The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Kwietnia 25 2024 05:48:00   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Mistrz i uczeń 1
Część I:


"Złodziejaszek"





* * *



Ponieważ najprawdopodobniej niektórzy nie znają tej gry, zamieszczam tutaj link do polskiej stronki o grze, aby wyjaśnić pewne pojawiające się w tekście niejasności i "dziwne elementy", które naprawdę nie są owocem mojej spaczonej wyobraźni, lecz efektem wytężonej pracy twórców gry. ^____^''' http://thief.cenega.net


* * *



Przy akompaniamencie stukotu wysokich okutych butów strażnik przeszedł przez ciemny korytarz, omijając mroczną wnękę w załamaniu ściany. Kiedy jego kroki ucichły wnęka nagle poruszyła się i w ciemności błysnęły białka oczu. Z cienia wyłoniła się wysoka postać odziana w czarną aksamitną opończę z kapturem i ruszyła w kierunku rozwidlenia korytarza. Gruby dywan skutecznie tłumił odgłos płynnych, pewnych kroków. W końcu postać zatrzymała się przy pozbawionym drzwi wejściu do obszernej sali i sięgnęła do kołczanu. Ciche napięcie łuku i strzała poszybowała pod kątem w dół, uderzając w podłogę z marmurowych płytek. Kępki zielonej roślinności rozprysły się dookoła miejsca trafienia. Postać zwinnie przeskoczyła z dywanu na rozrzucony mech, który skutecznie wyciszył uderzenie obcasów i podeszła do dużych, stalowych drzwi. Szczupła dłoń w rękawiczce z czarnej miękkiej skóry ujęła kutą klamkę i nacisnęła. Rozległo się ciche zgrzytnięcie stawiającego opór zamka. Brwi nad błękitnymi oczami zmarszczyły się nieznacznie, kiedy mężczyzna sięgnął w zakamarki swojej szaty i wydobył stamtąd sporej wielkości wytrych. Wsunął go do dziurki od klucza i przekręcił, drugą dłonią przyciskając klamkę. Znowu poruszył odrobinę, wsłuchując się w zgrzytanie zamka i wyczuwając opór klamki. Cierpliwie powtórzył ruch. W końcu usłyszał głośne stuknięcie i zgrzyt.
- Bingo... - szepnął mężczyzna, otworzył drzwi i cicho wszedł do pomieszczenia, równie bezszelestnie zamykając je za sobą. Rozejrzał się po niewielkim, lecz urządzonym z przepychem pomieszczeniu. Najwyraźniej lordowi zaczęło się nieźle powodzić od momentu przejęcia kopalni w zachodniej części gór. Nie zbiednieje dzisiaj zbytnio. Chociaż... Mężczyzna uśmiechnął się i podszedł do biurka, na którym stały równiutkie stosy srebrnych monet. Wszystkie błyskawicznie zniknęły w licznych kieszeniach jego opończy. Przerzucił leżące obok papiery. Raport z tegorocznego zbioru w winnicach w Horny, wydatki na utrzymanie domostwa i stajni, spis towarów przeznaczonych na eksport do sąsiedniego kraju. Nic co mogłoby go zainteresować... Mężczyzna rozejrzał się. Nie po to tutaj przyszedł. Z kocią miękkością ruchów przeszedł przez komnatę, wodząc wzrokiem po ścianach. Wymijając stół dostrzegł złoty kielich z niedopitą zawartością. Zdecydowanym ruchem wylał wino na podłogę i schował naczynie w zakamarkach swojej szaty. Podszedł do jednej ściany, na której wisiał zdobny gobelin. Zerwał materiał z wbitych w ścianę haków, odsłaniając kamienne drzwiczki sejfu. Uśmiechnął się lekko i znowu wyciągnął wytrych, który błyskawicznie wsunął do dziurki od klucza. Rozległ o się nieprzyjemne zgrzytnięcie. Mężczyzna wydobył z kieszeni jeszcze jeden, mniejszy wytrych, który podążył w ślad za pierwszym. Poruszył obydwoma w otworze, starając się wyczuć ułożenie zamka. Przymknął powieki. Wzrok teraz mu się do niczego nie przyda, tylko będzie go rozpraszać... Zaczął wsłuchiwać się w klikanie skomplikowanego mechanizmu. Cierpliwie słuchał i manipulował przyrządami. Nagle rozległo się głośniejsze stuknięcie i zamek odblokował się, a grube drzwi sejfu z szuraniem odsunęły. Mężczyzna uśmiechnął się i sięgnął do górnej półki sejfu. Po chwili poczuł w dłoni ciężar srebrnej statuetki. Obejrzał ją. Piękny odlew z czystego kruszcu, przedstawiający jednorożca. Jego cel dzisiejszego wieczoru. Nie minął moment, a dziełko sztuki zawędrowało do kieszeni mężczyzny. Sięgnął do dolnej półki i zabrał ciężki woreczek monet. - I jeszcze to... - mruknął do siebie, odwijając leżący w rogu ciemny aksamit i wydobywając stamtąd złoty, zdobiony kamieniami diadem, który podobnie jak woreczek znikł w zakamarkach szaty. Mężczyzna zamknął sejf i starannie zawiesił gobelin na swoje miejsce. Odwrócił się na pięcie i rozglądając się jeszcze w poszukiwaniu czegoś cennego ruszył w kierunku drzwi. Uchylił je nieznacznie i wstrzymał oddech, uważnie nasłuchując. Gdzieś w głębi korytarza dobiegały odgłosy kroków strażnika. Nasłuchiwał dalej. Kroki najwyraźniej oddalały się. Wysunął się na korytarz, po czym bezszelestnie ruszył przed siebie.

Po kilku minutach był na dziedzińcu. Wyminął leżącego w ciemnym zaułku przy wejściu dla służby ogłuszonego strażnika i skrył się w cieniu pobliskiego drzewa. Podwórze było jasno oświetlone. Do zamku musiał wrócić właściciel i służba pozapalała wszystkie pochodnie. W samą porę zakończył akcję. Jednak teraz droga do bramy wjazdowej nie była już zacieniona, a na środku dziedzińca stało i rozmawiało dwóch strażników. Sięgnął do kołczana i wyciągnął dwie wodne strzały. Jedną chwycił w zęby, a drugą założył na cięciwę. Pierwsza poszybowała cicho i rozprysła się na pierwszej pochodni, całkiem gasząc płomień. Strażnicy nie zareagowali. Za nią podążyła druga i zgasiła następną pochodnię. Wtedy pod jedną ze ścian zapadła ciemność, która przykuła uwagę strażników... Mężczyźni nabrali czujności i powoli zaczęli zbliżać się w kierunku zgasłych pochodni... Sięgnął do kołczana i wyciągnął kolejną strzałę, natychmiast posyłając ją w przeciwległą stronę dziedzińca. Kiedy uderzyła w podłoże specjalna grzechotka zaczęła hałasować, a strażnicy natychmiast pobiegli w tamtym kierunku
Mężczyzna uśmiechnął się w mroku i ruszył przed siebie w stronę bramy. Tuż przy zamkniętych wrotach skręcił i pobiegł wzdłuż muru, w kierunku wysokiego drzewa, którego konary wychodziły poza obręb posesji, wznosząc się wysoko, ponad ogrodzenie. Rozejrzawszy się jeszcze czujnie, czy nikogo nie ma w pobliżu, zwinnie wspiął się na drzewo, znikając na chwilę w gęstej koronie, by po chwili z kocią gracją zeskoczyć z muru na bruk ulicy. Obcasy stuknęły niebezpiecznie głośno o kamienie, jednak w okolicy nie było nikogo, kto mógłby to usłyszeć. Starając się poruszać możliwie jak najciszej wybiegł na ulicę i znikł w cieniu pomiędzy domami. Tam zatrzymał się i wstrzymał oddech, nasłuchując. Z oddali dobiegały tylko pokrzykiwania strażników. Pewnie już znaleźli strzałę hałasującą i wzmożyli czujność. Trochę na to za późno. Za chwilę będzie już daleko stąd. Uśmiechnął się i spokojnie, lecz ciągle cicho jak duch ruszył przed siebie, czując pod opończą ciężar srebrnej statuetki.


* * *



- Nieźle, Garrett. - zawołał z uznaniem starszy mężczyzna, obracając w rękach figurkę jednorożca. Ciemnowłosy podniósł wzrok znad złotego kielicha, z którego popijał wino.

- Daruj sobie te zachwyty, Cutty i wypłać mi lepiej pieniądze za to i za zaległe zlecenie.- mruknął.

- Już, już... aleś się zrobił niecierpliwy... - Cutty skrzywił się, jednak jego oczy wciąż pozostawały uśmiechnięte. Starannie zawinął figurkę w miękki materiał i włożył do drewnianego kuferka.

- Powiedzmy, że zalegam z czynszem, a mój gospodarz nie jest zbyt wyrozumiały. - odparł Garrett i wypił wino do końca. - Za ile to opylisz? - postawił przed nim pusty kielich. Mężczyzna wziął naczynie do ręki i uniósł na wysokość oczu, by przy blasku oliwnej lampy przyjrzeć się mu z miną fachowca.

- Tylko do przetopienia i na biżuterię. - oznajmił. - Wiesz przecież, że lord Vesir każe znakować swoje naczynia herbem. - przysunął spód podstawki kielicha do oczu Garretta. Mężczyzna przyjrzał się i westchnął.

- Zapomniałem... - wstał i zarzucił kaptur na głowę. - Nieważne, nie mam czasu. Dawaj, co masz i znikam. - zawołał chłodno.

- Za dzisiejsze łupy i rata z zaległej roboty. - mężczyzna wręczył mu pokaźną sakiewkę. Garrett zważył ją w dłoni. Rzucił Cutty'emu chłodne błękitne spojrzenie i ruszył w kierunku drzwi.



* * *



Przez ulicę przejechał zaprzężony w dwa muły wóz, wzniecając przy tym za sobą tuman kurzu. Wysoki ciemnowłosy mężczyzna z kapturem nasuniętym na głowę wyłonił się z chmury pyłu i wolnym krokiem przeszedł przez ulicę. Wymijając szereg straganów, wślizgnął się do ciemnej uliczki i po chwili bezszelestnie zamknęły się za nim nie rzucające się w oczy drewniane drzwi.
Wewnątrz panował dyskretny półmrok, nadający potencjalnym obecnym całun anonimowości, na której tak zależało prawie wszystkim klientom tego sklepu. Garrett rozejrzał się po niewielkim, zastawionym licznymi półkami pomieszczeniu. Wszędzie unosił się zapach wyprawionych skór, suszonych ziół, drażniących nozdrza chemikaliów oraz charakterystyczna woń "spalającego się pyłu." Z boku, trochę pod kątem do wejścia umieszczona była lada, a za nią stał drobny chuderlawy człowieczek o włosach gęsto już przyprószonych siwizną.

- Dzień dobry, Roderyku. - odezwał się Garrett, wchodząc w głąb pomieszczenia.

- Witaj, młody przyjacielu... - staruszek spojrzał na niego wyblakłymi niewidzącymi już niczego oczami i odwrócił się w stronę, skąd dobiegło powitanie. - Co cię do mnie tym razem sprowadza, Garrecie? - zapytał, uśmiechając się w przestrzeń. Na twarzy Garretta również pojawił się łagodny uśmiech. Lubił tego staruszka, bo był dobrym rzemieślnikiem i wytrawnym kupcem. Znał się na tym, co robił i wiedział, czego mogą oczekiwać jego klienci. Był najlepszy w mieście, pomimo swojej ułomności jaką była ślepota. Czasami Garrett zastanawiał się, czy utrata wzroku jakiej kilka lat temu doznał Roderyk w wyniku wypadku z nową odmianą strzały gazowej, nie stała się dla niego pewnym atutem. Od tego momentu zaczął mieć więcej klientów, gdyż jego usługi nie ucierpiały z faktu, że nie widział, ale za to ze względu na utratę wzroku nie mógł już zapamiętać twarzy swoich klientów. Tak więc pozostawał dobrym dostawcą towaru, przy jednoczesnym zmniejszeniu zagrożenia pozostania potencjalnym donosicielem bądź świadkiem.

- Jak zawsze interesy. - odparł i położył na ladzie sakiewkę.

- Znowu pewne straty przy robocie, tak? - zaśmiał się gardłowo Roderyk.

- Drobne... - wysypał pieniądze na stół.

- Czego zatem potrzebujesz? - zainteresował się usłużnie staruszek.

- Dwadzieścia ostrych strzał, trzy...nie... cztery wodne, sześć mchowych...Jedną buteleczkę Napoju... - wyliczał z zastanowieniem, a Roderyk z dziarskością zadziwiającą dla jego wizerunku rozsypującego się staruszka, bezbłędnie odnajdywał na półkach odpowiednie towary i wykładał na ladę. - I jeszcze sztylet... - zakończył Garrett.

- Z zatrutym ostrzem? - zainteresował się staruszek z pewną dozą fascynacji w głosie.

- Nie, myślę, że będę go nieraz używał do krojenia chleba, więc to by było pewne utrudnienie... - Garrett uśmiechnął się lekko, a Roderyk zaśmiał i wyłożył na ladę skórzany rulon. Rozwinął go, rozkładając przed klientem kolekcję kilkunastu różnych sztyletów. Po krótkich oględzinach wybranych przez Garretta ostrzy, mężczyzna wybrał jeden i wsunął do ukrytej pod rękawem pochwy na przedramieniu. - To chyba wszystko...pamiętaj, obiecałeś mi ostatnio rabat. - westchnął, opierając się dłońmi o ladę.

- Oczywiście, oczywiście... - staruszek skwapliwie pokiwał głową. - Aha! Mam coś, co zapewne by cię zainteresowało... - zawiesił głos i zanurkował pod ladę, odnajdując coś na ukrytych tam półkach. - Co powiesz na to? - zapytał, z miną dumnego ojca stawiając przed Garrettem maleńkie drewniane pudełeczko o wielu ściankach.

- Bomba błyskowa? - zdziwił się mężczyzna.

- Nie byle jaka... - zaznaczył Roderyk. - Jest mniejsza i lżejsza od tych powszechnie używanych, a przy tym siłą rażenia nie odbiega od nich. To mój najnowszy projekt. Niedługo zacznę masową sprzedaż, jednak na razie zrobiłem ich tylko kilka, bo chcę sprawdzić, czy klienci będą zadowoleni. - zakończył z entuzjazmem, który najwyraźniej udzielił się całej sylwetce staruszka, gdyż drżała ona z emocji, jakby się miała zaraz rozsypać. Garrett obejrzał urządzenie.

- Mniejsza, bardziej poręczna, lżejsza i łatwiejsza do ukrycia. - stwierdził. - I zapewne droższa? - spojrzał bystro na twarz kupca. Roderyk uśmiechnął się zagadkowo.

- Dla ciebie, Garrett, za pół ceny. - oświadczył. - Jesteś moim najlepszym i najwierniejszym klientem. Nie uciekasz do konkurencji, bo ma strzały sznurowe tańsze o srebrnika. - zawołał z pewną dozą irytacji w głosie. Garrett uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że staruszek mówi o konkretnym kupcu, który kilka miesięcy temu otworzył podobny sklep na drugim końcu miasta, robiąc tym samym Roderykowi nielichą konkurencję. - Ale te maleństwa wybawią mnie z kłopotów. - z rodzicielską czułością pogładził palcami mini bombę błyskową. - Moje towary znowu będą bezkonkurencyjne. - oznajmił z zadowoleniem.

- Nie wątpię. - Garrett skinął głową.

- To jak, decydujesz się? - zainteresował się Roderyk.

- Tak. Podlicz mnie. - mężczyzna skinął głową.



* * *



Objuczony ciężarem dokonanych przed chwilą zakupów i odczuwający również dotkliwe zmniejszenie wagi sakiewki Garrett przeciskał się przez targowisko. Czasami tłum zastępował mu drogę tak ciasno, że musiał odpychać się łokciami, żeby utorować sobie drogę. Westchnął ciężko. W sakiewce zostało tylko kilka monet. Musi jak najprędzej znaleźć sobie jakieś zajęcie, w przeciwnym wypadku znowu będzie musiał pościć kilka dni. Sprzęt był kosztowny, a zlecenia nie zdarzały się nadmiernie często i nie zawsze były tak dochodowe, by zrównoważyć koszty. Wpojono mu jednak, że dobry złodziej powinien mieć zawsze pełne wyposażenie. Nigdy nie wiadomo, kiedy trafi się jakaś okazja. Tłum znowu zatarasował mu drogę, a Garrett poczuł zniecierpliwienie spowodowane tym faktem. Nie cierpiał dni targowych. Cofnął się, chcąc poszukać innej trasy i wtedy poczuł pod swoją opończą czyjąś rękę. Ogarnęła go złość. Tego było już za wiele. Żeby próbować okraść złodzieja! Chwycił rękę za nadgarstek i gwałtownie szarpnął, odwracając się równocześnie i napotykając przestraszone zielonozłote spojrzenie. Złość ustąpiła miejsca zaskoczeniu, kiedy Garrett zdał sobie sprawę, że próbował go okraść około szesnastoletni chłopiec o niezwykle jasnych włosach, związanych na plecach oraz iście dziewczęcej w swej subtelności rysów twarzyczce. Na obliczu złodziejaszka malował się lęk. Szarpnął się, próbując wyzwolić z uścisku, jednak mężczyzna nie pozwolił mu na to.

- O nie! Nie tak prędko! - syknął Garrett przez zaciśnięte zęby i pociągnął chłopca przez tłum w stronę budynków, gdzie było trochę wolnego miejsca.

- Nie! Proszę! Więcej nie będę! - krzyknął chłopak, próbując zaprzeć się nogami. Garrett był jednak od niego sporo silniejszy i co prawda z pewnym trudem, ale prowadził go stanowczo w sobie tylko znanym kierunku. - Błagam! Utną mi za to rękę... - zawołał, kiedy mężczyzna dotarł do pobliskiego budynku i cisnął chłopca w stronę ściany tak, że ten plecami rozpłaszczył się na murze. - Przepraszam... - wyszeptał chłopiec. - Puśćcie mnie, panie. Więcej nie będę... - obiecał, a w jego oczach zaszkliły się łzy. Garrett przez chwilę patrzył mu w twarz i w końcu uśmiechnął się lekko, lecz nie sympatycznie.

- Faktycznie... - odezwał się. - Złodziej z ciebie żaden, ale aktor przedni... - stwierdził, a na te słowa oczy chłopca rozszerzyły się w wyrazie zaskoczenia. Łzy nagle gdzieś zniknęły, podobnie, jak błagalny i przerażony ton głosu, kiedy przemówił:

- Skąd wiedziałeś? - zdziwił się, a Garrett w końcu puścił jego rękę. Na obnażonym nadgarstku chłopca widniał czerwony ślad po jego uścisku, jednak dzieciak nie przejął się tym zbytnio.

- Zdolności aktorskie to także pewna ważna umiejętność p r a w d z i w e g o złodzieja. - wyjaśnił, z naciskiem wymawiając słowo "prawdziwego". Chłopiec przez chwilę patrzył na niego, mierząc go wzrokiem od stóp do głowy.

- Ty?... - zaczął i zawahał się. - Należysz do Gildii? - zapytał z fascynacją.

- Kiedyś należałem, ale teraz jestem częściowo wolnym strzelcem. - odparł Garrett i odwrócił się na pięcie. - Ale to nie twoja sprawa. A teraz znikaj i lepiej uważaj, bo kiedyś możesz nie trafić na kogoś tak miłego i wyrozumiałego jak ja. - zakończył i ruszył przed siebie.

- Zaczekaj! - zakrzyknął chłopak i pobiegł za nim, zrównując się z mężczyzną i z trudem dotrzymując mu kroku. - Ja też... to znaczy... nie wiesz przypadkiem... to głupie...na pewno wiesz... przecież tam byłeś... - mruczał pod nosem, a mężczyzna zerkał na niego z rosnącym zniecierpliwieniem. - Powiesz mi, gdzie mieści się Gildia? - zapytał w końcu głośno, a Garrett wtedy zatrzymał się.

- Co?! - zawołał z niedowierzaniem. Chłopak uśmiechnął się nerwowo.

- No... szukam Gildii, bo chcę do niej wstąpić, ale nikt nie wie dokładnie, gdzie ona jest. To duże miasto...

- I pewnie jedyne, jakie kiedykolwiek w życiu widziałeś? - stwierdził z kpiną Garrett, w końcu zauważając lichy strój młodzieńca, na który składały się proste skórzane spodnie, płócienna koszula i wełniana peleryna z kapturem oraz schodzone buty z twardej, źle wyprawionej skóry. Chłopak pochylił głowę, wyglądając na bardzo zranionego. Jego dłonie zacisnęły się w pięści.

- Po prostu mi powiedz, gdzie to jest i sobie pójdę. - mruknął pod nosem.

- Nie powiem ci. - odparł Garrett i znowu ruszył przed siebie. Chłopak pobiegł za nim.

- Dlaczego?

- Bo nie nadajesz się na złodzieja. Przed chwilą tego dowiodłeś...

- Szybko się uczę. Po to chcę iść do szkoły.

- Nie nadajesz się. - warknął.

- A kim ty jesteś, żeby osądzać, czy się nadaję, czy nie? - rozzłościł się chłopiec.

- Złodziejem o wiele lepszym od ciebie. - odparł spokojnie i dostrzegł łzy w oczach natręta. Tym razem chłopak nie grał, a przynajmniej nie wyglądało to na popis aktorski. Niespodziewanie przystanął, a Garrett nie zmieniając tempa marszu oddalił się. Kiedy ukradkiem zerknął za siebie nie dostrzegł już chłopca, który zniknął w tłumie.


* * *



Poprzez ulicę skrywaną woalem ciemnej bezksiężycowej nocy przepłynął powoli i bezszelestnie mroczny cień. Ciszę zakłócało tylko odległe wycie psa i szum płonących latarni przy niektórych bramach do domów. Cień o kształcie człowieka opatulonego opończą zrzucił kaptur, odkrywając ciemne włosy opadające na kark i skronie właściciela. Mężczyzna zatrzymał się i nie odwracając odezwał:

- Dobra. Wychodź! - jego głos odbił się echem po pustej uliczce, a w ciemności nie rozległ się nawet szmer. - Powiedziałem: "wychodź!", albo tam pójdę i wyciągnę cię za uszy, a potem złoję skórę! - zawołał głośno, odwracając się. Nastąpiła krótka chwila ciszy, po której w mroku rozległo się westchnięcie i odgłos stąpania, po czym z cienia wyłonił się jasnowłosy nastolatek.

- Usłyszałeś mnie... - rzekł półgłosem odrobinę zażenowany.

- Na kilometr cię słychać. - mruknął Garrett, a chłopak pochylił głowę. Mężczyzna podszedł do niego. - Dlaczego za mną szedłeś? - zapytał surowo.

- Myślałem, że pójdziesz do Gildii. - wyszeptał.

- Powiedziałem ci, że nie jestem już związany z Gildią. - syknął poirytowany. - Poza tym, czy wiesz, że nauka w Gildii jest płatna? Jeśli nie masz pieniędzy na opłaty i utrzymanie, to nie masz co jej nawet szukać. - dodał, a oblicze chłopca rozjaśniło się nagle.

- Ale ja mam pieniądze. - zawołał radośnie i sięgnął pod pelerynę, pokazując pękatą sakiewkę. Garrett fachowym okiem oszacował ilość. Zrobiło mu się odrobinę gorąco na myśl o zawartości woreczka.

- Ukradłeś? - raczej to stwierdził, niż zapytał.

- Nie. Zarobiłem... - odparł. - Oszczędzałem od siódmego roku życia.

- Tak? - mężczyzna przyjrzał się uważnie chłopcu. - A ile teraz masz lat?

- Prawie siedemnaście.

- Nie przyjmą cię do Gildii... - powtórzył Garrett. Po tych słowach na twarzy chłopca zagościła złość.

- Oni osądzą, czy mnie przyjąć, czy nie! Ty mi tylko powiedz, gdzie to jest, przecież to...

- Nabór jest co trzy lata. - przerwał mu nagle mężczyzna i chłopak umilkł. - Ostatni był w zeszłym roku. A za dwa lata będziesz za stary, żeby pójść do tej szkoły. - zawyrokował. Chłopiec przez chwilę patrzył na niego nieruchomym wzrokiem. W końcu pochylił głowę i wpatrzył się w bruk.

- Więc wszystko stracone... - westchnął i odwrócił się na pięcie. Zaczął iść przed siebie, jednak w końcu zatrzymał się i znieruchomiał. Garrett patrzył na niego. Dobrze znał ten wyraz twarzy i ułożenie ciała, tak charakterystyczne dla kogoś, komu właśnie zdeptano marzenia i kto nie ma dokąd iść. Teraz zrobiło mu się żal chłopca, który na początku budził tylko jego irytację.

- Nie, nie wszystko. - odezwał się, podchodząc do niego. - Możesz jeszcze znaleźć sobie jakiego nauczyciela. - zauważył. - Kogoś, kto cię przyjmie na termin i nauczy tego fachu.

- Jakiegoś dobrego złodzieja, tak?... - chłopak zmarszczył brwi i nagle jego oczy otworzyły się szeroko. - Ty! Ty jesteś dobrym złodziejem! - wykrzyknął z entuzjazmem, a Garrett cofnął się niepewnie. - Sam tak powiedziałeś! - zaznaczył chłopak.

- Ja się nie nadaję. - zaprotestował mężczyzna. - Nigdy nie miałem ucznia i nie mogę cię przyjąć.

- Proszę. - chłopak spojrzał na niego błagalnie.

- Nie. - pokręcił głową i ruszył w swoją drogę. - Nie chcę żadnych kłopotów. I tak dość ciężko mi się żyje... - mruknął pod nosem i wzniósł oczy do nieba, wyraźnie słysząc za sobą szybkie kroki natręta.

- Albo mnie weźmiesz na ucznia, albo będę za tobą lazł i zatruję ci życie. - oświadczył chłopak. Garrett zmrużył oczy i gwałtownie odwrócił się w stronę chłopca, chwytając go brutalnie za kark, dłonią ściskając mocno jego szyję. Chłopak jęknął z bólu i wyprężył się, próbując wyswobodzić, jednak mężczyzna ścisnął jeszcze bardziej i boleśniej, wymuszając na chłopcu spokój.

- Posłuchaj, szczeniaku... Równie dobrze mogę ci tutaj jednym ruchem skręcić kark... - syknął mu z wściekłością do ucha. Natręt wydał z siebie pisk bólu i rzucił mu harde spojrzenie.

- Tak? Śmiało! Zabij dziecko! Będziesz miał mnie na sumieniu.- zawołał. Mężczyzna zmarszczył brwi, zaskoczony tymi słowami. - I tak nie mam już nic do stracenia. - dodał chłopak. Garrett puścił go i przypatrzył mu się uważnie.

- Dziwny jesteś. - stwierdził. - I głupi...

- I właśnie dlatego moja rodzina stwierdziła, że nie nadaję się do pracy w gospodarstwie. - rzekł z łagodną ironią. Garrett uśmiechnął się lekko. - Więc jak? - zapytał chłopak z nadzieją w głosie. Mężczyzna westchnął.

- Dobra... Niech będzie. Możemy spróbować. Jednak jeśli to nie wypali i nie będziesz robił żadnych postępów, znikniesz z mojego życia i poszukasz sobie innego frajera. - przyjrzał mu się bystro. Chłopak kiwnął głową, a Garrett znowu ruszył przed siebie. Jego nowy uczeń dotrzymywał mu kroku. - Aha! I sam się utrzymujesz. - zaznaczył mężczyzna. - Jeśli chcesz mieszkać u mnie, płacisz połowę czynszu. Chłopak powtórnie kiwnął głową, a Garrett uśmiechnął się do siebie. Chociaż w taki sposób tymczasowo rozwiąże swoje problemy finansowe. Umiejętności aktorskie to jednak duży plus... No i może coś z tego chłopaka da się zrobić. - A tak w ogóle to jak masz na imię? - zainteresował się niespodziewanie.

- Alex. - padło.

- Ja mam na imię Garrett.

- Miło mi, Garrecie... mój mistrzu. - uśmiechnął się. Mężczyzna drgnął zaszokowany.

- Nie nazywaj mnie tak. - zawołał zirytowany i odwracając się na pięcie ruszył w swoją stronę.

- Dobrze, mistrzu. - Alex spojrzał na niego z przekornym błyskiem w złotych oczach i pobiegł za nim. Garrett westchnął. Czuł, że jeszcze może tego kroku gorzko żałować.




* * *



Garrett powoli otworzył oczy, ogarniając sennym jeszcze wzrokiem dobrze znany widok sufitu z chropowatych desek, spomiędzy których wystawała słoma. Westchnął i przekręciwszy się na bok z zaskoczeniem odkrył w swoim łóżku obecność półnagiego nastolatka. Jak fala przypływu powróciły wspomnienia z wczorajszego wieczoru i Garretta znowu zaczęły dręczyć wątpliwości, czy słusznie zrobił, zgadzając się na przyjęcie chłopca jako ucznia. Oparł głowę na zgiętej w łokciu ręce i przypatrzył się śpiącemu Alexowi. Dopiero teraz miał okazję uważniej mu się przyjrzeć. Jego bardzo jasne, niemalże białe włosy wymknęły się całkiem ze związującego je rzemienia i rozsypały drobnymi kosmykami na poduszce, przylegając też do policzków i czoła właściciela. Powieki o długich, popielatych rzęsach były zamknięte i nieskazitelnie gładkie w spokojnym śnie chłopca. Łuki lekko uniesionych brwi łączyły się płynną linią z wąskim, zgrabnym nosem, pod którym wyraźnie rysowały się kształtne i pełne, bladoczerwone usta, które teraz odrobinę rozchylone przypominały płatki dopiero co rozkwitającego pąka dzikiej róży. Całości dopełniała idealnie gładka, nieskalana jeszcze zarostem skóra o barwie kości słoniowej, pod którą rysowały się dość wyraźne kości policzkowe, nadające twarzy nieznacznie trójkątny kształt. Był piękny. Naprawdę piękny. Garrett nie mógł uwierzyć, że ten chłopiec w skromnym ubraniu naprawdę pochodził z którejś z okolicznych wiosek. Równie dobrze mógł być synem jakiegoś lorda lub innego włościanina o arystokratycznej krwi. Westchnął i uśmiechnął się do siebie. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś spał z nim w jego łóżku. Nie myślał też, że po tak długim czasie tym kimś będzie mężczyzna. Co prawda młody mężczyzna o wyglądzie kobiety, ale zawsze... Podniósł się i usiadł na łóżku; pora było wstawać.
Sięgnął po ubranie i zaczął je zakładać.

- Alex! - zawołał głośno. - Wstawaj. Już późno... - zakomunikował. Chłopak tylko przekręcił się na bok, obejmując rękami poduszkę.

- Jeszcze chwila... - wymruczał. Garrett westchnął z irytacją. Jakiś alarm w jego głowie zakomunikował mu: "Oho! Zaczyna się! A zachciało ci się zostać nauczycielem..."

- Wstawaj! - rozkazał ostro, wdziewając wysokie buty. - Chyba nie powiesz mi, że w rodzinnej wiosce pozwalano ci się wylegiwać do południa... - ruszył w kierunku niewielkiego pokoiku ze stojącą po środku pustą balią i stolikiem z metalową miską i dzbanem. Alex znowu mruknął coś pod nosem i nawet nie otworzył oczu. Garrett jednak nie zwracał już na niego uwagi. W łazience doprowadził się do porządku i kiedy zapinając czystą koszulę wrócił do pokoju dostrzegł nadal pogrążonego we śnie chłopca, złowróżbnie zmrużył oczy. Odwrócił się na pięcie i wrócił do łazienki. Po chwili wyłonił się z niej, niosąc metalowy dzban z resztką wody. Podszedł do łóżka i bezceremonialnie wylał całą zawartość naczynia na głowę nic nie spodziewającego się Alexa. Chłopak zerwał się w wrzaskiem z łóżka, otrzepując się jak mokry pies, po czym usiadł na posłaniu i zdezorientowanym spojrzeniem rozejrzał po pomieszczeniu. Usatysfakcjonowany mężczyzna odstawił dzban na szafkę i skończył się ubierać. Tymczasem zszokowany i mokry chłopak doszedł do siebie i spojrzał na Garretta z pretensją. Ten dostrzegł wyraz twarzy swojego ucznia. - Przecież powiedziałem ci, żebyś wstawał. Jeśli chcesz tu mieszkać musisz przyjąć moje zasady i mnie słuchać. - zauważył.

- Nie musiałeś tego robić. - burknął z irytacją, wycierając krople wody z czoła. Garrett rzucił mu obojętne spojrzenie.

- Posprzątaj tu i wysusz prześcieradła. - polecił. - Niedługo wrócę. - zarzucił pelerynę i wyszedł.



* * *



Kiedy wrócił, łóżko było już ponownie zaścielone, a podłoga schludnie zmieciona. Na niewielkim palenisku pod ścianą gulgotała woda w kociołku, natomiast Alex siedział na niskim stołku i na deseczce kroił kozikiem jakieś warzywa. Garret rozejrzał się z uznaniem po niewielkim pomieszczeniu i w końcu napotkał trochę zirytowane spojrzenie chłopca.

- Jesteś zadowolony? - zapytał, wrzucając pokrojone warzywa do kociołka. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

- Owszem... - odparł, ściągając pelerynę i rzucając torbę na łóżko.

- Co mam jeszcze zrobić? - zapytał niechętnie chłopak. Garrett zastanowił się przez chwilę, po czym rozwiązał i zaczął zdejmować buty.

- Wyczyść je. - polecił, rzucając Alexowi uwalane kurzem i co dziwne również błotem obuwie. Chłopak spojrzał na niego ze wzburzeniem.

- Nie ma mowy... - zawołał, zamierzając jeszcze coś dodać, jednak mężczyzna przerwał mu:

- Chcesz być moim uczniem, czy nie? - zapytał. Alex umilkł i tylko rzuciwszy Garrettowi mordercze spojrzenie usiadł z powrotem na stołku, zabierając się do czyszczenia butów.
Mężczyzna wziął torbę i podszedł do stojącej przy łóżku niewielkiej drewnianej szafki, zamykanej na klucz. Otworzył ją i zaczął układać na licznych maleńkich półeczkach wydobywane z troskliwością z torby niewielkie flakoniki. Alex obserwował go uważnie kątem oka. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Garrett odstawił ostatnią buteleczkę i zamknąwszy szafkę, podszedł do drzwi.

- Josh? - zdziwił się, na widok szeroko uśmiechniętego mężczyzny o bujnej grzywie rudych włosów.

- Witaj, Garrett! - rzekł wesoło, wchodząc do środka. - Coś taki zdumiony? Mówiłem ci, że jak będę coś miał, to jesteś pierwszy na liście.

- Świetnie. Mam akurat posuchę. Siadaj! - wskazał krzesełko przy stole. - Napijesz się czegoś? - zapytał, podchodząc do wiszącej nad kominkiem półki i biorąc pokaźną butelkę, oraz dwa kubki. Postawił je przed swoim gościem i do obu nalał wina. Spostrzegł wówczas, że mężczyzna wpatruje się intensywnie w siedzącego i ignorującego ich chłopca. Uśmiechnął się kwaśno i usiadł na drugim krześle tak, by zasłonić Joshowi widok. Mężczyzna ocknął się wtedy i sięgnął po swój kubek.

- Kto to? - szepnął z wyraźnym zainteresowaniem wypijając łyk.

- Mój uczeń. - odparł Garrett z westchnieniem, również pijąc

- Wziąłeś terminatora?! - zawołał zaszokowany. - Dlaczego? Kiedy? Garrett, czy Gildia o tym wie? - wyrzucił z siebie serię pytań.

- Nie, więc lepiej dla ciebie i dla mnie, żebyś trzymał język za zębami. - postawił kubek na stół i obrócił go palcami

- Jasne, Garrett. Przecież jeszcze nigdy cię nie zdradziłem. - odrzekł poważnie Josh. Znowu zerknął na chłopca i uważniej przyjrzał mu się. Alex natomiast nagle wstał i ruszył do sąsiedniego pomieszczenia. Mężczyzna odprowadził go wzrokiem. - Ładniutki. - stwierdził z półuśmieszkiem wypijając łyk wina, a Garrett spojrzał nagle na niego karcąco. Josh mrugnął do niego i zaczął przyciszonym głosem.- Czy ty...

- Nie. - przerwał mu gwałtownie Garrett, wypijając kilka łyków wina. Mężczyzna roześmiał się.

- Skąd wiesz, o co chciałem zapytać? - zawołał rozbawiony.

- Widziałem, jak na niego patrzysz. - rzekł z pewnym niesmakiem. - To jeszcze dziecko...

- Chyba żartujesz!? - obruszył się, wyprostowując na krześle. - Moim zdaniem jest w najodpowiedniejszym wieku. - orzekł z miną znawcy. Garrett rzucił mu kolejne ostrzegawcze spojrzenie.

- Nawet nie próbuj, Josh... - powiedział cicho, lecz sposób, w jaki to zrobił był wystarczającym uprzedzeniem.

- Dobra, to w końcu twój uczeń... - Josh uśmiechnął się wymownie.

- Josh! - zawołał ostrzejszym tonem Garrett. Mężczyzna spojrzał na niego, unosząc w zdumieniu brwi.

- O co chodzi? - zdziwił się. - Przecież jakoś nie widzę tu siennika... Gdzie ten mały śpi? - uśmiechnął się wymownie, a Garrett odwrócił spojrzenie w stronę okna, palcami obracają puste naczynie i milczeniem dając najwyraźniej gościowi do zrozumienia, iż jest zirytowany tą rozmową. Zaraz po tym zmienił temat:

- Co z tą robotą?

- Mam coś, o ile nie jesteś nazbyt zajęty. - jeszcze raz zmierzył wzrokiem chłopca, który właśnie wyszedł z łazienki i stanąwszy przy palenisku zaczął mieszać drewnianą łyżką w kociołku. Jego wzrok przesunął się po długich szczupłych nogach Alexa.

- Przecież ci mówiłem, że teraz nic nie mam... Do rzeczy! - zniecierpliwił się Garrett.

- Dobrze, dobrze... - Josh pokiwał skwapliwie głową i sięgnął do swojej torby. Chwilę w niej poszperawszy wyjął w końcu rulon zwiniętych papierów. Rzucił go na stół. Garrett sięgnął po dokumenty i rozłożył je. - To proste i krótkie zdanie. - rzekł powoli rudowłosy, kiedy oczy jego przyjaciela przesuwały się po planach. - Magazyn Dacasco. Przed wejściem jest jeden strażnik, który i tak patroluje dodatkowo ulicę.

- Dacasco to skąpiec... Oszczędza nawet na bezpieczeństwie własnego dobytku...- mruknął Garrett uśmiechając się pod nosem. Josh przytaknął.

- Na pewno dasz sobie radę. Niestety klucz nie jest w posiadaniu strażnika, więc musisz znaleźć inny sposób dostania się do środka.

- To najmniejszy problem. - przerwał mu mężczyzna. - Co mam przynieść? - zapytał wciąż odrobinę zniecierpliwiony. Na twarzy Josha pojawił się dziwny uśmiech.

- Księgę dochodów oraz spis towarów, które przypływają na statkach Dacasco. - oświadczył, a Gerrett spojrzał na niego czujnie, skrzętnie ukrywając przy tym swoje zaskoczenie. - Reszta tego, co tam znajdziesz jest twoja.

- To zadanie... zlecił je jakiś wróg Dacasco? - zapytał z zaciekawieniem, a Josh kiwnął głową.

- Dokładniej mówiąc: konkurent na rynku. - uśmiechnął się szeroko. - Co do płacy, to nie licz na zbyt wiele. To łatwa misja i straty poniesiesz niewielkie. Poza tym obłowisz się w magazynie. Wynieś tyle, ile zdołasz unieść. Powiedzmy, jakaś symboliczna kwota...

- Josh, ja nie pracuję za darmo. - rzekł półgłosem Garrett, a ukrytym brzmieniem jego słów można by ciosać lodowe bryły.

- Garrett, to proste zadanie. Równie dobrze mógłbyś wysłać tam tego dzieciaka... - zerknął na Alexa, który wciąż gotował, starając się przy tym wyglądać na zupełnie nie zainteresowanego rozmową, którą to pilnie podsłuchiwał.

- Jeszcze się nie nadaje... ale niech ci będzie. Potrzebuję każdego grosza. - mruknął bardziej do siebie, niż współrozmówcy. Josh wstał, wyraźnie zadowolony.

- Zrób to za jakieś dwa dni. Nie później. Mój zleceniodawca nie należy do cierpliwych ludzi. Na razie!- uśmiechnął się i jeszcze raz omiótłszy chłopca uważnym spojrzeniem wyszedł. Alex chwilkę odczekał, po czym podszedł do wciąż przeglądającego dokumenty Garretta.

- Wyślesz mnie tam? - zapytał z nadzieją, zerkając mu przez ramię na plany. Mężczyzna poczuł przepływające przez ciało dziwne gorąco, które pojawiło się w efekcie niespodziewanej bliskości chłopca. Drgnął, kiedy długie włosy Alexa, musnęły jego ramię.

- Nie, co ci przyszło do głowy? - odparł i nagle wstał z miejsca, odchodząc w stronę szafki, w której trzymał sprzęt.











 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 18 2011 13:05:40
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

kethry (kethry@interia.pl) 01:48 17-08-2004
i want a kiss! i want a kiss! i REALLY want a kiss smiley I Ty, Nami, dobrze wiesz, jaki kiss smiley
Asou (asou@o2.pl) 11:58 26-08-2004
Ja chcę kolejną czsć, to było genialne!!!!
Rahead (rahead@interia.pl) 08:26 02-09-2004
Kofam tą gre i Garret jest przecudny!
Dlaczego nie ma tego więcej???
O_______o
(Brak e-maila) 18:24 13-09-2004
suuuuper, jest w tym to co najbardziej lubie, czyli fabuła! naprawdę fajne czekam na jeszcze!!! i to nie za pół roku tylko ciut szybciej...
kathy (Brak e-maila) 19:14 26-11-2004
to było extra!!!czekam na dalsze części!!!
Bel e Muir (Brak e-maila) 17:35 22-04-2006
Więcej!! To naprawdę dobre opko...smiley
Eovin Nagisa (Brak e-maila) 22:27 05-07-2006
Dobre? Jest genialne! ^__^ Bedzie jakas kontynuacja...?:3
Aya (Brak e-maila) 18:18 09-04-2007
więcej!! jak można przerwać pisanie w takim momencie? jeśli nie masz weny to Ci jakąś upoluje, ale prrrrooosze (robiąc oczka bambi), kontynuuj ;0
Insania (insania@op.pl) 14:25 27-01-2008
Jejejej! Proszę, proszę napisz kolejny odcinek tego cudnego opowiadania. Narobiłaś nam smaczku i przerwałaś w takim momencie. Chociaż tylko jeden odcinek. Proooszę!
Green (Brak e-maila) 22:55 04-12-2008
cudo! ubóstwiam Garretta. pisz dalej jak najszybciej i jakbyś mogła, powiadom mnie na gg 8645517. pozdrawiam.
KT (Brak e-maila) 00:37 15-10-2009
Coś mnie jakoś bodzie w boku że dalszej części nie doczekam :/.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum