The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 04:19:29   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Zwykły anioł 1
Część 1 - Miłość Anioła



Od autorki: ten cytat pochodzi nie wiem skąd - jak wiecie to mnie poinformujcie - ale napisała mi to w liście moja dziewczyna Ur-chan.. bardzo mi się spodobał więc niech to będzie coś jakby motto tej części - i po trosze następnych (PS. Jeśli to wam się podoba to następną część pokochacie - nowi suuuper bohaterowie i kupa śmiechu, niestety trzeba znać całość by się połapać).
"Każdy jest "bi" z większymi lub mniejszymi odchyłami w jedną lub drugą stronę"

Czy zgadzacie się z tym?


PS. Dziękuję serdecznie mojej kochanej Emi-chan (Danielowi)
bez której nic bym nigdy porządnego nie napisała - bo by mi się nie chciało








Epizod 1



Zaczynało już zmierzchać, gdy w pokoju profesorskim wreszcie zgasło światło. Wyszedł na korytarz ziewając przeciągle. Zdał sobie sprawę z tego, że nie spał już ponad dobę. Powoli, bez pośpiechu przekręcił zamek w drzwiach. Idąc korytarzem bezmyślnie spojrzał na swoje odbicie w wypolerowanej do czysta posadzce. Zmierzwił ciemne, gęste włosy i potarł zewnętrzną stroną dłoni policzki i brodę. Cóż, zarost był już wyczuwalny, chociaż golił się zaledwie przed południem. Przyzwyczaił się, że robi to dwa razy dziennie. Lubił wyglądać schludnie i elegancko. To był jego styl. Nie przestając ziewać pomknął w dół po schodach. Spać. Ta jedna, jedyna myśl kołatała mu w głowie. O niczym innym nie marzył. No, chociaż może o gorącej kąpieli. Będzie musiał obudzić się wcześnie rano by przed wykładami zdążyć zażyć tej nieziemskiej przyjemności..
Wychodząc zdążył jeszcze rzucić za sobą ponure "dobrej nocy" by już za chwile stanąć na parkingu uniwersyteckim na przeciwko swego samochodu, obmacując się po wszystkich możliwych kieszeniach garnituru w poszukiwaniu kluczyków.
W pewnym momencie usłyszał głuche stęknięcie i przytłumiony odgłos oddalających się kroków. Coś niedaleko niego ciężko opadło na ziemię. Zaniepokojony nastawił uszu. Jeszcze jeden jęk, wyraźniejszy. Profesor wiedział już skąd ten odgłos dochodzi. Nie namyślając się długo podbiegł w tamtą stronę. Na chodniku, za śmietnikiem leżał młody chłopak zwinięty w kłębek. Twarz miał ubrudzoną błotem, więc nie mógł rozpoznać jego twarzy. Nie wiedział, czy ten chłopak jest jednym z jego studentów i szczerze mówiąc nie wiele go to obchodziło. Podniósł chłopaka z ziemi. Tamten wpatrywał się w niego przerażonym wzrokiem.

- Dobrze się czujesz, chłopcze? - Zapytał profesor tak uprzejmie jak tylko zdołał w tym stanie. Chłopak nie odezwał się, pokiwał jedynie głową na znak, że wszystko w porządku.
- Coś ci zginęło? - Zapytał znowu. - Może wezwać policję? Nagły, przeczący ruch głową chłopaka, sprawił, że profesor umilkł. Zaniósł go na rękach do swojego samochodu. Potem szybkim sprawnym ruchem otworzył drzwiczki i posadził chłopca na przednim fotelu pasażera. Chłopak próbował uśmiechnąć się, po chwili jednak twarz mu stężała i ostatkiem sił wyczołgał się z samochodu w stronę okalających parking krzewów. Do uszu profesora dotarł odgłos wymiotowania, zaniepokojony podszedł do młodzieńca kilka kroków. Zapach, który unosił się wokół chłopaka, a który poczuł już wcześniej, gdy niósł chłopca na rękach, teraz stężał i profesor wolno uświadomił sobie jego pochodzenie. Odgłos zwracania zastąpił cichy jęk i z trudem podtrzymywane łkanie. Ten zapach, pomyślał profesor, to przecież zapach... Męskiego nasienia...
Otrząsnął się z nieprzyjemnej myśli. Zrobiło mu się nagle szkoda chłopca. Nigdy wcześniej nie wpadło mu do głowy, że on sam mógłby traktować mężczyznę jako obiekt swoich pragnień seksualnych. Teraz jednak, ten chłopak... Uświadomił mu istnienie takich rozwiązań w naturze...
Wolno podszedł do chłopca i chwycił go delikatnie za ramiona. Tamten drgnął i odwrócił w jego stronę przerażone spojrzenie.

- Pewnie nie chcesz w tym stanie pokazywać się w domu? - Wolał się upewnić. Młodzieniec wybąkał głucho, że mieszka w akademiku i tym bardziej nie chce się tam pokazywać.
- Jak masz na imię, chłopcze? - Zapytał profesor sadzając go na powrót w samochodzie.
- Dawid - jęknął cicho chłopak. Najwyraźniej także był wyczerpany, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Profesor zatrzasnął drzwi po jego stronie, obszedł samochód i usiadł za kierownicą swojego Volvo.
- A więc Dawidzie - zaczął wkładając kluczyki do stacyjki - jak chcesz możesz u mnie przenocować i doprowadzić się do porządku. Niestety sam będziesz musiał o siebie zadbać. Ja jestem zbyt zmęczony.
- Dziękuję panu, bardzo chętnie skorzystam z pańskiego zaproszenia. Nie chciałbym jednakże sprawiać panu kłopotu. - Odpowiedział cicho Dawid. Profesor mimowolnie drgnął na dźwięk głosu chłopca. Był czysty, dźwięczny i chłopięcy, choć obecnie wyczuwalne w nim było zmęczenie, wydawał się piękny. Wyszukana odpowiedź chłopca sprawiła, że profesor zarumienił się zawstydzony.
- W porządku, dla mnie to żaden kłopot. Mieszkam sam. A właściwie z kotem. - Odpalił silnik - mam nadzieję, że jeszcze żyje.
Chłopiec spojrzał na niego pytająco a profesor uśmiechnął się pod nosem. Do jego nozdrzy znów dotarł ten zapach.. Bardzo starał się by chłopiec nie zobaczył malującego się na jego twarzy obrzydzenia.




Epizod 2




Profesor otworzył zamek wejściowy do swojego mieszkania. Zapalił światło i puścił chłopaka przodem. Już wcześniej zauważył, że chłopak jest od niego niższy. Teraz odkrył także inne szczegóły jego urody. Pociągła twarz młodzieńca okolona była chmarą niesfornych, czarnych loków, które opadały mu na czoło i ramiona. Ciało Dawida było drobne i szczupłe, ale nie chude. Ubrany był w brudne teraz obcisłe czarne jeansy i jakąś bluzę, której koloru nawet w świetle nie mógł odgadnąć. Chłopak zdjął obuwie, przeszedł w głąb do dużego i jedynego zresztą pokoju, tam zatrzymał się i z uśmiechem na brudnej i zmęczonej twarzy czekał na profesora. Ten zdjął płaszcz i gwizdnął cicho. Na znajomy odgłos zza drzwi prowadzących do łazienki dał się słyszeć pomruk. Chwile później niewielkie szare stworzenie łasiło się już u nóg swego pana, prężąc się i mrucząc zadzierało swój ogon w górę definitywnie domagając się pieszczot. Profesor rzucił chłopakowi rozbawione spojrzenie i nagle nie wiedzieć skąd przyszła mu do głowy myśl, że chłopak przypomina mu jego kota. Sposób, w jaki stał, ten wyraz w jego oczach.. Jakby sam domagał się pieszczoty..
Profesor otrząsnął się z tej dziwnej myśli i wszedł za kotem do łazienki. Nie było go chwilę, w czasie, której do uszu Dawida docierały tylko urywki zdań wypowiadanych przez profesora pod adresem kota. Uroczy mężczyzna, pomyślał chłopak, mając wciąż przed oczami wspomnienie silnej, męskiej sylwetki profesora i jego łagodnej twarzy o bardzo męskich rysach. Profesor był mężczyzną po trzydziestce, znanym na Uniwersytecie jako Pan Cytacik, gdyż nie było właściwie wykładu w czasie którego profesor nie użyłby kilku cytatów z ulubionego wiersza czy książki. Ogólnie rzecz biorąc był lubiany wśród swych studentów. Znali jego czułe punkty i potrafili go podejść. Jego najczulszym punktem było zamiłowanie do poezji i literatury oraz wielka miłość do zwierząt. Dawid wiedział, że Pan Cytacik naprawdę nazywa się Marek Jankowski i jest doktorem nauk humanistycznych. Teraz spojrzał na niego nowymi kategoriami i szczerze mówiąc bardzo mu się spodobał. Był męski, sympatyczny, wrażliwy i delikatny. Przy tym jego ciało, sylwetka i cała wręcz postawa były młodzieńcze jak gdyby sam był jeszcze studentem. Dawid już w samochodzie odkrył, że profesor działa na jego zmysły. Teraz, gdy czekał aż tamten wyjdzie z łazienki uśmiechał się lekko. W ustach wciąż czuł ten okropny smak. Nie żeby tego nie lubił, co to, to nie. Ale nie lubił w ten sposób. Brutalny, bez odrobiny uczucia, namiętności. Tym razem czuł się naprawdę zgwałcony.
Profesor w końcu wyszedł z łazienki. Podszedł do chłopaka i rzucił w jego stronę kremowy, flanelowy ręcznik. Potem otworzył szafkę i wyjął z niej czyste ubranie.

- Łap mały - zwrócił się do chłopaka z uśmiechem - będzie trochę na ciebie za duże, ale musi ci wystarczyć.
W oczach Dawida dostrzegł dziwny błysk. Poczuł się dziwnie, jak gdyby był oceniany. Podszedł do młodego i lekko obejmując jego szczupłe, delikatne ramiona poprowadził go do łazienki.
- Tu możesz się umyć. Jeśli chcesz coś zjeść, albo się napić to za kolejnymi drzwiami jest kuchnia. Nie krępuj się. - Już miał się odwrócić i zostawić chłopca w łazience, gdy zatrzymał się pół obrotu. - Jeszcze jedno. - Przeszukał wiszącą niedaleko umywalki apteczkę i po chwili nieśmiało wyjął z niej nie odpakowaną jeszcze, nową szczoteczkę do zębów. Bez zbędnych słów podał ją chłopcu. Ten uśmiechnął się tak ładnie i wdzięcznie, że profesorowi zabrakło tchu w piersi. Ile to biedne dziecko ma lat? - Pomyślał jeszcze, po czym pośpiesznie opuścił łazienkę, zamykając za sobą drzwi. W pokoju rozłożył wersalkę i pościelił łóżko dla dwóch osób. Ostatnimi zapasami świadomości zdołał jeszcze nastawić budzik i po chwili spał już uśpiony przytłumionym odgłosem tryskającej w łazience wody.
Dawid wyszedł półnagi z łazienki. W pokoju, na stole paliła się nocna lampka. W łóżku spał profesor. Twarz miał spokojną, rozluźnioną, usta lekko rozchylone, ciemne rzęsy na przymkniętych powiekach rzucały niezwykłe cienie na opalone, lekko piegowate policzki. Chłopak rzucił pospieszne spojrzenie w stronę stojącego przy posłaniu, tuż przy głowie profesora, budzika. Jest po jedenastej, pomyślał oburzony, a on nastawił go na wpół do piątej. Chyba nie chce mnie bladym świtem odstawić na powrót do akademików. Ja nie chcę tam wracać! Wszędzie tylko nie tam! Już wolę rzucić studia i wrócić do domu. Tam przynajmniej mam ludzi, którzy są mi życzliwi i mnie akceptują. A tu?
Poczuł dziwne łaskotanie na łydce. Spojrzał zaskoczony pod nogi.

- Dziękuję mój mały przyjacielu - szepnął wzruszony i pogłaskał kota od łepka aż po koniec ogona. Kocur mrucząc robił wokół niego kolejne rundy domagając się więcej pieszczot. - Jakkolwiek się nazywasz.

Wstał i podszedł do posłania. Poczuł dziwnie znajomy dreszcz, gdy spoglądając na uśpionego mężczyznę wślizgiwał się pod kołdrę. Wszystkimi wręcz zmysłami wyczuł bijącą od niego męskość i siłę. Zadrżał na samą myśl o tym, że leży tuż przy nim, ubrany zaledwie w dół od pidżamy, gorący jak piec i w stanie oczekiwania. Z trudem opanował podniecające myśli. Odwrócił się do profesora i delikatnie, nieśmiało wyciągnął do niego rękę. Musnął jego ramienia. Ciepła, męska skóra, igrające pod nią mięśnie. Profesor nie poruszył się. Chłopak wstrzymując oddech położył delikatnie swoją jasną dłoń na piersi profesora. Brak reakcji ze strony Marka sprawił, że dłoń Dawida już tam pozostała. Chłopak spokojnie oparł czoło o ramię mężczyzny i z błogim uśmiechem na ustach przymknął znużone powieki.
Dawno już nie spał tak spokojnie i w poczuciu bezpieczeństwa.



Epizod 3



Następnego ranka Dawid obudził się podejrzanie późno. Leżał w łóżku sam, skulony w pozycji embrionalnej, na miejscu gdzie wcześniej leżał profesor. Pościel wciąż przesycona była jego zapachem. Dawid przeciągnął się leniwie niczym kocur, ocierając się o pościel w zastępstwie pieszczoty. Za chwile jednak przestraszony odwrócił głowę w stronę pokoju i rozejrzał się. Na stole, obok wskazującego godzinę dziesiątą z minutami budzika, leżała karteczka. Profesora nie było w mieszkaniu. Jedynie kot przywitał go spojrzeniem rzuconym od niechcenia w trakcie porannej toalety. Chłopak przeciągał się jeszcze chwile poczym rozkosznie przeczołgał się w poprzek łóżka w stronę stolika z wiadomością. Podniósł kartkę i przeczytał zawartość.

"Dawidzie, rano nie miałem serca cię budzić, więc porozmawiamy jak wrócę. Jedzenie masz w lodówce, ubranie dostałeś wczoraj. Byłoby dobrze gdybyś spróbował sobie przeprać swoją bluzę. Wrócę po drugiej. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że cię zamknąłem. Czuj się jak u siebie.
Marek. "

Ten facet jest naprawdę uroczy - uśmiechnął się do siebie Dawid przyglądając się wręcz kaligraficznemu pismu humanisty. Odłożył kartkę i rozejrzał się po pokoju. Po przeciwległej do wersalki i stołu stronie pokoju, pod ścianą stały dwa olbrzymie regały zawalone książkami. Obok, wciśnięte pod oknem stało biurko, na nim komputer a także bezprzewodowy telefon i ładowarka do komórki starego typu. Chłopak szybkim ruchem włączył stojący na jednym z regałów radiomagnetofon. Z niewielkich głośników dotarły do niego słowa radiowego spikera. Pierwszy Program Polskiego Radia. Dobrze. Dawid nie lubił komercyjnych stacji, poza tym był ciekawy upodobań profesora. Marka.. Był ciekawy wszystkiego, co dotyczy tego silnego, dojrzałego mężczyzny. Przez chwilę w jego głowie pojawiła się dziwna myśl by przeszukać jego szafki w poszukiwaniu jego bielizny intymnej, po chwili jednak zgasił tą chęć wybuchając radosnym, dźwięcznym śmiechem. Wciąż w pidżamie wziął się za ścielenie łóżka. Potem podreptał do łazienki. Wchodząc poczuł unoszący się w powietrzu pomieszany zapach szamponu i wody po goleniu. Wanna była wyszorowana do czysta a podłoga świeżo starta.
Kąpał się o wpół do piątej. Twardziel - zachichotał chłopak w duchu nie kryjąc podziwu dla Marka. Pod umywalką leżały miseczki z pokarmem dla ulubieńca profesora, oraz świeża woda. Chłopak poczuł wstyd, na myśl, że pozwolił sobie na tak długie spanie w czasie, gdy profesor o wiele bardziej wyczerpany od niego wstał dziś o świcie, zdążył się wykąpać, ogolić, nakarmić zwierzaka, wykaligrafować mu kilka słów i zdążyć na wykłady o siódmej. Wykłady? Uff, nie, na szczęście dziś piątek, nie mam żadnych zajęć aż do poniedziałku. Chętnie bym tu został do tego czasu..
Gdy wymył się do czysta i umył swoje długie, czarne loki ubrał się w otrzymane wczoraj od profesora ubranie. Namoczył swoje brudne rzeczy i szybko wyprał bieliznę rozwieszając ją następnie na ściennej suszarce.
Potem poszedł do kuchni. Przeglądając szafki i lodówkę Marka, postanowił, że w odpowiedzi na troskę profesora odwdzięczy się mu smacznym, solidnym obiadem..





Epizod 4




Profesor wsiadał do samochodu. Przez cały czas myślał o czekającej go rozmowie z młodym mężczyzną, którego zostawił zamkniętego w domu. Przypomniała mu się twarz chłopca taka, jaką widział dziś rano, przed wyjściem na zajęcia. Spał spokojnie, uroczo wtulony w poduszkę z błogim uśmiechem na ustach. Cerę miał jaśniutką, ale nie różową, raczej blado-złocistą. Długie czarne rzęsy, czarne, delikatnie ukształtowane brwi. Oczy, głęboko osadzone, skrywały swą barwę pod spokojnymi powiekami. Wargi różowe, duże i jędrne, lekko wydęte w uśmiechu. I te czarne loki. Wyglądał jak archanioł Gabriel z obrazu Leonarda da Vinci "Zwiastowanie", albo raczej jak Uriel z Raju Utraconego. Taki czysty, niewinny a przy tym dostojny.
Przed oczami profesora ukazał się teraz obraz pobitego, wykorzystanego chłopca, jakiego zobaczył wczoraj.

- Biedne dziecko - powiedział do siebie odpalając samochód. - Jak ktoś mógł zrobić coś takiego takiemu niewinnemu, delikatnemu stworzeniu?

Uriel... Anioł światłości...
Za chwile jednak przypomniał sobie szczupłe, chłopięce ciało Dawida. Jego sylwetka, smukłe ciało, wąskie biodra, delikatna, zadbana skóra przywodziły mu na myśl bardziej młodą dziewczynę o chłopięcej sylwetce niż mężczyznę. Ale przecież nie można go pomylić z kobietą. Nawet w ciemności.
Samochód dojechał do celu swej podróży. Profesor zaparkował i wysiadł z auta zamykając drzwi na kluczyk i włączając zabezpieczenie antywłamaniowe. Nie potrafił ukryć zdenerwowania. Był szczęśliwy, że zobaczy Dawida, że dowie się wreszcie, jakiej barwy są jego oczy. Równocześnie bał się rozmowy na temat wczorajszego zajścia, usłyszeć szczegóły i ukarać winnego napaści. Skoczył jeszcze do kiosku po gazety i papierosy, wbiegł do klatki schodowej i kilkoma susami przeskoczył nad schodami. Przed drzwiami do swojej kawalerki zatrzymał się i odetchnął głęboko. Był tak wzburzony, że zapragnął natychmiast zapalić papierosa. Ale nie! Kot najwyraźniej usłyszał nadejście swego pana, bo Marek usłyszał zza drzwi przytłumione, pełne nadziei miauczenie. Znów pomyślał o chłopcu jak o kocie. Przed wyjściem z domu zdążył podpatrzeć zachowanie swego gościa. Właśnie zbierał się do wyjścia, pakując ostatnie notatki do aktówki, gdy usłyszał nagle przeciągłe mruczenie. Chłopiec zaczął przybierać inną pozycję na posłaniu. Przeciągnął się, zamruczał, po czym jednym zgrabnym ruchem przemieścił się w stronę ściany, gdzie pościel była jeszcze zmięta i ciepła od jej poprzedniego użytkownika. Dawid przytulił mocno twarz do poduszki, tak jakby oczekiwał od niej pieszczoty, mruknął, zwinął się w kłębek i ponownie pogrążył się w głębokim śnie.
Marek otrząsnął się z zamyślenia i powolnym ruchem przekręcił klucz w drzwiach. Złapał za klamkę i popchnął drzwi.
Wszystkimi zmysłami wyczuł tętniące w domu życie..
Najpierw do jego uszu dotarła muzyka, wydobywająca się z grającego w pokoju radiomagnetofonu. Program Pierwszy, zarejestrował mimowolnie, uradowany, że chłopak nie przestawił stacji.
Potem poczuł unoszący się w powietrzu ciepły aromat przygotowanego obiadu. Sos gulaszowy. Mniam! Ślina napłynęła mu do ust na samą myśl o ciepłym domowym obiedzie.
Za chwilę natręctwami kocura zmuszony został do udzielenia mu solidnej porcji pieszczot.
W czasie, gdy pieścił kota, z kuchni wyszedł uśmiechnięty chłopak. Marek doznał dziwnego ukłucia w sercu na widok tego nieskończenie pięknego anioła, otoczonego aureolą gęstej pary wydobywającej się z trzymanego przez niego w ręku rondelka. Chłopiec postąpił w jego stronę kilka kroków.

- Dzień dobry, panie profesorze... - Zaczął i urwał, bo tamten szybko uniósł w jego stronę rękę.
- Marek. Mów mi po imieniu, Dawidzie. Skoro już tu spałeś a teraz upichciłeś nawet obiad.
- Mam nadzieję, że się pan nie... że się nie gniewasz?
- Ależ skąd! A co tam przyrządziłeś?

Chłopiec zrobił w jego stronę kilka kroków i podstawił mu garnuszek pod nos. Marek zaskoczony spojrzał do garnuszka. Tak jak poczuł, gulasz wieprzowy w sosie koperkowym. Zaciągnął się.

- Mmm... - Mruknął. - Dopiero teraz poczułem jak bardzo jestem głodny! Nie jadłem nic od wczorajszego śniadania!
- Nie wiem, czy odpowiednio doprawiłem. - powiedział chłopak głosikiem tak słodkim i niewinnym, że profesor nie potrafił ukryć rozbawienia. Już wyciągnął palec by nabrać na niego odrobinę sosu i spróbować, ale w porę się zreflektował i z przepraszającą miną stwierdził:
- Mam brudne ręce, głaskałem Kocura.
- Zaraz przyniosę z kuchni łyżeczkę. - uśmiechnął się chłopak i profesor zauważył w jego oczach dziwny błysk. Rzeczywiście Dawid na chwilę zniknął we wnętrzu kuchni, ale po chwili pojawił się znowu z drewnianą chochelką. Podszedł do profesora i uniósł się na palcach. Trzymając pełną chochelkę tuż nad rondelkiem skierował ją do ust Marka.
- Nie oparz się - zauważył troskliwie - jeszcze jest gorące. Marek podmuchał kilka razy na gulasz, po czym otworzył usta i pozwolił chłopcu się nakarmić.
- Mmm! Świetne, niczego więcej nie potrzeba! Naprawdę, świetnie gotujesz mój chłopcze. - Zdejmując obuwie zauważył jeszcze przelotny rumieniec na delikatnej twarzy Dawida. - Umyję ręce i przyjdę ci pomóc.
- Nie trzeba! Wszystko już gotowe... tylko, że... - urwał.
- O co chodzi?
- Nie nakryłem jeszcze do stołu.
- Tym się nie martw, sam się tym zajmę. - Marek miał wrażenie, że niewiele chłopcu brakuje do zamerdania ogonkiem. Kociak, nie ma co.

Co też ja opowiadam? Jaki kociak? Przed oczami stanęła mu scena dzisiejszego przebudzenia. Budzik zadzwonił o wpół do piątej, tak jak go ustawił. Z przyzwyczajenia chciał unieść prawe ramię i wyłączyć go, ale coś mu przeszkadzało. Otworzył oczy i spojrzał na spoczywającą na swojej piersi głowę pokrytą mnóstwem długich czarnych loków. Chłopiec leżał na brzuchu, prawą ręką obejmując go w pasie, a właściwie w biodrach i lewą uroczo zawiniętą wokół jego prawego ramienia. Profesor leżał tak przez długą chwilę przyglądając się temu uroczemu zjawisku. Młodzieniec wyglądał jakby szukał schronienia w ramionach dorosłego, silnego mężczyzny. Po chwili jednak dotarło do Marka, że leży oto z młodym chłopakiem w jednym łóżku w dość intymnej pozycji. W ten sposób, choć nie rozumiejąc za bardzo dlaczego, Marek zmuszony był do rozpoczęcia porannej toalety od zimnego prysznicu. Dopiero, gdy zszedł z niego ten nieoczekiwany, wstydliwy stan, mógł wziąć utęsknioną gorącą kąpiel.
Teraz wyszedł z łazienki i zabrał się do przygotowywania stołu do obiadu. Spiker radiowy oznajmił w radiu, że minęła trzecia. Po chwili Dawid zawołał Marka do kuchni.
Po obiedzie pozmywali wspólnie naczynia. Marek tylko wycierał i odstawiał suche rzeczy do szafki, więc to Dawid wykonał całą pracę. Marek skwitował to żartem, że będzie z Dawida dobra żona, na co młody zarumienił się jak panna i bąknął pod nosem ciche "dziękuję, staram się". Potem usiedli na wersalce i zaczęli rozmawiać.




Epizod 5




Kot ułożył się w kłębek na kolanach swego pana, na co Dawid zareagował ostrożną zazdrością. Niby pod pretekstem chęci pieszczenia kota usiadł bardzo blisko profesora. Ich uda i kolana przywarły do siebie, na co ciało i serce Dawida zareagowały prawdziwym ogniem. Uspakajając oddech, ze smutkiem pomyślał, że prawdopodobnie ta bliskość na profesora wcale nie działa, wręcz przeciwnie, może go nawet krępuje. Gdy jednak chłopak wyciągnął rękę by pogłaskać wtulonego w kolana Marka kota, ten ułatwił mu dostęp do zwierzaka, opierając rękę na oparciu wersalki, tuż za plecami Dawida. Chłopak zachęcony zaczął głaskać czworonożnego pupilka i w końcu, niby to przypadkiem przywarł całym bokiem do profesora, tak jakby sam też chciał się w niego wtulić. Po chwili jednak odsunął się wystraszony ewentualnym odrzuceniem. Mężczyzna przyjął to jednak naturalnie.
Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego jak ja płonę na samą myśl o nim? - Pomyślał przestraszony chłopak. A może on nie zdaje sobie sprawy z tego, że może mi się podobać? Nie wiem, co o tym myśleć, ale dopóki mnie od siebie nie odsuwa i nie próbuje zachować między nami dystansu, jestem szczęśliwy.

- Lubisz zwierzęta? - Zagadnął profesor z błogim spokojem wypisanym na twarzy. Widać kot działał na niego tak jak on na kota - uspakajająco.
- Oczywiście, że tak! - Odpowiedział trochę mało inteligentnie. - Prawdę mówiąc od wczoraj zastanawiałem się jak wabi się twój kocur.

Kocur! Jak to głupio zabrzmiało! Co on sobie teraz o mnie pomyśli? Dawidzie, opanuj się! Dlaczego tak głupiejesz przy tym mężczyźnie?

- Właśnie tak. - Powiedział Profesor nie zwracając uwagi na konsternację w oczach chłopaka. Siedział z półprzymkniętymi powiekami obserwując delikatne ruchy dłoni Dawida, głaszczącej lśniące szare futerko kociaka. Co jakiś czas długie, kształtne palce dotykały dłoni profesora. Marek robił wszystko by nie dać po sobie poznać, że za każdym razem, gdy dłoń chłopca zbliża się do jego, wszystkie mięśnie napinają mu się w cichym oczekiwaniu, a wszystkie nerwy i zmysły skupiają się w tym jednym, jedynym punkcie.
- Słucham?
- Tak właśnie się nazywa. Kocur. Pasuje do niego, prawda? Okropny z niego pieszczoch. Kocurek.. - Przed oczami profesora znów ukazała się przeciągająca się na łóżku postać czarnowłosego chłopaka. Uśmiechnął się wzdychając głęboko. Dłoń Dawida kolejny raz dotknęła dłoni Marka. Tym razem jednak trudno byłoby twierdzić, że ten ruch nie był zaplanowany, Dawid bowiem potraktował dłoń mężczyzny jak przedłużenie kociego ciała. Marek zadrżał na całym ciele, co chłopiec zrozumiał odwrotnie niż był powinien. Odsunął się od niego na bezpieczną odległość rezygnując z dalszych pieszczot - cokolwiek by to miało oznaczać.
- Dawidzie.. - Zaczął profesor z trudem ukrywając drżenie i zawód w głosie. - Chciałbym, byś opowiedział mi, co wczoraj się stało? Jeśli nie sprawi ci to przykrości, oczywiście..

Chłopak zadrżał na całym ciele. Dlaczego on chce to wiedzieć? Czy się nie domyślił? Do czego zmierza? Nie! Nic mu nie powiem! To było zbyt upokarzające, a on nie jest mężczyzną, przed którym przyznałby się do takiego poniżenia! Nie przed nim!
Nagle powrócił lęk, że dziś jeszcze będzie musiał wrócić do akademika i tam spędzić noc. Wśród tego poniżenia, wiedząc, że jego gwałciciel wciąż czai się gdzieś w ciemnych korytarzach akademika. W dodatku w środę wyjechał Tomek, a on został bez bezpiecznej, pomocnej dłoni przyjaciela. Dlaczego nie przyjął jego zaproszenia i nie pojechał z nim do jego rodzinnego domu? Tomek tak bardzo nalegał, ale on, głupi Dawid się zaparł, że przecież musi się uczyć do kolokwium! O, święta naiwności! Uczyć się!? W takich warunkach!? Teraz Tomek wyjechał a on jest całkowicie bezbronny. Sam jeden w pokoju. Zgroza! Nie, ja nie chcę tam wracać.

- Nie chcę tam wracać! - Wyrwało mu się na głos i słysząc swój rozpaczliwy ton, rozpłakał się. Zakrył twarz dłońmi i pozwolił, by popłynęły mu łzy.

Marek delikatnym ruchem przesadził drzemiącego Kocura ze swych kolan na wersalkę i przysunął się ostrożnie do chłopca. Objął go ramieniem i przygarnął do siebie z uspakajającym szeptem. Dawid przywarł do niego całym ciałem wtulając głowę w klatkę piersiową profesora.

- Ja się boję tam wracać... Proszę... Nie każ mi! - Wychlipał w koszulę mężczyzny.

Duże, silne dłonie mężczyzny uniosły jego zapłakaną twarz tak by mógł spoglądać wprost w szarozielone oczy Marka. Dawid poczuł nagle silną namiętność do tego człowieka. Chęć bycia przy nim, służenia mu, kochania. Pierwszy raz w swoim niedługim jeszcze życiu poczuł coś takiego do obcej osoby. Do kogokolwiek.

- Są niebieskie. - powiedział z lekkim zdziwieniem w głosie Marek. W jego oczach kryło się wzruszenie i czułość. Dawid posłał mu pytające spojrzenie. - Twoje oczy. Są niebieskie.

Chłopcu to wystarczyło. Przywarł do profesora całym ciałem i wycisnął na jego ustach długi, namiętny pocałunek.
Profesorowi zakręciło się w głowie.
To cudowne. Takie rozbrajająco rozkoszne, wzruszające uczucie. Nie mogę się od niego uwolnić!
Jego podświadomość niemal pominęła fakt, że jego usta zaczęły odpowiadać na namiętny pocałunek chłopaka. Widział tylko lekko przymknięte powieki Dawida i opadające mu na czoło niesforne, zagubione loki. Odnalazł w swoich ustach język młodzieńca i poczuł jak rośnie w nim pożądanie.
Co się ze mną dzieję?! Na litość boską, ten chłopiec... anioł, on potrzebuje mojej pomocy, ochrony, a ja tymczasem.
Ale więcej pomyśleć nie zdołał. Ciało chłopca osunęło się na wersalkę, a jego szczupłe ramiona oplatające jego szyję pociągnęły go za sobą.




Epizod 6




Mężczyzna opanował się w chwili, gdy poczuł rękę chłopca na nagiej skórze swojej piersi. Zauważył, że Dawid rozpiął już wszystkie guziki jego koszuli, głośno przełknął ślinę.

- Dawid, tak nie wolno... Ja nie mogę przecież... Ty... - Zgubił się, ale poskutkowało. Usta chłopca oderwały się od jego szyi. Teraz patrzył na niego zamglonymi, niebieskimi oczyma jakby nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Rozkosznie przygryzł różowe wargi bielutkimi, równymi ząbkami. Marek odetchnął głęboko i zdecydowanie, ale delikatnie odsunął od siebie chłopca. Wstał i skierował się do łazienki. Kątem oka zauważył jeszcze szkliste spojrzenie swego niedoszłego kochanka.

Kochanka? Co ja myślę?! Przecież to młody chłopiec! Dziecko! Marku, opanuj się. Czy twoja ostatnia fascynacja aniołami ma na ciebie taki wpływ? Ten chłopiec jest wprost ziemskim wcieleniem anioła. A może on nie jest rzeczywisty?
Profesor zerknął w dół, nieco poniżej swoich bioder. Jeśli on nie jest rzeczywisty, to dlaczego ja znajduję się w takim stanie? Na Boga, co mam robić?! Uff... Nic. Przede wszystkim trzeba się uspokoić. Potem porozmawiać z chłopcem na spokojnie, dowiedzieć się, co i jak. Co mu grozi, czego się boi, i gdzie nie chce wracać?
Gdy był już w łazience zrozumiał, że jego podniecenie nie zniknie samo z siebie. Z uczuciem wstydu i poniżenia wyładował swoje emocje do umywalki. Potem, gdy już chwilę odetchnął, starannie ją wyszorował i zdezynfekował. Gdy zapinał guziki swojej koszuli, dotknął szyi. Po chwili powolnym, powłóczystym ruchem przeciągnął dłoń wzdłuż swego ciała, dotykając po kolei owłosionej klatki piersiowej i płaskiego brzucha.
Ten chłopak. Choć sylwetką przypomina raczej licealistę, na pewno jest starszy. Na pewno jest studentem. Moim? Tego nie wiem. Nigdy nie przyglądałem się swoim studentom. Zaraz zresztą się zapytam.
Stojąc nad umywalką przyglądał się swemu odbiciu w lustrze. Zarost. Może jeszcze nie był widoczny, ale na pewno wyczuwalny. Marek chwycił przybory do golenia i rozpoczął higieniczny zabieg. Nigdy nie miał problemów z tą czynnością. To była rutyna, czynność, którą wykonywał odruchowo, automatycznie. Przeciągając ostrą maszynką po brodzie, pomyślał o chłopcu, którego pozostawił samego w pokoju. Jego szkliste spojrzenie. Czyżby zamierzał przez niego płakać? Może jego zachowanie spowodowane było lękiem przed odrzuceniem? Ten chłopiec potrzebuje mojej opieki i pomocy, tymczasem ja, cholerny idiota potraktowałem go jak obiekt seksualny.
W tym momencie Marek stracił kontrolę nad nerwami swojego ciała. Żyletka boleśnie przecięła skórę na szyi a krew zaczęła skapywać na świeżo umytą powierzchnię umywalki.

- Do diabła! - Przeklął pod nosem i szybko opłukał twarz wodą. Szybkim krokiem wyszedł z łazienki i skierował się do pokoju.

Chłopak siedział na wersalce, z nogami podciągniętymi pod brodę. Twarz ukrył w dłoniach. Drżał. Marek udał się do przedpokoju, wyjął koc ze stojącej tam szafy i wrócił do chłopca. Gdy klęcząc przed Dawidem okrywał jego szczupłe ramiona przytulił go w geście pocieszenia.

- Nie bój się, proszę. - Chłopak uniósł głowę, kierując na niego błagalne, przerażone spojrzenie. - Obiecuję, że więcej się to nie powtórzy! Ale teraz powiedz mi gdzie nie chcesz wracać?! I dlaczego?! Inaczej nie będę w stanie ci pomóc.

Dawid wyciągnął do niego rękę i lekko, niczym podmuch wiatru musnął okolice rozciętej skóry na szyi Marka.

- Nie jesteś na mnie zły? - Zapytał z minką tak słodką jak pyszczek kociaka, który dostał miseczkę dawno oczekiwanego przysmaku. Oczy błyszczały mu nadzieją. Marek uśmiechnął się ciepło.
- Dawidzie, ile masz lat? - zapytał.
- Dwadzieścia jeden. Jestem na drugim roku.
- Na jakiej specjalności?
- Archeologia.
- Mmm, młody odkrywca! Będę miał u was wykłady od przyszłego semestru. - Marek uśmiechnął się szeroko. Atmosfera się rozluźniła. - Będziecie analizować stare pisma o Celtach, ich obyczajach i tym podobne. Nie chcę psuć ci niespodzianki.

Dawid wskazał profesorowi miejsce na wersalce. Ten rozsiadł się wygodnie i po chwili poczuł głowę chłopca no swoich kolanach. Student zamruczał wyciągając się na całej długości mebla. Podciągnął koc, usadowił zbłąkanego Kocura na swoim brzuchu. Z zadowoloną minką i radosnym błyskiem w oku spojrzał w oczy Marka. Wprost biło od niego pragnienie bliskości i pieszczoty. Wykładowca ostrożnie położył dłoń na głowie chłopca. Jego palce zagłębiły się w jedwabiście gładkich, miękkich lokach młodzieńca. Ten zamruczał przeciągle i wygiął kark wtulając się rozkosznie w krocze mężczyzny.

- Ach! - Wyrwało się profesorowi. Okropnie spodobało mu się uczucie, jakie zagościło w jego sercu. Taka błogość, szczęście. - Przypominasz mi małego spragnionego pieszczot kociaka. - Mruknął.
- Nio, bo tak jest w istocie. - miauknął przymilnie Dawid. Powolnym ruchem odnalazł drugą rękę Marka i przyciągnął ją do siebie. Otworzył jego dłoń i pocałował jej wewnętrzną stronę. Mężczyzna jęknął cicho nie przestając pieścić czarnych loków. Chłopiec przytulał policzek i wargi do dłoni profesora, całując po kolei wszystkie jego palce i pieszcząc je delikatnie czubkiem języka.
- Jesteś rozkoszny, mój mały - oznajmił z wielką czułością w głosie profesor.
- To znaczy, że nie będziesz miał mi tego za złe, jeśli poproszę cię byś pozwolił mi tu zostać...? Z tobą... - Mężczyzna poczuł w głosie chłopca nieśmiałą nadzieję. Nie był w stanie mu odmówić. I wcale tego nie chciał. To, co teraz przeżywał było takie pełne, wspaniałe... takie...
Pierwszy raz w życiu nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa do opisania swoich uczuć.
Czując jak wzruszenie i czułość dławią go w gardle, bez słowa przytaknął głową. Chłopiec ucieszony wtulił się w niego i patrząc mu głęboko w oczy szepnął ciche "dziękuję, przy tobie czuję się bezpieczny".

- Ale teraz opowiedz mi, co cię gnębi, mały. Chcę wiedzieć o tobie wszystko. - Młodzieniec uśmiechnął się rozkosznie słysząc te słowa.





Epizod 7




Chłopiec przeciągnął się wtulony w kolana i krocze profesora. Przytulił jasny policzek do smagłej, silnej dłoni mężczyzny. Przymknął oczy. Drżącym głosem, wciąż niepewny, rozpoczął opowiadanie.

- Nie chcę wracać do akademika. Tam grozi mi niebezpieczeństwo. Mieszka tam pewna osoba, mężczyzna... student... on mi nie popuści! Chce mnie wystraszyć, bym opuścił akademik, albo nawet bym rzucił studia. A teraz, gdy Tomek wyjechał... - chłopak zamilkł na chwilę. Profesor cierpliwie czekał aż gość ponownie podejmie swoje opowiadanie. Znów zrobiło mu się żal tego niewinnego, bezbronnego, uroczego stworzenia. Z całego serca zapragnął wziąć go w ramiona i mocno przytulić. Chciał go pocieszać, pieścić, całować... Chłopak wydawał się wręcz prosić go, by tak go traktować. Profesor czuł się zagubiony, nie wiedział, czego chłopiec tak właściwie od niego oczekuje. Może widzi w nim ojca? Może starszego brata, do którego może się zwrócić o opiekę i pomoc... Marek poczuł wyrzuty sumienia. Dlaczego się tak zachowuję? Czy nie potrafię widzieć go tak jak on na to zasługuje? Co dzieje się z moim ciałem, z moimi zmysłami? Reaguję na tego chłopca o wiele mocniej niż na widok pięknej kobiety. Nigdy w życiu nie doświadczałem takiego uczucia. W nim jest coś tak czystego, coś tak niewinnego a równocześnie te jego rozpalone spojrzenia, jego język igrający w moich ustach z taką wprawą. Czy naprawdę jest niewinny?
- Tomek to mój najlepszy przyjaciel. Znamy się zaledwie drugi rok, ale on zawsze się mną opiekuje. Jest duży i silny, nikt nie ma ochoty z nim zadzierać. I dobrze! A on teraz wyjechał do domu na weekend, a tamten chłopak... - głos Dawida załamał się. Oddychał głęboko, zdawał się być nieobecny duchem, tak jakby zagłębił się głęboko w siebie.
Tak też było w istocie, bowiem Dawid w swym wnętrzu przeżywał ponownie poniżające przeżycia z zeszłego wieczoru. Wracał z wykładów sam, bo Tomek o świcie wyjechał do domu. Szedł ulicą w stronę akademika, obładowany książkami i notatkami, głodny i niewyspany. Obok niego nagle pojawił się student ze znienawidzonej przez niego grupy osób z akademika. Starszy chłopak z uśmiechem zaproponował mu, że pomoże zanieść mu notatki. Dawid, trochę wystraszony, w końcu przystał na to rozwiązanie. Mati, bo tak się przedstawił Dawidowi nachalny student, wydawał się być miły i wręcz przepraszał chłopca za zachowanie swoje i swojej grupy. Wyjaśniał, że przecież żaden z nich nie ma nic przeciwko TAKIM chłopcom jak on i Tomek.
- Tomka w to nie mieszajcie - zaprotestował wtedy Dawid - on nie ma z tym nic wspólnego, po prostu się przyjaźnimy, nic więcej nas nie łączy!
- Spokojnie Malinka! Nie bądź taki drażliwy. Jesteś takim milutkim chłopaczkiem, na pewno znajdziemy wspólny język.

Zaledwie godzinę później, gdy Dawid siedział sam w pokoju pochłonięty lekturą, ktoś zastukał do drzwi. Dawid uchylił je odrobinkę i ujrzał za nimi Matiego.
Mati był naprawdę potężny. Nie gruby, ale wręcz niemożliwie umięśniony. Grzywa jasnych, wręcz białych włosów opadała mu na szare oczy. Możliwe, że podobał się kobietom, Dawid jednak nie gustował w takich mężczyznach. On wolał intelektualistów a nie bezmózgie worki mięśni.
Starszemu studentowi udało się w końcu namówić Dawida na wspólny wypad do miasta. "Może zjemy coś ciepłego w tej uroczej restauracyjce na tyłach uczelni?" Owszem, Dawid był cholernie głodny. To, co stało się później...
Dawid pamiętał, że po obiedzie wracali w pobliżu uczelni. Już się ściemniało. W pobliżu śmietnika stało dwóch kolegów Matiego ze znienawidzonej przez Dawida grupy.
Potem pamiętał tylko ból, gdy ciągnęli go po ziemi kopiąc i okładając. Robili to krótko, bo Dawid nie należał do silnych chłopców. Był delikatny jak kobieta, więc szybko przestał się opierać, gdy wlekli go w stronę śmietnika.
W uszach wciąż dźwięczały mu ich drwiące śmiechy... "Zobaczymy czy potrafisz ciągnąć druta jak panienka." Rozpoczął Mati, w tym czasie jego koledzy przytrzymywali wyrywającego się, przestraszonego chłopaka. Gdy Mati skończył, oblewając swym nasieniem twarz i włosy chłopca, podszedł następny. Dawid poczuł, jak unoszony jest za włosy na wysokość krocza mężczyzny. Bolała go głowa, twarz mu paliła, przez poruszający się w jego ustach organ nie mógł oddychać. Łzy spływały mu po policzkach.
Potem wyłączył się. Było mu obojętne, co się z nim dzieje. Poczuł się jak szmata, z całego serca pragnąc jedynie śmierci... Gwałcący go mężczyzna przytrzymał mocniej jego głowę. Do gardła wytrysnął gorący strumień gęstej cieczy.
Trzeci zrezygnował z gwałtu. Powiedział, że skorzysta z okazji następnym razem i wtedy już mu nie popuści. Wytarzali go w błocie, kopali, a gdy usłyszeli odgłos kroków na parkingu, porzucili swoją ofiarę i umknęli.
Dawid poczuł jak wracają mdłości. Zerwał się z miejsca, niechcący zrzucając kota na podłogę i pobiegł do łazienki. Zwracał długo. Nieprzyjemne wspomnienia wciąż wracały. Łzy płynęły chłopcu po twarzy.
Profesor wszedł za nim do łazienki. Ze współczuciem patrzył na pochylającą się nad sedesem w pozycji klęczącej drobną sylwetkę chłopca. Usiadł za nim, obejmując jego wstrząsane spazmami płaczu ciało.

- Ciiii... To już minęło i nigdy, przenigdy nie wróci! Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić!

Słowa Marka przebiły się przez mgłę wspomnień do umysłu chłopaka. Ten wtulił się w szerokie, bezpieczne ramiona mężczyzny. Profesor wyciągnął rękę i spuścił wodę w klozecie. Potem wziął Dawida na ręce i zaniósł do pokoju. Tam usiadł na wersalce, z chłopcem na kolanach. Pieszcząc jego długie loki opowiadał mu o swojej fascynacji. O Aniołach.
Chłopiec zmrużył czerwone od płaczu oczy i wtulony w ciało profesora, wsłuchany w jego ciepły, męski głos przeniósł się w krainę aniołów.





Epizod 8




Dawid zbudził się wczesnym rankiem. Czuł się wyspany, gotowy przyjąć każde wyzwanie, pełen siły i nowej, nieznanej do tej pory energii, która zdawała się rozsadzać jego pierś. Obok niego leżał Marek. Spał. Dawid przyglądał się jego budowie. Był wysoki, smukły, bardzo męski i pociągający. Szerokie ramiona i dobrze zbudowana klatka piersiowa dawały poczucie bezpieczeństwa. Zapach jego ciała drażnił zmysły Dawida, powodując w nim coraz większe podniecenie. Chłopak ostrożnie, by nie zbudzić śpiącego, przytulił się do niego. Przywierając do niego całym ciałem chłonął jego ciepło.
Poczuł, że jego oddech jest nieświeży, co przypomniało mu miniony wieczór. Co powiedział profesor?
" Nie pozwolę, by ktoś cię skrzywdził"?
Chłopcu zrobiło się cieplej na sercu. Wygramolił się z łóżka i podreptał do łazienki. Umył się bardzo starannie i wyszorował do czysta zęby. Sprawdził oddech. Dobrze, świeżutka mięta.
Rozejrzał się za czymś po łazience. Przeszukując kolejne szafki w końcu znalazł to, co chciał. Wyciągnął tubkę z apteczki i stał chwilę spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Przez głowę przelatywało mu tysiące myśli.

- Nie - szepnął do siebie - nie będę niczego planował. Nie będę dążył do tego na siłę. Tak pięknie było wczoraj po obiedzie, gdy stracił nad sobą kontrolę...

On stracił!? Dawidzie, to ciebie opętało pragnienie by do niego należeć, by otworzyć się przed nim, wpuścić go do swojego życia. On tylko podążał za tobą na ślepo, nie zdając sobie sprawy, dokąd prowadzi droga. Opowiadał wczoraj o tych nadzwyczajnych istotach - aniołach. On mnie tak postrzega, sam to powiedział. Biedny Marek, tak bardzo myli się co do mnie! Widzi we mnie niewinną, delikatną postać, ale nie zna Dawida, który za pieszczoty i zabawy dałby się ukrzyżować! Kociak... tak, to wyrażenie bardziej do mnie pasuje.
Chłopak z dziwnym błyskiem w oku zamknął drzwiczki apteczki. Zarumieniony, z tubką wazeliny, wyszedł z łazienki i podszedł do stojącej w pokoju, rozłożonej teraz wersalki. Na stoliku położył przyniesiony z łazienki skarb. Podszedł do radiomagnetofonu, przeszukał stojące na regale kilka płyt i kaset w poszukiwaniu czegoś nastrojowego, odpowiedniego dla tej podniosłej chwili. Znalazł. Jeśli chodzi o gust profesora to nieco odbiegał od gustu Dawida. Większość z posiadanych przez niego kaset była o tematyce etnicznej. Muzyka celtycka, stare ukraińskie dumki, żydowskie przyśpiewki, melodie pochodzące z całego świata. Ale poza tym było kilka płyt z muzyką filmową, a także z rockiem. Z tych ostatnich Dawid wybrał jedną, która wydawała mu się odpowiednia. Collage... twórczość tego zespołu nie była mu obca, a że w fonotece Marka znajdowały się znane mu tytuły, wiedział, co wybrać. Moonshine... Tak... to będzie odpowiednie. Włożył płytę do odtwarzacza, ustawił odpowiednią głośność i odwrócił się w stronę posłania i śpiącego na nim profesora.
Marka obudziły pierwsze dźwięki znanej melodii. Przetarł zaspane oczy i rozejrzał się po pokoju. Po jego drugiej stronie, niedaleko biurka, odwrócony do niego przodem, stał Dawid. Jego półnaga sylwetka otulona była złocistym światłem promieni słonecznych wpadających przez okno. Wyglądał nieziemsko, Marek patrzył na niego jak na piękny obraz, jak na nadprzyrodzone zjawisko.
Po chwili spojrzał Dawidowi w oczy. Ich wyraz, ten błysk, taki sprzeczny z tym niewinnym widokiem świetlistego anioła.
To spojrzenie... jak kot, który gotuje się do skoku na swoją ofiarę. Wyrysowana na jego twarzy pewna zaciętość, pewność siebie i...
Pożądanie?!
Marek drugi raz w towarzystwie chłopca poczuł się jak oceniany. Wzrastał w nim niepokój, zastanawiał się, co dzieje się z młodzieńcem, co zamierza.
Dawid ruszył w jego stronę wolnym, kocim krokiem. Wyglądał jakby płynął w rytm wydobywających się z głośników dźwięków nostalgicznej, czarodziejskiej muzyki. Chłopak zbliżył się do łóżka. Gdy kocimi ponętnymi ruchami przemieszczał się na czworakach w stronę sparaliżowanego zachowaniem Dawida profesora, spodnie od pidżamy osunęły się zachęcająco poniżej linii bioder. Marek głośno przełknął ślinę. Nie mógł się ruszyć. Bezpośredniość przystojnego młodzieńca, jego wręcz prowokujące zachowanie, kocie ruchy, fakt, że przed chwilą zaczął dłońmi masować jego krocze...
Profesora oblała fala gorąca, gdy czuł tę nieoczekiwaną pieszczotę. Jego ciało przebiegł dreszcz, spodnie od pidżamy stały się zbyt ciasne. Masująca, delikatna dłoń chłopca paliła przez ich cienki materiał. Twarz chłopca pochyliła się nad jego twarzą, ciało spoczęło na jego ciele, ręka nie zaprzestała pieszczot. Poczuł twarde, gorące przyrodzenie chłopca, wciskające się w jego biodro. Jęknął przeciągle, na co chłopiec z zadowoleniem oznajmił:
- Obaj tego chcemy, prawda? Bądź moim kochankiem Marku, ja potrzebuję ciebie bardziej od powietrza!

Widząc przerażenie w oczach profesora, pochylił się nad nim i gorąco, namiętnie pocałował jego usta. Potem całował jego oczy, brwi, policzki.

- Sprawię, że będzie ci wspaniale, potrafię wiele rzeczy... Rozluźnij się... i przytul mnie.

Obiema rękoma objął ciało profesora jakby chciał się w nie wpasować, zagłębić. Profesor nie reagował. Doświadczał chyba jakiegoś swoistego szoku, nie był w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu.
W jego umyśle toczyła się walka. Z jednej strony wpajane od dziecka przeświadczenie, że wszystko, co nie jest naturalne, jest przeciwko naturze, że wszelkie dewiacje seksualne są złe, nienormalne, zboczone i godne pogardy. Z drugiej strony rozsadzające serce uczucie, które powoli, nieświadomie budzi się do życia i burzy całą dotychczasową harmonię i logikę jego poukładanego życia. Wszystko, co było już poukładane na swoje miejsce, co łączyło się ze sobą w związki przyczynowo-skutkowe nagle wpadło w wir chaosu przewracając jego życie do góry nogami. A w środku tej całej zawieruchy stał młody, anielsko piękny chłopiec z oczami pełnymi oczekiwania i nadziei.



Dawid zrozumiał, że popełnił błąd. Teraz niepewny swojej przyszłości, wystraszony i niewyobrażalnie rozpalony wpatrywał się bez słowa w profesora. Jego brak reakcji mówił wszystko. Ciało reagowało na bliskość Dawida, ale umysł i serce niedoszłego kochanka były przed nim zamknięte. Marek nie miał po temu woli by wiązać się z chłopcem w taki sposób.
Młodzieniec zerwał się z posłania i pomknął do łazienki. Tam rozebrał się i wszedł do wanny. Odkręcił zimną wodę i starał się ostudzić swoje ciało i rozpalone zmysły. Poniósł klęskę! Sromotną klęskę! Jak on mu teraz spojrzy w oczy?!
Marek. Nie chcę by to się tak skończyło! Nie chcę. Ale, nawet jeśli mi to obiecałeś, nie będziesz mógł mnie chronić! Bo ja umrę z tęsknoty za tobą - czując cię przy sobie...
Akademik...
Tomek przyjeżdża jutro w nocy, a do tego czasu.
Ciało Dawida pokryło się gęsią skórką bynajmniej nie dlatego, że siedział w strumieniach lodowato zimnej wody. Łzy same wcisnęły się do oczu. Jestem skończony! Nic nie warty! Nienormalny! Boże, dlaczego mnie stworzyłeś? Dlaczego nie jestem aniołem, takim, którego by Marek nie umiał odtrącić?
W końcu podniecenie zeszło z chłopca. Trzęsąc się z zimna chłopak zakręcił wodę akurat w momencie, by usłyszeć trzaśnięcie wejściowych drzwi i odgłos przekręcanego w drzwiach zamka. Nagi wyskoczył z łazienki i złapał za klamkę u drzwi. Zamknięte. Podbiegł do okna. Po chwili ujrzał wychodzącego z klatki schodowej profesora. Ubrany w jeansy i czarny sweter maszerował w stronę zaparkowanego na osiedlowym parkingu volvo. Zanim wsiadł, przystanął, wyjął z kieszeni papierosy i zapalił.




Epizod 9





Marek odwrócił się w stronę okna swojego mieszkania. Ujrzał w nim sylwetkę chłopca. Zdawał się cierpieć całym sobą, dłonie przycisnął do szyby, usta miał lekko rozchylone, loki opadały na czoło i oczy. Marek poczuł ukłucie w sercu. Wciągnął dym do płuc, ale to sprawiło tylko, że ciężkość w jego piersi jedynie się pogłębiła.
Wygląda jak anioł uwięziony w klatce. Anioł, któremu oderwano skrzydła, za to, że chciał ofiarować człowiekowi to, co ma najcenniejsze - swoją miłość. Dlaczego to zrobiłem? Czy dla mnie jest zbyt ludzki? A gdyby nie był człowiekiem, gdyby rzeczywiście był zagubionym na ziemi aniołem, który w zamian za pomoc postanowił pozostać przy swoim wybawicielu?
Gdzieś już czytałem, że anioły mają obowiązek opiekować się i służyć osobie, która bezinteresownie przyjdzie im z pomocą. Ale gdzie? Nie potrafię sobie przypomnieć!
Ale przecież on nic nie zrobił! Nie zdążył! Przybył za późno by zapobiec temu, co się stało. Zbezczeszczono anioła. Jego anioła. A teraz on odtrącił jego miłość. Był zły na siebie, że nie zareagował delikatnie, tak by nie urazić chłopca. Bo on nie chciał się z nim kochać! Jego ciało tak, w pewnym sensie jego serce i dusza też, ale jego umysł stawiał kolejne przeszkody. Wzdrygał się jak przed czymś ohydnym i nienaturalnym. A przecież w chłopcu było tyle niewinności, czystości i delikatności! Był taki naturalny i świeży. Nigdy nie skojarzyłby go z jakimś zboczeniem czy brzydotą! Co to, to nie!
Więc o co mu chodzi?
No nic! Już się uspokoiłem. Gdy wrócę do mieszkania będę musiał porozmawiać z chłopcem o jego zachowaniu i ustalić jakieś rozsądne granice. I wziąć się wreszcie do pracy! Książka sama się nie napisze!
Profesor skończył papierosa i jeszcze raz zerknął w stronę okna. Chłopiec stał tam ciągle, w tej samej pozycji, wyglądał jak wykuty z kamienia. Marek wysłał mu uspokajający uśmiech, ale chyba wypadł blado. Nie wiedział nawet czy chłopiec go przechwycił. Odetchnął głęboko i wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i odjechał z parkingu.
Nie minęła godzina, a samochód profesora znów stanął na parkingu. Marek wypakował manatki z bagażnika i spokojnie wszedł do klatki schodowej.
Otworzył drzwi do mieszkania. Wewnątrz panowała cisza. Zaniepokojony, przeszedł do dużego pokoju. Pusto. Nie było ani Kocura, ani Dawida. Wersalka złożona, pościel schowana. Wazelina, której obecność na stole odkrył zanim wyszedł z domu, teraz gdzieś zniknęła. Profesor położył paczkę na biurku, zakupy zaniósł do kuchni.
Ostrożnie uchylił drzwi do łazienki. Na podłodze, plecami oparty o wannę siedział Dawid. Lewą ręką głaskał posilającego się Kocura. Twarz wyrażała smutek a nawet rozpacz, choć jego usta się uśmiechały. Nie zwrócił na Marka uwagi. Bezmyślnie wpatrywał się w kota, nieobecny duchem. Ubrany był w swoje spodnie i bluzę, barwy, jak się okazuje, chabrowej. Serce Marka ścisnęło się ze wzruszenia i przypływu nagłej czułości. Podszedł do chłopca i kucnął przy nim. Delikatnie złapał go pod brodę i skierował jego twarz w swoją stronę. Oczy chłopca ukryły się pod powiekami, spojrzenie uciekało w dół, jakby bojąc się konfrontacji. Wyglądał jak mały chłopiec, który zrobił coś naprawdę złego i teraz nie śmiał spojrzeć innym w oczy w najgłębszym poczuciu winy.

- Już dobrze, mały - zaczął profesor. - Nie jestem na ciebie zły, po prostu.. - Nie wiedział jak się wytłumaczyć, by nie zranić chłopca. Powieki chłopca nieśmiało uniosły się ku górze, a ich spojrzenia spotkały się. Usta chłopca nieśmiało poruszyły się, ale głos odmówił mu posłuszeństwa. Marek pochylił się jeszcze bardziej nad jego twarzą. Do jego uszu doszedł nieśmiały cichy szept chłopaka.
- Przepraszam. Ja... ja nie chciałem cię urazić. - Zamilkł na chwilę, po czym załamującym się głosem oznajmił - chyba powinienem wrócić do akademika.
- Dawid, ja cię nie wyganiam! Nie chcę po prostu by ta sytuacja się powtórzyła. Rozumiesz? Czy obiecasz mi, że nigdy więcej tego nie zrobisz?
- Tego obiecać ci nie mogę - powiedział chłopiec, a jego spojrzenie znowu gdzieś uciekło. - Zbyt mocno... cię pragnę.

Profesor zaniemówił. Serce w piersi tłukło mu się nie słabiej niż serce Dawida. Gdzieś w podświadomości czuł, że z nim jest podobnie. Że także potrzebuje bliskości Dawida, jego ciepła i tej delikatności. Miał ochotę opiekować się nim, przytulać i pocieszać. Rozmawiać. Odetchnął głęboko. On nigdy by się do czegoś takiego nie przyznał. Bałby się reakcji innych ludzi, poniżenia, wykluczenia poza obręb normalnego społeczeństwa. On by tego nie zniósł. Zbyt wiele miał do siebie szacunku. Równocześnie myśl, że za chwilę ta urocza, kochana postać może zniknąć z jego życia powodowała, że rosła w nim rozpacz i poczucie bezkresnej pustki.
Kochana postać?!...
Dawid...
Profesor przytulił chłopca do swojej piersi. Chłopiec objął go ramionami, pozwolił się podnieść z łazienkowej posadzki. Stał teraz przed Markiem, sięgając mu zaledwie do ramienia, ze spuszczoną głową, smutną minką i bezradnie spuszczonymi ramionami. Wyglądał naprawdę wzruszająco i rozkosznie.

- Dawidzie. Tej nocy zostaniesz u mnie. Potem, jak wróci twój przyjaciel wrócisz do akademika. Teraz zrobisz nam śniadanie a potem pojedziemy po twoje rzeczy. Zgoda?

Profesor nigdy w życiu nie widział jeszcze by komuś się tak szybko poprawił nastrój. Twarz chłopca się rozjaśniła, wzrok poweselał, usta w uśmiechu odsłoniły bielutkie ząbki. Dawid zarzucił Markowi ramiona na szyję, podciągnął się i ukradł szybkiego, słodkiego całusa. Zanim profesor zdążył pomyśleć, chłopak wybiegł już z łazienki jakby w obawie, że zaraz za psikusa dostanie klapsa. Po chwili do uszu Marka doszedł z kuchni rozszczebiotany głos chłopca:

- Mmm... co my tu mamy?... Marku, Marku, co chciałbyś zjeść na śniadanie, hm?

Kocur też zwrócił uwagę na ton głosu nowego pana. Nadstawił uszu, zadarł ogon i z rozkosznym mruczeniem powiódł swego właściciela do kuchni. Marek uśmiechnął się na widok żwawo krzątającego się po kuchni, wesołego chłopca. Usta mu się nie zamykały wymieniając coraz to wymyślniejsze śniadaniowe przysmaki, jakie mógłby przygotować dla swego ukochanego. Marek nie wytrzymał, to było silniejsze od niego. Czułość gościła w najmniejszych nawet komórkach jego ciała, stała się sensem jego istnienia. Objął chłopca ramionami, przytulił zdecydowanie i szepnął: "takiego cię właśnie lubię..."
Oczy chłopca się rozszerzyły, umilkł w oczekiwaniu. Marek odsunął go trochę od siebie, potem pochylił się nieco i koncentrując się na lekko rozchylonych wargach chłopaka oddał na nich długi, słodki pocałunek.





Epizod 10




W odrobinę napiętej atmosferze zjedli śniadanie. Potem Dawid szybko pozbierał naczynia i pozmywał po posiłku. Marek w tym czasie umył się i ogolił. Gdy wyszedł z łazienki zastał chłopca siedzącego na wersalce z kotem na kolanach. Z ufnością spojrzał na profesora i uśmiechnął się do niego. Mężczyzna podszedł do chłopaka i zanurzył dłoń w jego czarnych lokach. Dawid zamruczał jak kotek i przeciągnął się uroczo. Oczy zapłonęły mu a profesor odniósł wrażenie, że, jak kot, domaga się swojej porcji pieszczot.

- No mały - powiedział ze śmiechem. - Gotowy?

Dawid zrobił niezdecydowaną minę, dając po sobie poznać, że nie uśmiecha mu się myśl o powrocie do akademika. Duża dłoń profesora spoczęła na jego ramieniu. To dodało mu odwagi. Pokiwał głową i przekładając ze swych kolan kota, wstał i podreptał za profesorem do przedpokoju.


Zajechali pod studenckie akademiki. Tu i ówdzie kręciły się większe lub mniejsze grupki młodzieży. Zanim Dawid wyszedł z samochodu Marek rzucił mu kilka słów patrząc przed siebie na szeroki blok mieszkalny.

- Weź coś do nauki, bo ja nie będę w stanie cały czas się tobą zajmować. U mnie będziesz mógł uczyć się w spokoju. Nie zapomnij wziąć bielizny. - Zamilkł na chwilę, ale Dawid wyczuł, że ma do powiedzenia coś jeszcze, więc czekał. Profesor zmrużył oczy spoglądając na wychodzącą z akademika grupkę rosłych mężczyzn. Chłopak nie mógł oderwać oczu od jego męskiej, fascynującej twarzy. - Jak coś to czekam tu na ciebie. Nie mów nikomu gdzie będziesz nocował, ale powiedz, kiedy wrócisz, by się o ciebie nie martwili. Idź już. Uważaj na siebie!

Powiedział to z taką miną i takim głosem, że Dawid naprawdę się wystraszył. Przełknął ślinę i niepewnie opuścił pojazd profesora. Szybkim krokiem skierował się ku frontowym drzwiom akademika. Niestety, tak jak wyczuł Marek, nie obyło się bez nieprzyjemnej konfrontacji.
Dawid stał właśnie na schodach przed drzwiami do budynku. Złapał za klamkę oszklonych drzwi i obejrzał się za siebie posyłając niepewne, tęskne spojrzenie w stronę ciemnozielonego volvo profesora. W tym momencie ostre szarpnięcie popchnęło go w tył z taką siłą, że stracił równowagę. Przewrócił się na ziemię, tylko cudem unikając upadku z wysokich, betonowych schodów. Przed chłopakiem stanął Mati i jego dwaj przyjaciele, których życzliwości posmakował czwartkowego wieczora. Stali teraz nad nim z twarzami wykrzywionymi w złośliwym uśmiechu, z rękoma założonymi na piersi. Mati był ich przywódcą. Na uniwersytecie znalazł się za sprawą swego ojca, studiował zarządzanie i marketing, podobnie jak jego koledzy. Nie miał głowy do nauki, płacił lub zmuszał innych studentów, by robili za niego ćwiczenia. Kolokwia zaliczał dopiero na poprawkach po interwencji swego ojca. I tak przez cztery lata. Już na pierwszy rzut oka widać było rysujący się na jego twarzy i ziejący z jego szarych oczu wrodzony brak inteligencji.
Dawid z przerażeniem patrzył na trójkę swoich katów. Najbardziej obawiał się tego trzeciego, tego, który w czasie czwartkowej napaści zrezygnował z gwałtu. Już wtedy zauważył zimny blask jego jasnoniebieskich oczu. Teraz jego poważna twarz wyrażała nienawiść i chęć mordu. On się nie uśmiechał, on nie kpił. On po prostu wysyłał swoje mordercze spojrzenia spod zmrużonych powiek. Dawid wstał otrzepując spodnie i starał się wyminąć trójkę wrogów. Tamci bawili się jakiś czas jego kosztem, zachodząc mu raz po raz drogę. Irytacja i strach chłopca przemieniły się we wściekłość. Ze łzami nienawiści w oczach, ze wściekłością rzucił się na rosłego Matiego.
Na takie rzeczy zdobywają się jedynie głupcy i desperaci.
Jego atak został przyjęty z szyderczym śmiechem. Mati jedną ręką odepchnął chłopca, który z impetem poleciał na tego z trójki, którego obawiał się najbardziej. Poczuł jak w jednej sekundzie mężczyzna wykręca mu rękę na plecach. Schylił się i jęknął z bólu. Poczuł pchnięcie w pośladki. W ten sposób zmuszono go, by wszedł do budynku.
Zanim jednak przeszedł przez próg usłyszał kroki na schodach i znajomy głos.

- Co to ma znaczyć? Pastwicie się nad młodszymi studentami? Podajcie swoje nazwiska, jestem zmuszony złożyć na was skargę za łamanie kodeksu studenckiego uniwersytetu, co może się skończyć dla was odebraniem praw studenckich, a potem wylotem ze studiów.

Marek Jankowski stał już na schodach w towarzystwie dwóch rosłych ochroniarzy. Wyglądał władczo, z twarzy biła mu zawziętość i pewność siebie. Gdyby potrafił zabijać wzrokiem, trzej studenci leżeliby już martwi. Uścisk na wykręconej ręce Dawida zelżał. Po chwili usłyszał tuż przy swoim uchu szept okrutnego oprawcy: "Jeszcze zdążę się tobą zabawić, Dawidzie Malinowski. Wiem o tobie wszystko!" Poczuł jak wilgotny język dotyka płatka jego ucha i przeszedł go dreszcz przerażenia. Za chwilę uścisk zniknął, starsi studenci w towarzystwie ochroniarzy udali się do dyrektora akademików. Profesor podszedł do Dawida.

- W porządku? - Zapytał. Wyjął coś z kieszeni i włożył chłopakowi do dłoni. - Masz. I pospiesz się!

Potem odwrócił się i podążył za oddalającymi się ochraniarzami i grupą Matiego. Dawid otworzył dłoń i spojrzał na przedmiot, który przed chwilą otrzymał. Kluczyki do volvo.


Pakowanie zajęło mu dłuższą chwilę. Wybrał wśród swej odzieży najwygodniejsze a zarazem najlepsze okazy, które niewątpliwie miały pomóc mu w uwiedzeniu Marka. Chcesz anioła, pomyślał, to dostaniesz...
Po chwili Dawid kończył pakowanie kładąc do torby ostatnie podręczniki i książkę kucharską. Z uśmiechem na rozjaśnionej twarzy, podśpiewując sobie pod nosem wymyślaną na bieżąco piosenkę obmyślał, co też przyrządzi dziś Markowi na obiadek...

- Muszę się o nim wszystkiego dowiedzieć... - mówił śpiewnym głosem sam do siebie - poznać jego gust i upodobania. Muszę namówić go by opowiadał mi o swoich aniołach, o swojej pracy, o sobie. Dzięki temu staniemy się sobie bliżsi. - Zamilkł na chwile i z rozmarzeniem wyjrzał przez okno, kierując wzrok na volvo barwy ciemnozielony metalic profesora. - Ten jego pocałunek w kuchni... Ach - zatańczył po pokoju z głośnym śmiechem - Marku, choćbyś nie wiem jak bardzo się tego bał i wypierał... Jesteś mój!


Chwilę później siedział już w samochodzie i czekał na Marka. Szyby samochodu były ciemne, więc nikt z zewnątrz nie mógł zobaczyć, co dzieje się we wnętrzu auta. Dawid postanowił skorzystać z okazji i obszukać schowek w samochodzie Marka. Znalazł w nim trochę śmieci, jakieś cukierki - nie mógł się opanować i poczęstował się mrucząc jak kociaczek - oraz paczkę niedawno kupionych papierosów. Była cała może bez jednego lub dwóch. Dawid nie chciał, by Marek palił. Palenie powoduje, że skóra traci swój naturalny zapach, a on chciał chłonąć Marka a nie jego papierosy. Poza tym palacze mają nieprzyjemny oddech i brzydkie zęby. Do zębów Marka Dawid nie mógł się przyczepić. Były zadbane, zdrowe, może nie tak bielutkie jak jego, ale za to silne z mocno zaznaczonymi i misternie długimi kłami. Dawid rozejrzał się, otworzył drzwi samochodu i wyszedł na zewnątrz. Cisnął papierosy Marka do stojącego nieopodal śmietnika. Wracając do auta, stanął jak rażony piorunem. Z okna na piętrze, zimnymi, jasnoniebieskimi oczami wpatrywał się w niego trzeci, najstraszniejszy z chłopaków z grupy Matiego. Dawid właściwie nic o nim nie wiedział. Tylko tyle, co usłyszał od Tomka, który zawsze przestrzegał go przed tą grupą. Chłopak był wyższy od Dawida, dobrze zbudowany, umięśniony, ale nie tak bardzo jak Mati i jego drugi kolega. Ten przedstawiał sobą inny, o wiele gorszy typ człowieka. Miał starannie przystrzyżone pół długie, jasne włosy uczesane przy głowie, z przedziałkiem nad lewym uchem. Twarz pociągła, cera jasna, zdrowa, usta wąskie, zaciśnięte wargi. Mówili na niego Charlie, ale ani Dawid ani Tomek nie wiedzieli dlaczego. Myśleli, że to od imienia, i przyjęli, że chłopak nazywa się Karol. Jednak Dawid powinien był wiedzieć, że się mylili. Jego chore, przepojone sadyzmem, szaleństwem i nieobliczalnością spojrzenie powinno mówić wszystko. Teraz lekko zaskoczony spoglądał na chłopca jak ten wsiadał do wozu pana Cytacika. Twarz po chwili wykrzywiła mu się w ironicznym uśmiechu. W jego oczach zatriumfowała pewność siebie.
Dawid siedział wtulony w fotel pasażera. Trząsł się na całym ciele, nie potrafił opanować wzrastającego w nim przerażenia. Śmiertelnie bał się Charliego. "Wiem o tobie wszystko..." tak powiedział.





Epizod 11




Chłopak zamyślony nie zauważył nawet, kiedy profesor zbliżył się do auta. Podskoczył na dźwięk otwieranych drzwiczek, ale po chwili patrząc na spokojną postać profesora uspokoił się i roześmiał cicho. Miał ochotę przytulić Marka i mocno, bardzo mocno go ucałować.
A potem kochać się z nim na tylnim siedzeniu jego błyszczącego volvo.
Z trudem opanował te myśli, bo były one zbyt niebezpieczne. Taki stan szybko wyszedłby na jaw w jego obcisłych spodniach.

- Wracamy? - Usłyszał głos profesora.
- Może skoczymy do sklepu i kupimy coś na obiad. - Zaproponował Dawid cichutkim, nieśmiałym głosikiem. Marek spojrzał nań rozbawionym wzrokiem. Po chwili jego nozdrza drgnęły. Co to? - pomyślał - perfumy?
- Oczywiście ja go dla ciebie ugotuję.
- Dla mnie? Ty nie będziesz jadł? - zapach wciąż igrał na jego zmysłach. Był jak jakiś wabik, taki delikatny, świeży a równocześnie słodki, jak zapach wiosennego ogrodu wieczorową porą.
- Dla... dla nas. - chłopak zrobił się różowiutki aż po czubki czarnych włosów. Spuścił wzrok jak cnotliwa panna, co jeszcze bardziej rozbawiło Marka.

Och, gdyby nie ta nieprzemożona chęć, by dotknąć wargami skóry na szyi Dawida! Jego szyja... Taka kusząca, długa i jasna... Wspaniała do pieszczot.
Nie! Marku, co z tobą! Opanuj się stary głupcze! Chyba długo nie miałeś kobiety i głupiejesz na starość!
Marek miał dopiero trzydzieści dwa lata, był jeszcze kawalerem i szczerze mówiąc od wielu lat był sam. Oddał się całkowicie swojej pracy, odkładając "głupoty związane z założeniem rodziny" na później. I choć kręciło się wokół niego wiele pięknych kobiet, jego serce pozostawało niewzruszone. Czasami kochał się z jakąś, ale to były tylko przelotne romanse, obojętne pod względem emocjonalnym, potrzebne jedynie do wyładowania nagromadzonego napięcia. Ale teraz, ten chłopak, Dawid... Przy nim nie tylko zmysły Marka płonęły. On czuł w sercu tę tęsknotę, to ciepło i radość. Pozostawał jeden malutki, maluteńki problem, który w umyśle Marka miał rozmiary Mount Everest - Dawid był chłopakiem.
A przecież Marek w chłopcach nie gustuje! Absolutnie! To przecież chore, nienormalne, wbrew naturze. Z chłopcem przecież nie mógłby założyć rodziny, spłodzić dziecka.
Marku! Uspokój się. Chłopiec jutro wróci do akademika, a ty poszukasz sobie kobiety by się pocieszyć. Tak zniknie i przyczyna i napięcie. I znów będziesz żył spokojnie.
Ukłucie w sercu.
Tak, spokojnie. Jak normalny cywilizowany człowiek. Musi tylko wytrzymać do jutra.
Ale przed nimi jeszcze jeden wieczór. Jeszcze jedna noc. I jeszcze jeden poranek.

- Więc? - Chłopak ponaglał go, ale Marek kompletnie zapomniał, o czym rozmawiali. - Jak z tym obiadem?
- A, tak, tak. Jasne! - Wyrwał się z zamyślenia, ale nie miał ochoty silić się na jakąkolwiek odpowiedź.
- Więc powiedz mi, skarbie, co zjadłbyś najchętniej? Co jest twoim ulubionym daniem?
Marek uśmiechnął się do chłopaka lekko speszony. Za chwile jednak oczy mu zaświeciły i oblizał wargi
- Bigos, ale nie zdążysz go zrobić, więc może zrobisz pizzę? Potrafisz?
- Czy potrafię? - Zapytał rozbawiony. Dawida opanowała nieprzemożona chęć, by usiąść okrakiem na kolanach Marka, otoczyć nogami jego ciało, przywrzeć całym sobą do jego szerokiego, męskiego torsu i z nabożeństwem całować jego usta. Oczami wyobraźni już widział tę scenę. Rozebrani do naga, w miłosnym uścisku w potokach wilgotnych, namiętnych pocałunków. Powolne ruchy bioder Marka. Jego własne, unoszące się w rozkosznym, narzuconym przez kochanka rytmie, ciało.

Dawid usłyszał swój jęk. Poczuł jak bardzo wąskie są jego spodnie. Marek spojrzał na niego, co podnieciło chłopca jeszcze bardziej. Był gorący jak piec. Marzył o tym, by Marek położył dłoń na jego kroczu. Zapragnął mieć w ustach Marka. Tu i teraz. Chciał sprawić mu przyjemność. Zgasić rozpalony rano ogień. Marek jednak nie zrobił nic. Z niewzruszoną miną włączył samochodowe radio, włożył kluczyki do stacyjki i odpalił silnik. Zbliżało się południe. Słońce raziło oczy Dawida, który bezskutecznie walczył z podnieceniem. Wzburzony oddychał głęboko, nierówno. Marek spojrzał na niego kilka razy. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony. Gdy zajechali pod potężny supermarket, Marek odezwał się.

- Idź do łazienki - powiedział surowo - i doprowadź się do ładu! Poczekam z wózkiem przy wejściu.
Dawid spojrzał na niego przestraszonymi oczami. Czuł się złajany za swoją słabość do ukochanego. Było mu wstyd.
Co on sobie o mnie myśli? Zastanawiał się w duchu. Że jestem jakimś niewyżytym nimfomanem? Ale przecież nigdy w życiu na nikogo tak nie reagowałem. To jego wina, że ja znajduję się w takim stanie. Jego dystans podnieca mnie jeszcze bardziej. Marku.. Weź mnie... Tutaj! Teraz! Błagam.
Jego usta z drżeniem wypowiedziały imię ukochanego.
Marek przyglądał mu się badawczo. W jego oczach pojawiło się wahanie, które po chwili zamieniło się w czułość i zrozumienie. Jego ciało także płonęło, ale on starał się odwrócić swoją uwagę od tego uczucia. Liczył samochody, drzewa, znaki drogowe... Chłopak rozchylił zapraszająco wargi i namiętnie oblizał je językiem. Głowę odchylił do tyłu ukazując piękną linię szyi, aż płonął z pragnienia bliskości.
Markowi nagle stało się wszystko jedno. Porzucił opory. Pochylił się nad oczekującym chłopakiem i namiętnie, z siłą wpił się w jego różowe wilgotne wargi. Dawid otworzył oczy, i Marek zauważył w nich łzy uniesienia. Chłopak mocno objął mężczyznę, powiódł jego rękę ku swemu gorącemu organowi. Marek nie zdając sobie sprawy z tego, co robi ujął w dłoń sztywny pulsujący członek Dawida. Poruszył nim lekko. Chłopak wygiął się w pałąk i mruknął przeciągle. Usta Marka całowały i pieściły kuszącą szyję chłopca. Nagle ciepły strumień gęstej cieczy oblał dłoń profesora i rozlał się na spodniach chłopaka. Ten drżał w ramionach Marka. Ciało dygotało mu w spazmach orgazmu, przeszły go dreszcze.
- Marku, - wyszeptał - Marku, Marku... Ja... Tak mocno cię pragnę. Chcę twojej miłości... Kochany Marku...
Jego usta znów znalazły usta profesora. Całował je tak długo aż jego ciało ostatecznie się uspokoiło. Potem Marek bez słowa wrócił na swoje siedzenie.
- Zmień spodnie i chodź... - Rzucił sucho i wyszedł z samochodu zostawiając chłopca samego. Marek spojrzał na swoją dłoń i zaklął w duchu. Wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych i dokładnie wytarł lepiącą się od spermy dłoń. Potem otworzył drzwiczki i nie zaglądając do środka powiedział do chłopaka:
- Jak skończysz zamknij samochód i włącz alarm. Weź moją teczkę. Będę w toalecie. - Po czym trzasnął drzwiami.
Dawid był szczęśliwy. To nie ważne jak zachował się Marek! Nie ważne, że był taki zimny przed chwilą. To on sam mnie pieścił i całował, on mnie tam dotykał - Dawida przeszedł dreszcz i wystraszył się, że zaraz zacznie się od nowa. - Był mój, udowodnił, że wcale się ode mnie nie różni! Pragnie mnie! Ach, jakie to wspaniałe. To, to był nasz... pierwszy raz!




Epizod 12



Dawid nie potrafił opanować radości. Biegał po ogromnym sklepie i dorzucał Markowi do koszyka artykuły spożywcze z radosnym szczebiotaniem. Marek był okropnie poważny, odpowiadał Dawidowi półsłówkami na pytania dotyczące jego upodobań smakowych. Chłopak nie zwracał na to uwagi, z jego oczu biło takie szczęście, że na jego widok Marka zatykało w gardle. Nie potrafił się na niego gniewać. Był raczej wściekły na samego siebie.
To nie był dobry pomysł z tym spaniem w domu do niedzieli, myślał. W tym chłopcu jest coś, co mnie okrutnie pociąga, a to nie jest normalne! To, co się stało. Marek poczuł jak rumieniec oblewa jego twarz. Wstyd i poczucie winy nie dawały mu spokoju. Marku, opanuj się! Weź się w garść, trzymaj swoje emocje na wodzy! Jutro już go nie będzie a ty będziesz miał nareszcie czyste sumienie! I nic cię nie będzie kusiło.
Anioł, który kusi.
Jutro wszystko wróci do normy, musisz tylko trzymać się od tego chłopaka z daleka. Tak by nie miał żadnych złudzeń. Uprzejma obojętność. Tak, nic więcej! Żadnego pocieszania, przytulania i pieszczot. Od pieszczot to ja mam Kocura!
Gdy wracali z zakupami do domu Marek był niewzruszony. Starał się nie myśleć o siedzącym obok niego Dawidzie, któremu od godziny usta się nie zamykały. Szczebiotał radośnie kokosząc się w fotelu.

- Jestem taki szczęśliwy! - Mówił, co jakiś czas śmiejąc się i mrucząc jak zadowolony kocurek. - Nawet nie wiesz, że spełniłeś moje marzenie... Dałeś mi szansę... To takie cudowne! - Spojrzał na Marka. Ten nie zwracał na niego uwagi, mięśnie twarzy miał napięte, czoło ściągnięte, zaciśnięte usta. Surowość odmalowana na jego twarzy dodawała mu tylko męskości i urody.
Dawidowi przyszło na myśl, że Marek może się męczyć. W końcu on od porannych pieszczot także pozostawał niezaspokojony. Przeklął siebie w duchu, że jest takim cholernym samolubem i że nie pomyślał o tym wcześniej.
- Marku, - mówił już ciszej, lekko drżącym głosem. - Marku, a może ty też chcesz. No wiesz, ja czułbym się zaszczycony gdybyś pozwolił mi sobie pomóc. Naprawdę będzie ci przyjemnie. Co, Marku? Chcesz?
Dłoń Dawida powędrowała na kolano mężczyzny i delikatnie nieśmiało je masowała. Marek zgrzytnął zębami, i szybko odrzucił delikatną dłoń chłopca. Dawid zamilkł i odwrócił głowę od profesora. Marek zauważył ten ruch i po chwili zaczął przeklinać siebie za swoją niedelikatność.
- Nie rób tego. - Powiedział wreszcie do chłopaka. - Nie myśl o mnie w taki sposób. Możemy być przyjaciółmi, ale nie wolno ci robić takich rzeczy. To niedopuszczalne, rozumiesz?
Marek spojrzał na pogrążonego w ciszy chłopaka. Odezwij się, prosił w duchu. Nie obrażaj się, na boga! Nie zachowuj się jak kobiety. Cisza była przytłaczająca i profesor czuł się coraz bardziej winny.
A co gdybym powiedział, że się zgadzam? Gdybym pozwolił chłopcu sprawić sobie przyjemność? Czy nie marzę o tym, by tak było? By chłopiec ofiarował mi siebie? Przecież od rana o niczym innym nie myślę! Jego rozpalone ciało, jego ponętne ruchy i delikatne, podniecające pieszczoty.
Nie! To nie naturalne! Marku, musisz jak najszybciej zapomnieć o tym chłopcu.
Czeka nas wspólna noc w jednym łóżku. Czy zdołamy się opanować?
Trzeba wykombinować sobie na tę noc inne posłanie. Wiem! Poodkurzam zaraz w mieszkaniu, wyjmę mój śpiwór i w nim przenocuję na podłodze. Dawid będzie bezpieczny.
Marek spojrzał na milczącą postać odwróconego od niego chłopaka.
To raczej ja będę bezpieczny.
- Nie rozumiem cię. - Z zamyślenia wyrwał go zachrypnięty głos Dawida. Spojrzał na niego zdziwiony, cała surowość uciekła z jego twarzy a jej miejsce zajęła ulga. Chłopak odchrząknął i po chwili kontynuował cichym, ale czystym już głosem. - Dlaczego z tym walczysz? To przecież nic złego! Ja... Ja wiem, że mnie pragniesz! Widzę to w twoich oczach. Dlaczego więc nie chcesz?
- To nie tak! - Przerwał mu ostro. Nie bardzo wiedział, co chłopcu powiedzieć. Poniekąd miał rację. - To po prostu jest dla mnie zbyt obce. Nienaturalne. Jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
- Jesteś po prostu tchórzem. Boisz się opinii innych ludzi, odrzucenia. Dla ciebie twoja pozycja i to, jak widzą cię inni jest ważniejsze od twoich własnych uczuć.
- Tak - potwierdził Marek urywając Dawidowi w pół słowa. Chłopak spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma. Wyrażały żal i rozpacz. - I chcę byś to uszanował.
Dawid głośno przełknął ślinę i odetchnął głęboko. Zajechali na osiedle gdzie mieszkał Marek. Wysiedli z samochodu i wyjęli zakupy oraz torbę z rzeczami Dawida. Weszli do mieszkania. Dawid od razu wszedł do łazienki. Umył się i przeprał poplamione spodnie.
- Nie, Marku! Teraz, kiedy wiem, co cię powstrzymuje nie popuszczę ci! - Mówił półgłosem. - Nie zrezygnuję z ciebie! Już prędzej umrę niż pozwolę ci żyć tak dalej.
Mokrą dłoń włożył w spodnie. Dotknął się i poczuł jak na myśl o Marku staje się duży i twardy.
- Dotknąłeś mnie Marku. Masowałeś i pieściłeś. Potrzebowałeś tego tak samo jak ja... Ach... - W ostatnim momencie wypuścił nasienie do umywalki. - Marku.. Przez ciebie mam wieczny wzwód! - Zaśmiał się.
Po jakimś czasie wyszedł z łazienki. Marek odkurzał. Dawid tęsknie wpatrywał się w męską sylwetkę Marka.
Jeszcze cię posmakuję, pomyślał. Jesteś tak samo gorący jak ja! Jeszcze będziesz mnie pieścił i całował. I weźmiesz mnie... taaak, właśnie tak! Będziemy się kochać bez końca, raz za razem, we wszystkich pozycjach. Wszystkiego cię nauczę! I będziemy zawsze razem...
Naiwny Dawid! Mieć takie plany zaledwie po dwóch dniach znajomości! A przecież Marek od przeszło trzydziestu lat jest sam i samotność nie jest dla niego straszna. Wręcz przeciwnie. To on uciekał od ludzi w świat swoich książek. To jego obecność, Dawida, wprowadza nieład w jego dotychczas uporządkowane życie. To on jest włosem w zupie.




Epizod 13



Marek oznajmił Dawidowi suchym, bezbarwnym głosem, że prześpi się dziś na podłodze. Nie czekając na komentarz i cisnące się na usta chłopaka słowa sprzeciwu dodał szorstko:
- Teraz możesz się pouczyć, bo ja muszę popracować w ciszy. Zresztą rób, co chcesz - zauważył, że na te słowa w oczach chłopaka zapłonął figlarny ognik, przełknął ślinę - bylebyś mi nie przeszkadzał - dokończył.
Rozpakował przywiezioną dziś rano paczkę i wyjął z niej kilka grubych książek. Zasiadł z nimi przed biurkiem i przeglądał uważnie ich zawartość.
- No to do roboty - szepnął do siebie.
Dawid zauważył zmianę na jego twarzy. Była skupiona, ale emanowało z niej zadowolenie i zapał. Ciało miał rozluźnione, kusząco wyciągnięte na krześle. Chłopiec uśmiechnął się ciepło. Ochota na miłosne igraszki ustąpiła chęci służenia mu i trwania przy nim. Chciał się nim opiekować, czuć jego bliskość, spoglądać na niego, słuchać jego głosu.. Zalała go fala czułości. Podszedł cichutko do profesora i zajrzał mu przez ramię do książki.
"A głowy ich spoczywały na kolanach jasnego pana, wtulone w niego z ufnością i nieskończoną miłością".
Marek skierował na Dawida rozmarzone dalekie spojrzenie. Znów widział w chłopcu anioła. To delikatne, niewinne, czyste stworzenie. Dawid widząc wyraz jego oczu uśmiechnął się do niego ciepło i objął jego głowę ramionami przytulając ją do swojej piersi. Marek usłyszał jak mocno i szybko bije chłopięce serce. Zrobiło mu się ciepło na duszy. Znów zapragnął obcować z Dawidem. Ze swoim własnym, pięknym, nieobliczalnym aniołem.
Spojrzał na rękawy śnieżnobiałej koszuli Dawida. Były przydługie, zakończone koronką. Chłopiec widząc zachowanie swego ukochanego z oddaniem spojrzał mu głęboko w oczy. Profesor w dalszym ciągu studiował krój jego koszuli. Sięgała chłopcu do ud, przy zapięciu i na miejscu kołnierzyka także znajdowała się koronka. Lekko rozpięta pod szyją ukazywała nagi tors chłopca, jego delikatną, jasną skórę. Czarne loki tańczyły wokół długiej, smukłej szyi Dawida, niebieskie oczy patrzyły na niego z miłością.
Profesor wyciągnął rękę i pogładził chłopca po policzku. Młody nie poruszył się nie chcąc popsuć ulotnej chwili. Zdawał sobie sprawę, że znajduje się teraz w niebie Marka, że jest jednym z jego aniołów. Nie chciał tego zniszczyć! Marek go pieścił - to było najważniejsze!
Dłoń mężczyzny zjechała w dół wzdłuż rozpięcia bluzki. Nieświadome ręce profesora zaczęły powoli rozpinać białe guziczki koszuli. Dawid czuł jak rośnie w nim podniecenie. Delikatny dotyk profesora pobudził jego zmysły. Nigdy by nie przypuszczał, że tak delikatna pieszczota może tak bardzo wzruszyć i podniecić. Czuł jak serce przyspiesza w jego piersi i bije coraz mocniej. Marek rozpiął ostatnie guziczki koszuli. Jego dłonie dotykały szyi, piersi i brzucha chłopca kreśląc na nich swoje własne wzory. Delikatnie objął Dawida w pół i zdecydowanie przyciągnął do siebie. Ten szybko zasiadł Markowi okrakiem na kolanach. Jego ciało wyczuwało bliskość gorącego ciała Marka. Zakręciło mu się w głowie. Był tak wzruszony, przeżywał wręcz ekstazę. Ledwo mógł oddychać.
Marek dłonią odsunął koszulę z ramion Dawida. Przywarł ustami do szyi chłopca i z namaszczeniem ją całował pieszcząc ciało chłopca. W jego zachowaniu było coś tak niesamowitego, tak wzniosłego, że Dawid dopiero teraz zrozumiał, czym powinna być prawdziwa miłość. Do tej pory nikt go tak nie traktował. Żaden z jego mężczyzn nigdy nie dał mu tyle czułości ile teraz dał mu Marek. Łzy rozkoszy i wzruszenia spływały po twarzy chłopca. Jego ręce otoczyły ramiona profesora. Poczuł, że jest on duży i gotowy. Sam też nie chciał długo czekać. Kątem oka zauważył leżący przy biurku krem Nivea. To będzie dosyć dziwne, ale niech tam!
Jego dłonie w gorączce rozbierały profesora. Czuł jego gorącą, pachnącą skórę pod swoimi palcami. Marek także podchwycił jego zamiary. Pomagał mu zdjąć z siebie ubranie. Zaczęli wiercić się na krześle, które ostrzegawczo zaskrzypiało. Marek szybkim ruchem podniósł się, ale trzymał chłopca w dalszym ciągu w objęciach tak, że chłopak nie spadł na podłogę, ale przytulony do profesora całym ciałem, z nogami oplatającymi jego biodra pozwolił mu zanieść się na łóżko.
Tubka, pomyślał. Co ja z nią zrobiłem?
A prawda, jest w szufladce niedaleko łóżka. Ale jak się wyrwać na chwilę Markowi, by nie zniszczyć tego nastroju? By znów go nie odtrącił. Marek postawił chłopaka na podłodze i rozkładał wersalkę. Wyjął ze skrzyni kołdrę, by było im miękko. Dawid w tym czasie wyjął tubkę z szuflady i pozbył się swoich spodni. Nagi, jak go Pan Bóg stworzył, stanął przed Markiem. Profesor patrzył na niego pożądliwym wzrokiem. Jego podniecenie jeszcze się pogłębiło. Nadal był w świecie aniołów, ale już inaczej. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego aniołem jest Dawid. I pragnął go z całego serca.
Dawid postąpił ku niemu kilka kroków, po czym zdecydowanym ruchem rozpiął rozporek w spodniach mężczyzny i po chwili zsunął je z jego bioder. Marek posłusznie usiadł na łóżku, Dawid całkowicie pozbawił go ubrania. Przyglądali się sobie w zachwycie. Przyjemne gorąco zagościło w ich podbrzuszach. Obaj byli pięknie zbudowani, choć członek Marka był zdecydowanie bardziej imponujący. Dawid pochylił się nad nim i na próbę zwilżył go językiem. Poczekał na reakcję profesora. Dłoń mężczyzny znalazła się na głowie chłopca, dając temu do zrozumienia, by kontynuował pieszczotę. Tak też uczynił. Co jakiś czas robił przerwy by podrażnić Marka. Wtedy ten jęczał cicho. Dawid odkręcił tubkę wazeliny i starannie nasmarował swojego członka i jądra. Potem to samo zrobił z ciałem Marka. Poczuł, że obaj są gotowi. Marek podciągnął go w górę i pocałował w usta. Całował go długo i bardzo namiętnie. Języki igrały im w ustach.
Marek na chwilę oderwał się od kuszących ust chłopca i zapytał cichutko patrząc Dawidowi w oczy.

