ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Prawowity dziedzic 1 |
"Prawowity dziedzic"
(Heir apparent)
Autor: Yuri
Tłumaczenie: Morgiana
Dedykuję Fu, która zostaje matką chrzestną tego dziełka, za inspirację i asystę przy jego narodzinach (a poród był zaiste kleszczowy. Gomen, Fu, daję słowo, że następna część zajmie mi mniej niż 7 miesięcy -__-").
~~Niech go szlag!!~~
Gdyby Yohji nie znał Omiego, mógłby przysiądz, że chłopak wymyślił całą tą swoją chorobę, żeby zerwać się wcześniej ze szkoły. Ale niestety znał Omiego aż za dobrze i wiedział, że on nie opuszcza lekcji. Poza tym, doświadczył rozstroju żołądka chłopaka bezpośrednio *na sobie*, a czegoś takiego po prostu nie dało się sfingować. Yohji od razu wyrzucił tę koszulę do śmieci, zapominając, ile kosztowała, i poszedł pod prysznic, nie zawracajac sobie głowy tym, że nie był sam w łazience. Oczywiście towarzyszył mu tylko Omi, wymiotujący bez przerwy z twarzą zwróconą do środka toalety. Dzięki Bogu, chłopak miał chociaż na tyle samozaparcia, by wytrzymać, aż Yohji przytarga go do domu. Nie chciał wiedzieć, jak w przeciwnym wypadku wyglądałoby sprzątanie jego samochodu.
Więc, Yohji był jak najbardziej zdolny do tego, by współczuć Omiemu, a nawet do tego, by się nim zająć i dostarczyć wszystkiego, czego mógł potrzebować. Kto by jednakże przypuszczał, że Omi obudzi się późnym popołudniem, całkowicie zdrowy, pamiętający o klasówce w poniedziałek? I o niezbędnej do nauki książce, którą zostawił w szkole? Wystarczyło spojrzeć na Ayę i Kena by wiedzieć, że to właśnie Yohji będzie musiał wybrać się do szkoły w poszukiwaniu zaginionego podręcznika. Próbował zaciągnąć ze sobą Omiego, ale wtedy właśnie stało się najdziwniejsze - kiedy tylko chłopak przekroczył próg domu, rozstrój żołądka powrócił. Ich wspólna wycieczka została kategorycznie odwołana i Yohji musiał pojechać sam. Dlatego właśnie tak nie lubił mężczyzn. Z kobietą dałoby się negocjować. Kobieta dałaby się przekonać jakimiś sensownymi argumentami.
W porządku. Znajdzie w budynku szafkę Omiego i zabierze z niej książkę. Co to może być za problem?
Duży problem. Zerknąwszy na zegarek, Yohji zorientował się, że szuka jej prawie od godziny. To było śmieszne. Co on wyprawiał, włócząc się po kilkupiętrowym budynku w poszukiwaniu jakiegoś głupiego podręcznika w piątek o ósmej wieczorem? Z całą pewnością mógłby teraz robić dużo przyjemniejsze rzeczy. Jeśli szybko nie znajdzie tej cholernej szafki, spóźni się na randkę. I, na Boga, musiał zapalić. Tymczasem niezależnie od tego, ile lat minęło od czasu, gdy sam był uczniem, świadomość, że znajdował się w budynku szkolnym, skutecznie powstrzymywała go od wyjęcia papierosa.
I jeszcze jedna sprawa... Minęło kilka *ładnych* lat od czasu gdy Yohji skończył szkołę, a to nie była ta, do której uczęszczał. Dlaczego muszą budować szkoły przypominające labirynty?! Jeszcze raz prześledził w umyśle instrukcje Omiego i był pewien, że wszystkie wykonał poprawnie, jednak w pobliżu ciągle nie widział żadnych szafek. Zapytałby kogoś, ale mimo że budynek był otwarty, wydawał się całkowicie opuszczony. Yohji nerwowo przesunął ręką po włosach, odgarniając je do tyłu. To wszystko zaczynało go drażnić.
Nagle uniósł głowę i wciągnął nosem znajomy zapach. Uśmiechnął się. Dym papierosa. To oznaczało jakąś ludzką istotę... najprawdopodobniej taką, którą mógłby zapytać o to, gdzie jest szafka Omiego, a tak przy okazji, gdzie do jasnej cholery są drzwi. Yohji uśmiechnął się do siebie i pobiegł w kierunku źródła zapachu.
~*~
Rola Skrytobójców
We Współczesnej Japonii.
Gościnny Wykład
Dzisiaj, godz.20.00
Yohji gapił się na napis, przyklejony na uchylonych drzwiach maleńkiej sali; w środku, tyłem do niego, siedział jakiś mężczyzna, wygodnie usadowiony na metalowym, rozkładanym krześle. Cienka smuga papierosowego dymu unosiła się nad jego głową. Yohji był pewien, że nie zrobił najmniejszego hałasu, ale mimo to mężczyzna odwrócił się lekko i odezwał, zerkając na niego przez ramię.
- Z tego, co wiem, wykład został odwołany.
Chłopak niepewnie wszedł do sali. Mężczyzna wstał i uśmiechnął się do niego, a Yohji rozluźnił się nieco, uciszając swą zazwyczaj bardzo podejrzliwą naturę. Szybko zmierzył mężczyznę spojrzeniem. Jego doświadczenie w ocenie ludzkich charakterów podpowiadało mu, że mężczyzna nie stanowił dla niego zagrożenia. Mógł to wyczytać z rozluźnionych mięśni, zrelaksowanej twarzy, zaintrygowania budzącego się w jego oczach... Yohji spojrzał jeszcze raz. W jego oku, poprawił się, zerkając dyskretnie w jasną spiralę białka, znajdującą się w miejscu prawej źrenicy mężczyzny.
Wzrok Yohjiego przesunął się w dół, po całej sylwetce, kontynuując wstępne rozpoznanie. Przeciętny biznesmen - zawyrokował. Prawdopodobnie bogaty, sądząc po ubraniu. Miał na sobie spodnie w kolorze khaki i granatową marynarkę, spod której wystawała biała koszula i poluzowany krawat w ukośne paski granatowo-khaki. Wyglądał jak ktoś, kto właśnie wyszedł z biura.
Na twarzy mężczyzny odmalowała się jedynie uprzejma ciekawość, choć tak naprawdę był już dość mocno rozbawiony. Czytał myśli chłopaka równie łatwo, jak nagłówki w gazetach.
~~Biznesmen, co? Masz trochę racji, chłopcze. Ciekawe, czy wszystko będzie ci się wydawało równie przejrzyste po dzisiejszym wieczorze.~~
Kiedy Yohji zakończył wstępne badanie sytuacji, odważniej ruszył w stronę mężczyzny. Zatrzymał się gwałtownie w połowie kroku, kiedy zorientował się, że nieznajomy robi mu teraz dokładnie taką samą lustrację, jak on jemu przed chwilą. Stwierdziwszy, że biznesmen jest po prostu zaintrygowany jego ubiorem, z przekornym uśmieszkiem podszedł do niego i oparł się jednym biodrem na krawędzi nauczycielskiego biurka.
~~Myslisz, że interesuje mnie twój wygląd, chłopcze? To dopiero zabawne. Nawet jeśli to może ci wydawać się dziwne, widziałem kilka ciekawszych modeli, choć może nie ostatnio...~~
Spojrzenie mężczyny przestudiowało Yohjiego od stóp do głów, dokładnie tak samo, jak poprzednio jego przestudiowało spojrzenie młodego zamachowca. W tym samym stylu zerknął na skórzane, obcisłe spodnie kończące się nieco powyżej bioder i błękitną koszulę bez rękawów, nieco za krótką. Kombinacja tych dwóch części garderoby odsłaniała sporo ciała w okolicy talii chłopaka. Oczy mężczyzny zwęziły się nieco, kiedy zastanawiał się, czy jego skóra jest rzeczywiście tak gładka, na jaką wygląda. Cóż, już wkrótce miał się przekonać. Jak na razie, świetnie się bawił.
- Nazywam się Seishirou - przedstawił się z uśmiechem, rozmyślnie pomijając swoje nazwisko, które często budziło w ludziach rozbawienie lub zaniepokojenie. Żadnego z powyższych nie chciał wywoływać w siedzącym obok chłopaku.
-Ja jestem Yohji, Seichirou-san - uśmiechnął się. Uścisnęli sobie dłonie. Seishirou z ukrytym uśmieszkiem obserwował, jak Yohji prawie bezwiednie wytarł wnętrze dłoni o skórzane spodnie. Dodał trochę... czegoś specjalnego do tego uścisku i wyglądało na to, że Yohji odebrał całą dawkę. To mówiło coś o jego zdolnościach odczuwania. Gdyby chłopak nie był w stanie wyczuwać magii, nie zauważyłby niczego. Nie byłoby sensu się nim zajmować. To miło, że jego obiekt badań nie okazał się kompletnie głuchy mentalnie. Z drugiej strony, nigdy nie przyszło mu do głowy zastanowić się, czy młody człowiek był świadomy własnych zdolności. Seishirou uśmiechnął się, ukrywając w tym miłym wyrazie twarzy odczuwaną satysfakcję.
- Przyszedłeś na wykład? - zapytał, łatwo kontrolując wyraz twarzy. Yohji nie mógł się jeszcze niczego domyślić. Za dużo zabawy na raz to już nie byłoby to.
- Wykład Ahh... nie, przyszedłem, żeby odebrać książkę dla przyjaciela. Dostał rozstroju żołądka i opuścił lekcje.
- Przykre. Mam nadzieję, że już mu przeszło. - odparł Seishirou z troską. Yohji nerwowo przesunął ręką po włosach i skrzywił się.
- Cóż, to zabawna rzecz, wydawał się być zupełnie zdrowy, ale kiedy tylko wyszliśmy za drzwi, zaczął znowu wymiotować.
~~Oczywiście, Yohji-kun. Na tym właśnie polegał urok.~~
Widząc ciągle zaniepokojoną minę Seishirou, Yohji machnął ręką.
- Nic mu nie będzie, to pewnie zwykłe zatrucie.
~~Cóż, przejdzie mu to do rana, mam nadzieję, że będzie to dla was w sam raz.~~
Seishirou powrócił do tematu wykładu, zastanawiając się, jak daleko będzie musiał zabrnąć, żeby wywołać jakąś reakcję.
- Więc wygląda na to, że na wykład przyszedłem tylko ja. A to taki interesujący temat, nie sądzisz?
- Nieco dziwny, powiedziałbym. Nowoczesny zabójca? Skrytobójcy w dzisiejszych czasach to przecież prawie mit! - Yohji uśmiechnął się ledwo zauważalnie, zaciskając zęby.
- Więc nie wierzysz w romantyczną historię o och-takich-tajemniczych, pozostających w cieniu, żyjących na krawędzi i strzegących dobra zamachowcach? Nie podoba ci się pomysł istnienia jakiegoś przystojnego, enigmatycznego młodzieńca który z równą łatwością potrafi zabić dziewczynę co pocałować ją?
Yohji przez chwilę patrzył na niego dziwnie, po czym żachnął się, ukrywając zaniepokojenie. Mimo że słowa mężczyzny brzmiały jak niewinna fantazja, nic wspólnego z rzeczywistością, nieco dziwne było to, że podtrzymywał rozmowę na siłę. Gdyby tylko wiedział... Prawda na ten temat była tak straszna, że nikt o zdrowych zmysłach nie powinien zabierać się za jej roztrząsanie, nie powinien nawet *chcieć* o tym myśleć. Wielu ludzi było zaplątanych w podobny koszmar, może ten mężczyzna był po prostu jednym z nich? Yohji podniósł się gwałtownie, a Seichirou jakby czknął, co brzmiało prawie jakby się śmiał, zakrywając ręką usta. Oczy Yohjego zwęziły się groźnie.
- Bardzo przepraszam - wydusił w końcu Seishirou. Machnął od niechcenia ręką w której trzymał papierosa, po czym zgniótł go w popielniczce. - Pewnie za dużo palę.
Doprawdy, ten chłopak był słodziutki. Gdyby tylko wiedział... Seishirou powtórzył myśli chłopaka we własnej głowie, i skoncentrował całą uwagę na tym, by się znowu nie roześmiać. Przez chwilę czuł się całe stulecia starszy od chłopaka przed nim, mimo że wiedział, iż dzieliło ich jakieś dziesięć lat. Z pewnym trudem ostudził nagłą wesołość i skupił się na zadaniu, które miał do wykonania.
Yohji stał przed nim, wyraźnie zaalarmowany, wyczuwając moc płynącą z Seishirou, jeszcze zanim iluzja w pełni się ukształtowała. Seichiou był naprawdę zachwycony, kiedy słysząc głos tłuczonego szkła i kobiecy krzyk bólu, obiekt jego badań nie spojrzał wcale w stronę drzwi, ale właśnie na niego. Chłopak naprawdę miał potencjał. Przywołując na twarz przestraszony wyraz, Seichirou ruszył w stronę drzwi. Yohji chwycił go za nadgarstek, kiedy już do nich dobiegał.
- Co ty robisz? tam ktoś potrzebuje pomocy!
Seishirou tak manipulował tonem głosu, by idealnie pasował do sytuacji, w której ktoś jest ranny, a ktoś inny stoi obok i absolutnie nic nie robi. Zastanawiał się, jak Yohji zareaguje, by nie odkrywać jednocześnie zbyt wiele z własnego wnętrza. I ze swej profesji. Wydawało się jednak, że Yohji był na tyle zaniepokojony tym, co wyczuł, by zachować teraz niezwykłą ostrożność. Seichirou westchnął.
- Sądzę, że to pułapka - mruknął chłopak pod nosem. - Zaczekaj chwilę.
~~Oczywiście, że to pułapka, chłopczyku. Ale nie taka, której możesz uniknąć.~~
Ostrożnie i delikatnie, Seishirou przywołał z korytarza krzyk kobiety. Yohji drgnął niepewnie, a Seishirou wykorzystał moment wahania, by wyrwać się i wybiec na korytarz. Yohji biegł tuż za nim, a wtedy wypowiedział ostateczne słowa, które zamknęły dookoła nich maboroshi niczym sieć wokół zaszczutego zwierzęcia.
Seishirou natychmiast zrzucił z twarzy maskę normalności i Yohjiemu ukazał się drapieżnik, którym był naprawdę. Przez chwilę obserwował w milczeniu, jak Yohji wisi pionowo w górze, trzymany w niewidzialnych więzach, które ograniczały jego ruchy do nieznacznych żachnięć. Seishirou obserwował każdy ruch ślicznego ciała, wiedząc, że chłopak nie widzi, nie słyszy ani nie czuje tego, go więzi. W końcu przestał walczyć, choć Seichorou wyczuł, że bynajmniej nie poddał się i czekał w pełnej gotowości na to, co nastąpi.
//Dla mnie!! domagała się Sakura.//
//Jeszcze nie, odpowiedział. Mamy tu coś więcej niż zwykły kawałek mięsa.//
Drzewo posłusznie ucichło, choć mógł słyszeć jej ciche pomruki niezadowolenia w głębi swego umysłu. Powoli podszedł do wiszącego przed nim chłopaka, dyszącego w więzach. Uniósł rękę, czując delikatny dreszcz podekscytowania, kiedy Yohji usiłował się poruszyć, ale tym razem nie po to by się wyrwać. Broń zakamuflowana jako zegarek na ręku, po prostu spadła. Yohji na próżno czekał na dźwięk, który powinna była wydać, spadając na podłogę.
Seishirou cofnął się, obserwując chłopaka przed nim. Yohji próbował nie zauważać, w jaki sposób mężczyzna studiował jego ciało, a kiedy mu się nie udało, spróbował chociaż powstrzymać wywołany tym zachowaniem ścisk w żołądku. Kilka cichych słów z ust Seichirou spowodowało, że więzy obejmujące nadgarstki i kostki zacisnęły się mocniej, rozciągając ciało młodego mężczyzny w znak X. Jego oczy rozszerzyły się, ale w dalszym ciągu uparcie milczał. Pozwolił jednak, by oczy mówiły za niego, a Seichirou słyszał każde słowo.
- Najpierw biznesmen, a teraz bydlak. Co dalej, chłopczyku? Myślałem, że stać cię na większą oryginalność, nazywano mnie już dużo gorzej.
- Wiem, kim jesteś - wyrzucił. - Spotykałem już takich, jak ty. Wiem, że to się nie dzieje naprawdę. To tylko w mojej głowie.
Seishirou uniósł brwi.
- Takich jak ja? Szczerze wątpię, Yohji-kun. Telepata, na którego trafiłeś, nie ma ze mną nic wspólnego. Jest tylko jeden Sakurazukamori, i stoi właśnie przed tobą. I nie popełnij proszę błędu. Fakt, że gra toczy się w twoim umyśle nie oznacza bynajmniej, że za chwilę nie zginiesz.
Przerwał i obserwował reakcję Yohjego, który ponowił próby wydostania się z niewidzialnych więzów. Po chwili przemówił znowu.
- Aż za dobrze wiem, kim jesteś, Biały Łowco. Kudou Yohji, Balinese, członek tajnej grupy o nazwie Weiss Kreuz. Zabójca. Tak, jak ja.
Przysunął się bliżej swojej ofiary, uśmiechając się. Yohji zaprzestał walki, skupiając całą uwagę na nieprzyjacielu.
- Jesteś bardzo dobry w tym co robisz, Yohji-kun. To mnie właśnie zainteresowało. Ja również jestem doskonały w swoim fachu.
- Więc czego chcesz? - warknął, napinając mięśnie. - Przyszedłeś tu by sprawdzić, który z nas jest lepszy? Oddaj mi moją broń i zobaczymy, kto wyjdzie stąd żywy.
Seishirou odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się, pozwalając, by jego szczere rozbawienie odbiło się echem w umyśle chłopaka, w którym obaj teraz dryfowali.
- Nie sądzę. Nie w to będziemy grać. Zamiast tego zabiorę cię na *swój* poziom gry. Albo chociaż tak daleko, jak będziesz w stanie wytrzymać.
Skończył mówić i podszedł bliżej, na odległość ramienia od Yohjego. Przesunął wskazującym palcem po skórze na jego brzuchu, tuż powyżej spodni, zatrzymując się na pępku. Uśmiechał się paskudnie, czując, jak Yohji rzuca się gniewnie. Przyłożył otwartą dłoń do jego brzucha i gładząc skórę, o której myślał wcześniej, odkrył, że jest rzeczywiście tak gładka. Wsunął rękę pod jego koszulę i powoli przesuwał nią w górę, zatrzymując się w momencie, w którym jego dłoń znalazła się dokładnie nad szaleńczo walącym sercem. Yohji znowu zaczął się wyrywać, a Seishirou zacieśnił więzy pojedynczą myślą, wywołując krzyk bólu, który Yohji jednakże szybko uciszył.
- Nie walcz ze mną, mały, albo rozerwę cię teraz na pół. Uwierz mi, to nie jest najprzyjemniejsza śmierć. Czas na walkę przyjdzie później, a jeśli pokażesz, że jesteś na tyle inteligentny, by to zrozumieć, na tym zakończymy nauczkę. Dalej, chłopcze, pokaż, że masz w sobie jakikolwiek potencjał.
- Jaki znowu potencjał?! - wydyszał Yohji, ciągle walcząc z bólem przeszywającym naciągnięte do granic możliwości mięśnie.
Seishirou przechylił głowę i zerknął na niego. Jego glos był daleki a wzrok przymglony.
- Potrzebny mi dziedzic, młody człowieku. Chcę kogoś, kto zabija nie dla przyjemności czy z potrzeby, ale ze względów czysto praktycznych. Tradycja Sakurazukamori jest długa i zaszczytna, a mi potrzebny ktoś, kto będzie ją kontynuował. Już myślałem, że znalazłem właściwego kandydata, ale niestety wygląda na to, że będę go musiał zabić tak czy owak. Naprawdę szkoda. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek przezwyciężył swoją nienawiść, czy miłość do mnie, i był w stanie dalej żyć. Szkoda, naprawdę, byłby idealny... mój mały Subaru. Cóż, bywa.
Otrząsnął się ze wspomnień i jego oczy na chwilę skupiły się na Yohjim, potem jednak znów zatopił się w myślach, zastanawiając się przez moment, co sprawiło mu większą przyjemność - odebranie niewinności ciału i duszy Subaru, czy zamordowanie jego siostry.
Seishirou nie okłamał Yohjiego. Jego praca wymagała zabijania z zimną krwią, bez wyrzutów sumienia ani żalów, ani żadnych innych uczuć, a on wiernie służył swemu powołaniu. Bywały jednak chwile, kiedy słodkie uczucie posiadania we własnej dłoni życia ofiary, pulsującego szaleńczo zanim zmiażdżył je wraz z sercem, dawało mu wręcz dziką satysfakcję. Hokuto była właśnie takim wyjątkiem. Bardzo przyjemna mieszanka obowiązku i przyjemności. To się nie zdarzało często.
Sakura zaszeleściła w jego głowie, zgadzając się, że to zdarzało się niezwykle rzadko. Czy aby na pewno był przekonany, że nie chciał, by zdarzyło się teraz? W końcu minęło już tyle czasu... Uśmiechnął się i posłał drzewu kilka uspokajających myśli, obiecując jej w najbliższych dniach, jeśli nie posiłek, to przynajmniej przekąskę.
Drzewo burknęło z niezadowolenia, przypominając mu, że minął już prawie tydzień, lecz jeszcze raz uspokoiło się, zgadzając się cierpliwie czekać.
Yohji obserwował, przerażony chłodem w oku i uśmiechu Seishirou. Miał bardzo niemiłą świadomość, że dłoń mężczyzny ciągle znajduje się na jego klatce piersiowej, a palce muskają jego skórę. Drgnął, starając się skoncentrować. Wiedział, że Seishirou komunikował się z kimś albo z czymś... Wiedział, mimo że nie mógł w żaden sposób wyczuć jego "rozmówcy", a fakt, że naprawdę to *wiedział* coraz bardziej go przerażał. Raptownie wciągnął powietrze, czując że cała uwaga Seishirou znowu skupia się na nim, a gładząca jego skórę dłoń wróciła dokładnie na miejsce, w którym znajdowało się jego oszalałe ze strachu serce.
- To dlatego, że masz w sobie pewną moc, Kudou Youji. Dlatego tu jestem. Trochę późno, by zaczynać twoje szkolenie, ale jak mus to mus. Zobaczymy, czy uda nam się nadrobić zaległości.
- Jeśli jesteś prawdziwy... jeśli jesteś tym, za kogo się podajesz... nigdy nie będę w stanie byś taki, jak ty. Nie traktuję zabijania w ten sposób.
Jego słowa były ciche i tak spokojne, na jakie mógł się zdobyć. Uśmiech Seishirou poszerzył się.
- Więc czemu nie miałbym cię teraz zabić, Yohji-kun? Jeśli nie możesz przynieść mi żadnego pożytku, jesteś tylko pokarmem dla mojej mocy. Powinienem cię zabić i nakarmić tobą drzewo Sakury, które otrzymuje dusze moich ofiar. Tego właśnie sobie życzysz, Yohji? Chcesz tu umrzeć?
Seishirou przerwał, patrząc Yohjiemu prosto w oczy. Wbił palce w jego skórę. W chwili, w której jej powłoka zaczęła pękać pod paznokciami mężczyzny, Yohji doznał olśnienia. Uświadomił sobie, że on to naprawdę zrobi, wyrwie jeszcze bijące serce z klatki piersiowej, a potem po prostu poszuka sobie kogoś innego.
- Nie! - jęknął Yohji. - Nie. - powtórzył, trochę spokojniej, kiedy palce Seichirou zwolniły nacisk. - Nie chcę umierać, ale chcę, żebyś zrozumiał. Mówię prawdę.
Seishirou aprobująco skinął głową. Pogładził pięć maleńkich ranek, które jego palce zrobiły przed chwilą na klatce piersiowej chłopaka.
- Dobry początek, Yohji-kun. Mówienie prawdy to bardzo dobry początek. Najpierw sprawdzimy jakie masz zdolności. Morałami zajmiemy się potem - stwierdził, patrząc na badawczo na jego bladą twarz. Zamknął oczy i skupił moc w swojej dłoni, tej na sercu chłopaka. Czuł wypływającą z niej siłę, pulsującą pod palcami, płynne ciepło rozlewające się pomiędzy ich ciałami. Czuł, jak ta moc wchodzi w Yohjego, uderzając najpierw w jego serce, a potem rozlewa się po młodym ciele szukając... szukając.... znajdując maleńki, słaby płomień w jego wnętrzu. Seishirou zdjął dłoń z klatki piersiowej chłopaka, pokrytej gładką, nie zadraśniętą skórą, i cofnął się kilka kroków, by podziwiać własne dzieło. Wiszące przed nim ciało wygięło się w bolesny łuk, głowa bezwładnie opadła do tyłu, a z gardła wydobył się wrzask, tak silny na jaki tylko pozwalały płuca. Seishirou obserwował, podekscytowany. Nie mógł się doczekać przejścia dalszej części swego planu. Zakładając oczywiście, że chłopak przeżyje tą.
Yohji nie wiedział czego oczekiwać, kiedy Seishirou zamknął oczy, ale wiedział, że to był test, który musiał zdać, by żyć. To była jego ostatnia spójna myśl, zanim świat przed jego oczami eksplodował w przeszywającym bólu. Czuł ogień płynący przez jego żyły, czuł, jak płomień dosięga jego umysłu. Ranił go niczym ostrze, odcinające kawałki jego ciała, w których miejsce powstawało coś nowego, obcego. Szpony agonicznego bólu przebiły czaszkę, zmieniając kości w pył. Czuł ból przeszywający każdą komórkę ciała, a wszystko, co mógł zrobić, to krzyczeć, wyć, i mieć nadzieję, że umrze szybko, że nie zostanie porzucony w piekielnym ogniu na wieczność. Wiedział, że ubranie po prostu spływa z jego ciała, kiedy dosięgnęło go gorąco wydostające się z wewnątrz. Czuł kolory przesuwające się po jego skórze, czerń spodni, błękit koszuli, czerwień krwi sączącej się z porów w skórze.
I wtedy, choć wydawało mu się to niemożliwe, ból wzrósł, kiedy spływająca po nim krew zapłonęła, ogarniając skórę pożarem. Mógłby przysiąc, że kurczy się ona, skwiercząc, po czym odchodzi od ciała. Jego krzyki zmieniły się w żałosne jęki, kiedy czuł, jak mięśnie odpadają od kości. Jak mógł być wciąż żywy? Ulga śmierci musiała być już bardzo blisko... Gdzieś w głębi umysłu poczuł zgrzyt kości i już myślał, że nareszcie uzyskał wolność, po czym wrzasnął bezdźwięcznie, kiedy zorientował się, że jego duch ciągle znajduje się w więzach Seishirou.
A wtedy przerażony, instynktownie, przywołując jakąś pierwotną siłę zakorzenioną w nim równie silnie, jak potrzeba oddychania, uciekł jednak ze swego ciała i beznamiętnie spojrzał na nie z góry. Widział siebie, nagiego, nieprzytomnego z bólu, choć z zupełnie nie uszkodzonym ciałem. Zastanawiał się, choć tak właściwie to nie był zaskoczony, jak mógł skończyć w taki sposób. Kolejny szok przeżył, kiedy jego dusza dotknęła plecami, których przecież nie powinien już mieć, ściany stworzonej przez Seishirou bańki, szczelnie zamykającej przestrzeń wokół nich, wycinającej ich z otaczającej rzeczywistości. Wisiał tam bezradnie i obserwował, jak jego własne ciało podnosi głowę i spogląda na niego. Coś w środku ożywiało zwłoki... jego zwłoki, kontrolując ruchy, dając ciału moc... Moc. O to właśnie chodzi. Moc wzywała go z powrotem, do domu, do jego śmiertelnej powłoki. Zapraszała go, obiecując ulgę i spokój, a umęczona dusza nie mogła się temu oprzeć.
Silny wiatr przeszył jego jestestwo, kiedy powoli i z trudem przejmował kontrolę nad krwią, ciałem i kośćmi, i tym czymś jeszcze, czego nie było tu poprzednio. Kiedy już znalazł się w środku, zrozumiał, że okłamano go. Nie czekała na niego żadna ulga, tylko niewyobrażalny ból, i wtedy...
Yohji poczuł, jak moc w jego wnętrzu uspokaja się, znajdując dla siebie miejsce w zakamarku ciała, duszy i umysłu, stając się niezaprzeczalnie częścią jego samego. Trwał tak w bezruchu przez chwilę, zbyt przerażony, by próbować się ruszyć, by myśleć, by nabrać oddechu. I wtedy, w ułamku chwili, między jednym uderzeniem serca a drugim, wszystko się skończyło. Był całością. Śmiertelne ciało. Dusza. I moc. Jego moc. Zacisnął pięści, nabrał powietrza i pozwolił sobie na jeszcze jeden krzyk, pierwotny wrzask zwycięstwa i ulgi.
Seishirou uśmiechnął się.
Część druga za parę dni. Słowo.
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 21 2011 18:39:20
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
(Brak e-maila) 16:01 15-08-2004
Asou (asou@o2.pl) 17:39 23-08-2004
To było genialne mam nadziję, że będą dalsze części!!!
Nati (nati-nio@o2.pl) 21:54 13-10-2004
Szczerze mówiąc nie lubie crossoverów a paring Seishirou/Yohji wydał mi się na początku... cóż, po prostu nie mogłam sobie tego wyobrazić. Myślałam że bedzie to jakaś marna komedia. Pomyliłam sie bardzo. Nie dość że ten fic jest po prostu fenomenalny, to rzed wszystkim głęboki. Pomysł niewiarygodny, ale czytelnika moze zafascynować wszystko co jest świetnie napisane... i przetłumaczone A \"Prawowity dziedzic\" wciagnął mnie bez reszty. Zresztą zawsze można polegać na guście naszej świetnej tłumaczki
Nevena (Brak e-maila) 21:58 16-10-2004
Naprawdę wciągające. Świetny pomysł a i stylistyka porządna. No, no... Z przyjemnością dorwę się do następnej części tego tekstu
anonymous (Brak e-maila) 23:24 15-01-2005
..warto było spędzić troche czasu nad lekturą..nareszcie jakas mniej banalna historyjka.
owca (Brak e-maila) 16:41 16-03-2005
biedny omi chlip
sakura (Brak e-maila) 13:25 03-04-2005
R-A-N-Y!!! to było naprawde COŚ!!! Weiss+ mój ulubiony zabójca na świecie!!! Gdyby tylko zamiast Yohjiego(?) Seishirou zajął się Ranem to byłby to dla mnie fic idealny....czekam na C.D. ;} |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|