Część II:
"Mistrz"
Dedykuję tą część wszystkim,
którzy lubią pogrywać
czasem w Thief'a
i ubolewają nad tym,
że "Deadly Shadows" jest taka
drańsko droga... =___=''
Mrok nocy otulał wąską uliczkę, po której spacerowym krokiem przechadzał się uzbrojony strażnik. Pogwizdując cicho wkroczył na niewielki plac i stanął pod drzwiami sporej wielkości budynku. Z ciemności dobiegł jakiś hałas. Mężczyzna rozejrzał się czujnie, wpatrując w cienie. W jednym z nich coś się poruszyło. Strażnik chwycił za miecz i powoli zbliżył się do owego podejrzanego miejsca. Znowu coś zakotłowało się w zaułku i z mroku wypadł czarny kot. Błysnął żółtymi ślepiami i zasyczał na strażnika, który tylko uśmiechnął się pod nosem i powrócił do swojego posterunku pod drzwiami magazynu.
Na poddaszu tego samego magazynu w ciemności poruszył się jakiś cień. Podszedł i wychylił się, przez otwór w podłodze spoglądając na główny korytarz budynku. Poniżej pozostawiono zapaloną jedną lampę, by powietrze w pomieszczeniach nie zatęchło, a przez co panował przyjemny dla złodziejskiego oka półmrok, w którym to ciężko dojrzeć maskującego się rabusia, za to on jest w stanie wypatrzyć wszystko, co się błyszczy i przypadkiem może być cenne. Garrett uśmiechnął się nieznacznie i skoczył, miękko, a przy tym niemalże bezgłośnie lądując na podłodze. Przez moment stał w bezruchu i nasłuchiwał, czy może jednak nie zwrócił na siebie czyjejś uwagi. Uznawszy, że wszystko jest w porządku odwrócił się i spojrzał w górę.
- Skacz! - polecił. - Tylko cicho... - dodał, a drobna postać w czarnej opończy zesmyknęła się z brzegu otworu i wylądowała w ramionach mężczyzny, który pochwycił chłopca, asekurując go i dbając, by nie narobił zbędnego hałasu. - W porządku... - szepnął, gdy wielce zadowolony Alex stał już bezpiecznie na podłodze. - Uparłeś się, żeby pójść, więc spraw się dobrze! - syknął Garrett z odrobiną irytacji. - Niektóre drzwi mogą być otwarte. Przy tych zamkniętych spróbuj pogrzebać wytrychem, tylko nie hałasuj. - nakazał. - Bierz, co się da i staraj się nie narobić zamieszania. - z tymi słowami ruszył w kierunku drzwi, na których była jakaś tabliczka, co wyróżniało je w szeregu pozostałych wejść. Alex kiwnął głową i rozpoczął zwiedzanie magazynu. Garrett chwycił za klamkę, jednak tak jak się spodziewał, drzwi były zamknięte. "Zawsze sprawdzaj, czy nie masz szczęścia i ktoś nie zapomniał w pośpiechu przekręcić klucza", powtarzał jego nauczyciel. Tym razem szczęście mu jednak nie dopisało. Ale to i tak nie była żadna przeszkoda. Powiedzmy, chwilowe utrudnienie. Mężczyzna ukucnął przy drzwiach, wydobył z kieszeni opończy trójkątny wytrych i przez moment manipulował nim w zamku. Po chwili bolce pisnęły z rezygnacją, ustępując wobec takiej zupełnie nieuzasadnionej przemocy i klamka odskoczyła, a drzwi uchyliły ze skrzypnięciem. Zadowolony złodziej niczym wieczorna, zachłanna mgła wpłynął do pomieszczenia. Rozejrzał się po niewielkim biurze. Wewnątrz panowały prawie całkowite ciemności, toteż szybko odnalazł lampę oliwną i leżące obok krzesiwo. Ciemność rozproszył blady blask ledwo tlącego się płomienia. Garrett kolejno otworzył wszystkie szuflady biurka i przeszukał je skrzętnie. Nigdzie nie znalazł jednak tego, po co tutaj przyszedł. Ruszył w kierunku niewielkiej półki z jakimiś księgami, niemalże odruchowo zabierając z szuflady cztery równe stosiki monet i jedną sakiewkę z drobniejszymi. Zaczął szybko je przeglądać, sam nie bardzo wiedząc czego dokładnie szuka. Wszystkie oprawione w skórę księgi wypełnione były tym samym drobnym starannym pismem. Składały się nań kolumny dziesiątek liczb, notki o dostawach i zamówieniach, ilości oraz jakości dostarczanych przez statki towarów. Miał wynieść całą tą stertę rachunków? Nie wierzył, że o to właśnie chodziło jego zleceniodawcy. Garrett zaklął w myślach, przysięgając sobie, że już więcej nie weźmie roboty od Josha. Nagle coś przykuło jego uwagę. Tylna ścianka półki w jednym miejscu odchodziła trochę od reszty desek. Mogło to być efektem użycia do budowy nie wyschniętego do końca drewna. Mogło też... Garrett wsunął palce w szparę, która pod naciskiem opuszków poszerzyła się. Uśmiechnął się, z zadziwiającą łatwością przesuwając tylną ścianę półki i odsłaniając prymitywną skrytkę w murze. We wnęce po kilku wyjętych kamieniach leżało parę stosików monet, dwie sakiewki, jakiś złoty medalion i dziwny, gruby zeszyt, oprawiony tylko w twardszy papier, a nie jak wszystkie porządne księgi w skórę lub płótno. Zręcznie wszystko zgarnął do torby, przeglądając jeszcze zeszyt. Również były w nim niczym niewyróżniające się dla jego oka kolumny liczby i notatki, jednak rozsądek podpowiadał, że jeśli ktoś zadał sobie trud, by umieścić coś w schowku, to pewnie jest to dość cenne...przynajmniej dla tego kogoś. Zasunął ścianę półki i skrzętnie poukładał księgi. Im później zauważą kradzież, tym lepiej dla niego. Na wszelki wypadek wziął jeszcze najaktualniejszą księgę rachunkową - gdyby jego zleceniodawcy jednak chodziło tylko o to, a nie o jakieś rewelacje ze skrytki za półką. Wszystko wrzucił do przewieszonej przez ramię torby na krótkim pasku i zgasił lampę. Wtedy usłyszał potężny huk. Wybiegł z pomieszczenia i popatrzył z przestrachem na stojącego na korytarzu Alexa. Chłopak trzymał w ręku wielki kowalski młot, którym to właśnie wyważył drzwi.
- Co ty wyprawiasz?! - syknął ze złością Garrett i wyrwawszy mu młot z dłoni, z trudem powstrzymał się, by nie szurnąć dzieciaka ręką po głowie. To jednak narobiłoby jeszcze więcej hałasu, gdyby na przykład poszkodowany zaczął się buntować, lub co gorsza próbował oddać. Mężczyzna już zdążył się przekonać, że w przypadku Alexa wszystko jest możliwe. Tylko z pozoru był taki potulny i delikatny. Przez chwilę stali milcząc, w napięciu nasłuchując. Nic jednak nie wydarzyło się. Za frontowymi drzwiami również panowała cisza. Starszy złodziej bezgłośnie odstawił młot na podłogę, po czym niespecjalnie mocno strzelił chłopaka przez głowę, mierzwiąc mu tym samym włosy. Po prostu nie mógł się powstrzymać...
- Ej! - zaprotestował cicho Alex, łapiąc się za głowę i przygładzając jasne kosmyki.
- Oszalałeś?! - wysyczał, wciąż rozzłoszczony.
- Wytrych się złamał. - tłumaczył się chłopak. - A zamek i tak bardzo słabo się trzymał. Wystarczyło mocniej uderzyć... - umilkł, widząc wciąż niezadowolone spojrzenie nauczyciela. - Przepraszam... - opuścił wzrok.
- No dobrze... - rzekł. - Idź tam i weź, co się da. Ja się jeszcze rozejrzę... - obejrzał się na splądrowane przez Alexa pomieszczenia. Podczas, gdy chłopak pakował, ułożone na półkach sznurowe strzały do plecaka, on sprawdzał, czy czegoś nie przeoczyli i zamykał cicho drzwi. Z zadowoleniem mógł stwierdzić, że dzieciak nie zostawił nic. Wszystko, co było i mogło być cenne znalazło się najwyraźniej w jego torbie. Jeśli chodziło o połyskujące i wartościowe lub przydatne i kosztowne przedmioty, Alex był jak sroka. Może nawet trochę niezrównoważona sroka...
Znowu spotkali się na korytarzu.
- Wracamy? - zapytał chłopak. Garrett zmierzył go uważnym spojrzeniem.
- Dasz radę podciągnąć się na linie z tym wszystkim? - zapytał, biorąc od niego większą torbę.
- Nie wiem... - zawahał się Alex. Mężczyzna popatrzył na główne drzwi. Zamyślił się i powoli podszedł, opierając się ramieniem o ścianę i przykładając ucho do szpary. - Garrett, co ty... - chłopak urwał, gdyż złodziej uniósł uciszająco dłoń, po czym wydobył z zakamarków opończy prostokątny wytrych i zaczął delikatnie dłubać w dziurce od klucza. Alex spoglądał na niego ze wstrzymanym w oczekiwaniu oddechem. W końcu rozległo się kapitulujące klikniecie zamka. Mężczyzna ujął rękojeść przypiętego do pasa sztyletu i czekał. Po chwili rozluźnił się i znowu nasłuchiwał. Wstał i wydobywszy małą buteleczkę pokropił jej zawartością jeden i drugi zawias drzwi, naoliwiając je dokładnie. Chwycił klamkę, lekko naciskając, a drzwi bezgłośnie uchyliły się. Rozejrzał się przez szparę, po czym otworzył szerzej i skinął na chłopaka. - Szybko... - syknął, puszczając go przodem.
- ...i cicho... - dodał Alex, wybiegając najciszej jak potrafił z magazynu i kierując się do pobliskiej zacienionej uliczki. Garrett z uśmiechem zadowolenia zamknął drzwi i podążył za chłopcem, słysząc gdzieś w oddali niesione przez echo kroki strażnika.
* * *
Alex siedział ze skrzyżowanymi nogami na łóżku i pochylony nad jakimś wyrwanym z drzwi zamkiem, grzebał dwoma wytrychami w dziurce od klucza. Jednym cierpliwie obracał bolce, a drugi wsuwał coraz głębiej, gdy udawało mu się odblokowywać je kolejno. W końcu zamek zatrzeszczał poddańczo, a chłopak przekręcił wytrych i bolce puściły.
- Mam! - zawołał z satysfakcją, spoglądając na siedzącego przy stole Garretta. - Udało mi się!
- Brawo... - mruknął obojętnie mężczyzna, podnosząc głowę znad rozłożonych planów i spoglądając na klepsydrę. - Pół godziny... - stwierdził krytycznie. - Już cię złapali, zamknęli w lochu, osądzili i właśnie parzą ci dłonie gorącą oliwą. - powiedział, powracając do czytania mapy, a chłopak spochmurniał. - Jeszcze raz! - polecił Garrett. Alex westchnął i kluczem zamknął zamek. - Otwarcie nawet czterobolcowego zamka nie powinno ci zabrać więcej niż pół minuty. - oświadczył.
- Wiem, wiem... - bąknął chłopak, zabierając się do manipulacji wytrychami.
Po dłuższej cichej chwili w pomieszczeniu rozległo się głośne: "zgrzyt", zakończone czymś w rodzaju: "ping!".
- Oj... - jęknął chłopak i popatrzył niepewnie na mężczyznę. - Garrett?... - odezwał się ostrożnie, uśmiechając się nieznacznie i niepewnie w taki sposób, w jaki uśmiechają się dzieci po zbiciu cennego wazonu.
- No?
- Wytrych się złamał... - pokazał smętne szczątki narzędzia.
- Znowu!? - zawołał poirytowany mężczyzna, podrywając się i patrząc na niego z naganą. Chłopak miał wyjątkowo zbolałą minę. Na ten widok Garrett ochłonął i wstał od stołu.
- Dobrze, zostawmy na dzisiaj włamy... - stwierdził żartobliwie, odbierając Alexowi pozostałości wytrycha i zamek. - I tak skończyły się wytrychy... - mruknął, lecz bez wyrzutu i podszedł do szafki. Wyjąwszy stamtąd swój kołczan, usiadł na łóżku obok chłopaka. Lotki strzał miały różne kolory, od niebieskich, poprzez zielone, a na czerwonych skończywszy. Garrett wybrał po jednej z każdego rodzaju i podał chłopcu strzały. Każdy typ miał na końcu drzewca wyżłobione rowki, ułożone w jakiś prosty, lecz charakterystyczny tylko dla siebie wzór.- Każda jest tak oznaczona... - wyjaśnił mężczyzna. - To po to, żebyś mógł wybrać odpowiednią w ciemności. Musisz się nauczyć je rozpoznawać tylko dotykiem palców. - nakazał surowo, a Alex skwapliwe pokiwał głową.
- Ale...jeśli będę miał rękawiczki? - zapytał.
- To nie problem. - wzruszył ramionami. - Zazwyczaj obcinamy w prawej rękawiczce do połowy palec wskazujący oraz kciuk. Zrobię ci takie. Wychodzi taniej, niźli kupowanie specjalnych rękawic dla łuczników. - westchnął i wstał.
- Naprawdę zarobek jest taki cienki? - zdumiał się Alex. - Tak trzeba oszczędzać?
- Zarobek potrafi być bardzo dobry...problem polega na tym, że jedna strzała mchowa kosztuje sto pięćdziesiąt sztuk srebra. - rzekł kwaśno. Chłopak wytrzeszczył oczy. - Co o tym myślisz? - mruknął do niego Garrett.
- Myślę, że ktoś na tym nieźle zarabia... - stwierdził, a mężczyzna pokiwał tylko smętnie głową.
- Może wybrałeś niewłaściwy zawód. - podsunął. Alex zmarszczył brwi.
- Tylko nie proponuj mi znowu, żebym zrezygnował! - syknął groźnie. - Bo i tak tego nie zrobię! - oświadczył z całą stanowczością.
- Nie zmuszam... - rzekł mężczyzna z uśmiechem.
- To kiedy nauczysz mnie strzelać? - zapytał z podekscytowaniem, zręcznie obracając między palcami egzemplarz strzały gazowej i wprawiając ją w dość niebezpieczny ruch. Garrettowi zrobiło się gorąco na ten widok. Szybko pochwycił strzałę, odbierając ją trochę zaskoczonemu chłopakowi.
- Kiedy nauczysz się je rozpoznawać... - oświadczył, z troskliwą ostrożnością odkładając strzałę do kołczana.
* * *
Alex zamrugał powiekami, by upewnić się, że to, co widzi to nie sen, czy jakaś inna zjawa.
- No co?! - burknął z irytacją Garrett, poprawiając tasiemki koszuli. Chłopak nadal z zaszokowaniem przyglądał się elegancko ubranemu mężczyźnie. Dobrej jakości biała koszula przykryta była częściowo skórzaną kamizelką, wykończoną na brzegach ściegiem z cienkich rzemieni. Na oba przedramiona złodziej założył karwasze. Ale nie zwykłe, takie jakie nosił "do pracy". Te były ozdobne, pięknie wykonane, z wytłoczonymi wymyślnymi wzorami na powierzchni. Całości dopełniały idealnie skrojone, opinające to i owo spodnie z miękkiej cielęcej skóry, oraz mocne, wysokie do kolan buty z szeroką cholewą i podwyższonym kutym obcasem. - Mógłbyś przestać się tak gapić?! - zniecierpliwił się mężczyzna, a Alex opamiętał się i zamknął rozdziawione usta.
- Do...- odchrząknął, gdyż zaschło mu w gardle. - Dokąd się wybierasz tak ubrany? - zdumiał się. Garrett rzucił mu dziwne spojrzenie.
- Do hrabiego. - odparł. - Co tydzień daję jego synom lekcje łucznictwa. - wyjaśnił. Tego było już za wiele dla Alexa, który musiał usiąść. Opadł na łóżko, jeszcze bardziej zdziwiony takimi nowinami.
- N...nie wiedziałem, że fachowy złodziej, może trudnić się też czymś takim... - rzekł z lekką kpiną, a Garrett rzucił mu urażone spojrzenie.
- To także dobry zarobek, gdy brakuje ci na czynsz lub chleb, a akurat nie ma innego "zajęcia".- stwierdził, poprawiając jeszcze kołnierzyk. - Poza tym, za jakieś dwa tygodnie będę miał tam robotę, kiedy przyjedzie siostra hrabiego. - wyznał. - A niestety plany tej posiadłości są nie do zdobycia... - zwiesił głos, uśmiechając się do chłopaka wymownie. Alex uniósł w zdumieniu brwi.
- Sprytne... - przyznał i zastanowił się przez chwilę. - Garrett...- zaczął powoli. - A może ja pójdę z tobą? - zaproponował, na co mężczyzna znieruchomiał i popatrzył ze zdumieniem na chłopca.
- Ale...po co? - rzekł z lekkim zmieszaniem.
- Mnie też pouczysz strzelać. - wzruszył ramionami. - Poza tym może uda mi się pokręcić po posiadłości i potem zrobić dokładniejszy plan.
- A co powiem hrabiemu? - mruknął Garrett z wyraźnym powątpiewaniem w powodzenie planu Alexa.
- Że...- zastanowił się przez moment. - ...jestem twoim nieślubnym synem! - wyszczerzył zęby, najwyraźniej bardzo dumny ze swojego wymyślonego na poczekaniu pomysłu. Mężczyzna drgnął na te słowa i wykrztusił:
- Ciekawe...wiesz, hrabia zdążył mnie trochę poznać. To nie moja pierwsza wizyta u niego. - rzekł z powagą. - Wie, że nie mam dzieci...
- Ale chyba nie powiesz mi, że nie miałeś sposobności, by sobie taką możliwość, że tak powiem...zgotować. - wyszczerzył zęby w wymownym uśmiechu. - Nigdy nie wiadomo, czy nie zjawi się na twoim progu jakaś niewiasta...
Garrett lekko pobladł.
- Noo... - zaczął niepewnie. - Ale... - policzył coś szybko w pamięci. - Musiałbym... - zastanowił się. - Ej! Nie jestem jeszcze aż tak stary, żeby mieć syna w twoim wieku! - zaprotestował, nie widzieć czemu obronnym tonem. Alex wzruszył ramionami.
- To wymyśl coś lepszego. - splótł ręce na piersi i naburmuszył się. Mężczyzna westchnął ciężko.
* * *
Dwóch ciemnowłosych bladocerych chłopców stało cieniu drzewa i jeden szeptał coś drugiemu na ucho. Każdy z nich dzierżył pięknego wykonania i zdobienia łuk. Po chwili obaj zaczęli chichotać, spoglądając z rozbawieniem na jasnowłosego nastolatka, który zmagał się właśnie ze swoim łukiem, próbując założyć strzałę na cięciwę. Była to jego kolejna już próba...
Stojący na tarasie wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach i zdobionych złotem szatach przypatrywał się to jemu to plotkującym chłopcom. W końcu rzekł:
- Jest mniej więcej w wieku moich synów, ale ma bardzo młodego ojca... - stwierdził, spoglądając dziwnie na stojącego obok mężczyznę. - Osobliwe...
Garrett wyraźnie zmieszał się.
- Powiedzmy, że to grzech wczesnej młodości, wasza miłość... - mruknął bez przekonania, a hrabia uśmiechnął się półgębkiem.
- Dobrze, nie mi w to wnikać. - rzekł, najwyraźniej przyjmując taką wersję. - Widzę, że chłopcy robią postępy. - zmienił temat, ku uldze "nauczyciela łucznictwa". - Przyznaję, że bardzo mnie to cieszy... Dlatego zostawiam ich dziś pod twoją opieką, Garrecie, a sam jadę na polowanie. Zapraszam także ciebie i twojego syna na wieczerzę. - uśmiechnął się, a Garrett skłonił się z szacunkiem.
- Niezmierny to zaszczyt, wasza miłość. - powiedział i zaczekał, aż hrabia odejdzie, znikając wewnątrz komnaty. Wtedy obejrzał się, spoglądając krytycznie na siłującego się z łukiem chłopca i westchnął, schodząc kamiennymi schodami w dół, do ogrodu. Alex właśnie napiął łuk i spróbował strzelić. Niestety, strzała zesmyknęła się, a cięciwa boleśnie strzeliła go w palce. Syknął, ze złością rzucając łuk i otrzepując obolałe już ręce. Zdawał się być wyjątkowo sfrustrowany niepowodzeniami, zwłaszcza, że dwójka bladych jak śmierci paniczyków przyglądała mu się i najpewniej komentowała między sobą jego poczynania. Na dodatek raz po raz wybuchali śmiechem!
Garrett podszedł do niego i podniósł łuk. Z łagodnym, pełnym cierpliwości uśmiechem popatrzył na Alexa.
- Jeszcze raz? - zaproponował łagodnie, wręczając mu broń. Chłopak posłusznie chwycił ją i wziął strzałę. Drgnął, kiedy mężczyzna niespodziewanie stanął za nim i nakrywając swoją dłonią jego zaciśnięte na łuku palce, pomógł mu napiąć cięciwę i ułożyć strzałę. - Utrzymaj ją tak... - usłyszał tuż przy swoim uchu ciche aksamitne polecenie. Wytężył wszystkie mięśnie, by nie wypuścić za wcześnie strzały. Jednak niemalże to zrobił, kiedy poczuł, jak jedna dłoń Garretta ląduje na jego biodrze, przesuwa się na brzuch i przyciskając mocno pośladki chłopca do miednicy mężczyzny ustawia go do strzału. Alex poruszył się, posłusznie ulegając naciskowi ręki nauczyciela i przybierając właściwą pozycję. Czuł niewiarygodną bliskość jego atletycznego ciała. Ciepły oddech na swoim karku. Delikatną, lecz silną dłoń przyciskającą jego podbrzusze i lekko rozchylone umięśnione uda tuż przy swoich pośladkach. Przeszedł go przyjemny dreszcz, kiedy nagle usłyszał: - Teraz!
Niemalże bezwiednie rozchylił palce, a strzała śmignęła, trafiając w tarczę. Właściwie w brzeg tarczy... Garrett przypatrzył się i osądził:
- Jak na pierwszy raz całkiem nieźle.- rzekł z uznaniem, a Alex dopiero teraz jakby się ocknął i uśmiechnął promiennie, lekko zarumieniony trochę z powodu komplementu, a odrobinę przez to, co przed chwilą odczuł.- W porządku... - ciągnął mężczyzna, spojrzawszy na chłopców, którzy w tej samej chwili spoważnieli. - Kto teraz? Alan? - zapytał. Wyższy i zapewne starszy z chłopców skinął głową, zajmując miejsce na strzelnicy. Przybrawszy przepisową pozycję, naciągnął strzałę na cięciwę. - Łokieć na wysokości ucha... - rzucił Garrett instruktażowym tonem. Chłopak lekko uniósł łokieć i strzelił. Strzała ze świstem przecięła powietrze i trafiła w prawie sam środek tarczy. - Bardzo dobrze. - nauczyciel pokiwał głową. - Teraz Albert. - popatrzył na młodszego syna hrabiego.
* * *
Zbliżał się już wieczór i na zewnątrz wolno zapadały ciemności, kiedy Garrett spacerowym krokiem przechadzał się po dostępnych dla gości pomieszczeniach posiadłości. Aż świerzbiły go ręce, kiedy widział te wszystkie złote, zdobione masą perłową świeczniki, kielichy i srebrne zastawy w postaci talerzy i mis ułożonych to tu to tam, zupełnie jakby gildia złodziejska nigdy nie istniała. Swoją drogą zastanawiał się, gdzie podziewa się Alex. Miał cichą nadzieję, że dzieciak niczego nie zbroi...ani teraz, ani przy kolacji... Westchnął ciężko i wyszedł na korytarz. Ku własnemu zdumieniu, natknął się na swojego złodziejskiego terminatora, który siedział w kucki i coś gryzmolił na rozłożonej na kolanie kartce.
- Co ty robisz? - zdumiał się Garrett.
- Rysuję plan... - odparł, nie podnosząc nawet głowy.
- C...co?! - huknął mężczyzna i błyskawicznie wyszarpnął chłopakowi pergamin, przez co Alex niechcący pociągnął rysikiem nie w tą stronę i w efekcie przez środek szerokiego holu przebiegała teraz ściana. - Postradałeś rozum?! - syknął Garrett i zmiąwszy szybko kartkę, wcisnął ją głęboko do kieszeni. Chłopak wstał z kucek, wyraźnie niezadowolony.
- O co znowu chodzi? - burknął z pretensją.
- A gdyby cię ktoś nakrył, to co byś powiedział? - zapytał szeptem poirytowany Garrett. Alex zastanowił się:
- Że...eee... - zaczął niepewnie. Mężczyzna patrzył na niego z wyczekiwaniem. - Eeee... - zakończył chłopak i umilkł.
- Właśnie! - syknął Garrett.
- To jak chcesz zrobić ten plan? - zapytał półgłosem z wyraźnym zniecierpliwieniem.
- Mam zamiar zapamiętać rozkład najważniejszych pomieszczeń. - oznajmił z wyższością. - Mógłbyś też trochę się pokręcić i spróbować coś spamiętać. Trzeba wykorzystać to, że możemy się tu przechadzać. - mruknął, idąc korytarzem. - Potem razem zrobimy plan.
* * *
Garrett z kocią zwinnością zeskoczył z muru, lądując na kopcu wilgotnego piasku. Po chwili podążył za nim chłopak i rozejrzał się po ciemnej uliczce.
- Chyba dobrze, że tamten kapłan dał nam to zlecenie... - stwierdził cicho Alex ruszając za Garrettem. - Nie wyglądałeś na zadowolonego, chociaż nie wiem, czemu... Przecież nic nie mamy do przyszłej soboty, aż nie przyjedzie siostra hrabiego...- popatrzył na mężczyznę, który przemieszczał się powoli, kryjąc w plamach cienia. Chłopak szedł w jego ślady.- Po co właściwie się skradamy? To opuszczona część miasta. - ciągnął. - Nie ma tu żywej duszy, która mogłaby nas usłyszeć. - rzekł, a Garrett zatrzymał się tak niespodziewanie, że dzieciak mało na niego nie wpadł.
- Owszem, - syknął z poirytowaniem mężczyzna. - ale zamknij się wreszcie, bo zacznę się martwić raczej o te "nieżywe" dusze, które mogą nas tu usłyszeć. - rzekł ściszając głos. Na te słowa Alex rozejrzał się spłoszony, jakby nagle coś sobie uświadomił.
- To... to znaczy...ożywieńcy?!- wykrztusił z przerażeniem. Garrett spojrzał na niego. Dzieciak miał taki wyraz twarzy, jakby tak naprawdę wolał, żeby mężczyzna mu nie odpowiadał.
- Nie martw się, nie są tacy straszni... - rzekł nieco uspokajająco.
- Że co?! - Alex wytrzeszczył oczy, spoglądając na Garretta jak na kogoś niespełna rozumu.
- Jeśli masz spore zapasy wody święconej, poradzisz sobie... - uśmiechnął się.
- Dobra! - rzekł twardo chłopak, robiąc gwałtowny w tył zwrot. - Rzucam tę robotę! - oświadczył ruszając przed siebie. Ręka Garretta wystrzeliła natychmiast za nim i pochwyciła go za kołnierz sprowadzając z powrotem.
- Idziemy razem, Alex! - wycedził, przybliżając swoją twarz do jego i uśmiechając się szeroko, lecz nie sympatycznie. - Jesteś mi potrzebny przy tym zleceniu!
- Coraz mniej mi się to podoba... - bąknął niepewnie chłopak. - Mogłeś mnie uprzedzić! - zawołał z wyrzutem.
- Wtedy nie poszedłbyś... - zarzucił.
- Pewnie, że nie! - żachnął się Alex.
- Spójrz. - powiedział, odsłaniając brzeg swojej opończy. Do pasa miał przytroczone cztery błękitno-złote buteleczki. Chłopak przyjrzał się. Jeden flakon był otwarty, ale zawartość miała niewielkie szanse, by się przypadkowo wylać, gdyż szyjka naczynia była długa i dość wąska, jednak wystarczająco szeroka, by włożyć weń jednocześnie trzy lub nawet cztery ostrza strzał. Jednocześnie szyjka rozszerzała się nieco ku górze, by strzały mogły trafić w nią gładko i szybko. Garrett wyjął jedną wodną strzałę.- Zanurzasz... - wykonał ruch, jakby wkładał ją do naczynia. - ...i celujesz w ożywieńca.
- I to działa? - Alex uniósł z powątpiewaniem brwi. Gerrett uśmiechnął się dziwnie.
- Musi... na zombie nic innego nie skutkuje... - rzekł półgłosem.
- Co?! - wykrzyknął chłopak z zaszokowaniem.
- Przecież już nie żyją. - wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Zrezygnowany Alex powlókł się za nim
- Pięknie...coraz lepiej... - mruknął pod nosem.
* * *
Przez kilka minut szli przez ciemne uliczki, słysząc tylko swoje własne kroki i szelest ubrań. W końcu dotarli do jakiegoś sporego budynku. Garrett wykonał ręką ruch, nieznacznym gestem wskazując chłopakowi płaski daszek, z którego można było przejść na taras budowli. Alex kiwnął ze zrozumieniem głową i podbiegł tam, błyskawicznie się nań wspinając. Mężczyzna zaczekał, aż zniknie w mroku i sam ruszył wolno dalej. Zaglądał w okna opustoszałych budynków z powyłamywanymi drzwiami i szukał śladów czegoś cennego, co mógłby zabrać jako premię do kwoty za wykonane zadanie.
- Garrett!!! - usłyszał nagle i chłopak zeskoczył z daszku, gnając przed siebie, a zarazem w kierunku mężczyzny, jakby go goniło stado diabłów. Jak się okazało, prawie tak było. Trzech ożywieńców podążało za Alexem, kołysząc się w swoim pokracznym i chwiejnym, lecz bardzo szybkim kłusie. Garrett sięgnął po cztery strzały i wszystkie zanurzył w przytroczonym do pasa naczyniu. Przytrzymując dwie w zębach, a jedną między wolnymi palcami prawej ręki, założył ostatnią na cięciwę. Wymierzył i strzelił. Biegnący najbliżej chłopca zombie został trafiony i upadł nieruchomiejąc. Po chwili padł następny. Ostatni pochwycił chłopca za nogi i powalił go. Alex zaczął wierzgać, dziko kopiąc ożywionego trupa, który nagle zastygł, gdy poświęcona wodna strzała rozprysła się, wbijając w jego przegniłe ciało. Na ten widok przerażony chłopak odetchnął z ulgą, jednak błyskawicznie jego twarz wykrzywił grymas odrazy.
- To obrzydliwe! - syknął, wydostając się szybko spod nieruchomych na wpół rozłożonych zwłok. Wstał otrzepując ze wstrętem i popatrzył na mężczyznę, który wyciągnął pozostałą strzałę z ust, spoglądając na Alexa z pobłażliwym rozbawieniem.- Tylko mi nie mów, że nie napędziły ci też stracha... - spojrzał na swojego nauczyciela z oskarżycielskim wyrazem twarzy.
- Tylko głupcy się nie boją. - odparł spokojnie Garrett. - Najczęściej potem zostają martwymi głupcami. - dodał, odkładając strzałę do kołczana. - Skąd wyszły? - zapytał z zainteresowaniem, zadzierając głowę i patrząc na daszek.
- Z okna przy tarasie. - poinformował chłopak z ostrożną podejrzliwością. - Dlaczego pytasz?
- Może być tam coś ciekawego. - stwierdził z dziwnym uśmiechem.
- Taaa...więcej ożywieńców. - mruknął zjadliwe Alex i wzdrygnął się na samo wspomnienie tych goniących go, śmierdzących rozkładem ciał, które nie tylko skrzypiały i plaskały przy każdym ruchu, ale też pojękiwały tak, że człowiekowi cierpła skóra. - Garrett! - zawołał rozpaczliwie, widząc, że jego nauczyciel wspina się na dach. - Chyba nie chcesz tam iść?!
- Jak chcesz, to zostań - usłyszał w odpowiedzi.
- Ale...- jęknął ze zgrozą i umilkł, widząc, że mężczyzna znika gdzieś w cieniu na dachu. Chłopak westchnął z żałością i popatrzył na leżące u jego stóp zwłoki...zwłok...jeśli ujmować to dosłownie. Wydawało mu się, że jeden z nich poruszył palcami. Jęknął i cofnął się o krok. Znowu popatrzył w ślad za swoim nauczycielem. - Garrett? - zwołał, biegnąc w stronę daszku. - Zaczekaj!
* * *
Przeszli pod dachach na taras i wsunęli się przez okno do budynku, który według planu powinien być świątynią. Znaleźli się na pierwszym piętrze balkonów, otaczających główne pomieszczenie, a Garrett przechylił przez balustradę, uważnie patrząc na oświetlony dwoma pochodniami ołtarz świątyni, na którym leżała szklana kopuła z czymś połyskującym w środku. Gdzieniegdzie widać było poruszające się w mroku po białej marmurowej posadzce zdeformowane cienie. Pojękujące cienie... Alex zadrżał i stanął bliżej nauczyciela.
- Myślisz, że dużo ich tu jest? - zapytał cichutko. Mężczyzna skinął głową.
- Może ich być sporo... - mruknął półgłosem. - Musimy uważać, żeby nie zwrócić ich uwagi.
- Mają dobry słuch? - zaciekawił się z nutką obawy chłopak.
- Słyszą hałas, ale nie rozumieją słów... - wyjaśnił.
- Może dlatego są takie wściekłe... - zastanowił się Alex. - Jakby to było, gdyby coś do ciebie mówili, a ty byś tego nie rozumiał? - rzekł cicho. Garrett zmierzył go dziwnym spojrzeniem.
- Weźmy się lepiej do pracy. - uciął wątek, zanim ten zabrnąłby na filozoficzne mielizny. - Musimy zabrać ten kamień... - wskazał ołtarz, na którym połyskiwała szklana kopuła.
- Jak chcesz to zrobić? - zapytał chłopak, przyglądając się planowanej zdobyczy. Mężczyzna rozejrzał się uważnie.
- Belki podtrzymujące strop są z drewna. Wbiją się w nie strzały sznurowe. - stwierdził. - Ale stąd nie doleci. No i nie da rady doskoczyć... - omiótł wzrokiem ściany i uśmiechnął się lekko. - Widzisz tamtą kratkę? - wskazał chłopakowi niewielką zakratowaną dziurę w ścianie, kilkanaście metrów nad marmurową posadzką i dość blisko ołtarza. Gdy chłopak przytaknął, Garrett kontynuował: - Stamtąd da się wystrzelić sznurową strzałę, albo i dwie, w mniejszych odstępach, a następnie doskoczyć do tryptyku. Potem wystarczy tylko zjechać i zabrać kamień... - stwierdził, a Alex pokiwał głową. Nagle znieruchomiał, kiedy spostrzegł, że mężczyzna przygląda mu się wymownie. Oczy dzieciaka rozszerzyły się, gdy energicznie kręcił głową w proteście.
- Nie! Nie ma mowy! Nie chcę! - zawołał, a Garrett błyskawicznie zasłonił mu ręką usta i spiorunował go wzrokiem. Chłopak uspokoił się. - Dlaczego ja? - wyszeptał, gdy mężczyzna zabrał dłoń.
- Jesteś mniejszy. Będzie ci wygodniej i na pewno się nie zaklinujesz... - wyjaśnił rzeczowo. Oczy chłopaka rozszerzyły się jeszcze bardziej na te słowa.
- Z...zaklinuję? - powtórzył, jakby chciał się upewnić, że się nie przesłyszał.
- Nie marudź Alex... - mruknął ze zniechęceniem mężczyzna. Ujście szybu musi być gdzieś na tarasie... - powiadomił, oglądając jeszcze częściowo zawalone balkony. Ponieważ chłopak nie ruszył się z miejsca popatrzył na niego groźnie: - Chcesz być złodziejem, czy nie?! - zapytał cicho, lecz ostro.
* * *
Alex czołgał się na brzuchu przez ciasny kwadratowy szyb, przebierając szybko łokciami i przeklinając w duchu swojego nauczyciela, a także wszystkich znajomych mu chociażby z nazwy bogów oraz cały Wszechświat, jako ogół. Dookoła niego panowały lepkie i śliskie ciemności i aż bał się myśleć, co może kryć się w mroku przed nim. Do tego wszędzie unosił się wywołujący mdłości zatęchły odór zgnilizny. Nagle znieruchomiał, gdyż do jego uszu dobiegło dziwne sapanie, które stanowczo nie było jego przyspieszonym z wysiłku i zdenerwowania oddechem. Powoli odwrócił głowę, patrząc w odnogę szybu. Bardziej wyczuł, niż zobaczył, że coś poruszyło się w ciemności. Usłyszał jeszcze jęk, który sprawił, że ciarki przebiegły mu po kręgosłupie. Gwałtownie ruszył przed siebie, czołgając się co sił i dobrze wiedząc, że nie ma teraz żadnego odwrotu. A to, co za nim pełzło najwyraźniej zbliżało się. Stęknął rozpaczliwie, niemalże czując, że jego obcasy raz po raz coś muska. Nagle zobaczył mdłe światło i zakratowany otwór. To niemalże dodało mu skrzydeł. Dopadł do kraty i pchnął, jednak ta ku jego przerażeniu nie chciała puścić. Przez nią widział nikle oświetloną komnatę z ołtarzem. Wrzasnął, gdy poczuł, że coś chwyta go za nogi. Odwrócił głowę, spoglądając w oblaną bladym światłem twarz ożywieńca. A właściwie to, co z jego twarzy pozostawiły szczury i larwy much. Zacisnął zęby, czując jak żołądek podchodzi mu do gardła i niemalże bez udziału świadomości strzelił wstrętną gębę łokciem. Poczuł, jak pod siłą uderzenia pęka to, co pozostało z twarzoczaszki, a przegniła całość zapada się w głąb głowy. Uścisk na jego nogach jednak nie zelżał. Chwycił kratę i desperacko potrząsnął nią, aż zadźwięczała.
- Garrett!! - krzyknął. Wielka rozkładająca się łapa chwyciła go za pasek. Znowu wrzasnął i zaczął kopać z całych sił, aż uścisk zsunął się na kostki i zelżał. Jakimś nadludzkim wyczynem akrobatycznym obrócił się w szybie, przekręcając tak, że jego stopy oparły się na kracie. Starając się nie myśleć, czego teraz dotykają jego plecy i co go chwyta za ramiona, podkurczył obie nogi prawie pod samą brodę i uderzył mocno kratę. Zadźwięczała, a zawiasy trochę puściły. Tymczasem obślizgła, gnijąca ręka zacisnęła się na jego szyi. To dodało Alexowi sił. Znowu walnął oporną kratę obcasami, a gdy ta nagle puściła, wyrwał się z uścisku i wyślizgnął z szybu. Coś rzuciło się za nim, a gdy nagle uświadomił sobie, że spada z wysokości kilkunastu metrów krzyknął i instynktownie wystawił ręce. Palce trafiły na kratę, zaciskając się na niej kurczowo i poczuł ostre szarpnięcie, gdy wyrwał się nieprzejednanym prawom grawitacji. Ożywieniec, który się za nim rzucił spadł na marmurową posadzkę, roztrzaskując się na niej z mokrym plaśnięciem. Chłopak popatrzył w dół i skrzywił się na widok drgających zielonkawo sinych kawałków mięsa i kości. Nagle zdał sobie sprawę, że z zakamarków świątyni, wyłaniają się inni zobmie, zmierzając ku niemu. Usłyszał metaliczne szczęknięcie, co skłoniło go do popatrzenia w górę. Kłódka, która wcześniej zamykała kratę, a teraz stanowiła jedyny jej łącznik z metalowym obramowaniem szybu była mocno przerdzewiała. Alex jęknął i zacisnąwszy powieki, spróbował się podciągnąć. Poczuł szarpnięcie pod palcami, gdy kłódka zaczęła powoli puszczać... Pod nim kłębili się ożywieńcy...
- Garrett!! - zawołał jeszcze raz. Usłyszał świst i uderzenie, a zaraz po tym tuż obok niego rozwinęła się lina. Popatrzył w górę na wbitą w jedną z podtrzymujących strop belek strzałę sznurową. Z ulgą sięgnął ku niej i mocno chwyciwszy, puścił kratę, zawisając już bardziej pewnie na lince. Rozejrzał się. Ożywione trupy kręciły się pod nim, próbując złapać koniec sznura. Alex wzdrygnął się i stopami owinął bardziej linę, podciągając ją, by nie mogły jej dosięgnąć. Starając się ignorować mrożące krew jęki, zaczął wzrokiem szukać Garretta.
Dostrzegł go po drugiej stronie świątyni, na wąskim gzymsie tuż przy ołtarzu. Mężczyzna najwyraźniej wykorzystał zainteresowanie ożywieńców, jakie wzbudził Alex i zeskoczywszy cicho, powoli zaczął skradać się do tryptyku. Bezgłośnie wszedł na podwyższenie i sięgnął w kierunku ukrytego pod szklanym kloszem lśniącego kamienia. Nagle na gładkiej powierzchni kopuły pojawiły się pęknięcia. Oczy Garretta rozszerzyły się, jednak nie zdążył się wystarczająco szybko cofnąć. Klosz pękł, jakby rozsadziło go coś od środka, a odłamki ostrego niczym żyletki szkła pofrunęły na wszystkie strony. Mężczyzna zasłonił twarz ręką, w którą wbiło się kilka lśniących kawałków szkła, przecinając materiał ubrania oraz skórę rękawiczki i wrzynając się w ciało. Duże krople krwi rozprysły się na białym marmurze. Złodziej syknął, gdy nagły hałas sprawił, że wszyscy obecni ożywieńcy zainteresowali się już tylko nim. Podskoczył do ołtarza i chwyciwszy kamień odwrócił się na pięcie.
- W nogi, Alex! - krzyknął Garrett, biegnąc przed siebie, w kierunku drzwi. Chłopak zjechał z liny i wykonawszy kilka zwinnych zwodów wymknął się łapom zombie. Pobiegł za nauczycielem, który uderzył właśnie ramieniem spróchniałe lekko uchylone wrota, a gdy te otworzyły się szerzej, wypadł na zewnątrz. Chłopak niemalże dotrzymywał mu kroku. Pędzili co sił, słysząc za sobą plaskanie i jęki trupiej pogoni. Mężczyzna pierwszy dopadł muru i odwrócił się splatając ręce. Alex nie potrzebował żadnych instrukcji. Odbił się od "koszyczka", jakie stworzyły dłonie jego nauczyciela i już był na murze. Wdrapał się nań i wyciągnął strzałę sznurową z kołczana. Błyskawicznie rozplątał sznur, zrzucając go Garrettowi. Ten chwycił linkę i okręciwszy ją wokół urękawicznionych dłoni oparł stopę o wystający kamień. Podskoczył, a Alex zsunął się z muru po drugiej stronie, ciężarem własnego ciała podciągając mężczyznę. Starszy złodziej wymknął się rękom ożywieńców w chwili, gdy ci do niego dobiegali. Garrett wspiął się na mur i miękko zeskoczył z niego, po czym obaj odbiegli w ciemność.
* * *
Alex odłożył szmatkę do miski z zaróżowioną od krwi wodą i zaczął bandażować prawą dłoń mężczyzny. Robił to delikatnie, lecz pewnie. Garrett obserwował jego ruchy, a kiedy ten skończył uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję. - powiedział i na próbę poruszył ręką. Rany prawie wcale nie bolały i nie były takie groźnie, jak mogło się wydawać na początku. Odłamki szkła ominęły ścięgna dłoni, więc nie powinien ponieść żadnych ubytków w sprawności palców.- Chyba nie najlepszy przykład ci dałem, co? - zagaił trochę smętnie. Chłopak popatrzył na niego z niezrozumieniem na twarzy. Garrett uniósł opatrzoną dłoń. - To było amatorstwo... - rzekł. Alex uśmiechnął się lekko.
- Dla mnie zawsze będziesz mistrzem. - pocieszył go i pochował medykamenty do małej skórzanej torby. - Garrett, obiecaj mi coś... - poprosił niespodziewanie, wsuwając torbę na półkę. Mężczyzna popatrzył na niego wyczekująco. - Dopóki nie zostanę prawdziwym złodziejem...to... żadnych więcej ożywieńców! - zawołał z nutką rozpaczy w głosie. Garrett uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony i pogładził chłopaka po miękkich, jasnych jak len włosach.
- Żadnych. Obiecuję... - rzekł. Alex odetchnął z ulgą i obwąchał się.
- Śmierdzę nimi... - osądził. - Muszę się wykąpać! - powiedział, zmierzając w kierunku niewielkiego pomieszczenia, które pełniło rolę łazienki. Wytoczył balię na środek i wziąwszy dwa stojące pod ścianą wiadra wyszedł z pokoju.
Garrett przez cały czas obserwował go... to jak przynosi ze stojącej na podwórku studni wodę i jej cześć podgrzewa na ogniu. Jak wlewa wrzątek i zimną wodę do balii, sprawiając, że łazienkę wypełniła chmura ciepłej pary. Potem, jak się rozbiera... Mężczyzna czuł, że przygląda się może zbyt natarczywie, jednak nie mógł oderwać spojrzenia od młodzieńczego, delikatnego, a jednocześnie tak smukłego i pięknego ciała. Skóra Alexa, podobnie jak włosy była bardzo jasna...i idealnie gładka. W końcu mężczyzna opanował się i zajął czymś innym, już tylko kątem oka zerkając przez uchyloną zasłonę na swojego ucznia, gdy ten zaczął się kąpać.
* * *
Cała posiadłość pogrążona już była w twardym śnie, kiedy dwie zakapturzone postacie przemknęły przez hrabiowskie ogrody. Taras był pilnie strzeżony, musieli więc dostać się inną drogą. Garrett spojrzał w górę, na murowany balkon i wystające grube belki, podtrzymujące strop. Wyciągnął strzałę sznurową i wymierzył. Po chwili przecięła powietrze i z cichym stuknięciem wbiła się w drewno. Ostre haczyki przytwierdziły się do powierzchni, a lina rozwinęła z szelestem. Mężczyzna wykonał nieznaczny gest i drobniejsza postać zaczęła się wspinać.
* * *
Prześlizgnęli się bezszelestnie przez kilka kolejnych wyludnionych pomieszczeń, zgarniając ze stołów i nie zamkniętych skrzyń wszystko co zdawało się cenne. Co jakiś czas kryli się w cieniu przed strażnikami, których ciężko okute i opatrzone w ostrogi buty zdradzały już na kilkanaście metrów. Weszli do kolejnego pomieszczenia, które na planie oznaczyli jako warte zainteresowania. Alex otworzył duży schowek, w którym wisiały mundury strażników i zaczął pakować do sakwy leżące na dnie owej "szafy" oraz sąsiednich półkach strzały i bomby błyskowe. Starszy złodziej tymczasem zajął się oględzinami schowanych w kufrach srebrnych i pozłacanych zastaw stołowych.
Wtem Garrett usłyszał kroki, zatrważająco bliskie i nagłe. W obu rękach miał po pucharze, nie mógł ich odrzucić nie czyniąc hałasu, a nie było czasu, by odstawić czy schować. Zerwał się i natarł na chłopca, wpychając go w przestrzeń schowka.
- Co się... - zaczął Alex, a mężczyzna niespodziewanie przycisnął swoje usta do jego, uciszając go. Oczy chłopaka rozszerzyły się gwałtownie i spiął się, a chcąc się cofnąć lub coś powiedzieć rozchylił bardziej wargi, przez co pocałunek stał się namiętniejszy. Alex pisnął gardłowo, kiedy złodziej przycisnął go jeszcze mocniej, na skutek czego został boleśnie przyparty do ściany. Nie mógł nawet poruszyć głową, by przerwać pocałunek. Silne ciało Garretta przyciskało go mocno i stanowczo. Nagle również usłyszał zbliżające się kroki. Nadchodził strażnik, lecz w przeciwieństwie do pozostałych nie nosił dźwięczących i zdradzających go już z oddali ostróg. Ominąwszy zaciemniony schowek, powędrował dalej, skręcając za róg. Wtedy dopiero Garett cofnął się, przerywając kontakt i szybko uciekł wzrokiem w bok.
- Przepraszam. - powiedział, chowając oba puchary do swojej, sakwy i owijając każdy z nich aksamitem, by nie dźwięczały uderzając o siebie. - Miałem zajęte ręce, a musiałem jakoś cię uciszyć! - syknął z łagodnym wyrzutem. Równie zmieszany Alex, zaczerwienił się i skinął głową.
- Nic się nie stało... - rzekł z lekkim uśmiechem, lecz nie popatrzył nauczycielowi w oczy.
- Znajdźmy sypialnię gościnną i znikajmy stąd... - zaproponował Garrett, ruszając w kierunku korytarza.
Sypialnię znaleźli bez większego trudu, a dodatkowym atutem był fakt, że siostra hrabiego, jako osoba wyjątkowo wrażliwa nie życzyła sobie, by jakaś straż kręciła się i hałasowała pod drzwiami jej komnaty. Garrett i Alex wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym mężczyzna wszedł, a chłopak został w cieniu, przy drzwiach.
Garrett prześlizgnął się bezszelestnie obok łoża, w którym za zwieszającymi się z baldachimu cienkimi zasłonami mógł dostrzec w poświacie księżyca leżący na boku i pogrążony we śnie kształt. Wciąż słysząc jej spokojny, miarowy oddech zabrał się za poszukiwania tego, po co go tu wysłano. Pod oknem stała wielka skrzynia. Przykucnął przy niej i wyciągnął fiolkę oliwy. Wpuścił kilka kropli do otworu zamka, po czym wydobywszy z zakamarków opończy dwa wytrychy zaczął nimi delikatnie, lecz fachowo manipulować w dziurce od klucza.
Zamek był oporny i skomplikowany, jednak powoli poszczególne bolce puszczały, a ostatecznie rozległo się wielce obiecujące zgrzytnięcie. Dość głośnie zgrzytnięcie. Mężczyzna znieruchomiał, spoglądając czujnie w stronę łoża, jednak nie dostrzegłszy żadnego ruchu i wciąż słysząc niezmieniony rytm oddechu śpiącej, uchylił wieko skrzyni. Brylantowa kolia zamrugała do niego w świetle księżyca. Uśmiechnął się pod nosem i sięgnął po swoją zdobycz, błyskawicznie chowając ją w kieszeni opończy. Dodatkowo i niemalże odruchowo zabrał jeszcze leżące obok dwa złote medaliony oraz małą srebrną broszę z rubinem. Bezgłośnie zamknął wieko i ponownie prześlizgując się obok łoża, wyszedł z komnaty.
* * *
Cutty wyciągnął lupę i przy płomieniu lampy przyjrzał się kolii.
- Piękna! - westchnął z zachwytem. - Naprawdę piękna! - z trudem oderwał od niej zachwycone spojrzenie i popatrzył na Garretta. - Warta swojej ceny... - stwierdził.
- Mam nadzieję... - mruknął posępnie złodziej. Cutty uśmiechnął się promiennie i wyciągnął z zamykanej na klucz szuflady sakiewkę. Wręczył ją Garrettowi, a ten rozchylił brzegi i sprawdził zawartość. Starszy mężczyzna uniósł w zdumieniu brwi.
- Czyżbyś przestał mi ufać, Garrett? - zdumiał się. Mężczyzna pokręcił głową i schował mieszek do kieszeni.
- Muszę dawać praktyczny przykład... - wyjaśnił, patrząc wymownie na stojącego obok i przyglądającego im się w milczeniu Alexa. Chłopak lekko zmieszał się, kiedy skupiły się na nim spojrzenia obu mężczyzn.
- No tak... - przyznał niechętnie paser. - Uczeń... - westchnął cicho. - Kto by pomyślał, Garrett, że weźmiesz sobie kogoś na termin... - przez dłuższą chwilę przyglądał się Alexowi. - Nadaje się chociaż? - zapytał bez ogródek mężczyznę, całkowicie już ignorując chłopca.
- Musi się jeszcze sporo nauczyć, ale jest pojętny... - osądził Garrett, zbierając się do wyjścia. Chłopak popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami i pokraśniał.
Kiedy wyszli w wilgotny mrok nocy, Alex milczał przez moment i w końcu zapytał:
- Naprawdę tak myślisz? - ponieważ mężczyzna popatrzył na niego jakby trochę nie rozumiejąc, chłopak uściślił: - Że jestem pojętny?
- Musisz się jeszcze sporo nauczyć... - stwierdził, uśmiechając się zagadkowo.
* * *
Weszli do jakiegoś podłużnego ciemnego pomieszczenia. W świetle zaledwie dwóch pochodni Alex mógł dostrzec, że podłoga zbudowana jest z kilku odmian podłoża. Były tam deski, odcinek zasadzonej trawy, marmur, dywan, bruk i zwykły kamień, a także metalowe płyty i połyskujące kafelki. Kiedy szli przed siebie Garrett odezwał się:
- Słyszysz, jaki robisz hałas idąc? - zapytał. - Musisz się nauczyć poruszać po każdym rodzaju podłoża. Po niektórych musisz poruszać się cicho i ostrożnie, czasem bardzo wolno. A jak się nie da, wykorzystaj strzały mchowe. - poradził. - Ale tylko w ostateczności... wiesz, ile kosztują... - mruknął. Chłopak tylko przytaknął z powagą.
W pomieszczeniu spędzili tej nocy kilka ładnych godziny, dopóki Alex nie nauczył się poruszać, tak cicho, by jego nauczyciel uznał to za zadowalające.
- Zawsze noś "bezszelestne" ubrania. - doradził Garrett. - Aksamit i surowy jedwab. Nie biegaj z wyciągniętym mieczem, bo nawet ślepiec cię zobaczy. - dodał, wyciągając z kieszeni spodni jedwabną, gęsto tkaną chustę i zawiązując sobie nią oczy. - Nie będę mógł cię dostrzec, ale ty spróbuj tak przejść na drugi koniec sali, żebym nic nie usłyszał. - polecił, przechodząc kilka kroków na środek pomieszczenia i stając w bezruchu. Alex przygryzł wargę i powoli ruszył w jego stronę. Szedł wolno, ostrożnie stawiając stopy na kamieniach i bruku, trochę pewniej i szybciej na trawie i dywanie. Kiedy był całkiem blisko swojego nauczyciela stanął obok i znieruchomiał. Mężczyzna nagle obrócił się powoli. Alex wstrzymał oddech, czując jak serce dziko łomocze w jego piersi. Garrett był tak blisko, że gdyby wyciągnął rękę, mógłby go dotknąć. Dotknąć... Zrobiło mu się gorąco na samą myśl o bliskości swojego nauczyciela. Mężczyzna znowu powoli obrócił się dookoła własnej osi. Nie wydał przy tym żadnego dźwięku. Nawet jego ubranie nie zaszeleściło. Oczy Alexa rozszerzyły się, kiedy Garrett niespodziewanie wyciągnął rękę i położył ją na jego ramieniu, przyszpilając mocno do ściany. Po czym płynnym ruchem ściągnął z oczu opaskę. Chłopak popatrzył na niego zaszokowany, a mężczyzna tylko uśmiechnął się lekko.
- Co mnie zdradziło? - zapytał Alex.
- Bicie twojego serca. - odparł mężczyzna. - Im mniej hałasu sam robisz, tym więcej usłyszysz. Byłem cicho, więc usłyszałem je...- dłoń Garretta ciągle spoczywała na ramieniu chłopca. Potem nagle przesunęła się niżej, na pierś. Alex wstrzymał oddech.- Tak bardzo łomocze ci serce...- stwierdził mężczyzna. - Tłucze się jak ptak w klatce... Dlaczego? Aż tak jesteś zdenerwowany? Musisz się nauczyć to opanowywać w czasie akcji, inaczej zaczniesz popełniać błędy, a przez szum krwi w uszach nie usłyszysz zbliżającego się niebezpieczeństwa. Jest pewien sposób.- oznajmił łagodnie i pomagając sobie drugą ręką zaczął rozwiązywać koszulę chłopca. Alex zadrżał i wlepił zszokowane spojrzenie w swojego nauczyciela. Garrett całkiem rozsupłał koszulę swojego ucznia i dotknął delikatnymi opuszkami długich palców jego miękkiej skóry, pod którą rysowała się linia żeber. Serce chłopca zaczęło bić jeszcze szybciej i gwałtowniej, niemalże sprawiając mu ból. Dłoń mężczyzny zsunęła się niżej, jakby czegoś szukała, łaskocząc skórę, łagodnie i bezwiednie ją pieszcząc. W końcu Garrett mocno przycisnął palcami punkt w okolicach żołądka chłopca. Alex jęknął z bólu i zaskoczenia; zrobiło mu się dziwnie słabo. - Musi boleć. - wyjaśnił szeptem mężczyzna. - Chwycił dłoń chłopca i przycisnął jego palce do punktu, który sam wcześniej uciskał. - Tu jest takie miejsce. Jeśli mocno przyciśniesz, tak, żeby bolało, to spowolnisz puls. - wyjaśnił. - Tylko nie przesadzaj, bo zemdlejesz... - uśmiechnął się lekko i odsunął od chłopca, ruszając w głąb sali, w kierunku wyjścia. Alex patrzył, jak odchodzi i znika za drzwiami. Zamknął oczy. Gardło ściskał mu dziwny żal, którego źródła nie potrafił określić. Wciąż czuł ten delikatny dotyk mężczyzny.
* * *
Dwie zakapturzone postacie przemknęły się pod murami posiadłości i zniknęły w cieniu.
- To będzie test... - oświadczył Garrett, zatrzymując się. - Masz dostać się do budynku i znaleźć wysadzane klejnotami berło, po czym wydostać się stamtąd. Masz plan, a twoja zdobycz powinna być w którejś z głównych sal. - zauważył. - Uważaj, żeby cię nie usłyszeli, nie złapali, a już na pewno, żeby cię nie zabili... - spojrzał chłopakowi głęboko w oczy. Lśniły niezwykle z podniecenia i zdenerwowania. - Idź!
Chłopak kiwnął głową i odbiegł, niemal natychmiast znikając w cieniu. Garrett przez chwilę patrzył za nim i nasłuchiwał. Odgłos kroków był ledwo słyszalny. Dzieciak w końcu się tego nauczył. Spojrzał w górę na wielką budowlę z kamienia. Dom był dobrze strzeżony. Istniało prawdopodobieństwo, że złapią Alexa, a wtedy prawie na pewno go zabiją. Ze złodziejami nikt się nie patyczkował. Mógł ostatecznie iść za nim i śledzić jego posunięcia, a w razie potrzeby zainterweniować... Ale to w końcu był test, więc powinno to przebiegać uczciwie. Zmrużył oczy i wstrzymał oddech, nasłuchując. Kroki jakiegoś strażnika ucichły za rogiem. Szkoda dzieciaka! Garrett zerwał się, ze zwinnością kota wyskakując z cienia i znikł w plamie ciemności za bramą.
* * *
Szedł cicho niczym kot na polowaniu. Przerysowując plan posiadłości nauczył się na pamięć rozkładu głównych pomieszczeń. Zatrzymał się nagle i wcisnął w jakąś ciemną wnękę, nieruchomiejąc i pochylając nisko głowę, tak, by kaptur zasłonił twarz. Kiedy strażnik minął go, a jego kroki zaczęły cichnąć rozejrzał się czujnie. Gdzie ten dzieciak mógł pójść? Od parunastu minut kręcił się po pomieszczeniach, kradnąc co cenniejsze rzeczy i nasłuchując, czy nie wzniesiono gdzieś alarmu. Wszędzie jednak panowała absolutna cisza, zakłócana tylko od czasu do czasu ciężkimi krokami strażników. Przeszedł po miękkim dywanie, wyściełającym korytarz i nagle dostrzegł czarną plamę aksamitu, która przemknęła przezeń, znikając za uchylonymi drzwiami kolejnego z pomieszczeń. Bezszelestnie ruszył za nią. Dotarł do załamania korytarza i kryjąc się w kącie, obserwował swojego ucznia. Alex przycupnął w cieniu i napiąwszy łuk wymierzył w kierunku stojącego w progu jakiejś komnaty strażnika. Strzała pomknęła z cichym szelestem, przebijając szyję mężczyzny, który tylko zatoczył się i runął na dywan. Chłopak przeskoczywszy po wyściełających podłogę kobiercach podbiegł do niego i podnosząc trochę ciało, przeciągnął je w cień. Alex był silny. Jak na swój wzrost i drobną budowę ciała można by rzec, że bardzo silny. Mógł ogłuszyć tego mężczyznę, jednak widać wolał inny sposób rozwiązywania takich spraw. A może po prostu jeszcze obawiał się bezpośredniej konfrontacji... Garrett zmarszczył brwi. Będzie musiał z Alexem o tym porozmawiać. Jego uczeń przepłynął do sąsiedniego pomieszczenia. Podążył za nim, lecz inną drogą, przechodząc jeszcze jedno załamanie korytarza. Zgodnie z planem do głównej sali, zwaną "tronową" było nawet kilka wejść. Stanął w cieniu i jego oczy rozszerzyły się. Znalazł się w progu pomieszczenia, gdzie na środku stał uzbrojony mężczyzna, a z którego widać było prawie całą salę. Dostrzegł sięgającego po osadzone na specjalnym stojaku berło chłopca równocześnie ze strażnikiem, który poderwał się i ruszył w kierunku dzwonu alarmowego. Nie zastanawiając się nawet Garrett sięgnął po ostre strzały. Nałożył jedną na cięciwę i zanim mężczyzna zdążył chwycić za sznur, strzelił. Strzała przecięła powietrze, wbijając się w oko ofiary i zagłębiając do połowy w czaszce. Strażnik zachwiał się i runął na podłogę, swoim rynsztunkiem robiąc trochę huku.
Garrett spojrzał na chłopca, który trochę spłoszony nagłym hałasem rozejrzał się bacznie. Jednak po chwili, nie dostrzegłszy żadnego niebezpieczeństwa, bardzo ostrożnie wypłynął z pomieszczenia, znikając w głuchym mroku korytarzy. Starszy złodziej uśmiechnął się lekko i odwrócił na pięcie.
* * *
Siedział właśnie na obrzeżu murowanej studni, kryjąc się w cieniu, jaki rzucał daszek, kiedy dostrzegł biegnącą w jego kierunku drobną postać. Uśmiechnął się lekko, patrząc w roziskrzone oczy dzieciaka.
- Masz? - zapytał, kiedy chłopak stanął przed nim. Alex bez słowa odchylił opończę. Z jednej z jej głębokich kieszeni wystawał fragment berła. W świetle księżyca klejnoty zamigotały blaskiem tysiąca tęcz.- Dobrze. - Garrett skinął z uznaniem głową. - Tylko wiesz... tego strażnika przy wejściu do sali tronowej... Nie musiałeś go zabijać... - na te słowa oczy chłopca rozszerzyły się w wyrazie zaskoczenia. - Musiałem cię pilnować. - wyjaśnił mężczyzna odwracając się na pięcie i ruszając w ciemność ulicy. - Nieźle się przy tobie narobiłem, więc szkoda by było, gdyby cię złapali. Ale poradziłeś sobie bardzo dobrze.
- Ale...ale...- wykrztusił chłopak idąc za nim. - Nie usłyszałem cię... Nie wiedziałem, że za mną idziesz. - zawołał. Wydawał się być czymś rozżalony. Garrett popatrzył na niego z ukosa. Jego jasne oczy połyskiwały w mroku.
- Ciągle jestem od ciebie lepszy... Chyba nie zaprzeczysz... - uśmiechnął się lekko, trochę przekornie.
- Garrett... - wyszeptał chłopiec i obaj rozpłynęli się w ciemnościach.
* * *
Garrett przechylił butelkę i wylał do kubka resztkę wina. Omiótł wzrokiem rząd stojących na blacie butelek, z których dwie były opróżnione. Postawił obok trzecią. Wypił głęboki haust dość mocnego trunku, od którego w głowie przyjemnie mu szumiało. Spojrzał na siedzącego na łóżku chłopaka. Jego zmierzwione włosy opadały na ramiona i zarumienione policzki, a oczy błyszczały od upojenia alkoholowego.
- Naprawdę mogliśmy sobie...na to pozwolić? - zapytał Alex, pomiędzy jednym a drugim łykiem, ruchem głowy wskazując butelki. Garrett wzruszył ramionami.
- Od czasu do czasu coś nam się od życia należy... - stwierdził, przypatrując się wstawionemu już mocno chłopakowi. - Wykonaliśmy robotę, dostaliśmy pieniądze. Dzisiaj było nas na to stać! - wyjaśnił, znowu wypił łyk. - Nie przyzwyczajaj się tylko... - wymruczał.
- Garrett... - Alex wstał i z dziwnym uśmiechem podszedł do mężczyzny. Postawił na stole kubek. - Nalej mi jeszcze... - poprosił. Mężczyzna zmierzył go uważny spojrzeniem.
- Może już wystarczy, co? - zapytał, widząc jego szklące się błędne oczy. - Chyba nie za często pijesz?
- E tam! - powiedział Alex i machnął energicznie ręką, w skutek czego zachwiał się, tracąc równowagę i lądując w ramionach mężczyzny.
- O właśnie... - zauważył Garrett uśmiechając się pobłażliwie. Chłopak nie przejął się tym absolutnie i tylko poprawił, siadając na kolanach swojego nauczyciela. Przodem do niego. - Chyba pora spać... - przypomniał mężczyzna, czując się trochę nieswojo z powodu bliskości Alexa.
- Dobrze...ale z tobą... - wymruczał jego pijany uczeń.
- Co? - Garrett zmarszczył brwi. Alkohol też nie najlepiej wpływał na jego procesy myślowe.
- Garrett...to u hrabiego... - zaczął chłopak, mrużąc oczy i starając się zogniskować spojrzenie na twarzy mężczyzny. Garrett spoważniał nagle.
- Już cię przeprosiłem... - rzekł posępnie, unikając jego wzroku. - Zejdź! - poruszył się. - Pora spa... - nie dokończył, gdyż chłopak zamknął mu usta pocałunkiem. Oczy mężczyzny rozszerzyły się. Mimowolnie oddał pocałunek, czując gładkość warg Alexa i smak alkoholu, a kiedy przerwali otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak chłopak nie dopuścił go do głosu. - Uwielbiam cię, Garrett! - zamruczał, zarzucając ramiona na jego szyję i muskając ustami jego policzek. Mężczyzna drgnął czując, jak na karku pojawia mu się gęsia skórka. Bliskość tego młodego gorącego ciała sprawiła, że przebiegł go przyjemny dreszcz, a między nogami poczuł pulsowanie.
- Alex...jesteś pijany... - wyszeptał i odruchowo objął chłopca w talii. - Ja też... - dodał, gdy jego uczeń przesunął usta na żuchwę i brodę Garretta, a potem znowuż na jego lekko rozchylone wargi. To wystarczyło, by mężczyzna stracił i tak już nikłą kontrolę nad sobą. Mocniej przycisnął do siebie wiotkie ciało i zaczęli się powoli, a zarazem z lubością smakować. Nagle Garrett wstał, unosząc chłopca i podszedł do łóżka, układając go na nim. Oderwał się od niego, a zwinne dłonie Alexa zabłądziły na brzuch nauczyciela i wyciągnęły ze spodni koszulę, po czym z uśmiechem na ustach chłopak pomógł mu ją ściągnąć przez głowę. Uniósł ręce, ujmując twarz mężczyzny i gładząc delikatnymi palcami jego policzki oraz muszelki uszu. Garrett przymknął oczy, rozkoszując się tymi łagodnymi pieszczotami i znowu namiętnie go całując...
* * *