- Co mam robić, Dawidzie? Pokaż mi.
- Dobrze, kochany - usłyszał słodki szept kochanka. - Zaraz cię ku sobie poprowadzę.
Marek poczuł jak chłopak wsuwa się pod niego. Uniósł się na rękach i pomógł chłopcu. Ten objął dłońmi organ Marka i poprowadził go ku rozkoszy.







Epizod 14




Dawid już dawno nie czuł się taki szczęśliwy! Leżał nagi w ramionach swojego ukochanego, pieszczotliwie się w niego wtulając. Rozmarzonym wzrokiem patrzył na pięknie zbudowane ciało Marka.
Zrobił to! Pieścił mnie, kochał, posiadł! I ta fala rozkoszy, która zalała nas równocześnie! Och, Marku, Marku, będziesz moim kochankiem, będziemy razem! Teraz nic nas już nie rozdzieli! Będziemy ze sobą na dobre i na złe! Będziemy ze sobą rozmawiać, śmiać się i kochać się bez końca!
Jakby na potwierdzenie jego myśli, Marek przytulił go mocno i znowu zaczął całować..
Dawno go nie używałeś, Marku! Jak ty znosiłeś to napięcie?
Dawid, który zawsze był chętny do zabawy przyjmował pieszczoty Marka. Nie miał już siły, ale chciał dać Markowi przyjemność. Po wyszukanych i niezwykle namiętnych pieszczotach profesora stwierdził ze zdziwieniem, że jego ciało znowu znajduje się w stanie oczekiwania, zwilgotniałe i gorące, a jego członek znów młodzieńczo się wyprężył.
Marek zaśmiał się cicho do jego ucha. Usiadł na brzegu łóżka. Dawid sam wiedział, co ma robić. Szybkim, zwinnym ruchem doskoczył do swojego kochanka. Usiadł na nim okrakiem i po chwili z ust obydwu wydobył się przeciągły jęk. Marek pieścił szczupłe ciało chłopca, całował jego pachnącą perfumami skórę na szyi. Dawid unosząc i opuszczając biodra czuł zalewającą go rozkosz. Pochwycił w dłonie twarz kochanka i delikatnie pieścił wargami i językiem jego usta. Zadziornie przygryzał je ząbkami.
Profesor miał wrażenie, że znalazł się w raju i obcuje z aniołami. Z jednym aniołem, z tym, który jest tak bliski jego sercu. Ich ciała pachniały intensywnie, mokre od potu. Dawid był rozluźniony, wilgotny i zapraszający. Z jego jasnych oczu biło zadowolenie i oddanie. Jęczał cichutko raz po raz nabijając się na Marka. Profesor delikatnie dotknął wyprężonego członka młodzieńca i masował go lekko. Czuł jak pod jego palcami przez mnóstwo naprężonych naczynek przepływa pulsujący gorący strumień. Kolejna fala rozkoszy wstrząsnęła ciałem chłopca i jego nasienie znowu rozlało się na Marka. Po chwili doszedł i on, podniecony nagłym i cudownie przez młodzieńca przeżywanym orgazmem. Dawid drżał rozkosznie, wił się na kolanach kochanka i mruczał. Z oczu spływały mu łzy rozkoszy. Wyglądał nieziemsko, jego jasna skóra błyszczała od potu, długie loki kleiły mu się teraz do ciała, z niebieskich szklących się, błyszczących oczu promieniowało uniesienie i szczęście. Marek nie przestawał go całować. Powoli ich zmysły się uspakajały. Wtuleni w siebie opadli na łóżko.

- Dziękuję - szepnął Dawid, a Marek poczuł dławienie w gardle. Dopiero teraz uświadomił sobie, co zrobili. I to dwukrotnie.
Kochałem się z innym mężczyzną. Jezu! Jak ja się teraz ludziom na oczy pokażę? Nazwą mnie zboczeńcem, będą wytykać mnie palcami i śmiać się szyderczo, z odrazą. To poniżające! Będę traktowany jak Dawid, odepchnięty i prześladowany.
Głupcze, przecież takich rzeczy nie ma się wypisanych na twarzy! Teraz będę po prostu musiał zająć się jakąś kobietą. Udowodnić, że nie jestem pedaluchem, że jestem najzupełniej normalny!
Dawid. Mój mały słodki Dawid... Pragnąłeś mnie i dostałeś. Ale teraz, gdy ugasiłeś swój pożar, gdy pomogłeś mi znaleźć ujście moich żądz, powinieneś odejść i nigdy więcej się nie pokazywać. Tak jakby TO nigdy się nie wydarzyło! Nie chcę byś czuł się przez to w jakiś sposób ze mną związany.
A jeśli on będzie mnie szantażował? Jeśli zagrozi, że wszystko rozpowie? Będę skończony.
Spojrzał na ufnie wtuloną w jego ramię twarz chłopca. Mruczał rozkosznie, bawiąc się ciemnymi włosami na torsie Marka.
Nie! Nie Dawid! On tego nie zrobi! Zresztą, jaki miał by mieć z tego interes?
Marek wściekły na siebie za swoją słabość odsunął się od mruczącego chłopca.
Do diabła, zaklął w duchu, znowu? Poczuł mrowienie w dole brzucha. Jego ciało znowu nabierało prężności. Marek czuł się zażenowany i zrozpaczony. Dlaczego? - myślał, z wyrzutem patrząc na chłopca, który w pozycji na czworakach, z zachęcająco wypiętym tyłeczkiem patrzył na niego zdziwionym, ale i rozbawionym wzrokiem. Dlaczego tak bardzo mnie podniecasz? Moje ciało przy tobie nigdy nie zazna spokoju!
Marek przełknął ślinę, wstał i nie patrząc na kochanka, zdecydowanym krokiem poszedł do łazienki. Wszedł do wanny i na stojąco zaczął spłukiwać z siebie pot i spermę Dawida wodą tryskającą z prysznica. Dawid podreptał za nim. Z rozkoszną minką i świecącymi oczkami wpakował się za Markiem do łazienki i po chwili mydlił już ciało ukochanego, stojąc obok niego w wannie. Marek wpatrywał się w niego oniemiały.
Jakież to przyjemne uczucie! Jego delikatne dłonie tak czule masujące całe jego ciało.
Mydło upadło chłopakowi pod stopy profesora. Schylili się po nie obaj. Dawid spojrzał na Marka zdziwionym wzrokiem, gdy ten przekazywał mu prysznic. Młodzieniec wstał i zaczął spłukiwać ciało profesora z mydlin. Ten tymczasem dobrze namydlonymi dłońmi zaczął masować ciało chłopca. Dokładnie, z wielką uwagą i namaszczeniem zajął się intymnymi miejscami na ciele chłopaka. Jego namydlone dwa palce znalazły wejście do Dawida. Chłopiec zacisnął zęby. Po chwili zapytał niepewnie zduszonym, lekko wesołym głosikiem: Jeszcze?
Marek mimowolnie pokiwał głową. Dawid roześmiał się. Nie wiedział co robić. Czuł się śmiertelnie zmęczony. Bolało go w środku, bolało go na zewnątrz. Ledwo trzymał się na nogach. Nieoczekiwanie ukląkł w wannie. Skierował strumień wody na duży, gotowy członek Marka. Ten spojrzał na niego błagalnym wzrokiem. Wyjął z niego palce. Spojrzał na usta Dawida i pocałował je.

- Jeszcze, proszę!
- Usiądź na brzegu wanny - powiedział chłopak, - ale tym razem to już ostatni raz! - zagroził Dawid, a Marek poczuł się winny. Chłopiec roześmiał się ciepło. - Teraz, kochanie, zobaczysz jaki jestem dobry z francuskiego. - powiedział i oblizał wargi. Jego język rozpoczął delikatną pieszczotę.

Dawid raz po raz przerywał podniecającą zabawę, by drażnić Marka. Ten czuł, że zaraz oszaleje, ale podobało mu się to, co chłopiec z nim robi. Po jakimś czasie Dawid i tą część ciała miał obolałą, przestał więc drażnić kochanka i wyjątkowo ruchliwym i sprawnym językiem doprowadził go do orgazmu. Marek przeżył kolejną tego dnia rozkosz, ale Dawid nie miał już siły. Wypompowany, połykając ostatnie potoki nasienia ukochanego, opadł do wanny. Marek szybko otrząsnął się. Owinął chłopca ręcznikiem i zaniósł go do łóżka. Ułożył się nagi obok niego, przytulił i obaj zasnęli zmęczeni i szczęśliwi.






Epizod 15



Przespali tak pół dnia. Słońce dawno już zaczęło swoją wędrówkę ku zachodowi, ale do nastania zmierzchu było jeszcze parę dobrych godzin.
Pierwszy obudził się Dawid. Ze snu wyrwał go nieznośnie piskliwy ton miauczącego mu nad uchem Kocura. Za jego plecami leżał Marek. Dawid wstał z posłania i z czułością spojrzał na leżącą nagą postać profesora. Poczuł ogarniającą go czułość i radość.
Marek. Kochany, choć właściwie zupełnie mi obcy, nieznany. A jednak wiem, czuję, że to jest miłość. Tak dobrze mi, gdy jest obok, nawet teraz, gdy spędziliśmy ze sobą upojne chwile nadal chcę być przy nim. Z nim. Dawidzie, chyba rzeczywiście nadszedł czas na stały związek. Twoje dotychczasowe przygody miłosne w porównaniu z tym, co przeżywasz teraz to totalna porażka! Te wszystkie romanse, które zawsze kończyły się tak samo. Tylu mężczyzn już skreśliłeś zanim tak naprawdę ich poznałeś! Przygodni kochankowie, jedni delikatni, uczuciowi, inni wręcz brutalni w dążeniu do zaspokojenia swojej chuci. I tych kilku, którzy cię naprawdę kochali. Sponsorzy.
Ale teraz wszyscy oni już nie istnieją. Nie ważne są ulotne chwile przyjemności, ani bogaci mężczyźni w dużych samochodach, z którymi spotykałem się w swoim rodzinnym mieście. Te wszystkie romantyczne kolacje w restauracjach, zaproszenia do kina i teatru. To wszystko było wspaniałe, to, że byłem kochany, pożądany, że mogłem mieć wszystko, co posiadał mój kochanek. Ale nigdy nie potrafiłem odnaleźć w sobie tego uczucia i przez poczucie winy zrywałem kontakty z kolejnymi mężczyznami, którym na mnie zależało. Ale teraz mam Marka. Moją prawdziwą miłość, o którą to ja musiałem walczyć. I teraz, gdy wiem, że jest mój chcę go jeszcze bardziej, mocniej. To tak jakbym znalazł drugą część całości. Moją drugą połowę.
Przy nim od początku czułem się inaczej. Gdy tylko go ujrzałem coś we mnie ożyło. To uczucie wybuchło tak nagle i z taką siłą, że ja sam czułem się tym przestraszony. Ale teraz wiem, że zawinąłem do swego portu. Świat zewnętrzny już dla mnie nie istnieje. Jest tylko on, Marek. I będę mu wierny jak pies, będę mu służył, opiekował się nim, kochał go najmocniej na świecie. Będę dla niego żył!
Dawid zrzucił z siebie ręcznik i chwycił leżące na podłodze swoje części garderoby. Ubrał się i zagwizdał cicho na kota, który usiłował zbudzić swego pana. Kocur zaprowadził chłopaka do łazienki, gdzie mieściły się jego jadalnia i toaleta. Dawid umył miseczki, włożył kotu świeży pokarm i nalał nową wodę. Potem pieścił chwilkę zwierzaka, umył dokładnie ręce i wrócił do pokoju. Marek spał nadal. Na jego ustach jaśniał leciutki uśmiech, ciało było rozluźnione, włosy jeszcze mokre od kąpieli przylegały do jego opalonych policzków. Dawid przyniósł koc i przykrył ukochanego. Odgarnął mu włosy z czoła i musnął wargami płatek jego ucha. Potem cichutko, na palcach, z książką kucharską pod pachą wymknął się do kuchni by przyrządzić wieczerzę.
Gdy pierwsze zapachy dotarły z kuchni i opanowały zmysły profesora było już ciemno. Marek otworzył oczy i potrząsnął głową by odpędzić resztki snu. Pierwsze myśli, a właściwie impulsy, jakie opanowały jego świadomość to myśli o jedzeniu. Był diabelnie głodny. Długie, rozkoszne chwile, które spędził z Dawidem sprawiły, że utracił wszystkie siły. Teraz wiedziony pięknym zapachem, naciągnął tylko bieliznę i spodnie i czym prędzej udał się do kuchni.
Dawid właśnie wyciągał przygotowaną przez siebie pizzę z piecyka. Markowi, opartemu o futrynę kuchennych drzwi głośno zaburczało w brzuchu. Dawid odstawił blaszkę i odwrócił się jego stronę z radosnym szczebiotaniem.

- Marku, już wstałeś? Znakomicie! Właśnie skończyłem! Mam nadzieję, że będzie ci smakowała. Zmieszałem wszystkie twoje ulubione dodatki! Pieczarki, paprykę, salami, cebulkę, kukurydzę, pomidory - wyliczał tak chyba z dwie minuty i w końcu wypuszczając ostatnie resztki powietrza, jakie zostały mu w płucach zakończył - i duuuuuużo sera!
Podszedł do mężczyzny i wspinając się na palcach wpił się w jego usta. Marek odruchowo odpowiedział na pocałunek, ale po chwili odsunął chłopca. Widząc jego przygaszone spojrzenie, uśmiechnął się przepraszająco i wyszeptał zachrypłym głosem:
- Sory mały, ale padam z głodu. Zjedzmy wreszcie ten twój wypiek, bo zaślinię całą podłogę.
Dawid szybciutko doskoczył do szafki i wyjął dwa duże talerze. Pokroił pizzę na mniejsze kawałki i nałożył na jeden talerz kopiastą porcję. Potem podał go Markowi a sam włożył sobie zaledwie dwa niewielkie kawałeczki. Mężczyzna spoglądał na niego zdziwiony a chłopiec na to zarumienił się i roześmiał:
- Tak właściwie to ja pizzy nie lubię...
Marka ogarnęła wielka ochota by wziąć chłopca w ramiona, ale opanował ją. Roześmiał się tylko głośno i poszedł z talerzem do pokoju. Usiadł przy stole, ale Dawida jeszcze jakiś czas nie było. W końcu wyszedł z kuchni niosąc kubki z mlekiem dla siebie i dla Marka. Potem wrócił się do kuchni i przyniósł swój talerz.
Jedli w ciszy. Marek w skupieniu delektował się kompozycją farszu i delikatnością drożdżowego ciasta, Dawid szybko i bez specjalnej uwagi spałaszował swoją porcyjkę i teraz siedział z zadowolonym kocurem na kolanach i obserwował ukochanego. W końcu doczekał się pochwały i pokraśniał na twarzy jak panienka. Potem posprzątał ze stołu, pozmywał naczynia, pościelił do spania łóżko i biorąc wcześniej szybki prysznic przebrał się w pidżamkę i wskoczył pod kołdrę.







Epizod 16




Spojrzał wyczekująco w stronę Marka. Ten siedział przy biurku i wklepywał coś do komputera, raz po raz zerkając na sporządzone przez siebie notatki.
- Co piszesz? - dopytywał się Dawid. Marek bąknął pod nosem jakąś wymijającą odpowiedź, że pracuje i żeby Dawid mu nie przeszkadzał. Chłopak zamilkł zgaszony, ale nie przestawał wpatrywać się w sylwetkę ukochanego.
- Jeśli nie chcesz się pouczyć to idź spać. Ja jeszcze sobie tu trochę popiszę.
- Dobrze, spróbuję zasnąć, ale jutro rzeczywiście będę musiał wziąć się za naukę. Teraz czuję się tak dobrze i rozkosznie, że nie chcę psuć sobie humoru nauką. - rozgadał się nie pozwalając Markowi skupić się na pracy. - Marku! Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy z twojego powodu! Tworzymy świetną parę, wiesz? Ty taki męski, wysoki, zrównoważony seme i ja mały uke... Z nikim innym nie było mi tak wspaniale. Naprawdę, muszą cię poznać z moimi znajomi! Ależ będą mi zazdrościć - zachichotał cichutko.
- Nie jesteśmy żadną parą - wycedził Marek przez zęby i wyładował swoją wściekłość wywołaną słowami chłopca na trzymanym w ręku ołówku.
- Spokojnie Marku, nikomu nic nie powiem, skoro tak bardzo chcesz zachować nasz związek w tajemnicy.
- Nic nas nie łączy, zrozumiałeś? To była chwilowa słabość, którą odczuwaliśmy obaj. Ale to już minęło! Całkowicie! Więc nie wygłupiaj się i nie paplaj więcej tych bzdur. Jutro wszystko wróci do poprzedniego stanu. Rozumiesz? A twoją sprawą zajmą się władze uczelni. Zadbamy, by ci chłopcy więcej cię nie prześladowali. - Marek zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie ośmieliłby się powiedzieć temu chłopcu coś takiego w oczy. Wolał nie widzieć jego zawiedzionej twarzy, gasnącego w jego oczach szczęścia.
Dawid nie odezwał się. Do uszu profesora dotarł tylko urywany oddech chłopca. Potem usłyszał jak chłopiec zrywa się z posłania i biegnie do łazienki. Do jego uszu dotarł odgłos zwracania. Zrobiło mu się wstyd. Przecież nie tak dawno jeszcze błagał tego wyczerpanego chłopca o pieszczotę. A potem pozwolił zachwycony by śmiertelnie zmęczony połykał jego nasienie. Tymczasem teraz potraktował go tak brutalnie. Chłopiec zwracał. Pewnie czuł się wykorzystany. Zgwałcony.
Głupcze, łajał siebie profesor, ty cholerny idioto! Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nie powstrzymałeś się, kiedy był na to czas? Trzy razy! Na Boga, jak ten chłopiec musi się teraz czuć?! Wykorzystany i odepchnięty. Tym bardziej, że nie chodziło mu tylko o seks, myślę, że się we mnie zakochał. To znaczy, że wykorzystałem go podwójnie! Rany boskie, żadnej kobiety nie potraktowałem tak brutalnie jak jego! Co ja mu właściwie dałem? Nic! Wykorzystałem go tylko. Jego! Mojego anioła, tego małego skrzywdzonego chłopca! Mojego Dawida.
Trudno, jeśli teraz tam pójdę, przepadnę! On jakoś to przeżyje! Przeproszę go za moją szczerość, poproszę o wyrozumiałość i wybaczenie. A potem odejdę. A on prędzej czy później zapomni o upokorzeniu. Tym bardziej, że i on przeżywał rozkosz.
Ale jak ja mu spojrzę w oczy. Jeśli usłyszę jego płacz to chyba oszaleję. Mój mały kochany Dawid.
Mój kochany Dawid? Mój...?! Kochany?!!
Nie! Nie pójdę do niego! Poradzi sobie! Na pewno! Nie wolno mi się z nim wiązać. W końcu jestem jego wykładowcą! Choćby dla tego mnie nie wolno. Dawid! Wyłaź już z tej łazienki, bo oszaleję ze zgryzoty!
Chłopak wymiotował długo. Łzy spływały mu po policzkach. W głowie wciąż słyszał wypowiedziane przed chwilą słowa i szorstki, zimny głos Marka. Był taki obcy. Taki daleki. Chłopiec spuścił wodę i wstał. Umył zęby i jakiś czas siedział na brzegu wanny.
Jego wzrok spoczął na żyletce leżącej na półeczce pod lustrem.
Marku,... żyję dla ciebie...





Epizod 17



Dawida nie było już dosyć długo. Odgłos zwracania ucichł już przed ponad kwadransem. Marek denerwował się. Nie mógł się skupić na pracy. Wielokrotnie wstawał zza biurka i krążył po pokoju. Stawał i nasłuchiwał. Owszem, od czasu do czasu słychać było Dawida. Odgłos przesuwanych przedmiotów, ciche gadanie do siebie, od czasu do czasu łkanie. Marek nie mógł dłużej wytrzymać.
Wejdę tam, postanowił. Wejdę, wyciągnę go za fraki, powiem mu, że łazienka nie należy tylko do niego i że on sam też chciałby z niej skorzystać! Głupcze, złajał się po chwili. Tutaj przecież nic nie należy do niego! A takim gadaniem tylko pogorszysz sprawę.
A jeśli...
Serce zamarło mu w piersi. Potem zatłukło jak oszalałe powodując fizyczny ból.
A jeśli... on zechce coś sobie zrobić?...
Marku, ty głupcze! Ty kretynie, idioto...
Profesor zerwał się i dopadł drzwi do łazienki. Wpadł do środka, ale zaraz wypadł z niej z balastem uwieszonym u szyi.
- Marku, czekałem na ciebie! - chlipał chłopiec - Wiedziałem, że przyjdziesz. - Wtulał się w niego, a Marek był zbyt zaskoczony by mu przeszkodzić. - Ale dlaczego to trwało tak długo?... - zakończył ściszonym, zawiedzionym głosem.
Mężczyzna wreszcie doszedł do siebie. Serce tłukło mu się jak oszalałe. Był wzruszony, a jednocześnie wściekły na siebie, że nie opanował słabości.
Nie doceniłem go, pomyślał. On nie zrobiłby przecież czegoś takiego! Nie jest głupi. Wie, że straciłby w moich oczach gdyby próbował czegoś takiego. Jest cierpliwy. Mój mały, kochany, rozkoszny aniołek. Mój słodki Dawid. Mój.
Profesor poczuł jak łza spłynęła mu po policzku.
Do stu piorunów! Mam nadzieję, że tego nie zauważył! Rozklejasz się jak romantyczni bohaterowie, których tak nie lubisz!
Marek pospiesznie przetarł łzę, i odsunął chłopaka od siebie. Poczuł od niego zapach perfum. Tych samych, których obecność odkrył w samochodzie, i później, gdy się kochali.
Mały niedopieszczony, szalony kocur! Chce mnie zdobyć takim sposobem? Owszem, to przyjemne, ale ja już przejrzałem jego grę. Nie, mały, więcej słabości nie będzie. Już prędzej wyskoczę z okna, niż pozwolę sobie ponownie ciebie tknąć! Teraz jesteś ogniem! Parzysz! Będziesz nieosiągalnym marzeniem. Jezu... jak ja wytrzymam do jutra?

- Idź wreszcie spać! - starał się by chłopak nie usłyszał w jego głosie czułości i wzruszenia. Dawid z zadartą do góry główką spoglądał na niego dużymi błękitnymi oczyma.
- Dawidzie, nie patrz tak na mnie - wyrwało mu się. Dawid zbliżył usta do jego ust. Profesor nieświadomie zaczął studiować kształt jego różowych, ponętnych, zachęcających warg. Teraz lekko rozchylonych.
- Prosiłem cię przecież... - głos wiązł mu w gardle. Jego ramiona objęły ciało chłopca i podciągnęły go ku sobie. - Chciałem byś zrozumiał... Ja naprawdę tego nie chcę... Ja... - Chłopiec odetchnął głęboko słysząc te słowa. Jego ręce zwisały bezwładnie wzdłuż ciała, które oddawało się bezwolnie pieszczotom Markowych dłoni. Usta Dawida uśmiechały się z zadowoleniem.

Tak mocno mnie pragnie! Nie chce się do tego przed sobą przyznać, ale pragnie mnie! Kocha! Potrzebuje! Kochany, najdroższy mój, najmilszy. Będę musiał trochę nad tobą popracować, by wydobyć z ciebie twoje uczucia, ale co tam. Im trudniejsze zadanie, tym większa i zadowalająca nagroda!

- Dawidzie - kontynuował profesor. - Ty wiesz, że ja nie chcę... dlaczego więc to robisz?
- Kochany Marku, przecież ja nic nie robię! To ty mnie obejmujesz. Spójrz! - chłopak pomachał rękoma na boki i uśmiechnął się wesoło. - Chodź, zrobię nam ciepłej herbaty i pogadamy chwilkę przed snem. Ne?

Marek spoglądał na niego zagubionym wzrokiem. Zdawał się pytać całym sobą "to ty nie chcesz?" Dawidowi na ten widok zabłysnęła iskierka w oku.
A więc mam na ciebie sposób! Milutki, mały niewinny Dawidek. Uke na wzór Subaru z Tokyo Babylon. Tylko trochę bardziej zwyczajny, i nieco bardziej przebiegły. Hje, hje... To będzie zabawne! Przezabawne. Kochany Marku, już nie mogę się doczekać twoich pieszczot, ale warto będzie poczekać. Twój anioł będzie nawiedzać cię w snach. Będziesz marzył o nim na jawie. W końcu pęknie twój nieznośny, głupi opór i będziesz mój. Tylko mój! Na zawsze... Hmm... A potem się tu wprowadzę! Nie będę potrzebował akademika! Nio.
- Mrrrauu! - wyrwało mu się. Roześmiał się. Marek wciąż nie wypuszczał go z ramion. - Mam ochotę na lizaczka, a ty? Wiesz, ja strasznie uwielbiam słodycze! Kooooochaaam. Nio!
Marek spoglądał na niego oniemiały. Po chwili delikatnie wypuścił go z ramion. Uśmiechnął się do chłopaka uwodzicielsko, tajemniczo a Dawid ucieszony jak dziecko stwierdził, że metoda już zaczęła odnosić skutek.
- Taaak? - Dawida zafascynował nowy ton w głosie Marka. Spokojnie! Tylko spokojnie, powtarzał sobie. Nie schodź z obranej drogi, bo znów go utracisz. Marek wyminął go i idąc tyłem do dużego pokoju, wiódł za sobą zaciekawionego chłopca. - W takim razie mam coś dla takiego łasucha jak ty.

Chłopiec spoglądał na niego wyczekująco. Skry sypały się między nimi. Marek miał ochotę rzucić się na chłopca i tulić go, pieścić, całować. Miał ochotę obsypywać pocałunkami całe jego ciało. Pieścić wargami jego szyję, ramiona, plecy, biodra. Chciał dać mu wszystko, czego by zapragnął. Ofiarować mu cały świat. Widzieć jego uśmiechniętą, szczęśliwą twarzyczkę. Czuć zapach jego skóry, smakować ją. Być przy nim. Dawid odczuwał w tej chwili niemal to samo. Ale on miał potrzebę odbierania pieszczot. On chciał, by Marek bawił się nim, robił z nim, co chciał. Wiedział, że zawsze będzie odczuwał z tego przyjemność. Bo przecież żyje dla niego.
Marek odwrócił się w stronę biurka i z dolnej szuflady wyjął paczkę cukierków. Odgłos szeleszczącej torebki sprawił, że chłopcu ślina napłynęła do ust. Stanął przed Markiem, złożył dłonie jak do modlitwy i z błaganiem w oczach zamiauczał cichutko jak kotek. Marek roześmiał się głośno.

- Do łóżka, ale już! - Dawid w mgnieniu oka znalazł się pod kołdrą. Jego wzrok spoczywał na torebce cukierków. Marek zgasił komputer i wyłączył górne światło. Zapalił stojącą przy wersalce lampkę i podszedł do chłopaka. Wyjął z torebeczki kilka cukierków i wręczył chłopcu. Ten rzucił się na nie jak kot na myszkę. Wpakował sobie na raz trzy do buzi i z rozkoszną minką mruczał zadowolony. Profesor zmierzwił jego włosy i odszedł rzucając mu jeszcze na odchodnym: "jak będziesz grzeczny, to dostaniesz więcej". Poczym poszedł do łazienki.
Dawid z uśmiechem wyszedł z łóżka. Oczka miał rozmarzone, zadowolone.
- Dośtałem ciukierka - nucił pod nosem - Dawid był gziećny i dośtał ciukielka. Dawid źnowu będzie gziećny i pościeli łóziećko dla śwojego Malećka...
Przed oczami chłopca ukazał się wielki pokój, w którym spał on i mnóstwo dziewczynek. Ania, Kasia, Dorotka, Justynka, Paulinka, a potem jak już ją zabrali przyszła druga Kasia. Wszystkie dziewczynki były jego dobrymi koleżankami i opiekowały się nim. Uczyły go różnych rzeczy. Jak powinien się zachowywać, jak mówić i kiedy mówić. Jak sprawić by tatuś i mamusia go zechcieli. Wraz z nimi pomagał w kuchni. Wtedy każde z nich za to, że było grzeczne i pomocne dostawało cukierka. A on uwielbiał cukierki. Symbolizowały mu nagrodę jak nic innego. Co tam dobre stopnie, co tam pieniądze. Jak dostał cukierka wtedy dopiero miał poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
Dawid chwycił przygotowany przez profesora śpiwór i rozłożył go na podłodze, ściągnął z łóżka swoją poduszkę i wtulając się w nią zasnął.
Marek zastał go wtulonego w śpiwór, który przygotował z myślą o sobie. Chciał chłopca obudzić, ale po chwili stwierdził, że chłopiec śpi tak słodko, że nie miał serca tego robić. Myślał czy nie przenieść chłopca ze śpiworem na łóżko, ale stwierdził, że pokusa może byś zbyt duża i że rano znów zaczęłyby się problemy. A przecież on tego nie chciał. Marek zobaczył, że po darowanych cukierkach nie ma ani śladu, wyjął więc jeszcze kilka sztuk i położył przy poduszce Dawida. Potem położył się w łóżku i patrzył długo na chłopca zanim zmorzył go sen.






Epizod 18




Marek otworzył oczy. Rozejrzał się po pokoju. Taki sam, jak co dzień. Kocur śpiący na krześle przy stole. Poranne słońce przedzierające się przez firanki do wnętrza jego pokoju. Cisza i spokój.
...
Cisza?
A gdzie Dawid? Nie był chyba tylko snem? Pięknym snem, z którego się przebudził... A może... Spojrzał na kalendarz wiszący na ścianie. Piątek? Nieee. Musiałem nie zerwać kartek z kalendarza. Spojrzał na budzik. Nastawiony na wpół do piątej, tak jak go nastawił. Stał w tym samym miejscu, wyłączony. Czyżbym jednak się mylił? A może wyłączyłem go przez sen? I nie poszedłem na wykłady. O kurcze.
Wyskoczył z łóżka jak błyskawica. Podbiegł do radia i włączył je. Głos spikera przerwał trwającą muzykę. "Zapraszamy na wiadomości..." szybciej no, szybciej! Gdy spikerka czytająca wiadomości wymawiała wytęsknione słowa, Marek wiedział już, że to, co przeżył nie było snem..
"Dziś niedziela,.." z kuchni dobiegł go wspaniały zapach gorącej kawy i słodkie szczebiotanie. Pobiegł i ujrzał przecudny widok.
Jego malutki, słodziutki Dawidek ubrany jedynie w długą białą koszulę krzątał się po kuchni i przygotowywał dla niego śniadanie.

- Dawidek będzie gziećny i źlobi śniadańko dla Malećka. Maleciek będzie ścięśliwy i uśmiechnie siem do Dawidka. - Dawid nie wiedział, że Marek już wstał, nie słyszał także, jak dotarł do kuchni. Teraz przerwał swoje radosne szczebiotanie. Przystanął i rozmarzonym wzrokiem wpatrywał się w rękawicę kuchenną. - A potem każe mi wracać do tego przeklętego akademika.

Marek odniósł wrażenie, że chłopiec zaraz się rozklei. Już zapragnął podbiec do niego i zapewnić, że może zostać z nim jak długo zechce, ale na szczęście w porę się opanował.
Marku, uważaj na to, co robisz i o czym myślisz, ostrzegł sam siebie. Ten chłopiec działa na ciebie jak światło płomienia na ćmę. Będzie cię kusił tak długo, aż się sparzysz. Albo, co gorsza, spłoniesz żywcem! Uff, spokojnie. Lepiej wrócę do pokoju i coś na siebie włożę. Nie wypada tak w niedzielę paradować w samych tylko spodniach od pidżamy. I to w takim towarzystwie!
Spojrzał na ciało Dawida. Zgrabne, nieowłosione lub wydepilowane szczupłe nogi przykryte od połowy uda w górę. Ta koszula co wczoraj, z tymi falbaniastymi rękawami... lekko z przodu rozpięta. Stópki, które przy jego czterdziestce piątce wydawały się malutkie, niemal kobiece. I te jego czarne, długie loki spływające na ramiona, teraz zebrane białą wstążką, czy czymś tam...

- Eee... - wyrwało mu się, Dawid zerknął na niego podejrzliwie i pokraśniał na twarzy. Z uśmiechem powiadomił ukochanego, że jest śpiochem, i że zaraz będzie śniadanie. Marek podszedł do niego od tyłu i zadarł mu do góry koszulę. Pod nią Dawid miał na sobie... białe bokserki w małe, radosne, różowe słoniki. Marek zaczerwienił się i roześmiał. Wyszedł z kuchni, pościelił i złożył łóżko. Potem poszedł do łazienki, umył się i ubrał, poczym wrócił do pokoju, gdzie przy stole siedział już Dawid ze śniadaniem.
- Pachnie wyśmienicie. Jesteś świetną gosposią Dawidzie! Sprzątasz, gotujesz, opiekujesz się mną... Ehm... To znaczy - zaczerwienił się. - No w każdym razie, dobrze sobie radzisz z domowymi sprawami. - Marek poczuł się niezręcznie. Dawid rozkwitał szczęściem po każdej jego uwadze. - Kto cię tego wszystkiego nauczył?
- Siostrzyczki.
- Siostrzyczki? A ile ich masz?
- Teraz niewiele, ale w dzieciństwie miałem ich sporo.
- Jak to? Nie rozumiem. - Zaciekawił się Marek pakując sobie do ust kanapkę z masłem, sałatą, wędliną, serem, jajkiem, pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką, szczypiorkiem, koperkiem, majonezem i solą. Aż nie wierzył, że taka wieża zmieści mu się do buzi. Dawid natomiast zdawał się nie mieć ze swoją żadnych problemów. Marek domyślał się, że Dawid lubił dobrze zjeść. I naprawdę umiał sobie takie potrawy przyrządzać. Oj, gdyby on mógł zatrzymać go przy sobie... jadłby ciepłe obiady lud kolacje, piłby prawdziwą, gorącą kawę jak ta... a nie parzoną rano w termosie lurę.
- Wychowałem się w domu dziecka. W dodatku byłem tam przez długi, długi czas jedynym chłopcem. Opiekowały się mną dziewczynki. One mnie nauczyły gotować, prać, szyć i takie tam. Wszyscy tam musieli potrafić takie rzeczy. - Marek mało co nie udławił się swoją kanapką. Dawid spojrzał na niego zadziornie, przysunął się do niego i położył dłoń Marka na swoim gładkim udzie. - I nauczyły mnie jak należy postępować z przystojnymi mężczyznami.
Marek spojrzał na niego dużymi oczami. Nie zabrał ręki. Podniecił się. Przesunął ją w stronę bokserek i ukrytych pod nimi skarbów. Dawid zaśmiał się zalotnie, odsunął dłoń ukochanego i wrócił na swoje miejsce. Profesor spalił się rumieńcem a chłopak zachichotał w duchu nad swoim zwycięstwem.
Jesteś mój! Jeszcze trochę a nie będziesz w stanie beze mnie żyć. Mój ty kochany, najmilszy.
- Opowiedz mi jeszcze o sobie? Czy zostałeś zaadoptowany?
- Tak! Miałem wtedy dziewięć lat, ale byłem tak rozkosznym dzieckiem, że nowi rodzice zdecydowali, że wezmą mnie a nie dziewczynkę jak wcześniej planowali. Przez to miałem dużo lalek. - Zachichotał, - ale byłem przecież przyzwyczajony. Nowi rodzice pochodzili z innego miasta, byli dosyć zamożni i bezdzietni. Byłem ich oczkiem w głowie i robiłem wszystko by byli ze mnie dumni. Dali mi nazwisko, utrzymanie, miłość. Założyli fundusz, dzięki któremu teraz mogę studiować w tym drogim mieście. - Przerwał na chwilę by popić przegryzaną kanapkową wieżę. - Potem był ten wypadek. - W jednym momencie wstał i podszedł do Marka. Stanął przed nim bokiem, podciągnął swoją śliczniutką koszulę i bezceremonialnie zsunął z bioder bokserki.





Epizod 19



Profesor zaczerwienił się, ale już po chwili nie mógł oderwać wzroku od miejsca na ciele chłopca. Wyciągnął rękę i delikatnie przejechał palcami po nierównej skórze. Od bioder, aż po same udo ciągnęła się długa, szeroka blizna. Ślad po naprawdę dużej i głębokiej ranie. Gdy mężczyzna oderwał ręce od dawnej rany, chłopak podciągnął spodenki i wrócił na miejsce. Tam na powrót zabrał się do swojej kanapki.

- Miałem wtedy szesnaście lat. I znowu zostałem bez rodziny i środków do życia. Dostałem odszkodowanie, oraz została mi moja polisa. Wróciłem więc do swojego sierocińca. Mieszkałem tam do czasu, aż za zapracowane pieniądze nie wynająłem sobie pokoju. Pracowałem jako kucharz w sierocińcu, a potem w restauracji i pizzerii. Raz nawet w McDonaldzie, ale szybko zrezygnowałem z tej roboty, bo na sam widok tych biednych klientów i ich dzieci dostawałem wrzodów. Mam nadzieję, że ty nie bywasz w takich miejscach. Co?
- Nie, no wiesz, czasem zjem jakiegoś hamburgera na dworcu, albo chodzę do barów mlecznych. Ja... rzadko jadam coś pożywnego. Właściwie to mój kot jada częściej i lepiej ode mnie. - Marek roześmiał się wesoło i chwycił kolejną gigantyczną kanapkę. Kucharz? To wszystko tłumaczy.
- No, w tym czasie chodziłem do liceum i uczyłem się, bo miałem już zaplanowane, że podejmę studia właśnie tutaj, w Krakowie na uniwerku. Pieniądze z polisy wpakowałem na fundusz, a potem dorzucałem także z tych, co zarobiłem. W tym czasie miałem także pierwsze kontakty z mężczyznami. Facet, u którego wynajmowałem pokój został moim sponsorem. Był dla mnie bardzo dobry i opiekował się mną. Miał na imię Sylwek i był ode mnie trzynaście lat starszy. Był zawodowym żołnierzem. - umilkł na chwilę pogrążony we wspomnieniach, potem potrząsnął głową i uśmiechnął się blado do od dłuższego czasu siedzącego bez ruchu Marka. - Ale co tam! Było, minęło. Na szczęście dostałem stypendium i akademik, dzięki czemu pieniędzy starczy na dłużej. No a w razie czego zawsze mogę dorabiać jako kucharz czy coś. Jesz? - wskazał na ostatnią kanapkę-wieżę. Marek ocknął się i dał gestem dłoni znać, żeby chłopak jadł śmiało, bo on już był najedzony. Chłopak chwycił kanapkę i zaczął ją pałaszować. - Dzisiaj - mówił niewyraźnie, w trakcie przegryzanie - przyjeżdża Tomek. On zawsze przywozi z domu mnóstwo pyszności.
- Czy ty z nim...? No wiesz?
- A co? - załapał Dawid - zazdrosny...?
- No wiesz?
- Nie no skąd, to tylko mój przyjaciel, nic z tych rzeczy nas nie łączy.
- Ach tak.
- Teraz, gdy mam ciebie, nikt inny się nie liczy. - Popił ostatni kęs i odetchnął głośno. - I co, dobre było?
- Tak, oczywiście! - Marek wstał od stołu i wyjął coś z szafki biurka. Dawid zamerdał ogonkiem..
- Łap mały! Spisałeś się! - Rzucił mu kilka cukierków, które po chwili Dawid pochłonął jeden po drugim. Chłopak wstał od stołu i podszedł bliziutko do Marka.
- Ty wiesz, że ja chciałbym być z tobą, prawda? - Spojrzał na niego spuszczając głowę. Wyglądał niewinnie i wzruszająco. Marek nie mógł odpowiedzieć, pokiwał tylko głową, nieprzygotowany na poważne rozmowy już od rana. - No, bo skoro ty tak źle się odżywiasz, to ja chętnie bym dla ciebie gotował. Cio?
- Zobaczymy. - odparł profesor nie mogąc znieść jego spojrzenia.
Niczego innego nie pragnę bardziej jak tego by móc zatrzymać cię przy sobie, opiekować się tobą, obronić przed złym światem, kochać.
Marku, na Boga, nie pogrążaj się! Nie myśl o nim! Nigdy! Powiedz teraz nie! Powiedz, że się nie zgadzasz, natychmiast! To rozkaz!
- Tak! - wypalił i po chwili przeklął głośno i nawymyślał sobie. Dawid rzucił mu się na ramiona i powiedział ze śmiechem.
- No, wreszcie zaczynasz się przebudzać ze swojego uśpienia, Marku. Pamiętasz balladę Romantyczność? No jasne, że pamiętasz, znasz to pewnie na pamięć?!
- Owszem. Ale co to ma...?
- Tkwiący w tobie upór przed uczuciem do mnie to twój własny mędrzec oku i szkiełku wierzący. Pamiętasz, co mówiła dziewczyna? "Płaczę, a oni szydzą; Mówię, nikt nie rozumie..."
- "Widzę, oni nie widzą"... Do czego zmierzasz?
- Kochany, naucz się wreszcie patrzeć sercem. Nie bój się złego oka i nierozumnego tłumu. Pamiętaj, że są też na świecie poeci, oni cię zrozumieją... "miej serce i patrzaj w serce"...
- Dawidzie... ale ja...
- Csii, to chyba za dużo dla ciebie jak na jedną lekcję miłości, co? - zachichotał Dawid. - Gdybyś wygrał tą walkę ze swoim mędrcem byłoby nam ze sobą naprawdę dobrze. A teraz chodź, posprzątamy po śniadaniu.
Zrobili tak. Potem każdy z nich zajął się swoimi sprawami. Marek siedział przy biurku i tworzył coś na komputerze, Dawid natomiast czytał uniwersytecki podręcznik do historii, z której miał mieć koło we wtorek. Od czasu do czasu chłopiec wychodził do łazienki i tam głośno powtarzał, co zapamiętał, w ten sposób utrwalał sobie informacje nie przeszkadzając przy tym profesorowi w jego pracy naukowej. No, może nie zupełnie nie przeszkadzając, zawsze bowiem, gdy wracał z łazienki do pokoju, zaczepiał Marka. Za każdym razem jego pieszczoty stawały się coraz bardziej śmiałe. W końcu nie wytrzymał i wczołgał się Markowi pod biurko. Ten nie protestował. Po wszystkim, Dawid z wesołą minką wyznał lekko zszokowanemu, ale zadowolonemu profesorowi, że czuje się przy nim jak wyposzczony nimfoman. Śmiali się z tego obaj. Potem zjedli wspólnie obiad, czyli to, co przyrządził Dawid - tym razem były to schabowe a`la Devolai z ziemniakami i warzywami. Ciepłe, smaczne i pożywne - jedyne, co mógł wymyślić ze składników, jakie jeszcze znajdowały się w domu Marka. Po jedzeniu nie mogli się już od siebie odlepić. Obaj przerażeni mającym wkrótce nastąpić rozstaniem, przytulali się, całowali. W końcu doszło nawet do tego, że pomimo wcześniejszego zaklinania się Marka, rozścielali łóżko i przeżyli w nim kolejne wspaniałe, upojne chwile...












 

Komentarze
wielkamorda dnia padziernika 18 2011 11:37:28
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

xxx (Brak e-maila) 16:48 15-08-2004
Jejku! To jest suuuuper!!! Po prostu świetne!! Przeczytałam jednym ciągiem. Bardzo ładnie proszę o jakiś ciag dalszy, bo po prostu musze sie dowiedzieć, co będzie dalej.^^
Kruha (Brak e-maila) 18:46 15-08-2004
Boshe jak ja kocham tego opa!! Przeczytałam go chyba z milion razy i nadal jestem nienasycona ;_;! Świetne!
Tylko dlaczego tak długo trzeba czekać na nastepną częśc ;-;?
zyta-chan^^ (Brak e-maila) 20:20 15-08-2004
Mnie to sie tam podobać bardzo, ale mnie to opo do tzw. furii doprowadza bo siem doczekac nowej części nie mogę^^
Yoan (Brak e-maila) 08:18 16-08-2004
Zgadzam sie z wami w 1000%- opcio jest fenomenalne i można sie nim żywić w nieskończoność.Co do next części to kto wie...XP(hie, hie...)
Akiko Tamashii (Brak e-maila) 15:30 16-08-2004
nyom!-^0^- kolejne swietne opko!!!!!
kethry (kethry@interia.pl) 01:43 17-08-2004
a widzisz, widzisz! tyle osob nie moze sie mylic :>
Yoan (Brak e-maila) 20:52 17-08-2004
Pewnie,że nie może! Zuzaa, produkuj się!!!
natiss (Brak e-maila) 21:21 17-08-2004
Uwielbiam to pocio!! Jest po prostu boskie!! Z ogromną niecierpliwością łaknę ciągu dalszego.^^
Ryoko Kotoyo (Ryoko.Kotoyo@interia.pl) 20:18 18-08-2004
Kiedy sie można spodziewać dalszego ciągu?*-* Ja ti uschnę z niepewności co się stanie dalej!!!
primea^^ (primea@poczta.onet.pl) 00:07 21-08-2004
nya, przyąłczam się do próśb, opo super, chcemy dalej, to twój autorski obowiązek, Zuzaa wywiązywac się z szybkiego pisania dalszych części^^ fani czekają^^
Stokrotka & Schensi (stokrotka_997@wp.pl schensio2.pl) 12:32 23-08-2004
MY CHCEMY WIĘCEJ...DUŻO WIĘCEJ I ŁADNIE PROSIMY, ŻEBY¦ PISAŁA CIĄG DALSZY
Theo (Brak e-maila) 17:39 24-08-2004
Bardzo ciekawe i wciągające. Ja również czekam na ciąg dalszy.
Alexa (alexamalina@op.pl) 15:07 27-08-2004
bardzo mi się podoba. Poprostu uwielbiam je no.. Czekam na dalsze części^^
Zuzaa (Zuzaa22@interia.pl) 01:54 01-09-2004
Rany.. nie wiedziałam, że tyle osób to czyta :>. Dzięki. Tak mnie natchniliście że jutro od rana zamiast grać w gry pójdę do sklepu po TYSKIE smiley ( potiion of inspiration) Jeszcze raz dzięki. Zapewniam, że kolejna część także będzie możliwa smiley
Sachmet Lakszmi (Brak e-maila) 10:44 06-09-2004
Nic nowego nie powiem, wszystko już dawno powiedziałam, a poza tym wszystko już i tu powiedzianosmiley Idę poszukać opowiadania, które będę sobie mogła skrytykowaćsmiley
sintesis (Brak e-maila) 23:40 08-09-2004
jak bedzie trzeba to sama Cie zmotywuje tylko szybko pij i szybko pisz.... ja tu sie rozklejam bo wciaz widze pustke zamiast twojej pisaniny...
Zuzaa (Zuzaa22@interia.pl) 11:17 26-09-2004
Oczekujcie następnej aktualki. Piąta część jest już oddana a nad kolejną pracuję. Pozdrawiam, i czekam na komentarze po aktualce. Napiszcie, czy podobają wam się postacie. THX Zuzaa
Tand dei Glass (Brak e-maila) 21:52 27-09-2004
Zuzaa, opo było takie, że poszły 3 kawy, cała nocka ale nawet minutki z niej nie żaluję.POTRAFISZ pisać scenki, że nie wspomnę o całej reszcziesmiley
Schensi (Brak e-maila) 13:15 01-10-2004
ahhhhhhh ta zesc poprostu boska cala noc ja czytalam.. genialne sceny luzkowe muwie ci ^^
Nirja (Brak e-maila) 23:56 01-10-2004
Opo fenomenalne. Jedno z 4 które czytam nie poraz pierwszy! Sceny łużkowe są b. dobrze napisane, ale moją uwagę szczególnie przykówają postacie, które są fenomenalnie opisane.....cóż za emocje.
Wspaniale...oby jak najwięcej.
Yoanne (Yoanne128@op.pl) 14:10 03-10-2004
Zuzkaa, kochanie, moją opinie już znasz pewnie na pamięć.Jeśli chodzi o opcia, to jesteś no 1. Produkuj sie dalej. Jakby ci zabrakło herbatki z żeń-szenia, to wiesz do kogo pisać. ;D
Zuzaa (Zuzaa22@interia.pl) 00:40 27-10-2004
Dla moich czytelników: Niedłudo skończę robić swoją włąsną stronę, na której umieszczę między innymi poprawioną wersję \"ANIOŁA\". Epizody na stronie pojawiać się będą często, zaraz po napisaniu, a nie, jak dotychczas, po zakończeniu części. Oczekujcie więc :> Ps. Czy ktoś miałby ochotę zilustrować Z.A. albo chociaż spróbować naszkicować bohaterów??? Ciekawa jestem jak wyglądają w waszych oczach??!!!
Dziękuję raz jeszcze wszystkim za dobre słowo i niech was Bóg błogosławi :>..
zyta-hime (Brak e-maila) 17:03 01-11-2004
hehe^^ ciekawe, jakies zdolnosci paranormalne? wlasnie siem do tego zabieralam^^ tj - do szkicowania glownych bohateroow^^
lollop (Brak e-maila) 20:11 20-11-2004
powiem po prostu: to jest świetne!!!
Emi (Emi_Yume@interia.pl) 14:55 04-12-2004
Yo!
Jak ja mogłam sie tu jeszcze nie wpisać? Zuzik, kogucie Ty mój, Ty wiesz, co ja myślę o Danielu, Ptaszynie mojej i całej reszcie, więc sie nie będę rozpisywać za bardzo. Ale wiesz, Ty tak szczujesz ludzi tą obietnica strony, i mnie też, a tu nic... Ech.. Al episz dalej, akurat na fajnym momencie jestem, i jak moi dweaj ulubieńcy się ze sobą nie ten-teges to ja Ci chyba krzywdę zrobię, okrutna Siostro smiley. Ganbatte kudasai!
Neyllya (selene_lupin@interia.pl) 22:45 15-12-2004
Niom kiedy mozemy oczekiwać next części tego przecudownego opka? =^^=
Zuzaa (Zuzaa22@interia.pl) 02:04 17-12-2004
Najnowsze epizody będą pojawiać się na mojej stronie SINFUL FLOWER
Odwiedźcie, jeśli chcecie być na bierząco.
Znajdziecie tam także kilka moich rysunków do anioła..
Tymczasowy adres strony (jak się zmieni dam znać):

http://host30.nazwa.pl/sinful-flower.com.pl/

Zapraszam, pozdrawiam i dziękuję.. smiley
Kura (Emi_Yume@interia.pl) 12:30 23-12-2004
Kogut zapomniał dopisać: satły adres strony to www.sinful-flower.com.pl
Soma (Brak e-maila) 20:07 14-01-2005
no pewnie, że super, wszystko jest super, świetnia, wspaniale etc.! Tylko dlaczego, od tak dawna nie widać ciągu dalszego?! ja już nie mogę sie doczekać co bedzie dalej, bo to co jet, to przeczyałam chyba z hmm...no dobrych parę razy to już bylo....
Y. (yourico@o2.pl) 11:46 21-01-2005
tekścik jest bez dwóch zdań po prostu boski!!! czemu nie ma dalszych aktualek?? bo chyba jest jakiś ciąg dalszy??!! MUSI BYĆ!!!
Caramon (Brak e-maila) 22:05 31-01-2005
... Dwa slowa. Obrzydliwe. Przeczytalem tylko fragment. Autorze! Odwiedz psychologa. Bez obrazy, czytelnicy, ale Wy tez powinnisci. Albo przynajmniej seksuologa. Przeciez to jest oblesne. Ble. Co Wy tu wogole robicie?!
Caramon Majere (Brak e-maila) 22:09 31-01-2005
Mysle, ze moj komentarz nie zostanie usuniety, ze autorka potrafi przyjac rowniez krytyke.

Pozdrawiam
Caramon Majere
No Neyms (Brak e-maila) 18:23 05-02-2005
Caramon Majre przeczytaj całość i potem coś powiedz!!!
Fragment nie koniecznie oddaje utwór, jako znawca powinieneś(aś) to wiedzieć.
factory (Brak e-maila) 23:09 03-04-2005
generalnie to mnie nie zachwyciło. są momenty, kiedy aż odrzuca, jeśli chodzi o styl pisania.

nie wysyłam nikogo broń boże to seksuologa (bo i po co, on NAM i tak nie pomoże, buhahahaha), ale opowiadanie jest według mnie raczej takie sobie, chociaż czytać się da.

i tak nic mądrego tu nie napisze, wiec spadam.
Dizzy-Sun (Brak e-maila) 22:24 17-06-2005
Juz nie będę powtarzać jak wielu przede mną, że to opowiadanie jest po prostu genialne, ma swój klimat i cholernie wciąga, o tak. Przeczytałam to na Sinful Flower, ale czyż nie zaszkodzi pozostawic tu po sobie komentarza? =)
liz (liz5@o2.pl) 15:23 15-01-2006
opo jest napisane cudownie wspaniale i nie wiem co moge jeszcze dodac... no coz to chyba najlepsze co w zyciu czytalam a wierz mi bylo tego duzo wiec BARDZO LADNIE PROSZE O NASTEPNA CZESC!!!!
livien (Brak e-maila) 20:44 14-02-2006
Również chciałam pochwalić to opowiadanie. Naprawdę gratuluję wszystkiego: kreacji postaci, opisów, humoru, budowy napięcia. A z każdą częścią coraz lepiej smiley

I co z tą stroną, na której mają być aktualizacje? Podane adresy nie działają...

Oczywiście nie mogę doczekać się ciagu dalszego. I powiem, ze to bardzo pouczające opowiadanko. A czego uczy? Walki o swoje.
Pozdrawiam smiley
Lelwani (lelwani) 22:01 18-02-2006
Pozwole sobie wystapic w imieniu Zuzyy, ktora jest na emigracji i raczej nie w glowie jej teraz to opowiadanie. Podany adres strony nie dziala, bo przestala ona istniec. Byc moze niedlugo sie to zmieni i moze nawet Zuzaa zacznie znowu pisac. Wszystko jets mozliwe smiley. W jej imieniu dziekuje za komentarze.
Urani (Brak e-maila) 16:20 13-07-2006
Hej Zuzik, daje znac,że zyjesmiley
Urani (Brak e-maila) 16:22 13-07-2006
I nie zapomniałam o tobiesmiley mam nadzieje, że masz ten sam numer telefonusmiley
liz (Brak e-maila) 20:57 30-07-2006
cholera ja nie moge sie na te strone dostac!!!!CO MAM ZROBIC? ja czce "ANIOLA"
Hoś (Brak e-maila) 00:29 24-07-2007
ja chce jeszcze : O
(Brak e-maila) 23:43 27-08-2007
Do momentu, w którym Zuza urwała to opowiadanie mam je i czekam na resztę.Jak ktoś chce przeczytać to dajcie znać.
(Brak e-maila) 20:36 21-10-2007
Co?!Jakie obrzydliwe?A ty idz to psychiatry.Te opo jest CUDNE!Chce więcej!
Chochlik dnia sierpnia 05 2012 16:40:56
Fajne, ale gramatyka tutaj to jedna wielka zgroza. Od samego początku, w którym pokój profesorów wychodzi na korytarz i sprawdza swój zarost (och, moja biedna, wykrzywiona wyobraźnio), po powtórzenia typu "miał błoto na twarzy, więc nie mógł rozpoznać jego twarzy"... a to przykłady ledwie z początku.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum