obok sali tortur. Już przez kraty mogłem dojrzeć jego sylwetkę przykutą do ścian kajdanami, co mnie trochę zdziwiło. Czyżby bali się, że ucieknie? W tym stanie to było wykluczone, może jednak chcieli się z nim jeszcze zabawić lub zadać dodatkowy ból, gdyż chłopak wisiał na samych rękach stopami nie dotykając podłoża. Głowę miał bezwładnie opuszczoną na piersi. Spał? Raczej nie, gdyż, gdy tylko otwierane drzwi zaskrzypiały poderwał głowę, a we mnie wbiła się para przerażonych oczu.
- Malfoy - wychrypiał, a w jego głosie słychać było jedynie paniczny lęk.
Już nie przypominał tego Potter'a, z którym stykałem się na szkolnych korytarzach, nie miał tej odwagi w oczach i chęci życia. Wiedziałem, że nie zacznie pyskować, nie podniesie dumnie głowy plując mi w twarz, nie chcąc przyjąć pomocy od Ślizgona. Był całkowicie złamany, był już tylko wrakiem człowieka i to mój ojciec doprowadził go do takiego stanu. Zadrżałem, gdy przypomniałem sobie, że cały magiczny świat liczy, że ten dzieciak ich ocali i zabije Czarnego Pana. Współczułem mu. Dotychczas zapewne trudno było mu dźwigać to brzemię, a teraz to go przygniecie do reszty.
Nic nie mówiąc podszedłem do niego, śledzony wciąż przez te przerażone oczy, wyciągnąłem różdżkę i wycelowałem w jego stronę.
- Nie, błagam nie - zakwilił.
Byłem zaskoczony. Nie wiem czym bardziej, tym, że błagał, czy, że bał się mnie. W sumie się nie dziwię, zapewne nie raz już oberwał torturującym zaklęciem.
- Alohomora - szepnąłem.
Kajdany opadły, a Potter runął na ziemię. Znaczy runąłby, gdybym go nie złapał. Zadrżał gdy go dotknąłem. Rozumiałem ten odruch aż nazbyt dobrze, wciąż nie czułem się dobrze będąc tak blisko kogoś, a on został zgwałcony zaledwie kilka godzin temu, nie miał, tak jak ja, lat by się z tym oswoić.
- Spokojnie Potter, nie zrobię ci krzywdy - szepnąłem uspokajająco, zadziwiając samego siebie tymi słowami. - Chcesz się stąd wydostać? - zapytałem, choć znałem odpowiedź.
- Chcesz mi pomóc? - oczy Potter'a rozszerzyły się w szoku.
Uśmiechnąłem się do niego zupełnie nieświadomie i rozłożyłem koc. Potter wciąż był oparty o mnie, najwyraźniej nie miał nawet tyle siły by ustać samodzielnie. W półmroku lochu mogłem przyjrzeć się jego pokaleczonemu ciału. Moją uwagę zwróciły plecy, a właściwie krwawa miazga jaka z nich została. Można było tam odnaleźć ślady po najróżniejszych zakończeniach biczy z kolekcji mojego ojca. Sam parę razy nimi obrywałem i wiedziałem, jak paskudnie goją się takie rany. Na udach Potter'a mogłem dostrzec jeszcze ślady gwałtu - krew i zaschnięte nasienie, tu raczej nie miał się jak umyć. Otuliłem go ostrożnie kocem, wiedząc, że to nic nie da, bo materiał i tak przylepi się do jego ran.
Potter najwyraźniej odzyskał trochę sił, gdyż stanął na własnych nogach lekko opierając się o ścianę.
- Dlaczego? - zapytał patrząc prosto na mnie.
- Bo wiem co ci mój ojciec zrobił, i wiem jak to boli - odparłem.
Sam nie wiem czemu mu to powiedziałem, aż tak nisko upadłem, by zwierzać się Potter'owi?! Po moich słowach w jego oczach dało się dostrzec zaskoczenie, już otwierał usta by coś powiedzieć, gdy nagle zwinął się w pół z krzykiem.
- Potter, cholera, co ci jest? - odwróciłem go w swoją stronę próbując zorientować się co się stało.
- Boli - jęknął, po czym jego oczy zaszły mgłą i zemdlał.
Pięknie, do szczęścia brakowało mi tylko nieprzytomnego Potter'a. Mogłem chociaż wziąć jakiś eliksir wzmacniający, może to postawiłoby go na nogi, ale nie było sensu już wracać. Uklęknąłem obok niego wsuwając ręce pod jego kolana i ramiona i unosząc go w ten sposób. Na szczęście nie był ciężki. Jako Malfoy mogłem bez przeszkód teleportować się na terenie twierdzy. Jako nieletni nie miałem licencji na teleportacje, lecz na terenie Malfoy's Manor nie działały żadne alarmy ministerstwa, więc bez przeszkód mogłem używać tu magii. Upewniłem się, że Potter nie wysunie mi się z ramion, po czym okręciłem się na nodze i skoncentrowałem na celu.
Już po chwili stałem przed bramą Hogwartu. Delikatnie postawiłem wciąż nieprzytomnego Potter'a na ziemi, i sięgnąłem dłonią do kołatki - metalowego koła w pysku dzikiej świni - i zastukałem trzy razy.
- Do kogo? - pysk zwierzęcia ożył, a te świńskie oczka wpatrywały się we mnie.
Byłem Ślizgonem, ujmą dla mnie byłoby zwracanie się do kogoś takiego jak Dumbledore, McGonagall, a nawet Pomfrey, był tylko jeden nauczyciel, któremu ufali wychowankowie Slytherinu...
- Do profesora Severusa Snape'a. Proszę wezwij go tu, to pilne!
Wiedziałem, że Snape jest Śmierciożercą, ale przede wszystkim był nauczycielem. Podejrzewałem też, że szpieguje dla Dumbledore'a, ale nigdy nie ośmieliłbym się go wydać. Tak jak on był lojalny wobec swoich uczniów, tak i my, Ślizgoni, byliśmy lojalni wobec niego.
Ja sam właściwie nie byłem po żadnej ze stron, choć wiedziałem, że jako dziedzic Malfoy'ów nie mogę długo pozostać neutralny, w końcu będę zmuszony dokonać wyboru. Wciąż nie miałem pojęcia, co byłoby lepsze. Z jednej strony stał Czarny Pan i kariera Śmierciożercy, torturowanie ludzi i wieczne lizanie butów temu samozwańczemu lordzinie. Zupełnie nie miałem ochoty iść w ślady ojca, najchętniej uciekłbym od niego jak najdalej, ale jak na razie nie miałem możliwości. Z drugiej strony stał Albus Dumbledore, wielbiciel cytrynowych dropsów, miły dla wszystkich i ufający każdemu. Mówiono, że w tych swoich mugolskich cukierkach przemyca veritaserum. Chodziły też plotki, że jest pedofilem, dlatego tak radośnie wita każdy nowy rocznik w Hogwarcie. Nie ważne, jaka była prawda o nim i nieważne, czy by mi zaufał. Po tej stronie stały takie osoby jak choćby kumpel Pottera - Weasley, będący równie tolerancyjny co Czarny Pan. Byłem pewny, że on i jemu podobni nigdy mi nie zaufają, więc i tu nie miałem czego szukać. Wiedziałem, że niedługo będę musiał dokonać wyboru, ale liczyłem, że wydarzy się coś, co pomoże mi podjąć decyzję.
Usłyszałem szybkie kroki na trawie i łopot czarnej peleryny, to mógł być tylko Mistrz Eliksirów.
- Pan Malfoy, co pan tu robi o tej porze?!
- Dzień dobry, panie profesorze - przywitałem się jak nakazywał uczniowski obowiązek. - Przepraszam, jeśli wyrwałem pana ze snu, ale to ważne, chodzi o Potter'a.
W oczach Snape'a mogłem przez chwilę dostrzec nutkę paniki, ale nie byłby postrachem szkoły, gdyby się momentalnie nie opanował:
- I budzisz mnie z tak błahego powodu jak Złoty Chłopiec?
- To nie jest błahy powód - podniosłem Potter'a wciąż zawiniętego w koc. - Był u nas w lochach, ojciec go torturował.
Tym razem na twarzy Mistrza Eliksirów widniał szok. Czyżbym zrobił coś dziwnego? Odebrał ode mnie nieprzytomnego Gryfona i odsunął koc z jego twarzy, jakby upewniając się czy to na pewno on.
- Dziękuje panie Malfoy, zaraz zaniosę go do Skrzydła Szpitalnego, Pomona się nim zajmie. Coś jeszcze? - zapytał już zwykłym głosem, ze standardową maską zimnego drania na twarzy.
- Tak panie profesorze. Czy może pan nie rozgłaszać, że to ja mu pomogłem, nie chcę mieć nieprzyjemności - poprosiłem wiedząc, że jeśli obieca, to nie złamie danego słowa nawet na torturach.
- Poza dyrektorem nikt się nie dowie.
- Dowidzenia, panie profesorze - odparłem i teleportowałem się z powrotem do domu wprost do swojej sypialni.
To, że Dumbledore dowie się o mojej pomocy nie radowało mnie zbytnio, ale to i tak lepiej niżby mieli wiedzieć wszyscy. Przebrałem się, zakrwawione ubranie od razu unicestwiając jednym machnięciem różdżki, by nie było żadnych dowodów. W końcu mogłem spokojnie zasnąć, nie nękany żadnymi koszmarami.
Następnego dnia ojciec był wściekły, ale i przerażony. Wiedział, że jak tylko Czarny Pan dowie się, iż stracił Potter'a, na pewno surowo go ukarze. Przeszukał cały dom, próbując zrozumieć w jaki sposób jego cenna ofiara uciekła. Miotał się jak w potrzasku wyżywając na wszystkich, którzy weszli mu w drogę. Czyli głównie skrzatach i tych półgłówkach Cabble'owi i Goyle'owi, bo tylko oni byli na tyle głupi by się do niego zbliżać. Ja sam, z paroma książkami i talerzem kanapek, zaszyłem się w jednym z szerszych, tajnych tuneli i tam spokojnie czekałem aż, burza minie.
Wieczorem ojciec zszedł do lochów. Najwyraźniej Czarny Pan tam na niego czekał, gdyż dojrzałem jak bardzo się trzęsie. Nie miałem ochoty patrzeć na to jak płaszczy się przed tą mroczną pokraką. Nie rozumiem jak można dać się tak zniewolić. Mój ojciec był jak posłuszny kundel gotów przyjąć każdą karę, jak i nagrodę od swojego pana. Pogardzałem tym, ja sam nigdy bym nie oddał swojej wolności w tak prosty sposób, w tym popierałem głupich Gryfonów.
Ojciec wrócił, gdy już spałem, więc dopiero następnego dnia dowiedziałem się, jaka karę dostał. Miałem ochotę wykrzywić się ironicznie na jego widok, wiedziałem jednak, że takim zachowaniem tylko bym go rozzłościł. Jednak z satysfakcją oglądałem jego podbite oko, poranione policzki, potłuczone dłonie i najwyraźniej pocięte plecy, siadał też wyjątkowo ostrożnie, jakby go tyłek bolał. Zupełnie mu nie współczułem, zasłużył sobie nie tylko na to, ale i na wiele więcej takich torturujących sesji, może w końcu zrozumiałby, co czują jego ofiary.











 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 19 2011 11:00:12
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

naru (Brak e-maila) 22:39 14-12-2009
O dziwo trafiła się perełka smiley Całkiem dobrze się czytało. Na ogół, kiedy ludzie zabierają się za takie tematy wychodzi mdło, lub odpychająco, a tutaj proszę.
Czekam na dalesze części.
rosa (Brak e-maila) 18:40 26-12-2009
Podoba mi się :] Cóż, teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na następne rozdziały. Mam nadzieję, że to już niedługo :-)
strow (Brak e-maila) 20:37 07-05-2010
Ho! Nie komentowałam jeszcze więc zacznę od początku: Ten patos w niektórych wypowiedziach jakby walczący z kanonicznym obrazem konkretnych postaci trochę bije mnie w oczy ale, mimo że często to z b. małą siłą - jestem w stanie uwierzyć, ba! nawet zaufać że masz swoje własne profile tych postaci i właśnie takie bardziej pasują do twojej wersji wydarzeń : ) (Po prostu nie trawię postaci mówiących często o miłości lub okazujących ją w tak... oczywisty sposósmiley. Obrót sprawy bardzo ciekawy, w sumie to zastanawiałam się w jaki sposób chcesz ciągnąć akcję po unicestwieniu Voldemorta i skończeniu Hogwartu co w zdecydowanej większość opowiadań jest punktem kulminacyjnym i zarazem zakończeniem całej historii. Udało ci się mnie nie lada zaskoczyć powrotem postaci o której już zapomniałam a która przecież zdołała namieszać w głownie i zaintrygować czytelnika : ). Mam nadzieję, że akcja z Sukubem nie skończy się nagle w dwóch odcinkach (w końcu trwała trzy lata, nie powinnaś tego IMHO tak zgniatać czasowo w kupie podczas gdy wcześniejsze odcinki szły z tą linią czasu dość wolno). Nie mogąca się doczekać dalszych części - Strowberry.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum