ŚCIANA SŁAWY | Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek
|
POLECAMY | Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner
|
|
Witamy |
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
|
Les pleursde phenix 1 |
1 -
Ślub
"Dzień po dniu
Topi się w kałuży bezbarwnych łez
Każda noc
O świt się przedłuża
Gdzieś gubiąc kres"
Kolejny poranek. Taki sam jak wczorajszy, przedwczorajszy i sprzed tygodnia… szary i bezkształtny w zatłoczonym autobusie. Pachnący spalinami, jedzeniem z budek koło przystanku, ciężkim perfumami starszej kobiety i potem jakiegoś pijaka, który zasnął na siedzeniu obok. Szumiący dźwiękami klaksonów i rozmów wokoło. Niemal ci sami ludzie, te same twarze. Każdy następny poranek jest jak nieudane ksero poprzedniego czasem ozdobione plamą tłuszczu czy rozmazanym tuszem. Krąg. Zamknięty krąg toczący się z górki i zmierzający do nikąd.
Dojedzie na uczelnię, pójdzie na wykład i odsiedzi swoje. Może nawet z nudów trochę posłucha co ma profesor do powiedzenia. Znów ujrzy nieprzytomne twarze innych studentów i ich zapuchnięte oczy po całonocnej imprezie. Kilku z nich jak zwykle zaśnie - kiedyś przecież muszą odespać. Wieczorem wróci do domu, do mieszkania, przejrzy przerabiany materiał, powtórzy. Następnie zje odmrożoną pizzę, wypije herbatę i może obejrzy coś w telewizji. Sam. Tak jak zwykle. W końcu zaśnie ze świadomością, że jutrzejszy dzień będzie mniej więcej taki sam…
* * *
Słońce świeciło dość mocno, pomimo iż był środek września. Promienie przyjemne pieściły swym ciepłem odsłoniętą skórę, a delikatny jesienny wiatr od czasu do czasu ją chłodził. Było sobotnie popołudnie i niemal wszystkie miejsca w kawiarnianych ogródkach były zajęte. Wokół panował gwar i szepty.
Bawił się komórką siedząc w tyle ogródka, czasem podświadomie dotknął postawionych na żel krótkich ciemnobrązowych włosów. Niczym szczególnym się nie wyróżniał spośród innych ludzi. Grafitowy T-shirt podkreślał kolor jego ciemnoszarych oczu, a czarne bojówki ukrywały nieco, jego zdaniem, chude nogi. Całości dopełniały adidasy i orientalny znak na rzemyku zwisający z jego długiej szyi. Co chwila rozglądał się wokoło niecierpliwie i widać było, że zabawa telefonem mu się znudziła. "To bez sensu" pomyślał. Już miał wstać i odejść kiedy usłyszał za sobą znajomy głos.
- Cześć, mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo.
Głos był raczej niski, przeplatany wyższymi tonami, wymodelowany.
Odwrócił się i jego wzrok padł na wysoką, bardzo szczupłą blondynkę. Jej włosy opadały lekkimi, wystylizowanymi falami na ramiona tworząc napuszoną grzywę wokół niedużej głowy. Ubrana w ciemnoróżowy, idealnie dopasowany kostium i białe buty na obcasie wyglądała jak lalka, którą ktoś zabrał z sklepu, powiększył i ożywił. Duże niebieskie oczy były otoczone grubą czarną kreską i mocno wytuszowanymi rzęsami. Przyszło mu na myśl, że pod ciężarem makijażu jej oczy mogłyby się nagle zamknąć i zatrzasnąć.
Sztuczna…
- Trochę. Zdążyłem się wynudzić i wypić wyjątkowo obrzydliwą kawę - rzekł beznamiętnie jakby obecność "lalki" była mu raczej obojętna. - No więc przejdźmy do rzeczy. Czego ode mnie chcesz?
- Chcę… porozmawiać - odpowiedziała niepewnie, nieco zrażona jego słowami. Potrafił być taki zimny, jednym tylko spojrzeniem odebrać całą pewność siebie.
- Acha… porozmawiać… - chłopak uśmiechnął się sarkastycznie pod nosem - fryzjerka i manikiurzystka mają wolne to sobie nagle o mnie przypomniałaś?
- Przestań, Chris! - głos jej zadrżał a w oczach momentalnie pojawiły się łzy. - Nie mów tak. Wiem, że nie układa się nam najlepiej. Wiem, że po części to moja wina, ale… ale twoja także! - szybko usiadła na metalowym, zdobionym krześle nie spuszczając z niego wzroku. - Wyjechałeś, - ciągnęła - nie dzwoniłeś, nie pisałeś. Było mi ciężko. Zrozum Chris, ja nie wiem co się dzieje, bo nic mi nie mówisz i nadal nie chcesz powiedzieć. Od dłuższego czasu traktujesz mnie z dystansem… To boli - w tym momencie jej głos się załamał. Umalowana twarz zmieniła się w grymas niczym ze starożytnej greckiej tragedii. Kilka łez spłynęło po wypudrowanym, gładkim policzku, nie tworząc czarnych smug na nieskazitelnym arcydziele. Wpatrujący się do tej pory w szary, miejscami popękany chodnik Chris podniósł głowę spoglądając na dziewczynę. Rzadko płakała. Wolała chować swe uczucia pod grubą warstwą makijażu niż je ukazać komukolwiek. Chciała być twarda tak jak on. Zapłakana wyglądała jak mała dziewczynka, która zgubiła w tłumie rodziców.
- Zależy mi na tobie - wyszeptała, po czym objęła smukłą dłonią jego rękę i delikatnie ją uścisnęła. - Spróbujmy jeszcze raz. Proszę cię, Chris.
Mając dłoń w jej uścisku i widząc jej zrozpaczone, wilgotne oczy chłopak czuł się jak zamknięty w imadle. Tak, to nie tylko jej wina, że wszystko się zaczęło pieprzyć. To on miał dość. Potrzebował powietrza. Po to wyjechał, wyłączając telefon. Przytłaczał go ich związek oraz pokładane w nim nadzieje i oczekiwania rodziny. Ona jest piękna, wykształcona - mówili - Da ci szczęście, a ty jej. Ożeń się z nią. Uczucia… jakie uczucia? To wygląda jak transakcja - Jedni zyskują wyższy status, drudzy potrzebnego partnera w interesach. Nie było tu miejsca na uczucia. Sztuczne, wszystko było sztuczne. Ich słowa, uśmiechy, nawet jej paznokcie. Nie był romantykiem, jednak wierzył, że tu musi być coś więcej. To "coś". Pasja, zrozumienie… wolność. Nie da się zamknąć w złotej klatce i być marionetką w czyichś rękach do końca życia. Z drugiej strony… nie próbował nigdy jej zrozumieć. Zawsze zadbana, pachnąca drogimi perfumami, w najmodniejszych ciuchach… Dzieląca czas między nim, nauką a fryzjerkami i podobnymi jej koleżankami. Nie wiedział co ona dokładnie czuje. Być może żyjąc razem nauczyliby się rozumieć, słuchać i…może nawet kochać. Może warto spróbować, nawet jeśli to tak późno. Jeszcze raz spojrzał w jej niebieskie oczy okrążone teraz czerwonymi obwódkami.
- Co proponujesz? - zapytał zachowując oschły ton.
Kąciki jej drżących ust odrobinę się podniosły, drugą dłonią przetarła łzę. Drobna twarz pojaśniała.
- Za dwa tygodnie jest ślub mojej kuzynki i pomyślałam sobie, że mógłbyś… my moglibyśmy pójść tam razem. Co ty na to?
- I myślisz, że to coś zmieni między nami? Ślub twojej kuzynki? - W jego głosie nie było już niechęci. Mówił jak skazaniec zmierzający się z konsekwencjami swojego czynu.
Dziewczyna westchnęła głęboko.
- Nie od razu zapewne, ale od tego można zacząć. Nie uważasz? - odpowiedziała entuzjastycznie.
- Poznasz moją rodzinę, przyjaciół.
Nadzieja. Blondynka wręcz kipiała nadzieją. On już prawie nie pamiętał tego uczucia pogrążony w swoistym marazmie. Być może pożałuje tej decyzji. Być może ta droga okaże się dla niego dobrym rozwiązaniem. Poza tym ich wspólny wyjazd nie jest aż tak wiążący…chyba.
- … gdzie jest ten ślub?
* * *
Przyjęcie było urządzone z przepychem, tak jak przystało na jedyną córkę wpływowego polityka. Zgodnie z obowiązującą weselną modą, ślub odbył się w niedużym kościółku położonym w malowniczej wsi za miastem. Oprócz rodziny zostali zaproszeni przyjaciele domu w postaci ministrów, znanych biznesmanów, aktorów i modelek. Sami "zwykli" ludzie. Naturalnie nie zabrakło przyjaciół panny młodej, która stała otoczona wianuszkiem druhen w rozkloszowanych sukniach koloru brzoskwini. Ona sama była ubrana w bardzo długą, śnieżnobiałą kreację, przylegająca do ciała i podkreślającą jej zgrabne kształty. Czarne kręcone włosy miała upięte w wysoki kok, zostawiając tylko kilka luźnych pasemek okalających jej szczupłą, opaloną twarz. Do koka dopięte były dwie magnolie, co sprawiało, że dziewczyna przypominała w pewien sposób gejszę. Pan młody z kolei ubrany był w bardzo elegancki czarny smoking z muszką i przypiętym do niej emblematem. Czarne włosy miał gładko zaczesane do tyłu i usztywnione żelem. Był prawie dziesięć lat starszy od swojej wybranki, lecz ta różnica wieku zdawała się nie mieć znaczenia. Przystojny, dobrze zarabiający informatyk z porządnej rodziny był całkiem przyzwoitą partią dla dziewczyny. Naturalnie w ten sposób postrzegali go rodzice panny młodej. Nie dadzą ukochanego dziecka byle komu i też byle kogo do rodziny nie wpuszczą. Sami zainteresowani nie widzieli świata poza sobą i nie zważali na płynące z ich związku korzyści.
Chris czuł się jak w klatce. Chyba zbyt pochopnie podjął decyzję. Claire nie odstępowała go na krok, cały czas się uśmiechając na wszystkie strony niczym aktorka na rozdaniu Oscarów. Jasnoniebieska, zwiewna sukienka na ramiączkach sięgająca do kolan pasowała do jej jasnej karnacji. Złote włosy upięła w niski hiszpański kok uwydatniając tym wysokie kości policzkowe muśnięte odrobiną różu. Co chwila podchodzili do nich jej znajomi chcąc bliżej poznać Chrisa. Dziewczyna była zachwycona. Dumnie przechadzała się między ludźmi pod rękę z brunetem jakby chciała wszystkim wokół pokazać swoje trofeum. Chłopak miał przynajmniej takie wrażenie. Był niczym jej zdobycz, ozdoba czy coś w tym stylu. W końcu zatrzymali się przy rodzicach panny młodej.
- Claire, kochanie! - krzyknęła drobna kobieta w podeszłym wieku, którego zresztą nie było po niej widać. Mogłaby równie dobrze uchodzić za starsza siostrę swojej córki. Twarz w żaden sposób nie zdradzała jej faktycznego wieku, gładka, niemalże bez skazy, bez zmarszczek, będąca efektem regularnych odwiedzin w gabinecie chirurgii plastycznej. Ubrana była w lawendowy, modnie skrojony kostium i delikatną biżuterię, za którą można by było wykupić całkiem przyzwoite mieszkanie. Farbowane na jasny brąz kręcone włosy upięła w wymyślną, aczkolwiek elegancką fryzurę. Chrisowi skojarzyła się ona z pudlem w diamentowej obroży i lawendowym ubranku. Kobieta podeszła do nich szybkim, lecz drobnym krokiem. - Więc to jest ten młody dżentelmen, który zawładnął twoim sercem. - pisnęła unosząc smukłą dłoń ku niemu i uśmiechnęła się promiennie, kiedy Chris złożył na niej delikatny pocałunek. - No więc, czym się zajmujesz młody człowieku? - zapytała.
- Obecnie studiuję prawo, proszę pani - odpowiedział Chris.
- Oh, prawo! Cudownie, zapewne pochodzisz z prawniczej rodziny - zapiszczała uradowana. Tak, Dobrych prawników w rodzinie nigdy za wiele. Jej mąż, brat i ojciec są prawnikami z wykształcenia, tak więc miała wielki sentyment do tej profesji.
- Cóż, można tak powiedzieć - brunet posłał jej uśmiech wyćwiczony specjalnie na podobne oficjalne okazje.
Prawo. Jego brzemię przekazywane z pokolenia na pokolenie przez dziada, ojca i wuja, a następnie przez niego samego. Po studiach i aplikacji czeka na niego przygotowane miejsce w rodzinnej kancelarii. Nie mógł, po postu nie mógł wybrać inaczej. Koniecznie musiał zostać prawnikiem. Właściwie było mu to po części obojętne. Przynajmniej będzie miał zapewniony samodzielny byt.
- Chris! - głos Claire wyrwał go z zamyślenia. - Susan będzie rzucać wieńcem, chodź szybko - powiedziała ciągnąc go za rękę w stronę skupiska ludzi wokół pary młodej. - Może tym razem to mnie się poszczęści i będę następna w kolejce do zamążpójścia - mówiąc to mrugnęła do Chrisa i roześmiała się perliście. Chłopak rozejrzał się wokół. Niemalże wszystkie niezamężne panny będące na przyjęciu zgromadziły się w jednym miejscu podniecone faktem, że być może i one zajmą wkrótce miejsce Susan. Wyglądały niczym stado wygłodniałych wilków czekających na zwierzynę. W końcu panna młoda odwróciła się tyłem i rzuciła ślubny wieniec za siebie. To, co się działo przypominało w istocie walkę o pożywienie między dzikimi zwierzętami. A chodziło jedynie o głupi wianek i staroświeckie przesądy. Po chwili gwara ucichła, a uwaga zebranych zwróciła się ku jednej osobie dzierżącej zdobycz. Chris także podszedł bliżej, by ujrzeć szczęśliwą zwyciężczynię tej niemalże krwawej batalii. Ku jego zdziwieniu, po środku zbiorowiska stał niewysoki, szczupły chłopak w jasnopopielatym garniturze. Jego włosy miały barwę bliską czerwieni, niczym późnojesienne liście, lekko kręcone, sięgające ramion. Chris nigdy takich nie widział, a był pewien, że nie były farbowane. Jakby ktoś dodał kasztanom czerwonawego blasku. Chłopak uśmiechał się szeroko ubawiony tą sytuacją, podobnie jak zebrani wokół goście weselni. Miał niski, przyjemny dla ucha śmiech, co nie uszło uwadze Chrisa. Już miał się odwrócić i odejść gdy jego spojrzenie napotkało na chwilę parę roześmianych oczu. Były zielono-szare, czy raczej koloru morza przed sztormem, otoczone ciemnobrązowymi rzęsami pod łukami delikatnych brwi tego samego koloru. Chłopak poczuł nagły ucisk w żołądku. Poczuł się dziwnie, co nieco go zaniepokoiło. Nie lubił, gdy w jego życiu zdarzało się coś nagle, niespodziewanie. To on był panem swego życia i to on w nim decydował. To on ma kontrolę. Spokojnie, weźmie kilka głębszych wdechów i znów nad sobą zapanuje. To na pewno stres bądź weselne jedzenie wywołały to dziwne uczucie w jego żołądku. Tak, to na pewno to. Przecież niemożliwe, by spojrzenie tego ognistowłosego nieznajomego tak na niego podziałało. To po prostu niemożliwe. Nawet Claire nie wywoływała w nim nigdy takich reakcji. Nie, to nie może być on. Zaraz spojrzy na niego jeszcze raz i udowodni, że to nie on. Odwrócił się z tym postanowieniem w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stał rudzielec, lecz zamiast niego ujrzał gruby kokon utkany z kolorowych sukien zaciskający się wokół poczwarki z wiankiem. "On się tam udusi" przemknęło mu przez myśl. "I poco łapał ten głupi wieniec? One go zadepczą.". Z czystej ciekawości postałby tam jeszcze chwilę, może w razie czego będzie potrzebna reanimacja, jednakże Claire koniecznie chciała przedstawić go jeszcze kilku jej znajomym.
Świtało, gdy weszli do niedużego, acz bardzo eleganckiego, pokoju hotelowego. Weszli, a raczej on wszedł niosąc na rękach bosonogą Claire. Jak było do przewidzenia nowe buty zawiodły. Hotel, w którym zakwaterowani zostali goście weselni, był usytuowany na niewielkim wzgórzu tuż przy plaży i otoczony palmami. Z ich tarasu rozpościerał się wspaniały widok na zatokę mieniącą się teraz granatem przechodzącym płynnie w fiolet a następnie w błękit. Nowy dzień zaczynał się budzić ze snu powoli ukazując swoje jasne, świeże oblicze.
Chris delikatnie ułożył nieco przysypiającą dziewczynę na łóżku i podszedł do okna, by przyjrzeć się dokładniej niezwykłej palecie barw malującej niebo. Czas mógłby się teraz zatrzymać. Usiadłby w rattanowym fotelu na tarasie i wpatrywał się w widok przed sobą. Kochał wschody słońca, bardziej niż zachody. Wschód dodawał mu energii, odrobinę optymizmu, wnosił nadzieję. Zapatrzony nie usłyszał kroków drobnych stóp za sobą. Drgnął, kiedy smukłe dłonie objęły go w pasie od tyłu.
- Chris - usłyszał trochę zachrypnięty głos Claire - chodź do łóżka.
- Nie jestem jeszcze zmęczony. - Odpowiedział dotykając jej dłoni.
- Ja też nie - mruknęła dziewczyna i potarła policzkiem o jego plecy niczym łasząca się kotka. - Chodź do łóżka - ponowiła prośbę, tym razem zsuwając jedną rękę niżej, ku zapięciu spodni Chrisa. Aluzja była aż nadto wymowna.
Kiedy skończyli się kochać, Chris sięgnął do kieszeni marynarki leżącej na podłodze i wyciągnął z niej napoczętą już paczkę papierosów. Wyjął jednego i zapalił w ciszy delektując się swoją "poranną fajką". Patrzył jak cienka smużka szarego dymu wije się w górę, staje się coraz bardziej przezroczysta, a następnie znika zupełnie, pozostawiając tylko charakterystyczny zapach palonego tytoniu. Kiedy ponownie chciał się zaciągnąć Claire chwyciła jego rękę i poczęstowała się jego papierosem.
- Nie rób tak. - Powiedział uwalniając dłoń z jej uchwytu.
- Dlaczego?
- Tak palą dziwki.
- Też jestem dziwką. Twoją. - Dziewczyna ze śmiechem wtuliła się mocniej w chłopaka.
- Kto co lubi - westchnął Chris powoli wypuszczając dym.
- No co? Nie podobało ci się? - Claire posłała mu jedno ze swoich uwodzicielskich spojrzeń oblizując przy tym znacząco swoje usta. Chris nie odpowiedział tylko podał jej wypalonego do połowy papierosa, aby umilkła. On też czasem lubił poświntuszyć w łóżku, ale dzisiaj nie miał na to ochoty. Chciał się w końcu zdrzemnąć, bo o prawdziwym spaniu już raczej mowy nie było. Niedługo wstanie obsługa hotelowa, handlarze porozstawiają swoje budki na plaży i zniknie tak przyjemna dla jego uszu cisza. Ledwo zamknął oczy, gdy do jego uszu dotarł głośny stukot. Hałas dobiegał z sąsiedniego pokoju od ściany, przy której stało ich łóżko. Dźwięk zaczął się coraz częściej powtarzać, aż w końcu stał się miarowy. Dla Chrisa brzmiało to tak, jakby ktoś uderzał jakimś meblem, na przykład łóżkiem o ścianę, tak jak on i Claire chwilę temu. Tak jak on i Claire… to znaczy, że… Najwyraźniej dziewczyna również, słysząc te dźwięki, pomyślała o tym samym co on, bo zaczęła chichotać. No tak, ją to może i bawiło, ale on naprawdę chciał się zdrzemnąć. Jak na złość, do coraz to intensywniejszego stukotu dołączyły urywane jęki i krzyki.
- Słyszysz? Oni też się dobrze bawią - szepnęła Claire szeroko się uśmiechając.
Istotnie, trudno było tego nie słyszeć.
Kilka minut później wszystko ucichło: krzyki pełne ekstazy oraz stukające łóżko. Chris był wdzięczny sąsiadom, że uporali się w dość szybkim czasie i w końcu miał sposobność w spokoju zamknąć oczy. Ułożył się wygodnie na boku, gdy poczuł nagle jak Claire zaczyna go zaczepnie głaskać po plecach i ramieniu. " Nie ma mowy!" Niestety dziewczyna nie posiadała zdolności czytania w myślach i do dłoni dołączyły delikatne pocałunki. Chris wiedział, że miała ochotę na więcej, lecz nie miał najmniejszego zamiaru ulec tej zachciance. On chce spać i już! Udawał, że już zasnął, choć nie było to łatwe. Claire znała jego czułe punkty i odnajdywała je niemal od razu. Widząc jednak brak reakcji ze strony swojego chłopaka zaniechała pieszczot. Doszła do wniosku, że faktycznie musiał być bardzo zmęczony, inaczej już dawno kochaliby się ponownie. Delikatnie pocałowała go w skroń, po czym objęła go ręką w pasie i wtuliła w jego plecy. Jakiś czas potem także usnęła.
Tak, jak przypuszczał, nie pospał zbyt długo. Donośny głos handlarza za oknem odpędził resztki snu z jego powiek. Próbował przewrócić się na plecy, lecz głowa Claire oparta o jego bark uniemożliwiała mu to. Nie chciał jej obudzić. Odrobina snu jej się przyda, a dla niego oznaczało to nieco więcej względnego spokoju. Powoli wyślizgnął się z łóżka, tak, by nie zruszyć zanadto dziewczyny, wciągnął spodnie na gołe ciało i wyszedł na taras zaciągnąć świeżego powietrza. Pomimo iż było dość wcześnie, słońce znacznie przygrzewało. Ciepłe promienie przyjemnie otuliły odsłonięte ciało Chrisa. Podszedł do barierki i oparł się o nią wpatrując się w niesamowity widok, który się przed nim rozpościerał. Drobny piasek w słońcu wydawał się niemal biały, małe fale czystego, lazurowego morza leniwie obijały się o brzeg, jakby same dopiero co się przebudziły pod delikatną kołdrą mgły przykrywającą jeszcze wybrzeże. Skaliste szczyty małych, pobliskich wysepek sprawiały wrażenie jakby unosiły się w powietrzu. Tak stojąc na tarasie w słońcu Chrisowi przeszło przez myśl, że mógłby zostać w tej prawie fantastycznej, egzotycznej krainie. Codziennie budziłby się słysząc szum morza, codziennie mógłby czuć miękkość piasku pod stopami, codziennie czułby subtelną pieszczotę słońca na swojej skórze. Spokój. Piękno. Idylla.
Delektowanie się urokiem krajobrazu przerwał mu niski głos nucący jakąś piosenkę. Odwrócił głowę w stronę, z której dobywał się dźwięk, i ku swemu zaskoczeniu ujrzał rudzielca od wianka. "A więc przeżył" pomyślał Chris. Szczerze mówiąc nie przypuszczał, że jeszcze go kiedykolwiek spotka, a już na pewno nie przypuszczał, że ma pokój tuż obok niego. Obok niego… znaczy się… "Cholera!" - zaklął w myślach. Jak go zobaczy, na pewno domyśli się, że ich słyszał. Musi się schować, szybko, zanim będzie…
- O, witam sąsiada!
… za późno.
- Przepiękny dzisiaj dzień, nieprawdaż? - rudzielec podszedł do barierki oddzielającej jego taras od tarasu Chrisa. Miał na sobie luźne, białe spodnie i rozpiętą z przodu nieco, zdaniem bruneta, za dużą jak dla niego także białą koszulę. Generalnie chłopak był raczej niewysoki, szczupły, można rzec nawet filigranowy, choć Chris dostrzegł, że miał ładnie zarysowane mięśnie. Mięśnie? Zaraz, na co on się patrzy? Co on? Pedał jakiś czy co? Co go obchodzą mięśnie jakiegoś gościa i jego malinki… Malinki? I jeszcze ma malinki na szyi, klacie i …
"o fuck!" Poczuł jak jego twarz robi się różowa jak pelargonie kwitnące przy recepcji.
- eeem…tak, istotnie…piękny… - Chris zrobił krok w tył, chcąc pchnąć drzwi i wejść do środka. Niestety jak na złość drzwi nie chciały się otworzyć, a nawet sprawiały wrażenie, że im bardziej Chris chciał by się one otworzyły tym bardziej one tego nie chciały. "Kurwa!"
- Zacięły się, co? Chyba wszystkie tak mają. Ja się też wczoraj zatrzasnąłem i gdyby nie pokojówka, to bym sobie tu siedział do rana. Z kolei Susan zatrzasnęła się w łazience na godzinę przed ślubem. Wyobraża sobie sąsiad? Panna młoda uwięziona w łazience przed najważniejszą chwilą w swoim życiu! Na szczęście Eva się zorientowała, że coś długo nie wychodzi i pomogła jej się wydostać. Moja siostra kiedyś…
Chris był niemal pewien, że miał głupią minę, gdy wpatrywał się w chłopaka. Że też musiał trafić na takiego gadułę. Co go obchodzi fakt, że panna młoda utknęła w łazience i co go obchodzą jego historie rodzinne związane z zatrzaskującymi się drzwiami, psującymi zamkami i wybijaniem okien? Jak te drzwi zaraz się nie otworzą, to będzie musiał tu siedzieć i wysłuchiwać innych podobnych pierdół.
- … tak, że do dzisiaj w kuchni drzwi nie ma. Czy to nie zabawne?
- Co? A tak, niesamowite… - powiedział Chris oderwany od swoich myśli.
Nagle z sąsiedniego pokoju wyszedł wysoki, wysportowany szatyn w jasnym szlafroku kontrastującym z jego opaloną skórą. Chris był przekonany, że już go gdzieś widział… Podszedł do rudzielca i objął go w pasie zagłębiając twarz w jego włosach.
- Ethan, nie skończyliśmy jeszcze… wracaj do łóżka… - powiedział głaszcząc go znacząco po klatce piersiowej, zupełnie ignorując osłupiałego w tej chwili Chrisa.
W pierwszej chwili brunet pomyślał, że to jakiś żart, ot tak dla jaj jeden facet obmacuje drugiego. Przestał tak myśleć, gdy szatyn zaczął namiętnie całować szyję rudego. "O-kur-wa".
- Mark! - syknął Ethan odtrącając twarz mężczyzny. - Uspokój się! Nie jesteśmy sami…
Mark? Mark Moore? Drużba pana młodego? Ten biznesman? Nic dziwnego, że go od razu nie poznał - zwykle Moore nosił włosy zaczesane do tyłu, okulary i markowy garnitur, natomiast teraz… nie nosił prawie nic.
Mężczyzna spojrzał na Chrisa jakby dopiero teraz dostrzegł jego obecność.
- Oh, pan Rivers. Witam. Wybaczy mi pan ten brak powściągliwości, ale… cóż, przy nim nie sposób pozostać obojętnym na te wdzięki… - to mówiąc zsunął dłoń w kierunku podbrzusza Ethana i prowokująco spojrzał Chrisowi w oczy.
- Rozumiem… eem… drzwi się zatrzasnęły… - powiedział wskazując wejście do pokoju.
- No tak, te drzwi tak mają. Susan… - " O nie, tylko nie znowu…" - też się wczoraj zatrzasnęła. Podobnie Ethan, prawda misiu?
- Nie jestem misiem…
- Musi pan je podważyć nieco i pchnąć - powinny się otworzyć. A teraz wybaczy pan, musimy się "spakować" - niedługo wyruszamy - wyjaśnił Mark i pociągnął zmieszanego Ethana do pokoju.
- Jasne…dziękuję. Miłej podróży! - powiedział Chris zanim zniknęli za drzwiami. " Pakujcie się cioty ile wam wlezie, ale chociaż to kurewskie łóżko odsuńcie od ściany! Kurwa jego mać! Dlaczego akurat mi przyszło zamieszkać w hotelu obok pedałów? Niech sobie robią te zasrane parady, ale niech nie pieprzą się tak głośno w pokoju obok! Cholera! W życiu bym nie przypuszczał, że Moore jest gejem… chociaż…nie, a w zasadzie gówno mnie to obchodzi."
Chłopak poszedł za radą Marca i podważył drzwi od spodu popychając je do środka. Udało się. W pokoju panował przyjemny chłód. Claire nadal spała w rozmiętej pościeli przykryta do połowy. Promienie słońca pasami ułożyły się na jej odsłoniętych plecach. Chris musiał przyznać, że potrafiła być całkiem znośna. Zwłaszcza kiedy spała. Nadal nie do końca wierzył, że coś z tego wyjdzie. Może nie powinni się oszukiwać tylko przyznać przed sobą, że żyją w dwóch innych światach? On nigdy nie będzie taki, jak jej kumple czy faceci z jej rodziny. Nie lubi szkockiej, nie potrafi godzinami gadać o co bardziej intratnych inwestycjach, o wyższości współczesnej architektury nad widelcem i nie wybiera się w najbliższym czasie w lot na Marsa. Pewnych granic nie da się przeskoczyć ani udawać, że nie istnieją. Jego i Claire dzieli pochodzenie, światopogląd, marzenia…Brakuje między nimi spoiwa, czegoś, co się czuje, czegoś, co sprawia, że wiesz, że ta osoba jest właściwa.
"To się nie uda".
* Cytat pochodzi z piosenki: "Nie ma już nic" Michała Bajora
|
|
Komentarze |
dnia padziernika 21 2011 20:41:22
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina
TIT (Brak e-maila) 22:29 31-05-2008
Absolutnie-super-świetne! Czyta się wspaniale. Jak najszybciej przydałaby się kontynuacja.
Marcepania (Brak e-maila) 19:27 14-06-2008
Słodkie. juz mam koncepcje jak to całe dalej pociągnąć. ale czekam na Twą wizje autorską xD
Yoan (Brak e-maila) 20:27 14-06-2008
No cóż, inwencja twórcza autora nie jest zbadana Moja wizja nie jest 'słodka' i słodka być raczej nie zamierza... |
|
Dodaj komentarz |
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
|
Oceny |
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.
Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.
Brak ocen.
|
|
Logowanie |
Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem? Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.
Zapomniane haso? Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
Nasze projekty | Nasze stałe, cykliczne projekty
|
Tu jesteśmy | Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć
|
Shoutbox | Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.
Archiwum
|
|