The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Maja 08 2024 21:36:00   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Pet project 1
Rozdział pierwszy:

Fioletowooki demon


Część pierwsza



Autor: Talya Firedancer - Talyachan@aol.com





Treść podręczników dotyczących zawiłości burzliwej, nieprzewidywalnej szczeniackiej miłości Brad Crawford dawno znał na pamięć, dzięki wieloletniej praktyce i doświadczeniu, które zdobył jako typowy shotakon-hentai. Lekcję z rozdziału pod tytułem "nadąsany młody kochanek" przerabiał właśnie w formie zajęć praktycznych. Starał się znieść to w miarę godnie, kwitując tyradę Nagiego jedynie chwilowym drżeniem w kąciku ust.
- NIENAWIDZĘ CIĘ!!! - wrzasnął Nagi. - Zawsze mnie krytykujesz przy ludziach, dajesz mi więcej roboty niż komukolwiek innemu, sam się oglądasz za tym chłopaczkiem z Weissa, a mnie się każesz odczepić od Tot!! NIENAWIDZĘ cię! Nigdy więcej nie chcę cię widzieć!!! - stwierdził, po czym wykonał swoje po dziecinnemu dramatyczne wyjście, trzaskając z całej siły drzwiami.
- Jasne, Nagi. - mruknął Crawford, unosząc dłoń w geście spóźnionego pożegnania. Westchnął i poprawił krawat. Nastolatki są takie cholernie drażliwe. Można by pomyśleć, że noszą swoje małe delikatne serduszka w ręku, wystawione na wszelkie możliwe urazy i wrażliwe na najlżejszy choćby cień złego traktowania. Cóż, z całą pewnością nie powstrzyma go to przed pójściem na lunch. I co ważniejsze, przed znalezieniem nowego kochanka tak szybko, jak to możliwe. Nagi pewnie poczuje się zraniony, ale właściwie to chłopak był teraz bardziej zajęty odkrywaniem uroków miłości heteroseksualnej z tą, jak jej tam, Tot. Miłostka z góry skazana na porażkę, podobnie z resztą, jak ich własny związek.
Zdolność do przewidywania przyszłości potrafi być całkiem przydatna w codziennym życiu i przy odrobinie wprawy można z niej zrobić pożyteczne narzędzie. Oczywiście, dawała Crawfordowi jedynie obraz tego, co *może* się wydarzyć, jeśli nie użyje on swojej wiedzy, by temu zapobiec. Jednakże informacje dotyczące przyszłych zmartwień, kłopotów i - oczywiście - awantur, dawały możliwość przygotowania się zawczasu, pozwalały zachować spokój. Dzięki temu Crawford zawsze sprawiał wrażenie panującego nad sytuacją, a takie wrażenie to pierwszy i najważniejszy krok ku rzeczywistej kontroli.
No, cóż. Związek z Nagim był dobry na parę chwil, ale to, co ich łączyło to była czysta, nieskomplikowana, fizyczna przyjemność, nie zmącona jakimikolwiek deklaracjami dotyczącymi głębszych uczuć. Crawford był zbyt pragmatyczny, a Nagi nie miał najmniejszej ochoty "ustatkować" się pod bokiem starszego mężczyzny. Teraz zaś przyszła kolej na bardziej stabilny związek długoterminowy, jeśli oczywiście Crawford w ogóle był do tego zdolny. Dobrze wiedział, że jest zbyt egoistycznie nastawiony do życia, by dzielić je na stałe z drugą osobą. Żywił ponadto głęboką niechęć do wszelkiego typu "obrączkowania" i domowego trybu życia, a przy doborze kochanków bywał straszliwie wybredny. Potrzebował naprawdę niezwykłego chłopca lub mężczyzny, jeśli chciał kogoś, kto choć mniej więcej spełni wszystkie wymagania. No i jeszcze ten ktoś musiałby chcieć przenieść się do Stanów.

W dole ulicy znajdowała się mała amerykańska restauracja, w której często jadał, i to prowadzona przez prawdziwych Amerykanów. Crawford nie znosił japońskiego jedzenia i jadł je tylko wtedy kiedy musiał, nie mając najmniejszego zamiaru się do niego przyzwyczajać. Schwartz'a nie uważał bowiem za nic w rodzaju "stałej pracy" - początkowo SS zatrudniło go jako ochroniarza, ale docenili jego zdolności i zaproponowali mu przywództwo Schwartz. Jednakże ani sama Japonia, ani obecność wiecznie uśmiechniętego Niemca, któremu Crawford nie ufał nawet na tyle, by pozostawić na chwilę bez należytej kontroli własne myśli, nie nastrajały go do tej pracy zbyt pozytywnie.
Kiedy zbliżał się do krawężnika, ujrzał w umyśle obraz wpadającego na niego chłopca, jego jasnych włosów opadających na twarz, drobnego ciała przez chwilę przyciśniętego do niego, fioletowych oczu napotykających jego spojrzenie.
Crawford wszedł na krawężnik i wysunął ramię, w samą porę, by chwycić dzieciaka. To był doskonały chwyt i chłopak ruchem głowy odrzucił popielate włosy z twarzy, by spojrzeć na mężczyznę z dużą dozą zaskoczenia. I czegoś jeszcze.
- Złapał mnie pan. - powiedział zachrypniętym głosem, ciągle podtrzymywany przez Crawforda.
- Tak. - mruknął. - Wiedziałem, co się stanie. - dodał z pewnym wyrzutem.
Chłopiec zamrugał.
- Hej, nie miałem zamiaru zwędzić panu portfela, ani nic takiego, jasne, o-jii-san? - odparł, patrząc mu odważnie prosto w oczy, robiąc aluzję do jego wieku.
- Nie jestem aż tak stary. - mruknął Crawford sucho, chwytając przynętę.
- Ma pan zabawny akcent. - przerwał chłopiec. - Amerykanin?
Crawford przyjrzał mu się z pewnym zdumieniem. Coś było w sposobie, w jaki dzieciak się poruszał, nie jak normalny chłopiec w jego wieku, ale jak ktoś, kto był szkolony do walki i kto robił to dobrze. Tyle wystarczyło, by stwierdzić, że chłopiec był kimś więcej, niż się wydawał. I z tym doskonale wyszkolonym ciałem tak po prostu potknął się...
- Nie wpadłeś na mnie przypadkiem, chłopcze.
Szerokie usta wykrzywiły się w przekornym uśmieszku. Crawford przez chwilę podziwiał go w milczeniu. Kiedy chłopiec odgarnął włosy z twarzy, w pełnej okazałości ukazały się jego nawet urocze fioletowe oczy, nieco jakby ospałe, ale pełne wyrazu, zdradzające zamiłowanie ignorowania zasad i autorytetów.
- Całkiem pan bystry. - uśmiechnął się. - Jak się pan nazywa?
Crawford jeszcze przez chwilę wpatrywał się w twarz chłopca, po czym go puścił. A ten najwyraźniej nigdzie się nie wybierał. Stał sobie tam i patrzył na niego... specyficznie. To było wręcz zdumiewające. Nie minęło nawet pięć minut, a Crawford już wiedział, że chłopak wpadł na niego po dokonaniu wcześniej dokładnej oceny. I to z seksem na myśli.
Czasem po prostu *kochał* Japonię.
- A czemu chcesz wiedzieć? - zapytał, pozwalając sobie na uśmiech.
Chłopiec przez chwilę zdawał się nad czymś zastanawiać, przechylając głowę w bok i krzyżując ramiona na piersi.
- Postawi mi pan lunch i panu powiem. - fioletowe oczy wbiły się w Crawforda, ponaglając go i wyzywając.
Crawford przez chwilę udawał, że to rozważa. Właściwie to już polubił tego chłopca. Podobał mu się ten potencjał, jaki wypływał z jego ruchów, jego pewność siebie i oczywiście jego dobry gust - w końcu chłopak postanowił wpaść właśnie na *niego*.
- Polujesz więc na posiłek?
- Na coś więcej. - zapewnił, uśmiechając się szerzej. Jego ton sam w sobie pozostawał niewinny, ale kryjąca się za tymi słowami sugestia była oczywista.
- A nazywasz się...
- Touma. Kiryuu Touma. - odparł chłopiec, jednocześnie nieświadomie uderzając ręką o biodra, ruchem nieco zuchwałym i pociągającym. To był nie wypracowany gest, ale bardzo seksowny. Właściwie rzecz biorąc, to chłopiec tryskał seksem, wyczuwało się to nawet z jego oddechu.
- Jestem Brad Crawford, faktycznie z Ameryki, Touma-kun.
Chłopiec wziął głęboki oddech. Ile mógł mieć lat? Właściwie, co za różnica. Znalezienie młodego, chętnego, atrakcyjnego chłopca w Stanach było praktycznie niemożliwe. Tym bardziej uwielbiał te japońskie maleństwa.
- Więc... - Touma spojrzał na niego spomiędzy popielatych kosmyków.- Postawi mi pan lunch, panie Crawford? - zapytał, bardzo delikatnym gestem sugerując, jak będzie wyglądać honorarium. Crawford zaś doświadczył właśnie kolejnej wizji, tych samych oczu pokrytych mgiełką, patrzących spod mokrych od potu, posklejanych włosów. A to tylko maleńka cząstka tego, co chłopak mógł mu zaoferować. Jego spojrzenie obiecywało rzeczy, o których dziecko w jego wieku nie powinno mieć bladego pojęcia.
Crawford uśmiechnął się jeszcze szerzej. Przez chwilę obaj po prostu patrzyli na siebie śmiejąc się głupio, najwyraźniej myśląc o tym samym.
- Czemu by nie, Touma-kun. Będę zaszczycony.
- Super! - krzyknął Touma, pozwalając sobie na czysto dziecięcy entuzjazm i ściskając mu rękę.
Crawfordowi coraz bardziej podobała się wizja "zaopiekowania" się tą znakomitą podróbką żywiołowego dziecka z seksualnym demonem pod skórą. Jeśli tylko Touma był równie chytry i bystry na jakiego wyglądał, warto było się nim zainteresować. A zaciągnięcie go do łóżka rozwiązałoby wszelkie dotychczasowe problemy Crawforda z poszukaniem partnerów pozbawionych zahamowań. Crawford niespodziewanie dla samego siebie poczuł nieodpartą chęć pominięcia preliminariów i przespania się z chłopakiem tak szybko, jak tylko się dało. Było to w jego wypadku raczej nietypowe pragnienie. Zazwyczaj lubił odkładać finał jak najdłużej, potęgować satysfakcję długim oczekiwaniem.
- Kiryuu. - zamruczał, kiedy wchodzili do restauracji. Spojrzał na chłopca z przyjaznym uśmiechem, zaciskając palce na jego ramieniu. - Gdzie ja już słyszałem to nazwisko?
- Pewnie moja ciotka, Kiryuu Sayuri. - odparł Touma tonem całkowicie pozbawionym poprzedniego ożywienia. Fiołkowe oczy straciły połysk.
- Ach. - Crawford skinął głową. Słyszał o niej. Była na liście znajomości Takatori. - Nie wiedziałem, że ma rodzinę.
- To oczywiste. - Głos Toumy stał się zupełnie zimny. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Ona tak właśnie woli.
Crawford pojął aluzję i zakończył temat.
- Poproszę stolik dla dwóch osób. - powiedział kelnerce po angielsku. Skinęła głową i podniosła z lady karty dań.
- Możemy dostać stolik przy oknie? - zapytał Touma ostrożną, ale poprawną angielszczyzną. Powróciło jego pogodne, chłopięce usposobienie.
Kelnerka uśmiechnęła się do niego czarująco i zaprowadziła ich do stolika przy oknie. Crawford z zadowoleniem stwierdził tymczasem, że chłopak mógłby również z powodzeniem pełnić tak zwane funkcje społeczne. Rozejrzał się i zauważył, że stoliki przy oknie jako jedyne znajdowały się we względnej izolacji od reszty sali. Gówniarz był bystry, to na pewno. Pozostawało pytanie, czego właściwie chciał od Crawforda. Z jego inteligencją, musiało chodzić o coś więcej, niż sam seks.
- Punkt dla ciebie. - mruknął do Toumy. - Tylko tutaj będziemy mogli rozmawiać swobodnie.
Chłopak wyszczerzył zęby.
- Zauważył pan?
- Nie jestem zwykłym facetem z ulicy, Touma. - podkreślił szorstkim tonem.
- Oczywiście. - fioletowe oczy błyszczały. - To dlatego pana wybrałem.
Crawford podniósł menu.
- Zamów co sobie życzysz, Touma-kun.
Zignorował oczywistą aluzję ze strony chłopca, który zapewne próbował go skłonić do dyskusji na temat jego faktycznych zamiarów. Ale to mogło jeszcze poczekać.
Touma zamówił więcej niż jedno danie i zmiótł wszystko, wykazując typowy dla dorastających chłopców apetyt. Przez kilka minut rozmawiali na neutralne tematy - gdzie Touma chodził do szkoły, jak to jest w Ameryce, o uprawianiu sztuk walki i tak dalej. Rozmowa potwierdziła pierwsze wrażenie Crawforda.
Coraz bardziej pragnął tego dzieciaka.
Nie tylko umysł Toumy fascynował go swoim nie wykorzystanym potencjałem. Najlżejszy ruch, gest, kiwnięcie głową, spojrzenie spoza jasnych kosmyków, we wszystkim dało się wyczuć delikatną nutkę pożądania, seksualności, jakby wpisanych w niego samego, zarówno w jego ruchy jak i samą sylwetkę. Chłopak nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat - właściwie Crawford mógłby się założyć o swój powrotny bilet do Stanów, że nie miał więcej niż czternaście. Najwyraźniej jednak nie brakowało mu doświadczenia, a zapewne i umiejętności. Niezgodność między jego wiekiem i wiedzą była dowodem jego niezwykłej natury. Chodziło o coś więcej niż seks. Touma mógłby być dla niego bardzo pożyteczny...
Crawford z zaskoczeniem przyłapał się na tych myślach. Myślał o Toumie nie jak o zwykłej seksmaskotce; widział w nim partnera. Więcej niż tylko podgrzewacz łóżka, ale kogoś o konkretnej roli w jego życiu. A poza tym Crawford był pewien, że chłopak spełni tą rolę DOBRZE. Można to nazwać przeczuciem.
Po deserze - Touma zamówił lody, Crawford kawę, - mężczyzna położył obie dłonie na stole i spojrzał prosto w oczy tej sprytnej kreaturze podszywającej się pod słodkiego małego chłopca.
- A teraz pogadamy o interesach. - powiedział spokojnie.
Touma spojrzał na niego.
- Tak?
- Nie mam zamiaru obrażać cię grą w podchody. Chcę cię teraz zaprosić do siebie. Jeśli będziesz udawać, że nie wiesz po co, stracę dobre mniemanie o tobie.
- Hidoi, Crawford-san. - odparł Touma, przerywając na moment pochłanianie lodów. Oczy miał pełne prostej, dziecięcej radości. I seksu. Tak, to z pewnością też w tam było. - Chyba oboje wiemy, czemu na pana wpadłem.
- Myślisz? - Crawford uśmiechnął się lekko.
- No, tak. - pożądliwy błysk w oczach Toumy zniknął niczym wyłączony pstryczkiem. Jego wyraz twarzy zmienił się automatycznie w ciągu ułamka sekundy i teraz wyglądał jak niewinny, nieuświadomiony, lekko onieśmielony czternastoletni chłopczyk. - Jest pan takim bardzo miłym gościem, stawia pan takiemu biednemu dziecku jak ja lunch i jeszcze daje mu pan gdzie zostać na noc. Jestem panu strasznie wdzięczny, oniisan!
Crawford przez chwilę gapił się zaskoczony perfekcyjnością tej imitacji przeciętnego czternastolatka. A potem parsknął śmiechem. Zrewidował swoją opinię - Touma będzie dla niego niezastąpiony. Chłopiec ciągle się uśmiechał, ale zachował rezerwę. Najwyraźniej pamiętał również o przestrzeganiu zasad ostrożności. Dobrze wiedzieć.
- Wiem, czego ja oczekuję od ciebie, drogi Touma. - powiedział Crawford, ciągle jeszcze z cieniem uśmiechu na ustach. - I to coś więcej niż rekompensata za lunch. Chcę się dowiedzieć, dlaczego wybrałeś właśnie mnie.
Poczuł na sobie oceniający wzrok fioletowych oczu.
- Nie sądzę, żeby zadowolił się pan stwierdzeniem, że... wygląda pan jakoś znajomo?
Crawford zmarszczył brwi. W tym twierdzeniu tkwiło ziarno prawdy, ale...
- Przykro mi, spróbuj jeszcze raz.
Touma przez chwilę trwał bez ruchu, po czym rozluźnił się i uśmiechnął.
- To, jak zarabia pan na życie... jest w sposobie, w jaki się pan porusza.
Crawford spiął się.
- Co?
- Jest pan wojownikiem. Zabijał pan ludzi, prawda? To jest doskonały garnitur na kieszeń bogatego biznesmena, super krojony i w ogóle, ale... Jest pan ochroniarzem? Czy po prostu zamachowcem?
Jego ciało było rozluźnione, jego uśmiech szeroki, jego ton śmiertelnie poważny. Każdy, kto by na nich spojrzał nie miałby cienia dowodu, by przypuszczać, że coś jest nie tak.
Wartość Toumy skoczyła właśnie z niezastąpionej do absolutnie bezcennej. Crawford poczuł falę gorąca.
MUSIAŁ mieć tego chłopca.
Wykonał w myśli szybki przegląd dostępnych opcji i dla odmiany postanowił być szczery. Chłopak na pewno to doceni, a poza tym tak będzie wygodniej na dłuższą metę.
- Jestem ochroniarzem i zamachowcem, Touma-kun. Kolejny punkt dla ciebie.
Touma szeroko otworzył oczy.
- Założę się, że ma pan NAPRAWDĘ fajne mieszkanie. - stwierdził, bawiąc się ostatnią kulką lodów, przesuwając ją łyżką dookoła talerza. Zerkając na Crawforda, zanurzył łyżeczkę w ustach i przyssał się do niej. Uwodzicielsko.
Crawford uśmiechnął się do siebie. Doskonały.
- Chodź i sam się przekonaj, chłopcze. - zaproponował.
- Nie jestem aż takim chłopcem. - Touma puścił mu niedbałe spojrzenie, najwyraźniej gotowy się zezłościć.
- Masz rację. - przyznał. - Więc czego ode mnie chcesz?
Touma westchnął i odsunął talerz po lodach. Rozejrzał się po sali w zamyśleniu. - Nie sądzę, bym zdołał pana namówić do zamordowania mojej ciotki.
Oczy Crawforda rozszerzyły się z zaskoczenia. Parsknął i poprawił okulary.
- Kiryuu Sayuri, lokalny wpływowy polityk.
Touma spojrzał na niego spokojnie. Skinął głową.
Jakie jeszcze niespodzianki szykuje dla niego ten japoński mały skarb? Najwyraźniej potrafił być również bezwzględny.
- Jakie przewidujesz wynagrodzenie? - lekki, złośliwy uśmiech Crawforda był jak najbardziej na miejscu.
- Siebie. - uśmieszek Toumy wrócił na swoje miejsce.
Crawford przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Chłopiec nawet się nie skrzywił, co było naturalną, mimowolną reakcją u każdego, kto poddawany był tak intensywnej obserwacji.
- Zakładam, że masz na myśli coś więcej, niż jednorazową przygodę.
- Dokładnie. - chłopiec rozpromienił się. Wróciła niewinna, dziecięca twarzyczka - Kurczę, jest pan strasznie bystry, Crawford-oniisan.
- Nie nazywaj mnie tak. - mruknął. Przywołał gestem kelnerkę i poprosił o rachunek.
- Więc jak mam pana nazywać? - Touma zdawał się traktować tę kwestię jako integralną część umowy, równie ważną, co wszystkie pozostałe.
Może tak było.
Jeśli Touma zostanie jego kochankiem, raczej nie pociągną długo na Crawford-san. Z drugiej strony, zabicie Kiryuu Sayuri, bez względu na kuszącą ofertę, mogłoby być bardzo kiepskim ruchem bez wcześniejszego uzgodnienia tego z Takatori. Chociaż właściwie mógł być niemal pewny, że Takatori chętnie by się pozbył tej harpii.
- Mów mi Brad. - polecił obojętnym tonem. Kiedy twarz chłopca rozjaśniła się, dodał szybko - Co wcale nie znaczy, że zabiję twoją ciotkę.
- Ale weźmie pan to pod uwagę, tak?
Crawford zlustrował spojrzeniem to młode, rozwijające się ciało.
- Coś w tym rodzaju. Czy ona jest twoim prawnym opiekunem? Czy zabijając ją zyskam do ciebie nienaruszalne prawa?
Touma oblizał usta.
- Jedynym żyjącym krewnym. - odparł. Crawford zauważył, że chłopiec uniknął odpowiedzi wprost. W obecnej chwili był jednak bardziej zainteresowany jego lśniącą górną wargą niż sprawdzaniem jego prawdomówności.
- Rodzice? Rodzeństwo?
- Nie żyją.
Fioletowe oczy na chwilę przygasły.
Ta nieświadoma reakcja była czymś, nad czym będą musieli popracować.
- W porządku. - Crawford położył serwetkę na stole. - Idziesz ze mną do domu, Touma-kun.
Ciemne oczy błysnęły z niecierpliwości.
- Chodźmy.


***


- Fajny budynek. - mruknął Touma, podziwiając błyszczącą wieżę ze szkła i metalu.
- Należy do mojego pracodawcy. - Crawford wzruszył ramionami i poprowadził chłopca w stronę drzwi. - Chce nas mieć blisko swojej rezydencji. A to luksusowa dzielnica.
- Korzyści uboczne. - uśmiechnął się Touma, błądząc dookoła oczami.
Crawford zerknął na niego.
- Dokładnie. - mruknął.
Przeprowadzenie chłopca przez ochronę budynku zajęło kilka minut, ale Crawford postarał się, by od tego momentu Touma zawsze był rozpoznawany jako jego stały gość. Ochroniarze byli pod ścisłą obserwacją Crawforda i to też miało swoje korzyści uboczne. Właściwie każdy mężczyzna czy chłopak odwiedzający go w celach rozrywkowych, pozostawał dzięki temu anonimowy i niezauważalny.
Schwarz miał do swojej dyspozycji całe piętro, na kwatery mieszkalne i pomieszczenia do pracy. Crawford zlustrował w umyśle możliwości, jakie oferowała mu najbliższa przyszłość i westchnął. Nie były szczególnie ciekawe. Jeśli pójdą tędy, natkną się na Nagiego. Jeśli naokoło - na Schuldicha.
Zgadnijcie, co wybrał.
W windzie Touma chwycił go za rękę, splatając ich palce. Crawfordowi przeszło przez myśl, żeby zatrzymać windę i wziąć chłopaka tu i teraz. Ale niezależnie od tego, jak przyjemna potrafiła być taka spontaniczność, praktycyzm zazwyczaj wygrywał - Crawford nie miał bowiem przy sobie żadnych niezbędnych środków.
- Yo, Crawford. - Schuldich uniósł rękę na przywitanie, kiedy mijali się w korytarzu. Jego zielone oczy rozszerzyły się na widok chłopca. Po krótkiej chwili na twarzy Niemca pojawił się uśmieszek podobny do tego, jakim Touma obdarzał Crawforda.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy.
Fiołkowe oczy spojrzały w górę.
- Dzień dobry, oniisan.
Schuldich przez chwilę gapił się na niego z uwagą, po czym parsknął śmiechem.
- Tym razem naprawdę ci się udało, Crawford, ten mały jest naprawdę niezły. Jego umysł jest prawie tak popieprzony, jak twój. - powiedział podchodząc bliżej i unosząc podbródek chłopca jednym palcem. - Daj mu parę lat i cię dogoni.
Touma żachnął się ze złością.
- Łapy przy sobie, staruszku.
Twarz Schuldich'a pociemniała na chwilę.
- Intrygujące. - mruknął, patrząc na Crawforda. - Będę mógł go czasem pożyczyć?
Crawford uniósł brwi. Poczuł, jak palce chłopca nerwowo zaciskają się na jego dłoni.
- Ja się nie dzielę, Schuldich. - oświadczył i Touma rozluźnił się.
- Szkoda. - mruknął Niemiec, odchodząc.
- On... - Touma odwrócił się, odprowadzając rudowłosego spojrzeniem. - Co *to* było?
- Telepata. - odparł spokojnie Crawford. - Jego talent jest w naszej małej grupce bardzo przydatny. - dodał.
Zastanawiał się, czy chłopiec miał jakieś wyjątkowe zdolności. Nie żeby to miało jakiś wpływ na to, jakim mógł być partnerem, zresztą wystarczyło spojrzeć na Nagiego. Chłopak był telekinetykiem i geniuszem komputerowym, ale kompletnie pozbawionym samodyscypliny i dojrzałości. W rzeczy samej, jako kochanek był chodzącą definicją chwilowej satysfakcji.
Oczy Toumy lekko się rozszerzyły, ale poza tym nie okazał zdziwienia informacją na temat Schuldicha. To mogło coś znaczyć.
Crawford otworzył drzwi swojego apartamentu i puścił chłopca przodem.
- Proszę. - powiedział uprzejmie. Obserwował Toumę, oczekując reakcji podobnej do jego innych chłopców, coś na kształt "łał" i "ojej", potem głęboki oddech i oczopląs.
- Całkiem nieźle. - mruknął Touma, obrzucając cały pokój jednym niedbałym spojrzeniem, a potem odwracając się w stronę Crawforda.
Mężczyzna uśmiechnął się. Powinien był się spodziewać. Touma nie przypominał żadnego z jego wcześniejszych małoletnich kochanków.
- A więc. - zerknął na swojego gościa - Zjedliśmy już lunch, tak jak obiecałem.
- A ja powiedziałem panu czego chcę. - Touma patrzył się na niego roześmianymi oczyma. - Jest pan strasznie opanowany, Brad-san. Większość facetów już dawno leżałaby na mnie.
- Zauważyłem, że odrobina kurtuazji to często bardzo miła odmiana dla chłopców w moim typie. - powiedział sucho. - To się zwykle opłaca. I odczep się od tego -san, Touma-kun.
- Odczepię się, jak się odczepisz od -kun. - odparł chłopiec. Rozsiadł się w niezwykle kuszący sposób na kanapie i rozejrzał się dookoła. - To jest *naprawdę* bardzo fajne mieszkanie. - stwierdził.
Crawford podszedł w jego stronę, jednocześnie zdejmując płaszcz. Pożądanie, które towarzyszyło mu niemal od początku, dopadło go teraz ze zdwojoną siłą. Czuł straszliwy ucisk w dole brzucha, obserwując jak Touma przeciąga się na kanapie - nieświadomie i niesamowicie seksownie. To prawda, że chłopcy, których wybierał, byli przyzwyczajeni do gorszego towarzystwa - brutalne łajdaki łase na szybkie rżnięcie albo starzy, ale wpływowi zboczeńcy. Touma zdawał się przywyknąć do nieco szybszego tempa, spodziewał się pewnie, że Crawford skoczy na niego w tej samej chwili, w której zamknie drzwi. Ten tymczasem usiadł na kanapie i uśmiechnął się do chłopca, który odwrócił się i spojrzał na niego z wyczekiwaniem, oblizując usta. Crawford mógł poczekać. I chciał tylko chętnych kochanków.
Touma odgarnął włosy z twarzy.
- Teraz? - jego głos stał się niższy, zachrypnięty.
Crawford skinął głową. Siedział nieruchomo, czekając, nie dając żadnych wskazówek. Reakcja chłopca była istotna.
Touma spuścił wzrok i położył dłonie na kolanach. Crawford zdławił w sobie uczucie rozczarowania. Tłumił swoje zdolności, zmuszając swoje zmysły do pozostania w teraźniejszości, do skupienia się na osobie obok. W tym momencie chciał być zaskakiwany, podniecony, dokładnie tak, jak obiecywały to oczy chłopca.
Biorąc krótki, gwałtowny oddech, Touma przesunął dłońmi wzdłuż torsu, uniósł w górę koszulę, odsłaniając płaski, opalony brzuch. Położył głowę na oparciu, pozwalając niesfornym kosmykom swobodnie opaść na boki i zerknął na Crawforda z cieniem uśmiechu na ustach. Wsunął rękę pod koszulę, by pobawić się ukrytym pod nią sutkiem. Jego druga dłoń spoczywała przyciśnięta do krocza, między mocno zaciśniętymi nogami.
Ciało Crawforda drgnęło w odpowiedzi. Niezauważalnie oczywiście. Był zbyt opanowany, by już teraz przerwać grę wstępną i zabrać się do rzeczy. Touma prezentował właśnie dla niego swój mały show. Skąd - SKĄD - ten gówniarz wiedział, że to była jego największa słabość?
- Brad. - oddech Toumy przyspieszył, kiedy tak się pieścił. Jego ręka była tylko częściowo widoczna spod zwiniętej koszuli, którą stopniowo podciągał coraz wyżej. Druga ciągle spoczywała na kroczu - Brad...
Crawford syknął, raptownie wciągając powietrze przez zaciśnięte zęby. Mały diabeł nieświadomie odpowiadał na każde jego ukryte pragnienie. Mężczyzna mimowolnie przesunął dłoń na coraz bardziej widoczną wypukłość na swoich spodniach. Jeszcze nie.
- Unnh! Brad... - Touma rzucił mu roziskrzone, błagalne spojrzenie i wsunął dłoń do dżinsów, wywołując tym samym odruchowe, gorączkowe drżenie bioder. Jego koszulka podciągnięta była niemal do samej szyi, nagie, brązowe sutki sterczały sztywno, kusząc niemiłosiernie. Jeszcze... - Braaad, proszę... - nie...
Niemal nieświadomie zacisnął dłoń na własnej erekcji, patrząc jak ręka Toumy porusza się wewnątrz spodni, poszerzając rozpięcie zamka. Touma lubił się droczyć i był w tym świetny, ujawniając każdy milimetr swojego ciała z osobna, doprowadzając Crawforda do granicy wytrzymałości.
- Brad. - jego głos był zachrypnięty, przesiąknięty pożądaniem. - Nie dotkniesz mnie? - zaprosił, jednocześnie zwinnymi palcami wyplątując z bielizny wilgotny czubek własnego penisa. Zamglone oczy wbiły się w Crawforda. - Chcę, żebyś mnie dotknął.
Ochhh, wystarczy. Crawford przesunął się na sofie, pokrywając ciało Toumy własnym. Odepchnął ręce chłopca od jego niewielkiej erekcji i chwycił ją samemu, tłumiąc jego jęk pocałunkiem. Powoli poruszał ręką, skupiając uwagę na smakowaniu młodych ust.
Oddychając z trudem, Touma objął ciało mężczyzny nogami, pozwalając dżinsom swobodnie zsunąć się ze szczupłych bioder. Crawford tymczasem rozkoszował się wprawionym dotykiem języka chłopca. To z całą pewnością nie był jego pierwszy pocałunek, ale Crawford tak właśnie wolał. Jego własna erekcja, przyciśnięta do uda chłopaka, ciążyła mu niemiłosiernie, ale to na razie mogło poczekać. Oddech Toumy przyspieszył, kiedy mężczyzna niezbyt delikatnie zacisnął palce na jego kroczu.
Crawford podniósł się, przerywając pocałunek, by zsunąć z blondyna koszulkę. Touma posłusznie uniósł ramiona, a Crawford rzucił T-shirt na podłogę i przesunął kciukiem po jego delikatnej twarzy, blisko egzotycznych fioletowych oczu, po czym znowu zatopił się w pocałunku.

Telefon zadzwonił.

Usta mężczyzny ześliznęły się z warg Toumy, częściowo z zaskoczenia, częściowo z irytacji. Po chwili jednak pogłębił pocałunek, ciesząc się z gorączkowej odpowiedzi chłopca. Język Toumy tańczył w jego ustach, jakby walcząc o dominację.
- Zignoruj. - poprosił chłopak, dysząc. Crawford skinął głową i przesunął dłonią po jego płaskim brzuchu. Nie miał szczególnej ochoty pozwolić się pozbawiać nagrody, która tu na niego czekała.
*Crawford* - usłyszał w głowie głos Schuldicha. - *To Takatori. Chce nas w tej chwili widzieć.* W głosie Niemca tliła się nutka pogardy dla ich wielkiego pracodawcy.
- Cholera. - Crawford przeklął, przerywając pocałunek. - Ten pieprzony sukinsyn...
- Brad? - ramiona Toumy zamknęły się wokół jego szyi. - Nie idź.
- Później, Touma. - Crawford podniósł się i usiadł na sofie, ciągnąc za sobą chłopca przyklejonego do niego jak mały niedźwiadek. Zerknął z wściekłością na telefon i przesunął dłonią po rozczochranych włosach.
Touma westchnął.
- A już zbliżaliśmy się do najlepszej części. - zauważył zmienionym głosem. Jedna ręka chłopca opuściła jego szyję i powędrowała w dół do spowodowanego przez niego wybrzuszenia na spodniach. - Chociaż pozwól mi...
- Nie. - mruknął mężczyzna z żalem. - To by zabrało za dużo czasu.
- Och? - Touma zerknął na niego zaskoczony.
Crawford uśmiechnął się do niego lekko, wplatając palce w płowe włosy. Nie były tak miękkie na jakie wyglądały, ale pozostawały całkiem miłe w dotyku.
- Jeśli zrobiłbyś to, czego się po tobie spodziewam.
- Och. - Touma odsunął się niechętnie, obdarzając krocze Crawforda ostatnim pożegnalnym ściśnięciem. Zdawał się w ogóle nie interesować swoją własną erekcją, ciągle widoczną spomiędzy krawędzi rozpiętych spodni. Crawford był pewien, że chłopiec sam się o siebie zatroszczy, zaraz po jego wyjściu.
- Nie wpadnij w kłopoty, kiedy mnie tu nie będzie. - mruknął, wstając z sofy. Przejrzał się w lustrze wiszącym za drzwiami, założył marynarkę i poprawił okulary. - Jest tu trochę bardzo drogiego sprzętu.
- Masz mnie za idiotę? - Touma pogardliwie przechylił głowę w bok. Znowu zacisnął pięść na swojej erekcji, całkiem okazałej jak na chłopca w jego wieku, z pewnością nie osiągającej jeszcze swych pełnych rozmiarów. Jeszcze. Jego głowa opadła na oparcie i Crawford musiał poświęcić chwilę na obserwowanie go w niemym podziwie. Był wściekły na Takatori.
- Nie. Idiotą z całą pewnością nie jesteś. - stwierdził sucho.
Touma uśmiechnął się.
- Jej. Wielkie dzięki. - odparł. Wyglądał, jakby raczej nie słyszał takich słów często.
Crawford zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił się na moment, słysząc głośne jęki dochodzące z sofy. Chłopiec zabawiał się właśnie sam ze sobą i Crawford żałował, że nie miał czasu, by pozbyć się własnego podniecenia. Schuldich z pewnością już teraz ma niezły ubaw, ale to jeszcze nie powód, by dawać rozrywkę pozostałym.
- B-Brad!
Crawford zatrzymał się jeszcze raz, zerkając w tył już zza drzwi. Był to oczywiście błąd. Duży błąd. Widok, jaki przedstawiał chłopiec, dysząc ciężko i wypychając biodra do przodu, odbił się dreszczem, który przebiegł wzdłuż całego kręgosłupa mężczyzny i skupił się na kroczu. Raptownie zatrzasnął drzwi, słysząc spoza nich zachrypnięty chichot. Dzieciak był świrniętym małym dręczycielem.

Doskonały. Crawford nie potrzebował dowodu w postaci zanurzenia się głęboko w jego ciele, by wiedzieć, że seks będzie niesamowity.

Spotkał Schuldicha przy windzie. Niemiec uśmiechnął się głupio na jego widok.
- Nawet o tym nie mów! - warknął Crawford, uprzedzając jego złośliwe komentarze.
Uśmiech Schuldicha jeszcze się powiększył, ale na swoje szczęście nic nie powiedział.
- Gdzie pozostali?
- Tylko my mamy iść. - odparł rudowłosy. - Nagi jest zajęty jakąś hakerską robotą, a Farf, cóż, Farf...
- Jest w kaftanie. - stwierdził sucho Crawford. Niemiec skinął głową.
- Lepiej zostawić go w spokoju, kiedy jest nie w humorze.
- Co ty oczywiście możesz natychmiast stwierdzić.
- Oczywiście.
Drzwi windy otworzyły się.
W końcu Schuldich nie wytrzymał.
- Strasznie cię bierze, co?
Crawford poprawił okulary i udawał, że nie ma pojęcia, iż Schuldich pije do sporej wielkości wybrzuszenia w jego kroczu.
- Nie bądź śmieszny, Schuldich. - odparł krótko. - Ja nigdy nie tracę kontroli.
Schuldich uśmiechnął się ale nie powiedział już ani słowa.

Na swoje własne szczęście.


cdn.



Postscriptum:
Pet Project bynajmniej nie należy do krótkich opowiadań, a tym bardziej do szczególnie prostych. Dlatego też jeśli chcecie w miarę szybko (w tej pięciolatce) dowiedzieć się, co Crawford i Touma robili na wielkim łóżku w jedwabnej pościeli, zaraz po powrocie "Brada" ( O.O kto tak do niego mówi?!!) z pracy, a także czegoś bliższego na temat łóżkowych koligacji Omiego, Nagiego, Schu, Crawforda, Toumy i Yohjego (w niemal wszystkich możliwych kombinacjach -__-". ) to wskazane byłoby udzielenie tłumaczce jakiegoś wsparcia moralnego, np. za pośrednictwem tego ślicznego niebieskiego przycisku.












 


Komentarze
mordeczka dnia padziernika 21 2011 18:43:12
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Nachebet (Brak e-maila) 10:16 19-08-2004
Chyba najbardziej sensowny fanfik jaki czytałam. Podziwiam za wytrwałość w tłumaczeniu i czekam na cd. [bo to jeszcze nie koniec, prawda? XD]
janinka (Brak e-maila) 20:28 10-04-2005
Ja chcę dowiedzieć się, co Crawford i Touma robili na wielkim łóżku w jedwabnej pościeli, zaraz po powrocie Brada z pracy,(bo jakoś w ogóle nie mogę się domyśleć;P , jak również czegoś bliższego na temat łóżkowych koligacji Omiego, Nagiego, Schu, Crawforda, Toumy i Yohjego (w niemal wszystkich możliwych kombinacjach -__-\". ) więc udzielam tłumaczce wsparcia moralnego smiley
Ann (Brak e-maila) 23:18 28-08-2006
Ueh...Dlaczego to się tak zatrzymało? smiley Czytałam te cztery części już ze 3 razy i w akcie desperacji jestem nawet gotowa udzielić pomocy przy tłumaczeniu, jeżeli to przyspieszy pojawienie się ciągu dalszego ^.^
(Brak e-maila) 11:28 24-02-2008
Tekst językowo doskonały. Jakby nóż wchodził w masło smiley I fabularnie przykuwający uwagę. Czy istnieje jeszcze cień szansy, że tłumaczka pociągnie to dalej? Stała się wielka krzywda (czytelnikom), jeśli tak zamierzała go porzucić.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum