The Cold Desire
   Strona Główna FORUM Ekipa Sklep Banner Zasady nadsyłania prac WYDAWNICTWO
Grudnia 22 2024 05:11:40   
Nawigacja
Szukaj
Nasi autorzy
Opowiadania
Fanfiki
Wiersze
Recenzje
Tapety
Puzzle
Skórki do Winampa
Fanarty
Galeria
Konwenty
Felietony
Konkursy
ŚCIANA SŁAWY
Tutaj będą umieszczane odnosniki do stron, na których znalazły się recenzje wydanych przez nas książek









































POLECAMY
Pozycje polecane przez naszą stronę. W celu zobaczenia szczegółów należy kliknąć w dany banner





Witamy
Strona ta poświęcona jest YAOI - gatunkowi mangi i anime ukazującemu relacje homoseksualne pomiędzy mężczyznami. Jeśli jesteś zagorzałym przeciwnikiem lub w jakiś sposób nie tolerujesz homoseksualizmu, to lepiej natychmiast opuść tę witrynę - resztę naszych Gości serdecznie zapraszamy
Fate 1
Seria FATE. Część: Be destined Rozdział: Trust


Wszystko zaczyna się w jednym miejscu. Każde życie choćby nie wiem jak słabe i przeklęte. Ma jakiś swój początek. Momenty przełomu. Czas, kiedy wszystko się zmienia, zdarzenia, które budują kolejne.
Nie ważne, co się stanie i tak będzie źle. Nie ważne, co zrobię i tak będę stracony.
W którąkolwiek pójdę stronę będzie to droga do przepaści…
A los… jest okrutny i przewrotny…

Urodziłem się i wychowałem w Polsce. Nienawidzę tego miejsca. Tu spotkała mnie… najgorsza rzecz w moim życiu? Możliwe… Nie wiem. Na pewno odbiła się na moim życiu bolesnym piętnem. Może kiedyś zapomnę… ale ono nigdy nie zniknie.
Zmieniła mnie. Chyba na gorsze…

Czarne włosy, brązowe, minimalnie skośne, oczy, chudy, drobny, o delikatnych dziewczęcych rysach… nienawidzę tego. Ale nigdy nie dałem sobie ściąć włosów.
Właściwie to nie tak. Nie nienawidzę swojego wyglądu, tylko stosunku ludzi do niego.
Większość 'znajomości' zaczynała się od 'laleczko' a kończyła na 'homo-niewiadomo', bez żadnej rozmowy, a jedynie po poprawce, że jestem chłopakiem. Nigdy nie ubierałem się jak dziewczyna, a mimo to… na pierwszy rzut oka stwierdzano 'chłopczyca'.
To wszystko przez tą 'czwartą krew'. Mój ojciec jest niezbyt wysoki, ale silnej budowy, o bystrym spojrzeniu ciemnych oczu. Ja jednak się wdałem w babcię, drobną japonkę o słodkiej buzi.
Wychowałem się na japońskiej muzyce rockowej. To ukształtowało moją psychikę. A właściwie ją skrzywiło.
Jako czterolatek radośnie i uparcie stwierdziłem, że chcę mieć dzieci z ładną panią Hiroto.
To, że Hiroto był stuprocentowym mężczyzną było nic nieznaczącym szczegółem. No i fakt - jego wygląd mógł zdecydowanie budzić wątpliwości, co do płci - długie brązowe loki, potem proste włosy, delikatna buzia i zwiewne ubrania - wyglądał jak typowa młoda dziewczyna lat '90, a nie dwudziestosześcioletni mężczyzna.
Och, to nie tak, że jestem gejem. Jeśli już mam się tak definiować to łatwiej mnie uznać za Bi - kobiety mi się podobają. Ale… moje życie się skrzywiło w taki a nie inny sposób.

Przy mojej budowie, jako czternastolatek wyglądałem jak dwunastoletnia chłopczyca. Luźne ciuchy, związane w kitkę długie włosy i wielka torba na ramieniu. Charakterystyczne dziecko ze mnie było…
Regularnie wybierałem się do centrum miasta, do empiku, żeby poczytać komiksy. Nic specjalnego. Nie miałem zbyt wielu przyjaciół… w sumie to nie wiem czy miałem jakichkolwiek przyjaciół.
To były wakacje, lipiec. Niedługo po ukończeniu przeze mnie pierwszej klasy gimnazjum. Typowo dla siebie siedziałem wciśnięty w kąt w dziale z komiksami. Co czytałem? Teraz już nie pamiętam.
- Nie jesteś za mała na takie komiksy? - Usłyszałem nagle nad sobą.
We mnie natychmiast się zagotowało i zacząłem się rzucać, że nie jestem dziewczyną i mam prawie czternaście lat.
Tak rozpoczęła się nasza znajomość.
Na moje wyrzuty on się roześmiał i lekko poczochrał mi włosy.
- Uroczy jesteś… - uśmiechnął się.
To rozzłościło mnie jeszcze bardziej. Myślałem, że go zaraz pogryzę.
Nie pamiętam już jak to się stało, ale w końcu wylądowaliśmy w pobliskiej kawiarni popijając koktajle.
On miał na imię Łukasz, a ja od razu przechrzciłem go na 'Luka'. Był przeszło 4 lata ode mnie starszy i właśnie miał iść do 3 klasy liceum. Jednak od razu znaleźliśmy wspólny język. A gadaliśmy o wszystkim. O szkole, o komiksach, filmach, ulubionej muzyce…
W kawiarni przesiedzieliśmy kilka godzin, tak zajęci rozmową, że mój koktajl bananowy i jego waniliowy zrobiły się całkiem ciepłe zanim je dopiliśmy. W końcu zadzwoniła moja mama.
- Myszonek ja rozumiem, że są wakacje, ale może byś już wracał, co?
- Tak mamo…
- Jutro też jest dzień.
- Uhm… już idem… będę za godzinę, jak złapie busa… - rozłączyłem się. - Luka… - zwróciłem się do chłopaka. - Muszę już iść.
- Szkoda… - uśmiechnął się. - Słuchaj… mój numer to 676 xxx xxx… - wybrałem szybko odpowiednie cyfry w telefonie. - Zadzwoń kiedyś.
- Uhm! - Skinąłem radośnie głową. Miałem tak dobry nastrój, że byłem gotów zadzwonić zaraz po wejściu do autobusu.
- Którą linią jedziesz? - zapytał gdy wyszliśmy już z kawiarni.
- 409 spod dworca - wyszczerzyłem zęby. - Ale mogę też jechać tramwajem, wtedy to 10tka.
- Odprowadzić cię?
- Jasne!
Uśmiechnął się lekko i znów poczochrał mnie po włosach.
- Przestań…! - nagle uświadomiłem sobie że czegoś mi brakuje. - O kurcze… - natychmiast zawróciłem i biegiem rzuciłem się do kawiarenki. Na szczęście leżała pod stolikiem, przy którym siedzieliśmy.
- Co się stało? - on dotarł na miejsce w momencie jak wychodziłem.
- Czapka! - pokazałem mu lekko workowaty niebieski kaszkiet. - Moja ulubiona. Nigdy nie wychodzę bez niej z domu!
- Aha… fajna.
Założyłem czapkę chowając pod nią kucyk.
- Wyglądasz w niej prawie jak chłopak… - mruknął z niekłamanym podziwem Luka.
- Dzięki… - warknąłem.
Dusząc śmiech wyciągnął paczkę papierosów.
- Palisz? - zapytałem, chociaż było to oczywiste.
- A ty?
Pokręciłem przecząco głową.
- I dobrze. Nie pal - mruknął odpalając papierosa. - To zgubny nałóg. I kosztowny.
- Nie mam zamiaru. I bez tego na wszystko umieram.
Śmiejąc się dotarliśmy na przystanek tramwajowy. Akurat przyjechała dziesiątka.
- Dobra ja lecę! Ja mata! - Rzuciłem jeszcze po japońsku.
- Papa… Zadzwoń jak będziesz miał czas.
Tylny wagon, do którego wsiadłem, był prawie pusty. Usiadłem przy oknie - Luka wciąż stał na przystanku. Gdy zauważył, że na niego patrzę, pomachał mi, śmiejąc się.
Co zabawne, nie pamiętam go jakoś bardzo dokładnie. Kilka szczegółów, których teraz nie mogę poskładać w całość. Był szczupły, ale całkiem nieźle zbudowany. Później dowiedziałem się, że to efekt chodzenia na siłownie, co najmniej trzy razy w tygodniu. Wydawał mi się wtedy wysoki, ale nie miał raczej więcej niż 175 cm wzrostu - tyle, że ja wówczas mierzyłem mniej niż metr pięćdziesiąt. Twarz miał pociągłą i trójkątną - zawsze wydawała mi się dziwnie kanciasta. Nos długi i prosty. Duże, ciemnoniebieskie oczy. Włosy średni blond, pół długie, zawsze roztrzepane i w nieładzie…
Chyba jednak pamiętam go lepiej niż mi się zdawało…

W końcu nie zadzwoniłem. Zapomniałem. Miął miesiąc, nadszedł duszny i leniwy sierpień, a ja znów siedziałem w empiku, znów czytając komiksy.
- Nie zadzwoniłeś. - usłyszałem nad sobą.
- Luka! - ucieszyłem się.
Chłopak usiadł na podłodze i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Nie zadzwoniłeś. - powtórzył, mrużąc ciemnoniebieskie oczy.
- Gomen… - mruknąłem zmieszany. - Boku wa… Ja…
- Obietnic należy dotrzymywać… - jego głos był lodowaty. Wręcz poczułem powiew chłodu bijący od niego.
- Ja… - mój głos, wbrew mojej woli, zabrzmiał nieco jękliwie.
Nagle roześmiał się i poczochrał mnie po włosach.
Zmieszałem się jeszcze bardziej.
- Pójdziemy na lody? - zapytał, znów czochrając mi włosy.
- Uhm! Tylko przestań mnie kudłać! - osunąłem mu się spod ręki.
Na twarz odmalowało mu się zdumienie.
- Co?
- No… Kudłać… - widząc, że dalej nie rozumie, rozwinąłem. - Czochrać. Psuć fryzurę. Robić na głowie szopę…
- Aa… A czemu?
- Bo nie lubię… czuje się jeszcze mniejszy i… jak jakieś domowe zwierzątko! - prawie krzyknąłem, pełen wyrzutu.
- Ale ty jesteś taki słodki że nie mogę się powstrzymać! - przysunął się do mnie i znów wsunął rękę w moje włosy.
Miałem mieszane uczucia, co do tego wszystkiego. Z jednej strony, nienawidzę jak ktoś mówi, że jestem słodki. Z drugiej, było w Luce coś takiego… sam nie wiem. Chciałem jego uwagi. Ja…
- To idziemy? - cofnął dłoń.
Pokiwałem energicznie głową i założyłem czapkę.

Zasiedliśmy w tej samej kawiarni, co poprzednio. Ja zamówiłem wielki puchar lodów śmietankowo-czekoladowo-bananowych, z czterema połówkami bananów i polewą czekoladową - 'Banana Dream', a Luka o dwie trzecie mniejszy Choco-Fan.
Kiedy nam je przynieśli Luka spojrzał się na mnie dziwnie.
- Co ty masz z tymi bananami? - spytał.
- Nic… - wzruszyłem ramionami. - Lubię je, bo co?
- No, bo z twoim wyglądem… - zawahał się. - Nieważne.
- Co nie ważne? - obruszyłem się.
Westchnął.
- Za młody jesteś… - machnął ręką.
- Niedługo kończę czternaście lat! - warknąłem, wkładając banana do ust.
- No właśnie… Nie jedz tego banana w ten sposób!
- Mhm? - Nie bardzo miałem jak mówić, więc wysunąłem owoc z ust. - Dlaczego?
- Bo to wygląda… - spojrzał w bok.
- Jak?
- Perwersyjnie. Jakbyś loda robił. - stwierdził dobitnie, już nie próbując łagodzić swoich słów.
- Że… co? - szczęka mi opadła, a banan mało nie wypadł z ręki. Odłożyłem go z powrotem do pucharka i wybuchłem lekko histerycznym śmiechem.
- Mówiłem, że jesteś za młody… - mruknął.
Natychmiast przestałem się śmiać.
- Wcale nie!
- Eh… - westchnął ciężko. - Niech ci będzie.

Później tego typu sprzeczki zdarzały nam się regularnie. Najczęściej kończyło się na westchnieniu 'niech ci będzie', bo wyjątkowo uparte i kłótliwe ze mnie stworzenie.
Oczywiście tamtego dnia znowu się zagadaliśmy, i znowu dzwoniła do mnie mama, żebym wreszcie wrócił do domu.
- Spotkajmy się jutro. - zaproponowałem chowając komórkę. - W czasie wakacji jestem w centrum prawie codziennie. W końcu nie mam nic innego do roboty. Zazwyczaj przychodzę koło południa, i potem w Empiku czytam, co mi w łapy wpadnie.
Skinął głową.
- Ale daj mi jeszcze swój numer, dobra?
- Sześć… e… czekaj nie pamiętam… - zacząłem szukać po kieszeniach telefonu. Miałem taki talent, że byłem w stanie go zgubić we własnej torbie w piętnaście sekund.
- Nie pamiętasz własnego numeru?! - spojrzał na mnie jak na coś dziwnego.
Nie to, że byłem normalny.
- No… po co? Sam do siebie nie dzwonie przecież… - wzruszyłem ramionami. Udało mi się znaleźć telefon i teraz usiłowałem wydobyć z niego mój numer. - 697 XXX XXX
- Dzięki… fajny masz numer… - uśmiechnął się kątem ust. - Będę w Empiku koło trzynastej. Jakby coś, zadzwonię.
Znów poczochrał mnie po włosach. Nagle jednak zsunął dłoń i zaczął mnie czochrać za uchem.
Automatycznie przymknąłem oczy, i aż westchnąłem na tę pieszczotę. To było takie przyjemne…
Trwało to tylko kilka sekund aż oprzytomniałem, i mrucząc - przestań… - odsunąłem się od jego ręki.
- Jak kot… - zaśmiał się. - Leć. Twoja mama będzie się martwić.
Nagle zrobiło mi się smutno.
- Do jutra.
Zobaczyłem, że właśnie podjeżdżał mój autobus.
- Do jutra. Mata Ne! - zawołałem odbiegając w podskokach.
Już siedząc w autobusie wyjrzałem przez okno.
Luka wciąż stał i patrzył na mnie.

Następnego dnia byłem w Empiku już o dziesiątej. Po prostu nie byłem w stanie usiedzieć w domu.
Dwie godziny ciągnęły mi się jak pięć. Siedziałem pod półką jak na szpilkach, co pięć minut zerkając na komórkę żeby sprawdzić czas.
Około dwunastej prawie podskakiwałem za każdym razem jak ktoś przechodził obok.
Za piętnaście pierwsza przestałem już udawać, że czytam i zacząłem krążyć po Empiku.
Dziesięć po pierwszej zacząłem się denerwować. No dobra, denerwowałem się już wcześniej. Teraz to już o nerwicę zahaczało.
Dwadzieścia po, nie wytrzymałem i zacząłem dzwonić.
Nie odbierał.
Po czwartej próbie byłem już wściekły. Schowałem telefon i ruszyłem do wyjścia.
W tym momencie wbiegł zdyszany Luka mało mnie nie przewracając. Włosy miał jeszcze bardziej rozczochrane niż zwykle, wilgotne od potu, a na twarzy pojawiły mu się rumieńce z wysiłku.
Łapczywie usiłował złapać powietrze.
- Prze… przepraszam… - wydyszał. - Za… spóźnienie…
- Nie zadzwoniłeś… - mruknąłem mrużąc oczy, specjalnie powtarzając jego słowa z wczoraj.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
Nie mogłem jednak długo utrzymać poważnego wyrazu twarzy i po chwili obaj dusiliśmy się ze śmiechu.
No, Luka jeszcze też od biegania.
Do końca wakacji spotykaliśmy się codziennie.
A ja, każdego dnia ufałem mu coraz bardziej.



Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj si, eby mc dodawa komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostpne tylko dla zalogowanych Uytkownikw.

Prosz si zalogowa lub zarejestrowa, eby mc dodawa oceny.

Brak ocen.
Logowanie
Nazwa Uytkownika

Haso



Nie jeste jeszcze naszym Uytkownikiem?
Kilknij TUTAJ eby si zarejestrowa.

Zapomniane haso?
Wylemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nasze projekty
Nasze stałe, cykliczne projekty



Tu jesteśmy
Bannery do miejsc, w których można nas też znaleźć



Ciekawe strony




Shoutbox
Tylko zalogowani mog dodawa posty w shoutboksie.

Myar
22/03/2018 12:55
An-Nah, z przyjemnością śledzę Twoje poczynania literackie smiley

Limu
28/01/2018 04:18
Brakuje mi starego krzykajpudła :c.

An-Nah
27/10/2017 00:03
Tymczasem, jeśli ktoś tu zagląda i chce wiedzieć, co porabiam, to może zajrzeć do trzeciego numeru Fantoma i do Nowej Fantastyki 11/2017 smiley

Aquarius
28/03/2017 21:03
Jednak ostatnio z różnych przyczyn staram się być optymistą, więc będę trzymał kciuki żeby udało Ci się odtworzyć to opowiadanie.

Aquarius
28/03/2017 21:02
Przykro słyszeć, Jash. Wprawdzie nie czytałem Twojego opowiadania, ale szkoda, że nie doczeka się ono zakońćzenia.

Archiwum