The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Marca 29 2024 00:59:22   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Światła Avadoru 1
µ Loch µ


Smain patrzył na mnie, a ja w błyskach czarnych jak noc oczach, widziałem siebie, jak zawsze moje odbicie, gdyż oczy maga nic nie wyrażały. Nigdy.
Z braku lepszego zajęcia, po raz tysięczny już chyba zacząłem się mu przyglądać. Siedział na potężnym dębowym krześle, które przynajmniej się takim wydawało, kiedy on je zajmował. Cały czas w tej samej pozycji, wyprostowanej, czujnej. Jak kot gotowy do skoku. Było w nim coś takiego, że mimo nieznacznej postury nie pozwalało go zlekceważyć.
Jego ciało ukryte pod czarną tuniką było siedzibą śmiercionośnych mięśni nie ułagodzonych nawet drobiną tłuszczu. Zwinny, zabójczy zwierzak.
Gryf.
Tak go nazywałem kiedy jeszcze miałem mleko pod nosem. Korpus kota, twarz drapieżnego ptaka.
Gryf.
Być może nim był i w człowieka przemieniał się tylko w obecności ludzi? W końcu urodził się synem czarownika.
I sam był adeptem sztuk.
Już od małego kochałem przyglądać się jak Smain czaruje. On miał skórę całkowicie czarną ale zdobioną białymi liniami tatuażu. Ten, kiedy Smain korzystał z mocy - zapalał się jasno niebieskim światłem, tak jak białka jego całkowicie czarnych oczu, rozżarzały się oktarynem. Nawet po tylu latach nie mogłem się do tego widoku przyzwyczaić.

Tak...Musiałem być już naprawdę znudzony jeśli znów snułem historię o nim. Pociągnąłem łyk wina, które w dniu przyjazdu na ten koniec świata wydawało się całkiem dobre a teraz smakiem nie różniło się od końskich szczyn. Nawiasem mówiąc - podobnie pachniało.
- Smain, przyjacielu, powiedz mi jeszcze raz...z jakiego to powodu jestem zmuszony siedzieć tu, pośrodku niczego, z dala od dworu, Ogrodu, wszystkich przyjemności świata?
- Carl - mógł tak do mnie mówić, kiedy nikt nie słyszał. - Tak sobie życzył twój ojciec. I doskonale wiesz dlaczego. - Smain był jednym z nielicznych, którym można było mówić do mnie w ten sposób.
- Widzieliśmy to samo. Powiedz mi, czy twoje oczy dostrzegły coś co umknęło mi? No chyba, że Novik chce poderwać przeciw nam okoliczne lasy. Tak, borów jest tu pod dostatkiem. I niczego więcej. Ten zamek mógłby być wspaniałą fortecą, ale ona także nie ruszy się skąd stoi. Co innego Vaincce, Morbok. Stamtąd może przyjść zagrożenie, ale na Bogów nie z tego lasu ! - rzuciłem nożem w stertę drzewa ułożoną z lewej strony paleniska.
Zawsze bawiłem się ostrzami kiedy byłem zły. Smain oczywiście to zauważył ale nie skomentował. Nigdy nie mówił nic, co nie miało by znaczenia. Ani tego co było oczywiste.
- Vaincce i Morbok nie zrobią niczego bez porozumienia z Tals, a kupcy z Tals płaszczą się przed Avadorem. Nie mogą wszcząć buntu. Jeśli by to zrobili, to tak jakby podłożyli ogień pod własne stopy. Nie pytaj mnie o Novika, nie wiem, dlaczego tu jesteśmy. Ale Król życzył tego sobie. Na pewno miał powody. Nie kwestionuję jego decyzji. Ty też nie powinieneś.
Wiedziałem, że Smain to powie. Chciałem kłótni. Chciałem po prostu czymś się zająć. Na Bogów, teraz byłbym szczęśliwy, nawet mogąc pogawędzić o pogodzie, która nawiasem mówiąc, była podła.
- Słyszałem, że na Północy, zimy bywają srogie. Ale taką jak tu trzeba było zobaczyć, żeby móc uwierzyć.
- Ale Novik?! Czy my mówimy o tym samym mężczyźnie? Wiem doskonale, jacy fałszywi są tacy jak on. Ale Novik? Jego nie interesuje nic poza swoją ziemią. I córkami. Zresztą, jakim córkami. On je wychowuje po barbarzyńsku! Żadnej nie widziałem w sukni. Okute po samą szuję. Ani razu... - Smain uśmiechnął się. Pozornie wcale nie poruszył ustami, ale ja znałem go przez wiele lat.
Przyłożył palec do ust i wskazał drzwi. Czekałem. Za jakiś czas i ja usłyszałem kroki. Ktoś zatrzymał się przed drzwiami. Tak, to była Olga. Ona zawsze waliła w drzwi z siłą wołu.
Kiedy weszła pokłoniła mi się pokłonem o tyle uniżonym o ile bardzo nieszczerym. Jej wzrok padał na Smaina. Uśmiechała się wtedy lekko. Tylko kącikami ust. Chyba go lubiła. Co do nas, to gardziliśmy sobą głęboko.
- Wszyscy Bogowie chwalą Dziedzica Avadoru. Pan Novik, mój ojciec zapytuje się czy dla rozrywki Waszej Wysokości, Trzeciego Księcia Państwa-Miasta Avadoru, godzi się urządzić polowanie. -
Oczywiście, że się nie godzi....ale w takiej sytuacji z ochota przyjąłbym wszystko, żeby tylko choć na chwilę odpędzić nudę. Spojrzałem na nią. Ona sama położyła już dwa niedźwiedzie. Choć niedawno skończyła 17 lat. Wiele już razy pytałem się Bogów, skąd się biorą takie koszmarne kobiety...
-Przekaż Novikowi, że owszem z przyjemnością powitamy jakiekolwiek urozmaicenie. Nie zadowolony byłby Król, dowiedziawszy się, że Trzeci Książę umarł z nudy w Tym zamczysku...- tak jak się spodziewałem Olga przyjęła obelgę spokojnie. Tak jak zawsze, rzuciła mi niedbały pokłon, przeciągłe spojrzenie Smainowi i wyszła.
- No proszę, proszę, zabójczyni niedźwiedzi i ty, wpadliście sobie w oko...ile ona jest większa od ciebie...raz? dwa razy? - syknąłem nie bez złośliwości. Smain wstał z krzesła, przeciągną się jak kot. Trzeba mu było przyznać. Magia konserwowała go dając mu wygląd trzydziestolatka. Nawet brak włosów nie szpecił go wcale, za to tatuaż w tym miejscu był widoczny w całym swoim przepychu i wspaniałości.
Lekkim, ale pewnym krokiem Smain podszedł do mnie. Usiadł na łóżku. Poczułem jego dłoń wplątującą się w rozpuszczone włosy. Druga jak wąż pełzła przez moją pierś, zatrzymała się na kroczu.
- To twojego ciała chcę nie jej. - Samin szepną mi do ucha, wiedział jak nadać swemu głosowi pożądliwy ton. Gorący, taki, który rozlewał się falami po moim ciele. Kiedyś zastanawiałem się jak on to robił. W jednej chwili zimny jak głaz. W następnej ogarnięty przez płomienną namiętność, udzielającą się także mi. Jeszcze kilka chwil temu wcale nie miałem na to ochoty. Teraz - jak najbardziej. Nie miało znaczenia to, że jego miłość nie bawiła. Robił to dla mnie. Tak, że przynajmniej przez kilka godzin będziemy jednak czymś zajęci.


- To ty, Lelum? - szept dziewczynki był ledwo słyszalny, ale ten kto wszedł, zareagował nań.
- To ja, głupiutka, a kogóż się spodziewała ?- chłopak który to powiedział, wszedł głębiej do chaty. Wyglądał jakby z ledwością trzymał się na nogach. Odrzucił z twarzy kaptur i uśmiechną się do siostry. To jednak nie zmyliło dziewczynki, za dobrze go znała, żeby nie poznać w jasnych jak lód oczach strasznego smutku. I jej samej na ten widok zebrało się na łzy. Nie chciała jeszcze dokładać bratu cierpień, więc skryła brudną twarz w podrapanych dłoniach.
- Ej, malutka, przyniosłem trochę drewna. Jutro też pójdę, i mówię ci, czuję, że mi się poszczęści. Upoluję zająca, a może nawet sarnę ! Będzie dużo jedzenia, zobaczysz...nie będziesz głodna... - może to z wyczerpania, może z nagłej chęci przytulania dziecka, które z każdym dniem tej zimy bardziej nikło w oczach, chłopak padł na kolana i objął delikatne ciało siostry.
- Nie jestem głodna Lelum - skłamała - ojej! Jakiś ty zimny, przemarzłeś do kości...i masz, zrobiłam dla ciebie. Możesz....możesz udawać , że to placki...- drżąca rączka wskazała na mały kociołek. Chłopak poznał po zapachu, że to gotowana kora brzozy.
Po całym dniu na siarczystym mrozie, bez niczego co można by było włożyć do ust, ten posiłek wydawał się najlepszą potrawą jaką spożywał w swoim życiu. Naprawdę można było udawać, że to placki...a i gorąca brzozowa woda, do złudzenia imitowała smak miodu.
Nie było to dużo, ale nawet miseczka rozgrzała i zapełniła ich ściśnięte żołądki. Zasypiali. Lelum przytulił wątłą siostrę do siebie. W duchu dziękując Bogom, że dali im przetrwać kolejny dzień.


- Czemu masz taką smutną minę? Głuptasie, wrócę kiedy tylko zacznie się ściemniać. -
dziewczynka, posmutniała jeszcze bardziej i Lelum zrobiło się żal, że musi ją zostawać. Ale zaraz skarcił się za to. Gotowana brzoza i igły sosnowe nie mogły być ich ciągłym pożywieniem. Nie byli przecież zającami. Wystarczyło raz spojrzeć na małą, żeby widzieć w jakim jest stanie. Przeraźliwie wychudzona, słaba. Ze skórą bladą i oczami podkreślonymi sinizną. Tak wyglądał ktoś, kto był na skraju wyczerpania. Na skraju śmierci.
- Ale ja się boję! Jak cię kto złapie. Za drzewo to baty, ale zabicie sarny ba, nawet zająca...rozwloką cię za to, braciszku, jak cię złapią - zatłuką !!!
Dziewczynka rozpłakała się na dobre a jedyne co jej brat mógł zrobić, to znów ją przytulić. Nie mógł zaprzeczyć jej słowom. Gdyby go któryś z leśnych przyłapał na kłusowaniu, albo by mu dali pałą po głowie zraza, albo zawlekli do zamku Pana i tam zakatowali. A Jego Dostojność nie lubił, kiedy mu ktoś wybijał zwierzynę w lasach. I srogo karał, choćby na przykład dla innych. Chłopak wiedział, że może się stać takie nieszczęście. Jeśli go złapią to pozostawi dziewczynę na pewną śmieć. Jeśli nie pójdzie, będą powoli umierać z głodu i zimna. Nie było dobrej rady, ale chłopak wolał już iść, niż czekać na taki koniec. Więc pożegnał się z siostrą, jeszcze szczelniej opatulił w łachmany, poprawił leszczynowy łuk i ruszył przed siebie.



Ten ranek, kiedy zaczynały się łowy, był zimniejszy niż wszystkie poprzednie. W naszych komnatach, ogrzewanych dodatkowo i bez przerwy nie odczuło się tego tak dotkliwie. Jednak gdy po porannej toalecie wyszliśmy na dziedziniec, gdzie już czekały konie, mroźne powietrze paliło twarz. Smain przezornie otoczył nas małą atmosferą, tylko trochę chłodniejszą, niż ta w komnatach. Trwając w cieple patrzyliśmy jak tumany pary wzbijały się z końskich pysków. Ale te były widać nawykłe do takiej pogody. Raczej nie duże, ale pokryte gęstą skotłowaną sierścią. Prawdę mówiąc przypominały bardziej przerośnięte owce niż swoich krewniaków z południa. Kiedy tylko ja i moja świata pokazaliśmy się na dziedzińcu, podszedł do nas Novik. Jego córek, dzięki wszystkim Bogom nie było widać w pobliżu.
Pan na Loch ukłonił się, może mało dwornie ale głęboko i z uszanowaniem.
- Wszyscy Bogowie chwalą Dziedzica Avadoru. Cieszę się, że Wasza Książęca Wysokość wyraziła ochotę na polowanie. To nie dużo, ale my się właśnie tak bawimy. Panie Smain - Novik ukłonił się jeszcze raz. Dla nikogo nie było tajemnicą, że Mag miał posłuch u mego ojca. Naraz Lord odwrócił się i zakrzykną, tak, że wszyscy pachołkowie przezornie pochowali głowy w kołnierzach.
Na dziedziniec wprowadzono trzy konie. O ile te zwierzęta można było tak nazwać...
Ich kopyta łomotały o kamienny bruk, aż ziemia się trzęsła od tego. Łby miały wielkości połowy dorosłego mężczyzny. Reszta ciała równie ogromna. Maść w kolorze śniegu, lśniąca, gruba, długa na cały łokieć, grzywa dwukrotnie taka. I oczy...błyskające rubiny.
Mało jest takich rzeczy, które potrafią przykuć moją uwagę. Po wspaniałościach Państwa-Miasta Avadoru wszystko wydaje się szare i nudne. Ale te konie...
Słyszałem kiedyś o Lodowych Upiorach. Rodziły się na Północy, z normalnych takich jak tu matek. Ale działo się to niezwykle rzadko. Do tej pory istnienie takich stworzeń wkładałem między bajki. Ale teraz.....nie mogłem wydobyć z siebie słowa.
- Te dwa ogiery to prezent ode mnie. Lodowy Upiór należy do tego, kto ma bransoletę. - podał nam dwie takie same, srebrne, wąskie obręcze. Nic specjalnego, ale kiedy tylko ją założyłem, jeden z ogierów odrzucił łeb w tył i zaczął iść w moją stronę. Smain musiał zrobić to samo, bo drugi z Upiorów podszedł do niego.

Polowanie nie było tak nudne jak myślałem, że będzie. Tylko Ogiery cudownie się prezentowały. Smain oczywiście zdążył już zmienić kolor maści swego konia. Teraz ten był równie czarny jak i jego nowy właściciel.
W międzyczasie dowiedziałem się od Novika, że nawet gdyby jakiś niedźwiedź zdołał się do nas przedrzeć nie uszedłby żywy spod kopyt nowych koni.
Nawet nie miałem ochoty mówić, że gdyby istotnie się tak stało, nawet tuzin niedźwiedzi na raz nie miał by najmniejszych szans ze Smainowską magią. I to co potrafiły te konie...Nie było to żadną niespodzianką, zważywszy na ich rozmiary. Zaskoczeniem było natomiast, to, że Ogiery mają w zwyczaju walczyć wspólnie. Od razu chciałem je wypróbować, ale najprościej w świecie nie było na czym. Jechaliśmy już dobrych parę godzin, a tropiący nie zauważyli żadnych śladów.

Pierwszy usłyszał to Smain, przekazał mi a ja poleciłem zatrzymać się całej kompanii.
Chwilę później słyszeliśmy wszyscy. Niewyraźny, oddalony krzyk człowieka, przez który przebijał się wściekły ryk. Po reakcji miejscowych jasne było, że w końcu mieliśmy pierwszego niedźwiedzia. Novik odwrócił się do nas.
- Za pozwoleniem Waszej Wysokości, pojedziemy przodem. To dobra okazja aby sprawdzić możliwości nowych rumaków! -
Konie od razu przeszły w galop po głębokim śniegu, nie mogłem wyjść z podziwu nad tym jak zgrabnie pokonywały zaspy, zupełnie jakby szły pędem po ubitym trakcie. Istna magia.
W końcu trzy Ogiery wbiegły na polankę. Nikt już nie krzyczał, bo niedźwiedź zaalarmowany naszą obecnością, pozostawił niedoszłą ofiarę i szykował się do ataku. Gdyby zwierzak nie wyglądał tak strasznie kilka następnych chwil można by było uznać za komiczne. Niedźwiedź stanął dęba a z końskich chrap wyrwał się dźwięk jakiego jak żyję nie słyszały moje uszy. Momentalnie Ogiery stanęły w szyku i szły na niego ławą. Nie sądziłem, że będzie mi dane zobaczyć panikę w krwiożerczych oczach drapieżnika. Teraz widziałem. I ten widok był mi kontent.
Zwierz uciekł. Nie próbował walczyć.
- Ty szelmo! Złodzieju ! Szkoda, wielka szkoda, że przegnaliśmy niedźwiedzia, powinien cię rozszarpać ! - ochłonąwszy trochę w poprzedniego przeżycia, podjechaliśmy z Smainem zobaczyć przyczynę tych wrzasków.
Tuż pod kopytami konia Novika kuliło się coś owiniętego w szmaty. Nie widziałem dokładnie, za to zauważyłem martwego jelonka, którego postać przyciskała do piersi. Novik zeskoczył z konia, wyciągnął długi, zdobiony nóż.
- Nie raczysz łachmanie odpowiedzieć, kiedy twój Pan mówi do ciebie?! -
Mocnym szarpnięciem Lord zerwał kaptur z głowy kłusownika...i przywitały mnie najpiękniejsze oczy jakie widziałem.
To była chwila ale w momencie kiedy ten wzrok spoczął na mnie, zapomniałem o ojcu, o Avadorze, o Ogierach. Wszystko, co widziałem zmarniało nagle, kuliło się, uciekało przed diamentowym spojrzeniem. Przez długą chwilę stałem bez ruchu. Przerwała to dopiero gwałtowność Pana na Loch.
- Lordzie Novik, chciałbym dziś dostać jeszcze jeden prezent. Tego chłopca. - nadałem memu głosu ton, który w zarodku zgniatał każdy protest. Nalana twarz Novika zmieniła swój wyraz. Teraz widać było po nim zaskoczenie.
- Wasza Wysokość...- wyprostowałem się w siodle, jedna ręka automatyczne podążyła w górę by zacząć zabawę z jednym z kosmyków, które wyrwały się z warkocza. Nie lubiłem się powtarzać.
- Jestem pewien, że przyjaźń z Avadorem przyniesie ci o wiele większe zyski, nawet, gdyby dzieciak wytrzebił całe stado. W co szczerze wątpię. Wygląda jakby ledwie oddychał.
-Ależ Panie ! Nie to miałem na myśli, jeśli go sobie życzycie, jest Wasz. Ale ...-
- Życzę sobie. - nie dałem mu dokończyć, Novik nie musiał znać moich pobudek. Zeskoczyłem z konia i pochyliłem nad trzęsącą się kupą szmat. Gdzieś tam w środku było to czego szukałem. Chłopak o oczach czystych jak diamenty. Twarzy sylfida. Zamierzałem go stamtąd wyciągnąć.
Novik zarządził koniec polowania. Na moją prośbę oczywiście. Chłopak, najwyraźniej stracił przytomność od krzyków Pana na Loch. Jechał teraz za nami, przykryty jakąś lichą derką. Teraz i tak nie było sensu opatulać go czymś więcej.
Po drodze zastanawiałem się nad tą niezwykłą przewrotnością losu. Jeszcze wczoraj brak rozrywki doprowadzał mnie do pasji. Dziś z kolei, dwa pożądania godne niespodzianki !
Najpierw wpół mitologiczny Ogier. Chwilę po tym ten chłopiec cudownej urody.
- Smain.- Mag uśmiechną się swoim sposobem w odpowiedzi na moje myśli.
- Z radością ci go przygotuję, ale sądząc z jego stanu, może mi to zająć kilka dni. -
- Nie szkodzi. Wiesz, że w tych sprawach potrafię być cierpliwy.


- Zabrać to i spalić. A ty podaj mi niebieski flakonik. - Smain wziął misternie wykonany pojemniczek i wsypał trochę granatowego pyłu do balii z ciepłą wodą. Teraz kąpiel była już gotowa. Brakowało jej tylko głównego uczestnika.
Ten leżał na niedźwiedziej skórze. Trzeba przyznać, że Smain nie martwił się nową plagą różnych pasożytów. Kiedy tu przyjechali, mag wydał im świętą wojnę i teraz ich pokoje były tak zabezpieczone, że choćby wszystkie pchły i wszy z tego i okolicznych zamków chciały się tu zagnieździć - granatowy pył wybił by co do jednej. Bez litości.
Smain był pewien, że już połowa z robactwa gnieżdżącego się na chłopcu pozdychała.
Teraz jednak, należało się zająć tą drugą, bardziej oporną połową.
Maur podniósł wychudzone, nagie ciało i zanurzył je w granatowej wodzie. Dzieciak nawet nie mrugnął. Widać był mocno osłabiony. Smain bez większych przeszkód odkaził nieprzytomnego. Nie zapomniał o niczym. Pozbywszy się pierwszego brudu, przyszedł czas na prawdziwe mycie.
- Gotowe?
- Tak Panie. - kobieta skrajająca kostkę drogiego mydła, ukłoniła się, odłożyła na wpół zużyty kosmetyk i odeszła.
Smain wyszorował każdy centymetr prawie białego ciała. Zauważył dwie rzeczy. Po pierwsze, ciało, teraz czyste i pachnące byłoby naprawdę godne pożądania, gdyby nie było tak koszmarnie chude. Z drugiej jednak strony, wyglądało na delikatne, nietknięte. Nietknięte, jeżeli nie liczyć zadrapań na rękach i kostkach. Nawet na twarzy, ale te były bardzo płytkie.
Łatwo je można było wyleczyć. I dobrze, bo twarz była bardzo ładna i z tego co Smain pamiętał, oczy także. On sam i Carl mieli je ciemne. Smain prawie czarne, Carl - piwne. Lecz im dalej na Południe, tym karnacja stawała się jaśniejsza, a w tym chłopcu znalazła swoje apogeum. Włosy, po umyciu, były białe jak śnieg. Tak samo skóra, choć lekko zaróżowiona.
Teraz przyszedł czas, by obudzić śpiąca królewnę.
Mag wyjął chłopca z kąpieli i położył na suchym prześcieradle swojego łóżka. Kiedy pod nos podsunął mu sole, ciało napięło się a wielkie oczy otworzyły nieprzytomnie szeroko.
- Witam dziecko - powiedział, a stał już wyprostowany i wzrok chłopca zogniskował się na nim. Lodowe oczy były ładniejsze, niż te które zapamiętał. Smain mówił w języku ludzi z Loch. Poważnie wątpił w to, że chłopiec zna jakąś inną mowę.
- ...gdzie...Polelum? - zdołał wykrztusić, zanim oparł na poduszki.
To, co się stało potem, było nawet zabawne. Dzieciak chciał wstać, ale nie miał wystarczająco siły. Patrzył się na niego przerażonym wzrokiem, trząsł. Próbował też coś powiedzieć , jednak dopiero po kilku minutach Smain zrozumiał o co chodziło w tych majaczeniach. Gdzieś została matka albo siostra i najprawdopodobniej, pozbawiona opieki, była już na skraju wyczerpania.
Smain przejechał palcami po liniach tatuażu, tymi tuż nad skronią. Te właśnie sprowadziły na chłopca lekki sen. Teraz można było udać się do Carla.

Carl siedział w swojej komnacie i zabawiał się nożami. Dla każdego, kto by oglądał ten pokaz a nie znał Carla, owe rzucanie wydawało by się czystym partactwem. Smain wiedział lepiej. Rzucanie nożami było doprowadzone do perfekcji już kilka lat temu. Ta umiejętność połączona z unikaniem ostrzy zamachowców była wręcz wymagana u kogoś takiego, jak Trzeci Syn Władcy Avadoru. Ulubieniec, z większością praw do tronu. To ściągało na jego głowę różne niebezpieczeństwa. Mimo to, można było powiedzieć, że fortuna była dla niego łaskawa. Trucizny nie działały, sztylety nie mogły dosięgnąć celu. Podstawione kochanki ginęły wcześniej niż mogły zamach przedsięwziąć.
Tak, fortuna dała Carlowi Smaina za opiekuna i tym właśnie uchroniła go od przedwczesnej śmierci.
Młody mężczyzna z eskorty chodził po pomieszczeniu i zbierał rozrzucone noże. Smain uśmiechnął się pod nosem. Ciekawy dzień, kiedy świadkiem tej zabawy był Novik. W jego oczach malował się zachwyt nad młodzieńcem, który nie okazywał nawet odrobiny strachu, a w każdej chwili mógł zostać trafiony. W rzeczywistości jednak, przyboczny doskonale wiedział, że nie było zagrożenia. Jego Pan trafiał zawsze tylko w to, co chciał.
- Zostaw nas - powiedział Carl i zaraz zwrócił się twarzą do Smaina.
- Coś nie tak z chłopcem?
- Chłopiec ma się dobrze, ale jest jeszcze ktoś kim powinniśmy się zająć.
- Mów dalej.
- On nie jest sam, najprawdopodobniej kłusował, by zdobyć jedzenie dla matki bądź siostry.
- Mamy więc Kartę. Bardzo dobrze. Wiesz gdzie ją znaleźć? - na Południu bardzo rozpowszechnił się zwyczaj przemawiania do człowieka za pomocą kogoś uważanego za Kartę. Mówiąc brzydziej - zakładnika.
- Sam nie wiem, ale podejrzewam, że tutejsi znają te miejsca.
- Doskonale, Wydaj rozkazy.

Kilka chwil później, na dziedzińcu dwóch leśnych i jeden członek eskorty Carla Avadora kończyli przygotowania do odjazdu. Ludzie Novika uwijali się jak w ukropie, wiedzieli, że chodź rozkazy wydał Pan z Południa, to wszystko czego sobie zażyczył miało poparcie ich władcy. Wszystko, nawet jeśli chodziło o dostarczenie do zamku truchła jakiejś chłopki. A do tego truchła nie tkniętego ręką a tym bardziej ich przyrodzeniem. Zupełnie jakby chodziło o zagubioną księżniczkę.
Ale rozkazy to były rozkazy, a nikt rozmyślnie nie wystawił by się na pełen przeróżnych kolorów gniew Novika. Życie i bez tego było wystarczająco krótkie.

- Wyjechali. Jak myślisz, wrócą przed zmrokiem? - Smain pokiwał głową.
- Takie dostali rozkazy. Carl, muszę wracać do chłopca, budzi się.

To musiała być Kraina Umarłych. Lelum sądził, że tylko wielcy panowie zasługiwali na życie po śmierci. Każdy, ale na pewno nie on. Chłopak spodziewał się jakiejś łąki, może polany w lesie, ale nie komnaty aż szklącej się od drogocennych rzeczy. Ciepłej, cudownie miękkiej pościeli, w którą ciało zapadało się same. Pomyślał o siostrze. O tym, że skoro on umarł to i Polelum niedługo dołączy do niego. I chyba pierwszy raz w swoim życiu nie bał się o nią.
- Dobrze, że wstałeś. - głos tak bardzo go zaskoczył, że prawie pozbawił przytomności.
To co zobaczył odebrało mu mowę.
Tuż przy drzwiach stał Demon. Najprawdziwszy z prawdziwych. Oczy całe jak węgle i skórę czarną, pokrytą jasnymi nitkami rysunku. Nie miał włosów....skrzydeł też nie, ale mógł je zostawić w Podziemiach. Lelum wiedział, że zamiast do Ap' Cerwen trafił do Un' Cerwen. A jego siostra...?
- Panie, proszę....nie zabieraj Polelum, ona nic nie zrobiła, błagam...- dalszych słów nie dało się zrozumieć, bo chłopak zaczął przeraźliwie szlochać.
Smain zignorował wybuch. Nie było się o co martwić. W końcu dziewczyna była już pod opieką Avadoru.
- Jak się nazywasz? - na dźwięk głosu Smaina, chłopak jeszcze bardziej skulił się na łóżku.
- Lelum Panie.- wybełkotał.
- Lelum, od tej pory jesteś własnością Carla Avadora. Urodzonego Trzeciego Księcia Państwa-Miasta Avadoru. W swojej łaskawości uratował on nie tylko twoje życie, ale i osoby ci bardzo bliskiej. - chłopak patrzył się tępo przed siebie. Przy wzmiance o siostrze drygnął.
- Moja siostra...ona żyje? Co to jest Avador...to nie Un'Cerwen? Ja żyję??...a niedźwiedź...? - diamentowe oczy błyszczały.
- Za dużo pytań, Lelum. Po kolei. Co to takiego Un'Cerwen? - Smainowi z czymś ta nazwa się kojarzyła, ale nie był pewien.
Mina chłopca zrobiła się całkiem nie pewna, tak jakby myślał, że ktoś sobie z niego żartuje.
- Un'Cerwen to Dolne Cmentarzysko. Tam trafiają wszystkie kobiety i dzieci i ci mężczyźni, którzy okryli się hańbą.
- Więc wiesz już tyle, a nie wiesz czym jest Avador? - Smain nie był zły, był po prostu ciekawy, nie mógł sobie wyobrazić jak ktokolwiek nie mógł znać Avadoru.
Podszedł powoli do Lelum, ten pewny, że czeka go bicie odkrył plecy i położył się płasko na brzuchu. Drżał cały jak osika.
- Lelum, nie obrażaj mnie. Nie mam w zwyczaju bić słabszych ode mnie. -
- ....Panie...wybacz...
- Popatrz, wyobraź sobie, że to jest Loch. Ziemia Novika. - coś błysnęło i na otwartej dłonie Smaina pojawiło się złote pudełko. Nie duże, nawet Lelum mógł je z łatwością zamknąć w dłoni. Teraz Mag zbliżył rękę do łóżka, na którym leżał chłopak i położył pudełko na pościeli. Tuż obok Lelum.
- Szkatułka to Loch, a w porównaniu z nią, to łoże to właśnie Avador.
Powiedzieć, że chłopak był tym zaskoczony to za mało.
- Taki wielki...
- Lelum, co i kiedy jadłeś ostatnio? Jesteś tu od połowy dnia. - tak jak Smain przepuszczał, nowa sytuacja zaaferowała dziecko tak dalece, że zapomniał o głodzie.
- ... 2 dni temu, Polelum ugotowała trochę brzozy...ale tylko z tej kory, która odpadła z drzew, nie niszczyła ich...naprawdę...- Smain nie musiał słuchać dalej. Podszedł do ciężkich dębowych półek. Wyjął ciemno zieloną atlasową sakwę. Już wcześniej wydał dyspozycję, by dostarczono mu mleko od karmiącej krowy. Zdjął z kominka nagrzany talerz i wsypał do niego kilka łyżek czegoś co wyglądało jak zmielona kasza, tylko kolor miało inny, rdzawy.
Po zmieszaniu dziwnej kaszy i mleka wyszła mało efektowna papka. Przynajmniej tak to widział Smain, ale musiał się poprawić. Łatwo jest zapomnieć, że kiedy jadło się coś takiego jak gotowaną korę, nawet taka polewka wygląda jak danie z królewskiego stołu.
Smain usiadł na łóżku z zamiarem własnoręcznego nakarmienia Lelum.
- Usiądź. - Lelum usiadł ale zaraz się zawahał.
- ja dziękuje...Panie...mogę zjeść sam...nie kłopocz się...
- Możesz, ale od teraz będzie raczej niewiele rzeczy, które będziesz mógł robić sam. Lepiej się od razu przyzwyczajaj.
Chłopak na początku jadł powoli. Mechanicznie, połykał nałożone mu porcje. Bacznie za to obserwował dłonie Smaina. Dopiero później zaczął łykać, i Mag wiedział, że tyle mu już wystarczy. Miseczka była prawie pusta, kiedy odłożył ją na podłogę.
Polelum oblizał usta. Te zdążyły już zmienić swoją barwę z sinych na zaróżowione. A fakturę z chropowatej i popękanej na wpół wygojoną. Tak, zadziwiające było działanie Smainowych leków. Mężczyzna popatrzył krytycznie na twarz Polelum. Skóra, choć w zamyśle na pewno przeznaczona by być alabastrowo gładką, była doprowadzona do karygodnego stanu. Wysuszona. W niektórych miejscach poparzona mrozem. W innych podrapana, lub posiniaczona. W ogóle, jednym słowem wyglądała - fatalnie.
Włosy. Po umyciu wyglądały o wiele lepiej, ale do ideału im także było daleko. Mag miał już pomysł na fryzurę. Białe i proste można było uciąć tuż za uchem. To był idealny sposób by wyeksponować prawdziwie łabędzią szyję chłopca. Długie kolczyki też były by na miejscu, jednak teraz należało się skoncentrować na ciele, nie dodatkach.
A im dłużej Smain przyglądał się owemu ciału, tym bardziej dochodził do wniosku, że Carl wiedział co robi biorąc Lelum na swojego Motyla.
Nawet teraz, same kształty przyprawiały o szybsze bicie serca. Nie Smaina oczywiście, ale ogół innych na pewno. Czyżby Bogowie w całym ich okrucieństwie wypędzili jedno swoje dziecko i kazali mu żyć w najciemniejszym, najpodlejszym zakątku ziemi?
Mag nie wierzył w Bogów.
Ale jeśli miałby kiedyś sobie takiego wyobrazić, leżący przed nim chłopiec byłby ucieleśnieniem tych marzeń. Zupełnie inny od niego - jasny. Otwarty, naiwny. Zupełnie nieukształtowany. Przestraszony i niepewny.
Czysty. Przynajmniej póki nie połknie go szaleństwo Avadoru.
Tak naprawdę Smain nie lubił swoich niepraktycznych myśli. Nie bawiły go moralne rozważania. Ten chłopak leżący przed nim na łóżku, ten który ze strachu bał się nawet podnieść wzrok wyżej niż za cholewy czarnych jeździeckich butów. Ten, który nie rozumiał, że teraz stał się ważniejszy niż Novik, spod którego ręki niedawno uszedł. Właśnie on w jednej chwili, gdy spoczęły na nim oczy Trzeciego Księcia Avadoru. Przypadek, odmienił jego życie. Uratował nie tylko siebie, ale i siostrę. I choć jeszcze nie mógł tego wiedzieć, dał im życie godne królów. Pełne kosztowności, wygód i zabaw. Co z tego, że w zamian odebrano mu skrzydła. Ptak z podciętymi, też może być piękny. A szczęście .....
Szczęście....nie ma tu nic do rzeczy.
- Panie...- delikatny, niepewny głos wyrwał Maga z zamyślenia. Lodowe tęczówki błysnęły spod powiek.
- Jestem przyzwyczajony patrzeć w oczy tego z kim rozmawiam. - Smain starał się by ton jego głosu był łagodniejszy niż zwykle.
- Panie, ja nie chciałem, proszę...Polelum...- chłopak podniósł wzrok na pas Maga. Rozpłakał się. Widać było, że nie panuje nad sobą, mimo, że kurczowo zaciskał powieki i usta, łzy sypały się z na policzki.
Smain roześmiał się. Nie robił tego często. Nawet teraz udawał, ale za dobrze, by chłopak mógł to wyczuć. Jego śmiech miał rozluźnić przesadnie spięte ciało. Ukoić.
- Twoja siostra jest w drodze do Loch. Eskortowana przez Avador. Nie martw się o nią. Nie stanie się jej najmniejsza krzywda. Zostanie jak ty - umyta i nakarmiona...
- Ja....ja......nie umiem powiedzieć jak jestem wdzięczny, za ocalenie...za wszystko, ja wszystko, wszystko zrobię, tylko powiedz co, Panie, sprzątać czy...- teraz była kolei Smaina by przerwać.
- Dalej nie rozumiesz? Trzeci Książę nie uratował ci życia żebyś był sprzątaczem. Ty i twoja siostra jesteście pod skrzydłami Avadoru... Jednak to od twojego zachowania zależy jak będziecie traktowani. Czy rozumiesz do czego zmierzam? - lodowe oczy patrzyły teraz wprost w te demonicznie czarne. Szukały wskazówki. Na próżno. Oczy Smaina milczały.
- Duszą i ciałem należysz teraz do Carla Avadora. On jest teraz twoim bogiem. I wszystko o co się teraz musisz martwić to, to by Twój Pan był z ciebie zadowolony. A teraz Trzeci Syn chce żebyś nabrał sił. Śpij. - czar zadziałał natychmiast.


Siostra Lelum przyjechała do Loch w lepszym stanie niż jej brat. Smainowi wystarczył jeden rzut oka, że ta dziewczyna, mimo 13 lat, które sobie liczyła, będzie źródłem gorącej zawiści wśród możnych w Stolicy. Była bardzo podobna do swojego starszego brata, tylko od niego drobniejsza i z oczami wpadającymi w kolor lazuru, nie diamentu. Było by całkiem możliwe, że Carl weźmie i ją do swego łoża. Jednak nie wiedzieć czemu Trzeci Książę nawet jej nie zauważał. Za bardzo pochłaniał do Lelum.
Smain szedł ciemnym korytarzem do swoich pokoi, jeszcze raz w duchu rozważając słowa Carla.
Za dwa dni wracamy do Avadoru.
Przygotuj Chłopca.
Chcę go zobaczyć jeszcze przed wyjazdem.
Wiadomość o wyjeździe przyszła równie niespodziewanie jak ta, która wysłała ich na Północ.
Król jednak nigdy nie zwykł się powtarzać i Smainowi zostały już tylko dwa dni. To nie było dużo by móc przygotować chłopca z dziczy na wspaniałości Państwa - Miasta Avadoru.
Carl już wyraził swoją opinię na to, że Lelum przejdzie z nimi przez Bramy Niebios.
Tak, o ciało chłopca Smain był spokojny. Bardziej się bał o umysł. Było za dużo nie wiadomych.
Tąpnięcie? Wtedy sprowadzili by do Miasta wariata.
Heksy? Tak, one będą niezbędne, ale przyciągną Kroczących W Ciemnościach. Nie jest powiedziane, że ich zaatakują, jednak jest taka możliwość a wtedy Bramy mogą się załamać.
Smain zawsze był zdania, że teleport to nie burdel, żeby każdy mógł do niego wchodzić.
Nie mówiąc już nawet o tym, że on sam uczył się otwierania i sterowania nimi latami. Przy jego i tak imponujących zdolnościach.
A teraz? Niedawno jeden z jego znajomych dostał zamówienie na Tunel. Pomysłodawca chciał w ten sposób niepostrzeżenie przemykać się do swojej kochanki. Wtedy Smain wybuchną śmiechem, lecz po jakimś czasie, kiedy dochodziły do jego uszu równie bezsensowne pomysły posiadających kapitał laików, zrobiło mu się dziwnie nieswojo. Mag nie był przecież jakimś tam rzemieślnikiem, był Sztukmistrzem.
No tak, ale jeśli się za takiego uważał to powinien znaleźć sposób na bezpieczne przejście chłopca.
Korytarz kończył się i przed Magiem z półmroku wyłoniły się masywne dębowe drzwi. Szybki ruch ręki i Smain wiedział, że do tego pokoju nikt nie wchodził. Wiedział też, że nikt z niego nie wychodził.
Lelum spał magicznym snem. Czarodziejsko też goiły się jego rany. Minęło nie więcej niż 14 godzin, a chłopak wyglądał jak po kilkudniowej rekonwalescencji.
Można było już zaczynać przygotowania.
- Lelum - młodzik natychmiast otworzył oczy. Były jeszcze ładniejsze niż wczorajszego wieczora...a może to cała twarz wyglądała lepiej?
- Panie...
- Witaj, teraz coś zjesz, a później zajmiemy się tobą. I żeby wyprzedzić twoje pytanie. Tak, twoja siostra już tu jest. I tak, czuje się dobrze. Jutro się z nią zobaczysz. Oczywiście jeśli będziesz posłuszny...- Polelum posłał mu przerażone spojrzenie.
- Nie bój się. To może być przyjemne. Nie skrzywdzę cię. Musze tylko zadbać o twój wygląd. Ty w między czasie możesz mi zadawać pytania.

Posiłek przebiegł spokojnie. Chłopak dostał to samo co wczoraj, może tylko trochę więcej. Było jeszcze za wcześnie na normalne jedzenie. Polelum nie narzekał. Przez cały czas, kiedy jadł nie spojrzał na Maga nawet raz. Po prostu pochłaniał to, co miał w miseczce. Nie dziwiło to Smaina, ale mimo wszystko ten nawyk trzeba będzie w przyszłości wykorzenić. Mały nie musiał się już bać o to, że czegokolwiek mu zabraknie.
Mag zostawił na chwilę chłopca i przeszedł do jednego z przylegających pokoi. Balia z wodą czekała. Kosmetyki porozrzucane na prawie każdej wolnej powierzchni, skrzyły się w jasnym świetle oktarynowych kul. Smain zanurzył smukłe palce w chłodnej, spokojnej wodzie. Pajęczynki tatuażu na obu dłoniach zapulsowały, rozjarzyły się jasnym blaskiem. To była chwila, ale po niej ciepła para wypełniła przestrzeń. Powoli skraplała się na kolorowych flakonikach. Roznosiła po pomieszczeniu przyjemny zapach. Mag wziął dwie buteleczki. Wlał ich zawartość to kąpieli. Woda natychmiast zmieniła swoją barwę na fioletowo. I zapach się zmienił. Teraz był delikatny, kwiatowy. Jaśmin.
Kiedy tylko Smain wszedł do komnaty sypialnej, dwoje niepewnych, lekko przestraszonych oczu obserwowało go znad kaszmirowego przykrycia.
Mag uniósł jedną dłoń. Szepnął zaklęcie i jego rękę otoczyła mleczno-biała poświata. Ta przyjęła postać kuli i rozszerzała się, aż objęła postać Maga. Wtedy wystrzeliła gwałtownie, w jednej chwili obejmując całą komnatę i na pewno jeszcze dalej, przez ściany.
Lelum pisnął, objął twarz ramionami.
- Spokojnie, to atmosfera. Nic ci nie zrobi. Podniesie tylko temperaturę.
Chłopak chyba nie do końca uwierzył, ale wychylił się spod kołdry. Wyglądał całkiem przyjemnie. Zmierzwione białe kosmyki spadały mu na twarz i ramiona. Nie zasłaniały oczu, które teraz wyrażały głębię bezbrzeżnego zdziwienia. Smain nie chciał tego psuć, ale i tak w końcu musieli by zacząć. Lelum powinien jak najszybciej zrozumieć dlaczego tu był.
- Wyjdź z łóżka chłopcze. - Mag mówił łagodnym głosem, jednak nie pozbawionym stanowczości.
Lelum spojrzał na niego i zaraz szybko odwrócił wzrok. Jego policzki zapłonęły czerwienią.
- Ale ja...ale ja...ja nie mam nic na sobie. - wykrztusił w końcu.
- To nic, pod atmosferą jest wystarczająco ciepło, nie zmarzniesz. - Mag doskonale wiedział, że to wstyd był powodem opieszałości. Mimo to ciągnął chłopaka za język.
- Panie...ja, to nie tak, to znaczy.... proszę... jestem nagi. - Lelum zacisnął palce na kaszmirze, tak mocno, że kłykcie mu zbielały. Podczas, gdy twarz przybierała karmazynowymi rumieńcami.
- Lelum, od tej pory to ciało którego się tak wstydzisz jest jednym z twoich największych atutów. Często będziesz nagi, jeśli Trzeci Książe poprosi cię o to. - Smain miał szczerą nadzieję, że młodzik zrozumie czego się od niego oczekuje. I zaakceptuje to. Naprawdę dzisiaj nie miał ochoty uciekać się do szantażu.
Z ociąganiem i niepewnością wymalowaną na twarzy, Lelum wydostał na ciepłe powietrze najpierw jedną, później drugą zgrabną nogę. Nareszcie stanął na nagrzanej już kamiennej podłodze, ale obie smukłe białe dłonie wystrzeliły by zakryć krocze.
Równie szybko czarna ręka Maga zapłonęła magią i dłonie Lelum nie należały już do niego. Stracił w nich czucie. Nie potrafił nad nimi zapanować, kiedy poczęły odsuwać się by w końcu zostać opuszczone po obu stronach bezradnego ciała.
- Chłopcze. Nie mam najmniejszego zamiaru wykłócać się z tobą. Mogę sprawić, że twoje ciało wykona każdy mój rozkaz. Każdy...ale chciałbym, żebyś nie musiał znosić tego typu upokorzeń. Będziesz posłuszny?
Dopiero kiedy Lelum przytaknął , mag cofnął czar. I momentalnie uderzył go strach bijący od chłopca.
- Po co ja tu jestem.....Panie...? - Smaina zaczął już powoli irytować drżący ton jakim mówił chłopak. Podobnie jak tytułowanie go 'Panem' w taki sposób jakby jego portrety były powywieszane w świątyniach. On dalej nic nie rozumiał. Nie był już niczym. Teraz będą się skupiać na nim setki par wnikliwych oczu. Avadorskich oczu, które nie wiedzą, co to litość. Nie uznają słabości. A taka naiwność, prostolinijność i brak pewności siebie to były poważne wady. Musiały zostać jak najszybciej usunięte. Bo chłopak nie będzie miał szans z bestią w której paszczę wchodzi.
- Powiedz mi najpierw, co ci się przydarzyło najlepszego w życiu? - tak jak przypuszczał, pytaniem zupełnie zbił Lelum z tropu. Odpowiedź przyszła natychmiast, zupełnie bez zastanowienia.
- Mam Polelum.
- Dobrze, więc posłuchaj. Twoja siostra od tej pory będzie mieszkała w pałacu o stokroć piękniejszym, niż to miejsce. Będzie jadła z kryształów potrawy jakie sobie tylko zamarzy. Będzie miała tyle klejnotów, że w nocy trudno ją będzie odróżnić od gwiazdy. Stada najlepszych krawców będą pracowały w najwspanialszych tkaninach, by twoja siostra mogła codziennie ubierać się w inną suknię. Będzie żyć jak księżniczka, każdy jej kaprys zostanie spełniany. - Smain przerwał sam sobie, bo oczy Lelum z wielkich, stały się ogromne i jako żywo, wyglądały na prawdziwe, lśniące od wewnętrznego ognia diamenty. Chłopak wyglądał wprost przepięknie, szczęście aż z niego promieniało. Tak, nadszedł czas, by odsłonić drugą stronę medalu.
- To samo będziesz miał i Ty Lelum. Nawet więcej, gdyż Trzeci Książę zapragnął cię jako kochanka. - i to było to, cała radość zastąpił szok i niedowierzanie. Oddech wychodził szybki, poruszał delikatną piersią chłopca w zabójczym wręcz rytmie.
Smain nie chciał tracić czasu. Po prostu zaczął słuchać myśli chłopca.
Te uderzyły go kakofoniczną siłą. Był tam i lęk i zwątpienie. Zupełne zagubienie. Wstyd. Ale nie to wprawiło maga prawie w osłupienie. W parze z myślami wędrowała postać jakiegoś obleśnego, brudnego, tłustego dziada w powycieranym stroju leśnika. Smain wszedł głębiej i z ulgą stwierdził, że ten typ tylko Lelum przestraszył. Tylko, że teraz, chłopiec widział Trzeciego Księcia jako takiego bydlaka. Smain nie wiedział, czy ma się z tego śmiać, czy za to zabić.
Carl Avador, kimś takim? Już sam pomysł był tak absurdalny, tak niewiarygodnie błędny i głupi, że nie kwalifikował się pod żadną karę.
- Dobrze, dziś jeszcze zobaczysz swojego Pana i przekonasz się jak twoje wyobrażenie jest dla Trzeciego Księcia krzywdzące. - Smain oczywiście mógłby przywołać projekcję postaci Carla, ale chłopak wyglądał jakby na jedno popołudnie miał już wystarczająco magii.
- No, chodź już chłopcze. Trzeba się tobą zająć, jeśli mają na tobie spocząć oczy Avadoru. -
Mag skiną na niego dłonią i poprowadził do kąpieli. Dzięki atmosferze woda nie zmieniła znacząco temperatury.
Lelum szedł posłusznie za Smainem. Szybko też ukrył nagość w kąpieli. Umył się serią szybkich, energicznych ruchów. Przez chwilę wydawało się jakby zapomniał o wszystkim i tylko rozkoszował się ciepłem i zapachem. Smain nie mógł pozwolić, żeby trwało to za długo.
Z półki za swoimi plecami wyjął słoiczek z białą maścią i wskazał na Lelum.
- Dzięki tak jasnej karnacji nie masz za dużo włosów na ciele, ale nawet i te musimy usunąć. Podejdź tu do mnie i nie kręć się podczas gdy będę nakładał maść.
Dotyk rąk maga był elektryzujący. Dziwny, ale nie nieprzyjemny. Choć Lelum na początku zagryzał wargę i wyginał ciało w drugą stronę, to po chwili uspokoił się na tyle, by Smain mógł rozprowadzić krem po jego całym korpusie, rękach i nogach. Ilekroć mag zbliżał dłonie do bioder i krocza, ciało wyczuwanie naprężało się. Smain nie pamiętał żeby miał kiedyś przed sobą kogoś równie wstydliwego. Chłopak miał 17 lat. Według Avadorskich standardów ze swoją urodą, powinien już dawno być w którymś z Ogrodów.
- Lelum, nikt, nawet kobieta? - powiedział stając za plecami chłopca. Poprowadził śliskie od kremu dłonie na zgrabne pośladki.
- Nie, Panie. - głos drżał Lelum, kiedy wyszeptał odpowiedź.
Nie cofnął się. Mięśnie grały pod jasną skórą. Smain delikatnie zdjął obie dłonie z chłopca. Ostatni już raz zanurzył w kremie. Ledwo dotykając poprowadził je do pachwiny. Obejmując chłopca w taki sposób, by zablokować ramiona. Zostawić je przyciśnięte do boków.
Z ust Lelum wyrwało się zaskoczone westchnienie. Impuls nakazał mu zasłonić krocze, ale ramiona Smaina, choć nie były brutalne, to na pewno stanowczo odmawiały swobody ruchów.
Mag delikatnie nakładał biały krem, uważając by nie dotknąć i tak już wrażliwego organu.
Lelum ułożył głowę na czarnym karku. Oddychał szybko, łapczywie wdychając powietrze i wypuszczając je wraz z cichutkimi jękami.
Smain uśmiechną się w duchu. Carl będzie bardziej niż zadowolony. Ten chłopiec był tak świeży, tak niespotykanie wręcz wrażliwy, że miłość z nim będzie niczym spacer po Niebie.
Mag spojrzał przez ramię.
Lelum miał już ładną erekcję. Może nie imponującą, ale idealnie pasującą do reszty szczupłego ciała.
Oba palce wskazujące wpełzły niżej, delikatnie unosząc woreczek z miękkiej, pokrytej drobniutkim zarostem skóry. Biodra chłopca wystrzeliły do przodu. Gorący oddech palił czarną szyję maga.
- Dobrze Lelum, już możemy to z ciebie zmyć. - w skotłowanych myślach Lelum, Mag wyczuł dziwne zawiedzenie, pomieszane z ulgą.
Smain zostawił chłopca i wyszedł by dać znać dwóm służkom, żeby się przygotowywały.
Te oczywiście zostały już poinstruowane kim będą się zajmować. Pilniczki i nożyki leżały w idealnym porządku na dwóch płaskich poduszkach.
Prawidłowy pedikiur i manikiur zostanie zrobiony dopiero w Avadorze, ale z takimi paznokciami jakie miał w tej chwili chłopak, nie można się było pokazać. A już na pewno nie Trzeciemu Księciu i jego świcie.
Po drodze Smain wyjął z kufra cieniutki ale nie przezroczysty, szlafrok koloru złota i włożył go na idealnie gładkie ciało Lelum. Chłopak pieścił tkaninę palcami, to było coś innego niż zgrzebne łachy, które nosił do tej pory.
Smain puścił go przodem i obserwował reakcję kobiet. Te na pewno słyszały już plotki o tym jak Trzeci Książe Państwa- Miasta Avadoru przygarną pod swoje skrzydła dwójkę chłopskich dzieci. Wyraz totalnego zaszokowania malujący się na ich twarzach był niesłychanie schlebiający.
Zabieg nie trwał długo. Kobiety starały się jak mogły. Nie było w tym nic dziwnego. Miały obiecane po flakoniku niezwykle drogich perfum, jeśli tylko sprawdzą się w swoim fachu.
I tak się stało. Lelum już cały wyglądał zadowalająco. A myśl o tym, co da się jeszcze poprawić w Avadorze była niezwykle miła.
Kobiety wyszły.
Lelum z zaciekawieniem oglądał swoje dłonie. I czasami z zażenowaniem zerkał na stopy. Mag słyszał jego myśl. Te sprowadzały się do tego, że chłopak nawet nie wyobrażał sobie, że kiedykolwiek może tak wyglądać.
- Jak myślisz Lelum, jesteś już gotowy na spotkanie z siostrą?

Kilka chwil później, z dala, rozległy się kroki kilku osób. Kiedy Lelum usłyszał, puścił pasek, którym do tej pory zajmowały się jego ręce.
Wpatrywał się w zamknięte drzwi, tak nachalnie jakby miał zamiar otworzyć je siłą woli.
I może faktycznie tak by się stało, gdyby one nie otworzyły się pierwsze. Dwaj miecznicy z królewskiej eskorty stali po przeciwległych siebie stronach. Opancerzone dłonie spoczywały na klamkach. Gdy minęły zwyczajowe dwa oddechy, prawe dłonie powędrowały do oczu i zasłoniły je jakby chroniąc przed silnym światłem. Smain skinął dłonią i miecznicy rozstąpili się.
Stała między mini dziewczyna cudnej urody. Ubrana w suknię z ciężkiego błękitnego jedwabiu. Włosy miała prosto rozpuszczone, bez wplecionych ozdób. Jednak na delikatnej szyi, w kolii jaką nosiła błyskały setki diamencików i barwionych lazurem pereł.
Strój i klejnoty tak odmieniły małą, biedną dziewczynkę, że przez chwilę Lelum nie mógł rozpoznać własnej siostry. Ale tylko przez chwilę. Bo po niej rodzeństwo rzuciło się sobie w ramiona.
- Lelum, powiedz mi, że jeśli to sen, to już się nie obudzimy. - szeptała Polelum, tuląc się do brata.
- To nie sen, Gąsko. Jak ty pięknie wyglądasz. - Smain patrzył na to z boku. Tak samo jak później, gdy rodzeństwo płakało z radości. Mag nie był przyzwyczajony do widoku łez. Szczególnie tych szczęśliwych. Ale musiał przyznać, że odnalazł to jako przyjemne doznanie.
Dał im pół godziny. Na Lelum czekał ktoś ważniejszy.

- Panie...w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałem sobie. Takie szczęście...wdzięczny jestem...- plątał się chłopak, kiedy już siostra zginęła za drzwiami.
- To nie mi należy się twoja wdzięczność. Zdejmij to, co masz na sobie. Udamy się teraz do Trzeciego Księcia Państwa-Miasta Avadoru, Carla Avadora. Jemu okażesz swoją wdzięczność. Ale zanim to nastąpi...- Smain wyciągną z nikąd białą szatę. Po bliższych oględzinach okazało się jednak, że to nie jest szata tylko spódnica, składająca się z dwóch przezroczystych jak mgiełka pasów materiału, połączonych po bokach przeplatanymi srebrną nicią paseczkami. I tylko tyle. Nic więcej. Po założeniu w ogóle się jej nie czuło a trzymała się ledwo na kościach miednicznych. Lelum szczerze bał się zrobić choćby krok by nie zsunęła mu się z pupy.
- Teraz mnie posłuchaj. - zaczął Smain chłodniejszym niż zwykle głosem, kiedy skończył wcieranie pachnideł w delikatną, nagrzaną skórę na zgięciach karku, łokci i kolan.
- Twoje życie zależy od tego jak zachowasz się przy Księciu. Zdaję sobie sprawę, że twoja ogłada pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Pan także jest tego świadom. Jeśli jednak spróbujesz go odepchnąć lub urazić odmową, wtedy zamiast wspaniałości Avadoru poznasz także jego ciemne strony. Takie jak bolesne zmuszenie do uległości. Nie życzę ci tego, zważywszy na to, że Książe pozna cię jako pierwszy. Nie chcesz wiedzieć co by się stało z tobą i twoją siostrą, gdybyś w jakichkolwiek okolicznościach spróbował podnieść rękę na Trzeciego Księcia. Mówię - spróbował, bo nie masz najmniejszej szansy przeciw niemu.
- ......Nie śmiałbym .....ja .....nigdy....- na Demony jak ten chłopak potrafił nieskładnie zaprzeczać.
- Dobrze. Miło mi słyszeć, że tej nocy swemu Panu przyniesiesz rozkosz.


- Trochę spokojniej Lelum. Nie zapominaj o oddychaniu. Zemdlejesz mi gdzieś po drodze. I nie zachowuj się jakbyś miał iść pod topór. - odcinek jak mieli do przejścia był krótki. Komnaty Carla mieściły się blisko tych Smaina. Mimo to przechadzka wydawała się niemal podróżą. Lelum robił chyba wszystko, żeby jakoś opóźnić ich marsz. Najpierw bardzo nieśmiało poprosił o wodę. Mag bez trudu przyzwał żywioł. Nawet się nie zatrzymując. Chłopak wcisnął w siebie napój, bo gardło miał skurczone do granic możliwości.
Kilka kroków dalej, ze łzami w oczach poprosił o coś do przykrycia. Zamiast tego Smain podgrzał Atmosferę.
Kiedy w końcu Mag zobaczył drzwi prowadzące do komnat Trzeciego Księcia nie posiadał się z cichej radości. Demony wiedzą, że jeszcze chwila z tym chłopcem i spakował by do w bursztynową figurkę, a Carlowi dostarczył tylko czar wyzwalający.
Mag bez widocznego wysiłku otworzył jedno skrzydło rzeźbionych drzwi. Wskazał na Lelum.
- Stąd idziesz już sam. I na Demony, porzuć tę grobową minę. - Lelum próbował się uśmiechnąć. To trzeba mu było przyznać. Niestety, tylko na próbie się skończyło. Usta mu drżały. Smukłe dłonie trzymał przed sobą. Był tak spięty jak tylko być można. Oczy troszeczkę zaczerwienione, wyrażały jednak pewną nieśmiałą determinację. Lelum był gotów na wszystko by tylko nie zawieść pokładanych w nim oczekiwań. I to Smain wziął za dobrą kartę.


Jeśli komnaty Maga były piękne to te w których znalazł się Lelum można było uznać za niebiańskie. Gdzie tylko okiem sięgnąć wszystko tonęło w mleczno błękitnym blasku. Piękne tkaniny wisiały u sufitu, jedne dłuższe i szersze inne były tylko paskami i te powiewały od czegoś, co było jakimś wiatrem, tylko, że Lelum w ogóle go nie czuł.
Było tu całkiem ciepło. Tak, że mimo skąpego odzienia, nie czuł chłodu.
Lelum przechodził przez kolejne komnaty i nie spotkał nikogo. Minął już wielki stół. To znaczy to wcale nie musiał być stół. Przypomniał sobie, że oni z Polelum też mieli jeden. Ale tamten był tylko kupą spróchniałych desek.
Minął leżącą na krześle bransoletę. Za choćby jeden rubinów, które ją zdobiły, mogliby z siostrą żyć dostatnie przez cały rok.
Obok, rzucona niedbale leżała koszula. Lelum nie mógł się powstrzymać. Dotkną materii. Tkanina była tak śliska, że prawie nie dała się utrzymać w dłoni.
Chłopak zastanawiał się jakie drobne musiało być krosno, które mogło uprząść tak delikatny materiał.
Myślał także jakie było ciało, które całe życie nie miało na sobie czegoś bardziej szorstkiego.
Ta sama dłoń, która pieściła jedwab dotknęła teraz szyi. W porównaniu, skóra Lelum kaleczyła palce. Tak, była piękniejsza niż kiedykolwiek przedtem, ale to było za mało. Chłopak nic ni rozumiał.
Dlatego zaczął iść szybciej. Wszedł do ostatniego z pokoi. Z tego nie odchodziły już żadne drzwi. Po środku komnaty za to stało wielkie łóżko. Lelum nie wiele widział, ponieważ było częściowo przykryte opływającym w złoto baldachimem. Dookoła niego leżały porozrzucane poduszki. Musiały się ześlizgnąć z pościeli, bo materiał w którym wszystko było powleczone był, taki sam, jak tamtej koszuli. Może tylko trochę grubszy.
Lelum stał osłupiały. Nie mógł wyobrazić sobie siebie na takim łożu. Nie potrafił. Nie wiedziałby, co ma robić. Nikt przedtem nie interesował się jego ciałem. Zresztą, dlaczego by miał? Był mężczyzną. Miał być silny. Gdyby Trzeci Książę był kobietą. Może wtedy wiedział by jak się zachować.
Tylko że, Książę był mężczyzną. A skoro nim był, to dlaczego chciał tego od niego. Jak?
Z drugiej jednak strony. Mag też nim był a kiedy go dotykał to.....
Baldachim zafalował. Lelum nie widział dokładnie. Ale za pół przezroczystym materiałem, ktoś się poruszył.
Chłopak najwyższym wysiłkiem woli powstrzymał się od ucieczki, choć wszystko w nim o niej krzyczało. Zamiast tego w ogóle nie mógł się poruszyć. Tylko patrzył.
Najpierw pojawiła się dłoń. Nie jakaś zwykła. Bardziej kobieca niż wszystkie jakie widział Lelum. Z długimi palcami, idealnie zadbanymi paznokciami. Skórą koloru złotawej opalenizny. O wiele ciemniejszą od tej, prawie białej, Lelum. Ale w niczym nie przypominającej czarnej skóry Maga.
Dłoń znikła.
Na jej miejsce pokazał się mężczyzna, którego owa ręka była własnością. I był zupełnie inny niż sobie to Lelum wyobrażał.
Zamiast obrzydliwego starca patrzył się na niego młody, może 21 letni niesamowicie wręcz przystojny mężczyzna. Z włosami czarnymi, lśniącymi. Sięgającymi ledwo okrytej pupy. Z ciałem jakim nigdy by się nie spodziewał, że mężczyzna może posiadać. Takim, że pragnęło się go jak najszybciej dotknąć.
Ale to chyba twarz odbierała oddech. Lekko przysłonięta przez porozrzucane w nieładzie kosmyki, ale to zdawało się tylko dodawać całości nieziemskiego uroku.
Trójkątna, choć nie ostra z delikatnymi ustami, prostym, długim nosem i oczami w kształcie migdałów. Oprawionymi w ciemne grube rzęsy. Z tęczówkami koloru płynnego złota. Te oczy błyszczały. Jasne, wyrywały się z ciemniejszej twarzy . Zmuszały, by w nie patrzeć.
Choć to było prawie niemożliwe, Lelum objął wzrokiem wspaniałą postać w czasie nie dłuższym niż mgnienie. Nie mógł sobie pozwolić na więcej. To tak jakby samym tylko spojrzeniem kalał świętość, przepych i potęgę. Piękno.
Zasłonił dłonią na wpół otwarte usta.
Nie mógł wykrztusić z siebie choćby słowa.
Ale Trzeci Książę patrzył na niego. I szedł w jego stronę.
Nogi same ugięły się pod chłopcem i tak jak stał padł na kolana. Z kolan na twarz przed swoim Panem.
Usłyszał cichy śmiech, a delikatna choć stanowcza dłoń złapała go za podbródek. Uniosła.
- Lelum, jesteś tak piękny jak to sobie wyobrażałem. - jego głos był mocny i brzmiał trochę jak mruk kuguara. Chłopakowi wydawało się, że usłyszało go całe jego ciało, nie tylko uszy. Był wszechogarniający. Za nic w świecie nie mógł zmusić się do tego, by podnieść oczy.
- Wstań. Nie zrobiłeś nic złego, nie musisz klękać przede mną. - chłopak podniósł się na trzęsące z wrażenia nogi. Gdyby jego serce mogło być szybciej to z pewnością by go zabiło.
- Nie bój się. Chodź do mnie. Chodź.... Chcę cię poznać. - Pan szepnął mu prosto do ucha. Głos rozlewał się po Lelum jak gorąca fala. Książę wziął go za rękę i poprowadził w jedwabie. Mały był wdzięczny za to przewodnictwo. Bez niego nie zmusił by się nawet do kroku.
Kiedy w końcu doszli na skraj łoża, Pan momentalnie zniknął w stosach poduszek i tylko jego dłoń wskazywała na Lelum, by szedł za nim.
Kim był chłopak, żeby nie posłuchać?
Ale kiedy tylko jego obie nogi oderwały się od kamienia, Lelum znieruchomiał znowu.
Wydawało się, że łóżko było wielkie, kiedy stał poza nim. A kiedy znalazł się w środku okazało się ogromne. To musiały być czary, bo teraz stało się tak duże jak cała komnata. Wszędzie baldachim był opuszczony, a światło dawała srebrnawa poświata unosząca się tuż przy wysokim sklepieniu.
- Piękne, prawa? Ta iluzja jest specjalnie dla ciebie. - jakimś cudem Książę znalazł się naprzeciw niego, tak blisko, że czuł zapach i ciepło promieniujące z innego ciała. Opuszki palców musnęły jego policzek. Chłopak zatrząsł się, głośno wciągnął powietrze.
- Lelum, pokaż mi te oczy, na których widok niemal straciłem mowę. - Lelum posłusznie podniósł wzrok. Skąd miał wiedzieć, że z tak bliskiej odległości złote oczy będą wyglądały tak strasznie niesamowicie. Przewiercały na wylot. Wyciągały wszystkie myśli z głowy.
Obie silne dłonie spoczęły na jego ramionach i chłopak poczuł się bezradny, jak jeszcze nigdy do tej pory. Ciepło i coś jeszcze dziwniejszego wgryzało się w skórę.
Lelum nie potrafił zrozumieć dlaczego Trzeci Książę chciał go tak dotykać.
Ramiona objęły go, dłonie z barków zeszły na nagie plecy i delikatnie muskały jasną skórę.
- Uspokój się Motylku. No już, nie musisz się mnie bać. - Książę położył się bokiem na łóżku a Lelum pociągnął za sobą. Tak, że leżeli naprzeciw siebie. Pan podparł ręką głowę i przyglądał się chłopakowi.
To było coś innego, coś zupełnie innego, niż do tej pory. Przede wszystkim uderzyło Avadora to, jak bezbronnie Lelum wyglądał. Tak łatwo by było wyciągnąć do niego rękę. Tak łatwo było by tę rękę złamać. Bezkarnie i zdradziecko zmazać tą ufność z diamentowych oczu.
Ale myśli chłopca mówiły o miłości. O wdzięczności. O tym, że jakimś cudem, to nie tylko ciało dostał Trzeci Książe Avadoru. I nie ten rodzaj oddania, który wynikał z lęku przed śmiercią. Ani ten, który daje pozycje na dworze.
Tylko taki, który dostaje się, kiedy ratuje się czyjeś życie przez uratowanie innego. Lelum kochał swoją siostrę najbardziej na świecie. Te uczucie pochłaniało go w całości. Ale Carl nie był o to zazdrosny. Nie można było kochać Księcia. Można było wielbić, ubóstwiać...nic ponad. Kto inny, jak on sam mógł być tego świadom.
Lelum czekał na jakiś gest ze strony Trzeciego Księcia. Cokolwiek. Bo sam nie wiedział co ma robić. Ale ten tylko wpatrywał się w jego twarz. Złote oczy były nieruchome. Nieobecne. Lelum rozumiał, bo jak można było chcieć kogoś takiego, jak on?
Trzeci Książę na pewno już się na nim poznał i teraz go odtrąci. Wypędzi z jedwabi i marmurów z powrotem do Puszczy i zrujnowanego szałasu. A może jeszcze gorzej? Odda jego i Polelum Novikowi...
Ta myśl była bolesna. Tak, Lelum miał umrzeć. Ale teraz kiedy dane mu było zasmakować życia tak innego, niż te przez które brnął do tej pory...teraz nie chciał śmierci. Żal mu było umierać.
Zupełnie nagle, oczy Księcia zajrzały w jego. Czy widziały strach, który on czuł?
Nic nie powiedział, tylko jego piękna dłoń dotknęła białego policzka.
- Powiedź, czego się tak boisz? Mnie? - jedyną odpowiedzią jaką dostał Trzeci Książę, była czerwień na policzkach. I na Kroczących ! Jakie to było urocze.
- Mogę to zrozumieć. Nie wiele jest takich, którzy się mnie nie boją. Ale to jeszcze coś więcej. Przecież ty nie wiesz czym jestem. - Carl sam do końca nie wiedział, co mówi. Może chodziło mu o to, że przecież pierwszy raz w życiu mógł być tylko Carlem, nie Trzecim Księciem. Przynajmniej póki Lelum nie przekroczy bram Avadoru. Teraz mógł bardziej niż kiedykolwiek w życiu być sobą. Cieszyć się z chwili, która nastała.
- To łoże jest szczególne, Lelum. W nim jesteśmy równi. Jeśli tylko zechcesz, możemy sobie dawać rozkosz nawzajem. Być może Smain powiedział ci kilka rzeczy...ale wiedz, że do niczego cię nie zmuszę. Nie chcę cię mieć. Chce, żebyś mi się oddał. Nie dla Polelum, nie za niedźwiedzia. Nie dlatego co zrobiłem, czy kim się urodziłem. - ku swojemu zdziwieniu, mówił szczerze. Chciał odrobiny miłości.
Lelum nie wszystko rozumiał. Może nie same słowa. Słyszał głos, a w nim tęsknotę i prośbę.
Lekki uśmiech sam pojawił się na jego twarzy. Nie pamiętał, żeby kiedyś czuł do kogoś coś, co teraz poczuł do tego mężczyzny leżącego obok.
Coś co grzało go od środka.
Carl gładził jasną twarz. Czasami dotykał palcami ust, które rozchylały się chętnie. Jasno różowe, wilgotne. Zupełnie dziewicze.
Wszystko w tym chłopcu było nietknięte, nienaruszone. Czyste.
I widać było, że jest także zupełnie nowe i emocjonujące.
Podczas tych pieszczot, tylko kojących, delikatnych i niewinnych Carla prześladowała jedna myśl. Choć powiedział co innego, czuł jak jego ciało wypełnia głód pożądania.
Czy kiedykolwiek już sobie zaprzeczył? Potrafi się powstrzymać?
W końcu kim był ten chłopiec....jego własnością. Niezaprzeczalną, tak jak ubranie, klejony, które nosił.
I mógł przecież robić, co tylko chciał.
Mógł.....ale czy na prawdę chciał?
- Mmmm....jeszcze - i znów się zapomniał w swoich myślach. A Motyl domagał się, i robił to słodko.
Sam przysuną swoją twarz do jego ust.
Lelum odsuną się zaskoczony. Ale tylko na chwilkę. Szybko przekonał się, że przecież nie boli.
Mieli przed sobą całą noc, nie musieli się spieszyć. Jednak trudno było nie myśleć o tym, co mogli by robić.
Usta Lelum otwierały się coraz odważniej, tak, że w końcu Książę wsunął swój język między wilgotne wargi.
Teraz Motyl nie bronił się, zresztą trudno było orzec, czy sam na to nie czekał. Przyjął go prawie chciwie. Ohh....jakie cudowne było jego niedoświadczenie.
I cały ten zapał z jakim chciał się uczyć.
Jakże był różny od innych. Tych, których Carl przyjmował do sypialni. Nawet dzieci wiedziały doskonale co mają robić. Jak i gdzie dotykać. I tylko ich ciała były dziewicze. Umysły za to, pełne teoretycznej wiedzy.
A Lelum, dopiero przy nim tak naprawdę się poznawał.
Wystarczyło popatrzeć w cudownie jasną twarz, by dostrzec jak bardzo nie mógł uwierzyć w rosnącą między udami twardość. Jak znajdował się w tym powolutku, nieśmiało poruszał biodrami. Jak drżał, niepewny czy zuchwałością nie zasłużył na karę.
Carl przyciągną go mocniej do siebie. Dał poczuć, że to co się działo z chłopcem było zupełnie naturalne.
Z tą różnicą, że Trzeci Książę wiedział, czego zechce zaznać potem.
Kusa spódniczka, która i tak nie była żadną ochroną, została delikatnie, prawie niezauważalnie zdjęta.
Carl wsunął dłoń między ich ciała. Bez pośpiechu zaznajamiał Lelum z pożądaniem.
- Lelum, usiądź i oprzyj plecy o poduszki. - chłopcu nawet nie śnił się sprzeciw.
- Rozłóż uda...troszeczkę szerzej...tak, właśnie tak. - Lelum oddychał ciężko, jak po biegu. Z trudem też udawało mu się siedzieć w rozkroku, kiedy jego przyrodzenie było idealnie widoczne. A nic go nie otaczało, prócz ciepłego powietrza w pokoju. Wielkimi oczami wpatrywał się smukłe dłonie Carla. O, chciał czegoś, a Książę wiedział czego.
Ułożył się między zgrabnymi udami, a dłonie zaczęły pieścić wrażliwą na dotyk skórę, wnętrza ud. Ręce dosięgły pachwiny, chłopiec praktycznie zaskomlał.
Piszczał i jęczał, prawie krzyknął, kiedy poczuł na sobie dotyk, w tym miejscu o które się bał i które pragnął, aby było pieszczone. Wyglądał, i Carl wiedział, że tak jest, jakby zupełnie nie wiedział co robić.
Przez chwilę gryzł usta, żeby powstrzymać się od tych dźwięków, zaskoczony własną arogancją. Osłonić też się próbował, jednak instynktownie, bo przecież tego nie chciał. W końcu zamknął oczy i pozwolił, żeby ciało oddawało się rozkoszy w swoim rytmie.
Carl patrzył, oczarowany. Nie mógł oderwać oczu od twarzy chłopca. Opamiętał się dopiero gdy nasienie zaczęło wypływać i moczyć mu dłonie.
Uniósł się na tyle, by dosięgnąć ustami różowiutkiej, lśniącej końcówki. Pochłonął go od razu. Nie potrafił się powstrzymać. Chłopiec pod nim zadygotał. Nie było takiej możliwości, żeby Carl zadławił się delikatną słodkością. Jednak przyparł biodra Lelum dłońmi. Nie pozwoli mu dojść przed wyznaczonym czasem. Jeszcze nie....
Odsunął się więc, kiedy wyczuł, że trzeba.
- Ciiii.....nie bój się, nie zostawię cię tak. Połóż się na moich udach. Pupą do góry. - Lelum posłuchał. Był za bardzo rozpalony, rozbity nowymi doznaniami. Zatracił się zupełnie. Carl nie widział jeszcze czegoś takiego. Doskonale wiedział, że sprawiał przyjemność. Tylko oczy chłopca były już prawie nieprzytomne. A przecież nie dawał mu niczego. Żadnych narkotyków. Nie zauroczył.
Przez chwilę bawił się myślą żeby wejść w umysł chłopca. Ale nie...działo się coś dziwnego, Carl sam nie wiedział co. Wolał nie ryzykować. Nie był Smainem. Nie był magiem i specjalistą.
Motyl już ułożył się na nim. Carl zgrabnie wmanewrował jego przyrodzenie miedzy swoje uda. Zacisnął je na nim.
Sięgnął dłonią do pudełeczka, które przywołał przed chwilą. Gęsta, perłowa maść miała swoje ścisłe przeznaczenie. I nie było nim tylko roztaczanie podniecającego, piżmowego zapachu. Zamoczył w niej palce i zaczął rozprowadzać maź po jasnych pośladkach Lelum.
Chłopaka nie miał pojęcia do czego to już prowadzi. Carl za to wiedział dobrze i czuł, że jego lędźwie boleśnie się zaciskają. Och, kochał się dręczyć w ten sposób. Mógł wejść w te słodkie ciało, mógł już dawno. Ale to by było za szybko. Carl tak nie lubił.
Delikatnie włożył w motyla jeden palec. Ten szczerze zaszokowany, próbował zacisnąć mięśnie. Odsunąć się. W rezultacie jednak, tylko otarł się członkiem o uda Carla. Co jeszcze bardziej go pobudziło.
Książę był bardziej niż kontent. Chwyt w jakim teraz znajdowały się dwa palce, był...
Niesamowity.
Chłopcy w Avadorze, przynajmniej większość, nosili w sobie dilda. Czasami, z przymusu, czasami dla własnej przyjemności. Koniec końcem, mieć coś w pupie było całkiem normalne. Carl pamiętał, że sam to lubił. Przynajmniej do czasu, kiedy nie zaczął sypiać ze Smainem.
Jak czuł się teraz Lelum? Nie mogło być tak źle, skoro chłopiec poruszał się w rytm jaki wyznaczały jego palce. Z piąstkami zakręconymi w jedwabiu. Carl był pewien, że oddycha przez otwarte usta. I te jęki....Jakby Lelum nie mógł się zdecydować, czy dotyk go boli, czy podnieca. Sam wiedział dobrze, że ma trochę boleć. To była cała radość miłości z mężczyzną. Dlatego wolał męskich kochanków niż, kobiety. Poza kilkoma wyjątkami. Ale w tej chwili Trzeci Książę nie chciał myśleć o Geb.
I wtedy Lelum go zaskoczył. Jedna dłoń puściła prześcieradło i znalazła erekcję Carla.
Ten zasyczał przez zaciśnięte zęby, choć dotyk był ledwo wyczuwalny.
Lelum, przestraszony od razu się wycofał.
- Już czas. Chcesz mnie Motylku? - chłopiec trwał w bezruchu. Nie rozumiał, o co Carl pytał. Nie śmiał na niego spojrzeć, przekonany, że postąpił źle.
Calr wsuną trzeci palec. Dokładnie i głęboko, tak, że uderzył w ukrytą w smukłym ciele prostatę.
Lelum wygiął plecy w łuk, przyjęty do samych kości nową intensywnością uczucia.
- Panie...proszę, nie zostawiaj mnie tak. - a Carl tylko wyjmował palce, żeby zrobić miejsce na coś o wiele lepszego. Tylko skąd Lelum miał to wiedzieć. Skąd.....?
Jak można było nie wiedzieć...?! Czy Lelum naprawdę sądził, że nie było nic więcej? Carl zaśmiał się mimo woli.
Uspokoił ustami usta chłopca. Nie chciał przecież, żeby ten myślał, że to przez niego.
- Powiedz mi, że mnie chcesz. Chcesz tutaj. - jego głos był gorący.
Lelum został tak, jak leżał. Trzeci Książę wspiął się na niego. Wymownie, bardzo wymowie otarł się o pośladki chłopca.
- Właśnie tutaj. Musisz mi powiedzieć, czy chcesz mi się oddać. - tak naprawdę to nie miało znaczenia. Lelum zgodził by się na wszystko, wierząc, że Carl zaspokoi jego pragnienia. To przeświadczenie wypływało z niego, jak gęsty sok. Silne i nie do zaprzeczenia.
- Panie...tak. - wystarczyło.
Czysta radość.
Rozkosz, kiedy w niego wszedł. Dzika i niesamowita. Nie potrafił przerwać, choć widział, że sprawia ból. Zresztą, czy to tak dużo znaczyło, kiedy wszystko w nim szalało z przyjemności. Był Trzecim Księciem, a miłość z nim była wyniesieniem. Zaszczytem.
- Będziesz pływał w jedwabiach, diamentach. Dam ci wszystko czego zapragniesz... - po cóż to mówił, chyba chciał go nagrodzić już teraz. Carl objął ramionami drżącą pierś. Zwolnił trochę rytm, nie chciał, że to się tak szybko skończyło.
Jego usta zaczęły pieścić alabastrowy kark, białą szyję. I puls. Puls chłopca był niewiarygodnie szybki.
- Lelum, mów do mnie ... czego chcesz...dam ci co tylko mogę, a mogę prawie wszystko. - Carl usłyszał szloch. A zaraz po nim...
- Kochaj mnie...- chłopiec pod nim poruszył się gwałtownie i zaczął nowy rytm. Bardziej szalony i ciężki. Mocniejszy.
Carl nie wierzył, że to może nie boleć. Ale ból już się nie liczył. Tylko ciało chłopca, gorące, rozpalone. Ciasne, aż go granic. Carl miał wrażenie...wiedział, że jeszcze nigdy nie było mu tak dobrze. Z nikim. Za nic nie chciał rozłączać się z Lelum.
Czy kiedykolwiek czuł się taki pełny? Te wszystkie myśli były poza nim. Daleko za pochłaniającym umysł pożądaniem.
Trzeci Książę uniósł Lelum powoli, tak, żeby siedział na nim.
Chłopiec wzbraniał się przed zmianą pozycji, nie pewny, co ma oznaczać. Ale kiedy tylko poczuł, że ciało kochanka napełnia go znów i tym razem, dociera lepiej, głębiej...zacisną szczelnie zęby i naparł na Trzeciego Księcia biodrami.
Carla ogarnęła niemal dzika ekstaza. Lelum siedział na nim, boleśnie nadziany na pulsującą erekcję. Był cichutki. Ale to, że zaciskał usta prawie do krwi, mówiło Carlowi wystarczająco dużo. Może przeżywał mękę, może właśnie coś zupełnie innego. Najprawdopodobniej jednak oba uczucia naraz.
Prawie niewidoczne łzy płynęły Lelum spod powiek.
Carl nie wiedział już nic, nie docierało do niego nic, prócz tej słodkiej szczeliny w którą się wgryzał. Aż do krwi.
Jego ramiona powędrowały dookoła chłopca, zamykając w nich rozdygotane, rozpalone ciało. Nie pozwalając poruszać mu się samemu. Uciec od gwałtownego pchnięcia, które przebiło go prawie na wskroś.
- Boli....- Motyl pisnął, nie powinien, ale teraz nawet on nie myślał o strachu.
- Wiem...przestanie...- kłamał. Poczuł w powietrzu zapach krwi. Krwi małego. Rozerwał go przed chwilą, a teraz nie robił nic innego, tylko dalej, trzymając chłopca w żelaznym uścisku, nadziewał go na siebie.
Żeby tylko mnie nie odtrącił, wiem...wiem, ale nie dam rady przestać.
W końcu, czy Smain nie posiadał cudownych leków na takie zranienia? Do następnej nocy nie powinno być nawet śladu po bólu.
Tylko że, póki co, zapach krwi stawał się coraz wyraźniejszy. Wejście, które Trzeci Książę nawiedzał stawało się coraz bardziej śliskie i rozpalone. Nieprzytomne dłonie Lelum wkręciły się w mokre, czarne strąki, zaciskając na nich palce.
- Nie....nie przestawaj teraz... - ton Lelum był bardziej płaczliwy niż, kiedykolwiek. A słowa wręczy wydyszane, przez zaciśnięte z podniecenia płuca i gardło.
- Otwórz oczy Lelum, patrz na mnie. - spojrzenie diamentowych oczu Lelum przeszyło Trzeciego Księcia, jak tysiące igieł wbijanych w każdy kawałeczek jego ciała. Więź jakby magiczna, nierozerwalna. Tak jak teraz ich ciała, pochłonięte sobą.
Carl prawie nie opuszczał już chłopca. Nie mógł znieść rozdzielenia. Tego momentu, kiedy wysuwał się z Motyla, choćby tylko na chwilę.
Nie mógł znieść wyrazu jasnej twarzy, kiedy to robił. Jakby Lelum miał zaraz umrzeć z nieopisanej straty.
Zamiast tego, próbował dotrzeć jeszcze głębiej, pełniej. Chłopiec pomagał mu, nie uciekał ciałem. Mocniej trzymał się kochanka. Ranił paznokciami wilgotną brązową skórę.
Byli już tak blisko...
Carl pochłonął usta chłopca, całował jak szalony. Agresywnie spijał smak z zaczerwienionych warg. Lelum krzyczał, przynajmniej tak mu się wydawało, wszystko w nim rozpadało się na kawałeczki. Nie mógł już więcej wytrzymać. Żar palił mu wnętrzności. Ogłuszał rytm własnego serca.
Trzeci Książę czuł jak ekstaza przetacza się przez niego, uwalniając nasienie, które ......
Jedyna myśl, to wejść jak najgłębiej, żeby pozostało tam na zawsze. Żeby się zagnieździło jak w ciele kobiety i wydało owoc.
Fala za falą.
To się nie kończy. Nie może, dlatego nie można przerwać.
Jeszcze raz i jeszcze......
Bez przerwy, choć prawie nie znajdował w sobie sił, sprawił by trwało. Przez niego i Lelum przeszedł kolejny orgazm. I jeszcze jeden.
Aż z wyczerpania nie mogli się poruszyć.
- Zostań tak, proszę....
Kimże był Trzeci Książę, żeby nie posłuchać rozkazu?







µ µ µ




TANDARIDEI


Dla Mojej Pani za czas jaki mi daje.




Koniec części pierwszej. W przygotowaniu "Światła Avadoru : Bramy Niebios"






Komentarze
mordeczka dnia padziernika 17 2011 22:03:03
Komentarze archiwalne przeniesione przez admina

Yoan (Brak e-maila) 20:53 17-08-2004
Hej! A gdzie ciąg dalszy? :/
Schensi (Brak e-maila) 15:39 27-08-2004
no wlansie?!?! gdzie ciag dalszy?!?!?!
kropka (Brak e-maila) 20:42 29-09-2004
to jest CUDOWNE!!!! yyy... ale właśnie, gdzie kolejna część? ;_;
An-Nah (Brak e-maila) 21:07 14-11-2004
Podoba mi sie, slicznie napisane... hmmm, slyszalam plotki, ze na profesjonalimz szanowan autorka przeszła? A przynajmniej ze zrezygnowała z yaoi? szkoda to, szkoda... szanowan autorko, jesli sie jeszcze kiedys zjawisz na tej stronie, prosze cie, zakacza ta historie... Smain, mrrrrrr... chcialbym cos wiecej na jego temat...
niki (Brak e-maila) 20:18 25-12-2004
dalej dalej, zwlaszcza fabula,co bedzie dalej?
koli (Brak e-maila) 10:01 04-01-2005
jeszcz, jeszcze, ja chcec ciag dalszy:]
Tand (TandDeiGlass@wp.pl) 16:16 21-03-2005
Diaboli smileyhehe, autorka poznała swój błąd i po rocznej przerwie wraca do yaoi!hehe, nic nie jest tak przyjemne jak pisanie w tym temacie!Pozdrawiam!TandDeiGlass
Dizzy_Sun (Brak e-maila) 21:19 14-11-2005
Niesamowite... niesamowite... Ja to odkryłam tak późno, to nie do pomyślenia...
Akasza (Brak e-maila) 14:56 16-12-2005
No sliczne poprostu!!!
liz (liz5@o2.pl) 12:26 16-01-2006
kiedy bedzie now a czesc bo nie moge sie juz doczekac!!!!!!!!!!!!!!!!!!a poza tym to piszesz zajebiscie :
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum